sobota, 25 stycznia 2014

Rozdział 13:,,Jeden wraca drugi znika.''

Harry



                Przyjaźń jest jedną z najcienniejszych wartości w życiu człowieka. Dzięki osobie z którą połączeni jesteśmy ową więzią, unosimy się ponad prochy ziemi, stajemy się lepsi, częściej się śmiejemy...
Przyjaciel potrafi wykrzesać z nas iskrę radości  nawet w najgorsze dni, pocieszyć, poradzić i jest z nami w trudnych chwilach. Prawdziwa przyjaźń przetrwa wszystko, jest ponadczasowa, nie podlega klasyfikacji, jest cenna, a dzięki niej kwitniemy i rozwijamy się coraz bardziej.
               Gdy przyjaciel znika cierpimy i kwiat, który siedzi wewnątrz nas, wyhodowany i pielęgnowany jego ręką, więdnie i usycha. Pustka, która zaczyna panować  jest nie do wypełnienia, a nasze oczy widzą świat jedynie w szarych barwach.
               Dlatego właśnie powinniśmy się cieszyć po jego powrocie. Kiedy przyjaciel niespodziewanie wyłoni się z mgły, która go otaczała, należałoby przywitać go z otwartymi ramionami. Zaśmiać się perliście, przygarnąć w przyjaznym uścisku...Czemu, więc ja nie mogę?
Gniew, który powiększał się z każdym dniem jego nieobecności, uderzył mnie ze zdwojoną siłą gdy ujrzałem go przed swoimi drzwiami. Miałem ochotę cisnąć w niego czymś nieprzyjemnym, by dowiedział się jak trudno było mi wypełnić pustkę gdy zniknął i jaki przez to stałem się nieznośny co Hermiona wypomina mi do tej pory.
-Chyba już dzisiaj tego nie dokończymy.-mówi kolejna kobieta, która miała zapewnić mi uczucie miłości choć na jedną noc. Sztucznej co prawda, lecz muszę docenić i taką kiedy nie mam szansy na inną.-Wiesz gdzie mnie szukać, bohaterze...-mruczy całując mnie w policzek z kurtką pod pachą.
-Tak, Amy.
-Andy.-poprawia wychodząc. Wsłuchuje się w trzask drzwi, który po sobie zostawiła, ponieważ jest on jedynym dowodem, że w ogóle tu była.
-Po co wróciłeś?-pytam gdy odwracam się w stronę siedzącego na kanapie rudzielca. Mocno zaciskam pięści podczas gdy on podnosi się z miejsca z zakłopotaniem wypisanym na twarzy.
-Słyszałem co się dzieje. O  Ministrze, o Tobie, Hermionie...jesteście moimi przyjaciółmi, najlepszymi...musiałem do was wrócić.
-Już się pozbierałeś?-pytam z ironią.
-Harry...wiem...wiem, że jesteś na mnie zły. Hermiona pisała, że masz do mnie żal, że...
-Dlaczego ty nie pisałeś?
-Nie mogłem.-odpowiada szybko i bez najmniejszego zająknięcia na co spoglądam na niego lekko zszokowany. Deszcz za oknem dudni coraz bardziej.-Aurorzy mnie znaleźli. Szwendali się w okolicy mojego domu...nie mogłem wysyłać listów...ujrzeliby skąd wylatują sowy.
               Zerkam na niego zdziwiony obecnością pracowników ministerstwa. Skąd mieli jego adres, skoro nawet ja z Hermioną, go nie znałem?
Zrezygnowany własną postawą czuję, że moja złość powoli się ulatnia.
-Przepraszam Cię Harry...naprawdę...przecież wiesz, że musiałem się pozbierać, ale nie zapomniałem o was, stary...
Wzdycham ciężko wiedząc, że rudzielec ma rację. Uśmiecham się lekko odwracam od niego wzrok.
-Gdzie byłeś przez cały ten czas?
-Czy to ważne...
-Ron!-wołam zirytowany faktem, że ucieka od wszelkich pytań.
-Zatrzymałem się u Charlie'go, w Rumunii...
-I nie powiedział o tym Twoim rodzicom?!
-Obiecał mi dyskrecje...Wiesz, potrafi być dobrym bratem kiedy się postara...-odpowiada z zakłopotaniem przejeżdżając dłonią po włosach.-Rodzice powiedzieli mi trochę o tym co się dzieje. O tym co dzieje się z Hermioną...o tobie i tych...kobietach.
Unoszę dłoń do góry przekazując mu tym samym, by nie kontynuował.
-Wracam. Na stałe. Znowu będziemy w trójkę...
Na dźwięk jego słów zastygam na chwilę. Tyle czasu chciałam usłyszeć właśnie to...
Wspomnienia pokonują mnie szybko. Poruszony zapominam o jego nieobecności, a już po chwili podchodzę do niego i mocno obejmuje w przyjacielskim geście klepiąc po plecach jednocześnie czując, że złość, którą wcześniej czułem wyparowała.
-Powiedz mi wszystko Harry.


*****

Draco



              Kiedy wchodzę do środka pozostali już siedzą przy naszym stole obrad na piętrze. W pomieszczeniu panuje mrok mimo, iż kilka lamp świeci jasnym światłem.
-Czekaliśmy na Ciebie, Malfoy.-wita mnie Michael jednocześnie podnosząc się z miejsca. Wyciąga dłoń w moim kierunku na co przewracam jedynie oczami i ominąwszy go siadam na swym stałym miejscu. Szanuję Rowle'a i toleruję, ale nie muszą nawiązywać z nim głębszych kontaktów. Mam swoich przyjaciół i szukam nowych.
-Ciesze się.-ironizuje co spotyka się z jego ciężkim westchnieniem.-Miałeś wątpliwości co do składu...
-Dalej uważam, że Pansy nie powinna w ogóle brać udziału w tym przedsiębzięciu.
-Tak?-pytam unosząc brew chodź wiem, że mężczyzna ma rację.-To spróbuj jej to wyjaśnić, bo nam za cholerę się nie udaje.
-To niebezpieczne...
-Zamknij się Rowle.-przerywam zirytowany.-Pansy jest moją przyjaciółki i jeśli tylko bym mógł zamknął bym ją w domu i zakneblował. Pozostali też.-mówię zgodnie z prawdą.-Niestety, jak na Ślizgonkę przystało, jest niesamowicie uparta i zapiera się nogami i rękami, by nie zostać w domu. Udało nam się wynegocjować, że zostanie wraz z kilkoma z nas na zewnątrz.
Po sali zaczynają roznosić się szepty, które umożliwiają wyrażenie swojej opinii, a na zewnątrz zrywa się porywisty wiatr.
-I nie interesuje mnie co jeszcze chcesz dodać na ten temat.-ucinam gdy Michael otwiera usta, by coś dodać.-Masz jeszcze jakieś inne uwagi?-pytam na co on kiwa przecząco głową.
-Poprowadzisz pierwszy oddział, który składać się będzie z Twoich współlokatorów i ze mnie. Touren.-rzucił spojrzenie siedzącemu po lewej mężczyźnie. Eryk Touren jest jednym z informatorów, który przyłączył się do nas, ponieważ Zakon zabił jego narzeczoną. Działaczkę Ministerstwa, która przypadkowo przyniosła ze sobą niewłaściwe papiery.-Poprowadzisz drugi oddział. Sam dobierz swoich ludzi.
-Za dwie godziny mam mieć listę z nazwiskami  w domu.-rzucam podnosząc się z miejsca.-Weź którąś z sów.
-Nie przesadzasz Malfoy?-pyta Michael kiedy zaczynam schodzić na dół.
-Ależ skąd.-odpowiadam.-Macie dwie godziny.


*****



                 Po wyjściu  postanowiłem dojść do domu pieszo. Zapragnąłem odbyć ostatni spokojny spacer przed kolejnym starciem z Zakonem.
Mimo, iż wieje wiatr na dworze jest przyjemnie.Kilka osób raz po raz mija mnie z obojętnym wyrazem twarzy, a delikatne promienie słońca stają się coraz silniejsze.
Świat czarodziejski jest niesamowity, myślę. Są obszary gdzie panuje tyrania, są tereny gdzie ludzie wciąż utrzymują swoją wolność i nie dają pokonać się Ministerstwu, a są i miejsca takie jak te. Zamieszkane przez czarodziei wyrzutków lub ukrywających się awanturników i byłych więźniów.
Tutaj, w dzielnicy w której ukrywa się Potter, nikt nie przywiązuje uwagi do tego kim jesteś. Nie zauważyliby Cię nawet gdybyś właśnie uciekł z Azkabanu, a tym bardziej nigdy, by na Ciebie nie donieśli, ponieważ mają na głowie, aż  za dużo własnych problemów, by jeszcze przystwarzać sobie nowe.
               Zamówiwszy whiskey, wzdycham z ulgą. Choć przez moment nie muszę nic załatwiać, ustalać...
Oderwałem się od codziennego zgiełku i spokojnie mogę wrócić do domu za jakiś czas, by odebrać listę nazwisk.
-Proszę.-mówi kelner kiedy przynosi mi trunek. Kiwam głową, a po chwili przystawia szklankę do ust na chwilę przymykając oczy. Gdy je otwieram zauważam siedzącą w pobliżu blondynkę i jej wlepiony we mnie wzrok. Uśmiecham się kpiąco ze zrezygnowaniem kiwając głową, kiedy kobieta rozaniela się na grymas, który jej posłałem. 
Ma oczy jak Granger, myślę, a do głowy zaraz po niej przychodzi mi Potter, który prosił mnie na samym początku bym był dla niej znośny.
Wyśmiałem go wtedy i równie dobrze mogę zrobić to teraz, bo dlaczego miałbym być?
Fakt, jedynie głupiec, a w dodatku ślepy, mógłby stwierdzić, że Granger nie jest atrakcyjną kobietą, ale nie oznacza to, że będę latał za nią ze słodkim uśmiechem na twarzy, bo jej nogi są godne uwagi.
Nie jestem takim typem. W dodatku moje oczy widziały już wiele takich, a jej charakter nie zachęca na razie do głębszego poznania. Mam wrażenie, że tylko ja wiem, że pod jej miłą twarzyczką kryje się wredna jędza.
                Gdy odchodzę, wcześniej płacąc rachunek, wiat traci na sile, kobieta o złocistych włosach wciąż siedzi na swym miejscu, a zegarek natarczywie przypomina mi, że za kilka godzin porwę wraz z współpracownikami i przyjaciółmi ważnego pracownika Ministerstwa.
Za moment mam również przyjąć sowę, którą na pewno do mnie poślą.


*****



              Nie zdziwiłem się kiedy usłyszałem ściszone krzyki, a do moich oczu, dotarły czerwone twarze i zmrużone oczy.
W domu nie panuje zbytni porządek. Większość rzeczy jest chaotycznie porozrzucana po salonie, a  kuchnie z kolei zajmuje Gryfonka, która myje naczynia jednocześnie rozmawiając z Teodor'em.
-Uzgodniliśmy, że nie wezmę w tym udziału. Zostanę na zewnątrz Blaise! Po co znowu poruszasz ten temat?-pyta Pansy po czym odwraca się do swojego męża plecami.
-Nie możesz zostać w domu, Pan...?-snuje kładąc dłonie na jej biodrach i podbródek na jej ramieniu.Blaise wzdycha ciężko gdy zauważa jej gromiący wzrok.-Martwię się o was. To takie złe?
-Tym bardziej zrozum, że ja o Ciebie i resztę również dlatego nie mogę zostać w domu.-wyjaśnia trzymając dłonie założone na piersiach w buntowniczym geście.
Przewracam oczami i od razu kieruje się do kuchni nie widząc potrzeby ingerowania w małżeńskie sprawy mych przyjaciół.
-Choć raz jesteś we właściwym miejscu, Granger.-rzucam przenosząc wzrok z niej na naczynia, które myje.
-Daruj sobie, Malfoy.
-Ale tak wspaniale wyglądasz w tym miejscu!-wołam z prowokującym uśmiechem na twarzy.-Nie zaciskaj tak mocno rąk.-dodaje szeptem wprost do jej ucha widząc jak pod wodą i rzadką pianą zaciska dłonie w pięści.
-Chcesz poczuć jedną z nich na swojej twarzy?-pyta z gniewnymi ognikami w oczach.
-Będziesz miała okazję wyładować swą złość na Ministerstwie, złotko.-odpowiadam odbierając jednocześnie rozbawione spojrzenie Teo, któy po chwili unosi do góry ręce.
-Kochani, skończyliście już?!-woła w stronę małżeństwa przebywającego w salonie. Kiedy Pansy wbija w niego zaskoczony wzrok, a Blaise przesyła mu przesłodzony uśmiech, Teo kieruje się w ich kierunku wcześniej szturchając Granger w biodro w przyjaznym geście.
-Wiesz, że jesteś czarownicą, prawda?-pytam złośliwie po odejściu przyjaciela, kierując swój wzrok na ostatnie talerze, które zostały w zlewie.
-To, że nią jestem nie znaczy, że muszę wykorzystywać magię na każdym kroku. Ty podobno jesteś inteligentny, a używasz swojego mózgu tylko kiedy podrywasz jakieś naiwne, zdesperowane kobiety.
-Granger, kochanie...Gdybym mógł być czymkolwiek, byłbym łzą-narodzoną w Twoim oku, żyjącą na Twoim policzku i umierającą na Twoich ustach...*-szepczę niebezpiecznie blisko jej warg jednocześnie przejeżdżając kciukiem po jej policzku po chwili zahaczając o usta. Oczywiście cały czas posyłam jej pogardliwe spojrzenie, które na pewno ukazuje moją niechęć.
Gryfonka śmieje się głośno jednocześnie odkładając ostatni, moment temu brudny, talerz na półkę. Mimo wszystko uparcie nie zmniejsza odległości między nami i nie odrywa ode mnie wzroku.
-Nie jestem tą zdesperowaną kobietą o której mówiłam.-zauważa zimno po czym wychodzi w stronę swojego pokoju, a raczej naszego od momentu w którym jej łóżko zostało przeniesione do mnie. Jakie wielkie było moje zdziwienie kiedy Wybraniec poparł mój pomysł! Doszliśmy do wniosku, że tak będzie lepie. Nie obudzi pozostałych, a ja będę mógł jej pomóc. Sądzę, że zgodził się na to gdyż wiedział, że nie dotknę jej, a ona również nie tryska radością na mój widok.
                    Nagle po pomieszczeniu roznosi się trzask, a po chwili pomiędzy kuchnią, a salonem materializuje się Potter z uśmiechem od ucha do ucha i zaróżowionymi policzkami.
-Po cholerę się tu teleportowałeś? Miałeś być...-zaczynam i rzucam spojrzenie na zegarek, którym mam na nadgarstku.-Za pięć godzin!
-Wiem, ale musicie coś zobaczyć, a raczej kogoś...-wyjaśnia pokrótce, a po chwili zaciska rękę w górzę i ciągnie ją ku dole.
-Weasley?!-wołam widząc jak rudzielec wyłania się spod peleryny niewidki. Nieświadomie zaciskam dłonie w pięści, a moja krew w żyłach zaczyna szybciej pulsować. Co ten rudy wrzód tu robi?!
-Jak śmiesz przyprowadzać tego śmiecia do mojego domu, Potter!-krzyczę tak głośno, że stojący przy mnie przyjaciele krzywią się porażeni decybelami. Zaciskam szczękę mocniej irytują się, że adres nikomu nie znany jest rozpowszechniany wśród coraz większej liczby Gryfonów.
-Hamuj się Malfoy. Zamierzam wam pomóc. Kingsley zabił moją siostrę i sam wiesz do jego stanu doprowadził Hermione. Wezmę udział w dzisiejszym...przedsięwzięciu.
-Nie będziesz dyktował mi zasad Weasley!-uprzedzam podchodząc bliżej niego. Łapię go za kurtkę.- To ja decyduje, a jeśli chodzi o Ciebie to mogę  najwyżej potraktować Cię kilkoma zaklęciami albo wybić Ci kilka zębów!
-Malfoy...
-Nie wtrącaj się, Potter! Ty już straciłeś minimalny szacunek którym Cię darzyłem!-wołam nie dając dojść mu do słowa.
-Spokojnie.-wtrąca się Teo. Robi kilka kroków do przodu i  staje pomiędzy nami po czym kładzie dłoń na moim ramieniu.-Zapomniałeś Draco, że każda różdżka się liczy? Od tej pory jest naszym sprzymierzeńcem, tak samo jak Potter, czy Ci się to podoba czy nie.-mówi, a ja kiwam głową wiedząc, że i tak mam rację.
-Dzięki.-podsumowuje Ron na co Wybraniec przytakuję z mniej szerokim uśmiechem niż na początku.
-Nie wyobrażaj sobie za dużo, Weasley. Gardzę tobą i najchętniej zgniótłbym Cię jak robaka...-mówię jednak przerywa mi wejście Granger, która podniesionym głosem wypytuje i oczywiście oskarża mnie o hałasy.
Staje w miejscu na widok przyjaciela i przykłada jedną dłoń do ust. Jej oczy zaczynają się szklić, a nogi chwiać niebezpiecznie jednak po chwili podbiega do rudzielca i mocno obejmuje jego szyję dłońmi. Jest w stanie powiedzieć tylko jedno słowo:
-Ron...


*****

Hermiona 



               Powrócił. Boże, szczypię się mocno i proszę w duchu, by nie okazało się to snem czy złudzeniem. 
Ciesze się ogromnie wiedząc, że z powrotem jest przy nas, a moja radość powiększyła się jeszcze bardziej gdy okazało się, że nie planuje już żadnego wyjazdu, a Harry będzie próbował zapomnieć o swoim wewnętrznym gniewie.
               Stoimy na dworze w pobliżu  Ministerstwa, lecz jesteśmy nie do poznania. Każdy zażył eliksir wielosokowy, ale mimo wszystko wiem, że stojący koło mnie mężczyzna o długich, jasno-brązowych włosach to Harry, a zerkający na mnie z uśmiechem blondyn o zielonych oczach to Ron.
Zaczynamy stawiać pierwsze kroki w przód, a już po chwili odbijam w inną stronę niż mężczyźni z posyłającym mi kpiącym spojrzeniem Malfoy'em na czole.
Szybko próbujemy przedostać się do Ministerstwa, a  przed moimi oczami stają wspomnienia związane z naszym wtargnięciem do owej instytucji w czasie panowania Voldemort'a i trwania naszego siódmego roku nauki.
               Po chwili moja odmieniona osoba, która teraz prezentuje się jako wysoka niebieskooka kobieta z masą czarnych loków na głowie wyłania się spośród zielonych płomieni. Wychodzę z kominka jednocześnie wtapiając się w tłum pracowników.
Z pogardą zerkam na wiszący nad naszymi głowami wielki wizerunek Kingsley'a, a niedaleko fontanny mijam Blaise z egzemtlarzem Proroka Codziennego w dłoni, który gdy również mnie zauważa, rusza w mą stronę.
Wsiadamy do windy wraz z innymi pracownikami, a po chwili wlatują do niej listy w formie małych samolocików.
Winda szarpie i  pędzi ku dole przez moment, by po czasie skręcić w prawo.
-Jeszcze moment i puściłbym pawia wprost na buty tego ważniaka koło siebie.-mówi Blaise gdy wysiadamy z wind i kierujemy się w stronę kasyna**.
-Twój profesjonalizm Blaise jest porażający.-ironizuje na co ten uśmiecha się lekko. Stajemy w kolejce, a kiedy owa znika podajemy stojącemu przy wejściu czarodziejowi fałszywe nazwiska i płacimy właściwą ilość galeonów.
-Milusio...-szepcze mężczyzna gdy przekraczamy próg.
Kasyno pomalowane jest na ciemny odcień bordo, a czarny sufit jest lekko podświetlany. Wyłożona dywanem podłoga, sprawia wrażenie migoczącej w ciemnościach, a w równych odstępach od siebie stoją różnego rodzaju stoły do gier hazardowych. Wzdłuż ścian znajdują się boksy, a w nich kanapy na których można usiąść, natomiast naprzeciwko rozciąga się duży, wspaniale reprezentujący się bar.
                 Kiwam głową na Zabini'ego, a po chwili zgodnie zmierzamy w stronę barmanki. Zasiadamy na stołkach przed nią, a kiedy Blaise zaczyna czarować ją swoim urokiem osobistym, dyskretnie podnoszę się z miejsca. Kobieta, która zatopiła swój wzrok w mężczyźnie nawet nie zauważa kiedy wślizguje się przez drzwi obok do innego pomieszczenia.
Gdy zamykam je uderza mnie ciepło i zapach przeróżnych potraw, ponieważ goście, którzy zapłacą więcej mogą również coś zjeść.
Znikam za regałami nie chcąc przyciągnąć spojrzeń kucharzy. Nie zerkając za siebie wchodzę do spiżarki, w której przetrzymują owoce i warzywa.Zamykam drzwi i pochylam się nad ostatnią półką zza której wyciągam uniform pracujących tu kelnerek wraz z plakietką z nieprawdziwym imieniem.
Krzywię się gdy za pomocą zaklęcia szybko się przebieram gdyż spódniczka jest naprawdę krótka.
-Dzięki Bill...-szepcze zirytowana na myśl o mężczyźnie, który dzięki znajomością załatwił mi jednodniową pracę i uniform.
                 Po chwili szybko wychodzę ze spiżarni i porywam pierwszą tacę z blatu zapełnioną drinkami.
Wychodząc odpowiadam na cwany uśmiech Blaise'a, który wciąż odwraca uwagę kelnerki, po czym wtapiam się w otoczenie.
Podchodzę do stołu pokera przy którym Elfias już siedzi. Łapie zwierzęce spojrzenie Malfoy'a, który z kolei ma odwrócić uwagę naszej ofiary.
Biorę jeden z trunków, które niosę na tacy, i stawiam obok Elfias'a. Mężczyzna chwyta go z uśmiechem, a już po chwili przystawia do ust z niczego nie zdając sobie sprawy.
Nie mogliśmy użyć na nim Imperius'a. Każdy zauważyłby gdyby ktoś nagle wyciągnął różdżkę. 
                 Z pozoru niezauważalnym uśmiechem na twarzy zauważam jak twarz naszego celu staje się niewyraźna.
Jego oblicze staje się blade, wręcz przezroczyste,a karty wypadają mu z rąk.
-Co się dzieje? Mogę jakoś pomóc?-pytam z udawanym zatroskaniem pochylając się nad mężczyzną.
-Słąbo mi...
-Musi pan wyjść na zewnątrz... zaczerpnąć świeżego powietrza.-proponuje łapiąc go za ramię.-Wyprowadzę pana...-dodaje na co ten kiwa głową. Chwytam go pod ramię i podnoszę z miejsca.
-Pomogę pani.-rzuca Malfoy zgodnie z planem i posyła mi uśmiech, który zapewnić ma siedzących przy stole mężczyzn, że jest mną po prostu zainteresowany.
-Dziękuję.-odpowiadam tym samym przyjmując propozycję. Arystokrata podnosi się z miejsca i razem ze mną zaczyna prowadzić Elfias'a w stronę wyjścia ewakuacyjnego na drugim końcu sali. Siedzący w boksie Harry, Ron i Teo również zaczynają  dyskretnie wychodzić  tyle, że przez główne wejście.
                  Gdy jesteśmy już na zewnątrz Elfias mdleje całkowicie, a my prowadzimy jego bezwładne ciało w stronę pozostałych z którymi mamy się teleportować.


*****

Pansy


             
               Dopiero się rozeszliśmy, ale ja już się boje. Wiem, że to jedyne wyjście, wiem, że nie mogłam brać w tym udziału, ale troska o nich jest silniejsza. Po prostu.
Jest ze mną Michael, który po kilku nieprzyjemnych uwagach Dracona zgodził się zostać ze mną i z bezpiecznej odległości obserwować otoczenie, zamiast brać udział w porwaniu Elfias'a.
             Wokół nie ma żywej duszy. Nikt nie pląta się w pobliżu, a noc powoli zaczyna panować.
Opatulam się bardziej grubym szalem gdy dreszcz przechodzi przez moje ciało.
-Można wiedzieć co państwo tu robią?-słyszę nagle, a gdy odwracam się w stronę, z której pochodzi głos, moje serce staje na moment.
Przełykam ciężko ślinę.
-Umówiliśmy się ze znajomymi.-ratuje nas z opresji Michael. Szalonooki taksuje nas nieufnym wzrokiem. Pewnie dopiero zmierza do Ministerstwa!
-Wasze nazwiska.-warczy zaciskając dłoń na różdżce.
-Andrew i Louise Freez.-ponownie odpowiada mężczyzna.-Jesteśmy małżeństwem.-dodaje obejmując mnie ramieniem na co ja płaczę w duchu na myśl o moim prawdziwym małżonku.
Moody podchodzi bliżej nas, a po chwili oświetla nasze twarze światłem z różdżki.
-Wasze nazwiska.-powtarza dając nam tym samym do zrozumienia, że nie wierzy w nasze wyjaśnienia.
-Chyba sądzą, że można robić z nas idiotów.-mówi mężczyzna okryty mrokiem, który nagle pojawił się w pobliżu.
Po chwili jednak wychodzi z ukrycia wraz z jednym z naszych sprzymierzeńców. Młodym, Aleks'em Trupin'em, który zazwyczaj odpowiada za nasze fałszywe tożsamości.
-Przepraszam....złapali mnie wczoraj...-mówi z różdżką przyciśniętą do gardła, a myśli w mojej głowie zaczynają wręcz nachodzić jedna na drugą.
To dlatego nie było go na zebraniu w ostatnim czasie! Oni wiedzą...wiedzą! Wiedzą co właśnie dzieje się w kasynie, co zaplanowaliśmy...
                  Przyjmuję wojowniczą postawę i wyciąga różdżkę przed siebie.
-Nie poddamy się.-zaczynam, a już po chwili kolorowe zaklęcia zaczynają latać między nami.
Wyglądamy jak fajerwerki w czasie sylwestrowej nocy, a para wydobywająca się z naszych ust tworzy białe obłoki.
-Michael!-krzyczę gdy jedno z zaklęcia godzi go w pierś. Podbiegam do leżącego na ziemi mężczyzny jednak czyjeś silne ramiona ciągną mnie ku górze.
-Nie! Nie! Zostaw mnie!-krzyczę celując w oprawce zaklęciami, a gdy jedno z nich trafia go, z jego ust wydobywa się jęk. Mimo wszystko nie wypuszcza mnie z objęć.
-Znowu się widzimy Pansy...-szepcze Kingsley, a przez moje ciało przechodzi dreszcz obrzydzenia. Cała moja buntowniczna postawa i chęć walki znika na dźwięk jego głosu, a przed oczmai stają mi dawne wspomnienia.
                 Zakon teleportuje się. A ja razem z nim.




*****
*-słowa zaczerpnięte od patkaza13.
**- nie wiem czy w Ministerstwie Magii jest kasyno<ale chyba nie>. W każdym razie w ,,mojej wersji''jest.

Liczę, że się wam spodoba. 
Nie miałam szans poprawić, a jeśli chodzi o Dramione, od razu uprzedzam. Ich relacje będą jak kalejdoskop. Ciągle inne. Nie będzie się dało określić na jakim są etapie, kiedy się ,,polubią'', jak rozwinie się ich znajomość. Dogryzać będą sobie zazwyczaj.

Nie mogłam wcześniej, bo byłam na pogrzebie sąsiada. 
Mimo wszystko pozdrawiam was mocno.
Vivian Malfoy.




 

17 komentarzy:

  1. Rozdział jak zawsze boski! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział super. I tyle w nim opisu uczuć. Właśnie to uwielbiam u ciebie. Nie są to tylko dialogi przeplatane co jakiś czas jakimś opisem tylko właśnie solidna dawka uczuć i emocji ;)

    Cieszę się, że Ron dołączył do swoich przyjaciół. Przynajmniej nie musza walczyć przeciwko sobie. A Draco faktycznie powienien sie trochę pohamować, bo jakby nie patrzeć "złota trójca" stanęła po jego stronie a to jest solidne wzmocnienie.

    Akcja w Ministerstwie przeprowadzona genialnie i z taką płynnością. Wszystko przebiegło idealnie. Szkoda, że na zewnątrz Moody złapał resztę. Biedna Pansy. Mam nadzieję, że jej przyjaciele jak najszybciej spróbują jej pomóc, bo aż się boję pomysleć co Zakon może z nią zrobić...

    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Staram się, by było to głębokie i chwytało za serce dlatego emocje i uczucie zawarte w tekście czy te, które u was wywołuje są dla mnie naprawdę ważne.

      Nie chciałam ich rozdzielać. Ron, Harry i Hermiona to najlepsi przyjaciele i nie chcę, by rudzielec znowu wyszedł na tego złego i odszedł o pozostałęj dwójki tak jak w wielu FF.

      Ciesze się, że akcja była płynna i dobrze Ci się ją czytało. No, ale nie może być za pięknie.
      Trzeba wierzyć, że Pansy szybko stamtąd się wydostanie.

      Pozdrawiam również :*

      Usuń
  3. Hej.:)
    Rozdział jak zwykle fantastyczny.
    Co robi Ron? Ja na miejscu jego przyjaciół, tak szybko bym mu nie wybaczyła. Jego zachowanie jest karygodne, choć po części usprawiedliwione.
    Draco.. Zawsze musi wyjść na jego.:D
    Pansy.. Mam nadzieję, że nic jej się nie stanie i razem z Blaise'm będą mogli założyć cudną rodzinkę, mimo tej całej wojny.:D
    Z niecierpliwością czekam na kolejny.:P
    Pozdrawiam,
    la_tua_cantante_

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Harry wciąż ma trudności, ale dla nich najważniejsze jest, że wrócił chociaż z Wybrańcem Ron nie będzie miał tak łatwo.

      Draco zawsze ma ,,ostatnie słowo'' ;)

      Kiedyś na pewno stworzą rodzinę. Jak do tego dojdą? W następnych rozdziałach :)

      Pozdrawiam :*

      Usuń
  4. No cóż nic dodać nic ująć, rozdział fantastyczny.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział przecudowny, zaczyna się wreszcie akcja. Teksty między Draco a Hermiona są takie świetne...a Pansy? Masakra. Mam nadzieję ze nic jej się nie stanie ;c
    Przepraszam ze tak krótki komentarz, ale pisze z komórki ;c
    /Charlotte

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciesze się, że teksty Dramione Ci się podobają i nie masz zastrzeżeń ani do tego, ani do reszty.
      Rozumiem, osobiści nie lubię pisać z telefonu choć kiedyś musiałam pisać cały rozdział.

      Pozdrawiam :*

      Usuń
  6. O nie, o nie , o nie tylko nie Pansy !!! Mam nadzieję że nic się im nie stanie, a reszcie się uda dokończyć sprawę. Świetny rozdział. Pozdrawiam Tsuki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miejmy nadzieję.
      Pozdrawiam Cię również i dziękuję za miłe słowa jak i za samo przeczytanie :)

      Usuń
  7. Wcale się nie zdziwiłam reakcji wszystkich na Rona.
    Już się boję co oni mogą zrobić Pansy .
    Przecież ona jest przy nadziei.
    Żeby jej się nic nie stało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akcja jest zaplanowana i mam nadzieję, że mimo jakie będzoe zakończenie wątku Pansy nie zlinczujecie mnie.
      Nie zdradzę czy pozytywne czy negatywne ;
      )
      Pozdrawiam.

      Usuń
  8. Genialny rozdział! Ja chyba domyślam się czemu Pansy tak boi się ministra. Ale nie wiem, nie wiem.
    Weny!

    Pozdrawiam,
    Alvin

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kto wie, może myślisz poprawnie ;)
      Sama jestem ciekawa czy zgadłaś.
      Pozdrawiam również :D

      Usuń
  9. Pansy ? :O no szkoda mi jej... mam nadzieję że wszystko bd ok i że pozbędą się niedługo Kingsley'a bo mnie wkurza :D

    OdpowiedzUsuń

Witaj

Tytuł aktualnego opowiadania: Czarny Raj
Tematyka : Potterowskie
Para : Dramione
Autor : Vivian Malfoy
Szablon : Szablownica




Obserwatorzy