Charakterystyczny jak dla niego uśmiech zdobi jego twarz, a ja czuje się tak jakby nogi wzrosły mi w ziemię.
-Nie rób z tego takiego problemu, Granger. To nie byłoby nasze pierwsze takie spotkanie.-Przewraca oczami.
-Nie sądziłam, że w ogóle będzie kolejne-odpowiadam wysokim tonem.
-Oj tam, co ci szkodzi, co? Rano pójdziemy do Blaise'a postanowić co dalej, a wieczorem...wyskoczymy gdzieś-kontynuuje wzruszając ramionami.
-Teo odzyskał siły, Potter wyciągnie Pamele z Munga, nic nie stoi na przeszkodzie, Granger-przekonuje.
Przez jego oczy przechodzi błysk po czym zakłada ręce na torsie.-Chyba, że się boisz. Nie kontrolujesz się gdy jesteśmy blisko, to zrozumiałe...
-Zgadzam się.-Okaże się czy robię dobrze czy źle.-Ale masz postarać się bym tego nie żałowała, Malfoy.
*****
Blaise
Będę ojcem. Chyba.
Na razie matka mojego dziecka, moja żona, zamknęła się w sypialni i pewnie płaczę, a ja nadal tkwię w tym samym miejscu, po lewej stronie salonu, w pobliżu fotela, który niedawno zajmowała.
Czy to możliwe, że odzyskamy córkę. Syna?
-Co ja najlepszego narobiłem-mruczę.
Przejeżdżam dłonią po głowie, a po chwili-czując w środku coraz większą złość na samego siebie-zwijam ją w pięść i mocno uderzam w fotel.
Zadzieram głowę do góry i po czasie zaczynam kierować się na piętro. Przecież nie mogę siedzieć tu tak bezczynnie!
Ale co dalej?
Jasno stwierdziliśmy, że nikt więcej nie może się o tym dowiedzieć. Ale jeśli jej nie powiem o tej sprawie z Kingsley'em, przestanie się do mnie odzywać. A co jeśli będzie chciała się wyprowadzić? Albo co gorsza rozstać się?
-To może zaszkodzić dziecku-mamroczę gdy przez głowę przechodzi mi, by o wszystkim jej powiedzieć. A co jeśli przez stres znowu je stracimy. Nie przeżyłbym takiego ciosu, a Pansy...opadłaby jeszcze bardziej niż po stracie córki z winy wojny z Zakonem i już nie podniosłaby się tak jak teraz.
-Alohomora-mówię, a gdy drzwi otwierają się wciągam szybko powietrze i decyduje się wejść do środka.
To nienormalne! Jestem teraz najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, dawno nie czułem takiej radości, a euforia, która teraz mnie wypełnia była we mnie jeszcze jedynie wtedy gdy Pansy przyjęła moje oświadczyny lub gdy dowiedziałem się o pierwszej ciąży, a mimo to nie mogę jej o tym powiedzieć, bo nie chce mnie słuchać!
-Pansy...-zaczynam cicho, lecz odpowiada mi jedynie zduszony szloch zgarbionej kobiety siedzącej na skraju łóżka z ukrytą twarzą w dłoniach.
Ciekawe jak będziesz przepraszał kiedy coś ci się stanie. A...ja nie chcę, by nasze dziecko wychowywało się bez ojca.
-Daj mi spokój, Blaise-odpowiada kręcąc wciąż ukrytą w dłoniach głową.
-Nie, Pansy, nie dam ci żadnego spokoju. Spójrz na mnie!-wołam, a gdy nie robi tego klękam przed nią i łapie jej podbródek.-Robię to ze względu na twoje dobro. Nie mówiłem ci nic, bo nie chciałem byś się martwiła, ale..nie myśl, że się nie ciesze, Pansy! Kocham was najmocniej na świecie i nigdy nie dopuściłbym do sytuacji, w której moje dziecko wychowywałoby się beze mnie-kontynuuje starając się nie krzywić przez skurcz serca, które wręcz obumiera jej zaszklonych oczu.
-Powiesz mi wreszcie?!-woła widząc, że jak na razie odwlekam ten temat.
-Razem z...Draco'nem, Teodor'em i Hermioną zdecydowaliśmy...złapać Kingsley'a, zlikwidować dzięki jego zeznaniom podziemia w Mungu i oddać go do Azkabanu, ale...
-Co?!-woła podrywając się z miejsca tym samym wyszarpując z mojego uścisku.
-..ale tak musi być! Tak będzie lepiej!
-Dla kogo?!-woła stając przy oknie, lecz gdy podchodzę do niej z łagodnym wzrokiem wzdycha ciężko.-Nie kłóćmy się. Po prostu się boje, Blaise, bo bardzo Cię kocham.
-Ja ciebie też-deklaruje przytakując i powoli obejmując ją w talii, bo boje się, że zaraz może mnie odepchnąć.
-Jesteś moim mężem, mieliśmy spędzić razem resztę życia. Będziemy mieli dziecko, potrzebuje nas, musimy jeszcze pójść na badania w sprawie ciąży, ale jestem całkowicie przekonana, a jeśli coś...
-Spokojnie!-wołam widząc, że wpadła w słowotok.-Jutro spotykamy się tutaj, możesz przy tym być, będziesz wiedział co planujemy.
-Dobrze-mówi po chwili cichutkim głosem.-Ale jeśli się uda, jeśli Kingsley będzie miał proces...nie będę zeznawać, nie chcę wracać do tego, Blaise...
-Zrobię wszystko żebyś nie musiała.
*****
Hermiona
Szybkim krokiem wchodzę do łazienki chcąc wziąć prysznic i położyć się do łóżka.
To, że zgodziłam się na tę randkę wciąż mnie męczy i przeplata się pomiędzy innymi myślami, ale nie mogłam postąpić inaczej, bowiem coś podpowiedziało mi, że wiele bym straciła.
Ściągam z siebie ubrania, a gdy lekko kręci mi się w głowie opieram się plecami o chłodną, wykafelkowaną ścianę przez co po chwili czuję na sobie gęsią skórkę.
To nic, myślę i po kilku głębszych oddechach odpycham się lekko od ściany i podchodzę do lustra chcąc wziąć kilka spinek, by spiąć włosy.
Krzyczę.
Wydaje z siebie głośny pisk gdy zauważam wielkie litery na szklanej powierzchni.
WITAM Z POWROTEM
Kiedy te głosy przerodziły się i w tak strasznie, realne wizję?
Opuszkami palców dotykam tego-moja dłoń strasznie się trzęsie-i mimo, iż wiem, że nie jest to prawdziwe, po moich plecach przechodzi zimny dreszcz, który niesamowicie wolno sunie się w dół.
Potem nie dbając o rany, które mogą powstać, pięścią uderzam w lustro, które roztrzaskuje się na kawałki.
*****
Pamela
Nie wiem dlaczego leżę w swoim mieszkaniu zamiast na szpitalnym łóżku w Mungu.
Z samego rana przenieśli mnie tutaj, a nieznane mi dwie kobiety raz po raz sprawdzają mój stan czy podają leki.
Kiedy zapytałam się o to wszystko Harry'ego, jedynie wzruszył ramionami. Sam nie wiem o co chodzi, powiedział później, to Malfoy kazał mi zabrać Cię z Munga, dla twojego dobra.
Zrezygnowałam z dalszych pytań. Jeśli Draco sądzi, że tak będzie lepiej, to mu wierzę.
-Będę się zbierał, ale przyjdę jutro. Z samego rana-mówi Harry podnosząc się z miejsca, które dotychczas zajmował.
-Zostań, przecież nie ma jeszcze południa!-wołam łapiąc go za dłoń.
-Muszę przycisnąć Malfoy'a, Pamela. Nie podoba mi się to wszystko.-Kręci głową.
-Draco chce dla mnie jak najlepiej, nie masz czego się obawiać-przekonuje i mocniej ściskam jego dłoń.
-Mam nadzieję.-Pochyla się nade mną i zamyka na moment w zdecydowanym uścisku.
Przymykam oczy i mocniej wtulam głowę w zgięcie jego szyi.
Kochasz go, słyszę gdy mężczyzna mocniej zaciska dłonie na moich biodrach, które teraz są poobijane.
-Harry-szepczę pół przytomnie czując się jak w transie na dryfującym morzu. Wybraniec podrywa głowę byśmy widzieli swoje oczy, ale wciąż nie wypuszcza mnie z uścisku, który tak uwielbiam.
-Harry, ja...Chyba cię kocham.
*****
Draco
-Granger, do cholery! Jeśli chcesz się spóźnić, by zrobić sobie wielkie wejście to przesadzasz!-krzyczę z salonu tak głośno, że na pewno usłyszy to w swoim pokoju.
Stukam palcami o framugę drzwi, w której stoję już całkowicie ubrany. Zerkam na zegarek.
Umówiliśmy się z resztą o dziesiątek. Jesteśmy spóźnieni od piętnastu minut i mam ochotę wparować do jej pokoju i wyciągnąć ją z niego za ramię nie dbając o to czy sprawi jej to ból czy nie, lecz gdy po chwili wychodzi i zauważam ją, nie dziwie się, że panna-zawsze-punktualna teraz nie wyrobiła się w czasie.
Na początku myślę, że niepotrzebnie ścięła włosy. Gdyby nadal były długie i poplątane może zasłoniłyby jakoś lekko podkrążone oczy-pewnie nim zaczęła coś z tym zrobić było jeszcze gorzej.
-Mam być szczery?-pytam unosząc brwi.
-Masz być cicho-prostuje starając się mnie ominąć, by założyć buty. Wczorajsza noc znowu jej nie oszczędziła.
-Masz jakiś plan?-dopytuje nawiązując do Kingsley'a i spotkania, na które to właśnie jesteśmy spóźnieni.
-Zobaczymy-odpowiada z leciutkim uśmiechem na co targam jej dłonią włosy. Ciekawe uczucie.
-Co ty wyprawiasz?-pyta tym razem ona marszcząc nos ze zdziwienia.
-Nic, Granger. Nie zapominaj o naszej randce, skarbie.
-Mam się bać?
-Zobaczymy-cytuje je słowa po czym teleportuje nas przed dom Blaise'a i Pansy.
Jest niesamowicie ciepło, można byłoby powiedzieć, że nawet duszno.
Kwiaty w ich ogrodzie widoczne są z daleka. Zapomniawszy o naszej wcześniejszej rozmowie kierujemy się w stronę drzwi. Brunetka wyszarpuje dłoń z mojego uścisku z półuśmieszkiem na ustach sprawiając wrażenie jakby niesamowicie dobrze czuła się gdy ze mną pogrywa.
-Cześć, gołąbki!-woła Blaise gdy otwiera nam drzwi, do których uprzednio zapukaliśmy.
-Teraz, to ja się boje do ciebie wejść-mówię zdziwiony jego szerokim uśmiechem na co on odpowiada mi tylko niedbałym machnięciem ręki po czym łapią Granger za dłoń i wręcz wciąga ją do środka.
-Weź się odczep-pomrukuje widząc, że i moją rękę chce zamknąć na moment w stalowym uścisku.
Niepewnie rozglądam się za siebie-jeszcze jest okazja, by zwinąć się stąd czym prędzej-lecz słysząc chrząknięcie kobiety, z którą tymczasowo mieszkam, wchodzę do środka. Miałaby mi co wypominać, myślę ściągając buty.
-Cześć, Teo!-woła Hermiona wchodząc do środka zauważywszy bruneta. Magomedyk przytula ją do siebie na chwilę, a gdy odsuwają się od siebie taksuje wzrokiem jej twarz jak na lekarza przystało, jednak kobieta zbywa go krótkim spojrzeniem mówiącym coś typu: wszystko dobrze.
-Siadajcie, kochani. Rozpocznijmy tę burzę mózgów!-proponuje entuzjastycznie Zabini.
-Stary...nie spotkaliśmy się tu, by rozmawiać o wspólnych wakacjach-mówi pełnym politowania tonem Teo.-Tu chodzi o Kingsley'a, nie możemy niczego zepsuć.
-Powróciłeś do tych eliksirów rozweselających, których próbowałeś na czwartym roku?-pytam.
-No wiesz co, Blaise! Takie świństwo?!-woła Granger.
-Nie, no co wy! Nie można być szczęśliwym?
Przez moment zalega cisza w czasie, której wspomniany szczęśliwy mierzy nas spojrzeniem, lecz po chwili kieruje je-jak my wszyscy-w stronę schodów, po których zaczyna schodzić jego żona.
-Cześć, Pansy! Właśnie rozmawiamy o...planach na wieczór. Macie dzisiaj czas?-pytam prawie od razu.
-Daj spokój, Draco. Wszystko wiem-odpowiada i siada na kanapie koło męża.
-Blaise, ty paplo!-woła magomedyk.-Znaczy...Nie obraź się, Pansy, to...
-Teo, nie pogrążaj się.-Wzdycha Granger.-Dobrze panie i panowie. Uzgodnijmy plan działania, bo czas nas goni, a trochę do zrobienia mamy.
*****
Hermiona
Po dłuższej rozmowie, która była wręcz naładowana emocjami, postanowiliśmy postawić wszystko na jedną kartę.
Cały nasz plan będzie opierał się na Teo, który jako magomedyk dostanie się do Munga bez problemu. Trudności nie sprawi mu też wyciągnięcie Kingsley'a na zewnątrz lub gdzieś gdzie nie ma dużego tłumu.
Pod czarem kameleona będzie czekał na nich Malfoy, który gdy tylko zobaczy byłego Ministra Magii oszołomi go zaklęciem tym samym gwarantując nam, że przez pewien czas będzie nieprzytomny, a następnie teleportują się całą trójką do domu, w którym przebywaliśmy gdy toczyliśmy starcie z Zakonem.
Będziemy tam na nich czekać.
Najwięcej szczęścia dała nam wieść o ciąży Pansy, a niezgody przyniósł termin realizacji tego planu.
Po wielu protestach tych, którzy chcieli lepiej przygotować warunki, w których będziemy przez jakiś czas przebywać-cała akcja równa się z ponowną przeprowadzką do tamtego domu-oraz siebie.
Ostatecznie postanowiliśmy, że zaczniemy tę akcję od razu jak Teo wróci do pracy. Jego urlop kończy się za trzy dni.
Trzy dni. A potem nie wiemy jak wszystko się dalej potoczy.
Krytycznie przeglądam się w lustrze.
Próbowałam zatuszować zaklęciami ślady źle przebytej nocy, ale mimo to efekt nie jest powalający.
Dodatkowo jest pochmurno, a to wszystko...nie wygląda tak jak miało wyglądać.
Jeszcze parę minut temu chciałam wyjść i powiedzieć Malfoy'owi, że nic z tego nie będzie, że to nie ma sensu i żebyśmy sobie odpuścili.
Zrezygnowałam jednak, bo głęboko w środku, mimo tych wszystkich minusów, chce iść na te randkę.
I jestem Gryfonką, która nie zniosłaby drwiącego głosu blondyna, który wciąż pewnie powtarzałby, że się wystraszyłam i, że się go boję.
-Niech będzie-mruczę odchodząc od lustra.
Podchodzę do drzwi i otwieram je powoli wpierw wychylając głowę, by się rozejrzeć.
-Mogę wiedzieć co ty wyprawiasz?-pyta blondyn zauważywszy w szerokiej szczelinie drzwi moją głowę.
Odchrząkuję i wychodzę ze swojej sypialni, by podejść do arystokraty.
-Gdzie idziemy?-pytam zmieniając temat.
-Do Azkabanu-uśmiecha się krzywo drocząc się ze mną.-Trochę entuzjazmu, Granger.-uzupełnia przewracając oczami po czym łapię moją dłoń i teleportuje nas szybko w jak na razie nieznane mi miejsce.
Mogłam się tego spodziewać, prycham w duchu widząc po lądowaniu szyld restauracji.
Dwupiętrowy budynek, który wygląda jak prawdziwy pałac, pomalowany jest na różne odcienie złota. Wokół otaczają go wysokie, soczyście zielone drzewa, które są jedynie przedsmakiem pięknego ogrodu, który znajduje się za restauracją.
-Malfoy.-rzuca blondyn gdy podchodzimy do mężczyzny przed kontuarem z listą zarezerwowanych miejsc.
-Musiałeś wybrać najdroższą restauracje, prawda?-pytam ściszonym głosem podczas gdy mężczyzna szuka nazwiska mojego towarzysza.
-To chyba dobrze, Granger.-prycha.
-Proszę, stolik numer trzynaście już na państwa czeka.-przerywa nam pracownik restauracji jednocześnie otwierając nam drzwi.
Malfoy uśmiecha się sztucznie, a następnie przepuszcza mnie pierwszą na co posyłam mu zdziwione spojrzenie na, które reaguje jedynie ponownym przewróceniem oczami.
-Tu jest pełno snobów...i ten przepych...-kontynuuje w drodze do naszego stolika.
-Masz rację, Granger. Trzeba było wziąć jakiś koc i rozłożyć się na polu.-ironizuje rozeźlony po czym odsuwa mi krzesło gdy dochodzimy na miejsce.
-Potrafię zrobić to sama, Malfoy.
-Nie możesz zachowywać się jak normalna kobieta?
Biorę menu do ręki z nad, którego rzucam mu przesłodzony uśmiech.
-A jak powinna zachować się ta normalna kobieta według ciebie, Malfoy?
-Ponętnie. A ty ani nie kusisz, nie jesteś nawet miła. I dzisiaj nie powinnaś umieć odsuwać krzeseł, otwierać drzwi i innych takich, niewdzięcznico.
-I może jeszcze się nie odzywać i grzecznie przytakiwać?
-Byłoby wspaniale.-odpowiada, a ja mogę sobie rękę uciąć, że jest tym krztyna prawdy. W czasie gdy blondyn ogląda kartę win, przesuwam wzrokiem po otoczeniu, które siedzi na swych miejscach z wysoko uniesionym podbródkiem.
Świetne klimaty dla takiego człowieka jak Malfoy, myślę, w którego wpatrzona jest większa część kobiet na sali. Pod wpływem impulsu ponownie zwracam na niego wzrok lekko przekrzywiając głowę.
Ten garnitur jest naprawdę dobrze skrojony, przechodzi mi przez myśl.
Wszystko to przypomina mi, że-jak już się kiedyś sama sobie przyznałam-ten kretyn pociąga mnie, a dodatkowym minusem, który dopiero teraz zauważyłem jest to, że gdyby coś się wydarzyło, jest tu mnóstwo ludzi. A jutro będzie Prorok.
-Sądzisz, że to dobrze, że Pansy wie?-pyta nagle wyrywając mnie z transu.
-Szczerze? Tak. I sądzę, że Katie też powinna wiedzieć, w końcu Teo pełni w tym wszystkim ważną rolę.-wypowiadam się szybko.-Zresztą...jakby tak tobie się coś stało? Nie myśl, że się o ciebie martwię!-wołam widząc jego uniesione brwi na moje wcześniejsze słowa.-Mam na myśli Hogwart. Masz być w nim dyrektorem, a jeśli...
-Spójrzmy prawdzie w oczy, Granger. Jestem byłym Śmierciożercą..
-...nie do końca ze swojej woli.-przerywam cicho.
-Nie ważne. Istotne jest to, że w ogóle nim byłem. Dodatkowo otarłem się o Azkaban i nie raz byłem w większym syfie niż teraz, więc dam sobie radę.-kontynuuje uśmiechając się perfidnie.
-A Harry?-pytam na myśl o przyjacielu, który nic nie wie.- Nadal nie chcesz...
-Granger.-rzuca przerywając temat, który dopiero rozpoczęłam, ale, który długo bym ciągnęła.-Zatańczysz?-pyta łapiąc przez stolik moją dłoń.-Tam jest pełno ludzi, Malfoy. Po resztą...
-Tchórzysz?-pyta z błyskiem w oku na co jęczę cicho. Masz mnie, myślę, a następnie ostatecznie jednak podnoszę się z miejsca.
Ponownie łapię jego dłoń, a gdy mężczyzna splata nasze palce po moim ciele zaczyna piąć się dreszcz.
Prowadzi nas na środek parkietu tanecznego gdzie od razu otula nas cicha, nostalgiczna melodia całkiem inna od swej poprzedniczki, która była przede wszystkim żywiołowa.
Gdy jeszcze inne pary podejmują podobną decyzje do nas, Malfoy drugą, wolną dłoń kładzie na moim biodrze, a gdy wreszcie znajdujemy dość miejsca dla siebie, ze świstem wypuszczam powietrze.
-Twój wzrost to prawdziwy żart.-Uśmiecha się paskudnie gdy staje twarzą do niego.
Śmieje się cicho, bo rzeczywiście nie wygląda to obiecująco.
Mimo swojego wieku mogę się pochwalić jedynie metrem sześćdziesiąt, a on mierzy o dwadzieścia parę centymetrów więcej.
-Postaw stopy na moich.
-Co?
-Rób co mówię, Granger.-nakazuje, a gdy wciąż zerkam na niego spod byka blondyn wzdycha i zaciskając dłonie na mojej talii szybko unosi mnie do góry, co spotyka się z moim cichym piskiem, a już po chwili moje stopy spoczywają na jego.
Nie dało to za dużo, ale teraz gdybym się wysiliła dosięgłabym jego ust. Malfoy!
-Zrobiłeś to specjalnie.-burczę.
-Możesz nie szukać problemu i się przymknąć?-pyta po czym przybliża swoje usta do mojego ucha.-Nie myśl, poczuj. Choć ten jeden raz.
Wzdycham krótko i przyciskam policzek do jego torsu, w pobliżu obojczyka podczas gdy jego ręce oplatają mnie w talii.
Krok do przody, krok w tył, do przodu i w tył...
Powoli zatracam się w tym rytmie i przymykam oczy zdziwiona, że czuje się naprawdę...dobrze.
Gdy mężczyzna zaczyna jedną dłonią sunąć po moich plecach napinam się, prawie jak struna, a gdy Malfoy wyczuwa to pod swoim dotykiem, kładzie dłoń na samym dole mych pleców, niebezpiecznie blisko moich pośladków.
-Przesadzasz.-mruczę unosząc twarz do jego ucha.(Muszę stanąć na palcach, by to zrobić. Jego palcach.)
-Ale ci się to podoba, Granger.-mruczy.-I mi również.
Nagle po restauracji roznosi się nowa muzyka. Pełna pasji, szybka, całkiem odmienna od poprzedniej.
Malfoy rozkłada szeroko dłonie na moich plecach i niespodziewanie gwałtownie odchyla mnie do tyłu i przesuwa nosem po mojej szyi.
Gdy podnosi mnie do normalnej pozycji, a wokół nas robi się więcej miejsca, podnosząc mnie lekko, stawia na me własne nogi po czym okręca szybko dookoła kilka razy.
Prowadzi mnie zdecydowanie, nagłe gorąco wypełniło moje ciało, a liczne szepty otaczają nas na około.
Mój oddech jej szybki, a na twarzy błąka się uśmiech podczas gdy w podbrzuszu wybucha pożądanie, które zwiększa się jeszcze bardziej gdy pod koniec, wraz z ostatnimi chwilami muzyki, mężczyzna przesuwa dłonią po moim udzie sam oplatając je sobie wokół swojego pasa.
-Malfoy...
-Czujesz to?-pyta przerywając jednocześnie wbijając we mnie swoje stalowe oczy. Przytakuję szybko, a gdy drugą dłoń kieruje z mych pleców na brzuch i wciąż sunie do góry, przybliżam swe usta do jego ucha gdy udaje mi się lekko pociągnąć go w dół za koszulę.
-Nic nie zamówiliśmy, stolik jest zapłacony, możemy zniknąć, Granger...
-Teraz to ja gdzieś nas zabiorę, Malfoy.
*****
Draco
Ogień.
Opanowuje mnie całego, a czuje się tak jak po wypiciu sporej dawki Ognistej Whiskey czy innego trunku.
Teleportujemy się, a przez to znowu trzymamy się za dłonie przez co sam właściwie nie wiem co dalej. Pierwszy raz mam mętlik w głowie nad, którym nie mogę zapanować, bo mam wrażenie jakbym był w jednym wielkim absurdzie.
Jestem na randce z Granger, nie pierwszej. Czuje, że chciałbym zerwać z niej ubranie, a dodatkowo sama jej propozycja...Jeśli mam być szczery sądziłem, że kiedy tylko moje ręka zjedzie na jej udo, dostanę w twarz albo porazi mnie decybelami i zrobiwszy nam wstydu w restauracji, teleportuje się do domu, a ona tymczasem...
Teraz to ja gdzieś nas zabiorę, Malfoy.
Może ona coś kręci? Na razie jestem pewny jedynie tego, że w tym momencie to ona mnie kręci i muszę coś z tym zrobić.
-Gdzieś ty nas teleportowała?-pytam zauważywszy dookoła siebie drzewa otulone światłem księżyca i ciemnym niebem oraz duże jezioro rysujące się przed nami.
-Spodziewałeś się czegoś bardziej ciasnego i dwuznacznego? Gdybyśmy zostali tam dłużej moglibyśmy zrobić coś...głupiego, a ja nie chcę więcej słyszeć o romansie z tobą.-wyjaśnia podchodząc bliżej mnie i hardo zadziera podbródek, by zajrzeć w moje oczy. Tak samo jak w szkole.-To puszcza Forest of Dean, rzadko kogoś tu można zobaczyć, ale to naprawdę piękne miejsce Rozejrzyj się, Malfoy! -woła sama sunąc wzrokiem dookoła.
-Rzadko mówisz?-pytam z przekąsem jedną ręką przyciągając ją do siebie na co ona wyciąga przed siebie swoje drobne rączki i przyciska do mojego torsu jakby miała nadzieję, że zmniejszy to mój uścisk
-A co zaczyna ci się podobać to miejsce?
-Bardzo!-wołam udając entuzjazm po czym pochylam się, by wyszeptać jej do ucha.-Mogę zlikwidować cię bez żadnych przeszkód, a ciało wrzucić do jeziora lub zakopać.
-Nigdy się nie zmienisz-wzdycha.
-Przecież wiesz, że nie, Granger.-odpowiadam i przybliżam twarz do niej do tego stopnia, że mógłbym policzyć jej rzęsy.-Pamiętasz jak mówiłaś, że jesteśmy jak bomba, która kiedyś wybuchnie?-pytam, a przez mały dystans między nami, kilka razy dotykam jej warg na co jej oczy powiększają się, a jej dłonie mocniej wbijają się w mój tors.
-Sądzisz, że właśnie wybuchła?
-Nie, to są jedynie zimne ognie.-mówię i gwałtownie przylegam do jej ust szybko przedostając do nich język, który dotyka jej podniebienia, by na nowo ją rozpalić, a następnie jeszcze zwinniej się wycofuje.
Działa nawet na kobietę, która miała mnie zabić, myślę, widząc jej zamglone-ciskające błyskawice-oczy.-Ale gdy wybuchnie będziemy jak noc sylwestrowa.
-Skąd wiesz, że do czegokolwiek dojdzie, Malfoy?-pyta i tym razem to ona muska moje wargi przez wypowiedziane słowa.
-Mam swoje sposoby, Granger.-mówię pozwalając, by kolejna nienormalna myśl przeszła mi przez głowę.-Jesteś okropna, najbardziej denerwująca kobieta na świecie, ale Cię lubię. Nie odpuszczę ci łatwo, jeśli chcesz się wycofać, to jest to ostatni moment, Granger.-zastrzegam.
-A jeśli nie chcę?
Przylegam do jej ust z taką zachłannością, że na początku słyszę jej cichutki jęk.
Szybko staram się przejąć kontrole jednak kobieta nie pozwala mi zdominować. Lekko przygryza moją wargę, a gdy mruczy z tego powodu cicho z zadowolenia, przesuwam swoje dłonie na jej pośladki-domyślając się, że tego nie lubi-, by ścisnąć je lekko oraz odrywam się od jej ust, by zejść na jej szyję.
-Malfoy...
-Zamknij się, Granger.-pomrukuje cicho, a już po chwili czuje jak jej ręce zsuwają się na mój brzuch, po którym zaczyna kreślić dziwne wzory co nakręca mnie jeszcze bardziej niż ten prawie jęk, który przed chwilą wydostał się z jej ust.
-Malfoy...no...
-Co?!-krzyczę zdenerwowany z głośnym cmoknięciem rozdzielając nasze usta i cofając się kilka małych kroków do tyłu.
-Patronus.
*****
Dramionowy zastrzyk.
Bardzo wam dziękuję za ostatni liczne komentarze!
Dodatkowo, przepraszam was bardzo, bo jak zwykle zapomniałam pod ostatnią notką dodać życzeń na Wielkanoc. W każdym razie spóźnione, ale bardzo szczerze życzę wam wszystkiego najlepszego i powodzenia w życiu, bo jesteście tak cudownymi czytelnikami, że z pewnością na to zasługujecie!
Pozdrawiam mocno i liczę, że spodobał się wam rozdział.
Vivian Malfoy