Nie odzywamy się do siebie nawet słowem, wsłuchujemy się w odgłosy otoczenia, które po chwili wycisza się całkowicie. Odwracam wzrok zdezorientowana jednocześnie szukając źródła tej mrożącej krew w żyłach ciszy.
Rzucam spojrzenie na idącego obok mnie blondyna, który widocznie również wyczuł coś złego, wiszącego w powietrzu.
Sprzymierzeńcy są coraz bliżej jednak niektórzy zatrzymują się na chwilę w miejscu.
Z każdym krokiem ciało Elfias'a staje się coraz cięższe, deszcz coraz bardziej natarczywy, a otoczenie coraz ciemniejsze. Po chwili czuję się jakbym chodziła po ciemnych korytarzach, dusznych i mokrych, a mrok byłby moim jedynym towarzyszem. Przyspieszamy kroku nie chcąc, by ciemność otuliła nas swoimi ramionami, a gdy skręcamy w uliczkę w której Michael miał czekać na nas razem z Pansy, zastajemy jedynie dziwaczną pustkę, która sprawia wrażenie wręcz bijącej chłodem.
Posyłam pytające spojrzenie Malfoy'owi, który odpowiada mi jedynie wzruszeniem ramion.
-Michael?-rozbrzmiewa głos Wybrańca, który wraz z resztą zdążył nas dogonić. Puszczamy bezbronne ciało zwolennika Zakonu Feniksa, które po chwili opada na mokrą ziemię w towarzystwie głośnego plusku wody.
Do naszych uszu dochodzi stłumiony jęk.
-Pansy?-Blaise przeciska się przez stojących na przodzie byłych Śmierciożerców.-Pansy!
-Lumos.-szepczę z różdżką wyciągniętą przed siebie, a już po chwili blady obłok zaczyna rozjaśniać otoczenie.
Robimy kilka kroków w przód, a gdy nasze nogi spotykają przeszkodę, kieruje na nią światło różdżki i z przerażeniem stwierdzam, że Michael, którego szukaliśmy, właśnie leży skatowany na ziemi.
Przykucam przy nim przejeżdżając dłonią po jego twarzy na wskutek czego ranny otwiera oczy.
-Michael! Gdzie jest Pansy?!-pyta Blaise, który zrównał się z nami wraz z Teodor'em.
Mężczyzna wydaje z siebie jedynie ciche jęki i ciąg niezrozumianych słów co spotyka się z ciągiem przekleństw z ust blondyna.
Przylegam do podłoża nie zważając na to jak będę za chwilę wyglądać i pochylam się nad Michael'em.
Moje serce bije o wiele szybciej niż normalnie, a po plecach przechodzi dreszcz na myśl co mogło się tu stać.
-Zakon...byli tu...wiedzieli...wzięli ją ze sobą...
*****
Podejrzewam, że pozostali również nie mogli zasnąć.
Kiedy tylko nasze stopy dotknęły podłogi domu, blondyn przeniósł ciało Elfias'a do wolnego pokoju, który od tego momentu miał stać się jego celą.
Michael, nim stracił przytomność, przekazał nam to co miało miejsce w czasie naszej nieobecności.
Po tym jak go wysłuchaliśmy i przenieśliśmy do Munga, w którym powiedzieliśmy, że znaleźliśmy go na ulicy, rozeszliśmy się do swoich pokoi bez słowa.
Kiedy kładłam się do łóżka nie odezwałam się do leżącego w swoim łóżku Malfoy'a, nawet słowem choć wiem, że też nie spał. W przeciwieństwie do mnie leżał spokojnie, nie przewracał się i nie szeptał pod nosem. Mimo to wiem, że nie odszedł w objęcia Morfeusza.
W dodatku wszyscy są źli, że minął już przeraźliwie długi wieczór i kolejny ciężki dzień, a my stoimy w miejscu przez co słowa tymczasowa bezradność i cierpliwość nawiedzają nasze umysły.
Po cichu chodzę po pokoju nie chcąc obudzić arystokraty. Każdy z chłopaków przeżywa uprowadzenie Pansy w inny sposób i nie chcę im w tym przeszkadzać.
Potrzebuję kogoś bliskiego przy kim mogłaby się zwierzyć, bo naprawdę martwię się o czarnowłosą oraz miejsca gdzie oderwę się od żałości panującej tutaj.
Z irytacją przechodzę obok leżącego Malfoy'a. Kręcę głową ze złością gdy omiatam wzrokiem jego rozczochrane, jasne włosy, zaciśniętą szczękę i nagi, bardzo dobrze wyrzeźbiony tors.
Musimy poważnie porozmawiać na temat jego piżamy.
Na miękkich nogach wychodzę z naszego wspólnego pokoju i postanawiam, że przed wyjściem rzucę jeszcze okiem na Elfias'a.
Członek Zakonu Feniksa miał być naszą kartą przetargową i przepustką za pomocą, której odzyskamy pozostałych sprzymierzeńców, których przetrzymuje Zakon i przekupieni przez niego aurorzy.
Teraz jednak nasze plany spełzły na niczym. Wszystko zmieniło się diametralnie gdy oni zabrali nam Pansy. Teraz będziemy musieli podać mu eliksir prawdy i wydobyć od niego informacje o wszelkich kryjówkach Zakonu gdyż nie wiemy, w której z nich przetrzymują Pansy.
Teo również będzie musiał powrócić do złych wspomnień, bo możliwe, iż trzymają ją tam gdzie kiedyś katowali jego.
Elfias wciąż jest nieprzytomny i tak jak kiedyś Moody, przywiązany do krzesła magicznymi węzłami. Jego twarz jest blada, wręcz przezroczysta, a policzki wydają się zapadnięte.
Pod oczami widnieją sińce, a resztki jego włosów wydają się jeszcze mniejsze niż normalnie.
Eliksir skutecznie zszargał jego stan zdrowotny.
Zamykam za sobą drzwi wychodząc i staję w salonie z różdżką w górze.
Czuję ulgę gdyż wczorajszego wieczoru nie nawiedziły mnie żadne krzyki i głosy.
Denerwuje się, że póki Elfias się nie ocknie i nie podamy mu eliskiru, nic nie możemy zrobić.
Żal ściska mi gardło na stan chłopaków i niewiedzę dotyczącą Pansy.
Zaciskam oczy i teleprotuje się.
*****
-Dobrze, że nie spisz.-mówię gdy Wybraniec otwiera przede mną drzwi. Mężczyzna uśmiecha się niemrawo i przepuszcza mnie w przejściu. Kieruje się do salonu i rozsiadam się na kanapie. W tym samym miejscu co zawsze.
-Gdzie Ron?-pytam gdy Harry siada koło mnie.
-Jeszcze śpi, jest siódma rano.-odpowiada zakładając kosmyk moich włosów za ucho.
Wzdycham lekko i kładę się na plecach z głową na jego kolanach.
-Co z nimi?
-Och, Harry!-wołam przymykając oczy.-Blaise zamknął się w sobie, prawie słowem się nie odzywa!...Teo...nie wychodzi z pokoju, w którym jest Elfias...on jest nie przytomny, ale Teodor siedzi pod ścianą i patrzy się na niego, cały czas...wygląda..przerażająco...Z kolei Malfoy znika na całe godziny. Co prawda spał rano w swoim łóżku, ale wieczorem nie było go w domu...
Złoty Chłopiec poważnieje i zaczyna przesuwać dłonią po moich włosach przez co po moim ciele rozchodzi się te braterskie, rodzinne ciepło.
-Pomożemy wam ją odzyskać.-postanawia po chwili.
-Wiem, a najgorsze jest to, że jakby tylko została w domu...
-Nie myśl o tym.-przerywa ostro.-Stało się i nic tego nie zmieni. Teraz możemy to jedynie naprawić. I odzyskać ją.-dodaje.
Potakuję i milczę przez chwilę. Zamykam oczy w duchu zgadzając się z jego słowami.
-Zawsze to ja byłam od rad.-zauważam po chwili. Wybraniec śmieje się cicho i przytakuję szybko.
-Dużo się zmieniło i coś czuję, że teraz to raczej ja przejąłem te rolę.
-I jak na razie świetnie Ci idzie.-dodaje.
Mężczyzna po raz kolejny się uśmiecha, a przez głowę przechodzi mi myśl, że pewnie w domu przez dłuższy czas nie zobaczę takiego wyrazu twarzy. Smutek jest po części jak choroba, która zaraża osoby będące najbliżej i powiększa się z każdym dniem.
-Hermiona?-słyszę, a gdy odwracam głowę w stronę dźwięki zauważam stojącego w progu, jeszcze zaspanego, rudzielca.
-Cześć Ron.-mówię jednocześnie karcąc się w duchu, że nie potrafię powiedzieć tego bardziej radosnym tonem. Przyjaciel kieruje się do kuchni, a już po chwili siada koło nas z kubkiem parującego napoju.
Ściskam dłonie Wybraniec czując jak jego mięśnie napinają się na obecność Weasley'a jednocześnie dochodząc do wniosku, że wciąż trzyma w sobie jakieś nikłe pokłady żalu.
-Przeszkadzam wam?
-No coś ty!-wołam nie chcąc, by to Harry odezwał się pierwszy. Podnoszę się z dotychczasowej pozycji i raz jeszcze delikatnie uśmiecham się w stronę Ron'a nie chcąc dopuścić do tego, by poczuł się nieswojo w naszym towarzystwie.
-Tymczasem...powiedz mi co robiłeś kiedy nie było Cię z nami.-proponuje.
Obraz śpiącego blondyna wciąż uparcie tkwi mi w głowie.
*****
Draco
Patrząc na cierpienie Blaise pogłębia się i moje jednak nie rozmawiam z nim, bo wiem, że potrzebuje w chwili samotności. Nauczyłem się tego przez całą naszą, długoletnią przyjaźń.
Winię się za to, że nic nie mogę zrobić choć wiem, że jest to idiotyczne. Nic nie zdziałamy, póki członek Zakonu Feniksa nie odzyska przytomności.
Prze tą sytuację po części zrozumiałam jak czuła się Granger kiedy Weasley'a przy niej nie było i wiem, że moje złośliwości tylko pogłębiały jej rozpacz.
Poczułem jak to jest mieć dziurę w sobie mimo, iż moja jest zdecydowanie większa.
Plątam się bez celu po najuboższych ulicach magicznego Londynu, oglądam wychudzone twarze i zacięte postawy tych którzy nie chcą się poddać.
Odwiedzam Michael'a w Mungu gdzie dochodzi do zdrowia, a wieczorem udaje się do nocnego klubu.
Wodząc wzrokiem po twarzach pozostałych gości widzę samego siebie, bo są tak samo pogrążeni i wypruci od środka jak ja.
Potem wracam do domu nad ranem i po cichu, by nie obudzić Granger, która skulona leży w swoim łóżku, biorę prysznic i kładę się spać na parę godzin choć wiem, że zapewne nie zmrużę oka nawet na minutę.
Jutro wszystko powtórzę i będę udawać, że nie słyszę Granger wymykającej się o świcie z sypialni.
*****
Teodor
W mroku patrzę na twarz uprowadzonego. Czekam, aż się obudzi. Czekam, aż będę mógł zrekompensować się za ból, który zadali mi gdy mnie przetrzymywali i, który-nie oszukujmy się-zadadzą Pansy.
Zaciskam dłonie w pięści raz po raz posyłając tęskne spojrzenie Veritaserum, które już nie może doczekać się, by przecisnąć się przez gardło Elfias'a i popłynąć wzdłuż przełyku.
Moja irytacja powiększyła się gdy w liście od Katie, dowiedziałem się, że Zakon zatrzymał jej ojca gdy ten wracał do domu po godzinie policyjnej.
Nie wiem co robią pozostali. Jedynym dowodem na to, że w ogóle są w tym domu jest odgłos kroków i fakt, że zaglądają tu raz na jakiś czas, by zobaczyć czy nasza ofiara się nie obudziła.
Między innymi Hermiona, która zawsze wiat mnie serdecznym uśmiechem i na, której również odbiło się piętno braku Pansy.
Zdaje sobie również sprawę, że będę musiał wrócić do wspomnień, które odgrodziłem szerokim murem od siebie. Co prawda wracały, lecz jedynie ich strzępy, bo całe nie mogły przesiąknąć przez moją barierę.
Teraz będę musiał zburzyć to co wybudowałem i przepuścić je całe, by pomóc przyjaciółce.
*****
Hermiona
Kiedy wracam do siebie(od kiedy zaczęłam tak mówić?) jest już ciemno, a ciężar, który w sobie nosze wraz z przygnębieniem staje się lżejszy.
Po cichy przechodzę do kuchni, by napić się czegoś zimnego. Po omacku szukam lodówki, a po chwili wyciągam z nich napój jednak gdy chce wlać go do szklanki ta upada na podłogę i rozbija się na małe kawałki.
-Cholera.-szepcze jednocześnie przeklinając fakt, że nie chciało mi się zapalić światła.
Schylam się, by pozbierać kawałki szkła, a kiedy podnoszę się do góry z mojego gardła wypływa pisk, a ja podskakuję wystraszona.
-Blaise! Nie strasz mnie, nie możesz pojawiać się tak znikąd!-karcę mężczyznę. Brunet przytakuję i mruczy pod nosem słowa przeprosin, a ja dopiero wtedy zauważam jego zapadnięte policzki.
-Zaczekaj.-proszę widząc jak oddala się zgarbiony.
Podchodzę do mężczyzny i łapie go za ramię na co ten odwraca się szybko z szeroko otwartymi oczami.
-Masz podobny do Pansy dotyk.-usprawiedliwia się szybko.-Wiem, że to absurdalne.
-Rozumiem Cię.-ucinam i garbie się lekko pod uciskiem jego strasznego, wręcz nieludzkiego wyglądu.-Za niedługo znów będzie z nami.
Uścisk, w którym po chwili mnie zamyka, jest naprawdę silny.
*****
Pierwsze co robię po prysznicu to otwarcie okien w pokoju, który dziele z Malfoy'em.
Duchota, która była wręcz męcząca, znika po chwili, a na jej miejsce wchodzi chłodny wiatr.
Siadam na swoim łóżku i podwijam kolana pod brodę lekko przymykając oczy.
-Myślałem, że będziesz już spała.-rzuca Malfoy gdy wchodzi do pokoju na co wzruszam jedynie ramionami.
Blondyn bez słowa kieruje się do łazienki, a po chwili przez wywietrzniki w drzwiach do moich nozdrzy dostaje się zapach mydła i jego wody kolońskiej.
Tęsknym wzrokiem zerkam na regał z książkami gdyż zawsze pomagały mi gdy miałam problem z zaśnięciem.
Zdesperowana podnoszę się z miejsca i kieruje w stronę celu jednak już po chwili krzywię się zauważając, że ta, która najbardziej mnie interesuje jest na najwyższej półce. Przeklinając w duchu swój wzrost ściągam ją za pomocą magii i wracam do swojego łóżka.
-Oszalałaś?-słyszę gdy blondyn wychodzi z łazienki. Podnoszę wzrok jednak spuszczam go widząc jego rozbawione spojrzenie.
Zabijcie mnie, ale nigdy nie pokonacie mojego syna.
Przyszłe pokolenie zmiażdży Cię jak robaka...
Kręcę głową.
-Nie oszukujmy się, Granger. Oboje nie zaśniemy.-mówi dalej i (o zgrozo!) siada koło mnie.-Porozmawiajmy.
Taksuję go zdziwionym spojrzeniem.
-Nie mam humoru ani na Twoje zaczepki, ani na złośliwości, więc nie rób takiej miny.-przestrzega.
-Nie mamy o czym rozmawiać Malfoy.-ucinam przypominając sobie nieprzyjemne słowa, którymi ostatnio mnie obdarzył.
-Jesteś oschłą jędzą.-mówi i podnosi się z miejsca po czym rozpoczyna swój spacer do okna.-Udajesz, że chcesz żyć z każdym jak najlepiej, a tymczasem wolisz się kłócić niż porozmawiać.
-A ty ironicznym dupkiem.-bronie się szybko na co mężczyzna staje w miejscu i odwraca się do mnie przodem z mocno zaciśniętą szczęką.
-To twój manewr obronny, Granger? Tak bardzo boli Cię prawda z ust wroga?-pyta z przesłodzonym uśmiechem.
-Dlaczego musisz być takim idiotą?! Przez to, że jesteś właśnie...taki, nie możemy normalnie porozmawiać.-wołam nie mogąc znieść grymasu, który zdobi jego twarz. Również podrywam się z miejsca i nie myśląc wiele rzucam w niego książką, którą mam w dłoni.
Łapie ją szybko z istnym refleksem szukającego, nie pozwalając tym samym, by w niego trafiła.
Milczymy przez chwilę mierząc się jedynie spojrzeniami. Duszność, której pozbyłam się na początku, wraca i to ze zdwojoną siłą.
-Oschłą jędzą, która nie potrafi wysłuchać, że robi coś źle lub zachowuje się nie fair...-ciągnie idąc w moją stronę.
Inni Cię znajdą...
Skończ z tym Kingsley'u nim zmuszą Cię do tego inni.
-Przestań!-krzyczę. Przez jego ciało przechodzi cień jednak niknie tak szybko jak się pojawił. Doskakuje do mnie jednym krokiem i mocno łapie mnie za ramiona. Po chwili przesuwa swą dłoń na mój nadgarstek i wykręca mi go w ten sposób, że staję plecami do niego. Z moich ust wydobywa się cichy syk, a kiedy drugą dłoń kładzie na moje biodro jego wyblakły Mroczny Znak styka się z napisem wyrytym mi przez jego ciotkę.
-Dlaczego trzęsiesz się gdy jestem blisko skoro mnie nienawidzisz?-pyta szepcząc wprost do mojego ucha. Mimo żaru, który czuję z powodu jego bliskości krzywię się słysząc jego wyniosły ton.
Rumienie się gniewnie sama sobie zadając to pytanie i irytuje się jeszcze bardziej gdy nie znajduję na nie odpowiedzi. Odsuń się ode mnie pacanie!
Zapłacisz za to Ministrze.
-Dlaczego odwracasz wzrok gdy na Ciebie patrzę skoro mnie nienawidzisz?-pyta dalej, a już po chwili moje ciśnienie rośnie gdy odkrywam jak wspaniale bawi się moim kosztem.
-Puść mnie i odejdź ode mnie najdalej jak się da.
-Dlaczego mówisz tak skoro czuję, że tego nie chcesz?-pyta wreszcie. Mocno wbija palce jednej dłoni w moje biodro i mimo, iż nie widzę jego twarzy czuję, że patrzy na mnie wyczekująco.
-Powiem Ci coś.-zaczyna po chwili, a jego oddech, który czuje na swoim karku, jest wręcz lodowaty.- Nie interesuje mnie to, że od dłuższego czasu nie rozmawiasz ze mną i nie zwracasz na mnie uwagi, więc jeśli sądziłaś, że ruszysz moje sumienie tą dziecinadą, byłaś w błędzie.-warczy sprawiając, że dreszcze zaczynają wędrować po moim ciele, a do głowy wkrada się myśl, że ten stary Malfoy, który na kilkanaście godzin się schował, znowu powrócił.
-Bo ty nie masz sumienia Malfoy!
-Nie mam. Nigdy nie byłem i nie będę miłym, bezmózgim facetem, który prawi Ci komplementy na każdym kroku, bo masz ładną, pyskatą twarz.-potwierdza dociskając moje ciało do swojego jeszcze bardziej jednocześnie mocniej zaciskając palce wokół mojego skrępowanego nadgarstka.-Ale nikt nie trzyma Cię tu na siłę.
-Coś sugerujesz?!
-Możesz odejść w każdej chwili, Granger.-przypomina, a ja czuję, że właśnie od tej pory zaczyna się zawzięta walka naszych charakterów i temperamentów. Zasady są proste. Wygrywa ten, który osiągnie większą kontrole nad drugim.
-A jeżeli nie chcę?-pytam mrużąc oczy. Blondyn puszcza mnie, a wręcz odpycha od siebie w stronę mojego łóżka i krzywi się obdarzając mnie niezbyt przyjemną miną.
-To choć raz myślisz poprawnie.
*****
Pansy
Znowu tu jestem, w tym samym pomieszczeniu w którym zamknął mnie ostatnio.
Leżę na brudnej ziemi, a moje ciało jest zaczerwienione od ran, które już zdążyłam nabyć.
Cela jest chłodna i wilgotna, a podłoże pełne zaschniętej krwi.
Boje się. Tak bardzo się boje...
Kiedy byłam tu ostatni raz Kingsley w trakcie jednego z licznych przesłuchań zabrudził moją krew. Znieważył i upokorzył gdy śmiał się ze mnie patrząc mi w oczy i gwałcąc jednocześnie.
Obejmuje się ramionami i zaczyna cofać coraz dalej czując jak przerażenie, z którym tyle walczyłam wygrywa i wypełnia mnie całą.
Moje ciało trzęsie się, a do ust napływa metaliczny smak krwi wprost z wargi, którą zdążyli mi już rozciąć.
-Nie dam zrobić Ci krzywdy, skarbie...-szepcze dotykając swego brzucha.-Mamusia nic im nie powie...a tatuś nas stąd weźmie...szybko.
Zaciskam oczy czując napływające łzy. Ręce opadają mi bezwładnie wzdłuż ciała, a z mojego gardła wydobywa się głośny jęk wręcz przepełniony rozpaczą i stanowczością, gdyż już teraz wiem, że za nic nie wydam swoich przyjaciół, rodziny.
Odwracam się twarzą do ściany, do której już dotarłam, i opieram o nią czoło.
Po chwili podrywam rękę w żałosnym geście i delikatnie uderzam nią w ścianę, czując, że ból i strach, który próbowałam zamknąć głęboko w sobie właśnie się uwolniły.
-Pansy?-słyszę gdzieś obok.
Szybko otwieram oczy i podskakuję wystraszona. Chaotycznie rozglądam się dookoła, a po chwili zniżam się słysząc cichy szept kogoś kto jest wręcz przylepiony do podłogi.
-Seamus?-szepczę padając koło mężczyzny. Brunet podnosi na mnie wzrok i zaciska palce wokół mej dłoni.
-Szukaliśmy Cię.-ciągnę dalej z zaschniętymi łzami na policzkach i nowymi napływającymi mi spod powiek.-Nie wiedzieliśmy co się z tobą dzieje...
-Schwytali mnie na Pokątnej.-odpowiada, a kiedy przyglądam mu się dokładniej zauważam jego przerażający stan.
Opuchniętą twarz, zmrużone oczy, posiniaczone i krwawiące ciało. Boże, jak jego stan przypomina dawną sytuację Teo!
Serce ściska mi się na myśl o przyjaciołach.
-Odbiją mnie...i ciebie też...-mówię zerkając na naszego byłego współpracownika, o którym myśleliśmy jak o martwym. Z żalem i smutkiem.
Seamus kręci głową i zaczyna czołgać się bliżej mnie wciąż trzymając w uścisku moje dłonie.
Wygląda jak ranne zwierzę wijące się na ziemi. Jęczy męczony bólem z powody najmniejszego ruchu.
-Kiedy będzie okazja ratuj....-szepcze spod przymkniętych i poharatanych powiek.-Ale nie mnie...
*****
Zacznę od tego, że rozdział dodaje z komputera koleżanki do, której udałam się wczesnym popołudniem.
W przyszłych rozdziałach w miejsce żalu po uprowadzeniu Pansy pojawi się determinacja i chęć walki.
Mam nadzieję, że się wam spodoba :)
Dziękuję wam raz jeszcze za wszystko i pozdrawiam naprawdę mocno.
Vivian Malfoy.