Miniaturka:3
Temat:Fascynacja nie do ujarzmienia.
Para: Hermiona G./ Draco M.
Jestem wrakiem człowieka. Nieszczęśliwy i samotny. Czasy po upadku Czarnego Pana były powodem wielkiego szczęścia czarodziei. Hogwart odbudowano i kontynuował swe zadanie. Uczy kolejne pokolenia i pewnie nauczy jeszcze kilka.
Ukończyłem go z satysfakcjonującym dla mnie wynikiem. Skończyłem kurs aurorski i zacząłem swą pracę. Jest jedynym co utrzymuje mnie przy życiu. Nie mam ludzi, którzy, by mnie wspierali. Przyjaciele są daleko. Blaise, Teo i Pansy wyjechali daleko stąd. Mieli za dużo złych wspomnień związanych z tym miejscem. Moja matka zmarła. Był to dla mnie wielki cios. Przyczyną jej śmierci były zbyt wielkie uszkodzenia organizmu. Zbyt długo była torturowana i bita. Mimo iż stanęła na nogi-wyprowadziła się z Malfoy Manor, otworzyła mały butik, by samodzielnie zarabiać chociaż nie musiała, często się uśmiechała-wystarczyło jedno uderzenie w tył głowy, by odeszła na zawsze. Wszystko zorganizowałem. Pogrzeb, trumnę. Chciałem, by było to wyrazem mojego podziękowanie, szacunku i miłości. Pansy i chłopaki pomagali mi dojść do siebie po wieczorach z Ognistą Whisky krótko po ceremonii. Po upływie czasu pozbierałem się, a oni podjęli ostateczną decyzję o wyjeździe. Piszemy do siebie listy, na razie to wystarcza.
Na razie.
Chcieli bym pojechał z nimi, ale odmówiłem. Wyjazd nic, by mi nie dał. Złe wspomnienia nie zostałyby w tym miejscu, pojechałyby w podróż za mną, za nami. Wolałem zostać tu i przezwyciężyć je. Wygrać.
A teraz?
Wstaję rano, idę do pracy, łapię byłych Śmierciożerców. Zamykam w Azkabanie ludzi do których byłem taki podobny. Więcej. Byłem taki sam.
Później miałem wypadek. Prowadząc atak na kilku Śmierciożerców zostałem ranny. Trafili mnie zaklęciem, potem pozostali aurorzy przenieśli do Munga. Jak się później okazało przez niecały miesiąc byłem w śpiączce. Po tym wydarzeniu postanowiłem porzucić pracę aurora. Moje oszczędności były na tyle wysokie, że nie musiałem zajmować się czymś konkretnym. Po wojnie, po kilku rozprawach odzyskałem z matką całą fortunę Malfoy'ów.
Mam pieniądze, wygląd, opinie, pozycje i mogę mieć każdą kobietę. Mimo to nie jestem szczęśliwy.
Krótko po tym jak wyszedłem z Munga mój dom zrujnowano. Była to zemsta. Po ostatnim ataku w mojej karierze zamknąłem jednego z ich przywódców w Azkabanie. Zmasakrowanie mojego domu było ich ostatnim słowem komentarza. Oni już tak mają. Mimo iż są potworami wyznają jedną ważną zasadę-Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego.
Zacząłem szukać winnych. Nie z powodu straconego domu. Nie. Tak naprawdę widząc zburzony dom poczułem ulgę. Nigdy nie czułem się tam dobrze. Ten kawałek ziemi był dla mnie więzieniem. Symbolem zgorszenia, zła, okrucieństwa i pychy.Szukałem winnych, ponieważ zniszczyli moje ostatnie pamiątki, które zostały mi po matce. Zdjęcia, listy, liczne drobiazgi. Nigdy nie byłem sentymentalny, ale wtedy coś mnie trafiło. Ukradli moją własność! Nie zniszczyli jej, zostałyby po niej jakieś szczątki, a dokładnie obejrzałem cały teren. Przywłaszczyli sobie coś co do nich nie należało.
Po długich poszukiwaniach znalazłem ich. Dwójka znanych mi Śmierciożerców. Rowle i Socow.
Kiedy ich spotkałem jeden z nich właśnie sprzedawał jakieś starej czarownicy pierścień zaręczynowy mojej matki. Pierścień z rodu Black'ów. Tym podpisali na siebie wyrok.
Dostałem białej gorączki, niemożliwy gniew przeszedł moje ciało. Zacisnąłem dłoń na różdżce. Po chwili obaj byli już martwi.
Teraz szukam schronienia. Ministerstwo mnie szuka, chce mnie skazać. Zdaje sobie sprawę, że za podwójne ucieczkę i ukrywanie się czeka mnie dożywocie w Azkabanie albo do razu pocałunek dementora.
Wczoraj przyszedł mi do głowy Hogwart. McGonagall zawsze pomaga uczniom. Aktualnym jak i tym byłym. Nikt nie będzie się mnie spodziewał akurat tam. Tak. Jestem tego pewien. Minevra na pewno udzieli mi schronienia.
To dziwne stać tu znowu. To tutaj się uczyłem, tutaj poznałem swoich przyjaciół i swój charakter. Tu walczyłem o przeżycie.Od drugiej wojny o Hogwart minęły już dwa lata.
Kiedy podnoszę walizkę z ziemi słyszę dzwony. Na błonia zaczynają napływać fale nowych uczniów. Tak jak ja kiedyś.
Biorę walizkę i przekraczam bramę główną. Z wysoko podniesioną głową przekraczam korytarze.
Uśmiecham się ironicznie widząc spojrzenia starszych uczennic. Zawsze tak samo...
Mam pieniądze, wygląd, opinie, pozycje i mogę mieć każdą kobietę. Mimo to nie jestem szczęśliwy.
Podchodzę do pomnika strzegącego wejścia gabinetu dyrektorki Hogwartu. Wypowiadam hasło i wchodzę do środka. McGonagall i gabinet nic się nie zmienił. Minevra dobrze się trzyma. Włosy wysoko zaczesane ukryte są jak zawsze pod wysokim kapeluszem. Czarna szata zakrywa jej ciało, a tęgi wyraz twarzy dodaje jej autorytetu.
-Dzień dobry.-mówię i siadam na krześle naprzeciw niej.
-Draco! Ciesze się, że Cię widzę. Co cię do mnie sprowadza?
-Szukam miejsca gdzie mógłbym się zatrzymać na jakiś czas. Nie wymagam niczego wielkiego. Pomyślałem, że mógłbym za...
-Ależ oczywiście! Hogwart zawsze będzie otwarty dla wszystkich jego wychowanków. Niestety w tym roku mamy większą ilość uczniów niż zazwyczaj, a liczba kwater jest ciągle taka sama. Jeśli chciałbyś się tu zatrzymać musisz liczyć się z tym, że mieszkałbyś jeszcze z kimś.
-Dobrze. Nie przeszkadza mi to.
-Świetnie. Dormitorium składa się z dwóch sypialni, jednej łazienki i salonu. Do tej pory drugie łóżko było wolne, jakby specjalnie na ciebie czekało.-mówi i delikatnie się uśmiecha.
-Kim jest mój lokator?
-Lokatorka. Od roku uczy eliksirów. -odpowiada. Uśmiecham się cwanie.
Wstajemy z miejsc i wychodzimy z gabinetu. Idziemy korytarzem mijając tak dobrze znane mi portrety. Skręcamy w lewo i wchodzimy schodami na górę.
-To tutaj. W razie jakichkolwiek problemów wiesz gdzie mam gabinet.
-Oczywiście.-odpowiadam i kładę dłoń na ramie portretu.
-Naprawdę się cieszę, że znowu Cię widzę Draconie.-mówi dyrektorka, a po chwili znika za rogiem.
Uderza mnie pewna myśl. Jej naprawdę na mnie zależy. Jest dla mnie kimś bliskim, niczym babcia. Doceniam to.
Przechodzę przez portret. Salon jest w kolorach beżu i brązu. Duży kominek, stół, skórzane fotele, biblioteczka. Kiedy mam już głośno powiedzieć ja mi się podoba coś niszczy moje plany, a raczej ktoś.
Granger. Hermiona Granger. A może już Weasley? Wyszła ze swojej sypialni, a teraz stoi po środku salonu i patrzy na mnie zdezorientowanym wzrokiem. Gdyby nie jej brązowe oczy nie poznałbym jej.Jestem pod wielkim wrażeniem. Całkiem inna niż ją zapamiętałem. Spodziewałem się, że jeśli bym ją kiedyś spotkał byłaby w golfie, workowatych spodniach i tenisówkach oraz potarganych włosach.
Tymczasem stoi przede mną w całkiem innej wersji. Mega pociągającej. Ma na sobie czarną, zwiewną sukienkę przed kolana z obcisłą górą, ciemno czerwony żakiet i czarne szpilki. Mimo to nie ma ostrego makijażu, a jej zadbane włosy za łopatki są po prostu rozpuszczone.
-Cześć Granger.-mówię spokojnie i kładę walizki przy wejściu.
-Cześć?! Co ty tu robisz do cholery?! Malfoy, no!
-Mieszkam Granger, od dzisiaj.
-Czemu akurat tu?! Dlaczego?!
-Nie krzycz.-upominam i siadam na pobliskim fotelu.-Jesteśmy dorośli. Zachowujmy się przyzwoicie.
-I tak cię nie lubię.-mówi i idzie w stronę portretu.
-Z pełną wzajemnością Granger.-odpowiadam.
Zaskoczenie, Roztargnienie, Podniecenie.
Głośny huk przerywa mój sen. Niechętnie podnoszę się z łóżka. Mieszkam z Granger od tygodni, przyzwyczaiłem się.
Wchodzę do salonu i przecieram oczy. Brunetka klęczy na podłodze i zbiera porozwalane książki.
-Co ty wyprawiasz Granger?
-Nie interesuj się Malfoy.
Wzdycham i klękam obok niej.
-Mógłbyś się ubrać.-mówi kiedy jej spojrzenie spotyka mój nagi tors.Zadziwiające. Hermiona ma już dwadzieścia lat, a zachowuje się jak mała, niedoświadczona dziewczynka. Rumieni się i krępuję. Gryfońska cnota.
-Czyżbym Cię krępował?-pytam i unoszę brew.
-Nie krępujesz, po prostu to nieodpowiednie.-tłumaczy i spuszcza wzrok zakrywając tym sposobem swe rumieńce włosami.
-Odezwała się panna, która chodzi w krótkich sukienkach.-mówię kąśliwie. Po chwili podnosimy się z podłogi. Podaje jej część książek które zebrałem, odbiera je mocnym szarpnięciem.
-Poradziłabym sobie.-warczy.
-Nie oszukujmy się Granger, jesteś straszną niezdarą.-mówię, a dziewczyna prycha i odchodzi. Kiedy kładzie dłoń na ramie portretu zadaje jej pytanie które dręczy mnie od dawna.
-Jesteś jeszcze Granger, Granger?
-Teraz już tak.-odpowiada po chwili i wychodzi z lekkim uśmiechem na ustach.
Teraz? A wcześniej?
Ciekawość, Radość, Uniesienie.
Przez kolejne tygodnie zżerało mnie z ciekawości, a Granger nie chciała uchylić rąbka tajemnicy. Mimo iż nasze kontakty się ociepliły ona uparcie milczy. Nawet alkohol nie pozwolił mi zaspokoić mojej ciekawości.
Zacząłem się bać. Bać o siebie i o nią. Z czasem czułem do niej coraz większą fascynację. Nie do ujarzmienia.
-Ostatni rocznik daje się we znaki?- pytam kiedy dziewczyna wchodzi do środka. Rzuca teczkę w róg, ciężko wzdycha i zaciska pięści. Siada w fotelu obok.
-Oni są okropni! -krzyczy i odchyla głowę.
-Uczysz tu od roku i jeszcze się nie przyzwyczaiłaś?- dociekam i nachylam się w jej kierunku.
-Nie! Zresztą na początku było spokojnie...-mówi i zaczyna nad czymś myśleć. Widzę skupienie na jej twarzy. Delikatnie marszczy nos,a po chwili przysuwa się bliżej mnie. Prawie stykamy się nosami co podnosi moją temperaturę.
-To przez ciebie!- mówi i wskazuje na mnie palcem.- Ich zachowanie się pogorszyło w tym samym czasie kiedy ty przybyłeś do Hogwartu! - oskarża dziewczyna i śmieje się krótko.
-Nie przesadzaj. A jacy my byliśmy w ich wieku? Muszę Ci przypominać wszystkie wygłupy Blaise i starszych Weasley'ów. Może już nie pamiętasz kto zawsze pchał się w kłopoty i robił najwięcej zamieszania od pierwszego roku?
-Co sugerujesz?-pyta nie rozumiejąc. Przewracam oczami i pstrykam ją w nos.
-Ty, Potter i Weasley byliście jak mieszanka wybuchowa! Gdzie się pojawiliście tam kłopoty. Byliście gorsi od tych dzieciaków na których teraz narzekasz! Masz dwadzieścia lat, a już zrzędzisz! -oskarżam.
-Nie prawda!
-To może tych wszystkich naszych kłótni nie pamiętasz? Nie rozumiem po cholerę je wszczynałaś.
-Ja?! To ty zawsze musiałeś mi dopiec! - woła. Moja dusza się śmieje. Kiedyś wydałoby mi się to niemożliwe.Przyjazna rozmowa z Hermioną mam nadzieję Granger i fakt, że tak często słyszę jej śmiech. Krzywię się kiedy przypomnę sobie te wszystkie szkolne lata kiedy zamiast jej śmiechu słyszałem płacz.
Niczego bardziej nie żałuje.
-Nic takiego sobie nie przypominam...-zgrywam się i podnoszę ręce w obronnym geście. Uwielbiam tak się z nią droczyć. Wkurzać ją i obserwować te gniewne ogniki w jej oczach. Ten zapał i upartość. Chart ducha.
-Czy to ja Cię wyzywałam i dokuczałam przez siedem lat?!
-A kto mnie uderzył na trzecim roku?!-wypominam i walę dziewczynę poduszką.
-Należało Ci się!- mówi i śmieje się. Po chwili oddaje atak.
-Robiłem to tylko dlatego, bo ...-urywam.
-Bo co?
-Nie przecież Ci nie powiem!.-przyznaję i podnoszę się z kanapy. Podchodzę do barku który zdążyłem już zorganizować i nalewam sobie Whisky.
-Malfoy, no!
-To ty mi powiedz o co Ci chodziło z tym
,,teraz już tak.''
-Nie! -woła i również podnosi się z miejsca. Staje naprzeciw mnie.
-To ja też milczę.-mówię i idę w stronę mojej sypialni. Nagle dziewczyna łapie mnie za rękę. Przyjemne ciepło roznosi się po moim ciele. Od razu wyrzucam to ze swojej głowy.
Fascynacja nie do ujarzmienia.
-Dobra powiem Ci, ale skąd będę miała pewność, że ty powiesz prawdę?-pyta patrząc mi w oczy.
Korzystam z faktu, że dziewczyna nie puściła mojej dłoni. Ciągnę ją na kanapę, a kiedy już na niej siedzimy rzucam zaklęcie.
Trueyes.
-Zaklęcie prawdy.-mówię widząc jej zdziwioną minę.- Opowiadaj Granger, jak to było.-zaczynam.
Wzdycha i odwraca głowę.
-Granger...
-No już, no. Po ukończeniu Hogwartu złożyłam swe papiery do Munga. Chłopaki zostali aurorami. Tak w ogóle to widzieli cię kilka razy w biurze. -napomina.- Przyjęli mnie do szpitala i realizowałam się tam jako magomedyk. Po czasie mianowali mnie dyrektorem oddziału. Wszystko układało się po mojej myśli. Do czasu.-ścisza głos. -Na mojej drodze stanął Harry. Umówiliśmy się kilka razy, byłam nim zauroczona. Odkryłam w nim coś więcej, poczułam sympatię której wcześniej do niego nie czułam. Po czasie zostaliśmy parą.-zaczyna i delikatnie się uśmiecha.
Zaraz, zaraz. Stop!
-Ty i Wybraniec?!-pytam nie dowierzając.-Myślałem, że byliście tylko przyjaciółmi, jesteście. Najlepszymi, ale tylko.
-Tak...Było nam dobrze, nie narzekałam na brak miłości. Zamieszkaliśmy razem, spędzaliśmy wspólnie każdą wolną chwilę. Po sześciu miesiącach oświadczył mi się.
-No nie mów!
-Możesz mi nie przerywać?!-pyta dziewczyna gniewnie mrużąc oczy.Przytakuje, a brunetka kontynuuje.
-Zgodziłam się. Pobraliśmy się niedługo po tym. Ślub był naprawdę piękny. Długo szukałam właściwej sukni. Chciałam, by wszystko wyszło jak najlepiej. Świadkiem Harrego był Ron, a moim Luna. Stałam się Hermioną Potter. Byłam szczęśliwa, planowaliśmy wspólną przyszłość, ale on nagle zniknął.-mówi i zamyka oczy.-Oh, Malfoy... Pewnego ranka kiedy wstałam i zeszłam na dół jego już nie było. Do tej pory nie wiem co się stało. Byłam załamana...-mówi i spuszcza wzrok.
-Minęło już półtora roku od jego zniknięcia, zdążyłam się pozbierać, porzuciłam pracę w Mungu, nasz dom na Grimad Place i przyszłam tu. Zaczęłam życie od nowa, ale nadal nie wiem dlaczego odszedł. Szukałam go z Ronem kilka miesięcy, ale nic to nie dało. Ciągle myślałam..Myślałam, że wróci...Wierzyłam w to..-dziewczyna opowiada coraz ciszej.Jej oczy ciągle są zamknięte.Pojedyncza łza spływa po jej policzku.-Zastanawiałam się dlaczego to zrobił? Spakował się i odszedł. Dlaczego mnie zostawił?Tyle razy powtarzał mi, że mnie kocha. Bardzo.Mówił, że nie wyobraża sobie życia beze mnie. -dokańcza i kładzie głowę na moim ramieniu. Na początku nie wiem co bardziej mnie zaskoczyło. Ten gest czy to, że była panią Potter.
-Ale dałaś sobie radę. Dalej jesteś tą wkurzającą, uroczą i pyskatą Granger.-mówię, by dziewczyna zbytnio się nie rozczuliła.
-Tak. Kiedy było pewne, że już nie wróci Ministerstwo rozwiązało nasze małżeństwo i odzyskałam nazwisko. Nikt nie wie co się stało z Harrym...Najgorsze jest to, że naprawdę go kochałam, a on odszedł.-szepcze.
-Zawsze myślałem, że to mała Weasley będzie panią Potter.-mówię, a dziewczyna wciąż trzyma głowę na moim ramieniu.
-Niespodzianka.-odpowiada ponuro.
-Dla mnie i tak byłabyś
Granger.Bez względu na okoliczności.
-Urocze Malfoy. -odpowiada i otwiera oczy. Zgarniam kciukiem samotną łzę z jej policzka.-Twoja kolej. Dlaczego tak się zachowywałeś?
Przejeżdżam dłonią po włosach i spuszczam wzrok.
-Bo mi się podobałaś.-odpowiadam i wiem, że nieźle się wpakowałem.Dziewczyna podnosi głowę z mojego ramienia.
Uniesienie, szok, przyspieszone bicie serca, złość na Potter'a.
Zauroczyłem się byłą panią Potter. Jak to brzmi! Zabujałem się w Granger. Lepiej, ale to zniszczy i moje i jej życie.
Wiem, że nie powinienem, że ona nie jest dla mnie, ale nic już z tym nie zrobię.
Minęły ponad dwa miesiące. Granger nie jest tak zła jak myślałem. Da się z nią normalnie porozmawiać na różne tematy. Jest inteligenta i dowcipna. W pewnym sensie się do niej przywiązałem, ale wiem, że to nie tylko to. Oczywiście się nie przyznam.
Dzisiaj są święta Bożego Narodzenia. I bal. Chciałem na niego iść, chciałem iść na niego razem z Granger, ale ta odmówiła.
-No, ale dlaczego?-pytam podniesionym głosem.
-Jak chcesz to idź. Dawno nie obchodziłam świąt, takich tradycyjnych z choinką, wigilią, prezentami i właśnie dziś zamierzam to zmienić.-mówi i wypina dumnie pierś.
-Nigdzie bez ciebie nie idę.-przyznaje.
-Aż tak mnie polubiłeś?-dopytuje i śmieje się krótko.
Nawet nie wiesz jak bardzo, myślę.
-Idę pozałatwiać parę spraw, a jak wrócę zaczniemy stroić choinkę.-oznajmia i wkłada płaszcz.
-Co?! Jaką choinkę, Granger?
-Normalnie i nie wybijesz mi tego z głowy.-oświadcza. Otwiera portret, a kiedy przekracza próg pokoju rzuca przez ramię:
-Też Cię lubię Malfoy.
Uśmiech wpełza na moją twarz. Lubi mnie, zawsze coś. Spokoju nie daje mi co ona chce zrobić z naszym mieszkaniem. Nigdy w życiu nie obchodziłem świąt. Ten dzień spędzałem w siedzibach Czarnego Pana razem z ojcem. Jako prezent gwiazdkowy dostawałem konto w Gringocie, czek albo obligacje. A teraz ta dziewczyna miała to zmienić. No ale choinka? Po cholerę?
Dziewczyna wróciła po około dwóch godzinach. Weszła z mnóstwem toreb, rumieńcami na twarzy i szerokim uśmiechem.
-Więcej się nie dało?-pytam i odbieram od niej torby.
-Nie narzekaj tylko się ciesz.-odpowiada i ściąga płaszcz oraz buty. Wyciąga różdżkę, a po chwili na środku naszego pokoju pojawia się wielka, zielona choinka.
-No chyba nie!-wołam.
-Malfoy! Ubierasz ze mną choinkę i koniec!-zarządza Hermiona i podchodzi bliżej mnie.Wyciąga z toreb pudełko bombek i daje mi do rąk.
-W tej chwili! - mówi.
-No dobra, dobra.-kapituluje. Nie mogę się powstrzymać, więc kiedy przechodzę obok niej w stronę choinki całuję brunetkę w policzek.
Kładę pudełko na ziemi. Zaczynam od dołu. Odwracam się. Brunetka stoi z dłonią na policzku, które chwile temu ucałowałem. Mówi się, że prawdę i duszę człowieka widzi się w oczach. W jej przypadku sprawdza się to całkowicie. Wystarczy spojrzeć w jej brązowe tęczówki, by wiedzieć co czuje. Teraz w jej oczach widoczna jest radość.
-Co tak stoisz Granger? Choinka na ciebie czeka.-mówię i wyciągam bombki z pudełka. Zawieszam je na dolnych gałązkach, a dziewczyna przystraja je lampkami. Kiedy ona ubiera środek ja zakładam łańcuchy i cukrowe laski. Zapalam zielone lampki, jednak dziewczyna szybko zmienia je na czerwone. Mija dłuższy czas nim dochodzimy do kompromisu. Odchodzę parę kroku w tył, by zobaczyć owoc naszej pracy. Drzewko wygląda cudacznie. Jest podzielona na dwie części. Dół to zielone lampki i bombki, górę dominuje czerwień. Srebrno-złote łańcuchy zdobią całą choinkę. Mimo to podoba mi się. Granger właśnie bierze do ręki czubek choinki. Wielka Gwiazda ma być niczym wisienka na torcie. Mimo wysokich obcasów nie daje sobie rady. Wzrost zawsze był jej utrapieniem. Wzdycham i podchodzę do niej cicho. Łapie ją za nogi i biorę ją na barana.
-Aa! Malfoy! -krzyczy dziewczyna.
-Wsadzaj tą gwiazdę.-mówię , a dziewczyna posłusznie wykonuje moje polecenie. Jest lekka jak piórko, mógłbym trzymać ją tak cały czas. I nie wypuszczać.
-Teraz jest idealnie. Malfoy?
-Co?
-Możesz mnie już postawić.-mówi lekko zakłopotana. Delikatnie ściągam ją z moich ramion i stawiam na ziemi. Mimo to nie biorę rąk z jej talii. Stoimy pod tą cudaczną choinką dość blisko siebie, prawie stykamy się nosami. Dziewczyna kładzie dłonie na moich ramionach.
-Wesołych Świąt. Draco...-szepcze brunetka.
Szczęście, zauroczenie, ckliwość.
Grzmi. Dzisiejszego wieczora panuje straszna burza, drugiego stycznia. Podczas nocy sylwestrowej uczniowie i kadra nauczycielska opuściła Hogwart. Wrócili wczorajszego wieczora. Usychałem z samotności. Granger również nie było. Weasley'e zaprosili ją do siebie. Miała nie jechać, chciała ze mną zostać, ale nie pozwoliłem jej. Rodzina rudzielców czekała na nią, a ona też była częścią tej rodziny. Nie mogła poświęcić jej dla mnie.
Wróciła wczoraj wieczorem. Długo rozmawialiśmy. Dopiero w tamtym momencie poczułem jak bardzo mi jej brakowało. Moją miłością do niej zniszczę swoje i jej życie. Wiem to.
Nie mogę spać, przewracam się z boku na bok. Ciężki deszcz dudni o parapet, a pioruny grzmią nieustannie. Nagle słyszę pukanie. Drzwi otwierają się, a na podłodze pojawia się cienka smuga światła, która po chwili znika.
-Śpisz?-pyta cicho Hermiona. Podnoszę się do pozycji siedzącej. Pewnie na jej twarzy widnieje zakłopotanie spowodowane moim nagim torsem.
-Nie. Coś się stało?-pytam i poklepuje miejsce obok siebie.
-No...-zaczyna dziewczyna, jednak przerywa jej potężny grzmot. Cichy pisk wyrywa się z jej ust, a ona szybko wskakuje na moje łóżko i przykrywa się kołdrą pod sam nos.
-Trzeba było powiedzieć, że chcesz wskoczyć mi do łóżka. Zrobilibyśmy to dużo wcześniej.-mówię i kładę się obok niej.
-Nie che! Po prostu nie mogę zasnąć.-przyznaje.
-Właśnie widzę jak nie chcesz.-mówię i kładę dłoń na jej talii.-Nie mam nic przeciwko.-dodaje.
-Oh zamknij się Malfoy.-cedzi przez zęby dziewczyna. Śmieje się krótko i przygarniam ją bliżej siebie. Mocno trzymam ją w pasie i przesuwam ustami po jej skroni.-Śpij, bo już Cię nigdzie nie wypuszczę.
Brunetka wtula się w mój tors.
Jak można bać się burzy?
-Dobranoc.-mówię.
-Dobranoc Draco.
Ciepło, troska, zaangażowanie.
Później przychodziła do mnie jeszcze kilka razy. Zamykałem ją w swoich ramionach jak najczęściej mogłem. Znajdywałem w niej wszystko. Moja nienawiść do Potter'a wzrosła jeszcze bardziej. Dlaczego? Bo miał najwspanialszą kobietę. Kobietę, której ja mieć nie mogę. Kipi ze mnie zazdrość, złość na to, że mógł ją całować, dotykać, tulić. Że choć przez chwilę była jego, że mógł dzielić z nią szczęście chociaż przez moment.
Sowa zaczęła pukać do okna w salonie. Szybko do niej podszedłem i odebrałem list.Białą kopertę z czerwoną pieczęcią Ministerstwa Magii. Ręce mi drżą, serce podchodzi mi do gardła. To nie możliwe, że mnie znaleźli? Czyżbym popełnił jakiś błąd?
Szybko wciskam kopertę do kieszeni, by dziewczyna siedząca na pobliskiej kanapie go nie zauważyła. Wracam do niej i siadam obok. Obejmuje ją ramieniem, a ona kładzie głowę na moim ramieniu.
-Co to za list?-pyta Hermiona.
-Nic ważnego, Blaise napisał.-odpowiadam i zaczynam gładzić kciukiem jej dłoń. Brunetka przymyka oczy.
-Nie kłam Draco. Powiedz mi o co chodzi.-nakazuje dziewczyna. Wzdycham i siadam twarzą do niej.
-Sama zobacz, ja nie chcę tego czytać.-mówię i wyciągam kopertę z kieszeni. Hermiona zna całą moją historię. Otworzyłem się i wszystko jej powiedziałem. Widzę strach w jej oczach kiedy zauważyła pieczęć ministerstwa.
Przejeżdża wzrokiem po treści listu. Pod koniec drga znacząco. Łapie mnie za rękę i splata nasze palce. Mocno ściska moją dłoń. Niepokój wypełnia mnie całego. Boje się, że zamkną mnie w Azkabanie, że będę zmuszony zostawić JĄ samą. Dziewczyna zasłania usta dłonią.
-Boże..Draco! Piszą, że nie wolno Ci opuścić Hogwartu. W najbliższych dniach przyślą po ciebie Aurora i....i wkrótce po tym będziesz miał rozprawę. Możesz trafić do Azkabanu!
-Nie bój się, dam radę.-mówię i splatam palce naszych drugich rąk wcześniej wyciągając list z jej dłoni.
-A jeśli nie?! Jeśli Cię zamkną?-woła. Całuje ją w czoło. Dolna warga brunetki zaczyna drgać.
-Nie..Tylko nie płacz!-apeluje, jednak jest już za późno. Widząc pierwsze łzy w jej oczach szybko zamykam ją w swoich ramionach. Głaszczę ją po plecach.
-Cii...Hermiona, spokojnie.-mówię i odsuwam ją na chwilę od siebie, by pocałował w policzek i szyję. Po chwili znów mocno przyciskam ją do siebie.
-Nie rozumiesz. Nie mogę zostać sama, bez ciebie. -tłumaczy i kładzie głowę na moim ramieniu.- Bo..cię kocham.-dodaje.
W tym momencie moje serce zaczyna płonąć. Bije i chce wyrwać się z piersi. Później liczą się tylko jej usta.
Wiara, motywacja.
Nie mogłem skłamać. Nie mogłem powiedzieć jej, że nic do niej
nie czuje. Musiałem się przyznać. Może to samolubne, ale chciałem choć
na moment, dopóki Ministerstwo się do mnie nie dobierze poczuć ją, mieć
blisko siebie. Tylko moją.
To impuls. W trakcie naszej rozmowy podnoszę ją z kanapy, a ona obejmuje mnie nogami w pasie.Szybko rozpięła moją koszulę i rzuciła w pobliski kąt. Nie zostaje jej dłużny i szybko ściągam z niej bluzkę. Kładę ją na łóżku i pochylam się nad jej idealnym ciałem.Jej ręce błądzą po moim torsie, z namiętnością wpijam się w jej usta. Pieszczę jej wargi, a brunetka szarpię rozporek moich spodni. Szybko się ich pozbywa, a ja dobieram się do jej bielizny. Kiedy leży przede mną naga nie mogę się na nią napatrzeć. Przejeżdżam językiem po jej jędrnych piersiach. Cichy jęk wydobywa się z jej ust kiedy zaczynam ugniatać je dłońmi. Dotykam dłonią jej kobiecości i słyszę kolejny okrzyk z jej strony. Szybko pojawiam się przy jej twarzy i całuję delikatnie.
-Jestem gotowa.-mówi cicho Hermiona.
-Nie musimy. Niczego od ciebie nie wymagam...-mruczę całując jej szyję.
-Zrób to. W każdym momencie mogę cię stracić, nie wytrzymam dłużej.
Składam na jej ustach jeszcze jeden pocałunek i kładę dłonie na jej biodrach. Całuje ją w płaski brzuch i wchodzę w nią łącząc nasze ciała w jedno. Narzucam coraz szybsze tępo. Pojedynczy jęk wydobywa się z ust nauczycielki eliksirów. Jesteśmy jednością. Idealną, ale i różną. Dobro i zło, cnota i zgorszenie, ciepło i lód, ale to jest najpiękniejsze. Dopełniamy się nawzajem i uzupełniamy. Złączeni nierozerwalnym węzłem miłości.
Kiedy obejmuje nas fala rozkoszy opadamy na łóżko. Słyszę jej ciężki, miarowy oddech.
O Merlinie, najwspanialsza kobieta na świecie leży obok mnie, myślę.
Hermiona kładzie głowę na moim torsie.
-Damy radę.-mówi.
-Kocham Cię. Pamiętaj.-odpowiadam.
Wygram. Będę walczył i wygram tą cholerną rozprawę. Bym nie musiał jej zostawiać.
Miłość, namiętność.
Czuje się jak małolat. Jakby coś przeskrobał i siedział u McGonagall na dywaniku. Niestety nie jest tak łatwo. Jakiś czas temu dyrektorka przyszła po mnie. Czekam razem z nią i z Hermioną u boku na Aurora, który ma zabrać mnie na przesłuchanie. Najgorsze jest to, że nie wiem co mnie czeka. Podobno istnieje cień szansy, że dostanę tylko kilka lat i grzywnę. Wierzę w to. Wiara to jedyne co mi zostało. Prócz miłości, do kobiety mojego życia.-Hermiony Granger.
-Mam nadzieję, że wszystko Ci się ułoży Draco.-mówi Minevra.-Wam .-dodaje po chwili z uśmiechem.
-Ja też.-zaznaczam i mocniej ściskam dłoń brunetki siedzącej obok mnie. Po chwili słyszę narastające kroki. Prostuje się i czekam. Nagle drzwi otwierają się,a w nich staje znajomy mi mężczyzna. Tylko nie to! Jeszcze tego brakowało!
-Harry...-mówi cicho Hermiona i wstaje z miejsca. Uśmiech znika z ust Wybrańca gdy zauważa nasze złączone dłonie. Posyłam mu triumfujący uśmiech, a Złoty Chłopiec podchodzi bliżej.
-Co ty tu robisz?-pyta dziewczyna.
-Przyszedłem po niego.-odpowiada i wskazuje na mnie.-I po ciebie.-dodaje.
-Co ty pieprzysz Potter?!- wołam.
-Musiałem wtedy odejść Hermiona. Ministerstwo przeniosło mnie do innego sektora, daleko stąd. Musiałem porzucić wszystko, ale ciągle Cię kochałem. I kocham nadal Miona... Już wszystko załatwiłem, wracam tu na stałe. Przepraszam cię. Bardzo! I proszę Cię, wróć...-wyjaśnia. Profesor McGonagall siedzi wciśnięta w fotel uważnie oglądając sytuacje.Panuje takie napięcie, że boi się cokolwiek powiedzieć. Hermiona stoi nie mogąc się ruszyć ze wzrokiem utkwionym w Wybrańcu. A ja? Tkwię w miejscu strasznie wkurwiony na Potter'a. Jak on śmie! Zjawi się znikąd, zacznie kłamać i błagać, by Hermiona do niego wróciła. Złość rozsadza mnie od środka. Ludzie trzymajcie mnie, bo zaraz i on będzie leżał martwy!
-Nie mogę Harry...-postanawia łamliwym głosem dziewczyna.-Wszyscy Cię szukali, zamartwialiśmy się co mogło Ci się stać. Jak kariera mogła być dla ciebie ważniejsza ode mnie?! Również Cię kochałam, ale to minęło.Przepraszam...-mówi i spuszcza wzrok.
-Chodzi o niego, prawda?!-oskarża brunet i wskazuje na mnie. -Naprawdę chcesz żyć z mordercą, który resztę życia spędzi w Azkabanie? Zostaw go, wróć...Proszę.
-Nie.-powtarza i kręci głową. Pojedyncza łza spływa po jej policzku.-Mógłbyś żyć bez powietrza Harry?-pyta Wybrańca.
Złoty Chłopiec zaprzecza nie rozumiejąc.
-Tak samo ja nie mogę żyć bez Draco.-wyjaśnia,a moje serce chce wyskoczyć z piersi. Mocno przyciągam ją do siebie łapiąc w talii.
-Świetnie.-warczy nieszczęśliwy kochanek.-Malfoy, idziemy.-wychodzę z Wybrańcem, przy drzwiach słyszę jej płacz. Przepraszam.
Poruszenie, Złość, Nadzieja.
Potter był nieznośny. Doprowadził mnie pod same drzwi sali przesłuchań. Tam przejął mnie ktoś inny. Kilka razy musiałem powtarzać to samo. Przyznałem się. Może to osłabić mój wyrok. Siedziałem tam, ale myślami wciąż byłem z Hermioną. Kiedy odwozili mnie pod Hogwart wiedziałem co muszę zrobić. Nie wyobrażam sobie żeby było inaczej.
-No nareszcie!-woła dziewczyna kiedy wchodzę do salonu. Rzuca mi się z impetem na szyję i mocno zaciska swe dłonie na mojej szyi. - I co?-pyta z nadzieją.
-Przyznałem się, może mi to pomóc. Mamy miesiąc do rozprawy, a później zobaczymy...
-Co teraz? - pyta.
-Cieszymy się życiem. Nie zamierzam spędzać tego miesiąca użalając się nad sobą. Jest jeszcze coś co muszę zrobić.-mówię i wyciągam z kieszeni małe pudełeczko.
-Nie wytrzymam z myślą, że jeśli mnie skażą ty możesz być kogoś innego.Wyjdziesz za mnie Granger?-pytam klęcząc. Oczy dziewczyny powiększają się. Zakrywa usta dłonią. Po chwili która jest dla mnie wiecznością brunetka klęka obok mnie.
-Oczywiście, że tak.-szepcz, a ja wkładam pierścionek na jej palec. -Kocham cię, Hemriono Malfoy.
Mam pieniądze, wygląd, opinie, pozycje i wymarzoną kobietę. Wreszcie jestem szczęśliwy.
-Po rozpoznaniu sprawy pana Dracona Malfoy'a Ministerstwo Magii uznaje go za winnego podwójnego zabójstwa uwzględniając jego stan emocjonalny i przyczyny działania. Skazuje go na pięć lat pobytu w więzieniu dla czarodziei, Azkabanie bez możliwości wizyt i wyjścia warunkowego. Dziękuję, to tyle.-skazuje Korneliusz Knot po czym oddaje kilka uderzeń młotkiem. Patrzę na Hermione. Moją żonę, Hermione Malfoy. Jest bliska załamania.Kręci głowę, powstrzymuje łzy. Aurorzy podchodzą bliżej mnie i zapinają moje dłonie w kajdany. Wyprowadzają mnie z sali, flesze rażą w oczy. Pokonujemy korytarze szybkim krokiem, później teleportujemy się.
Otwieram oczy. Azkaban. Nie dali mi się nawet pożegnać!
Popychają mnie dalej. Pozostali więźniowie krzyczą i walą w kraty. Wkładają w nie ręce, niektórzy nie mają już siły nawet krzyczeć.
-To będzie Twoja cela.-mówi jeden z Aurorów. Cela mieści się w prawym sektorze na pierwszym piętrze. Jest mała, bez krat, samotne i puste cztery ściany. Ponure cztery ściany. Wchodzę do środka.
-Miałem Ci to dać.-mówi ten sam mężczyzna co wcześniej. Podaje mi kopertę.- Jedzenie przynoszą aurorzy. Nie wyjdziesz stąd przez pięć kolejnych lat.-powiadamia i znika. Siadam pod ścianą. Cela jest jeszcze mniejsza niż się wydawała. Do dyspozycji mam skromne, jedno osobowe łóżko, krzesło, stolik i jeszcze mniejszą łazienkę. Zamykam oczy. Dzisiaj nie mam już na nic więcej siły. Tęsknota dodatkowo mnie dobija. Tak bardzo chciałbym ją teraz przytulić, pocałować. Muszę być twardy, myślę. Po chwili zasypiam.Jest 12 luty.
Z rana w mojej celi jest zimno. Kiedy kończę jeść coś co miało przypominać śniadanie wyciągam list który wczoraj dał mi auror.
Kochany Draconie!
Kiedy byłam mała marzyłam, by szczęśliwie się zakochać i stworzyć rodzinę. Chciałam spotkać księcia z bajki. I spotkałam.
Dziękuję losowi, że postawił mi Cię na swojej drodze. Mojego wymarzonego księcia, który dał mi szczęście.
Dziękuję Ci za to, że przy tobie czułam się kochana i potrzebna.
Dałeś mi wszystko co najważniejsze, a kiedy znowu się spotkamy będziesz już wolnym człowiekiem.
Będę na ciebie czekała. Wiernie i cierpliwie.
Nie ma cię obok mnie, ale nigdy nie znikniesz z mojego serca. Kocham cię nim całymi i nigdy nie przestanę.
Wyczekuje momentu w którym zobaczę cię ponownie w murach Hogwartu. Za pięć lat.
Obiecuje Ci wspaniałą rodzinę, dom, dzieci i moją miłość do ciebie.
Możesz być pewny, że odliczam dni do naszego kolejnego spotkania.Wierzę w ciebie, wierzę w nas Draco i ty tez musisz!
Kocham Cię i czekam na ciebie.
Twoja żona.
Hermiona Malfoy.
Uśmiecham się i powstrzymuje pierwsze łzy. Do zobaczenia za pięć lat, kochanie.
*****
Mam nadzieję, że się podoba. Ostrzegam, że nie jest zbetowana. Pozdrawiam i dzięuję za wszystko. Liczę, że nie jesteście...źli, że jest za długa, a może za krótka?
Vivian Malfoy.