piątek, 27 września 2013

Rozdział 41:,,Bo wżyciu trzeba cieszyć się nawet najmniejszym sukcesem.''

                  Razem z blondynem i bratem szybko pokonuje szkolne korytarze. Biegnę do pokoju wspólnego Gryffindoru, tam gdzie teraz jest reszta. Biegnę i staje co chwilę, by uspokoić wyrywające się z piersi serce.

Korneliusz Knot nie żyje. Śmierciożercy zajęli Ministerstwo.

Biegnę dalej, wściekłość dodaje mi energii. Szybko pokonujemy schody i puszczamy się biegiem wzdłuż korytarza na trzecim piętrze. Szybko, niespokojnie.

Korneliusz Knot nie żyje. Śmierciożercy zajęli Ministerstwo. 

Przez moment zostaje w tyle. Draco łapie mnie za rękę i dalej pokonujemy naszą trasę. Ciężki oddech wydobywa się z mojej klatki piersiowej.  Echo naszych ciężkich kroków niesie się po zamku.
Przebijamy się przez pozostałych wychowanków Hogwartu.  Prawie wykrzykując podaje hasło Grubej Damie, a po chwili wchodzimy do środka.
Pozostali już są. Harry, Ron i Nevil siedzą na kanapie w pobliżu kominka. Pansy, Luna i Teo zajmują pobliskie fotele, a Ginny siedzi na schodach. Nikogo więcej nie ma, Wybraniec tymczasowo zmienił hasło do Pokoju Wspólnego. Nikt nie może usłyszeć za dużo.
Siadam pomiędzy blondynem, a bratem na ostatniej kanapie. Draco obejmuje mnie ramieniem, a ja opieram się o jego tors.
-Wiecie co mnie najbardziej zastanawia?-pyta Teo, który stoi w pobliżu sofy.- Dlaczego nas nie wezwali. Mnie i Draco.
-Mieli wystarczająco ludzi w Ministerstwie. Nie potrzebowali nas, by przejąć panowanie.-zakłada blondyn.
-Mówiliśmy! Ale Zakon był taki pewny, że da sobie radę bez nas...!-wykrzykuje Wybraniec.-Co teraz robimy?
-Nie wiem jak wy, ale ja nie zamierzam siedzieć z założonymi rękami. -mówię.
-Tak, może chodźmy od razu odbić Ministerstwo?! Jesteście niepoważni!- irytuje się Ginny i podnosi się ze schodów.
-Spokojnie.-mówi Harry. Podchodzi do rudowłosej i łapie ją za ręce.-Nie wolno Ci się denerwować.-dodaje i dotyka jej brzucha.
-A to czemu?-pyta Blaise jednak kiedy zauważa nasz spojrzenia pełne litości szybko wyciąga poprawne wnioski.-Wiewióra jest w ciąży?! Będą kolejne rudzielce! Potter co się nie chwalisz? - kontynuuje.
-Daj spokój Blaise, mamy poważniejsze sprawy na głowie.-mówi Teo.
-Ej smoku! Wyobrażasz sobie rudego Potter'a? Hahaha, kolejny mały Potti! A kiedy ja będę wujkiem co? - woła Blaise.
-Boże, z kim ja się zadaje...-pyta retorycznie Draco kręcąc głową.
-Powinieneś się cieszyć Potter!  Chcę, by  wasz syn miał na imię Blaise.-kontynuuje i wskazuje palcem na mnie i blondyna.
-Blaise!-próbuje przywołać mojego brata  do  rozsądku Pansy.
-Nie bój się Pan, na nas też przyjdzie kolej!- woła i puszcza oczko swojej dziewczynie.
-Skończ z tą błazenadą.-karzę ,a  brunet podnosi do góry ręce w obronnym geście.
-Jacy wy wszyscy ponurzy. Nawet się człowiek nie może nacieszyć.-mówi i teatralnie ociera niby kapiącą łzę z oka.-Teraz mi tak smutno...Pansy weź mnie przytul.-histeryzuje Blaise i z rozłożonymi rękami idzie w kierunku dziewczyny.
-Kontynuując. Napisałem do Syriusza. Pozostaje nam czekać na odpowiedź.-mówi Harry.
-Nie koniecznie. Mówiliście, że Hogwart też jest na ich liście.-zaczynam i kieruje swe spojrzenie na Teo i Draco. Przytakują.-Pamiętacie Gwardię? Nie mówię o jej powołaniu, ale myślę, że trzeba się przygotować. Stworzyć miejsce gdzie podczas ataku uczniowie będą mogli się schować, bronić. My też.
-Dobrze. Zaczniemy jutro, nie ma co zwlekać.  Może być?- pyta Draco pozostałych.
 -Te miejsce musi być gdzieś w zamku. Nie do wykrycia, bezpieczne. Wszyscy muszą wiedzieć co się szykuję.-proponuje.
-Zajmę się tym.-obiecuje Złoty Chłopiec. Nagle do okna puka sowa. Ron szybko do niej podchodzi i odwiązuje list. Niecierpliwie przebiega wzrokiem po jego treści.
-To od Syriusza. Zakon jest pewny, że jutro wieczorem Śmierciożercy zaatakują Munga.-mówi Rudzielec.
-Idziemy.-zarządza Nevil.
-My też.-zauważa smutno Draco i posyła Teo znaczące spojrzenie.

Stworzymy osobny oddział zakonu w Hogwarcie. Będziemy się bronić, stawiać opór i walczyć. 
Jutro razem z Draco staniemy po przeciwnych stronach wojny.

*****

Draco


                A jeśli  coś się stanie? Jeśli coś pójdzie nie tak? Te pytania nie dają mi spokoju. Wpadłem na pomysł, by jakoś uniemożliwić Hermionie udział w obronie Munga, ale zdałem sobie sprawę, że, by na to nie pozwoliła. Boje się, że coś jej się stanie, a ja nie będę mógł nic zrobić. Podczas bitwy nie będę mógł im pomóc, będę zmuszony walczyć z nimi i atakować.
Wszyscy będą walczyli i nikt  nie ma zamiaru odpuścić, a ja muszę być po przeciwnej stronie barykady.
Siedzi przede mną, śmieje się. Jakiś czas temu wyszliśmy od Potter'a i reszty gryfonów. Teraz widzę ją przed sobą, rozmawiamy, trzyma głowę na moich kolanach, a ja raz po raz schylam się, by pocałować jej malinowe usta.
To niewiarygodne, myślę. Niewiarygodne, że ta dziewczyna jest moja, że kocha mnie tak jak ja ją. Czuję, że na nią nie zasługuje, wiem, że będąc ze mną dostaje większą dawkę cierpienia niż normalnie, ale nie mogę jej zostawić. Za dużo dla mnie znaczy bym ją porzucił. Uzupełniamy i ratujemy się nawzajem, nie wyobrażam sobie żeby mogła być z kimś innym prócz mnie.
To impuls. W trakcie naszej rozmowy podnoszę ją z kanapy, a ona obejmuje mnie nogami w pasie.Pieszczę jej usta kiedy ona rozpina moją koszulę.Rzuca ją w pobliski kąt i głośno wzdycha. Kładzie swe drobne dłonie na moim torsie. Kładę brunetkę na łóżku i pochylając się nad nią ściągam jej bluzkę..Jej ręce błądzą po moim torsie, plecach. Cichy jęk wydobywa się z jej ust kiedy dotykam jej pośladków. Z namiętnością wpijam się w jej usta. Pieszczę jej wargi, a brunetka szarpię rozporek moich spodni. Szybko się ich pozbywa, a ja dobieram się do jej bielizny. Kiedy leży przede mną naga nie mogę się na nią napatrzeć. Jest taka idealna, wspaniała. Przejeżdżam językiem po jej jędrnych piersiach. Cichy jęk wydobywa się z jej ust kiedy zaczynam ugniatać je dłońmi. Hermiona zaciska ręce na moich plecach i odchyla do tyłu głowę. Dotykam dłonią jej kobiecości i słyszę kolejny okrzyk z jej strony. Szybko pojawiam się przy jej twarzy i całuję delikatnie.
-Jestem gotowa.-mówi cicho Hermiona.
-Nie musimy. Niczego od ciebie nie wymagam...-mruczę całując jej szyję.
-Zrób to. Nie wytrzymam dłużej, proszę.
Składam na jej ustach jeszcze jeden pocałunek i kładę dłonie na jej biodrach. Całuje ją w płaski brzuch, słyszę jej przyspieszony oddech. Wchodzę  w nią łącząc nasze ciała w jedno. Narzucam coraz szybsze tępo. Pojedynczy jęk wydobywa się z ust partnerki.  Jesteśmy jednością. Duma rozsadza mnie od środka. Duma, że to ja mogę dawać jej przyjemność i rozkosz. Tylko ja, nikt inny.  Złączeni nierozerwalnym węzłem miłości.
Kiedy obejmuje nas fala rozkoszy opadamy na łóżko. Słyszę jej ciężki, miarowy oddech.
Obok mnie leży najwspanialsza kobieta, która chodzi po tej ziemi, myślę.
Kiedy zamykam ją w swoich ramionach mam ochotę się uszczypnąć, jakby to w ogóle się nie wydarzyło.
Kocham ją, kocham, a kiedy to wszystko się skończy oświadczę się jej. Zostanie Hermioną Malfoy, wiem to.
-Pamiętasz co mi obiecałaś?-pytam.
-Mam na siebie uważać.-odpowiada i wbija we mnie swój wzrok.
-Właśnie.-mówię i całuje ją w czoło.-Nic nie może Ci się stać.-dodaje i mocniej ją ściskam. 
Moją przyszłą żonę.

*****

Hermiona

Czy jesteśmy gotowi? 
Tak.
Czy mamy nadzieję?
Tak.
Czy wiemy co może się stać?
Nie.
 
Wszystko jest dokładnie zaplanowane. Nie możemy brać udziały w obronie Munga od początku. Jesteśmy jak fala. Ostatnia, największa, która ma wszystko zniszczyć. 
Draco i Teo już dawno się teleportowali. Jest 29 grudnia, 19.58. 
Równo z wybiciem dwudziestej mamy opuścić Hogwart. Wszyscy stoimy przed kominkiem w gabinecie dyrektorki. McGonagall chodzi niespokojnie wzdłuż pokoju. Ściska nerwowo dłonie chowając je za sobą. My mamy w swoich różdżki, gotowe do wystrzału zaklęć. 
19:59. 
Jeszcze tylko minuta, czas strasznie się dłuży. Serce bija za szybkim rytmem, Harry tupie w niepokoju, Luna i Nevil siedzą przy oknie. Ron opiera się o kominek, a Pansy przewraca różdżkę w dłoniach. 
Musimy mieć oczy dokoła głowy, nie wiemy co nas czeka. Wchodząc w zielony ogień, wchodzimy w nieznane. Bardzo niebezpieczne nieznane. Kiedy wybija dwudziesta podchodzimy bliżej kominka. Z nie znanych nam przyczyn zakazano nam teleportacji.. Używając sieci Fiuu przeniesiemy się do piwnic szpitala. 
Nie czuję strachu czy niepokoju. Jestem pewna powodzenia, dumna i podekscytowana. Jakby nie zdawało sobie sprawy na co się piszę. Nie ściskam różdżki z trwogą w oczach, nerwowo. Robię to z  chytrym uśmiechem.
-Pamiętajcie, że nie wiadomo co tam się teraz dzieje. Możecie wylądować w samym centrum bitwy, najsilniejsze zaklęcia będą mknąć między wami. -ostrzega Minevra kiedy Wybraniec bierze garść  proszku do ręki.  Przytakujemy, a po chwili Złoty Chłopiec znika. Później następni. 
-Masz wrócić w jednym kawałku.-mówi Blaise.
-Nie jestem pierwszoroczniakiem, nie martw się. Poradzę sobie.-zapewniam.
-Wiem, ale dla mnie zawsze będziesz moją malutką siostrzyczką.-odpowiada i mocno mnie przytula. Jest następny, zżerają go zielone płomienie. Teraz ja. Borę garść magicznego proszku i mocno ciskam nim przed siebie. Wykrzykuję adres i czuję szarpnięcie w podbrzuszu. Po chwili jestem wśród przyjaciół. Piwnica św. Munga. Jest ciasna, z sufitu sypie się pył. Słychać odgłosy bitwy. Serce mi się ściska gdy pomyślę, że tam gdzieś jest Draco. Po przeciwnej stronie. 
Nevil pojawia się w obok nas. Był ostatni.
-Nie dajcie się.-mówi Harry i kieruje się ku schodom, które prowadzą na parter szpitala.
-Skopmy parę tyłków!-woła Blaise klaszcząc w ręce. Powoli wspinamy się po schodach. Huki stają się coraz głośniejsze.
-Każdy idzie w swoją stronę, widzimy się później.-przypomina  Ron.
-Powodzenia.-dodaje i nie czekając na odpowiedź śmiało wybiegam z pomieszczenia. 
Zrobiłam to pierwsza. Nie oglądam  się za resztą, nie mogę. Biegnę przed siebie. Różnokolorowe płomienie mkną po korytarzach. Nie walczymy tylko o szpital, godząc się na udział w tym zaczęliśmy walczyć o swoje życie. 
Czerwony płomień uderza blisko mnie. Pochylam się i biegnę dalej. Pokonuje schody. Będąc na drugim piętrze zauważam w tłumie Teo. Walczy z jakimś magomedykiem. Ironia. Chcę upadku Śmierciożerców, chce by nie zdobyli Munga, bo gdy tak się stanie chorzy nie będą mogli liczyć na pomoc, a mimo to walczy po ICH stronie. 
Kurz unoszący się w powietrzu jest nie do zniesienia. Wchodzi do oczu utrudniając widoczność. Mimo to biegnę dalej. Słyszę swój przyspieszony oddech. I adrenalinę. Istne szaleństwo, które z nieznanych mi powodów podoba mi się.
-Drętwota!-atakuje mnie przeciwnik .
-Protego! Expeliarmus!-wołam.
-Crucio!
-Avada Kedavra!-krzyczę, a Śmierciożerca pada na brudną posadzkę. Biegnąc dalej zastanawiam się ile razy będę musiała to jeszcze zrobić. Zabić. Jeśli będę musiała, nie będę się zastanawiać. Nie poświęcę swojego życia lub moich przyjaciół dla czystego sumienia.
Potężny krzyk roznosi się po korytarzu. Biegnę dalej. Potykam się o dziurę w podłodze, jednak szybko się podnoszę. Dziś moje słabości się nie liczą. 
Ostatnie piętro. Nasz cel. Tu są wszyscy. Zauważam Lucjusza i Syriusza. Walczą zacięcie, Harry ich osłania. Nie chce, by znów odebrano mu ojca chrzestnego. Tu nie ma łuku wskrzeszenia. 
Biegnę w stronę Nevil'a i Rona, którzy walczą z grupą Śmierciożerców. Za dużą grupą.
-Bombarda!-krzyczę, a pobliska pozostałość ściany koło nich będąca spada na naszych wrogów przygniatając ich.
Niektórych ścian już nie ma, postały po nich pojedyncze kawałki. Szpitalne łóżka poprzewracane leżą byle gdzie, pełno szkła leży na podłodze. Silny wiatr wieje przez rozbite okna, można potknąć się o gruz, cegły i porozwalane półki oraz szafki.
-Crucio!-słyszę za plecami.
-Perficus Totalus!-wołam, jednak Śmierciożerca schyla się tym samym unikając płomienia z mej różdżki.
-Avada...
-Drętwota!-krzyczę tym razem skutecznie. 
Rozglądam się pospiesznie. Mamy przewagę. Donośny krzyk dochodzi do mych uszu. Odwracam się w tamtą stronę. Luna jest na wykończeniu. Widzę krew na jej ramieniu, więc nie zastanawiam się długo. Puszczam się pędem w jej stronę. Widzę Dracona stojącego w pobliżu. Łapie moje spojrzenie.
-Expeliarmus!-krzyczę stając przed Luną. 
-Crucio!
-Semptumsebra!
-Protego! Drętwota!-krzyczy przeciwnik. Szybko schylam się i ciągnę za sobą Lunę. Mimo to zaklęcie trafią ją w brzuch. 
-Avada Kedavra!-krzyczę chcąc pomścić przyjaciółkę. Wróg nie odbija ataku, pada martwy na podłogę 
Szybko odwracam się w stronę Luny. Widzę sporą plamę krwi na jej brzuchu i ramieniu. Mocno zaciska oczy.
-Wytrzymaj Luna, zaraz cię stąd zabierzemy!-mówię dotykając jej policzka. 
Kiedy odwracam wzrok zauważam, że Śmierciożercy się wycofują. Tak. Daliśmy radę, odparliśmy atak.
Spostrzegam blondyna biegnącego w moim kierunku. Mocno zamyka mnie w swoich ramionach. 
-Nic Ci nie jest? Myślałem, że cię trafił.-mówi i całuje mnie w głowę.-Boże. Tak mało brakowało...
-Trafili Lune, Draco! Trzeba ją stąd zabrać!-wołam. Jak się po chwili okazało Syriusz z Nevil'em teleportowali się z Lovegood do Hogwartu, do Skrzydła Szpitalnego.
-Udało nam się!-woła Harry.
-Tak, ale to tylko kropla w morzu panie Potter. 

*****

Uf. Skończyłam pisałam go do 23:23. Mamy nadzieję, że w miarę satysfakcjonujący. Pozdrawiam i dziękuję za wszystkie ciepłe słowa. Ściskam mocno!
Vivian Malfoy.



10 komentarzy:

  1. Świetny. :D
    ehhh ci smierciozercy......
    Super rozdział :)
    weny:P
    Pozdrawiam,Lili:D
    Zapraszam na panstwoweasley.blogspot.com i proszę o opinie :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział super.
    Widać, że nadchodzą ciężkie czasy, dobrze, że udało im się odeprzeć Śmierciożerców z Munga. Oby Lunie nie było nic poważnego.
    Mam nadzieję, że życzenie Draco się spełni i Miona zostanie Panią Malfoy ;) Ich uczucie jest silne i wszystko przetrwa ;)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oh Luna, Luna.
      Bardzo ją lubię :)
      Hermiona Malfoy-ładnie brzmi ;)
      Pozdrawiam
      Vivian Malfoy.

      Usuń
  3. Blaise mnie rozbroił! :D Hahaha! ^^

    Ja też mam taką szczerą nadzieję, że Hermiona zostanie kiedyś panią Malfoy. :) Oni są stworzeni dla siebie. :)

    Muszę Ciebie pochwalić! Ogromnie, ale to ogromnie cieszę się, że dopiero w 41 rozdziale, po takim upływie czasu, zrealizowałaś scenę +18! :) Bardzo nie lubię jak, np.: w 10 rozdziale Hermiona i Draco uprawiają seks. ;/

    Intryguje mnie Teo i Pansy. Mam nadzieję, że oni nie przejdą na stronę Śmierciożerców. Polubiłam ich.

    Harry troszczy się o Ginn. :) Ginny musi trochę przystopować.

    Pozdrawiam Lily M. ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. P.S Świetnie opisał scenę walk. :)

      Usuń
    2. Tak, nie chcę tworzyć opowiadania pustego, przesłodzonego, bezsensownego i ociekającego seksem.
      Ciesze się, że podzielasz moją opinię i, że podobała Ci się scena walki.
      Pozdrawiam mocno.
      V.M

      Usuń
  4. Hej.:)
    Przepraszam, za ostatni tak krótki komentarz. Ten rozdział jest niesamowity, bardzo podoba mi się to, jak operujesz uczuciami bohaterów, szczególnie Draco. W ogóle Twoje Dramione jest takie romantyczne.:)
    W tej części opowiadania najbardziej rozwaliły mnie żarty Blaisa.:) Uwielbiam go.:)
    Czekam na kolejny.:)
    Pozdrawiam,
    la_tua_cantante_

    www.amor-deliria-nervosa-dramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciesze się, że jesteś zadowolona.
      Skaczę z radości, że nie tylko mi te Dramione wydaje się romantyczne.
      Pracuję, by takie było ;)
      Pozdrawiam.
      Vivian Malfoy.

      Usuń
  5. Dobra trzeba isc do szkoly. Rozdzial jak zwykle cudowny ;*

    OdpowiedzUsuń

Witaj

Tytuł aktualnego opowiadania: Czarny Raj
Tematyka : Potterowskie
Para : Dramione
Autor : Vivian Malfoy
Szablon : Szablownica




Obserwatorzy