Nagle czuję czyjeś ręce na swojej talii. Krzyczę jednak uspokajam się gdy widzę przed sobą twarz blondyna.
-Miałeś mnie tak nie straszyć.-mówię po czym mocno go przytulam obejmując za szyję. -Dawno wróciłeś?
-Chwilę temu.- odpowiada i poluznia uścisk, by złożyć pocałunek na moich lekko rozchylonych wargach.
-Tęskniłem za tobą.-mówi i siada na łóżku. Podnosi mnie i sadza na swoich kolanach twarzą do siebie.
-Ja też, ale już jesteś.- dodaje i dotykam dłonią jego policzka. Chłopak całuje mnie w szyję i przejeżdża nosem po moim dekoldzie.
-Kiedy wojna się skończy i nie będę już zmuszony, by stać po przeciwnej stronie, nie wypuszczę cię z sypialni.-mruczy.
-Co za deklarację...-mówię i śmieję się krótko.
-Bardzo poważne, ale mam wrażenie, że coś cię trapi.-odpowiada i wbija we srebrne tęczówki.
Wzdycham po czym zaczynam opowiadać mu o całym incydencie z Ginny.
Draco słucha mnie z uwagą. Nie przerywa mi i nie zadaje niepotrzebnych pytań.
-Napewno chcesz się w to mieszać? - pyta gdy kończę.
-Wiesz, że będę. Jutro porozmawiam z Deanem.
-Wiem, wiem. Jesteś strasznie ciekawska.-mówi i kładzie mnie na łóżku obok siebie. Całuje mnie w czoło.
-Ale mimo to kocham cię całym sercem.
*****
Delikatne pocałunki w okolicy mojego prawego biodra wyrywają mnie ze snu. Uśmiecham się szeroko, kiedy widzę winowajce. Podnosi się wyżej i całuje moje pokryte rumieńcem policzki.
-Dzień dobry.-mówi.
-Jesteś niesamowity wiesz?-pytam patrząc mu w oczy.-To jest niesamowite.
-Co?
-To, że kiedy jesteś ze mną zapominam o wojnie. Mam ciebie i sama tego świadomość dodaję mi skrzydeł.
-To mamy ten sam problem.-odpowiada i całuje mnie w czoło.-Wstawaj, trzeba się zbierać.
-Jaki plan na dziś?
-Śniadanie, a potem odwiedzimy Lune i przywitamy twoich rodziców oraz moją matkę.-odpowiada.
-Ambitne plany...-mrucze i wstaje z łóżka. Wyciągam z szafy ubrania i wchodzę do łazienki. Myje się, czesze i maluje. Kiedy zakładam bluzkę opuszkami palców dotykam rany na moim prawym ramieniu. Pamiątka po bitwie o św.Munga.
Wychodzę z łazienki i wchodzę do sypialni. Draco stoi do mnie tyłem i właśnie zapina koszule. Podchodzę do niego i obejmuje go od tyłu. Widzę w lustrze jego uwodzicielski uśmiech.
-To co mówiłeś mi o Arabelli jest prawdą?- pytam gdy przypominam sobie o naszej wieczornej rozmowie.
-Tak, ale nie bój się nic Ci nie zrobi. Nie odstąpię cię na krok.-deklaruje się chłopak po czym lekko całuje mnie w usta.
-Wiem. Chodźmy na śniadanie, a później do Luny.
Śniadanie minęło szybko. Nikt nie miał nic szczególnie ważnego do powiedzenia.
Jedynie McGonagall powiadomiła nas, że dzisiaj wieczorem zjawi się u nas uczennica, która przeżyła atak na szkołę Madame Maksime.
Teraz mamy trochę wolnego, popołudniu spotykamy się, by szykować pierwszy kontratak.
Żwawym krokiem pokonuje z blondynem korytarz. Co jakiś czas mocniej ściskam jego rękę. Dodaję mi to poczucia bezpieczeństwa i ciepło.
-Część Nevil.- wołam kiedy zauważam kolegę siedzącego na krześle przy łóżku Luny.
-Część.- pomrukuje i przeciera zaspane oczy.
-Zostaniemy przy niej, wracaj do swojego pokoju Nevil.
-Nie ma takiej potrzeby.- odpowiada rezygnując z mojej propozycji.
-Przestań Longbottom. Marsz do siebie!- woła Draco, o dziwo skutecznie.
Gryfon wychodzi ze Skrzydła Szpitalnego ze spuszczoną głową. Musi odpocząć, choć chwilę.
Luna wygląda jak swoja marna kopia. Jest jeszcze bladsza niż zazwyczaj. Jej zamknięte oczy zdobią fioletowe worki, a jej policzki pokryte są zadrapaniami. Straciła na wadze, zmizerniała, a to wszystko przez NICH.
Draco siada na pobliskim, wolnym krześle, a ja wymieniam kwiaty na świeże. Zamieniam je w fiołki, jej ulubione.
-Wyjdzie z tego.- mówi Draco i łapie mnie za rękę kiedy zajmuje swoje miejsce.
-Mam taką nadzieję.
-Jak myślicie, kim jest ta nowa?- pyta Harry gdy siedzimy wszyscy razem na zaśnieżonych błoniach.
-Zobaczymy, zresztą co za różnica? Ważne, że zyskamy kolejną różdżkę po swojej stronie.-odpowiada Teo.
-Ile mamy jeszcze czekać na McGonagall?- pyta zniecierpliwiony Draco.
-Nie wiem, ale...-odpowiada Pansy, jednak ja już nie słucham. Zauważam Dean'a idącego z przeciwnej strony.
-Zaraz wracam.- rzucam i puszczam się biegiem za chłopakiem.
Mija trochę czasu nim go doganiam. Nie mam sił, ale muszę go dogonić. Później może nie być już okazji. Podbiegam do niego i kładę mu rękę na ramieniu.
-Część...Coś się stało?- pyta zaskoczony.
-Nie. Znaczy tak, oh... Możemy pogadać?
-Jasne, o co chodzi?
-Musisz mi powiedzieć co dzieje się z Ginny. Co ona przed nami ukrywa?
Chłopak łapie się za głowę i zaczyna nerwowa przechadzać się po korytarzu. Widać, że nie wie co zrobić, to dla niego trudna decyzja. Fakt ten jeszcze bardziej podsyca moją ciekawość i niepokój o małą Weasley.
Dean wzdycha krótko i kręci głową.
-Nie mogę Hermiona. Ginny sama Ci powie jak uzna to za właściwe.
-Dobrze wiesz, że to nie prawda! Ona nic nam nie powie.
-Zdajesz sobie sprawę, że mnie udusi gołymi rękami jak Ci powiem?
-Proszę Dean...To dla jej dobra!
-Bo widzisz...-zaczyna chłopak po czym odwraca się do mnie plecami.- Dziecko Ginny nie jest Harrego, tylko moje.
To dla mnie jak cios w twarz. Jak mogła zrobić to Harremu, którego podobno tak mocno kocha?!
-Teraz to ja uduszę JĄ gołymi rękami Dean.
Miłość nie zawsze jest kolorowa. Czasem może zranić. Najgorzej jednak boli cios nie od losu lecz od tej drugiej połówki.
Serce pęka na miliony kawałków. Zrozpaczone, a po czasie zgorzkniałe. Nie jest w stanie zaufać ponownie, bo boi się kolejnej dawki niechcianego bólu. Człowiek który tak niszczy serce swego wybranka jest podły i wyrachowany. Takim ludziom nie należy się zrozumienie, nie znają skruchy.
Bo jakim trzeba być człowiekiem, by doprowadzić swoją drugą połówkę do tak okropnego stanu, sprowadzić ją na samo dno, odebrać jej radość życia?
Pokonuje korytarze szybkim krokiem. Złość którą czuję jest niewyobrażalna. Odrzucam od siebie myśl, że Draco pewnie będzie mnie zaraz szukał.
Teraz muszę spotkać się z Ginny. Jak mogła? To ja mam wyrzuty sumienia, denerwuje się, że rudowłosa oskarża mnie i Wybrańca o romans co jest przecież niedorzeczne, a sama puszcza się na lewo i prawo.
Jak mogła to zrobić? Jak mogła kłamać, że tak mocno go kocha?
-Odwaga i honor!-warczę do Grubej Damy.
-Nie dałoby się grzeczniej młoda damo?
-Otwórz tę przejście do cholery!-krzyczę. Strażniczka krzywi się, ale ustępuje. Wparowuje do środka i rozglądam się dookoła. W pokoju wspólnym Gryffindoru jest tylko Ron i Ginny. Siedzą na kanapie, mój stary przyjaciel ubrany jest w strój do Quddicha.
-Ile jeszcze chciałaś to ukrywać?!-wołam i gniewny krokiem podchodzę bliżej nich. Rodzeństwo wstaje ze swoich miejsc, a Ginny marszczy nos.
-Cześć Hermiona! Idziemy na boisko, chcesz iść z nami? Czekamy jeszcze na Harrego.-mówi wesoło Ron.
-To świetnie! Jak zejdzie będziesz miała okazje z nim porozmawiać.-syczę i lekko ją popycham.
-Ale o czym? O co Ci chodzi?!-woła Ginny.
-O tym, że to nie jego dziecko suko!-krzyczę. Mała Weasley spuszcza wzrok. To jak przyznanie się do winy.
-O czym ona mówi Ginny?-pyta Ron.
-To nie dziecko Harrego Ron! Jak mogłaś Ginny?! Podobno tak go kochałaś!
-To nic nie znaczyło! Dean się dla mnie nie liczy, jednorazowy epizod który więcej już się nie powtórzy...-broni się.
-Ty się słyszysz?! Nie zdajesz sobie sprawy, że Harry już pokochał to dziecko?! Cieszył się, że zostanie ojcem, a ty!
-Przecież nadal może nim być!
-Chcesz zrobić sobie z niego nianie? Jesteś zwykłą dziwką Ginny...
-Nie mów tak o mnie, a ty czemu nic nie mówisz Ron? Nie wstawisz się za mną? Jestem twoją siostrą!
-Ja Nie mam siostry. Ta którą znałem by się tak nie zachowała. Jak mogłaś nas wszystkich tak oszukać? Harrego?-pyta ponuro Ron.
-Nie ważne kto jest biologicznym ojcem, to nic nie znaczy.-mówi Ginny.
Biorę zamach i uderzam ją otwartą dłonią w twarz. Dziewczyna łapie się za pulsujący policzek. Nie jestem tym zaskoczona. Spodziewałam się, że mogę stracić nad sobą panowanie. To nie było konieczne, ale stało się.Uderzenie było silne. Z jej oczu zaczynają kąpać pierwsze łzy.
-Masz czas do jutra. Jeśli do tej pory nie powiesz wszystkiego Harremu, ja to zrobię. Wybór należy do ciebie.
Draco
Szukam jej od dłuższego czasu. Mam złe przeczucia. Widziałem jak stara się dogonić Dean'a. Jeśli powiedział jej o co chodzi teraz pewnie jest z Gryfonami.
Nagle po holu roznosi się śmiech. Znam go, ale nie jestem pewny do kogo należy.
Wchodzę w najbliższy zakręt. Śmiech się nasila. Idę za nim na błonia. Gdy mam już wychodzić na zewnątrz stopy nie mogą oderwać się od podłogi. Przecieram oczy nie wierząc w to co widzę. Łudzę się, że ona zaraz zniknie. Tymczasem śmieje się jeszcze raz. Może ze mnie?
-No witaj Draco!
-Co ty tu robisz Arabella?
-Jak to co? Jestem uczennicą która przeżyła atak! Nie wiem jak McGonagall mogła w to uwierzyć.-odpowiada i podchodzi do mnie ciągnąć za sobą walizkę.
-Co ty tu robisz? Powariowaliście! Nie możesz tu zostać!
-Muszę, mam cię pilnować. Wujaszek Lucjusz mi kazał, a przy okazji szybciej dobiorę się do Twojej dziewczyny.
-Nie waż się jej tknąć, chyba, że nie chcesz dożyć końca wojny!
-Nie gadaj tyle tylko pokaż mi jakiś wolny pokój. Rozkaz McGonagall. Ciocia Narcyza już jest?
-Jeszcze nie.-warczę i ruszam przed siebie.
Z mocno zaciśniętą szczęką prowadzę ją do pokoju. Jak najdalej od naszego. Jak najdalej od mojego kochania.
Zaraz do niej wrócę i już nigdzie nie odejdę. Czuję, że właśnie teraz potrzebuje mnie równie mocno jak ja jej.
Mojej iskierki, Hermiony.
-Ambitne plany...-mrucze i wstaje z łóżka. Wyciągam z szafy ubrania i wchodzę do łazienki. Myje się, czesze i maluje. Kiedy zakładam bluzkę opuszkami palców dotykam rany na moim prawym ramieniu. Pamiątka po bitwie o św.Munga.
Wychodzę z łazienki i wchodzę do sypialni. Draco stoi do mnie tyłem i właśnie zapina koszule. Podchodzę do niego i obejmuje go od tyłu. Widzę w lustrze jego uwodzicielski uśmiech.
-To co mówiłeś mi o Arabelli jest prawdą?- pytam gdy przypominam sobie o naszej wieczornej rozmowie.
-Tak, ale nie bój się nic Ci nie zrobi. Nie odstąpię cię na krok.-deklaruje się chłopak po czym lekko całuje mnie w usta.
-Wiem. Chodźmy na śniadanie, a później do Luny.
*****
Śniadanie minęło szybko. Nikt nie miał nic szczególnie ważnego do powiedzenia.
Jedynie McGonagall powiadomiła nas, że dzisiaj wieczorem zjawi się u nas uczennica, która przeżyła atak na szkołę Madame Maksime.
Teraz mamy trochę wolnego, popołudniu spotykamy się, by szykować pierwszy kontratak.
Żwawym krokiem pokonuje z blondynem korytarz. Co jakiś czas mocniej ściskam jego rękę. Dodaję mi to poczucia bezpieczeństwa i ciepło.
-Część Nevil.- wołam kiedy zauważam kolegę siedzącego na krześle przy łóżku Luny.
-Część.- pomrukuje i przeciera zaspane oczy.
-Zostaniemy przy niej, wracaj do swojego pokoju Nevil.
-Nie ma takiej potrzeby.- odpowiada rezygnując z mojej propozycji.
-Przestań Longbottom. Marsz do siebie!- woła Draco, o dziwo skutecznie.
Gryfon wychodzi ze Skrzydła Szpitalnego ze spuszczoną głową. Musi odpocząć, choć chwilę.
Luna wygląda jak swoja marna kopia. Jest jeszcze bladsza niż zazwyczaj. Jej zamknięte oczy zdobią fioletowe worki, a jej policzki pokryte są zadrapaniami. Straciła na wadze, zmizerniała, a to wszystko przez NICH.
Draco siada na pobliskim, wolnym krześle, a ja wymieniam kwiaty na świeże. Zamieniam je w fiołki, jej ulubione.
-Wyjdzie z tego.- mówi Draco i łapie mnie za rękę kiedy zajmuje swoje miejsce.
-Mam taką nadzieję.
*****
-Jak myślicie, kim jest ta nowa?- pyta Harry gdy siedzimy wszyscy razem na zaśnieżonych błoniach.
-Zobaczymy, zresztą co za różnica? Ważne, że zyskamy kolejną różdżkę po swojej stronie.-odpowiada Teo.
-Ile mamy jeszcze czekać na McGonagall?- pyta zniecierpliwiony Draco.
-Nie wiem, ale...-odpowiada Pansy, jednak ja już nie słucham. Zauważam Dean'a idącego z przeciwnej strony.
-Zaraz wracam.- rzucam i puszczam się biegiem za chłopakiem.
Mija trochę czasu nim go doganiam. Nie mam sił, ale muszę go dogonić. Później może nie być już okazji. Podbiegam do niego i kładę mu rękę na ramieniu.
-Część...Coś się stało?- pyta zaskoczony.
-Nie. Znaczy tak, oh... Możemy pogadać?
-Jasne, o co chodzi?
-Musisz mi powiedzieć co dzieje się z Ginny. Co ona przed nami ukrywa?
Chłopak łapie się za głowę i zaczyna nerwowa przechadzać się po korytarzu. Widać, że nie wie co zrobić, to dla niego trudna decyzja. Fakt ten jeszcze bardziej podsyca moją ciekawość i niepokój o małą Weasley.
Dean wzdycha krótko i kręci głową.
-Nie mogę Hermiona. Ginny sama Ci powie jak uzna to za właściwe.
-Dobrze wiesz, że to nie prawda! Ona nic nam nie powie.
-Zdajesz sobie sprawę, że mnie udusi gołymi rękami jak Ci powiem?
-Proszę Dean...To dla jej dobra!
-Bo widzisz...-zaczyna chłopak po czym odwraca się do mnie plecami.- Dziecko Ginny nie jest Harrego, tylko moje.
To dla mnie jak cios w twarz. Jak mogła zrobić to Harremu, którego podobno tak mocno kocha?!
-Teraz to ja uduszę JĄ gołymi rękami Dean.
*****
Miłość nie zawsze jest kolorowa. Czasem może zranić. Najgorzej jednak boli cios nie od losu lecz od tej drugiej połówki.
Serce pęka na miliony kawałków. Zrozpaczone, a po czasie zgorzkniałe. Nie jest w stanie zaufać ponownie, bo boi się kolejnej dawki niechcianego bólu. Człowiek który tak niszczy serce swego wybranka jest podły i wyrachowany. Takim ludziom nie należy się zrozumienie, nie znają skruchy.
Bo jakim trzeba być człowiekiem, by doprowadzić swoją drugą połówkę do tak okropnego stanu, sprowadzić ją na samo dno, odebrać jej radość życia?
Pokonuje korytarze szybkim krokiem. Złość którą czuję jest niewyobrażalna. Odrzucam od siebie myśl, że Draco pewnie będzie mnie zaraz szukał.
Teraz muszę spotkać się z Ginny. Jak mogła? To ja mam wyrzuty sumienia, denerwuje się, że rudowłosa oskarża mnie i Wybrańca o romans co jest przecież niedorzeczne, a sama puszcza się na lewo i prawo.
Jak mogła to zrobić? Jak mogła kłamać, że tak mocno go kocha?
-Odwaga i honor!-warczę do Grubej Damy.
-Nie dałoby się grzeczniej młoda damo?
-Otwórz tę przejście do cholery!-krzyczę. Strażniczka krzywi się, ale ustępuje. Wparowuje do środka i rozglądam się dookoła. W pokoju wspólnym Gryffindoru jest tylko Ron i Ginny. Siedzą na kanapie, mój stary przyjaciel ubrany jest w strój do Quddicha.
-Ile jeszcze chciałaś to ukrywać?!-wołam i gniewny krokiem podchodzę bliżej nich. Rodzeństwo wstaje ze swoich miejsc, a Ginny marszczy nos.
-Cześć Hermiona! Idziemy na boisko, chcesz iść z nami? Czekamy jeszcze na Harrego.-mówi wesoło Ron.
-To świetnie! Jak zejdzie będziesz miała okazje z nim porozmawiać.-syczę i lekko ją popycham.
-Ale o czym? O co Ci chodzi?!-woła Ginny.
-O tym, że to nie jego dziecko suko!-krzyczę. Mała Weasley spuszcza wzrok. To jak przyznanie się do winy.
-O czym ona mówi Ginny?-pyta Ron.
-To nie dziecko Harrego Ron! Jak mogłaś Ginny?! Podobno tak go kochałaś!
-To nic nie znaczyło! Dean się dla mnie nie liczy, jednorazowy epizod który więcej już się nie powtórzy...-broni się.
-Ty się słyszysz?! Nie zdajesz sobie sprawy, że Harry już pokochał to dziecko?! Cieszył się, że zostanie ojcem, a ty!
-Przecież nadal może nim być!
-Chcesz zrobić sobie z niego nianie? Jesteś zwykłą dziwką Ginny...
-Nie mów tak o mnie, a ty czemu nic nie mówisz Ron? Nie wstawisz się za mną? Jestem twoją siostrą!
-Ja Nie mam siostry. Ta którą znałem by się tak nie zachowała. Jak mogłaś nas wszystkich tak oszukać? Harrego?-pyta ponuro Ron.
-Nie ważne kto jest biologicznym ojcem, to nic nie znaczy.-mówi Ginny.
Biorę zamach i uderzam ją otwartą dłonią w twarz. Dziewczyna łapie się za pulsujący policzek. Nie jestem tym zaskoczona. Spodziewałam się, że mogę stracić nad sobą panowanie. To nie było konieczne, ale stało się.Uderzenie było silne. Z jej oczu zaczynają kąpać pierwsze łzy.
-Masz czas do jutra. Jeśli do tej pory nie powiesz wszystkiego Harremu, ja to zrobię. Wybór należy do ciebie.
*****
Draco
Szukam jej od dłuższego czasu. Mam złe przeczucia. Widziałem jak stara się dogonić Dean'a. Jeśli powiedział jej o co chodzi teraz pewnie jest z Gryfonami.
Nagle po holu roznosi się śmiech. Znam go, ale nie jestem pewny do kogo należy.
Wchodzę w najbliższy zakręt. Śmiech się nasila. Idę za nim na błonia. Gdy mam już wychodzić na zewnątrz stopy nie mogą oderwać się od podłogi. Przecieram oczy nie wierząc w to co widzę. Łudzę się, że ona zaraz zniknie. Tymczasem śmieje się jeszcze raz. Może ze mnie?
-No witaj Draco!
-Co ty tu robisz Arabella?
-Jak to co? Jestem uczennicą która przeżyła atak! Nie wiem jak McGonagall mogła w to uwierzyć.-odpowiada i podchodzi do mnie ciągnąć za sobą walizkę.
-Co ty tu robisz? Powariowaliście! Nie możesz tu zostać!
-Muszę, mam cię pilnować. Wujaszek Lucjusz mi kazał, a przy okazji szybciej dobiorę się do Twojej dziewczyny.
-Nie waż się jej tknąć, chyba, że nie chcesz dożyć końca wojny!
-Nie gadaj tyle tylko pokaż mi jakiś wolny pokój. Rozkaz McGonagall. Ciocia Narcyza już jest?
-Jeszcze nie.-warczę i ruszam przed siebie.
Z mocno zaciśniętą szczęką prowadzę ją do pokoju. Jak najdalej od naszego. Jak najdalej od mojego kochania.
Zaraz do niej wrócę i już nigdzie nie odejdę. Czuję, że właśnie teraz potrzebuje mnie równie mocno jak ja jej.
Mojej iskierki, Hermiony.
*****
Mam nadzieję, że w miarę przyzwoity rozdział ponieważ mój komputer wciąż ma ,,trudne dni'' i rozdział ten jest w całości pisany na telefonie!!
Pozdrawiam.
Vivian Malfoy.
Cholerna Ginevra, normalnie widziałam ze to nie jest.dsiecko Harrego, ale ze aż tak.....
OdpowiedzUsuńArabella nie lubię jej...suka i tyle ;)
Rozdział swietny:D
A Malfoy ohhh;)
Weny:D
Pozdrawiam,Lili:D
Jasno i na temat. :)
UsuńGinny pokazuje swoją prawdziwą naturę, szczerze mówiąc nie przepadam za młodą Weasley.
Pozdrawiam i mam nadzieję, że jeszcze zajrzysz.
V.N
No i wydało się... Ginny i Dean... A swoją drogą to nie myślałam, że Ginn może zrobić takie świństwo Harry`emu. Może i Miona zareagowała nerwowo ale w sumie to ją popieram, bo czegoś takiego się nie robi. Mam nadzieję, że Harry dowie się jak najszybciej prawdy.
OdpowiedzUsuńNo tak, coś czułam, że ta cała Arabella będzie mieszać. Oby Draco pokrzyżował jej plany.
Mionka i Draco... nadal tacy zakochani i wspierający siebie. Niech ta wojna się skończy i niech będą wreszcie razem szczęśliwi ;)
Tak, jeśli chodzi o Harrego Miona jest naprawdę wyczulona. Nie pozwoli by jej najlepszy przyjaciel cierpiał. I to działa również odwrotnie.
UsuńPozdrawiam.
No to Ginny nieźle się zachowała...
OdpowiedzUsuńA Arabella? no zabić to mało !! :P Ale fajnie, że trochę namiesza, choć nie powiem, żeby nie było już pokomplikowane :D
No to czekamy na nn :)
Ciesze się, że ciągle jesteś ;)
UsuńZawsze musi być jakaś negatywna postać- w tym przypadku mamy Arabelle.
Pozdrawiam i mam nadzieję, że nas nie opuścisz.
V.M
Kolejny świetny rozdział.
OdpowiedzUsuńWiedziałam że Arebella będzie robiła nie małe zamieszanie .
I jak sie domyśliłam to dziecko jest Deana! ;]
Nie dziwie się Hermionie ,ze tak sie zdenerwowała .
pozdrawiam i zycze weny .
Czyli myślimy tak samo! ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję i bardzo szanuję twoją opinię.
Pozdrawiam serdecznie.
V.M
McGonagall nie ścięła się po nazwisku Arabelli kim ona jest? o.O Dziwne.
OdpowiedzUsuńHermiona nazywająca Ginny suką, łooo xd
~Annie