niedziela, 29 grudnia 2013

Rozdział 5:,,Kontratak.''

                  Po raz kolejny podczas teleportacji czułam zawroty głowy. Z irytacją zauważam, że już nigdy nie pozbędę się tego nieprzyjemnego uczucia.
                 Po drodze do kwatery głównej minęliśmy kilka mugoli, a w pobliżu parku sąsiadującego z kwaterą spotkaliśmy Nevil'a i Lunę, którzy są już małżeństwem od czterech miesięcy i również pełnia rolę członków  Zakonu Feniksa.
                 Kiedy stoimy przed drzwiami oglądamy się za siebie krótko, a gdy Wybraniec łapie mnie za dłoń posyłam mu ciepły uśmiech.
Trzymając się za ręce wchodzimy do środka i kierujemy się ku pomieszczeniu z którego roznoszą się głośne glosy. Przechodzimy przez ciemny korytarz słysząc marudzenie skrzata, który jest aktualnie na górze.
Naciskam klamkę i wchodzimy do środka. Witamy się z pozostałymi i zajmujemy miejsce niedaleko rodziny Weasley powitani serdecznym uściskiem Molly i sceptycznym spojrzeniem Artura, którym obdarzył nasze złączone dłonie.
-Jeśli jesteśmy już w komplecie powtórzę raz jeszcze. Mamy przewagę! Prawie udało nam się wyczyścić magiczny świat od Śmierciożerców, a wypełnimy te zadanie do końca kiedy wybijemy oddział Dracona Malfoy'a.
Po pokoju roznoszą się brawa i wiwaty zadowolenia, dość szybko tworzy się gwar.  Każdy z zebranych cieszy się naszym sukcesem i powodzeniem.
-Kiedy odbędzie się pierwszy  atak na nich?-pytam.
-Za tydzień, mniej więcej.
-Nie potrzebujemy dowodów?-przypomina Szalonooki.-Jeśli zniszczymy ich nie mając wyraźnych powodów spotka się to z dużym sprzeciwem obywateli jak i pracowników Ministerstwa.
-Skoro stanęliśmy na tym temacie. Jak sytuacja w Ministerstwie?
-Wszystko w jak najlepszym porządku panie Potter. Funkcjonuję bez zarzutów.-informuje Moodelfias Doge.
-Jak miewa się pan Malfoy?-pyta Kingsley wbijając we mnie swój wzrok.-Wiem o waszym uroczym spotkaniu.
-Spoufalasz się ze swoim celem?
-Czyżbyś miał jakieś zażalenia Arturze?-zwracam się do głowy rodziny Weasley słysząc jego wypominający ton- Nie chciałabym być nie miła, ale to nie Twoja sprawa.
Odwraca swoje nadąsane spojrzenie. 
-Nic nie podejrzewa.-kontynuuje po chwili i uśmiecham się lekko chcąc zatuszować swe kłamstwo i ominąć szczegół, że Malfoy domyślił się iż ktoś starannie wyłapuje o nim informacje.
-Interesuje mnie jedno.-zaczyna Kingsley.-Czy ma Mroczny Znak?
-Nie.-odpowiadam nie spuszczając z niego wzroku. Minister przez chwilę nie odzywa się i mierzy mnie swymi ciemnymi tęczówkami.
Po pomieszczeni rozlegają się liczne szepty, które stają się coraz głośniejsze i coraz bardziej śmiałe.
-Cisza!-woła Schacklebolt i uderza pięścią w stół.-Jak możliwe, więc jest, by był Śmierciożercą, a nie miał Mrocznego Znaku?-pyta głosem przepełnionym jadem.
-Może po prostu nim nie jest?
-To niemożliwe!
-Przyjmij to do wiadomości Kingsley'u! Pod koniec naszego spotkania rzuciłam na niego zaklęcie prawdy, a jak dobrze wiesz jego nie da się oszukać.-tłumaczę zimno.
Zniecierpliwiony sapie głośno i ponownie uderza pięścią w stół. Wszyscy milkną i zwracają ku niemu swoje spojrzenia. Atmosfera po raz kolejny gęstnieje, a przez panujące napięcie nikt nie jest w stanie wydusić choć słowa. Po chwili unosi  swą różdżkę i wymierza  ją w moją stronę.
-Zapytam jeszcze raz.-zaczął powoli.-Czy Draco Malfoy ma Mroczny Znak?! Zastanów się nad odpowiedzią. Chyba, że chcesz bym przejrzał Twoje wspomnienia...
-Kingsley'u!-woła profesor McGonagall z nieukrywanym oburzeniem.-Możliwość ta istnieje tylko podczas przesłuchania, a nasze spotkanie nim nie jest.  Polujemy na Śmierciożerców zapomniałeś? A ona nim nie jest.
-Jaka jest Twoja odpowiedź?!-pyta raz jeszcze nie zważając na protesty.
Spuszczam wzrok bezradna.Uwierzyłam mu, owinęłam wiarą jego słowa kiedy mówił, że nie jest Śmierciożercą. Skłamałam bym nie musiała zabijać człowieka za coś czego nie zrobił lub za to kim nie jest. Teraz moje słowa straciły znaczenie, a kłamstwo po raz kolejny pokazało jak krótkie ma nogi.
Zrezygnowana podnoszę wzrok na pozostałych z gniewnymi ognikami w oczach wiedząc, że i tak nie uwierzą w moje zapewnienia mając tak ważny dla nich dowód, który naprawdę nic nie znaczy.
Chyba, że mnie okłamał...
-Tak.-syczę przez zęby w stronę Ministra.
Pozostali wznoszą okrzyki pełne zbulwersowania i zdziwienia. Minister głośno wypuszcza powietrze i mruży oczy jednocześnie opuszczając różdżkę.
-Tym razem nie wyciągnę konsekwencji z Twojego kłamstwa. Jesteś najlepsza w tym co robisz i nie mogę pozwolić sobie na stratę takiej kobiety...-decyduje z rozmarzeniem i dużo spokojniejszym głosem.-Draco Malfoy jest Śmierciożercą, mamy na to jasny dowód, który...
-Nie jest nim!-wołam wstając z miejsca.-Został naznaczony w czasie wojny, za winy swego ojca.
-Nie wiem czemu go bronisz, nie obchodzi mnie to. Masz tydzień i ani dnia dłużej. Po tych siedmiu dniach mam dowiedzieć się, że Draco Malfoy jest martwy, zrozumiałaś?
Przełykam cicho ślinę.
-Tak.
-Możecie już iść, poinformuje was o następnym zebraniu. Bądźcie gotowi, że tuż po śmierci pana Malfoy'a ruszymy na pozostałych, ostatnich już Śmierciożerców.
-Nie ma żadnych Śmierciożerców kretynie...-mamroczę.
-Mówiłaś coś panno Granger?-pyta Kingsley.
-Absolutnie nic.-odpowiadam i posyłam Ministrowi najbardziej uroczy uśmiech na jaki mnie stać. Mężczyzna zaczyna żegnać się ze wszystkimi, a kiedy wraz z Wybrańcem kierujemy się do wyjścia ów czarodziej chwyta mnie za ramię i odwraca w swoją stronę.
-Panna Granger jeszcze na chwilę zostanie.-mówi stanowczym tonem, a kiedy chcę zaprotestować Minister wzmacnia swój uścisk.
-Poczekaj na mnie Harry.-proszę na co ten przytakuję i wychodzi na zewnątrz.
Kingsley ciągnie mnie do sali w której jeszcze niedawno siedziałam i mocno przypiera do stołu do tego stopnia, że jego krawędź boleśnie wbija mi się w plecy. Mocno zaciska dłonie na moich biodrach.
-Lubisz tak się ze mną bawić?-pyta z lubieżnym uśmiechem.-Prowokować mnie swoimi sprzeciwami? Sądzisz, że tak zwrócisz na siebie moją uwagę?
Serce zaczyna mi szybciej bić, a mój oddech przyspiesza  nie miłosiernie. Zaczynam się wyrywać jednak jego stalowy uścisk jest nie do naruszenia.
-W tej chwili mnie puść!-krzyczę widząc mgiełkę pożądania w jego oczach. W moim umyśle panika wzrasta z każdą chwilą, a gniew na samą siebie osiąga apogeum kiedy przypomnę sobie, że zostawiłam różdżkę w mieszkaniu.
-Najpierw masz mi obiecać, że na pewno go zabijesz!-żąda i przesuwa swe dłonie na moje nadgarstki, które ściska niesamowicie mocno.
-Zrobię to! Tylko mnie puść, do cholery!-obiecuję tłumiąc szloch pełen żalu, strachu i gniewu.
-Pamiętaj, że jeśli postąpisz inaczej dorwę Cię nie ważne gdzie będziesz Hermiono, w każdym miejscu na ziemi. Rozumiesz?-szepcze mi do ucha przez co przez moje ciało przechodzi dreszcz obrzydzenia.
Przytakuję szybko szarpiąc się jednocześnie.
-Dobrze, a teraz skorzystamy z okazji...-mówi cicho po czym momentalnie zaczyna błądzić swymi wielkimi, ciemnymi dłońmi po moim ciele.
-Harry!-krzyczę kiedy Kingsley siłą ściąga ze mnie marynarkę, a po chwili przesuwa ustami po mojej szyi.
Szarpie się ponownie chcąc wydostać się z okrutnych objęć oprawcy podczas gdy jego język zaczyna wodzić po moim obojczyku. Korzystam z chwili słabości z jego strony i z całej siły odpycham go od siebie. Mężczyzna zatacza się do tyłu, ale po chwili odzyskuje równowagę i zmierza ku mnie klnąc pod nosem ze złowrogim uśmiechem.
-Drętwota!-krzyczy Wybraniec, który właśnie wtargnął do pomieszczenia. Minister upada na ziemie unieruchomiony, a ja szybko podbiegam do przyjaciela z wciąż bijącym za mocno sercem.
Bez słowa teleportuje nas do mojego mieszkania.


*****

Kingsley



             Głupia dziewucha, myślę kiedy odzyskuje przytomność. Pomyśleć, że to właśnie jej miałem przekazać swoje miejsce po śmierci...
Jestem zły, bardzo zły. Nie mogę pozwolić, by ktokolwiek tak mnie znieważył! Nikt nie może zwracać się do mnie w taki sposób, nikt nie może okłamywać mnie i myśleć, że tego nie zauważę, a tym bardziej mnie odrzucać.
Nikt!
-Myślisz, że to zrobi?-pyta mnie Moody, który wrócił z patrolu okolicy. Szybko ściągnął z siebie przemoczony płaszcz i ociekający deszcze kapelusz, który rzucił w pobliski kont.
-Nie wiem przyjacielu. Obiecała, że to zrobi. Wie, że musi to zrobić!-odpowiadam zmęczony.-Nigdy nie zawiodła, przez tyle miesięcy...
-Ale teraz może. Nie bądź zaślepiony.-ciągnie siadając obok mnie z poważną miną.
Odwracam wzrok nie chcąc oglądać tej wymownej pewności siebie i swego zdania na jego twarzy. 
-Do czego dążysz Alastorze?
Szalonooki przechodzi do okna lekko kulejąc. Z niezadowoleniem zauważa, że deszcz wcale nie zmalał. Odwraca się do mnie z kamienną twarzą, by po chwili zapytać:
-Co zrobimy jeśli nie wypełni zadania?
Wzdycham ciężko. Do mojej niedawno uspokojonej duszy ponownie powraca ten początkowy, straszny gniew na myśl, że mogłaby zawieść czy spróbować mnie oszukać.  Zaślepiony złością szybko podejmuję decyzję spoglądając na Alastora z furią w oczach.  
-Albo zabije go i uratuje swoje życie albo go oszczędzi i szybko straci swoje własne.



*****


Draco

                   Krzyki, wrzaski, różnokolorowe zaklęcia walące niemal wszędzie.  
I jej głos. 
-Uciekajcie!-zawołała.-Poradzę sobie...
-W życiu Cię nie zostawię!-zaprotestowałem i chwyciłem ją za dłoń, którą szybko wyrwała. 
-Choć raz w życiu mnie posłuchaj, synu!-krzyknęła i podała mi do ręki fiolkę z błękitnym płynem.-Uciekajcie, moje życie się kończy...-dodała rozbieganym wzrokiem wodząc po mnie i Zabini'm. Krzyki stały się coraz głośniejsze i wyraźniejsze.
-Twoje powołanie właśnie się zaczyna, wierzę, że będziesz wiedział jak to wykorzystać.-krzyczała wystraszona kierując wzrok na fiolkę.-Wasze powołanie. 
-Kocham Cię synu pamiętaj. 


                  Pierwszy trzask teleportacji odgania ode mnie wspomnienia.
-Cześć stary.-mówi Blaise, a zaraz za nim pojawia się Pansy. Całuje ją w policzek, a po chwili siadamy w kuchni w której standardowo moja lodówka opróżniana jest przez Zabini'ego.
-Pewnie już Ci wszystko powiedział, co?-pytam kierując wzrok na czarnowłosą.
-Oczywiście!-odpowiedziała z uśmiechem.-Wszystko mi mówi...-dodaje co spotyka się z radosnym śmiechem jej męża.
-Przyznaj się, że przylazłeś wczoraj z ciekawości!
-No, a z czego!-woła.-Nie mogłeś oderwać od niej wzroku.
-Dziwisz się, kochanie?-pyta kobieta.-Mimo wszystko Granger jest ładna i ma w sobie to coś.
Nawet bardzo.
Nie mam szans odgryźć się gdyż po chwili ktoś mocno puka do drzwi, a moment później otwiera je z hukiem i wchodzi do środka.
-W życiu się tego nie spodziewałem!-woła jednocześnie kradnąc Blaise'owi posiłek.
-Byłeś na tym zebraniu?-pytam zniecierpliwiony faktem, że tak długo czekam na informację, która będzie dla mnie jak wyrok. 
-Tak. Swoją drogą Zakon Feniksa ma dużo uboższe progi niż sądziłem...-mówi Nott, który dzięki eliksirowi wielosokowemu, którego mamy spory zapas, dostał się na owe zebranie w ciele Percy'ego Weasley'a.
-Teo! Mów co się działo!-przerywa mu Pansy.-Co postanowili po tym jak Granger go wydała?-pyta kierując na mnie wzrok.
-O to właśnie chodzi, że nie wydała! Zaprzeczyła wszystkiemu, powiedziała, że nie jesteś Śmierciożercą i, że nie masz Mrocznego Znaku.-wyjaśnił. Wszyscy spojrzeliśmy na niego zdziwieni.
-Co ty pieprzysz?-pytam cicho.
-Nie wydała Cię!-powtarza raz jeszcze.-Niestety Kingsley jej nie uwierzył choć upierała się przy swoim do samego końca.-wzdycha.-Zagroził jej przeglądem wspomnień, przyznała się w ostatnim momencie.
-Ile dał jej czasu?-pytam cicho.
-Tydzień.
                  W pokoju zalega cisza. Moja głowa staje się ciężka, a obraz zaczyna lekko wirować.
Opieram się o blat kuchenny i spuszczam wzrok. W życiu robiłem niesamowicie dużo złych rzeczy, ale nie przejmowałem się tym nigdy. A teraz ? Męczy mnie poczucie winy mimo iż nic nie zrobiłem, a powietrze, które nagle zrobiło się niesamowicie ciężkie i gorące prawie mnie dusi.
-Czyli mamy jeszcze mniej czasu na przeciągnięcie jej na naszą stronę...-podsumowuje smutno Pansy.
-Kiedy atakujemy?-pyta Blaise przerywając jedzenie. 
-Dzisiaj.-mówię na co reszta przytakuję.-Damy radę przyjaciele. Jeśli tego nie zrobimy nikt dowie się prawdy,  Granger zabije mnie, a Zakon nie poniesie konsekwencji.
-Za dużo osób poświęciło swe życie, by tak się stało.-wzdycha  cicho Teo.


*****

Hermiona



                  Pogoda za oknem jest  ponura, a mój umysł wygląda jakby przeszedł w nim huragan. 
Nie chciałam, by człowiek, który Śmierciożercą nie jest został za to ukarany, ale przez własną szlachetności mogłam zyskać większe urazy niż poczucie winy.
-Będziesz miał przeze mnie problemy.-mówię  z westchnieniem do Wybrańca, na którego torsie leże.
-A co miałem zrobić? Poczekać aż skończy?-pyta zbulwersowany bawiąc się moimi włosami.-Wszyscy walczymy w imię dobra, eliminujemy zło-Śmierciożerców-ale czasem mam wrażenie, że Kingsley ma na tym punkcie obsesje.
-Nie chce o nim rozmawiać.-przyznaje cicho.
Harry przytakuję.
-Zobaczymy...-pomrukuje po chwili po czym podciągam długi sweter, który zakrywa rany na moich nadgarstkach. Kiedy puchaty materiał podjeżdża do góry i ukazuje mój brzuch na biodrach również dostrzegam siniaki, podobne do tych na nadgarstkach na widok których Potter krzywi się gniewnie.
-Muszę go zabić.-przypominam na myśl o Draconie Malfoy'u, a za moment kontynuuje.-Jeśli tego nie zrobię nie wypełnię zadania, nie usuniemy ostatniego zła ze świata czarodziei o co staramy się już tak długo, a Kingsley znajdzie mnie i...
-Nie myśl teraz o tym.-przerywa Harry kiedy głos mi się załamuję. Łapie mnie za ramionami i podnosi do góry sprawiając, że bez problemu może zajrzeć mi w oczy.
-Mogę coś jeszcze dla ciebie zrobić?
-Bądź przy mnie nieważne co stanie się potem.
                 Mężczyzna zgadza się, a ja dziękuję mu przyjacielskim uściskiem, który oddaje.
Uśmiecham się promiennie, a kiedy otwieram usta, by coś dodać po mieszkaniu roznosi się dźwięk dzwonka. Podnoszę się z miejsca i podchodzę do drzwi, by otworzyć je gościowi jednocześnie dziękując w duchu, że mam takiego przyjaciela.
-Malfoy?-pytam z niedowierzaniem gdy otwieram drzwi i zauważam stojącego przed sobą blondyna z kroplami deszczu na ramionach kurtki. 
-A co ślepa jesteś Granger?-pyta z uśmiechem po czym wchodzi do środka z dwiema kawami z pobliskiej kawiarni.
Idę za nim do salonu. 
-Co ty tu robisz Fretko?-pyta zdziwiony jego obecnością Wybraniec podnosząc się z miejsca.
Między dwoma mężczyznami unosi się czarna, burzowa chmura, a ich oczy ciskając wzajemnie istne błyskawicę. Mierzą się wrogimi spojrzeniami, a ja wzdycham ciężko wiedząc, że żaden nie odpuści. 
-Mi też miło Cię widzieć Złoty Chłopcze.-ironizuje blondyn.-Odwiedziny.-wyjaśnia i stawia kawę na blacie kuchennym.
-Hermiona?-pyta mnie zdziwiony jego zachowaniem.
-Niech zostanie...-odpowiadam zrezygnowana zdając sobie sprawę, że jeśli blondyn przyszedł tu z własnej woli to żadna siła go stąd nie wyniesie.
-Z mojego towarzystwa nikt nie rezygnuje.-informuje ze śmiechem, a po chwili przenosi swój wzrok na mego przyjaciela.-Co ty tu jeszcze robisz Potter? Przyszedłem do Granger, nie do ciebie. 
Brunet posyła mu wrogie spojrzenie po czym wzdycha ciężko, bierze swój płaszcz i kieruje się do wyjścia.
-Uroczę.-mówi Malfoy kiedy Wybraniec całuje mnie w policzek. Przewracam oczami i odprowadzam Harry'ego do drzwi. 
-I następnym razem nie podglądaj Potter!-woła arystokrata i kontynuuje widząc zdziwioną minę bruneta.-Widziałem Cię w oknie wczorajszego wieczoru. Żałosne, naprawdę.
Ten jedynie prycha nieelegancko po czym wychodzi szybko kręcąc głową z nie zrozumieniem. 
-Jesteście jak bliźniaki syjamskie.-mówi kiedy wracam do salonu i siadam koło niego wcześniej podając mu kawę, którą przyniósł.-Zawsze razem. 
-Tak jak ty, Zabini, Nott i Parkinson.-odgryzam z grymasem na twarzy.Blondyn mruży oczy.
-Pansy już nie jest Parkinson. Wyszła za Blaise.-informuje i uśmiecha się lekko na wspomnienie przyjaciół.-Nie pijesz?-pyta.
-Już jedną piłam.-wyjaśniam i macham lekceważąco ręką. 
-Słyszałem, że próbowałaś zataić fakt, że mam Mroczny Znak.-zaczyna ostrożnie niestety przywołując bolące wspomnienie związane z Ministrem na co krzywię się znacząco.-Podziękowałbym Ci, ale nigdy tego nie robię.
-Nie wnikam skąd to wiesz, ale powiedz mi jedno. Co ty tu tak naprawdę robisz?-pytam jednocześnie potwierdzając fakt iż rzeczywiście go nie wydałam na co blondyn uśmiecha się lekko. 
-Muszę coś przeczekać.-wyjaśnia ostrożnie.
-Mam się bać? Jeśli znowu coś kombinujesz...
-Nie, nie masz.-przerywa z kpiącym uśmiechem.-Dlaczego to zrobiłaś? Mogłaś powiedzieć prawdę.
-Nie lubię Cię Malfoy, ty mnie też, ale nie wiem czy pamiętasz, że  mieliśmy nie wnikać w swoje życie.-przypominam.-Po co Ci to? I tak nie będziemy utrzymywać bliskiego kontaktu.
-Nie chcesz nie mów szlamciu.-odpowiada szczerze.-Jak przestanie padać pójdziemy na spacer?


*****

Blaise


                 Spoglądam na zegarek. Musimy poczekać jeszcze parę minut, by wyruszyć o tej godzinie, którą wcześniej obraliśmy. Wszystko musi pójść według planu. Nie możemy pozwolić sobie na opóźnienia, niechciane zwroty akcji czy wpadkę. 
-Jeszcze dwie minuty.-mówię kiedy odrywam wzrok od tarczy zegarka. Mocniej obejmuje stojącą obok mnie Pansy.
-Myślicie, że to coś da?-pyta moja żona.-Kingsley jest zaślepiony. Na Dracona zwali całą winę tego porwania mimo iż nie bierze w tym udziału.
-Miejmy nadzieję, że da Pan.-odpowiada Teo palący papierosa. Siwy dam tańczy w powietrzu. -Dobrze to zaplanowaliśmy. Smok jest u Granger, ona zapełni mu alibi w dodatku nieświadomie.
-Kto?-dopytuje czarnowłosa. Dzięki temu iż Teo dostał się na ostatnie zebranie Zakonu Feniksa jako Percy Weasley dowiedzieliśmy się, że planują zabić nas wszystkich. Nie możemy do tego zapuścić. 
-Alastor Szalonooki Moody, prawa ręka Ministra.-odpowiadam. To właśnie jego za niedługo uprowadzimy i będziemy więzić tak długo, aż powie nam wszystko co chcemy wiedzieć na temat ataku, który  na nas planują. 



*****

Mam nadzieję, że się podoba :)
Z okazji nadchodzącego Nowego Roku chciałabym życzyć wam wszystkim dużo szczęścia i radości. 
By ten rok okazał się dla was jak najlepszy. Pełny sukcesów i miłości. 
Życzę wam również udanego Sylwestra, spędzonego w miłym gronie i dobrej zabawy ;).
Wiedźcie, że będąc na imprezie Sylwestrowej duchowo będę z każdym z was. 
Jestem wam bardzo wdzięczna za wszystko i podczas odliczania pomyślę o was. 
Daliście mi dużo szczęścia i energii w tym roku za co bardzo wam dziękuję. 
Będę z wami i wypiję toast za was z wielką przyjemnością :)
Pozdrawiam mocno.
Wasza Vivian Malfoy. 

czwartek, 26 grudnia 2013

Rozdział 4:,,Niekiedy więcej osiągniesz uśmiechem, niż wywalczysz zaklęciem.''

 Draco




                     Kiedy tylko moje stopy dotknęły podłogi, a ciało oderwało się od łóżka wiedziałam, ze muszę wziąć sprawy w swoje ręce.  Blaise, Teo i Pansy mają rację. Musimy przeciągnąć ją na swoją stronę i pokazać jej prawdę jednak nie możemy zrobić  tego z dnia na dzień. Przyjaźń to złożony proces, który potrzebuje lat, by się rozwinąć. My mamy kilkanaście dni, może kilka tygodni.
                    To śmiesznie brzmi. Mam być miły dla Gryfonki? Mam polubić z wzajemnością Granger? Mam tolerować szlamę?
Wzdycham ciężko. Najwyraźniej tak.
                    Szybko wypijam kawę i zmierzam w stronę garderoby z której wyciągam  spodnie  i jasną koszulę. W połowie ubieranie słyszę dzwonek do drzwi. Zagniewany klnę pod nosem i w samych spodniach zmierzam, by otworzyć przybyszowi.
-Aż tak gorąco Ci na naszą wizytę?-pyta Blaise kiedy wraz z żoną i Teodorem wchodzą do mojego mieszkania. Posyłam mu kpiące spojrzenie i podążam za gośćmi do kuchni.
-To jakie plany na dziś?-dopytuje Teo. Szybko otwiera  moją lodówkę i wyciąga z niej potrzebne na kanapkę produkty.  Już się do tego przyzwyczaiłem.
-Umówię się z Granger.-mówię, a po chwili sam krzywię  się na te słowa.-Zaproszę ją do siebie. Może przy okazji uda mi się wyciągnąć od niej jakieś informacje.
-To raczej ona będzie chciała wyciągnąć je od ciebie.-poprawia Blaise po czym zaciera  dłonie i z wielkim uśmiechem na twarzy podchodzi do Teodora podczas gdy Pansy z westchnieniem opada na krzesło przy stole.
-Zdaje sobie z tego sprawę.-odpowiadam. Teo  zaczyna smarować chleb masłem, a  po chwili Blaise rozkłada  na nich szynkę, sałatę i ser.
-Niedawno  jedliście u nas.-przypomina Pansy kręcąc głową. Mężczyźni ze śmiechem przyozdabiają kanapki ketchupem i smarują majonezem.
-I co z tego Pan? Chcesz jedną?-pyta Teo. Kobieta spogląda na posiłek z niechęcią i szybko odmawia. Siadam koło niej z uśmiechem.
-Moja kochana żona martwi się, że się przejem, prawda skarbie?-mówi Blaise posyłając czarnowłosej urocze spojrzenie.
-Ależ oczywiście, że tak.-odpowiada jednak poważnieje po chwili.-Atak na Zakon, a raczej na jego podpory. Kto jest najbliższy Ministrowi?
-Alastor Szalonooki Moody.-podsuwam.-To on będzie pierwszą ofiarą, niech Kingsley zacznie tracić grunt pod stopami. 
-Kiedy?
-W najbliższym czasie.-przypominam.
-Nie wydaj się przy Hermionie.-przestrzega  Teo biorąc pierwszy kęs kanapki, a ja krzywię się na dźwięk imienia kobiety.
-Wiem, będę się pilnował.-rzecze.
-Chcesz jedną?-pytają kiedy podsuwają mi talerz ze zrobionymi przez nich kanapkami. Z ukrytym obrzydzeniem zerkam na kawałki chleba na których znajduje się prawie wszystko co możliwe.
-Nie dzięki. Zawsze zastanawiało mnie jak możecie to jeść.


*****

Hermiona 


              Jaki Zabini i Nott mogą jeść coś takiego? Ohyda!
Z niesmakiem odsuwam  się od okna i odkładam lornetkę na stolik. Siadam  w fotelu i przymykam  na chwilę oczy.
Podczas ostatniej wizyty z Wybrańcem na kawie dowiedziałam się, że niedawno odbył on rozmowę z Ministrem Magii, który nadal w głębi swej duszy żywi do mnie urazę za mój ostatni wybuch.
Kazał mi przekazać, że w najbliższych dniach mam dostarczyć mu krótkiej informacji. Chciał znać odpowiedź na jedna z pozory proste pytanie.
             Mam  zobaczyć czy Malfoy ma na swym przedramieniu Mroczny Znak, a potem na najbliższym spotkaniu odpowiedzieć tak lub nie.
To proste. Odpowiedź na to pytanie będzie dla niego jak wyrok. Decydujący i ostateczny. Jeśli potwierdzę obecność Mrocznego Znaku Zakon zyska decydując dowód nie do podważenia. Nie będę musiała szukać innych skazujących go faktów. Zabije go po kilku  następnych dniach od tej odpowiedzi.
             Natomiast jeśli zaprzeczę przedłużę jego życie o kilka dni, a może tygodni. Ministerstwo wspólnie ze mną będzie szukało kolejnych dowodów, które wyjaśnią społeczeństwu  jego śmierć. Kingsley nie może pozwolić sobie na odebraniu komuś życia bez dowodów. Oczywiście nie odebrałby komuś duszy osobiście. Od tego ma ludzi takich  jak ja.
            Mam określony czas, by przekonać się na własne oczy czy Draco Malfoy ma na swym lewym przedramieniu owy znak.



*****

Draco 



              Dam radę powtarzam sobie w drodze do jej mieszkania. Przecież nie idę na walkę ze smokiem! Nic takiego się nie dzieje, przecie nie urwie mi głowy! To tylko Granger...
Choć jak się wkurzy jest gorsza od Voldemort'a...
             Dumnym krokiem podążam ku drzwiom numer osiem. Pukam do nich z ciężko bijącym sercem, a kiedy słyszę coraz to głośniejsze kroki zakładam na twarz swój markowy uśmieszek.
-Podobno tamta wizyta była Twoją ostatnią.-wita mnie była Gryfonka.
-Niespodzianka Granger!-wołam udając entuzjazm jednak widząc jej sceptyczną minę poważnieje.-Co byś powiedziała gdyby zaprosił Cię na kolację?
-Zgłupiałeś?-pyta nie rozumiejąc. Wzdycham ciężko po czym przejeżdżam dłonią po jasnych włosach.
-Jesteśmy dorośli. Nie sądzisz, że warto byłoby tak się zachowywać?
Kobieta przytakuję.
-Skoro tak zapraszam Cię do mnie o dwudziestej. Mieszkam naprzeciwko.-kontynuuje. Po chwili brunetka uśmiecha się uroczo i opiera o framugę drzwi.
-Co ty kombinujesz Malfoy?-pyta mrużąc oczy w zastanowieniu.
-Absolutnie nic.-odpowiadam i unoszę ręce w obronnym geście.-To co przyjdziesz? Chyba, że Gryfoni nie są jednak tacy odważni...-snuję kiedy widzę, że nie jest do końca przekonana.
-Zaryzykuję.-mówi po czym znika za drzwiami z lekkim śmiechem.

Jestem lepszym aktorem niż przypuszczałem.  



*****

Hermiona 



               Stukot moich czarnych, klasycznych szpilek roznosi się po otoczeniu. Z winem w prawej dłoni i torebką w lewej podążam do mieszkania szkolnego wroga.
Jest już ciemno, niebo pozbawione jest gwiazd, a nade mną unosi się lekka mgiełka.
Z uśmiechem idę przed siebie, a po chwili wchodzą do apartamentowca blondyna. Kręcę głową z rozbawieniem kiedy przypomnę sobie o obecności Wybrańca w moim mieszkaniu, który na wieść o mym spotkaniu z arystokratą uparł się, że będzie na mnie czekał.
               Szybko pokonuje schody i wygładzam czarną sukienkę do połowy ud. Pukam raz i drugi między czasie starając się przywołać najbardziej uroczy śmiech na jaki mnie stać.
-Myślałem, że stchórzysz Granger.-wita mnie blondyn. Odsuwa się, by robić mi przejście.
-Gryfoni nigdy nie tchórzą.-odpowiadam pewnie jednocześnie podając mu czerwone wino.-To, że tu jestem nie zmienia faktu, że jesteś zarozumiałym gadem i egoistą.-dodaje odrywając wzrok od jego wspaniale zarysowanego torsu, który na moment przywołał ku sobie moje oczy.
-To zadziwiające.-zaczyna kiedy zajmuje miejsce w kuchni, a ja zasiadam na kanapie w salonie.-Wszyscy mają Cię za niesamowicie dobrą i szlachetną, wręcz nieskazitelną, a tymczasem tylko ja wiem jaką jesteś wredną wiedźmą.
-Możesz czuć się zaszczycony.-mówię i odbieram z jego rąk lampkę wina. Zasiada w fotelu naprzeciwko mnie.
-Ależ jestem, ogromnie.-informuje sarkastycznie. Obrzucam jego sylwetkę kolejnym dyskretnym spojrzeniem. Gdybyś tylko nie był Malfoy'em...
-Zdajesz sobie sprawę jak to śmiesznie wygląda?-pytam i kontynuuje widząc jego pytający wzrok.-Ty i ja.
-Nie widzę w tym nic komicznego.-odpowiada i bierze łyk wina chcąc ukryć szeroki uśmiech rozbawienia.-Co tobie nie pasuje w tym jakże uroczym obrazku?
-Wszystko!-wołam.-Wyobrażasz sobie opinie  pozostałych?
-Obchodzi mnie jedynie Twoja.-mówi i wstaje z fotela. Zagląda do piekarnika w którym prawdo podobnie jest nasza kolacja. Staje koło niego, kręcę głową. Niech nie myśli, że te jego sztuczne uprzejmości na mnie działają.
-To zawsze był Twój problem Granger.-słyszę po chwili.-Przywiązujesz zbyt dużą wagę do zdania innych.
-Ja? A kto zadawał się z tylko tymi, którzy nie zszargali, by Twojej opinii.-wypominam i szturcham palcem w jego tors.
-Przestań wracać  do przeszłości.-przerywa zimno jednocześnie próbując sosu.
-Spróbujesz?-pyta z łyżką niedaleko mojej twarzy.
-Chętnie.-mówię i wkładam łyżkę do ust.-Dobre...Nie zmieniaj tematu Malfoy! Czy ty zawsze musisz być taki...ugh!
Opiera się o blat kuchenny i zerka  na mnie z jawną ciekawością.
-Jaki?
-Wkurzający! Irytujący! Egoistyczny! Bezczelny!-krzyczę i wzdycham z rezygnacją widząc jak dobrze bawi się moim kosztem.
-Takiego mnie kochasz skarbie.-odpowiada uśmiechając się słodko jednocześnie mrużąc oczy.
Wydaje z siebie jęk zrezygnowania i wracam na sofę z lampką wina w dłoni.
Dlaczego musi mieć taki trudny charakter? Czemu nie może być kolejnym, łatwym facetem, który za widok długich nóg zdradzi największe tajemnice swego życia?
Pewnie sądzi, że nie domyśliłam się dlaczego jest dla mnie miły i przyjazny choć dobrze wiem, że najlepiej wydarłby się na mnie najgłośniej jak tylko potrafi.
To co najmniej dziwne. Niepoprawne, ale  i podniecające.
-Mało o tobie wiem Granger. -mówi po chwili nie odrywając ode mnie wzroku.
-Nie znamy się.-odpowiadam zgodnie z prawdą po czym wzruszam bezradnie ramionami również nie spuszczając z niego wzroku. Nie mogę pominąć żadnego szczegółu.
-Znamy i to od blisko dziesięciu lat.-przypomina i uśmiecha się w ten JEGO sposób.
-Tego nie można nazwać znajomością Malfoy.
-Normalni ludzie po tak długim okresie są przyjaciółmi.-ciągnie dalej.-Albo kochankami.-dodaje ciszej posyłając mi zalotne spojrzenie.
Prycham cicho i odwracam na chwilę wzrok w stronę okna, przez które doskonale widać moje mieszkanie, a w nim chodzącego w tę i z powrotem Harry'ego.
-Jesteś Granger.-odzywa się po chwili jednocześnie wyciągając pieczeń z piekarnika. Jej fantastyczny zapach roznosi się po pomieszczeni, a ja z ciekawości kieruje wzrok ku niej.-Przyjaciółka Potter'a i Weasley'a. Gryfonka mugolskiego pochodzenia. Walczyłaś o Hogwart. Honorowa, szczera i irytująca.
-Nie jestem irytująca!-protestuje i na jego zaproszenia zasiadam przy stole.
-Jesteś Granger i lepiej przyjmij to do wiadomości.-ucina ostrym tonem jednocześnie nakładając mi przygotowanego przez niego posiłku.-Tyle. Nic więcej o tobie nie wiem.
Zasiada obok mnie i bierze sztućce do rąk.
-Czyżbyś chciał pogłębić wiedzę na mój temat?-pytam zadziornie, a po chwili biorę do ust pierwszy kęs.
Arystokrata z satysfakcją ogląda moją zadowoloną minę gdyż wie, że nie usłyszy ode mnie żadnej pochwały.
-Ogromnie.-mówi i uśmiecha się szeroko.-Gdzie pracujesz?
Atmosfera lekko gęstnieje, a moja czujność wyostrza się. Faza wzajemnego wydobywania informacji właśnie się rozpoczęła.


*****

Draco


-Departament Przestrzegania Prawa.-odpowiada szybko i uśmiecha się lekko chcąc odwrócić moją uwagę. Nie ze mną te gierki Granger. Kłamiesz na każdym kroku i ja dobrze o tym wiem.
-To musi być nudna praca. Razem z rudzielcem i Potter'em staliście się bohaterami wojennymi, mogłaś pracować wszędzie. Dlaczego, więc tam?-pytam i śmieje się niedosłyszalnie widząc jej początkowe zakłopotanie. Tak Granger, nawet ten duży dekolt nie pozwoli Ci mnie rozproszyć. Mimo iż mam na co patrzeć...
-Miałam dość wrażeń. Chciałam czegoś spokojnego, bez zbędnych rewelacji.-wyjaśnia. Przytakuję i odkładam sztućce po skończonym posiłku.
-Smakowało Ci?-dopytuje z uśmiechem wstawiając swój talerz do zlewu. Kobieta podnosi się z miejsca i kieruje się w moim kierunku z zalotnym uśmiechem na ustach.
-To zaskakujące, ale tak.-odpowiada i wkłada do zlewu naczynie. Krótkim ruchem nadgarstka myję brudne talerze i sztućce po czym z kolejną lampką wina zasiadamy na kanapie.
-A ty czym się zajmujesz?-pyta po chwili.
-Jestem aurorem.-odpowiadam pamiętając iż to właśnie mam wpisane w papierach do której ona z pewnością zaglądała.
-Rzadko widuje Cię w Ministerstwie, prawie w cale...
-Pracuje głównie w terenie.-wyjaśniam z uroczym jak na mnie uśmiechem.
Kobieta śmieje się głośno,  wstaje z miejsca po czym opiera się o najbliższą ścianę. Zdziwiony zmianą jej taktyki spoglądam na nią z coraz to większym zainteresowaniem. 
-Było miło Malfoy, potrafisz nie być chamem jeśli tylko chcesz, ale powiedz mi jedno. Dlaczego tak naprawdę mnie tu zaprosiłeś? Czego chciałeś się dowiedzieć?
Wbijam w nią wzrok. Wóz albo przewóz. Niespodziewany zwrot akcji, który muszę poprowadzić tak, by wyszedł na mą korzyść.
-Chcesz grać w otwarte karty Granger?-pytam i podchodzę do niej szybko kładąc ręce po obu stronach jej głowy.
-Masz dwa pytania.-dodaje po chwili zerkając w jej lekko zamglone tęczówki.
-Masz Mroczny Znak?-szepcze, a jej ciepły oddech pieści moje policzki.
-Tak.-odpowiadam i podciągam lewy rękaw koszuli chcąc udowodnić szczerość swych słów.-Błąd młodości, którego zmienić już nie mogę.
-Jesteś Śmierciożercą?
-Nie.-patrzę jej w oczy będąc niesamowicie blisko jej ust podczas gdy ona kładzie swą dłoń na moim ramieniu. Kobieta zerka na mnie przez dłuższy moment, a po czasie lekko przytakuję na znak iż wierzy w moje słowa.-Nie zadajesz tych pytań z ciekawości. Ktoś kazał Ci sprawdzić czy go mam, prawda?
-Tak.-odpowiada z lekko przymkniętymi oczami i rozchylonymi ustami. Na Salazara Granger! Przestań mnie rozpraszać!
-Wydasz mnie?
-Nie mam pojęcia.-mówi, a jej dużo w kolorze ciepłej czekolady oczy emanują szczerością. Dlaczego ma wątpliwości?
Mimo iż wykorzystaliśmy wszystkie swoje szanse stoimy bez ruchy.  Głuchą ciszę przerywa jej ciężki oddech. Nie odrywa ode mnie wzroku,  wpatruje się we mnie jak w obrazek, a ja nie mam ochoty tego przerwać. Nie mam pojęcia co się dzieje, ale jakaś niemożliwie silna siła przytrzymuje mnie przy niej. Nie pozwala bym cofnął się chociaż o krok.
-Draco!-woła Zabini, który właśnie zmaterializował się w moim salonie niedaleko nas z butelką Ognistej Whiskey w dłoni. Odwracam ku niemu głowę wciąż nie ruszając się z miejsca.
-Nie chciałem przeszkadzać.-tłumaczy się skruszony Blaise kiedy zauważona opierającą się o ścianę kobietę,  lecz mimo wszystko zauważam jak kąciki jego ust unoszą się w dwuznacznym uśmiechu. Zrobił to specjalnie,  wiem to. Zżerała go ciekawość.
-Cześć Zabini.-mówi cicho brunetka.
-Siema Granger, widzę, że dobrze się bawicie.-odpowiada z lekkim śmiechem.
-Blaise...-zaczynam mrużąc oczy na co ten podnosi do góry ręce w geście obronnym.-Rozumiem, moje sprawy mogą poczekać. Do zobaczenia.-odpowiada jeszcze po czym teleportuje się do domu równie szybko co się pojawił. Zaraz opowie wszystko Pansy. 
-Co teraz?-pytam wracając swym wzrokiem do kobiety. Uśmiecha się lekko.
-Spędzimy wspólnie miły wieczór Fretko.


*****

Hermiona 



               Kiedy arystokrata odprowadza mnie do mieszkania jest niesamowicie późno. Za niedługo wzejdzie słońce, a niebo zmieni się na błękitne.
-Nie żałuje, że przyjęłam Twoje zaproszenie.-mówię. Mężczyzna odwraca zaciekawiony wzrok w moim kierunku.
-Nikt nie żałuje.-prycha pewny swego. Śmieje się krótko.
-Nigdy się nie zmienisz...
-Nie mam do tego powodu.-wyjaśnia. Dochodzimy do mojego apartamentowca.
-Podziękowałabym Ci za miły wieczór, ale chyba nie przejdzie mi to przez gardło.
-Gryfońska duma.-wzdycha i przewraca oczami jednak poważnieje na chwilę.-Możemy zapomnieć o tej chwili szczerości?
Przytakuję.
-Nie wiem po co Ci to było, nie wiem do czego komuś te informacje potrzebne jednak nie lituj się nade mną Granger. Zrób to co musisz.-mówi patrząc mi w oczy.
-Nie wiem co muszę.-odpowiadam i odwracam wzrok w inną stronę lekko speszona jego bliskością.-Nie wnikajmy w swoje życie Malfoy, tak będzie lepiej.-dodaje ciszej.
-Też tak sądzę.-zgadza się arystokrata.-Nie wiem co Ci się dzisiaj stało, ale ta Twoja łagodność jest jeszcze bardziej irytująca niż cała reszta.
-Próbuję być dla ciebie miła Malfoy.-syczę przez zaciśnięte zęby.
-To nie bądź.-proponuje i wzrusza ramionami.-Nie próbuj być kimś kim nie jesteś Granger.
-Nie wiesz jaka jestem naprawdę Malfoy! Nienawidzimy się.
-Sądzisz, że gdybym Cię nienawidził zaprosiłbym Cię na kolacja, w dodatku do siebie?
-Trudno Cię zrozumieć...-mówię.
-Po prostu Cię nie lubię. Znam i nie lubię, bo jesteś przemądrzała, irytująca, wkurzająca, szlachetna do szpiku kości, złośliwa i wredna.-wyjaśnia z kpiącym uśmiechem na ustach.
-Wcale nie!-wołam i mrużę oczy.
Zrywa się silny wiatr.
-Ale jeszcze bardziej nie lubię jak udajesz inną niż właśnie taką.-kończy swój wywód.-Przemądrzałą, irytującą...
-Dobra, skończ! Zrozumiałam.-przerywam i wchodzę do środka budynku.-Koszmarów Malfoy.-dodaje z szerokim uśmiechem.
-Wzajemnie Granger. I do zobaczenia.-odpowiada po czym wkłada ręce do kieszeni i odwraca się z zamiarem odejścia.
Wciąż uśmiechnięta zaczynam swą wspinaczkę po schodach. Pokonuje kolejne stopnie, a z każdym następnym piętrem powracają do mnie wszystkie emocje, które odczułam podczas tej kolacji.
Potoczyła się inaczej niż zakładałam, to na pewno. Myślałam, że minie ona na sztucznych uprzejmościach podczas gdy było naprawdę miło, a nasze drobne uszczypliwości i złośliwości dodawały tylko uroku.
Dowiedziałam się tego czego chciałam. Nie w sposób jaki miałam to zrobić, ale zrobiłam. Niestety jednocześnie on zaczął coś podejrzewać.
                 Przekręcam klucze w zamku i wchodzę do mieszkania. W środku jest ciemno, nie świeci się światło. Ostrożnie wchodzę w głąb i zamykam za sobą drzwi. 
-No nareszcie! Hermiona!-woła Wybraniec podnosząc się z fotela jednocześnie zapalając różdżką światło.
-Cześć Harry, myślałam, że wróciłeś do siebie.-odpowiadam i ściskam go mocno.
-No co ty. Za bardzo się martwiłem.-wyjaśnia i wzdycha z ulgą.-Jak było?
-Może to Cię zdziwić, ale naprawdę dobrze. Było miło, a Malfoy jest wspaniałym kucharzem. Jeśli chce potrafi być naprawdę uroczy i uprzejmy, ale mimo wszystko go nie lubię.
-Ma Mroczny Znak?
-Tak. Ale nie jest Śmierciożercą!-wołam szybko widząc jego radosną minę.
-Skąd to wiesz?-pyta i siada koło mnie.
-Powiedział mi to, a ja mu wierzę. To dziwne, ale mu wierzę.
Wybraniec wzdycha ciężko.
-Kontaktowałem się z Zakonem, jutro mamy stawić się w kwaterze głównej. Kolejne zebranie, jesteśmy coraz bliżej celu. Z  ich papierów wynika, że grupa Malfoy'a to ostatni Śmierciożercy w Londynie.
Przytakuję, a po chwili otwieram się przed Złotym Chłopcem. Pogrążamy się w długiej rozmowie podczas, której dziele się wszystkimi emocjami, które doświadczyłam podczas niedawno skończonego spotkania.



*****

Mam nadzieję, że święta minęły i mijają wam miło! Dopiero teraz, ale naprawdę  nie miałam kiedy wrzucić go wcześniej. 
Uprzedzam, że rozdział był w całości pisany na telefonie z powodu problemu z internetem dlatego jeśli zauważycie jakieś literówki czy błędy naprawdę przepraszam. 
Liczę, że się wam podoba. To rozdział przepełniony Dramione bym powiedziała, a sceny ,,mroczniejsze'' przeniosłam do kolejnego rozdziału. 
Pozdrawiam was mocno i dziękuję ogromnie za wszystko do tej pory!
Vivian Malfoy. 



poniedziałek, 23 grudnia 2013

Rozdział 3:,,Plany obu stron.''

-Więc jak przebiegło spotkanie?-pyta Kingsley kiedy jeszcze tego samego dnia wraz z Wybrańcem udaliśmy się na zebranie Zakonu.
-Tego nie można było nazwać spotkaniem!-wołam zirytowana energicznie podnosząc się z krzesła.
-Mam nadzieję, że to tylko początkowe niepowiedzenie, które więcej się nie powtórzy.-zakłada również wstając z miejsca.
-Jeśli sądzisz, że będę się przed nim płaszczyć...
-Jesteś profesjonalistką.-przerywa zdenerwowany.-Mam rozumieć, że wniknięcie w środowisko Dracona Malfoy'a jest dla Ciebie za trudnym zadaniem? Mam rozumieć, że byłaś w stanie mordować z zimną krwią i żyć normalnie z ową świadomością, a nie jesteś w stanie schować dumy do kieszeni i się do niego zbliżyć?!-krzyczy.
Staje przy oknie, miejscu, które do tej pory było stałym kawałkiem przestrzeni  Ministra. Spoglądam w krajobraz za oknem po czym odwracam się z powrotem twarzą do zebranych.
-Mogę prybliżyć się do jego przyjaciół. Oczywiście z wyjątkiem Pansy Parkinson. Z nią jak i z samym celem będzie największy problem. Mam jedno pytanie. Jak zbliżyć się do Malfoy.a? Jak dostać się do jego mieszkania, by zdobyć informacje czy dokumenty potwierdzające wasze przypuszczenia?
-Czy to w ogóle możliwe, by taka kobieta jak ty miała problem z uwiedzeniem mężczyzny? Pan Malfoy lubi atrakcyjne okazy...
-Przesadzasz Kingsley!-woła Harry na słowa Ministra.
-Jak możesz w ogóle proponować jej takie rozwiązanie?-pyta Molly Weasley.
-Musimy brać pod uwagę taką możliwość.
-Nie jestem dziwką Kingsley! Jest różnica między kokietowaniem kogoś, nawet romansem, a pójściem ze swoim celem do łóżka, by zdobyć informacje!-protestuje, a moje serce bije z nerwów jeszcze szybciej. Jego słowa podziałały na mnie jak czerwona płachta na byka. Z gniewnymi ognikami w oczach odchodzę bliżej Shackebolt'a.- W życiu nie posunę się do takich metod, zapamiętaj to sobie.-dodaje ciszej.
Biorę do ręki płaszcz, który do tej pory wisiał na wieszaku i kieruje się ku drzwiom.
-Wejdę w jego środowisko. Będę ciągle w jego otoczeniu, nie dam mu o sobie zapomnieć. A ty Kingsley zajmij się lepiej myśleniem jak dostać się mam do jego mieszkania. Z JEGO woli.-rzucam jeszcze przez ramię. Potem znikam za drzwiami.


*****


                   Jak można być tak nieprzyzwoitym?! Jak możliwe jest, by spotkanie Zakonu zdenerwowało mnie bardziej niż wizyta Malfoy'a?
Minister Magi zaczyna pozwalać sobie na o wiele za dużo. Początkowe wyrzuty sumienia, które uderzyły mnie zaraz po wyjściu ze spotkania i mówiły, że nie potrzebnie wybuchłam odeszły kiedy tylko przekroczyłam próg mieszkania.
Ze złością cisnęłam swoją torebką o ścianę kuchni i tupnęłam noga niczym małe dziecko. Tak dawno nie czułam takiej agresji. Tak dawno nie wykazywałam żadnych emocji, że teraz kiedy opuściły mnie i ujrzały światło dzienne zadziałały z przesadną siłą. 
                   Znowu stoję przy oknie i z zaklęciem kameleona na sobie oglądam apartament blondyna. Chodzi po nim niespokojnie. Przemierza pokój po pokoju i co chwilę spogląda na zegarek.

Czeka na kogoś.

Odchodzę od okna na dźwięk dzwonka. Otwieram drzwi, a mężczyzna stojący na zewnątrz całuje mnie w policzek, wchodzi do środka i siada na kanapie w salonie.
-Bardzo wkurzyłam Kingsley'a?-pytam Wybrańca kiedy zajmuje miejsce w pobliżu.
-Jest bardziej czerwony niż włosy Ron'a.-odpowiada z uśmiechem po czym wyciąga z kieszeni kopertę.-To od niego.
Podaje mi ją do rąk, a po chwili rozcinam ją i  wyciągam z jej wnętrza list na który Harry zerka z widoczną ulgą.

Przyjaciele!

Wszystko u mnie w porządku. Codziennie rano budzą mnie promienie słońca, a moimi jedynymi towarzyszami są sowy, drzewa, słońce i księżyc. 
Żyję spokojnie, podniosłem się  z dołku i jestem w lepszym stanie. 
Mam wrażenie, że poprawia się on z każdym kolejnym listem. 
Mimo to nie wracam. Jeszcze nie, zostaję tu. 
Nie ważne, że nie wiecie gdzie. 
Kiedyś wrócę i ten szczegół gdzie aktualnie przebywam nie będzie ważny.
Bo wrócę, pamiętajcie o tym proszę.

Wiem, że Harry pewnie nie jest zadowolony. Nie pisze o tym, ale wiem, że ma do mnie żal. 
Czy u was coś się zmieniło?
Mam nadzieję, że o siebie dbacie.
Harry pilnuj Hermiony przed nieodpowiednimi  facetami. Jest atrakcyjną kobietą i wiem, że się tacy koło niej kręcą dlatego proszę Cię byś o nią dbał. 
Natomiast ty Hermiono miej oko na naszego Wybrańca. Trzymałaś nas wszystkich silną ręką, a on szczególnie potrafi mieszać się w kłopoty. 
Zawsze byliście nierozłączni, sprawialiście wrażenie jednej osoby i mam nadzieję, że i teraz tak jest. Proszę o was o to wszystko, ponieważ nie wiem kiedy napiszę znowu. 
 Nie miejcie mi tego za złe.
Wasz kochający przyjaciel.
Ron. 


     
                       Kiedy skończyłam czytać list od rudzielca na twarzy Harry'ego zapanowało zmieszanie. Wstaje z miejsca i opiera się o ścianę jednocześnie spuszczając wzrok.
-Miałeś nadzieję, że napisze iż wraca, prawda?-pytam wciąż zajmując swoje miejsce podczas gdy w moim sercu rozlewa się fala ulgi i radości. Niesłychanie ciesze się, że napisał, że dał znak życia jednak nie pokoi mnie fakt iż przez kolejne dni, a nawet miesiące nie będziemy mieli z nim kontaktu.
-Tak! Ile można się ukrywać, nie tylko on to przeżył.-odpowiada poirytowany. -Po prostu mam mu za złe, że nas opuścił. Tyle.-dodaje kiedy staje się spokojniejszy, a gniewne odcienie znikają z jego twarzy. 
-Wiem Harry. Mamy siebie i to nam musi na razie wystarczyć.-mówię.Staję przy oknie i kieruje wzrok na mieszkanie arystokraty. Z rozbawieniem oglądam jak blondyn z podniesionym  ciśnieniem wypija szklankę Ognistej Whiskey, a po chwili ciska szklanym naczyniem w ścinę. Złoty Chłopiec staję za mną i kładzie swe dłonie na moich ramionach. 
-Nie na razie. Na zawsze.-poprawia.-Nie uwolnisz się ode mnie do końca naszego nędznego życia.
-Nie chce się uwolnić.-mówię cicho po chwili.-Kiedy kilka lat temu wraz z Ron'em uratowaliście mnie od tego trolla podpisaliśmy nieświadomie pakt. Od tamtego dnia rozpoczęła się nasza przyjaźń i skończy się dopiero na cmentarnej ziemi.
Brunet przytakuję i staje koło mnie. Wspólnie wpatrujemy się w treść mojego zadania. Zauważam rosnące zmarszczki zastanowienia na czole mężczyzny kiedy dłuższą chwilę obserwuje zachowanie blondyna.
-Co on robi?!-woła zszokowany Harry.
-Draco Malfoy po prostu dostał szału.


*****

Draco



                   Pierwszy wazon rozbija się o ścianę. Po nim do lotu przystępuję kilka szklanek i kolejne szkliwa, które mam pod ręką.

Dlaczego ona? Dlaczego akurat ONA? Co Granger robi w takim zawodzie? W takim świecie?

To wszystko komplikuje. Tyle miesięcy przygotowań, planów i nieprzespanych nocy może pójść na marne! Spędziliśmy nad tym za dużo czasu. Wystarczy, że ciekawska Granger wciśnie nos w nieswoje sprawy-co na pewno zrobi-a wszystko cholera trafi!
-Co ty wyprawiasz?-pyta siedząca na kolanach Blaisa Pansy.
-To ona! Jest gorzej niż sądziliśmy.-odpowiadam chaotycznie.
-Zostaw te zdjęcie!-woła Zabini kiedy w ataku gniewu chwytam ową pamiątkę z zamiarem ciśnięcia nim przed siebie.
Mężczyzna podchodzi do mnie, odbiera mi ramkę i łapie za ramię po czym sadza siłą na kanapie obok Teo.
-Mów co się dzieje.
-To Granger. Mieszka pod ósemką. Naprzeciwko mnie. To ona ma mnie zabić, to ją wysłał Kingsley!
-Granger? Hermiona Granger?-pyta zdziwiony Teo.
-A znasz jeszcze jakąś?!-krzyczę jednak poprawiam się po chwili zauważając swój błąd.-Przepraszam.
-Nie rozumiem dlaczego tak się denerwujesz. Co to za różnica kto ma być Twoim katem?-pyta Blaise.
Opieram się o oparcie kanapy.
-Nie rozumiecie? To Granger. Wścibska i ciekawska. Pracuje dla Kingsley'a, będzie nas obserwować, dostarczać mu informacji, a kiedy dostanie polecenie zabije mnie. Nie jest pierwszym lepszym nowicjuszem, będzie miała nas na oku cały czas! Zniszczy nasze plany!  Nie pamiętacie, że za kilka dni planowaliśmy pierwszy atak? Nie dopuści do niego. Da cynk Ministerstwu...
-Zwolnij trochę, Draco.-przerywa Teo. Zaczyna pocierać podbródek w zastanowieniu.-Nie znam jej, ale z waszych i innych opinii wnioskuję, że jest sprawiedliwa i szczera. Jest Gryfonką, więc jest również honorowa, a w dodatku niesamowicie dobra w walce. Nie sądzicie, że dobrze byłoby mieć ją w naszych szeregach?
-Co ty wygadujesz?-pyta Blaise.-Pracuje dla Ministerstwa. Ma zabić Dracona. Jak ty to sobie wyobrażasz? Nagle zrezygnuje z zadania, przez co to ONA stanie się celem i zacznie pomagać NAM?
-Wszystko stopniowo Zab. Jest Gryfonką. Walczy za słuszne idee. Jeśli dowiedziałaby się co tak naprawdę wyczynia Ministerstwo stanęłaby po naszej stronie. I nie tylko ona. Jej przyjaciele poszliby za jej przykładem.
-Poczekaj przyjacielu, bo za tobą nie nadążam.-gaszę zapał  Teodora.-Pójdziesz do niej i powiesz ,,Cześć, Zakon jest zły. Przyłączysz się do nas?''-proponuje sarkastycznie.- Nie uwierzy nam i od razu uda się do Kingsley'a.
-Mamy wspomnienia.-przypomina Pansy.
-Pytanie czy będziecie w stanie te wspomnienia pokazać? Czy te blizny już się w was zagoiły.-kontynuuje.
-Jeśli jesteśmy  musimy przeciągnąć ją na swoją stronę. Na pewno zachodzi w głowę jak się do Ciebie zbliżyć.-mówi Teo patrząc na mnie bez mrugnięcia okiem.-Ułatwimy jej to. Zaprzyjaźnimy się, pokażemy, ze nie jesteśmy tacy źli, a kiedy wyczujemy, że jest gotowa powiemy jej prawdę. Potem wszystko zależeć będzie od niej. Albo wyda nas Kingsley'owi, a my nie pomożemy sprawiedliwości wyjść na wierzch albo wspomoże nas i polubi.



*****



Hermiona



                Noc jest chłodna. Z torebką w dłoni kieruje się w stronę mojego mieszkania kiedy kończę odprowadzać Wybrańca.
Chowam list od rudzielca, który  niedawno czytałam  jeszcze raz do torebki.
-Myślisz, że to wypali?-słyszę jak pyta  kogoś Malfoy przez co serce podchodzi mi do gardła. Wyrównuje oddech i próbuje uspokoić nerwy, by po chwili wpaść na niego i bliżej nieznanego mi osobiście czarnowłosego mężczyznę.
-Cześć Malfoy.-mówię kiedy jego postać wyjawia się z nocnego mroku.
-Witaj Granger.-odpowiada mrużąc oczy.
Pomiędzy nami zalega cisza podczas której mierzymy się silnymi spojrzeniami. Po raz kolejny prowadzimy tę grę, której stawką jest nasza duma, a przyczyną upartość.
-Chyba jednak mnie nie przedstawisz Draco.-wzdycha mężczyzna.-Momentami zapominasz o manierach przyjacielu...
-Teodor Nott.-mówi po chwili z wyciągniętą w moją stronę dłonią.
-Hermiona Granger, ale to już wiesz.-zauważam z uśmiechem. Wniknę w jego środowisko. 
-Tak. Nie mieliśmy okazji poznać się bliżej.
-Niestety nie.-odpowiadam.-Ale nadrobimy to.
-Liczę na to.-poinformował z eleganckim uśmiechem po czym klasną w ręce.-Zbieram się! Nie patrz się tak na mnie Draco, nie zjem Ci jej.-dodaje widząc niezadowoloną minę Malfoy'a  po czym żegna się  i zaczyna oddalać się w stronę mroku.
-Musisz się tak gapić?-pytam kiedy blondyn mimo iż wciąż milczy nie odrywa wzroku od mojego ciała. 
-Nie mam na co, kochanie.-odpowiada z przesłodzoną miną.
-Czy ty właśnie próbujesz być miły?-pytam dalej z przekornym uśmiechem. Zaczynam iść w stronę domu, a prze to iż to zawsze do niego należy ostatnie słowo postanawia iść za mną. Ramie w ramie.
-Czyżbyś to doceniała?
-Nie przeceniaj się Malfoy.-ucinam.
-Po prostu dorosłem.-wyjaśnia. Stajemy przed drzwiami mojego apartamentowca.
-Czy ten dorosły człowiek zdaje sobie sprawę, że odprowadził mnie pod same drzwi?-pytam z lubieżnym uśmiechem jednocześnie opierając się ścianę budynku. Jego oczy świecą błękitem w otaczającej nas czerni, a pobliskie latarnie gasną, by po chwili ożyć na nowo.
-Chyba nie jest do końca świadomy.-informuje kręcąc głową.
-Więc czemu tu jeszcze stoisz Fretko?-pytam lekkim szeptem. Blondyn staje naprzeciwko mnie z wrednym uśmiechem na ustach i gniewnie mruży oczy kładąc jedną dłoń na ścianie budynku po  prawej stronie mojej głowy. 
-Dlaczego jesteś taka okrutna Granger? Obrażasz mnie mimo iż nic Ci jeszcze nie zrobiłem.-zarzuca równie cichym głosem centymetr od mych ust.
Milknę na chwilę nie mogąc wykrztusić słowa przez jego szaro niebieskie tęczówki, które wpatrują się we mnie bez mrugnięcia, niesamowicie intensywnie. Powietrze gęstnieje, atmosfera robi się ciężka, a moje serce bije tak głośno, że mam wrażenie iż nie tylko ja je słyszę.
-Przepraszam.-odpowiadam sama nie rozumiejąc dlaczego te słowo wydobyło się z mojego gardła po czym szybko znikam za drzwiami apartamentowca.
               

*****

Teodor



                  Budzę się nękany wspomnieniami. Szybko zrywam z siebie pościel i schodzę do kuchni, by nalać sobie kawy.
Obrazy przeszłości, które odgradzałem od siebie potężnymi, wewnętrznymi murami powróciły i uderzyły we mnie ze zdwojoną siłą.
                  Przez właśnie ten incydent zacząłem wraz z Blaisem, Draconem, Pansy i resztą, w tym również z nieżyjącym już Trevor'em,  walkę przeciwko Zakonowi.
Każdemu z nas coś zabrali, każdego z nas skrzywdzili lub uśmiercili.
Zjednoczyliśmy się w tym celu już dawno. Chcemy tylko sprawiedliwości i zemsty na Zakonie przez to co nam zrobili.
Mamy coś co ich zniszczy, własne wspomnienia.
Nosimy w sobie tajemnicę, która zaprowadzi Zakon Feniksa na samo dno, pokaże jakim jest naprawdę. Czekamy tylko  na odpowiedni moment, by ją ujawnić.
                  Przymykam oczy pokonany przeszłością.


                 
                 Sam nie pamiętam ile tam byłem.  Jedynym obrazem, który do tej pory mam w głowie i, który mógł jakoś opisać otoczenie w którym przebywałem tak długo jest deszcz, bród, ciemność i tańczący w powietrzy kurz. 
Leżałem. Nic więcej. Nie miałem siły nawet przeczołgać się na drugi koniec pokoju choć walczyłem do samego końca.
                 Zmrużyłem oczy kiedy drzwi mojej prowizorycznej celi otworzyły się z hukiem, a na moje pokiereszowane ciało padła smuga światła. 
-Witam panie Nott. Twoi przyjaciele znowu próbowali Cię stąd wydostać. Oni chyba nigdy nie stracą zapału.-powiedział oprawca kiedy tylko dotknął swymi drogimi butami podłogi na której wciąż utrzymywały się ślady mojej krwi.
-Zaczniemy dziś jeszcze raz.-wspomniał. Serce ściskało mi się z gniewu kiedy słyszałem te słowa. 
Te same od miesięcy. 
-Gdzie jest wspomnienie?-zapytał. Z piskiem przysunął sobie krzesło i usiadł na nim z wrogim uśmiechem na fałszywej twarzy. 
-Komu przekazał je Snape?!-zawarczał.-Pan Malfoy je ma?!
-Nic nie wiem!-krzyknąłem ostatkiem sił nie chcąc doprowadzić go do naszej jedynej broni, a ryk, który wyrwał się z mojej piersi ścisnął mi gardło. Mężczyzna  zerwał się z krzesła i podszedł do mnie z twarzą wykrzywioną w grymasie niezadowolenia i złości.  Z gniewem wyciągnął swą różdżkę spod bordowej szaty.
Kopnął mnie w brzuch. Raz i drugi. Kiedy przewróciłem się na plecy przystawił mi swój magiczny patyk do ledwie bijącego już serca.
-Nie kłam! Łżesz od kilku miesięcy!-wykrzyczał. Zacisnąłem mocno zęby kiedy pierwsze zaklęcie niewybaczalne poleciało w moja stronę.  Niewidzialne sztylety pocięły moje ciało, a z moich ust wydobył się kolejny histeryczny krzyk, który nie wydostanie się poza ściany tego pokoju. 
Ciepła krew wytrysnęła z mojego ciała, a z ust oprawcy wydobył się złowieszczy śmiech.
-Widzimy się jutro Nott.-wysyczał nim kopnął mnie w szczękę i twarz, która pokryta siniakami, wyschniętą krwią i zadrapaniami niczym nie przypominała normalnego, ludzkiego lica.-Może do tej pory zmądrzejesz.-dodał na odchodnym rzucając we mnie kolejnym zaklęciem. 
Resztkami sił skatowanego ciała przewróciłem się na brzuch, by wykrztusić z siebie kilka słów.
-Jesteś zerem Kingsley.

      



*****
Mam nadzieję, że spodoba wam się rozdział 3. Zaczyna się mrok, że tak powiem. 
Wiem, że po tym rozdziale możecie mieć w głowie pytania typu: Co Zakon im zrobił? Co ma wspólnego z tym Snape? albo Jakie wspomnienie? Co dalej z główną parą?
Wszystko wyjaśnione będzie w kolejnych zadaniach. 
Możecie być już przyzwyczajeni, że nie piszę błahych i prostych opowiadań. ;)
Tymczasem życzę wam wesołych świąt :D
Jak najlepszych! Zdrowych, pełnych szczęścia i radości!
Wasza Vivian Malfoy.  

sobota, 21 grudnia 2013

Rozdział 2:,,Konfrontacja''.

                  Mieszkanie do którego przeniosłam się, by kontynuować zlecone mi prze Zakon Feniksa zadanie jest łudząco podobne do poprzedniego.
Przestronny salon połączony jest z ciemno zieloną kuchnią, która szczyci się ciemnymi, drewnianymi meblami, a łazienka wyróżnia się  czarnymi, drobnymi kafelkami przez co czuje się w tym pomieszczeniu jak w klatce.

To Zakon planuje i organizuje wszystko. Jedyne  co mam zrobić to wywiązać się ze swojego zadania. Za każdym razem.



Sypialnia natomiast lekko przypomina mi dormitorium w Hogwarcie. W pokoju tym króluje czerwień, a jej wsparciem jest rzucający się w oczy złoty. Pod oknem z ciemno czerwonymi zasłonami stoi duże, drewniane łóżko z mnóstwem poduszek. Na meblach stoi już kilka zdjęć z Wybrańcem i Rudzielcem, które ustawiłam już wcześniej. Z Ginny też.
                  Uśmiecham się lekko kiedy instynkt podpowiada mi, że w wystroju tego pokoju maczał palce Harry.
Zakon, a tym bardziej Kingsle'y nie nawiązuje do naszych starych domów, zachowuje się tak jakby w ogóle zapomniał o Hogwarcie albo nigdy nie widział go na oczy.
Natomiast Harry, który różni się od Ministra Magii pod każdym względem, bardzo ceni wartości dom Godryka Gryffindor'a. Swój dom również urządził na przeróżne odcienie czerwieni.
                  Podejrzewam też, że z tymi ciepłymi kolorami wspomina Ginny, którą kochał mimo iż pod koniec roku nie byli ze sobą. Teraz zastępuję ją każdą napotkaną w klubie, sklepie cy choćby na ulicy atrakcyjną kobietą.
                    Przy dużym oknie w salonie mam doskonały widok na mój cel. Z grymasem na twarzy przypominam sobie kiedy tuż przed przeprowadzką Harry po rozmowie z Kingsley'em wspomniał, że mam być dla niego  miła w TEN sposób po czym puścił mi oczko.
                    Nie dam im tej satysfakcji. Nie będę dla niego miła w TEN sposób. Nie będą mu słodzić i się przed nim płaszczyć. Będę dla niego po prostu uprzejma i postaram się sama nie rozpoczynać kłótni. Tak jakbyśmy zaczynali nową znajomość. Mimo wszystko nie będę obojętna na jego docinki! Uroczę i ckliwe pogawędki mogę prowadzić ze wszystkimi, ale nie z nim. W końcu jestem Granger, a on Malfoy'em do cholery!
                    Zrezygnowana, że od wczorajszego wieczoru, momentu w którym się tu teleportowałam, młody arystokrata nie pokazał się choć na moment i nie dał żadnego znaku życia podchodzę do drzwi.
Nie chcę go spotkać. Chcę tylko się upewnić, że na pewno tu jest i kto mieszka w pobliżu. Nie skakałabym z radości jeśli ktoś, by mnie zobaczył. Nie potrzebne mi zbędne zainteresowanie wścibskich sąsiadów, którzy pod tym względem są gorsi od niektórych mugoli.
                   Na zewnątrz nie jest zimno, wiec zarzucam na koszulkę jedynie bluzę, zakładam trampki po czym związuje włosy w artystycznego  koka na czubku głowy. Łapie pęk kluczy, zamykam apartament i zjeżdżam szklaną windą na dół.
                  Okolica wydaje się spokojna. Wokół jest dużo zieleni, drzew i różnokolorowych kwiatów.
Na chodnikach nie ma żadnych śmieci czy liści, a ławki stojące w wręcz idealnych odległościach od siebie nawzajem wydają się błyszczeć w jasnych promieniach letniego słońca.
                  Równym krokiem zmierzam przed siebie. Rozglądam się co jakiś czas dyskretnie dziwiąc się, że prawie nikogo prócz mnie nie ma na zewnątrz.  Raz minęłam starszą panią z osiedla, która wyprowadzała swojego małego w dodatku śmiesznie ubranego psa na spacer.
                 Wkładam dłonie do kieszeni, a lekki promienie słońca zaczynają razić mnie w oczy. Skręciłam w prawo, a po chwili założyłam okulary przeciwsłoneczne.
Kiedy już miałam zawracać słyszę zza rogu czyiś śmiech, który po chwili jakby się rozmnożył.
Bezszelestnie podchodzę  bliżej wciąż utrzymując bezpieczną odległość, by przysłuchać się rozmowie. Z doświadczenia wiem, że nie raz nawet najmniejszy szczegół może okazać się bardzo ważny.
                Gdy bliżej widzę osoby, których śmiech usłyszałam chwilę temu zaczynam żałować swojej decyzji. Chwieje  się lekko, a po chwili zaczynam  zbierać swoją szczękę  z trawnika.
W bezpiecznej odległości przede mną stoi Draco Malfoy, który różni się od obrazu jaki zapamiętałam ze szkoły. Z niedowierzaniem spoglądam na mężczyznę, którego włosy nie są już przylizane lecz swobodnie rozrzucone w artystycznym nieładzie. Stoi w dumnej  postawie ubrany w opięte, ciemne spodnie i błękitną koszulę z rozpiętymi dwoma guzikami.
-Gdzie Teo?-pyta blondyn stojącego przy nim bruneta. Czyżby chodziło o Nott'a?
-Nie wiem. Zaraz powinien być.-odpowiada.
-Poczekamy na niego. Zazwyczaj się nie spóźnia, musiał mieć jakiś powód.-postanawia.-Która godzina Blaise?
-Zabini?!-wołam jednak kiedy zdaje sobie sprawę, że zareagowałam za głośno szybko zakrywam usta dłonią i rzucam na siebie zaklęcie kameleona
Mężczyźni przejeżdżają wzrokiem po otoczeniu.
-Dziesiąta dwadzieścia...-udziela informacji brunet kiedy nie zauważają nic podejrzanego w pobliżu jednak nie dane jest mu dokończyć
-Jestem!-woła nagle ktoś z boku, a po chwili pojawia się przy nich wysoki czarnowłosy mężczyzna.
-Powiem wam o co chodzi, ale  w środku.-dodaje kiedy pozostała dwójka otwiera usta, by coś powiedzieć po czym chwyta ich za ramiona i wręcz zaciąga do wnętrza apartamentowca.
                    Nie ściągając z siebie zaklęcia zaczynam wracać do siebie. Zrobiłam co chciałam jednak  odczułam stanowczo za dużo wrażeń jak na tak krótki czas pobytu na zewnątrz.
Moje zadanie rozpoczęło się  na dobre.



*****

Draco


-Powiesz nam wreszcie o co chodzi?-pytam kiedy czarnowłosy zamyka za nami drzwi.
-Czy ty znowu kupowałeś coś od tego gościa na Pokątnej?-pyta dalej Blaise i unosi lekko brew.
-Nie!-zaprzecza od razu.-Nie, nie i jeszcze raz nie! Mam informację.
Usiedliśmy na kanapie, a mój wzrok na chwilę przenosi się na duży kawał szkła w ścianie.

Nienawidzę tego okna. Pewnie teraz ktoś dokładnie śledzi każdy nasz ruch. 

-Zaciągnąłem języka tu i tam i dowiedziałem się paru istotnych rzeczy.-wyjaśnia Teo. Spoglądamy na niego zaciekawieni na co ten uśmiecha się z satysfakcją.
-Jesteście ciekawi?-pyta z cwaniackim uśmiechem jednocześnie opierając się o oparcie kanapy na której siedzi.
-Przestań nas męczyć!-woła brunet zajmujący miejsce obok mnie.
-Celem jest Draco.-zaczął spoglądając na mnie.-A osobą, która ma Cię zabić jest kobieta. Niestety nie wiem jak się nazywa.
-Czyli Pansy miała rację...-pomrukuje Blaise.
-Dokładnie. Jednak wiem jeszcze coś.-intryguje mężczyzna.-Mieszka w apartamencie  naprzeciwko Twojego  na tym samym piętrzę tyle, że pod numerem osiem.
-Skąd ty to wszystko wiesz?
-Przecież podobno pracuje w Ministerstwie jako auror. Tak ja wy.-odpowiada z rozbawieniem.-Szczególnie w Departamencie Przestrzegania Prawa i w gabinecie Ministra dużo się o tym mówi.
Naładowani nową energią dajemy spokój szczegółowi jak Nott znalazł się w pobliżu gabinetu Kingsley'a. Spoglądam na zegarek, a kiedy zauważam, że jest po jedenastej energicznie podnoszę się z kanapy i kieruję w stronę drzwi.
-Gdzie ty idziesz?!
-Do jej mieszkania.



Kimkolwiek ONA jest.


*****


Hermiona


                   Spokojna, jazzowa muzyka wiruje w powietrzu. Po porannej, krótkiej wizycie na dworze i spotkaniu szkolnego wroga wróciłam do swojego apartamentu.
Czym szybciej będę miała plan tym lepiej. 
                  Siedzę na kanapie, w pokoju oświetlonym przez jasne światło południa, a w mojej dłoni spoczywa kieliszek czerwonego wina. Oczy mam lekko przymknięte, przez mój umysł przechodzi mnóstwo myśli. 

Nie mogę zaczaić się na niego w jego mieszkaniu, nie jest taki głupi na pewno kogoś się spodziewa. 
Muszę zdobyć jego zaufanie, odwieść go od myśli iż jego życie jest zagrożone. 
Przestanie być ostrożny, zmniejszy swe wewnętrzne mury, a kiedy zmięknie uderzę. Oczywiście zrobię to wtedy kiedy Zakon wyda taką decyzję. Kiedy Minister złoży podpis pod jego nazwiskiem na liście śmierci.

                   Otwieram oczy z lekkim uśmiechem na ustach. Wszystko w naszych głowach zawsze układa się wspaniale lecz w rzeczywistości niekiedy nie znajduje pokrycia. 
                  Podnoszę się z kanapy na dźwięk dzwonka.  Z pewnością zmierzam ku drzwiom, by po chwili je otworzyć. Czekałam na niego od dłuższego czasu, dokładnie widziałam jego spotkanie, które odbył ze swoim przyjaciółmi we własnym apartamencie. Widziałam jak wychodzi, a nikt inny nie mógł tu przyjść. Reszta  mnie nie zna, a niektórzy pewnie w ogóle nie wiedzą, że się tu wprowadziłam. 
Z uśmiechem na ustach, makijażem na twarzy, butach na wysokim obcasie oraz obcisłych spodniach kładę dłoń na klamce. 

W zdobyciu zaufania można sobie pomóc.

-Dzień dobry.-zaczyna kiedy jeszcze dokładnie nie omiótł mnie wzrokiem, a fakt iż nawet nie próbuje tego ukrywać roznieca moją niechęć do jego osoby.
Milczę czekając na jego kolejny ruch. Resztkami rozsądku powstrzymuje się od dania mu w twarz czy wydrapania oczu. 
                     Kiedy dojeżdża swym wzrokiem do mojej twarzy na jego czole pojawia się zmarszczka wynikająca z zastanowienia. 
-Granger?-pyta cicho lekko przechylając głowę.
-Cześć Malfoy.-witam się zimno, a w duszy odliczam do dziesięciu, by uspokoić nerwy. Jak jeden człowiek może tak denerwować?!
-Co ty tu do cholery robisz?
-Mieszkam.-odpowiadam i wzruszam ramionami. Przejmuję jego taktykę, chłodną obojętność.
-Tu? Taka szlama jak ty?
-Przynajmniej mam serce, a mój ojciec nie siedzi w Azkabanie.-odcięłam.-Przyszedłeś w jakimś konkretnym celu?
-Chciałem powitać nową sąsiadkę, ale nie potrzebnie się fatygowałem dla kogoś takiego...
-To taki dobry uczynek! Uważaj Malfoy, bo się wzruszę...
-Co tam u Weasley'a uciekiniera?-pyta z wrednym uśmiechem. Opieram się o framugę drzwi.
-Niech Cię to nie interesuje.-syczę przez zęby.
-Czyby rudzielec zapomniał o swojej szlamie? A może Cię po prostu nie chcę, co Granger?
-Proszę Cię Malfoy.-reaguje po czym robię mały krok w jego stronę z wyzywającym spojrzeniem przez co prawie stykamy się nosami.-Nawet TY byś chciał.
-Nie pochlebiaj sobie.-odpowieda z przesłodzonym uśmiechem.-Stać mnie na kogoś o wiele lepszego.
-Jakoś nie widzę tłumów przy Twoim boku.
-Czyżby Twoja fascynacja do mojej osoby była tak głęboka, że zakradasz się do mojej sypialni?-pyta z cwaniackim uśmiechem.
-Zobaczyłabym w niej same desperatki.
-Przynajmniej w mojej nie zionie  taką pustą jak u ciebie.-odgryza się dalej blondyn. Wchodzę z powrotem do mieszkania śmiejąc się głośno. 
-Sądzę, że Twoja wizyta się przeciągnęła.Fretko.
-Możesz być pewna, że była ona ostatnia.-zarzeka po czym odwraca się na pięcie i odchodzi pogwizdując lekko. 
                  Wracam do środka z gniewnymi ognikami w oczach. Siadam na kanapie w dokładnie tym samym miejscu co wcześniej i ponownie biorę kieliszek, którego zawartość po chwili wypijam.

Od jutra będę dla niego miła

Obiecuje sobie cicho.  Pytanie tylko czy potrafię i czy on da się na to nabrać.





*****

No to zaczyna się akcja Malfoy-Granger. Wspólne spotkanie będą nieuniknione. 
Przepraszam, że tak późno, ale w ten piątek dopiero oddałam 3 opowiadania na konkurs literacki ogólnopolski i przez to iż musiałam je sprawdzić i w ogóle dokończyć nie mogłam wrzucić rozdziału wcześniej. 
Nie wiem czy nie jest za krótki, ale mam nadzieję, że się podoba. 
Pozdrawiam was mocno, mocno, mocno i życzę miłej przerwy świątecznej. Jakieś plany na sylwestra?
Jutro będę na lodowisko w Będzinie w godzinach 11-12. Mój znak rozpoznawczy do bordowy komin, czarne spodnie we wzorki. Jeśli ktoś z czytelników również, by był jestem otwarta co do rozmowy. 
Vivian Malfoy.


środa, 18 grudnia 2013

Rozdział 1:,,Życie toczy się różnie. Sztuką jest odnaleźć się w każdej wersji.''


                  Na zewnątrz pada.
Z nieba padają ciężkie krople wody, a ulice zapełnione są przez różnokolorowe parasole.
                 Nerwowo spoglądam na czarny jak smoła  zegarek, który zdobi beżową ścianę salonu.
Znowu się spóźnimy i to znowu przez niego!
                 Od blisko pół roku  wraz z Wybrańcem i kilkoma osobami z naszego rocznika pracujemy dla Zakonu Feniksa, a przez rolę, którą w nim pełnie co jakiś czas muszę zmieniać miejsce zamieszkania. Dlatego nigdy nie rozpakowuje walizek. Wiem, że nie mam po co.
                Szybko podrywam się z miejsca na dźwięk dzwonka po czym prędko zmierzam w stronę drzwi.
-Czy ty zawsze musisz się spóźniać?-witam stojącego w progu Złotego Chłopca.
Mężczyzna rzuca mi rozbawione spojrzenie, poprawia kołnierz swojego ciemnego płaszcza po czym przejeżdża mnie swym wzrokiem.
-Ładnie wyglądasz.-wymiguje się z szerokim uśmiechem.
Wzdycham ciężko po czym wychodzę na dwór i zamykam mieszkanie, by następnie schronić się pod rozłożonym parasolem Harry'ego.
-Co u Amelii?-pytam kiedy zmierzamy do miejsca z którego będziemy mogli  teleportować się do siedziby głównej zakonu.
-Już nie jesteśmy razem.
-Żartujesz? To podobno była ta jedyna...
-Ale nie jest.-odpowiada i wzrusza  ramionami.-Nie pierwsza nie ostatnia.-dodaje. Kiedy przystajemy w jednej z parkowych alejek z mieszanymi uczuciami spoglądam na Harry'ego, który po stracie Ginny próbuję zaspokoić swoje potrzeby sztuczną miłością. Nie byli razem kiedy zginęła, rozstali się, ale mimo to on ciągle ją kochał.
-Dostałaś list od Ron'a?-pyta, a przed oczami staje mi wspomnienie kiedy wraz z Wybrańcem żegnaliśmy naszego rudego przyjaciela, która po stracie siostry i brata w bitwie o Hogwart postanowił wyjechać w nieznane nam miejsce.
-Nie, ale odezwie się. Zawsze to robi.-odpowiadam pewnie.-Wątpisz?
-Sam nie wiem. Zaszył się nie wiadomo gdzie pół roku temu, a jedyny kontakt z nim to listy, które żadko piszę.-wyjaśnia po czym łapie mnie za dłoń. Ściskam ją lekko.
-Nie mów tak. Wróci kiedy będzie uważał to za stosowne.-kończę temat.-Sądzisz, że znowu będę musiała się przenieść?-pytam i drugą, wolną dłonią przeczesuje swe krótkie włosy.
-Zależy gdzie będzie mieszkał Twój kolejny cel.-odpowiada po namyśle. -Przeniosę się razem z tobą.
-Wiesz, że nie musisz?-pytam śmiejąc się krótko. Wybraniec ściska moją dłoń, a po chwili teleportuje nas do siedziby głównej Zakonu Feniksa.
-Wiem skarbie, ale tam gdzie ty tam i ja.-mówi jeszcze nim spod moich stóp osuwa się ziemia.



*****



                   Kwatera główna Zakonu chyba nigdy się nie zmienia.  Wciąż trzymając się za ręce wchodzimy do środka, a nasze twarze zderzają się z ciepłym powietrzem panującym w wewnątrz. 
                  Cicho przechodzimy przez wąski korytarz, a po chwili przekraczamy próg pokoju
-Witaj Kingsley'u.-mówię kiedy siadamy przy stole. Z resztą witamy się kiwnięciami głowy.
-Dobrze, że już jesteście. Jak się miewa Trevor Davis*?
-Kto?-pytam ze śmiechem jednak poważnieje kiedy zauważam niecierpliwą minę Ministra..-Już nie będzie szkodliwy.
-Mam rozumieć, że został wyeliminowany?
-Cicho, szybko i skutecznie.-uściśliłam.-Nie żyje.
                 Minister Magii przytakuję i posyła mi wdzięczne spojrzenie niczym nie różniące się od tego, które otrzymałam od niego gdy  wykonałam pierwsze zadania.
Nigdy nie przypuszczałam, że tak potoczy się moje życie. Nawet przez myśl nie przeszło mi, że kiedyś pracować będę jako auror, a raczej jako osoba, która eliminuje nieodpowiednich dla świat magicznego czarodziei, a posada w Departamencie Przestrzegania Prawa będzie jedynie przykrywką. Moja przyjaciółka zginie, przyjaciel wyjedzie, a drugi będzie pozbywał się swoich smutków używając do tego co raz to różniejszych  kobiet.
-Ostatnio naszą uwagę zwróciło podejrzane zachowanie dawnych i aktywnych Śmierciożerców. Mamy kilka nazwisk, które znajdują się na liście do wyeliminowania.-rozpoczyna czym przyciąga spojrzenia reszty.
-Kto pierwszy?-pytam wyraźnie zaciekawiona. Nachylam się ku niemu.
-Standardowy bogacz i amant. Jego rodzice nie żyją, a on sam mieszka w magicznym Londynie.  Jest niebezpieczny dla Ministerstwa w którym pracuje jako auror jak i dla całego świata magicznego.  Mamy dowody, by sądzić, że ta praca jest jedynie przykrywką oraz okazją do śledzenia naszej sytuacji.  Prowadzi grupę Śmierciożerców, którzy utrzymali się po przegranej dla nich wojnie i po upadku Czarnego Pana.-wyjaśnił po czym wstał miejsca i stanął przy oknie.-Dostaniesz jego teczkę panno Granger. Na samym początku masz go jedynie obserwować. Znaleźć potwierdzenie na temat naszych podejrzeń. Po czasie  dostaniesz od nas kopertę w której będziesz miała napisane co masz robić dalej. 
-Co z mieszkaniem? Gdzie mnie przenosicie?
-Blok dla czarodziei na ulicy Śmiertelnego Nokturnu. Mieszkanie z oknami na jego apartament. Mam nadzieję, że nie zawiedziesz.
-A czy ja kiedykolwiek zawiodłam?-pytam uśmiechając się lekko.-Mam liczyć się z tym, że po ewentualnej, sztucznie stworzonej przyjaźni będę musiała go zabić?-dodaje poważnie.
-Jak najbardziej. 
-Jak się nazywa?
Kingsley odwrócił wzrok od krajobrazu za oknem i spojrzał w moje brązowe oczy. 
-Draco Malfoy.



*****
Draco 




               Od dłuższego czasu, a wręcz codziennie mam wrażenie, że moje życie jest co najmniej dziwne.
Bo czy normalne jest ciągle ukrywanie się?
Konieczna ochrona swego życia?
Noszenie maski, by nikt nie dowiedział się prawdy wcześniej niż jest to zamierzane?
I noszenie tajemnicy, która zniszczyłaby czarodziejski świat.
              Nienawidzę się za to, że wciągnąłem do tej gry swoich przyjaciół. Niepotrzebnie wplątałem ich w ten ciąg wydarzeń przez, które wrócili do starych nawyków. Tak jak ja.
              Po raz kolejny spotykamy się w tym miejscu. Klub Nocny Wizard Delight dla czarodziei z wyższych sfer jest naszym miejscem spotkań od samego początku i sam nie pamiętam dlaczego akurat te.
             Powietrze w nim jest duszne, a ciemne wnętrze oświetlają jedynie kolorowe światła. Raz na jakiś czas koło naszego ukrytego w cieniu stolika przechodzą grupki kobiet i mężczyzn z zalotnymi uśmiechami oraz zamglonymi spojrzeniami.
-Co robimy dalej?-pyta siedzący obok mnie Teodor Nott. Poprawiam się na krześle i przenoszę na niego swój zmęczony wzrok.
-A dlaczego coś miałoby się zmienić? Nie zatrzymujemy się. Zakon nie pozbędzie się nas tak łatwo.-odpowiadam pewnie, a po chwili krzywię się kiedy zauważam kolejne skierowane w moją stronę zalotne spojrzenie siedzącego niedaleko blondynki.
-Myślą, że zbieramy pozostałych popieleczników Czarnego Pana. Sądzą, że jesteśmy zaślepioną grupą głupich Śmierciożerców, którzy w każdej minucie planują zemstę.-przekazuje Pansy, nasz wieloletnia przyjaciółka, która obecnie szczęśliwie żyje ze swoim mężem Blaise'm Zabinim.
-Nie szkodzi. To nawet lepiej...
-Zdajesz sobie sprawę, że będą chcieli pozbyć się któregoś z nas? Jesteśmy niewygodni, a oni takich nie lubią.
-Zdaje sobie sprawę Zab.-informuje i przymykam na chwilę oczy.-Trevor już nie żyje.
              Na chwilę zapada cisza podczas której każdy wspomina zmarłego przyjaciela. Trevor Davis był jednym z nas. Również miał powody, by być przeciwko Zakonowi.
Do naszej grupy, która składa się z kilkudziesięciu osób rozsianych po całym magicznym Londynie.
Poznaliśmy go blisko trzy miesiące temu i dość szybko połączyła nas mocna więź przyjaźni, która teraz została zerwana przez śmierć.
-Sądzą, że jesteś naszym przywódcą. Będziesz ich pierwszym celem.-zakłada po chwili milczenia Teo.
-Wiem.
-Wyślą swojego najlepszego zabójcę.
-Albo najlepszą...-poprawia Pansy i po raz kolejny krzywi się kiedy przejeżdża wzrokiem po otoczeniu.
Reszta na dźwięk kobiecej formy użytej przez panią Zabini posyła jej przepełnione litością spojrzenie.
-Niech przysyłają kogo chcą. Mimo wszystko wciąż nie spodziewają się, że na nich czekamy, że depczemy im po piętach i, że możemy doprowadzić do ich upadku już nie długo.-mówię na myśl o Zakonie Feniksa.
-Czyli kiedy tylko zauważymy w pobliżu kogoś nowego zakładamy swoje maski?-pyta zrezygnowany Zabini.
-Tak Blaise. Zakładamy.
 -Mam dość udawania zachwyconego...-pomrukuje Teo.-Ale wierzę, że zostanie nam to wynagrodzone.
                Kiedy przekraczam próg swego apartamentu jest już późno noc, prawie ranek.
Ściągam płaszcz, marynarkę i odpinam guziki koszuli po czym podchodzę do dużego okna.

Za niedługo ktoś będzie mnie przez nie obserwował. 

               Wzdycham ciężko. Dlaczego ja i reszta moich bliskich musimy cierpieć za grzechy innych? Dlaczego nie możemy żyć normalnie? Dlaczego musimy ukrywać się, by ocalić życie podczas gdy ONI wciąż pną się ku górze.
Tymczasem ja wcale nie oczekuje tak dużo.
Pragnę tylko sprawiedliwości i kobiety, którą szczerze pokocham i, która roztopi moje serce.

Czy to tak wiele?




*****

Zacznę od tego, że może macie w głowie kilka pytam po przeczytaniu tego rozdziału, ale gwarantuje, że z każdym kolejnym będzie ich coraz mniej.  
Ciesze się, że zaczynam od prologu tak jak chciałam, ale równocześnie przepraszam, że rozdział ten nie jest długi. Następny będzie dłuższy, to był taki...wstęp?
Ale mam nadzieję, że mimo wszystko się podoba.
Pozdrawiam was mocno, bardzo dziękuję za komentarze zarówno pod epilogiem jak i prologiem. 
Jesteście wspaniali i mam nadzieję, że wciąż będziecie :)
Wasza Vivian Malfoy.


poniedziałek, 16 grudnia 2013

,,Czarny Raj'' : Prolog

                  Dym wchodzący do płuc, kurz wpadający do oczu i ogień. Wszechobecny, otaczający nas ogień, który pieści swymi językami całe otoczenie.

Kolejne stracie po wojnie którą wygraliśmy...
                  
                   Z determinacja biegnę dalej mocno zaciskając różdżkę w dłoni. Ocieram krew kapiącą mi z dolnej wargi i pochylam się przed lecącymi zaklęciami. Krew pulsuje mi w żyłach, a serce przyspiesza swój rytm. Metaliczny smak krwi staje się jeszcze wyraźniejszy. 
Krztuszę się czarnym dymem, ale mimo wszystko biegnę dalej. Opadam na ziemie  przed lecącym w moją stronę czerwonym płomieniem. Opieram się plecami o pobliski głaz i próbuję uspokoić oddech.
                Nagle po otoczeniu roznosi się wściekły krzyk. Ponaglona strachem i złym przeczuciem odwracam się w jego stronę.
W zadymionym powietrzu unosi się Ginny. Jej rude, długie włosy pochłania ogień, a z jej gardła co jakiś czas wydobywają się nowe, coraz to gorsze  krzyki. Płonie. Cierpi. Umiera.
W jej stronę biegnie ponury Wybraniec i roztrzęsiony Nevil. Rzucają zaklęcia, chcą ściągnąć ją na ziemie, ugasić ogień, który  ją pochłania póki nie będzie  za późno.
              Ocieram czoło i oglądam się za siebie. Po chwili wybiegam z ukrycia i zaczynam pomagać chłopakom. Mój oddech przyspiesza, krzyki wzrastają, a serca chcą wyskoczyć z piersi.  Boże, zaraz będzie zwęglona!
             Ogień powiększa się, jej jęk pełen żalu i trwogi roznosi się po polu bitwy. Zgorszony śmiech resztki Śmierciożerców, którzy przeżyli swoją porażkę i śmierć Czarnego Pana roznosi się wokół.
Po chwili jest już po wszystkim. Młoda Weasley szybko milknie i opada na ziemie z wielką siłą. Wokół niej unosi się kurz, a jej włosy nadal płoną.
Zrozpaczeni klękamy przy niej. Sprawdzam jej puls, by zdobyć pewność iż opuściła świat żywych. Nie żyję, to pewne. Jej oczy wydały ostatni błysk, jej serce ostatnie tchnienie, jej dusza ostatni odzew.
             Padamy ciałem na ziemi, unikamy śmiercionośnego zaklęcia. Posyłamy sobie krótkie spojrzenie, kiwnięcie głowy.  Nie możemy przy niej zostać,chyba, że chcemy stracić własne życie.
            Nevil podnosi się z ubłoconej ziemi i puszcza się biegiem przed siebie. Po ściśnięciu mojej dłoni Harry robi to samo. Huk, który niesie się po otoczeni jest nie do zniesienia. Zakrywam uszy i zaciskam oczy. Moment później i ja podnoszę się z podłoża. Biegnę dalej. Ruszam nadgarstkiem, a z mojej różdżki wydobywa się zielony płomień. Niewzruszona patrzę jak jeden z naszych wrogów pada martwy na ziemie. Później kolejni.
           Łapie się za ramię z którego kapią krople krwi. Urywam kawałek bluzki z lewego rękawa i owijam nim mocno krwawiące ramię.
Przy kolejnym odcinku pokonanej przeze mnie drogi potykam się o wystający korzeń przez co  rozcinam sobie i górną wargę. Tym samym zostaję przy życiu, gdyż omijają mnie kolejne różnokolorowe płomienie z różdżek przeciwników.
Kiedy mijają szybko się podnoszę i kuśtykając biegnę w stronę swych przyjaciół. Dalej, szybciej.
Wielkie światło tryska z połączonych zaklęć. Iskry wydobywają się z różdżek, wiązanka przekleństw wydobywa się z ust.
                  Pojedyncze krople deszczu spadają z nieba. Powiększają błoto, wiążą się z potem, krwią i łzami. Dym unosi się do góry tworząc czarne niczym węgiel niebo.
                 Kiedy światło zaklęć gaśnie nasze starcie kończy się. Ostatni Śmierciożercy giną, ostatni, którzy tu byli. Nie wszyscy którzy ocalali podczas drugiej bitwy o Hogwart od której minął już rok.
Zbieramy się wszyscy razem pod wielkim dębem. Sprawdzamy czy wszyscy są, dzielimy się wiadomością o śmierci małej Ginny co powoduje płacz Olivera Wood'a, jej chłopaka.
               Okazuje się, że nie tylko ona nas opuściła. Wtulam się w tors Harry'ego kiedy słyszę kolejne znajome mi nazwiska obecnie znajdujące się na liście śmierci. 
Złoty Chłopiec mocno mnie obejmuje, a z moja gardła wyrywa  cichy szloch.
 Zgładziliśmy ostatnich Śmierciożerców, już nie zorganizują kolejnych buntów i powstań. 
Już nie, ale zapłaciliśmy za to ogromną cenę. Przypłaciliśmy to śmiercią naszych przyjaciół.

     

                Po raz kolejny szpony koszmaru wyrywają mnie za snu, a z mojego gardła wydobywa się krzyk przypominający ryk dzikiego, rozzłoszczonego lwa. Oddech mam ciężki, wzrok rozbiegany.
Powoli podnoszę się, a czarna niczym niebo w pochmurne noce, satynowa kołdra zsuwa się na podłogę bezszelestnie. Boso pokonuje panującą ciemność i drżącymi rękoma otwieram balkonowe drzwi, a zimne powietrze chłodnej nocy uderza mnie w twarz.
                Siadam na wiklinowym krześle, które całkowicie nie pasuje do reszty po czym odpalam papierosa. Siwy dym zaczyna tańczyć w powietrzu na ciemnej, gwieździstej scenie. Przymykam oczy chcąc powstrzymać pojedynczą łzę, która próbuje uciec spod powieki. Nie mogę pozwolić, by ta krystaliczna kropla ze mną wygrała.

Rzeczywistość nie uznaje czegoś takiego jak łzy.



                   Wciąż przymykając oczy pozwalam mym myślą swobodnie płynąć. Uśmiecham się czując ich nawał w umyśle, które raz po raz powracają do rudowłosej, nieżyjącej  dziewczyny.


Ginny, kochana...Nie ma cię już rok. Kawałek czasu, który stał się przełomem i nowym początkiem dla nas wszystkich. 

                  Otwieram oczy i śmieje się lekko wyrzucając wypalonego papierosa. Resztki jego siwego niczym cement dymu wciąż unoszą się w powietrzu.

Przyjaciółko...Gdybyś tylko tu była...Nie poznałabyś naszego świata. Nie poznałabyś ludzi. Nawet nas, Twoich przyjaciół.

                  Świat czarodziejski zmienił się na gorsze mimo wygranej wojny ze Śmierciożercami. Pokonał otaczające go zło, pokonał wszystkie przeszkody, które stały na drodze czarodziei, ale nie udało mu się wyplewić zazdrości oraz okrucieństwa  i jego resztek z ludzkich serc.
Serc, które ciągle ze sobą rywalizują, serc, które nie potrafią już żyć wspólnie. Razem, zgodnie i poprawnie. Noszą maskę szczęścia i wymuszonego idealizmu. Dlaczego? Nie wiem.
                Cicho wchodzę do sypialni rzucając  przelotne spojrzenie na zatopiony w mroku i cieniu pokój. 
Za niedługo pewnie znowu będę musiała zmienić mieszkanie. Dostanę kolejne zadanie, które wypełnię.
               Z wypracowaną  ciszą i dyskrecją z powrotem kładę się na łóżku. Nie przykrywam się kołdrą, leży na ziemi ledwie widoczna. Po moim ciele rozpływa się kolejna fala ciepła. Kolejna fala żaru i gorąca.
Bo mimo iż od tej pamiętnej i zwycięskiej dla nas  bitwy minęło już tyle czasu ogień i dym wciąż otaczają nas z każdej strony.



*****

Tak więc oto prolog kolejnego opowiadania Dramione. Chciałąbym zaznaczyć, że nie będzie to opowiadanie o słabych i załamanych bohaterach, a wręcz przeciwnie. Postaram się by było pełne emocji, a bohaterowie nie będą się nad sobą użalać. 
Mam nadzieję, że się wam podoba choć prolog jak to prolog jest krótki. 
Rozdział numer 1 ukaże się w najbliższym czasie w miarę możliwości. 
W też macie ten tydzień przed świętami tak zarobiony czy tylko u mnie nauczyciele powariowali??
Pozdrawiam straaasznie mocno. 
Vivian Malfoy.

Witaj

Tytuł aktualnego opowiadania: Czarny Raj
Tematyka : Potterowskie
Para : Dramione
Autor : Vivian Malfoy
Szablon : Szablownica




Obserwatorzy