poniedziałek, 28 października 2013

Rozdział 51:,,Wojna za sprawę może być szaleństwem, ale nie hańbą.''

                  Profesor McGonagall przemierza Hogwarckie korytarze szybkim krokiem. Zmęczona po kolejnej nieprzespanej nocy chce jak najszybciej dostać się do okolic wieży astronomicznej.
Jej umysł nie daje jej odpocząć. Szykuje się kolejne starcie, które jest wielką niewiadomą.
Jest już zmęczona, ale nie daje tego po sobie poznać. Nie chce okazywać swej słabości i rzadko pojawiających się wątpliwości. To odebrałoby im wiarę w zwycięstwo na które mają, mamy szanse.
Stara dyrektorka nigdy nie myślała o sobie, zawsze o swych wychowankach. Z każdym z nich wiąże ją swego rodzaju więź, zależy jej na każdym z osobna. Podczas chłodnych, ponurych nocy marzy.
Siedząc na swoim skórzanym fotelu marzy, by czasy lepsze i szczęśliwsze za niedługo nadeszły.

,,By zza czarnego nieba wyszło słońce.''

Marzy o spokoju i o szczęściu dla swych uczniów. By mogli odpocząć od panującego koszmaru. Od wojny. Tej, która dopiero co się zaczęła i za niedługo ruszy pełną parą i od tej, która już minęła. Nie wątpliwie im się to należy. Jej też.
                   Ta starsza już kobieta po raz kolejny będzie musiała stawić czoła złu  i ochronić swoich wychowanków. Uczniów tego wspaniałego zamku.
Syriusz, Kingsley Schackebolt i starsi Weasley'owie już na nią czekają. Muszą przedyskutować kolejne ostrzeżenie Śmierciożerców. Wszyscy zdają sobie sprawę, że to nie żarty, a szczególnie jej uczniowie.
Jej uczniowie. 
Ci młodzi ludzie zdają się być oparciem dla każdego. Sami potrafią zdziałać więcej niż niejedna grupa dorosłych aurorów. Po raz kolejny muszą stawić czoła wojnie mimo swego młodego wieku.
Lecz co to znaczy młodego?
Kogo, jak kogo, ale ich nie można nazwać młodymi. Ich dusza jest dużo starsza, ma wiele doświadczeń na swych barkach.
Lecz najgorsze, a zarazem najlepsze jest to, że wydaje się iż to oni prowadzą tą akcje, a nie MY. Dorośli. Że to oni chronią  nas, że to my  będziemy zawdzięczać życie im.
                  Przed wejściem na kolejne piętro doświadczona kobieta staje gwałtownie. Zaciska swe usta w wąską linie i klęka przy leżącej na zimnej podłodze dziewczynie. Sprawdza jej puls. Nie żyje.
Oszołomiona szybko podnosi się z klęczek po czym kieruje  wzrok  na stojącą przed nią ścianę i sporej wielkości napis.

Oto pierwsza buntująca się czarownica. 

Minevra przełyka ślinę. Szybko wysyła patronusa do swego przyjaciela, Kingsley'a.

Dziś jest piąty stycznia.

*****

Hermiona

                 Uśmiecham się kiedy podnoszę się do pozycji siedzącej. Pierwsze lekkie, styczniowe promienie wyciągnęły mnie z objęć snu. 
Coś chwyta mnie za już matczyne serce kiedy spoglądam w lewo. Wczorajszego wieczoru zaprowadziliśmy Sylvie do jej nowego pokoju. Bardzo jej się spodobał, a jej uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej gdy dowiedziała się,że  przygotował go Draco.
Późnego wieczoru kiedy leżeliśmy już w łóżku zapukała do naszego pokoju. Kiedy zamykała za sobą drzwi zaśmiałam się cicho. Praktycznie nie dosięgała do klamki!
Śniła jej się Pamela. Nie mogła zasnąć, więc przyszła do nas. Z lekkim już uśmiechem wgramoliła się na nasze łóżko i położyła się pomiędzy nami twarzą do mnie. Pocałowałam ją w czoło na co lekko zachichotała, a przez to że byliśmy wszyscy blisko siebie Draco objął nas obie ręką.
                Teraz znowu się uśmiecham. To taki uroczy widok! Sylvia leży obecnie twarzą zwróconą ku Malfoy'owi. Ich włosy porozrzucane są na poduszce i poplątane są ze sobą. Przez to, że mają praktycznie identyczny odcień trudno jest odróżnić które są kogo. Rączki małej mocno trzymają kciuk Dracona, a na jego ustach  błąka się lekki uśmiech. 
               Nie będę ich budzić, decyduję kiedy zerkam na zegarek. Mają jeszcze czas. 
Podnoszę się z łóżka i kieruje się ku łazience. Rozczesuje włosy, biorę kąpiel i ubieram się. Wychodząc z pomieszczenia  rzucam przelotne spojrzenie na łóżko. Podchodzę do blondyna i tyrpię go  w ramię. Mruży oczy, a po chwili całkowicie je otwiera.
-Wstawaj Draco, trzeba się zbierać.-zaczynam i przysiadam na skraju łóżka.
-Pójdę po śniadanie.-mówi i odgarnia kilka kosmyków z oczu Sylvi.
-Nawet nie wiesz jak to uroczo wygląda.-odpowiadam obserwując tę scenę  i całuje chłopaka w policzek.
-Zaraz wracam.-dodaje po czym odgarnia kołdrę. Przeciąga się i podnosi się z łóżka. Wyciąga z szafy ubrania i wkłada na siebie koszulę. Podchodzę do chłopaka i zarzucam mu ręce na szyję. Chłopak uśmiecha się kpiąco i delikatnie całuje mnie  w usta. 
-Zachciało Ci się igraszek?-pyta z łobuzerskim uśmiechem po czym przesuwa swoją rękę z mojej talii na pośladki. 
-Po prostu cię kocham.-mówię dotykając jego policzka.
-No przecież wiem.-odpowiada przewracając  oczami. Po chwili ponownie pieści moje usta, a ja znów czuje żar w moim sercu. Szczególnie teraz, kiedy w obliczu wojny mogę go stracić chcę czuć jego bliskość jak najczęściej. 
Za każdym razem, podczas każdego pocałunku czuje się po prostu wyjątkowa. Wyróżniona, że TEN mężczyzna całuje właśnie mnie. Czuję się tak jak podczas naszego pierwszego bliższego kontaktu. Pierwszego pocałunku. 

Słaby  deszcz, przyciemniony pokój, lekka muzyka, taniec. I MY.

Odrywam się od blondyna i przystawiam policzek do jego torsu. Draco całuje mnie w czubek głowy. 
-Nie pozwolę, by coś Ci się stało. I Sylwi też.-mówi.
-Wiem to, kochanie.-odpowiadam, a po chwili słyszę cichy chichot i razem ze stojącym  przy mnie mężczyzną odwracam się w stronę łóżka.
Kącik mych ust unosi się lekko do góry kiedy  zauważam siedzącą wśród rozkopanej pościeli małą dziewczynkę. 
Draco kręci głową i podchodzi do łóżka po czym bierze Sylvie na ręce i wysoko podnosi do góry.
-Ładnie to tak podglądać?-pyta z uśmiechem. 
-No nie...-przyznaje nieco radośnie. Draco uśmiecha się kpiąco, a po chwili unosi córkę do góry i kręci się z nią dookoła.
-Dlaco! Dlaco!-woła śmiejąc się Sylvia. To tak pięknie wygląda! Proszę, proszę, a on tak się bał, że nie będzie potrafił  spełnić się  w roli ojca.
-Dobrze Sylvia, muszę iść po śniadanie dla nas.-informuje i podaje mi małą. Szybko oplatuje  swoimi małymi rączkami moją szyję. 
Blondyn rzuca nam jeszcze jedne spojrzenie po czym cicho wyślizguje się z pomieszczenia. 
-Musisz się ubrać, a po śniadaniu pójdziemy do wujka Blaisa jeśli chcesz.-mówię do córki.
-Lubię go, jest bardzo śmieszny.-mówi z radosnymi iskierkami w oczach. Podchodzę do szafy i wyciągam jej ubranko.  Kiedy zakładam je na nią nie mogę nadziwić się jak szybko przypadła wszystkim do gustu. 
Kiedy wczoraj spędziliśmy z nią trochę czasu zabraliśmy ją do reszty. Gdy zobaczył ją  Harry  od razu pozbył się swoich wątpliwości związanych z dużą odpowiedzialnością, którą na siebie bierzemy. Sylvia również go polubiła. Ciągle ściągała mu jego okrągłe okulary i zakładała na swój drobny nosek. Pansy i Luna były nią zachwycone. Ze wzajemnością. Sylvia kiedy zobaczyła długie, jasne włosy Luny szybko się do nich dorwała. Krukonka mówiła, że tamtego wieczoru długo rozczesywała powstałe kołtuny, ale opowiadała o tym z wielkim uśmiechem. U Rona natomiast narobiła niemałego zamieszania. Wynalazki Weasley'ów nie były dla niej trudną rzeczą.
Jednak nie równało się to z reakcją Blaisa i Teo. Kiedy mój brat odwiedził nas wczoraj od razu porwał małą w swoje ramiona. Na początku Sylvia nie wiedziała co się dzieje. Jej dolna warga zaczęła drgać, jednak po chwili uspokoiła się i zaczęła chichotać kiedy ten gilgotał ją po brzuchu. Tylu śmiesznych min jeszcze w życiu u niego nie widziałam . Zaczął wołać, dość głośno jak bardzo to się cieszy, że jest wujkiem. Jego krzyki usłyszał Teo i szybko do nas dołączył. Powitał Sylvie dość nietypowo. Po prostu uścisnął jej dłoń. Dziewczynka nie zwracała na to zbyt dużej uwagi, gdyż jej wzrok przykuły jego ciemne, wręcz czarne włosy. Porównywała je do swoich jasnych i przeczesywała je malutką dłonią. Później śmiała się radośnie kiedy razem z Blaisem udawali jej wiernego kucyka. Miała na prawdę dużo frajdy jeżdżąc na ich plecach. Skończyło się to interwencją Dracona. Z krzykiem kazał przerwać im te fascynujące zajęcie i wytknął im, że są kompletnie nieodpowiedzialni i, że nie przemyśleli tego co mogłoby się stać gdyby spadła.
Odebrał ją od mojego ,,nieodpowiedzialnego'' brata i zabrał na spacer.
Jednak najczulszym wzrokiem spoglądała na nią babcia Narcyza. Była szczęśliwa kiedy mogła się z nią pobawić. Szczęśliwa i dumna. Dumna ze swojego syna kiedy ten trzymał na rękach córkę. 
-A do wujka Harrego też pójdziemy?-pyta mała czym przerywa moje rozmyślania. 
-Oczywiście.-odpowiadam z lekkim uśmiechem. Dziewczynka przesiada się bliżej mnie i dotyka dłońmi moich policzków. 
-Uczeses mnie?-pyta przyszła Malfoy.  Przytakuję, więc  Sylvia odwraca się do mnie plecami, a ja wstaje po szczotkę. Wyciągam ją z półki po czym wracam na swoje miejsce. Zaczynam rozczesywać jej jasne włosy.  Rozdzielam je na trzy części i zaczynam pleść jej warkocza.
Kiedy jestem w połowie drzwi otwierają się, a do środka wchodzi Draco z  tacą na rękach. Zamyka je w takim sam sposób co otwarł- nogą - po czym z uśmiechem siada koło nas.
-No moje panie, częstujcie się. 

*****

                  Pamiętam kiedy będąc w jej wieku przemierzałam te korytarze. To niesamowite. Jeszcze całkiem nie dawno to ja chodziłam tymi ścieżkami, a teraz robi to moja córka.
Rozgląda się dookoła z wielkim zainteresowaniem. Mimo iż ostatnio razem z Draco obejrzała prawie cały zamek, wciąż szuka nowych zaułków i skrótów. Jest do mnie taka podobna...
Idzie kilka kroków przed nami, raz na jakiś czas zatrzymuje się przed jakimś portretem. Z fascynacją w oczach dotyka ich opuszkami palców.
-Gdzie my w ogóle idziemy?-pyta Draco mocno obejmując mnie w talii.
-Do Harrego i pewnie do Rona.-odpowiadam. Na twarz blondyna wpływa grymas niezadowolenia.
-A do Weasley'a to po co?-pyta oburzonym tonem.
-Idziemy do Harrego, a Ron pewnie u niego będzie.-wyjaśniam.
-To czemu Potter nie może przyjść do nas?
-Draco! Całe życie będziesz się chował przed Ronem?-pytam kręcąc głową z politowaniem.
-Nie chowam się przed tą łasicą! Po prostu nie czerpie przyjemności oglądając go.-tłumaczy i odwraca wzrok.
-Wytrzymasz jakoś.-mówię zrezygnowana.
-No, ale ja nie chce!-woła.
-Jesteś nieznośny! Przecież nie karzę Ci się z nim całować.
-Do tego mam lepszą partnerkę.-odpowiada cichszym głosem i przesuwa nosem po moim obojczyku, a po chwili składa na nim kilka pocałunków.
-Pomyśl sobie, że robisz to dla swojej córki. To Sylvi zależało, żeby do nich iść.
-Co? Boże, moja córka lubi Weasley'a! Koniec świata...-pomrukuje pod nosem. Śmieje się krótko i całuje chłopaka w policzek. Kiedy pokonujemy schody koło nas pojawia się Sylvia i łapie mnie za rękę.
Posyłam jej ciepły uśmiech, a po chwili wchodzimy do Pokoju Wspólnego Gryfindoru.
Wchodząc do środka uderza mnie pewna myśl. Nie pasujemy tu.
Nasza trójka wygląda jak wycięta z innego obrazka. W pokoju jest dużo więcej osób niż przypuszczałam. Zauważam Lunę, Nevila, Rona, Harrego, Ginny, Blaisa, Teo, Pansy, pozostałych uczniów szóstego oraz siódmego roku  i niestety Arabelle stojącą przy oknie.
Wszyscy są pogrążeni w ściszonych rozmowach, skupieni, poważni. Wchodząc tu ze swoim szczęściem naruszyliśmy ich ponury nastrój.
-Hermiona?-zaczyna cicho dziewczynka na co przykucam obok niej.-Mogę iść do Blaise i Teo?-dodaje uśmiechając się słodko.
-Pewnie.-odpowiadam. Sylvia w podskokach oddala się do chłopaków stojących przy oknie. Mój brat bierze ją w ramiona co nie umyka Draconowi.
-Jeśli znowu wpadnie na jakiś chory pomysł...-zaczyna.
-Nie przesadzaj, jesteś przewrażliwiony.
-Bo to moja córka.-odpowiada. Przybliża się do mnie i całuje w czoło.-Nasza.-dodaje z uśmiechem.
Odpowiadam mu tym samym i łapię blondyna za rękę. Ciągnę go do Złotego Chłopca. Witam go uściskiem i buziakiem w policzek, a Draco uściśnięciem dłoni.
-Co tu takie tłumy?-pytam i jeszcze raz wiodę wzrokiem po pokoju.
-McGonagall znalazła martwą uczennicę. Romilda Vane.
-Co? Przecież to znaczyłoby, że Śmierciożercy byli w Hogwarcie!-wołam i mocniej ściskam rękę blondyna.
-Gorsze jest to, że gdyby nie Romilda nikt, by się o tym nie dowiedział.-dodaje Draco.
-Właśnie. Rozmawiałem z Syriuszem. Zaraz mamy zacząć przygotowania. Zaczynamy przenosić się do schronu. Tego pomieszczenie w podziemiach, które Ci pokazywałem.-wyjaśnia Wybraniec.
-Pamiętam. Czyli innymi słowy, najwyższy stan gotowości.-podsumowuje smutno.
-Co się stało Hagenowi?-pyta Draco rzucając krótkie spojrzenie na stojącego w  pobliżu Edwarda z widocznymi zadrapaniami na twarzy.
-Kolejna sprzeczka między nim, a Lestrange. -odpowiada Harry, a w między czasie koło nas staje Ron.
-Cześć.-rzuca mierząc blondyna wrogim spojrzeniem. Arystokrata posyła mu kpiący uśmiech.
-Sądząc po waszych minach, pewnie już wiecie.-zauważa rudzielec.
-Jesteś taki błyskotliwy Weasley...-dodaje Draco na co posyłam mu ostrzegające spojrzenie.
Nagle po pokoju roznosi się wesoły chichot,a koło nas pojawia się Sylvia. Blondyn uśmiecha się czule i bierze ją na ręce. Mała korzysta z okazji i wyciąga rączki przed siebie. Po chwili trzyma okulary Harrego w  swoich drobnych dłoniach. Pomagam jej je założyć.
-Ładnie razem wyglądacie.-mówi Harry targając swe włosy. Odpowiada mu niewyraźne pomrukiwanie Rona.
-Co ty tam mamroczesz łasico?-pyta Draco z mściwym uśmiechem.
-Nic ty cholerna fretko.-odpowiada gniewnie.
-Uważaj na słownictwo przy mojej córce Weasley.-ostrzega Malfoy.
Zauważam drgnięcie dziewczynki kiedy słyszy zwrot użyty przez blondyna. Zdaje sobie sprawę, że jeszcze nie jest to dla niej normalne, trudno jest jej się przyzwyczaić choć wiem, że dobrze się z nami czuję Dlatego zwraca się do nas po imieniu.
Nagle zauważam jak Teo osuwa się po ścianie. Blaise i Pansy szybko klękają przy chłopaku. Nott zaciska zęby i stara się, by nie wydobył się z nich potężny krzyk. Krzyk bólu i rozpaczy. Kiedy łapie się za przedramię wiem co zaraz stanie się Draconowi. Pansy posyła mi rozpaczliwe spojrzenie, a Blaise wyprowadza Teo z Pokoju Wspólnego co spotyka się z zainteresowaniem uczniów.
Kiedy pierwszy grymas wpływa na twarz blondyna kładzie Sylvie na ziemi. Widzę zaczerwieniony Mroczny Znak gdy rękaw jego koszuli podwija się
-Dlaco, co się stało?-pyta mała patrząc na niego z dołu.
-Nie przejmuj się Sylvia, będę musiał na chwilkę wyjść.-mówi przez zęby klęcząc przy niej  i przejeżdża prawą dłonią po jej włosach. Kiedy cichy krzyk wydobywa się z ust Malfoy'a dziewczynka rzuca mu się na szyję. Wiem, że musi być w szoku, to dla niej nowa sytuacja, nie wie co się dzieje z Draconem.
Blondyn obejmuje ją prawą ręką.
-Wrócę.-mówi cicho.
-Wierzę Ci, Dlaco.-odpowiada i pociąga nosem,a po chwili  uwalnia go ze swego uścisku. Chłopak podnosi się z klęczek i podchodzi bliżej mnie.
-Wytrzymasz, wiem to.-wyznaje mu  kiedy przytulam chłopaka. Po chwili odrywa się ode mnie i składa na mych ustach krótki, lecz namiętny pocałunek. Desperacko chcę zapamiętać jego smak na  dłużej, zapamiętać i zabrać ze sobą odczucie jego bliskości. 
-Kocham Cię.-mówi cicho, a mi aż łzy napływają do oczu widząc jego ból.
-Ja ciebie też, nie zapomnij o tym. -odpowiadam. Draco spogląda raz jeszcze w moje oczy i rzuca krótkie spojrzenie Wybrańcowi, który przytakuję.
-Zajmę się nią, możesz na mnie liczyć. Draco.-mówi Harry, a zaraz po tym  blondyn szybko rzuca się w kierunku drzwi.
Arabelli już dawno nie ma. Słyszę trzask teleportacji. Ciekawscy uczniowie po chwili powracają do swoich zajęć, a Nevil przypomina, że za chwilę zaczniemy przygotowania schronu.
Zerkam na Sylvie, która mocno ściska moją rękę. Wiem, że myśli o tym samym, że martwi się o swojego ojca. Myślami jesteśmy  z NIM.


Może na trwodze polega prawdziwe szczęście matki... 
Antoni Makarenko.


*****

Draco

               Kiedy przekraczam próg Malfoy Manor ból powoli ustaje. Spoglądam na zmęczoną twarz Teo i zastanawiam się czy wyglądam tak samo. Czy u mnie też widać ten ból i utrapienie.
Nie mogę tu zostać. W Hogwarcie czeka na mnie Hermiona i Sylvia. Nie mogę zostawić ich samych. Ręce trzęsą mi się z nerwów. Serce kroi mi się na miliony kawałeczków, pęka. Wyrywa się z piersi z tęsknoty, desperacko chce uciec z tego miejsca. Tak samo jak ja.

Miłość to sprawa idealna, małżeństwo realna. Rodzina prawdziwa, nie do rozwiajania. Wzajemne poczucie kochania. 
A.Kossowski
              
Zasiadam przy stole z Nott'em po swojej prawej i wyczekująco patrzę na swojego ojca. Odpowiada mi głucha cisza. Nikt się nie odzywa, każdy patrzy gdzie indziej. Wiatr uderza o okna, nieme krzyki niosą się po pokoju. Dreszcz przechodzi mi po plecach kiedy pomyślę, że tu jest tak cicho, a pod nami, w piwnicach stawiający opór czarodzieje są torturowani i przeżywają istne katusze. Krew gotuje mi się w żyłach, zęby zaciskam mocno, aż czuję metaliczny smak krwi. Do chwili...
-Powiecie nam w końcu, po jaką cholerę nas tu ściągaliście?!-pytam zdenerwowany i uderzam pięścią w blat.
-Spokojnie Draco, niepotrzebnie się tak unosisz.-odpowiada opanowany  Rudolf Lestrange. Arabella prycha cicho.
-Nie pochwalisz się?-pyta czarnowłosa patrząc na mnie wyczekująco.
-Nie wiem o co Ci chodzi.-odpowiadam lodowatym tonem. Młoda Lestrange nachyla się do przodu i gniewnie mruży oczy.
-Zapomniałeś już o córce?-pyta jadowicie, a jej czarne loki opadają jej na czoło. Klnę pod nosem, a mój ojciec odwraca się w moją stronę kończąc tym samym rozmowę z jednym ze Śmierciożerców.
-Masz mi coś do powiedzenia synu?
Odpowiadam mu milczeniem.
-Oh, bo widzisz wujaszku. Jakby Ci to powiedzieć? Razem z młodą Zabini adoptowali dziecko.  Zostałeś dziadkiem!-oznajmia Arabella patrząc wprost w lodowate tęczówki Lucjusza.
-Co?! Jak mogłeś tak splamić naszą krew? Jesteś jeszcze głupszy niż myślałem!-krzyczy wściekły zaciskając dłoń ma swej różdżce.
-Zrozum wreszcie, że nie masz już wpływu na moje decyzje! To moje życie, które ty próbujesz zniszczyć! Nie obchodzi mnie czy Ci się to podoba czy nie. Kocham Sylvie, jak własne dziecko, a tobie nic do tego.-odpowiadam zimno po czym wstaje z miejsca razem z Teo. Kiedy jesteśmy już przy drzwiach prowadzących do holu Rudolf Lestrange interweniuje.
-Chłopcy, a wy dokąd?-pyta również wstając z miejsca.
-Do Hogwartu, nie będziemy tu siedzieć bezcelowo.Niepotrzebnie nas wzywaliście.-odpowiada Teo kładąc rękę na klamce.
-Wręcz przeciwnie.-dorzuca tajemniczo ojciec Arabelli.
-Właśnie zaczynamy atak na Hogwart.


*****

No! Tak oto kończymy rozdział 51. Czuję, że nie jest on za dobry gdyż pisałam go jednocześnie ucząc się historii. 
Pozdrawiam was mocno i dziękuję wam za wszystko, a szczególnie za 23 000 wejść.
P.S Myślę nad kolejną miniaturką :)
Vivian Malfoy.

piątek, 25 października 2013

Rozdział 50:,,Dzieci są skrzydłami człowieka.''

 Draco


                 Dokładnie pamiętam co czułem tego dnia. Co czułem w dniu kiedy dowiedziałem się, że w rękach moich i Hermiony leży los małej dziewczynki. Poczułem wielką odpowiedzialność i powagę sytuacji. Już kolejny raz odniosłem wrażenie, że nie jestem już niedoświadczonym nastolatkiem. Życie mnie wychowało, zrobiło ze mnie dorosłego mężczyznę  mimo młodego wieku.
Poczułem również szczęście. Radość na wieść, że zostanę ojcem, stworzę rodzinę z Hermioną. Czuję, że damy sobie radę, że pokochamy Sylvie, a ona nas. To niesamowite uczucie! Mieszanka spełnienia, radości i napięcia.

,,Ojcem zostać łatwo, znacznie trudniej jest nim być...''

                  A teraz? Siedzę na szkolnym dziedzińcu. Nerwowo rozglądam się w okół. Hermiona wróciła po różdżkę. Nie jest jej potrzebna na przyjęcie dziecka, ale mimo to jej brak jest niedopuszczalny. W każdej chwili mogą zaatakować. Każdy musi być w gotowości, nie wiemy czego się spodziewać.

Najgorsza jest świadomość, że nie wiemy kto z nas polegnie. Może to być każdy z nas, ale  ktoś polegnie na pewno.
 Każda wojna wiąże się z ofiarami. Dla niektórych może to być ostatnie starcie w życiu.

A ja będę stał po przeciwnej stronie. Może nawet przyczynie się do śmierci jakiegoś wychowanka Hogwartu. Będę walczył tyle, że jako zgorszony Śmierciożerca.

                    Przyjęcie dziecka, Sylvi. To właśnie dziś, za moment ktoś z św. Munga  ma się z nią tu teleportować. Może matka lub ojciec Hermiony?
Stresuje się strasznie. Ja! W życiu nie czułem się skrępowany, nieśmiały, przejęty. Jednak teraz to całkiem inna sprawa. Sprawa której w życiu nie doświadczyłem.
-Cześć Malfoy.-słyszę i zauważam idącego w moją stronę żwawym krokiem Wybrańca. Po chwili siada obok mnie, witamy się uściskiem dłoni i przyjaznym uśmiechem.
-Cześć Potter. Coś ty taki ożywiony?-pytam zaciekawiony. Harry przeczesuje dłonią swoje i tak potargane włosy. Czy on w życiu nie słyszał o czymś takim jak grzebień czy zaklęcia fryzjerskie?!
-Nie mam pojęcia. Samo tak wyszło, może zaraziłem się od Blaise.-odpowiada i wzrusza ramionami.-Swoją drogą, to w życiu nie widziałem CIEBIE takiego markotnego.-dodaje.
-Zaraz mam poznać swoją przyszłą córkę.-odpowiadam i zwracam wzrok ku Złotemu Chłopcu.
-To gdzie jest Hermiona?-dopytuje kręcąc głową.
-Wróciła po różdżkę. Wiesz...strasznie się denerwuje.-wyrzucam z siebie szczerze. Potter mierzy mnie spojrzeniem i uśmiecha się lekko.
-Nie masz czego. Będziesz dobrym ojcem.-odpowiada. Sztywnieje. Po prostu  nie spodziewałem się po nim takich słów. Skąd on to wie? Nigdy nie powiedziałbym, że coś podobnego kiedykolwiek wypłynie z jego ust. W dodatku w stosunku do mnie.
-Na prawdę w to wierze, a Hermiona jeszcze bardziej. Tylko tego nie spieprz...-przestrzeg Wybraniec grożąc mi teatralnie palcem.a
-Nie jestem Weasley'em!-wołam na co Potter śmieje się krótko.

*****
Hermiona


               Szybkim krokiem wracam na dziedziniec. Już z różdżką w kieszeni.
Chcę jak najszybciej wydostać się na zewnątrz. Desperacko pragnę zaczerpnąć powietrza, by poczuć ulgę i odepchnąć od siebie zdenerwowanie i towarzyszący nam wszystkim niepokój.
Na zewnątrz czeka na mnie Draco, a za niedługo będzie czekał ktoś jeszcze. Kiedy pojawiły się we mnie drobne wątpliwości, podzieliłam się nimi z chłopakiem. Spędziliśmy długie noce na rozmowie, moje wątpliwości zniknęły równie szybko jak się pojawiły.
Dobrze wiem, że Malfoy sobie poradzi. Wierzę, że będzie wspaniałym ojcem. Widzę jak bardzo tego chce. Zauważam to w jego nastawieniu, mowie, postawie. Marzy, by mógł przelać na Sylvie całą swoją rodzicielską miłość, która niewątpliwie w nim jest.  
Zrobi wszystko, by nie miała takiego dzieciństwa jak on.
             Zimne powietrze uderza mnie w twarz. Na reszcie jestem na zewnątrz! Krew mocno i szybko pulsuje mi w żyłach. Przyspieszam kroku jeszcze bardziej i zmierzam w stronę blondyna. Podziwiam jego jasne włosy targane przez wiatr. Z westchnieniem opadam na miejsce koło niego i witam się z Harrym.
-Zaraz będzie Sylvia.-mówię cicho,a blondyn łapie mnie za rękę.
-Wiem.-odpowiada i ściska moją dłoń.
Chłopaki  ciągną dalej  zaczęta wcześniej rozmowę o zbliżającym się starciu. Kiedy włączam się do niej i dowiaduje się o kolejnym śnie Wybrańca zaczynam się o niego niepokoić. Ostatnie wizje miał podczas panowania Czarnego Pana. Były bardzo bolesne i uciążliwe.
-Coś się wydarzy. Jeszcze przed decydującym starciem, widziałem to wyraźnie.-dodaje Harry.- Szykują mi się kolejne nie przespane noce...-uzupełnia z westchnieniem i przecieram oczy dłonią.
Kiedy mamy już podnosić się z łąki, którą zajmujemy koło nas pojawia się młoda rudowłosa. Ze zmieszaniem w oczach podchodzi bliżej nas. Zauważam drgnięcie Harrego, wiem, że ta rana, którą mu zadała wciąż się  nie zagoiła.
-Cześć...-zaczyna cicho Ginny.-Czekacie na Sylvie.-dodaje błądząc wzrokiem po podłożu.
-Tak. Coś się stało?-pytam.
-Nie. Chciałam po prostu z wami porozmawiać.-odpowiada i podnosi na nas wzrok.
-Sądzę, że nie mamy o czym.-zapowiada Harry i odwraca się z zamiarem odejścia. Ciągle cierpi. Mimo iż ukrywa to za lekkim uśmiechem widzę to. Mam nadzieję, że znajdzie jeszcze w swoim życiu  jakąś dziewczynę. Tylko tym razem taką, która go nie skrzywdzi, a wręcz przeciwnie. Doda mu skrzydeł.
-Poczekaj! Proszę was, nie izolujcie mnie tak od siebie! Wiem, że to co zrobiłam nie było...właściwe, ale przyjaźniliśmy się tyle lat! Nie niszczmy tego...-broni się młoda Weasley.
-Ty to zniszczyłaś Ginny.-odpowiada cicho Wybraniec.-Widzimy się później, jak będziecie już we trójkę.-dodaje Złoty Chłopiec po czym odchodzi.
-Hermiona...-woła cicho dziewczyna.
-Wszyscy potrzebujemy czasu Ginny, a ty musisz nam go dać.-decyduję. Łapie blondyna za rękę i prowadzę pod bramę główną.

Odwracając się widzę stojącą, już daleko zagubioną dziewczynę. Wiatr targa jej włosami tak jak uczucia targają nią.

*****

Jest idealna. 

Kiedy pod bramą główną Hogwartu pojawia się moja matka z Sylvią jestem  na prawdę wzruszona. 
Krótko spoglądam na blondyna stojącego przy  moim boku, a kiedy widzę powiększający się szczery uśmiech na jego twarzy robię pierwszy krok do przodu.
Gdy zbliżamy się do nich dziewczynka przenosi swój rozbiegany wzrok wprost na nas. Uśmiecham się delikatnie, by dodać jej otuchy, by okazać jej przed smak ciepła.
-Hermiona, Draco! Tyle czasu was nie widziałam!-woła moja matka i mocno mnie przytula.
-Dzień dobry.-wita się blondyn, a po chwili zostaje zamknięty w mocnym uścisku mojej rodzicielki.
W tym samym czasie klękam obok dziewczynki. Pojedyncze, jasne włosy wchodzą jej do oczu. Podnoszę dłoń i odgarniam je delikatnym ruchem. Mała taksuje mnie swym mądrym spojrzeniem..

Oczami tak podobnymi do moich...

-Cześć Sylvia.-zaczynam. Dziewczynka delikatnie się uśmiecha.
-Pamiętam cię.-mówi.-Ciebie też pamiętam.-dodaje kiedy Draco klęka przy nas. Chłopak uśmiecha się.
-Przykro mi z powodu Pameli...-mówię ostrożnie.
-Twoja mama powiedziała mi, że jest teraz z aniołkami i czuwa nade mną. Mówiła też...mówiła, że mogę z wami zostać...-powiadamia  Sylvia i lekko zarumieniona spuszcza wzrok na swoje buciki.
-Mamy taką nadzieję że z nami zostaniesz.-mówi chłopak. Dwulatka podnosi wzrok.
-Chciałabym, ale nie wiem ja ty masz na imię.-przypomina świdrując wzrokiem blondyna, którego uśmiech jeszcze bardziej się poszerza.
-Mam na imię Draco.-odpowiada i przejeżdża dłonią po jej jasnych włosach co wywołuje u niej uśmiech.
-Dlaco. Ładnie.-mówi, a później powtarza jeszcze kilka razy.  Mój chłopak śmieje się krótko nie przejmując się, że Sylvia trochę przekręciła jego imię.
-Nawet nie wiecie jak chciałabym spędzić z wami dzisiejszy dzień.-zaznacza moja matka z westchnieniem. -Muszę wracać do św. Munga, potrzebują mnie.-dodaje, a ja podnoszę się z klęczek.
-Rozumiem to, kiedy to wszystko się skończy, będziemy mieli dużo czasu.-mówi i przytulam ją do siebie.
-Tworzycie na prawdę piękną rodzinę, wierzę, że wszytko będzie dobrze.-szepcze mi do ucha.
-Wiem. Babciu.-odpowiadam , a kobieta uśmiecha się ciepło i zwraca wzrok na swoją wnuczkę, która wpatrzona jest w Dracona.
Po czasie żegna się również z blondynem i Sylvią. Zamieniam z nią jeszcze kilka słów o ojcu, Malfoy dalej trwa przy małej.
Matka znika, a ja z rozczuleniem zerkam na najbliższe mi w życiu osoby, Nie potrzebnie tak się stresowałam. Widzę, że  będzie jej z nami dobrze.  Sylvia jest zapatrzona w niego jak w obrazek, wypytuje o mnóstwo rzeczy,a on z radością na te pytania odpowiada.
Są do siebie tacy podobni! Odcień ich włosów jest wręcz identyczny, mają podobne rysy twarzy.
-Co teraz?-pyta mała kiedy podchodzę bliżej nich.
-Do domu.-odpowiadam z lekkim uśmiechem, Draco wstaje z ziemi.
-Domku?-pyta i zaciska swe drobne rączki  na sukience.
-Tak, do domu. Naszego.-uzupełniam i śmieje się w dychu widząc błysk w jej czekoladowych oczach.
Sylvia przytakuję a kiedy wchodzimy w głąb Hogwartu dziewczynka łapie za jedną rękę mnie, a za drugą Dracona.

To wspaniałe uczucie, czuć jak te drobne, ciepłe rączki zaciskają się na naszych.

*****


Lucjusz Malfoy podziwiał z wysoko uniesioną głową i cynicznym uśmiechem na ustach szary krajobraz zza okna Malfoy Manor. Jego umysł był w takim samym stanie co pogoda na zewnątrz. Myślał, intensywnie. Jedyną rzeczą, która mu w tym przeszkadzała był krzyk. 
Krzyk brudnych czarodziei w podziemnych pomieszczeniach. Ale on za niedługo ucichnie. Ucichnie na wieki.  

Za niedługo wszystko się zacznie. I równie szybko się skończy. Z sukcesem dla nas. 

Cóż, nie zastosowali się do naszego listownego polecenia. Mimo to nie możemy zaatakować za szybko. 
O nie. Ich trwoga i niepewność musi jeszcze bardziej urosnąć. Roznieść się po całym ciele, umyśle. Będą sparaliżowani strachem, a my? My będziemy żywić się tym lękiem. 

Moi towarzysze są gotowi. Gotowi i rządni krwi. Czekają na sygnał, na znak po którym będą mogli rzucić się do ataku. Niczym zwierzyna. Dzika i nieokiełzana. 

Mój syn będzie musiał wykazać się swoją dojrzałością. W końcu, po tylu latach mam go w garści. W garści z której tym razem się nie wydostanie. 

Cały świat wynagrodzi mi moje krzywdy. Mi i moim towarzyszą. Rudolf Lestrange jest bardzo dobrym trenerem tej zwierzyny. Potrafi nad nimi zapanować, ja mam ważniejsze sprawy na głowie. Lecz i on nie będzie żył wiecznie. Przyjdzie na niego czas. Ale jeszcze nie teraz. Teraz jest mi jeszcze potrzebny, później może zginąć.

Świecie magiczny, nadchodzimy! 
A najbardziej na naszej porażce będzie zależało mojemu synowi, Zabinim i Potter'owi.
Mimo to wiem, że nam się uda, ale wcześniej trzeba dać im jakiś przed smak naszych możliwości.


Nie zdawał sobie sprawy jak silna może być miłość. Miłość między jego synem, a Hermioną. I ich córką.
Dlaczego? Ponieważ sam nigdy owego uczucia nie doznał.

*****

Dziękuję wam strasznie, dzięki wam opublikowałam już 50 rozdziałów. Ciesze się ogromnie, przykro mi, że nie mogłam wrzucić go wcześniej. Moja głowa, aż pęka. Dlatego notka dopiero dzisiaj. 
Mam nadzieję, że nie zawiodłam tym rozdziałem waszych oczekiwań. 
Pozdrawiam was ogromnie mocno
Wasza Vivian Malfoy.


poniedziałek, 21 października 2013

Rozdział 49:,,Czasem dalsze życie zależy od jednej decyzji.''

                  Mój ojciec jest taki przewidywany. Nie mógł znieść, że nie wszystko możliwe do niego należy. Wiedziałem!  Po prostu wiedziałem, że nie wytrzyma i postąpi według naszych oczekiwań.
Złamał się, stracił część przewagi Śmierciożerców. Teraz mamy szanse, możemy wygrać i zakończyć wojnę.
Zakończyć ją szczęśliwie dla nas.
Robiąc to popełnił błąd. Dla nas korzystny. Pokazał jaki jest pazerny, zaślepiony i władczy.
Pokazał swą słabość. 

                 Kładę rękę na zimnej klamce sypialni dziewczyny. Cicho otwieram drzwi. Wchodzę do środka i zauważam, że brunetka nie śpi. Siedzi na parapecie, w mroku ze wzrokiem utkwionym w przestrzeń za oknem.
Ostrożnie zamykam drzwi i ściągam maskę. Symbol zła, zgorszenia i słabości, ale i siły jednocześnie. Podchodzę do Hermiony i obejmuje dziewczynę od tyłu. Odchyla głowę i rzuca na mnie krótkie spojrzenie.
-Najpierw ściągnij ten mundur. Po Twoim rozradowanym spojrzeniu sądzę, że Lucjusz połknął haczyk.-mówi cicho dziewczyna. Całuje jej odkryte ramię i odchodzę kilka kroków. Machnięciem różdżki pozbywam się znienawidzonego odzienia i wracam do byłej Gryfonki.
-Kiedy cię nie było dostałam list od rodziców.-zaczyna ponownie Hermiona. Odwraca się twarzą do mnie i oplatuje swoimi nogami nie schodząc z chłodnego parapetu.  Kładę dłonie na jej biodrach.
-Coś się stało? Wracają z Munga?-pytam zaciekawiony.
-Pamiętasz te dwie dziewczynki, które znaleźliśmy w Hogsmeade?-pyta i kontynuuje widząc mój przytakujący wzrok.-Zakon przeniósł je do św. Munga, moja matka miała się nimi zająć. Pierwsza, Sylvia ma dwa lata. Jej siostra, Pamela ma osiem. Niestety nie przeżyła ostatniej nocy. Sylvia jest załamana, ciągle płacze za siostrą i za rodzicami, których straciły jeszcze w wiosce. Nie ma żadnej innej rodziny. Draco, ona ma dwa latka  i już została sama na świecie!
-Musi być jej ciężko, ale znając ciebie coś w tym liście jeszcze było.-zauważam z błyskiem oku. Dziewczyna wzdycha i kładzie swoje drobne dłonie na moich ramionach.
-Sylvia mnie pamięta. Płaczę i woła, że chce być tam gdzie ja. Nie wiem co mam robić. Za niedługo w Hogwarcie będzie bitwa. Może nawet jutro, to nie jest miejsce dla dziecka!
-Sam nie wiem. Mała może tam nie wytrzymać. Postaw się na jej miejscu. Jako mała osóbka wśród  tylu osób, obcych i nieznanych.
-Wiem. Najchętniej sprowadziłabym ją tu jak najszybciej! Tylko boje się co dalej. Nie wyobrażam sobie, że mielibyśmy ją odesłać jak to wszystko się skończy. Co ona ze sobą zrobi...?-ciągnie dalej temat brunetka.
-Mielibyśmy?-pytam na co dziewczyna spuszcza swój wzrok i przykrywa włosami rumieniec, który zauważam mimo panującego mroku.
-Nie mam nic przeciwko.-mówię i łapie ją za podbródek czym zmuszam ją, by na mnie spojrzała.-Nie będziesz brała takiej odpowiedzialności na siebie. Jesteśmy razem i razem przez to przejdziemy.
-Czy ty...chcesz, by została z nami na zawsze? Nie znasz jej...-odpowiada cichutko.
-Masz rację, nie znam jej. Ale chce poznać.Widzę, że nie mam wyjścia.-pomrukuje.-Powiem Ci co planuje. Kiedy wojna się skończy kupię dla nas piękny dom. Tak, dobrze usłyszałaś. Dla nas.-dodaje kiedy widzę jej pytający wzrok.-W przyszłości Ci się oświadczę, pobierzemy się i założymy rodzinę. Kocham Cię i nie pozbędziesz się mnie do końca życia.-kontynuuje i opieram swoje czoło o jej.
-Nawet nie wiesz jak bardzo chciałam to usłyszeć.-powiadamia cicho, a po jej policzku kapie pojedyncza łza. Ścieram ją kciukiem i uśmiecham się do niej lekko.
-To ze szczęścia.-wyjaśnia.-Myślisz, że jesteśmy na to gotowi? Zaadoptować Sylvie. Myślisz, że pokochamy ją jak nasze dziecko i ona pokocha nas?
-To będzie nasze dziecko, jeśli oczywiście będzie chciała z nami zostać.-mówię i całuje jej lekko rozchylone usta. Pieszczę malinowe wargi dziewczyny przez dłuższą chwilę. Kiedy kończę widzę jej delikatny uśmiech.
-Chciałabym, by zechciała.-przyznaje dziewczyna.
-Ja też, ale na pewno będzie miała rodzeństwo.-deklaruje na co dziewczyna mocniej zaciska swe drobne ręce na mojej szyi.
-Nie jesteśmy za młodzi? Poradzimy sobie?
-Wiele osób ma dzieci będąc w wieku takim jak my. Różnimy się jednak tym, że niektórzy z nich go nie chcieli, a my chcemy, by Sylvia z nami została. Wierzę, że damy radę..-mówię i odgarniam kosmyk wpadający jej do oczu.
-Jutro odpisze rodzicom. Jest jeszcze coś co napisali.-powiadamia Hermiona.-Nie zdążyłam się dokładnie przyjrzeć Sylvi w wiosce. Było ciemno, one były wystraszone, wszystko poszło tak szybko...
Kiedy moja matka ją badała odebrała wrażenie jakby była to nasza prawdziwa córka.Twoja i moja. Sylvia to piękna dziewczynka o niesamowicie przenikliwych brązowych oczach i blond włosach.
Uśmiecham się słysząc tą informacje i całuje dziewczynę w czoło.
-Ciesze się.Możliwe, że zostanę ojcem szybciej niż przypuszczałem, ale to nie ważne. Stworzymy z nią naszą rodzinę, taką jaką chciałaś..-mówię uśmiechając się łobuzersko.-Teraz wszystko zależały  od Sylvi.

*****

Hermiona

               Korytarze Hogwartu są takie jak w czasie ostatnich dni. Pokonując je czuje się panujące napięcie i przejęcie.  Uczniowie chodzą szybko, ciężko i zdecydowanie. Są gotowi, pewni i bardzo dobrze przygotowani na stracie. Starcie, które może nadejść w każdej chwili. Nawet teraz.
-Trzeba powiedzieć reszcie o Sylvi.-mówię kiedy kierujemy się z blondynem do Wielkiej Sali.
-Najlepiej teraz, od razu.-proponuje chłopak.
-Już? Draco, nie za szybko?-pytam. Schodzimy po schodach i skręcamy w lewo. Witamy się z profesor McGonagall kiedy mijamy ją po drodze. Pewnie idzie spotkać się z Syriuszem, Kingsley'em i panem Wealsey'em.
-A na co chcesz czekać, jutro ma być już z nami-przypomina Draco.
-No wiem...-pomrukuje.-Myślałam nad jej pokojem. To oczywiste, że chce, by była blisko nas. Pomyślałam więc, że mogłaby zająć twoje dormitorium.
-Jasne przecież i tak śpię u ciebie.-odpowiada i uśmiecha się.-Co bardzo mi się podoba.-szepcze mi do ucha kiedy się nade mną pochyla. Rumienie się czym wywołuje jeszcze większy uśmiech na twarzy blondyna. Po chwili wchodzimy do Wielkiej Sali. 
Siadamy na swoich miejscach, na przeciwko Teo, Blaisa i Pansy. Nakładam sobie na talerz sałatki, a Draco nalewa mi kawy.
Biorę głęboki oddech. Zerkam na blondyna,a kiedy ten kiwa delikatnie głową wiem, że właśnie teraz powinnam im powiedzieć o tym co za niedługo się stanie.
-Musicie coś wiedzieć.-zaczynam. Pansy, Blaise i Teo kierują na mnie swój wzrok.
-Zmiana planów?-pyta Teo i unosi brew.
-Nie, chodzi o to, że...Razem z Draco zostaniemy rodzicami.-wyjaśniam, a Blaise wypluwa sok, który właśnie pił.
-Jesteś w ciąży?!Boże, będę wujkiem! Boże!-woła uradowany Blaise i szybko wyciera usta chusteczką.
-Gratuluje, to wspaniała wiadomość.-mówi uśmiechnięta Pansy.
-Nie, to nie tak, bo...
-Potti! Szybko chodź tu!-woła Blaise machając rękami niczym szalony czym przerywa mi moje wyjaśnienia. Zdziwiony Harry rozgląda się dookoła. 
-Tak, ty Potter! Znasz jeszcze jakiegoś innego?-pyta zrezygnowany Zabini. Zaintrygowany Wybraniec podnosi się z ławki i  zmierza w naszą stronę. 
-Zabini idioto! To nie tak...-zaczyna Draco.
-Będę wujkiem!A ty ciocią, Pansy! Teo, ty też się załapiesz.-deklaruje mój brat. 
-Blaise, Blaise....-pomrukuje Teo.-Masz zero taktu. Na prawdę się ciesze.-dodaje Teodor uśmiechając się w naszą stronę. 
-Czego się drzesz Blaise?! Słychać cię w całej Wielkiej Sali!-dopytuje Złoty Chłopiec i siada przy naszym stole.
-Hermiona jest w ciąży! -informuje mój brat. Harry śmieje się krótko jednak kiedy widzi nasze poważne miny milknie.
-Malfoy będziemy musieli pogadać.-reaguje poważnie grożąc palcem niczym pani Weasley.
-Blaise!-wołam równo z Draco. Zabini podnosi ręce do góry w obronnym geście.
-No co? Potter miałby nie wiedzieć?-broni się brązowowłosy. 
-Draco, wytłumacz im o co chodzi, bo ja już nie mam siły.-proszę na co blondyn się zgadza. Nie wytrzymam kiedyś, wiem to. Po prostu ręce opadają! Draco zaczyna wyjaśniać sytuacje. Okazuje się, że wszyscy obecni pamiętają małą Sylvie. Słuchają blondyna z uwagą, nie zadają niepotrzebnych pytań. Blondyn wspomina o jej jutrzejszym przybyciu do nas, o tym, że chcemy stworzyć z nią rodzinę.
-Co za różnica? Tak czy inaczej będę wujkiem!-woła nadal szczęśliwy Blaise.
-Jesteś niemożliwy stary.-mówi Draco z rezygnacją kręcąc głową. 
-To będzie duża odpowiedzialność.-przypomina Pansy.
-Wiemy, ale chcemy, by z nami została.-informuje blondyn i łapie mnie za rękę splatając nasze palce. 
-Mam takie dziwne odczucie, że  mimo iż jej nie znam już czuję między nami więź.-zauważam z uśmiechem.
-Musimy wybrać się na zakupy. Przed zebraniem to załatwię.-deklaruje się Draco.
Spoglądam na niego ukradkiem. Przez chwilę podziwiam jego profil. Jego stalowo-niebieskie oczy, blond włosy, arystokratyczne rysy, wyrzeźbione ciało. Jest wprost idealny.  I mój.

To właśnie z nim spędzę resztę życia, będzie moim mężem i ojcem moich dzieci. 
Jutro zostanę matką, założymy z Draco rodzinę. 

*****

                Nie da się przewidzieć tego  co się stanie. Nie można wiedzieć co się wydarzy. Nie ważne czy w dalekiej czy w bliskiej przyszłości. Sylvia jest na to najlepszym dowodem. Jeszcze przed wczoraj nie myślałam w ogóle o tym, że jutro w moim życiu będzie towarzyszyła mi ta drobna osóbka.
Nie da się przewidzieć co będzie dalej.  Może to i lepiej? Bo co by było gdyby człowiek wiedział co go spodka? Mógłby dokładnie przewidzieć każdą minutę ze swojego życia. Nic by go nie zaskoczyło, nic nie uszczęśliwiło. Wszytko byłoby nudne, szare, spodziewane. Przyjemność czerpana z życia po prostu by nie istniała. Wszytko byłoby takie pospolite.
Na szczęście człowiek nie ma panowania nad swym losem, życiem. Miejsce postaci ludzkiej, nasze miejsce nie jest aż tak wysoko, by pozwalało na kontrole nad przyszłością.  Nasze miejsce jest niżej, musimy podporządkowywać się decyzją podjętym przez los. A co jeśli postąpimy inaczej?
Jeśli zamiast zgodzić się na podane warunki i decyzje odrzucimy podany nam scenariusz przyszłości. Zbuntujemy się, zburzymy mur posłuszeństwa. Czasem wręcz trzeba tak postąpić. Mimo iż z początku może wydać się to niewłaściwe po czasie zaowocuje. 
Nie da się przewidzieć tego co się stanie. Momentami nie można się zgodzić. 

My również nie wiedzieliśmy, że do tego dojdzie, że okażą aż taką pychę i wyniosłość. 
My również nie zgodziliśmy się na podane warunki.

*****

Draco

-Wszystko już wiecie. Waszym jedynym aktualnym zadaniem jest trzymanie różdżki w gotowości.-mówi Kingsley na zakończenie naszego dzisiejszego zebrania.-Choć jest jeszcze coś co powinniście wiedzieć. Popołudniu dostaliśmy list. Czarną kopertę. Śmierciożercy wyrazili się krótko i jasno.
Jeśli jutro z rana nie poddamy się i nie oddamy w ich ręce dobrowolnie zabiorą nas i Hogwart sami następnego dnia. Daje nam to możliwość sądzić, że w najbliższych dniach nie zmrużymy oka. Tym samym Draco, Hermiono musicie szczególnie uważać. Za równo na siebie jak i na Sylvie.-kończy.
Po sali roznoszą się szepty. Wzburzenia, niedowierzania i złości.  
To jasne, że się nie poddamy! Nigdy!
Do moich uszu dochodzi również ledwie dosłyszalny cyniczny śmiech Arabelli.
-To wszystko. Wyśpijcie się, nie wiadomo czy w najbliższych dniach będziecie mieli do tego okazje.-dodaje Minevra McGonagall.
Powoli podnosimy się z miejsc. Po kolei wychodzimy z pomieszczenia, każdy w swoim kierunku. 
Za oknem wznosi się mgła.
-Rozmawiałem z mamą.-oznajmiam  kiedy zaczynamy wspinać się po schodach.
-Co powiedziała?-pyta zaciekawiona brunetka. Skręcamy w lewo.
-Cieszy się, że zostanie babcią.-wyjaśniam po czym wchodzimy do dormitorium dziewczyny. Moje jest przygotowane i czeka na Sylvie.  
Trochę w nim pozmieniałem, na myśl o mojej córce. Boże jak pięknie to brzmi!
-Będzie  nią jeśli Sylvia z nami zostanie. .-mówi Hermiona i podchodzi bliżej okna.Idę za nią.
-Nawet nie wiesz jak bardzo tego chce.-dodaje tuż  przy jej ustach.

Jutro założę swoją wymarzoną rodzinę. Nie znam małej, ale wiem, że możemy być szczęśliwi. 

Jutro zostanę ojcem. Dziękuję za tą szanse, za Hermione, za jej odwzajemnioną miłość  i za to, że nie jestem taki jak mój ojciec, myślę. 

Mgła otoczyła Hogwart.




*****
Po pierwsze przepraszam, że musieliście tyle czekać. Na prawdę nie planowałam takiej przerwy, ale obowiązki wręcz mnie przygniatają. Jednak mimo ich nawału musiałam napisać. Niestety nie mogłam go sprawdzić, więc nie jest zbetowany.
Po drugie- jak wiecie aktualnie jest to część II opowiadania. Planuję kiedy ją zakończę rozpocząć część III, która będzie dotyczyła wydarzeń po wojnie gdzie wszystko się okaże i gwarantuje, że znajdziecie w niej wiele istotnych informacji, również będzie ważna. I dopiero wtedy koniec, ale nie nastąpi to tak szybko, czy nie macie mi za złe, że  to opowiadanie jest  długie?
Pozdrawiam serdecznie. 
Vivian Malfoy.

piątek, 18 października 2013

Rozdział 48:,,Bo najlepszą ochroną jest atak.''

                   Więc taki był ich plan. Zwabić nas w  inne miejsce i osiągnąć swój cel bez przeszkód. No cóż udało się.  Od razu po powrocie z akcji zajęłam łazienkę. Nie wiem co robi blondyn.
Nalałam wody do wanny, zanurzyłam się.
Olejek lawendowy unosi się w powietrzu. To zawsze mnie odprężało. 
Nagle coś wpada mi do głowy. Nie pozostaje nam nic innego jak również ICH zaciągnąć w wybrane przez NAS miejsce. To proste. Lucjusz Malfoy to bardzo pazerny człowiek. Jeśli wystarczająca dobrze się go podpuści  nie odda nam szkoły. Przeprowadzi atak na Hogwart, a my pokonamy ich tu. Tak jak podczas drugiej bitwy, bitwy z Czarnym Panem. Teraz jesteśmy lepiej przygotowani, nie me JEGO. Mamy szanse. Spore. Lepsze to niż zabawa w kotka i myszkę. 
                    Nagle słyszę, że  drzwi łazienki powoli się otwierają. Odwracam głowę w  tamtą stronę i zauważam  blondyna z oczami pełnymi uczuć.
Dłońmi przyciągam więcej piany, a chłopak zamyka za sobą drzwi. Przeczesuje ręką włosy i idzie w moim kierunku. 
-Możemy przestać?-pyta i przykuca przy wannie łapiąc ją przez co jego palce moczy woda.
-Co?
-Pogódźmy się. Wiem, że nie masz miłych wspomnień związanych z moją ciotką i TO, ale to wszystko nie jest takie jakie wydawałoby się na pierwszy rzut oka.-mówi przerzucając swój wzrok z mojej twarzy na bliznę na przedramieniu. 
-Wyjaśnij mi to.-proszę i dotykam mokrą dłonią jego bladego policzka. Chłopak wzdycha i podnosi się z podłogi. Podaje mi ręcznik, a ja podnoszę się z miejsca. Nie skrępowana jego obecnością i rozjuszonym wzrokiem odbieram go od niego i owijam się nim. Zerkam na blondyna po czym kieruje się w stronę sypialni. Siadam na łóżku i patrzę na młodego Malfoy'a wyczekująco.
-Bellatriks nie była samym złem. Dla mnie, mojej matki i swojej córki była ciepła i dobra. Przeżyła załamanie kiedy dowiedziała się, że Rudolf ją zdradził. Jakoś się trzymała, ale mimo to nie było jej łatwo. Chcąc o tym zapomnieć poświęciła się służbie dla Czarnego Pana. Przez to cała nienawiść w niej będąca nie malała, a rosła jeszcze bardziej. Nie potrafiła się zmienić, stała się Śmierciożercą do szpiku kości, niezmiennie. Mimo to dla mnie, swej siostry i córki wciąż była kochająca. W całej rodzinie miałem tylko ją i swoją matkę. Historie o Arabelli i Edwardzie już znasz...-wyjaśnia i spuszcza głowę. 
Głęboko wzruszona i poruszona przysuwam się bliżej siedzącego obok chłopaka. Kładę swoją dłoń na jego.
-Draco, nie mogłeś powiedzieć mi tego od razu?Powiedzieć jak była dla ciebie ważna?-pytam.
-Tak jakoś wyszło.-przyznaje. Wdycham i pochylam się nad nim lekko, by ucałować jego policzki.
-Nie jesteś już zła?-pyta unosząc lewą brew.
-Nie.-dopowiadam i całuje jego blade usta. Kiedy mam zamiar przerwać pocałunek chłopak zamyka mnie w mocnym uścisku. Po chwili czuje jego język dotykający mojego podniebienia. Mruczę cicho i zarzucam mu ręce na szyję. Draco kładzie mnie na plecach i pochylając się nade mną wciąż nie przerywając pocałunku. Kładzie rękę na moim udzie i zaczyna je gładzić.
-To nie będzie Ci już potrzebne.-mruczy kiedy łapie za mój ręcznik.
 Po chwili biały, puchaty materiał spada na podłogę.

*****

Magiczna Anglia nie należy do kraju słonecznych i upalnych dni. Szczególnie podczas zimy czy jesieni. Wtedy Anglia nie zachęca do odwiedzin, jest ponura, ale mimo to nie traci swego uroku. Dzisiaj taka właśnie jest. 
Ponury, zamglony krajobraz roznosi się wokół. Przejezdny turysta nie zostałby tu długo, ale my, mieszkańcy angielskiej ziemi wiemy, że jest ona wyjątkowa.W każdym zakątku kryje niespodzianki, niewiadome, a ich rozwiązania często zaskakuje. Ktoś kto łączy ten kraj, a szczególnie jej magiczną część z monotonią jest głupcem. Pada. Jest szaro, ale my z każdym dniem wiążemy nadzieje i pewność swego. Nie zależnie od tego jak ten dzień wygląda. 
 -Jeśli to zrobimy  za dużo zaryzykujemy.-mówi Kingsley kiedy przedstawiam mu swoją propozycję. Dzisiejsze zebranie ma status tajnego. Narcyza Malfoy zajęła się Arabellą, a w pokoju są tylko Ci, którzy należą do młodej części Zakonu Feniksa.
-Dlaczego? Wolicie bawić się w kotka i myszkę? Kingsley'u spójrz na to z innej perspektywy. Śmierciożercy zajęli wszystko prócz Proroka Codziennego i św.Munga, który obroniliśmy. Mają Ministerstwo, praktycznie mają już kontrole i władzę nad nami wszystkimi!
-To da się zmienić.-odpowiada pewnie Syriusz.
-Hermiona ma rację, zwabmy ich tutaj. Nie ma sensu się za nimi uganiać. Tu możemy się bronić  jak również atakować. Pod ręką mamy eliksiry, różdżki i potrzebne wyposażenie w pokoju, który nie dawno znalazłem. -popiera mnie Harry. Kingsley podnosi się z miejsca i przeciera czoło. Ciężkimi krokami pokonuje pokój. Po chwili zatrzymuje się z mętlikiem w głowie.
-Czy Zakon zawsze musi szukać dziury w całym? Hermiona podaje wam rozwiązanie i zakończenie wojny na srebrnej tacy! Jesteście ślepi czy po prostu głupi? Znam swojego ojca. Jest strasznie pazerny i zaślepiony. To, że nie może podporządkować sobie szkoły i jej uczniów mając już w swoich rękach cały świat magiczny będzie, a właściwie już jest dla niego  plamą na honorze. Denerwuje się, że nie wszystko co było możliwe do podbicia nie należy do niego.-dodaje Draco, który od początku zebrania trzyma mą dłoń. Syriusz zamienia kilka słów z Kingsley'em po czym Schackebolt postanawia:
-Dobrze. Draco i Teo, musicie przekonać go podczas waszego najbliższego spotkania. Teraz tymczasowo nasz los leży w waszych rękach. Jedno musicie wiedzieć wszyscy tu zebrani. 
Jeśli zwabimy ich do Hogwartu kolejnej szansy nie będzie. Odbędzie się decydujące starcie od którego zależeć będzie nasza wspólna przyszłość.

*****

Draco

-Dlaczego ty?-pyta Hermiona kiedy trzymam ją w swoich ramionach. Gwiazdy migoczą jasnym światłem. Wydają się małe, a tyle dają ludziom. Nadzieję, pocieszenie, otuchę. Samą swoją obecnością. I błyskiem.
-Za niedługo to wszystko się skończy.-odpowiadam i całuje ją w czoło. Zalega między nami cisza. Jednak nie jest to niezręczna cisza, lecz piękna. Oboje jesteśmy myślami gdzieś daleko, a ten spokój panujący między nami tylko nam w tych refleksjach pomaga.
-Są cudowne.-mówi po chwili. Jej wzrok utkwiony jest w niebie, podziwia mieniące się punkty na tle nocy. Nie muszę tego robić. Wystarczy, że spojrzę jej w oczy, a ujrzę całą galaktykę.
-Wiesz o czym ostatnio myślałam?-dodaje i odwraca wzrok w moją stronę. Posyłam jej pytające i zachęcające spojrzenie.
-O tym, że to niebo mi Cię zesłało. Że za te wszystkie przykrości i nieszczęścia postawiło mi Ciebie na swej drodze, jako nagrodę. I  moją przyszłość.-wyjaśnia. Wzruszony przyciągam ją do siebie, a po chwili Hermiona oplatuje mnie swymi nogami.  Mocno zaciskam swe dłonie na talii brunetki.
-Czuję tak samo.-odpowiadam i dotykam wierzchem dłoni jej policzka. 
-Draco, musimy się zbierać. Chyba, że chcesz, by ostrzeżenie było tak silne jak ostatnio.-powiadamia Teo, który właśnie wyszedł na błonia i pociera swe lewe przedramię.
Przytakuję i razem z  dziewczyną podnoszę się z ławki. Moja dziewczyna przytula Teo i mnie, a później składa na mych ustach pospiesznych pocałunek.
Oddala się, a ja zaciskam dłonie na swej różdżce. Przymykam oczy i teleportuje się. Otwieram je kiedy czuje, że moje stopy znów dotykają podłoża.
Po chwili koło mnie zjawia się Teo. Szybkim krokiem wchodzimy do Malfoy Manor
-To jedna z naszych ostatnich wizyt tutaj.-zauważa w pośpiechu towarzyszący mi przyjaciel.
-Na szczęście.-dodaje i otwieram przed nami potężne, ciemne drzwi. Kiedy wchodzimy do środka zauważam Arabella siedzącą przy stole. Przechodziła koło błoni, widziałem ją.
-Siadajcie, mamy ważną sprawę do omówienia.-zaczyna Rudolf Lestrange. Zajmujemy swoje miejsca, a stary Lestrange przekazuje ,,pałeczkę'' mojemu ojcu. 
Staram się opanować gniew.
-Musimy podjąć odpowiednie kroki. Zajęliśmy wszystkie ważne punkty, mamy przewagę. Musimy to wykorzystać.-zaczyna mój ojciec.
-Nie wszystkie.-pomrukuje.Ojciec jak i pozostali wbijają we mnie swój wzrok.-Nie macie Hogwartu i nie zdobędziecie.-mówię.  
Zarzucam przynętę.
-Jeśli tylko byśmy chcieli zdobylibyśmy go bez najmniejszego kłopotu.-broni się Lucjusz.
-Będziecie mieć naprawdę cudowną opinię. Śmierciożercy, którzy nie potrafią zająć szkoły z bandą dzieciaków w środku.-kontynuuje Teo.
-Nie ma to najmniejszego znaczenia.
Połyka przynętę.
-Ma i to duże. Nie wyruszycie na Hogwart, bo  boicie się  porażki.-mówię i rzucam tym ostateczny, decydujący argument.
-Dość!-woła mierząc mnie i Teo wrogim spojrzeniem. Nie ściąga z nas swojego wzroku przez dłuższą chwilą. - Dobrze, zmienimy nasze plany. Panie i panowie! Ruszymy na Hogwart. I podbijemy go! Lecz Draco pamiętaj. Podczas tej bitwy staniesz przeciwko swoim przyjaciołom, matce i rodzinie.

*****

Przepraszam, że dopiero teraz.. Miałam opublikować ten rozdział wcześniej, ale co tu długo mówić-w ciągu tego tygodnia blisko 4 testy i 11 kartkówek. 
Strasznie wam dziękuję, za wszystko. Liczę, że nie zawiedliście się na tym rozdziale. Mocno was pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję!
Vivian Malfoy.

wtorek, 15 października 2013

Rozdział 47:,,Nie warto unosić się dumą, przynosi ze sobą egoizm. Jednak kiedy odchodzi zwraca rozsądek...''

                  Często zdarza się, że człowiek żyje w kłamstwie. Może mieć ono różne źródło. Zarówno dalekie naszemu sercu jak i bliskie.
Najgorsze jest uczucie kiedy odkryje się prawdę. Świadomość, że to co cię otacza nie jest realne, świadomość, że  ktoś cię oszukał. A jeśli zrobiła to rodzina?
Kiedy wczoraj matka wyznała mi, że wujek Rudolf miał romans z jakąś czarownicą, a wynikiem tego było dziecko właśnie tak się poczułem. Jakbym  nic nie wiedział o swojej rodzinie.
Moja sympatia do cioci Belli wzrosła jeszcze bardziej. Zrozumiałem jej ból. I jej nienawiść. Do swojego męża, mego wuja, ojca Arabelli.
Ale czy ja w ogóle miałem rodzinę?
Nie.
Moja rodzina składała się tylko ze mnie, mojej matki i ciotki Bellatriks. Z Arabellą nie miałem jakiegoś wyśmienitego kontaktu. Chociaż nie zawsze. Kiedyś nasze relacje były lepsze, wtedy kiedy nie zaczęła na mnie lecieć. Mimo iż jest moją kuzynką. Po latach było jeszcze gorzej. Ogarnęła ją nienawiść. Do ojca, do Czarnego Pana i wielu innych osób. Próbowała ją zamaskować. Czym? Własną nienawiścią, złem i okrucieństwem które zaczęła siać z własnej ręki.
Przez to, przez życiowe doświadczenia mam nadzieję. Liczę, że mimo naprawię to, że prawdziwej rodziny nie miałem.. Mimo wielkich starań ciotki i mojej matki, która nie mogła zastąpić mi wszystkich innych członków rodziny.Mam nadzieję, że za jakiś czas sam stworzę własną rodzinę. Z Hermioną, która właśnie siedzi koło mnie. Chcę zostać ojcem. I dać moim dzieciom wszystko to czego mi zabrakło. I jeszcze więcej. Nie wiem czy będę dobrym ojcem, czy dam radę. Hermiona uważa, że tak, ale czy na prawdę?
Czy podołam?
Nie mam pojęcia jak wychowuje się dzieci, co lubią, jak być dobrym rodzicem, ale chcę spróbować. Chcę poczuć ich drobne rączki na mojej, zobaczyć ich radosne twarze, ujrzeć Hermione z nimi na rękach.
Dam im wszystko co najważniejsze. Moją miłość.

Dzisiaj musimy odbić Hogsmeade i zabrać chorych do św. Munga. Mam złe przeczucia. Sytuacja nie jest za ciekawa. Śmierciożercy zajęli prawie cały świat magiczny. Musimy zwalić z szachownicy króla, zniszczyć ich największą potęgę. Coś lub kogoś bez kogo się posypią, pogubią. I osłabną. Mojego ojca? 
Łatwo mówić, trudniej zrobić...
-Ale jaja! Oni rodzeństwem, masz nowego kuzynka! Nie cieszysz się?-pyta Blaise, kiedy wszyscy razem siedzimy w Wielkiej Sali.
-Skaczę z radości...-odpowiadam sarkastycznie i nalewam sobie soku dyniowego.
-Wasi rodzice długo będą w Mungu?-pyta Teo kierując swój wzrok na Blaisa i Hermione.
-Ile będzie trzeba. Pomagają przy chorych. Każda para rąk się przyda.-odpowiada dziewczyna i opiera swoją głowę na moim ramieniu, a ja obejmuje ją ramieniem.
-Edward wiedział, że Arabella jest jego siostrą?-pyta zaciekawiony Wybraniec. Gryzę kanapkę.
-Od matki, ale nigdy nie widzieli się na oczy.-odpowiadam.
-Dobrze, że ma inną matkę.-mówi Hermiona.
-Co masz na myśli?-pytam i podnoszę na nią wzrok.Prostuje się.
-Pewnie byłby tak samo okrutny jak Arabella. I Bellatriks.-tłumaczy.
-Nie mów tak.-mówię chłodno i biorę łyk nalanego sobie wcześniej soku.
-O co chodzi?-pyta wbijając we mnie swój przenikliwy wzrok.
-Nic.
-No przecież widzę!-woła.
-Nie mów tak o mojej ciotce.-odpowiadam zimno.
-Mówimy o tej samej osobie? Ona była okrutna!
-Ludzie, spokojnie. Nie macie już o co się kłócić?-pyta retorycznie Pansy. Nie pomaga. Temat rodziny jest moją piętą Achillesową. Zaciskam zęby.
-Nie znałaś jej, nie wiesz jak było na prawdę.Nie masz prawa tak o niej mówić.-pomrukuję.
-Doprawdy?-pyta z przymrużonymi oczami. Podwija rękaw swetra i pokazuje mi swoje przedramię. Jej bliznę. Napis Szlama niesłusznie zdobiący jej ciało.-Zapomniałeś? Przecież byłeś tam wtedy. Wiesz co? Masz rację, to na prawdę była złota kobieta.-dodaje cicho po czym szybko bierze do ręki swoją torbę i kieruje się do wyjścia z Wielkiej Sali.
-Hermiona! Wracaj.-woła Pansy jednak dziewczyna już znika za drzwiami.
A ja? 
Nie wyszedłem za nią.
Uniosłem się dumą.
I dobrym imieniem mojej ,,rodziny.''

*****

Hermiona

Jak on może tak mówić? Jak może z tej okrutnej kobiety robić wzór dobra?
Wiem, że nie lubi mówić o rodzinie, wiem, że jest to dla niego trudny temat, ale dla mnie też. Chwila kiedy leżałam na podłodze w Malfoy Manor nigdy nie ujdzie z mojej głowy.
Z mocno zaciśniętymi dłońmi w pięści szybkim krokiem przemierzam korytarz. Chcę jak najszybciej znaleźć się u siebie. Nie porozmawiam o tym z rodzicami. Nie ma ich, są w św. Mungu. Narcyza teleportowała się do Hogwartu, a oni do szpitala. Mają doświadczenie, znają potrzebne zaklęcia, a tata potrafi ważyć eliksiry lecznicze. Tam bardziej się przydadzą. Narcyza. Powtarzała mi kilka razy, że zawsze mogę z nią porozmawiać, że zawsze będzie miała czas i chęci, by mnie wysłuchać. Ale nie teraz.
Nie mogę rozmawiać z nią o jej zmarłej siostrze. Mimo wszystko.
Najlepiej będzie jak pobędę sama. Przyspieszam kroku. Pokonuje schody, a wtedy do moich uszu dochodzą odgłosy. Idę w stronę dźwięku. Jest coraz głośniej. 
-Porozmawiaj ze mną.-mówi cicho Edward. Dociskam się plecami do ściany i zauważam młodą Lestrange.
-Nie!
-Dlaczego? Daj mi szanse!
-Zepsułeś mi rodzeństwo, odebrałeś ojca, małżeństwo moich rodziców się przez ciebie rozpadło! 
-W niczym nie zawiniłem, nie kazałem Twojemu ojcu wskakiwać  do łóżka mojej matce!-krzyczy młody Hagen.Czarnowłosa zaciska dłoń na różdżce i wymija chłopaka mimo jego wielkich starań. 
Idzie w moim kierunku, a ja nie mam jak się wycofać. Nie będę przed nią uciekać. Wychodzę zza rogu i idę przed siebie. 
-Nasłuchałaś się?-pyta Arabella.
-Nie wiem o czym mówisz.-odpowiadam. Kiedy odległość między nami zmniejsza się dziewczyna łapie mnie za ramię. Dość mocno, ale nie chce jej tego pokazać.
-Nie udawaj głupszej niż jesteś.-warczy.
-Puść mnie, nie będę się powtarzać.-mówię wbijając w nią swój wzrok. Lestrange uśmiecha się gorzko i puszcza mnie. Odgarnia włosy i idzie w przeciwnym kierunku. 
Również nie stoję w miejscu. Ruszam według wybranej wcześniej trasy, a po chwili moja ręka dotyka klamki od mojego dormitorium. 
Z westchnieniem ulgi wchodzę do środka. Rzucam torbę w pobliski kąt i siadam na łóżku. Opadam na nie plecami i zakrywam twarz poduszką. Kiedy podnoszę ją do góry coś spada na podłogę. Podnoszę to drżącymi rękoma. Łańcuszek z włosia jednorożca z małą buteleczką jego drogocennej krwi. 
Prezent od Dracona. 
Czuję jak łzy napływają mi do oczu. Jak można pokłócić się o coś takiego?
Może faktycznie to coś głębszego? Coś o czym nie mam pojęcia? Może ona naprawdę nie była...TAKA?
Nagle po pokoju roznosi się pukanie, a po chwili do środka wchodzi Blaise. Zamyka za sobą drzwi, a ja ostrożnie kładę łańcuszek na półce. Brat siada obok mnie i wzdycha.
-Znowu to samo.-zaczyna. Posyłam mu zdziwione spojrzenie. 
-Zawszę jak pokłóciliście się z Draco było tak samo. On chodził i teraz pewnie też poszedł na spacer nie wiadomo gdzie, a ja siedzę z tobą.
-Nikt Ci nie karzę.-mówię i odwracam wzrok.
-Zostanę. Pamiętasz co wtedy robiliśmy?-pyta, a ja się uśmiecham.
-Kakao, bitwa na poduszki i wspólne gotowanie.-odpowiadam swobodnie.
Brat podnosi się z miejsca i staje przede mną. Wyciąga rękę.
-Chodź, kuchnia na nas czeka. Mamy duuużo roboty.-mówi.

*****

-Przypominam wam jeszcze raz. W razie jakichkolwiek komplikacji czy rany macie od razu wrócić do Hogwartu.-zastrzega Syriusz kiedy jako dwa oddziały stoimy przy bramie głównej.
-Ukrywają się tam jeszcze pojedyncze rodziny, więc nie możemy pozwolić sobie na hałas i zamieszanie. Musicie uwinąć się jak najszybciej i najdyskretniej.-dodaje Kingsley. Przytakujemy po czym teleportujemy się w obrane miejsce.
Wioska straciła swój urok. Nie wygląda nawet jak jej cień. Domu zburzone, kurz w powietrzu i ten przeraźliwy chłód. Jednak najgorsza jest ta cisza. Nie jest to milczenie między ludźmi, nie jest to po prostu ciche otoczenie. Panująca tu cisza jest głucha, przerażająco. Cisza która nie oznacza spokoju lecz ziejącą zimnem pustkę.
Drobny śnieg sypie się nam na głowy. Mrok dodaje nam przewagi, jest naszym towarzyszem. 
Kingsley kiwa głową. Możemy zaczynać. Śmierciożerców jest mało. Po jednym, góra dwóch na każdego z nas. Nie czekam na blondyna. Nie odzywam się do niego od samego rana. Kiedy spoglądam na niego ukradkiem widzę jego wyniosły uśmiech. 
Z wysoką uniesioną głową idę przed siebie. Zaciskam dłoń na różdżce i staram się wyrównać swój oddech. 
Przysuwam się bliżej ścian budynków. Powolnym, ostrożnym krokiem pokonuje kolejne odcinki. Podchodzę pod chatkę, która jest w całkiem dobrym stanie, na uboczu. Rozglądam się po czym delikatnie  je otwieram. Moim oczom ukazuje się dwójka dzieci. Ale czy dzieci? 
Trudno określić mi ile mają lat. Skulone siedzą w kącie. Wystraszone, brudne. 
-Spokojnie, nic wam nie zrobię. Za jakiś czas po was przyjdę i zabiorę w bezpieczne miejsce.-mówię szeptem.-Gdzie są wasi rodzice?
-Nie ma, zabrali ich...-odpowiada cichutko większa dziewczynka. Przytakuję, składam obietnicę, że po nie wrócę po czym ostrożnie wychodzę z domku.
Idę dalej i skręcam w lewo. Zauważam przeciwnika stojącego w pobliżu. Unoszę różdżkę ku górze.
-Avada Kedavra!-wołam nie za głośno. Soczyście zielony płomień pędzi z mojej różdżki wprost w pierś Śmierciożercy. 
Szybko do niego podchodzę i klękam obok. Martwe oczy zioną pustką. Rozchylam jego ciężki płaszcz w celu przeszukania. Nic nie znajduję więc zabieram ze śniegu jego różdżkę, która wypadła mu z ręki. Przydadzą nam się. Pamiętam jak Harry stracił swoją podczas szukania horkruksów.
Idę dalej, a śnieg skrzypi mi pod stopami. Zauważam mimo mroku blond włosy Dracona, który  likwiduje kolejnego. Skręcam w przeciwną stronę lekceważąc jego błąkający się na ustach triumfujący uśmiech. 
Sprawdzam pobliskie domy. Wciąż pamiętam o tamtych dziewczynkach. W innych nic nie znajduję. 
Nagle czyjeś zaklęcie trafia w ścianę chatkę obok mnie. Obracam się energicznie i unoszę różdżkę.
-Crucio!
-Protego! Sectumsepra!-wołam unieszkodliwiając kolejnego wroga. Podchodzę bliżej niego i jemu również zabieram różdżkę.
ON był ostatni, wszyscy zbieramy się tam gdzie się rozeszliśmy. 
-Dobra robota, znaleźliście kogoś?-pyta Kingsley.
-Dwójke dzieci.-odpowiadam szybko. Podaje miejsce ich schronu Blaiseowi, a ten idzie po nie z Kingsleyem. 
Chwile potem koło naszej grupy i dwójki wystraszonych wciąż dzieci staje Patronus profesor McGonagall. W osłupieniu szukamy wiadomości. Nie możliwe, że tak daliśmy się oszukać.
-Wiedziałem, że to było za łatwe.-mówi Draco.
-Przecież ty zawsze wszystko wiesz najlepiej.-dodaje cicho.
-Dlatego osłabili ochronę wioski. Chcieli nas ociągnąć od ich głównego celu. Podczas kiedy my odbijaliśmy wioskę, a raczej to co z niej zostało oni zajęli Azkaban i uwolnili swoich sprzymierzeńców.-kontynuuje blondyn.
-Czyli mają już wszystko.
Dziewczynki łapią mnie za rękę.

*****

                   Więc taki był ich plan. Zwabić nas w  inne miejsce i osiągnąć swój cel bez przeszkód. No cóż udało się.  Od razu po powrocie z akcji zajęłam łazienkę. Nie wiem co robi blondyn.
Nalałam wody do wanny, zanurzyłam się.
Olejek lawendowy unosi się w powietrzu. To zawsze mnie odprężało. 
Nagle coś wpada mi do głowy. Nie pozostaje nam nic innego jak również ICH zaciągnąć w wybrane przez NAS miejsce. To proste. Lucjusz Malfoy to bardzo pazerny człowiek. Jeśli wystarczająco dobrze podpuści się go on nie odda nam szkoły. Przeprowadzi atak na Hogwart, a my pokonamy ich tu. Tak jak podczas drugiej bitwy, bitwy z Czarnym Panem. Teraz jesteśmy lepiej przygotowani, nie me JEGO. Mamy szanse. Spore. Lepsze to niż zabawa w kotka i myszkę. 
                    Nagle słyszę, że  drzwi łazienki powoli się otwierają. Odwracam głowę w  tamtą stronę i zauważam  blondyna z oczami pełnymi uczuć...



*****

Koniec! Rozdziału 47 oczywiście. Mam nadzieję, że rozdział jest w miarę znośny. Ma ktoś wiadomości o Lily M.? Nie odzywa się od dłuższego czasu, niepokojące. Mam nadzieję, że wszystko w porządku, w szkole i życiu. Lili Potter. Jak tam egzaminy? Mon Ika, Irytek, Gisia, Eska, Karolina Dębiak, Always, Katie, Anka Cierocka, Lili Potter, Lily M., Nutelkam, Small Scar i wszyscy inni czytelnicy, przepraszam jeśli o kimś zapomniałam-dziękuję.
Pozdrawiam mocno.
Vivian Malfoy.

sobota, 12 października 2013

Rozdział 46:,,Rodzinne sekrety muszą wyjść na jaw. Prędzej czy później.''

                  Momentami czujesz oddech zła na swoim karku. Jego kroki tuż za swoimi, jego cień błądzący za moim. Teraz tak właśnie jest.Odkąd Draco powiedział mi, że Arabella jest w murach Hogwartu. Czai się gdzieś i szykuje się do ataku. To wstrętne uczucie, ta wiedza, że ktoś na ciebie poluje. Najważniejsze jest, by nie panikować. Muszę trzymać się blisko przyjaciół. Arabella zagraża mojemu życiu  tylko wtedy kiedy jestem sama, a to mi nie grozi.
-Kto jeszcze wie, że Lestrange jest w zamku?-pytam i podnoszę głowę z nagiego torsu blondyna.
-Potter.
-A Blaise?-pytam. Draco na te słowa podnosi się i śmieje krótko.
-No co?
-Nic takiego, kochanie.-odpowiada i przysuwa się bliżej mnie.-Jakby Blaise się o tym dowiedział byłby nie do wytrzymania. Łaziłby za tobą krok w krok, histeryzował, sprawdzał co chwilę. Zdajesz sobie sprawę ile listów, by napisał? Nie pamiętasz już tej akcji ze stoperem na początku roku?
Dostałby fioła jakby okazało się, że jego kochana siostrzyczka jest w niebezpieczeństwie, a Arabella....
Diabeł zabiłby ją na oczach wszystkich, a nie łatwo byłoby to wytłumaczyć.-szepcze mi do ucha.
-Faktycznie, a Narcyza? Jaki ma kontakt z Arabellą?-pytam.
-Dobry.-odpowiada.-Moja matka kochała Bellatriks, jako siostry miały bardzo dobry kontakt. Teraz kiedy ciotka nie żyje moja matka przelała całą swą siostrzaną miłość do Belli na Arabelle.-tłumaczy.
Uśmiecham się gorzko. Jakoś nie mogę sobie wyobrazić sobie tych dwóch kobiet wspólnie. Jakie mogą mieć tematy do rozmowy, a te wspaniałe więzi rodzinne. Sądziłam, że w ogóle ich nie było. Między całą rodziną, a tu okazuje się, że wręcz przeciwnie. No, ale cóż. Losu nie da się przewidzieć. Ma w rękawie dużo niespodzianek, ciągle nas zaskakuje. Problem w tym, że te niespodzianki nie zawsze są miłe.
-Nie bój się. Moja mama ciebie lubi bardziej.-mówi gdy zauważa mój gorzki uśmiech i całuje mnie w policzek.
-Draco!-wołam i rumienie się delikatnie. Chłopak przeczesuje włosy dłonią i kieruje się w stronę łazienki.
-Wiesz co mnie najbardziej przytłacza?-pytam chłopaka, który jest już w łazience. Słyszę pukanie. Podchodzę drzwi i kładę rękę na klamce.-To, że niedawno był sylwester, a  my w ogóle nie obchodziliśmy nowego roku.-dodaje. Co zrobić, takie czasy.
-Nie moja wina, że nie chciałaś widzieć na oczy prezentu ode mnie.
Naciskam klamkę i otwieram drzwi. Kiedy to robię coś chwyta mnie za serce. Chłopak wygląda jak siedem nieszczęść.
-Harry...-mówię cicho. Nie pozostaje mi nic innego jak tylko szeroko rozłożyć ręce. Wybraniec podchodzi bliżej i oddaje mój uścisk. Nogą zamykam drzwi i przejeżdżam dłonią po jego plecach.
-Czyli już wiesz...
-Yhm...-pomrukuje ,,inteligentnie''.
Nie muszę nic mówić. Sama moja obecność mu wystarczy. Wiem to z doświadczenia. To zawsze on był przy mnie kiedy coś się działo, kiedy tego najbardziej potrzebowałam. Teraz to ja muszę być jego pocieszeniem. W końcu to mój najlepszy przyjaciel, nie mogę widzieć jak cierpi.
-Rozumiem Potter, że straciłeś dziewczynę, ale możesz nie dobierać się do mojej?-pyta Draco nonszalancko oparty o framugę drzwi.
-Draco!-wołam oburzona.-Wybacz Harry, ale ON ma zero taktu.-dodaje mierząc blondyna groźnym wzrokiem. Łapie Wybrańca  za rękę i prowadzę na kanapie. Chłopak ma zmierzwione włosy, spuszczony wzrok, a ręce mu się trzęsą. Właśnie stracił dziecko. Śmiało można tak powiedzieć. Dziecko Ginny miało być kolejnym Potterem, a tu takie coś. Stracił dziecko i kobietę. Kobietę z którą chciał przejść przez życie.
-Kiedy Ci powiedziała?
-Nie powiedziała!-woła Wybraniec i podnosi się z miejsca.
-To skąd wiesz?-pytam, a blondyn siada na przeciwko nas.
-Ron mi powiedział! Ginny unikała mnie od rana, nie wiedziałem o co jej chodzi, więc zapytałem Rona. Powiedział mi wszystko, a ONA podobno ma zaróżowiony policzek jako pamiątka po tobie.-mówi i uśmiecha się delikatnie.-Nawet nie miała na tyle odwagi, by się przyznać! Wolała uciekać!-krzyczy.
-Spokojnie Potter, bo Ci żyłka pęknie.-reaguje sarkastycznie Malfoy.
-Ciekawe jak ty byś zareagował w takiej sytuacji! Trochę powagi Draco! -wołam. Blondyn śmieje się krótko i siada obok mnie.
-Na szczęście JA nigdy nie będę w takiej sytuacji.-zauważa i całuje mnie w szyję.
-Oh zamknij się.-odpowiadam.-Harry pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć, na nas wszystkich.-dodaję.
-Wiem, dzięki.-mówi Złoty Chłopiec.-Nie przeszkadzam wam, zbieram się.-kończy i podnosi się z kanapy.
-Nie przeszkadzasz! Zostań, gdzie pójdziesz?
-Blaise jest u siebie?-odpowiada pytaniem na pytanie Wybraniec.
-Tak...Co Ci chodzi po głowie Harry?
-On zawsze ma zapasy Ognistej...
-Też mam!-deklaruje się Draco.
-Z tobą nie mogę.-odpowiada.-Hermiona zabiera mi z ręki każdy alkohol.-dodaje i uśmiecha się delikatnie. Po chwili znika za drzwiami, a ja wzdycham ciężko.
To jest jego największy problem. Nigdy nie chce rozmawiać o swoich problemach czy uczuciach. Musi sam nad tym wszystkim pomyśleć, ale później do mnie  przyjdzie.

*****

Draco
              

-Draco, Narcyza już jest!-woła Hermiona kiedy wchodzi do pokoju. Opiera się plecami o drzwi i patrzy na mnie wyczekująco.
-I co?-pytam nie wiedząc na co czeka.
-Chodź! Myślisz, że Twojej mamie  będzie miło jeśli się z nią nie przywitasz? Czeka na nas, chodź.-wyjaśnia i łapie mnie za rękę.
Przewracam oczami po czym podnoszę się z łóżka.
Trzymając się za ręce pokonujemy korytarze szybkim krokiem. Mijamy Filcha, który przenosił walizki, a w naszym pobliżu przelatuje Irytek.
Podchodzimy pod bramę główną, a po chwili zauważam moją matkę. Stoi z walizką w pobliżu i szerokim uśmiechem na ustach.
-Witaj Draco.-mówi i mocno mnie przytula.
-Cześć mamo, wszystko w porządku?-pytam widząc jej lekko zmęczony wyraz twarzy.
-Teraz już tak.-odpowiada ciepło.-Hermiona...-dodaje ściskając dziewczynę.
-Wracajmy do środka. Wszyscy na nas czekają.-zauważam.
Biorę walizki matki przeklinając w duchu Filcha, który zajmuje się teraz kim innym i wchodzimy do zamku. Idziemy na  trzecie piętro, pod portret Roveny Rawenclaw. Kiedy podchodzimy bliżej z przerażeniem stwierdzam obecność Arabelli pod wizerunkiem jednej z założycieli  Hogwartu.
-Ciocia Narcyza!-woła i mocno ściska moją matkę.-Dobrze, że już jesteś. Mam Ci tyle do powiedzenia!
-Spokojnie Bello! Mamy czas...-mówi moja matka. Odkąd  Bellatriks nie ma, nazywa Arabelle imieniem swej siostry. Już nie pamiętam kiedy ostatni raz zwróciła się do niej tak jak nazywa się na prawdę.
-Was też miło widzieć.-rzuca niedbale Arabella taksując wzorkiem Hermione.-Możecie już zostawić nas same?
-Jasne.-warczę po czym łapie dziewczynę za rękę.-W razie potrzeby mieszkamy piętro wyżej.
-Dziękuję. Chciałabym z tobą zamienić słówko po zebraniu. Dobrze synu?
-Oczywiście.-odpowiadam pomijając stojącą w pobliżu Arabelle.
 Odchodzimy od mojej rodziny i kierujemy się na błonia.
Przy schodach słyszę ostatnie słowa młodej Lestrange:
-Dużo słyszałam o siostrze Blaise. Myślałam, że jest ładniejsza.
-Nie bądź nie miła Bello, Hermiona to piękna młoda kobieta.
Brunetka mocniej ściska moją rękę i zaciska zęby. Zdaje sobie sprawę, że to dla niej trudne i niekomfortowe, ale kiedy wojna się skończy wszystko jej wynagrodzę.
-Przypomnij mi dlaczego nie możemy jej wydać?-pyta wzburzona.
-Bo wtedy ona wyda mnie i Teo.

*****

Pogoda na zewnątrz idealnie oddaje panujący nastrój. Silny wiatr, rzadki śnieg, ciemne niebo.
Jest ciemno, niespokojnie, czuć w powietrzu trwogę, ale nie odczuwam tego tak silnie. Dlaczego?
Bo koło siebie mam dziewczynę którą kocham, najważniejszą osóbkę w moim życiu. Gdybym nie miał jej nie miałbym niczego.
-Tęsknie za kolorowymi kwiatami. I tętniącymi życiem ulicami.-mówi cicho dziewczyna.
-Wiem, zresztą ja też.-przyznaje.-Musimy być cierpliwi. 
Dziewczyna wzdycha krótko i kładzie głowę na moich kolanach, a ja opieram się plecami o pień wielkiego drzewa. Naszego drzewa. Mimo iż siedzimy na kocu, który rozłożony jest na śniegu nie czujemy zimna, bo między nami panuje wieczny żar.
-Tylko ile jeszcze? Ilu jeszcze ludzi zabierze ze sobą wojna, ile jeszcze przyniesie bólu.-pyta retorycznie.
-Wszystko Ci wynagrodzę.-deklaruje się, a dziewczyna podnosi na mnie swój wzrok.-Kupię nam piękny dom, ogród z barwnymi kwiatami. Wyjedziemy gdzieś, odpoczniemy...
-Nie potrzebnie. Jedyne czego potrzebuje to ty.-mówi i całuje mnie delikatnie w usta.-Tylko ciebie.-dodaje. Uśmiecham się delikatnie i przejeżdżam dłonią po jej gładkich włosach.
-Dasz radę? Na dzisiejszej naradzie. Arabella też tam będzie.-pytam cicho.
-Muszę. Zresztą nie odważy się choćby mnie dotknąć jeśli wokół jest tyle osób.
-W tym ja.-mówię i całuje jej lekko rozchylone wargi. Chce się zatracić w nich choć na chwilę. Tak desperacko tego potrzebuję. Tym jednym prostym gestem uszczęśliwiam i ją i siebie. Pocieszam.
-Możecie mi powiedzieć co tu do cholery robi Lestrange?!-pyta Teo, który zjawia się znikąd i siada koło nas.
-Ciebie też miło widzieć Teo i nie. Nie przeszkadzasz nam. Wcale.-odpowiada sarkastycznie Draco.
-Chociaż wy mi coś powiedźcie. Chciałem dowiedzieć się czegoś od Potter'a, ale on dzisiaj w ogóle nie kontaktuje! Siedzi u Blaisa i popija Ognistą, a jak grzecznie zapytałem się o co chodzi z Arabellą to albo się na mnie darł i był wkurzony albo miał totalnego dołka. Co on ma  za wahania nastroju!
-Dziecko Ginny nie jest jego...-wyjaśnia smutno Hermiona.
Teo prostuje się i poważnieje. Przeczesuje ręką czarne włosy.
-Nigdy jej nie lubiłem.-przyznaje.-To co powiecie mi?
-Pamiętasz jak McGonagall mówiła nam o tej uczennicy Madame Maksime, która przeżyła atak?
-No nie mów, że będzie  się pod nią podszywać!
-Bingo.
Teo jakoś nie cieszył się, że trafił.

*****

-Na początku naszych obrad  chciałabym wam przedstawić nową uczennicę, jedyną ocalałą w akademii Madame Maksime. Clarise Gruun.-zaczyna profesor McGonagall. ,,Clarise'' wstaje z miejsca i wita się z pozostałymi. Zastanawia mnie wzrok pełny zdziwienia należący do Edwarda Hagena. Arabella nie zauważa go, ponieważ chłopak siedzi na fotelu wciśniętym w róg. -Nastąpiła mała zmiana planów.Brakuje nam eliksirów leczniczych, a w Skrzydle Szpitalnym mamy kilka poważnych przypadków. Musimy przenieść ich do św. Munga, który na szczęście udało nam się obronić. Dodatkowo musimy odbić Hogsmeade. Podczas ostatniego zwiadu aurorzy odkryli, że kilka rodzin jeszcze się tam ukrywa. Musimy zrobić to jak najszybciej, ponieważ Śmierciożercy zmniejszyli liczbę wartowników w wiosce.
-Chcecie zrobić wszystko jednego dnia?-pyta Weasley.
-Trzeba kuć żelazo póki gorące.-odpowiada Syriusz.-Podzielimy się na pięcioosobowe grupy. Czwórka uczniów, jeden dorosły.Jutro pod wieczór teleportujecie się, ale ostrzegam w razie najmniejszych  wątpliwości czy rannego macie natychmiast wrócić do Hogwartu.
-Teraz najgorsza część.Musimy zdecydować kto gdzie się uda.-zaczyna ostrożnie Kingsley.-Pierwszy oddział, który razem ze mną uda się do Hogsmeade to: Hermiona, Teo, Harry i Draco.-kończy i przejeżdża wzrokiem po wymienionych osobach.Ściskam rękę brunetki.
-Drugi oddział, który uda się z Syriuszem do św. Munga to Ron, Blaise, Pansy i Edward.-mówi profesor McGonagall, a wszyscy kierują swój wzrok na siedzącego cicho w rogu Edwarda Hagen'a, uczącego się u nas od początku tego roku. Przerywa na chwilę przewracać różdżkę pomiędzy palcami i przytakuję. Irytuje się kiedy przypomnę sobie jego zaloty do MOJEJ  Hermiony.
-Hagen?! Co on tu robi?-woła Arabella.
-Znacie się panno Gruun?-pyta Schackebolt.
Czarnowłosa nie odpowiada. Z piskiem odsuwa krzesło i twardym krokiem wychodzi z sali trzaskając drzwiami. Spoglądam  na moją matkę, która spuszcza wzrok. Ona coś wie, musi.
-Dobrze. Wracając do tematu. Teleportujecie się jutro o godzinie osiemnastej. Spotykamy się przed bramą główną. Możecie. już...-Syriusz nie dokańcza. Drzwi sali otwierają się z hukiem, a do środka wbiega zdyszany Nevil.
Rozbieganym wzrokiem sunie po zebranych i łapie się za brzuch próbując złapać oddech.
-Szybko...chodźcie...
-Panie Longbottom, co pan wyprawia?-pyta zdenerwowana zachowaniem Gryfona McGonagall.
-Luna...Obudziła się!-woła rozpromieniony.
-Możecie już iść, nic więcej nie mamy wam do przekazania.-kończy Syriusz, a reszta wstaje z miejsc. Pansy i inni Gryfoni kierują się do SS. Obiecuje Hermionie, że zaraz dojdę po czym i ona wybiega z sali.
To dla niej jak spóźniony prezent sylwestrowy.
Korzystam z okazji i łapie moją matkę na korytarzu. Uśmiecha się ciepło, rozumiemy się bez słów. Wie, że chcę z nią porozmawiać. Zresztą ona ze mną też.
Biorę ją pod ramię i idziemy do jej dormitorium. Kiedy jesteśmy już na miejscu siadamy na kanapie, patrzę na nią wyczekująco.
-Domyślam się o co chcesz zapytać.
-Co Hagen ma wspólnego z Arabellą?-pytam zniecierpliwiony.
-Zdajesz sobie sprawę, że tuż po jej urodzeniu Bella i Rudolf nie mieli ze sobą zbyt dobrego kontaktu...
-Zbyt dobrego? Oni skakali sobie do gardeł!-wołam protestując. Dobrze pamiętam ich sprzeczki, zaklęcie strzelające z ich różdżek przeciwko sobie. To były na prawdę niespokojne czasu w naszym domu, między nimi. Arabell cierpiała najbardziej.
-Tak. Ciężko mi o tym mówić, w końcu Bella już...Już nie żyje.-mówi i spuszcza wzrok. Łapie ją za rękę. Normalnie nie wytrzymałbym,ale nie w tym przypadku. Ta krucha, drobne, ale duma kobieta siedząca przede mną to moja matka, która poświęciła dla mnie całe swoje życie i pokochała mnie całym sercem.  Nie mogę być gorszy.
-Rudolf zdradził Belle, a kobieta ta niedługo po tym zaszłą w ciąże. Urodziła syna, którego nazwała Edward. Kiedy Arabella dowiedziała się tego od twojej ciotki gdy była już wystarczająco duża znienawidziła zarówno Rudolfa jak i Edwarda, swego przyrodniego brata.


*****
Komputer na szczęście już działa. Tak więc jestem zadowolona. Mam nadzieję, że 46 może być. Chciałam przedstawić w nim relacje rodziny Black-Malfoy. Możecie uznać, że jest w nim mało Dramione. Pozdraiwiam mocno i dziękuję za wszystko!
Vivian Malfoy.

środa, 9 października 2013

Rozdział 45:,,Los poddaje nas próbą.''

                   Dziwne zachowanie Ginny wciąż nie daje mi spokoju. Wracam do siebie i mam nadzieję, że będę mogła porozmawiać o tym z Draco. Szybko pokonuje schody i otwieram portret. Wchodzę do pokoju, zamykam drzwi i odwracam się, by zaświecić światło.
Nagle czuję czyjeś ręce na swojej talii. Krzyczę jednak uspokajam się gdy widzę przed sobą twarz blondyna.
-Miałeś mnie tak nie straszyć.-mówię po czym mocno go przytulam obejmując za szyję. -Dawno wróciłeś?
-Chwilę temu.- odpowiada i poluznia uścisk, by złożyć pocałunek na moich lekko rozchylonych wargach.
-Tęskniłem za tobą.-mówi i siada na łóżku. Podnosi mnie i sadza na swoich kolanach twarzą do siebie.
-Ja też, ale już jesteś.- dodaje i dotykam dłonią jego policzka. Chłopak całuje mnie w szyję i przejeżdża nosem po moim dekoldzie.
-Kiedy wojna się skończy i nie będę już zmuszony, by stać po przeciwnej stronie, nie wypuszczę cię z sypialni.-mruczy.
-Co za deklarację...-mówię i śmieję się krótko.
-Bardzo poważne, ale mam wrażenie, że coś cię trapi.-odpowiada i wbija we srebrne tęczówki.
Wzdycham po czym zaczynam opowiadać mu o całym incydencie z Ginny.
Draco słucha mnie z uwagą. Nie przerywa mi i nie zadaje niepotrzebnych pytań.
-Napewno chcesz się w to mieszać? - pyta gdy kończę.
-Wiesz, że będę. Jutro porozmawiam z Deanem.
-Wiem, wiem. Jesteś strasznie ciekawska.-mówi i kładzie mnie na łóżku obok siebie. Całuje mnie w czoło.
-Ale mimo to kocham cię całym sercem.

*****

Delikatne pocałunki w okolicy mojego prawego biodra wyrywają mnie ze snu. Uśmiecham się szeroko, kiedy widzę winowajce. Podnosi się wyżej i całuje moje pokryte rumieńcem policzki. 
-Dzień dobry.-mówi.
-Jesteś niesamowity wiesz?-pytam patrząc mu w oczy.-To jest niesamowite.
-Co?
-To, że kiedy jesteś ze mną zapominam o wojnie. Mam ciebie i sama tego świadomość dodaję mi skrzydeł.
-To mamy ten sam problem.-odpowiada i całuje mnie w czoło.-Wstawaj, trzeba się zbierać.
-Jaki plan na dziś? 
-Śniadanie, a potem odwiedzimy Lune i przywitamy twoich rodziców oraz moją matkę.-odpowiada.
-Ambitne plany...-mrucze i wstaje z łóżka. Wyciągam z szafy ubrania i wchodzę do łazienki. Myje się, czesze i maluje. Kiedy zakładam bluzkę opuszkami palców dotykam rany na moim prawym ramieniu. Pamiątka po bitwie o św.Munga.
Wychodzę z łazienki i wchodzę do sypialni.  Draco stoi do mnie tyłem i właśnie zapina koszule. Podchodzę do niego i obejmuje go od tyłu. Widzę w lustrze jego uwodzicielski uśmiech.
-To co mówiłeś mi o Arabelli jest prawdą?- pytam gdy przypominam sobie o naszej wieczornej rozmowie.
-Tak, ale nie bój się nic Ci nie zrobi. Nie odstąpię cię na krok.-deklaruje się chłopak po czym lekko całuje mnie w usta.
-Wiem. Chodźmy na śniadanie, a później do Luny.

*****

Śniadanie minęło szybko. Nikt nie miał nic szczególnie ważnego do powiedzenia.
Jedynie McGonagall powiadomiła nas, że dzisiaj wieczorem zjawi się u nas uczennica, która przeżyła atak na szkołę Madame Maksime.
Teraz mamy trochę wolnego, popołudniu spotykamy się, by szykować pierwszy kontratak.
Żwawym krokiem pokonuje z blondynem korytarz. Co jakiś czas mocniej ściskam jego rękę. Dodaję mi to poczucia bezpieczeństwa i ciepło.
-Część Nevil.- wołam kiedy zauważam kolegę siedzącego na krześle przy łóżku Luny.
-Część.- pomrukuje i przeciera zaspane oczy.
-Zostaniemy przy niej, wracaj do swojego pokoju Nevil.
-Nie ma takiej potrzeby.- odpowiada rezygnując z mojej propozycji.
-Przestań Longbottom. Marsz do siebie!- woła Draco, o dziwo skutecznie.
Gryfon wychodzi ze Skrzydła Szpitalnego ze spuszczoną głową. Musi odpocząć, choć chwilę.
Luna wygląda jak swoja marna kopia. Jest jeszcze bladsza niż zazwyczaj. Jej zamknięte oczy zdobią fioletowe worki, a jej policzki pokryte są zadrapaniami. Straciła na wadze, zmizerniała, a to wszystko przez NICH.
Draco siada na pobliskim, wolnym krześle, a ja wymieniam kwiaty na świeże. Zamieniam je w fiołki, jej ulubione.
-Wyjdzie z tego.- mówi Draco i łapie mnie za rękę kiedy zajmuje swoje miejsce.
-Mam taką nadzieję.

*****

-Jak myślicie, kim jest ta nowa?- pyta Harry gdy siedzimy wszyscy razem na zaśnieżonych błoniach.
-Zobaczymy, zresztą co za różnica? Ważne, że zyskamy kolejną różdżkę po swojej stronie.-odpowiada Teo.
-Ile mamy jeszcze czekać na McGonagall?- pyta zniecierpliwiony Draco.
-Nie wiem, ale...-odpowiada Pansy, jednak ja już nie słucham. Zauważam Dean'a idącego z przeciwnej strony.
-Zaraz wracam.- rzucam i puszczam się biegiem za chłopakiem.
Mija trochę czasu nim go doganiam.  Nie mam sił, ale muszę go dogonić. Później może nie być już okazji. Podbiegam do niego i kładę mu rękę na ramieniu.
-Część...Coś się stało?- pyta zaskoczony.
-Nie. Znaczy tak, oh... Możemy pogadać?
-Jasne, o co chodzi?
-Musisz mi powiedzieć co dzieje się z Ginny. Co ona przed nami ukrywa?
Chłopak łapie się za głowę i zaczyna nerwowa przechadzać się po korytarzu. Widać, że nie wie co zrobić, to dla niego trudna decyzja. Fakt ten jeszcze bardziej podsyca moją ciekawość i niepokój o małą Weasley.
Dean wzdycha krótko i kręci głową.
-Nie mogę Hermiona. Ginny sama Ci powie jak uzna to za właściwe.
-Dobrze wiesz, że to nie prawda! Ona nic  nam nie powie.
-Zdajesz sobie sprawę, że mnie udusi gołymi rękami jak Ci powiem?
-Proszę Dean...To dla jej dobra!
-Bo widzisz...-zaczyna chłopak po czym odwraca się do mnie plecami.- Dziecko Ginny nie jest Harrego, tylko moje.
 To dla mnie jak cios w twarz. Jak mogła zrobić to Harremu, którego podobno tak mocno kocha?!
-Teraz to ja uduszę JĄ gołymi rękami Dean.

*****

Miłość nie zawsze jest kolorowa. Czasem może zranić. Najgorzej jednak boli cios nie od losu lecz od tej drugiej połówki.
Serce pęka na miliony kawałków. Zrozpaczone, a po czasie zgorzkniałe. Nie jest w stanie zaufać ponownie,  bo boi się kolejnej dawki niechcianego bólu. Człowiek który tak niszczy serce swego wybranka jest podły i wyrachowany. Takim ludziom nie należy się zrozumienie, nie znają skruchy.
Bo jakim trzeba być człowiekiem, by doprowadzić swoją drugą połówkę do tak okropnego stanu, sprowadzić ją na samo dno, odebrać jej radość życia?
Pokonuje korytarze szybkim krokiem. Złość którą czuję jest niewyobrażalna. Odrzucam od siebie myśl, że Draco pewnie będzie mnie zaraz szukał.
Teraz muszę spotkać się z Ginny. Jak mogła? To ja mam wyrzuty sumienia, denerwuje się, że rudowłosa oskarża mnie i Wybrańca o romans co jest przecież niedorzeczne, a sama puszcza się na lewo i prawo.
Jak mogła to zrobić? Jak mogła kłamać, że tak mocno go kocha?
-Odwaga i honor!-warczę do Grubej Damy.
-Nie dałoby się grzeczniej młoda damo?
-Otwórz tę przejście do cholery!-krzyczę. Strażniczka krzywi się, ale ustępuje. Wparowuje do środka i rozglądam się dookoła. W pokoju wspólnym Gryffindoru jest tylko Ron i Ginny. Siedzą na kanapie, mój stary przyjaciel ubrany jest w strój do Quddicha.
-Ile jeszcze chciałaś to ukrywać?!-wołam i gniewny krokiem podchodzę bliżej nich. Rodzeństwo wstaje ze swoich miejsc, a Ginny marszczy nos.
-Cześć Hermiona! Idziemy na boisko, chcesz iść z nami? Czekamy jeszcze na Harrego.-mówi wesoło Ron.
-To świetnie! Jak zejdzie będziesz miała okazje z nim porozmawiać.-syczę i lekko ją popycham.
-Ale o czym? O co Ci chodzi?!-woła Ginny.
-O tym, że to nie jego dziecko suko!-krzyczę. Mała Weasley spuszcza wzrok. To jak przyznanie się do winy.
-O czym ona mówi Ginny?-pyta Ron.
-To nie dziecko Harrego Ron! Jak mogłaś Ginny?! Podobno tak go kochałaś!
-To nic nie znaczyło! Dean się dla mnie nie liczy, jednorazowy epizod który więcej już się nie powtórzy...-broni się.
-Ty się słyszysz?! Nie zdajesz sobie sprawy, że Harry już pokochał to dziecko?! Cieszył się, że zostanie ojcem, a ty!
-Przecież nadal może nim być!
-Chcesz zrobić sobie z niego nianie? Jesteś zwykłą dziwką Ginny...
-Nie mów tak o mnie, a ty czemu nic nie mówisz Ron? Nie wstawisz się za mną? Jestem twoją siostrą!
-Ja Nie mam siostry. Ta którą znałem by się tak nie zachowała. Jak mogłaś nas wszystkich tak oszukać? Harrego?-pyta ponuro Ron.
-Nie ważne kto jest biologicznym ojcem, to nic nie znaczy.-mówi Ginny.
Biorę zamach i uderzam ją otwartą dłonią w twarz. Dziewczyna łapie się za pulsujący policzek. Nie jestem tym zaskoczona. Spodziewałam się, że mogę stracić nad sobą panowanie. To nie było konieczne, ale stało się.Uderzenie było silne. Z jej oczu zaczynają kąpać pierwsze łzy.
-Masz czas do jutra. Jeśli do tej pory nie powiesz wszystkiego Harremu, ja to zrobię. Wybór należy do ciebie.

*****

Draco

Szukam jej od dłuższego czasu. Mam złe przeczucia. Widziałem jak stara się dogonić Dean'a. Jeśli powiedział jej o co chodzi teraz pewnie jest z Gryfonami.
Nagle po holu roznosi się śmiech. Znam go, ale nie jestem pewny do kogo należy.
Wchodzę w najbliższy zakręt. Śmiech się nasila. Idę za nim na błonia. Gdy mam już wychodzić na zewnątrz stopy nie mogą oderwać się od podłogi. Przecieram oczy nie wierząc w to co widzę. Łudzę się, że ona zaraz zniknie. Tymczasem śmieje się jeszcze raz. Może ze mnie?
-No witaj Draco!
-Co ty tu robisz Arabella?
-Jak to co? Jestem uczennicą która przeżyła atak! Nie wiem jak McGonagall mogła w to uwierzyć.-odpowiada i podchodzi do mnie ciągnąć za sobą walizkę.
-Co ty tu robisz? Powariowaliście! Nie możesz tu zostać!
-Muszę, mam cię pilnować. Wujaszek Lucjusz mi kazał, a przy okazji szybciej dobiorę się do Twojej dziewczyny.
-Nie waż się jej tknąć, chyba, że nie chcesz dożyć końca wojny!
-Nie gadaj tyle tylko pokaż mi jakiś wolny pokój. Rozkaz McGonagall. Ciocia Narcyza już jest?
-Jeszcze nie.-warczę i ruszam przed siebie.
Z mocno zaciśniętą szczęką prowadzę ją do pokoju. Jak najdalej od naszego. Jak najdalej od mojego kochania.

Zaraz do niej wrócę i już nigdzie nie odejdę. Czuję, że właśnie teraz potrzebuje mnie równie mocno jak ja jej.
Mojej iskierki, Hermiony.

*****
Mam nadzieję, że w miarę przyzwoity rozdział ponieważ mój komputer wciąż ma ,,trudne dni'' i rozdział ten jest w całości pisany na telefonie!!
Pozdrawiam.
Vivian Malfoy.

Witaj

Tytuł aktualnego opowiadania: Czarny Raj
Tematyka : Potterowskie
Para : Dramione
Autor : Vivian Malfoy
Szablon : Szablownica




Obserwatorzy