czwartek, 10 kwietnia 2014

Rozdział 26:,,(...)stoimy w jednym narożniku.''

Pamela



                  Z szerokim uśmiechem na twarzy zmierzam na miejsce, w którym czeka na mnie Harry.
                  Noc jest ciemna przez co srebrzyste gwiazdy wyglądają szczególnie pięknie.
Światła ulic migają tak, że nieraz przysłaniam oczy ręką, a życie zaczyna rozkręcać się z każdą chwilą.
Ciekawe co zaplanował tym razem, myślę przeciskając się pomiędzy grupką dziewczyn, które tak bardzo pochłonięte rozmową nawet nie myślą, by się przesunąć.
Wzdycham i poprawiwszy apaszkę przyśpieszam kroku chcąc jak najszybciej wyjść z dzielnicy, w którą właśnie wkroczyłam jednocześnie plując sobie w brodę, że nie mogę tej trasy ominąć teleportując się, bowiem wychodzi mi to raczej kiepsko, a chciałabym dotrzeć w jednym kawałku.
                   Całkiem przeciwnie-tutaj nikogo prócz mnie nie ma.
W powietrzu unosi się charakterystyczny dźwięk dudnienia w rurach i śmiechu słyszanego w oddali.
Ciesząc się w duchu, że mimo wszystko założyłam tenisówki skręcam w prawo.
Może pójdziemy do czarodziejskiego kina, myślę podekscytowana. Lub mugolskiego.
Harry raz na jakiś czas zabiera mnie na wycieczki do mugolskiego świata, by pokazać mi krajobrazy, które otulały go w pierwszych latach jego życia.
Albo restauracji? Obojętnie w jakim świecie.
Najważniejsze jednak żebyśmy byli razem. Do szczęścia nie potrzeba mi niczego więcej.
-Hej, lala...poczekaj!-słyszę gdzieś z boku  pełna nadziei, że nie jest to skierowane do mnie i, by uciec przyśpieszam kroku.
-Willson!-studzi moje nadzieje.-Po co mamy się na siebie gniewać? Poczekaj, wyjaśnimy sobie wszystko!-dodaje, a gdy odwracam się i zauważam szefa klubu, w którym pracowałam nim Harry mnie z niego wyciągnął, po moim ciele przechodzi dreszcz zarówno obrzydzenia jak i lęku.
I to właśnie wtedy robię najgłupszą ze wszystkich rzeczy.
Uciekam.
Biegnę przed siebie najszybciej jak mogę czując się tak jakby w każdej chwili, myśliwy mnie goniący, mógłby strzelić mi w plecy.
Potykam się, prawie przewracam, a wewnątz czuję dziwne wrażenie jakby miała zaraz zginąć, a razem z ty taką wielką chcęć, by przeżyć!
-Sama tego chciałaś!-woła powodując, że na moment staje mi serce.-Crucio!-krzyczy, a zaklęcie trafia mnie mimo moich uników.
-Od nas się nie odchodzi!-woła starając się przekrzyczeć moje wrzaski.
Ugh! Nie! Tysiące noży wbija się w moje ciało, które wije się po brudnej ziemi niczym robak.
Tak samo bezradny, mały i słaby jak jak teraz.
-Nie karze Ci wracać, Pamela, zawiodłaś nasze zaufanie...Ale nauczka ci się należy!-informuje posyłając ku mnie kolejne zaklęcia i uderzenie wymierzone butem w mój brzuch.
Po niespełna dwóćh minutach odchodzi, a ja zostaje prawie niedostrzegalna w tym ciemnym, brudnym zaułku.
Nie mam nawet siły złapać się za głowę, która sprawia wrażenie rozpadłej na kawałki.
Moje nogi wygięte są pod dziwnym kątem, podobnie jak ręce, które pełne są przeróżnych zadrapań.
Boże, weźcie mnie stąd, pomóżcie, proszę. Ktokolwiek.


*****

Draco 



-Może chcesz spać u mnie?-pytam kierując wzrok na siedzącą naprzeciw mnie kobietę, która kilkanaście minut temu wyszła z kąpieli.
-A ty gdzie?-pyta marszcząc czoło, nie przerywając dotychczasowego zajęcia, którym jest rozczesywanie mokrych, poskręcanych włosów.
Robisz to specjalnie kobieto. Albo owiń się czymkolwiek po samą szyję albo wyjdź stąd nim zrobię coś czego oboje będziemy żałować.
-U siebie...?-odpowiadam unosząc brew wpierw nie rozumiejąc jej reakcji.
Brunetka spogląda na mnie takim wzrokiem jakby właśnie z gracją Longbotoma powiedział niewiarygodnie idiotyczną rzeczy co przypomina mi spojrzenia jakimi obdarzała mnie na lekcjach w Hogwarcie. Na każdej i zawsze.
-Chcesz powiedzieć, że ty...i ja...tak razem?-duka.
-Granger, jeśli chcemy zaoszczędzić fatygi, czasu i nerwów bądźmy w jednym pokoju...A nuż moja, na wagę złota, obecność ci pomoże? Chyba nie sądziłaś, że ustąpię Ci łóżka, a sam będę spał na kanapie!-wołam przepełniony mieszanką rozbawienia i oburzenia sam nie wiedząc, którego ze składników w tej mieszance jest więcej.
-To nieodpowiednie.-mówi po chwili podnosząc się z miejsca.
-Nieodpowiednie?
-Myślę racjonalnie, Malfoy. Nie wiadomo co uroiłoby ci się w tej blond główce.-wzdycha na co jedynie przewracam oczami tym razem zirytowany jej podejrzeniami i tym, że nie potrafi mi zaufać na tyle, by spędzić jedną noc w moim towarzystwie.
Prycham cicho gdy zauważam jak uprzednio wykrzywiając twarz w grymasie zaczyna stawiać pierwsze kroki ku swojej sypialni.
-Moja propozycja jest jeszcze aktualna!-wołam, lecz ona nawet nie odwraca się w moim kierunku.
-Dam sobie radę, Malfoy, ale...-przełknęła głośno ślinę-...dziękuję. Chciałeś dobrze.-kończy gardłowym głosem dając mi tym samym do zrozumienia, że nie łatwo przeszły jej te słowa.
-Damy sobie radę.-poprawiam jednocześnie przypominając jej, że siedzimy w tym razem odkąd przekroczyła próg mojego mieszkania tamtej deszczowej nocy.
-Damy.-powtarza kiwając głową po czym znika za drzwiami.  
Prycham ponownie. Jasne, że trudno jej to przyszło choć przynajmniej spróbowała.
Trudne...ale kto powiedział, że będzie łatwo?
Swoją drogą zawsze bałem się monotonni i stabilności, a z Granger nie będę mógł na to narzekać.  Z nią nigdy nie wiadomo co będzie jutro, a dodatkowo jest na tyle głośna i zawsze potrafi znaleźć szczegół, którym mogłaby mnie pomęczyć, lecz najstraszniejsze, a zarazem najbardziej fascynujące jest to, że nie wiadomo jak nasza znajomość dalej się potoczy.



                                                                              *****


Hermiona




                        Tym razem nie śpię.
Siedzę z plecami przyklejonymi do ściany i czekam, bo więcej nie mogę zrobić.
Dorwie mnie to i tak i tak i nawet gdybym zażyła eliksir nasenny-czego już próbowałam-krzyki obudziły mnie nawet z najcięższych snów.
-Zabijałam dla Ciebie Kingsley'u, a teraz chciałabym zabić właśnie ciebie...-mruczę po chwili uświadamiając sobie, że może niepotrzebnie tak się zirytowałam kiedy dowiedziałam się o śledztwie Malfoy'a. Może to właśnie on robi dobrze?
 Przesuwam wzrokiem po czarnej walizce stojącej pod ścianą, koło drzwi. W tak krótkim czasie-pokonując drogę z salonu do tego pokoju-zdecydowałam, że jeśli dzisiaj znowu doświadczę...tego, wyprowadzam się.
Spróbowałam rozwiązania, na które nalegał Harry, postarałam się zaufać Malfoy'owi i jego metodą, ale jeśli na razie nic nie dały to po co mam tu tkwić skoro może znajdę pomoc gdzie indziej?
Nic ci nie powiem, nie wyciągniesz ode mnie tych informacji. 
                       Mężczyzna siedzący, a raczej przyklejony do podłogi nie patrzy na mnie i kaszle głośno raz na jakiś czas. Otoczenie dookoła niego przypomina cele w Azkabanie, a sądząc po cienkiej, dziurawej szmacie, którą ma na sobie, to chyba faktycznie właśnie tam zginął.
Nic, a nic. 
Nie ruszam się z miejsca i on też nie. Kiedy wreszcie podnosi na mnie wzrok, jest on pusty i pełen chęci, by to już się skończyło, przez co przez głowę przechodzi mi myśl, że chyba po raz pierwszy to zjawa bardziej pragnie końca niż ja, bowiem zerka na mnie wręcz błagając, bym zabiła go mimo, iż nie mogę.
Żadnych. 
Nagle zaczyna brakować mi powietrza. Z niewiadomych przyczyn chłód  przechodzi mi po plecach zupełnie tak jakby ktoś za mną rzucił Bombardę na wkutek, której ściana za mną rozleciała się.
Może jeśli się odwrócę zobaczę te niespokojne może, którym jest otoczony Azkaban?
Bezczynnie puszczam ręce, które dotąd zaciskałam na ramionach.
Opadają bezwładnie na grubą pościel, która wyjątkowo nie jest dla mnie dzisiaj kokonem, który dusi mnie z każdą chwilą.
Przełykam ślinę czując niesamowitą suchość w ustach, a kiedy słyszę donośny krzyk, tak odmienny od tego wyimaginowanego chłodu i spokoju -ŻADNYCH! -zatykam uszy krzywiąc się.
Nagle czerwony promień uderza we mnie.
Czuje krew.
Swoją.
Na wardze, cienką linią spływającą po moim podbródku.
Czyli się broniłeś, myślę trzeźwo zerkając na mężczyznę, którego wzrok zmienił się.
-Malfoy!-wołam nie mając pojęcia co zaraz może się stać i czując, że zaraz dostanę szału.
Z jednej strony czuję niesamowity żar, który rozsadza mnie od środka, a z drugiej strony chłód wciąż chłoszcze moje plecy, a ja nie mam najmniejszego pojęcia skąd on się wziął.
-Granger?-pyta wchodząc z jedną dłonią za plecami.-Mówiłem, ale oczywiście nie mogłaś mnie posłuchać
-Zamknij się!-wołam podnosząc się z miejsca.-Nie wytrzymam, Malfoy! Już nie...nie...-bełkoczę prawie krztusząc się płaczem, który dopiero teraz zauważyłam. 
-Nie bądź głupsza niż jesteś, Granger.-warczy po czym jedną ręką mocno łapie mnie za nadgarstek, który wykręca sprawnie powodując, że z moich ust wydobywa się syk.
Nic nie powiem!
-Pamiętasz? To ja mogę zadać Ci prawdziwy ból.
-Co tam chowasz?!-pytam głośno.
Niech ktoś mnie stąd zabierze, dokądkolwiek, gdziekolwiek. Z daleka od tego mężczyzny, z daleka od jego krzyku, z daleka od Malfoy'a i tego cholernego miejsca!
-Nic takiego.-odpowiada odwracając mnie przodem do siebie.
Krzywi się gdy zauważa moją zakrwioną, dolną wargę po czym chwyciwszy bluzę, która wisi na oparciu łóżka, wyciera jej rękawem moją ranę.
-Nic nie powiem, nie wyciągniesz ode mnie tych informacji!-wołam, a po chwili zatykam usta dłonią przerażona tym, że to co słyszę zaczyna wychodzić moimi ustami.
Blondyn cofa się o kilka centymetrów, lecz po chwili mocniej zaciska dłoń na moim nadgarstku i zaciska szczękę.
-Miłych snów, Granger.-mówi uśmiechając się krzywo.
-O czym ty mówisz? Co...co jest?-pytam.
Potem jest już tylko ciemność, coraz to większa, która po chwili pochłania mnie całkowicie.
Ostatnie co widziałam to zarys strzykawki.



*****


Pansy




                   Zaczęłam się budzić kiedy jakiś ciężar opadł na moje biodro.
Powoli uchylam powieki, a kiedy zauważam twarz mojego męża, uśmiecham się czule i podnoszę lekko, by po chwili wtulić się w jego klatkę piersiową na co on bardziej przyciąga mnie do siebie ręką przerzuconą przez moje biodro.
                   Eliksir powinien być już gotowy, myślę po chwili.
Ostatnio dziwnie się czuję, często kręci mi się w głowie, a zważywszy na to, że nocami nie oszczędzamy względem siebie czułości, narodziła się we mnie nadzieja, że może jestem w ciąży.
Niestety nie mogę iść do lekarza, bo gdyby złapał mnie któryś z reporterów na następny dzień moje zdjęcie ukazałoby się w chociażby Proroku i nic nie zostałoby z ewentualnej niespodzianki.
Dodałam do niego kilka kropel mojej krwi, a następnie zostawiłam, bo wskazane jest, by stał kilkanaście godzin nienaruszony. Jeśli woda będzie zielona, jestem w ciąż, a gdyby była czerwona będzie to oznaczało, że niestety znowu nic z tego nie będzie.
-Dzień dobry.-mruczy Blaise, a gdy zerkam na niego dochodzi do mnie, że od dłużej chwili się we mnie wpatruje.
-Dzień dobry.-odpowiadam nachylając się ku niemu.-Mamy jakieś plany na dzisiaj?
-Chyba nie.-wzrusza ramionami po czym składa na moich ustach  pocałunek.
Uśmiecham się lekko i zaciskam dłonie na jego szyi na co on mruczy  zadowolony.
-Pansy, kochanie...-pomrukuje, a następnie ponownie łączy nasze usta w pocałunku.-Uwielbiam takie poranki.
-Przed nami jeszcze dużo takich.-mówię, a po chwili podnoszę się z łóżka z lekko przepraszającym uśmiechem.-Pójdę przygotować jakieś śniadanie...-dodaje widząc jego pytający wzrok.
Wychodząc słyszę jeszcze tylko jego westchnienie i zauważam jak odkłada na bok kołdrę.
                    Szybkim krokiem kieruje się wpierw do łazienki trzęsąc się z przejęcia i emocji.
Gdy dopadam do szafki, w której schowałam eliksir energicznie ciągnę za jej drzwiczki i zaczynam przesuwać inne flakony.
Jest, mam!
W dodatku jest...
...zielony.


*****

Draco



                     Kiedy igła wbiła się w jej skórę wystarczyło kilka sekund, by zemdlała.
Szybko przeniosłem ją-standardowo-do mojej sypialni i wygodnie ułożyłem oraz zaklęciem wyczyściłem jej podbródek z krwi. Uleczyłem też jej rozciętą wargę.
                     Znowu tu leży i znowu siedzę wpatrując się w nią pusto.
Dzisiaj jej powiem, postanawiam. Póki nie będzie za późno. Blaise podobno zaczął już to co mam kontynuować na dzisiejszym spotkaniu.
-Witamy ponownie.-mówię zauważając, że kobieta otwiera oczy, a po chwili podnosi się do pozycji siedzącej i lekko pociera ranę na ramieniu po wczorajszym zastrzyku.
-No cześć.-mruczy i wzdycha cicho zauważając w jakim otoczeniu się znajduje, lecz poważnieje po chwili i lekko marszczy nos.-Nie spałeś ze mną prawda?-pyta dalej na co jedynie uśmiecham się kpiąco co owocuje cichym jękiem z jej strony i opadnięciem na poduszki.
-Idź, rozpakuj tę walizkę.-mówię na wspomnienie bagażu.
-Naprawdę chce się wyprowadzić.-pomrukuje z twarzą w poduszce.
-I co ci to da? Nie poradzisz sobie beze mnie, Granger!-wołam, a kiedy odpowiada, ale niewyraźnie, zirytowany podnoszę się, przysiadam na łóżku koło niej i chwyciwszy ją za koszulkę, ciągnę ku górze.
-Co?-pytam gdy jest już wyprostowana.
Zakłada ręce na piersiach-a kiedy o nich myślę karcę się szybko-i spogląda na mnie z lekko oburzoną miną wynikającą z mojego zachowania. Przewracam oczami.
-Wiem, że bez ciebie sobie nie poradzę, ale do tej pory nic nie zrobiliśmy. Tkwimy w miejscu!-woła z ciężkim westchnieniem.
-Nie do końca.-reaguje i uśmiecham się krzywo zadowolony z jej zdziwionego spojrzenia.-Jak zwykle miałaś rację, Granger.-kontynuuje ironicznie decydując, że nie mogę więcej zwlekać. Wyszłoby to na jaw prędzej czy później.-Ścigam Kingsley'a i nie mówię ci o postępach, ale...
-Malfoy!
-...ale nie odpuszczę, Granger! Nie licz na to, że podkulę ogon i posłucham twojej reprymendy, bo mało mnie ona obchodzi. Jednak...nie ukrywajmy, masz doświadczenie. Nie zapominajmy, że i mnie miałaś  zabić...
-Ciesz się, że tego nie zrobiłam.-wchodzi mi w słowo cicho.
 -Możesz, do cholery, nie przerywać?! Pomóż mi, Blaise'owi i Teo dorwać Ministra, a skończą się twoje nocne koszmary. To najprostszy sposób.-kończę wreszcie i wyciągam dłoń w jej kierunku w głębi duszy chcąc, by chwyciła ją i potrząsnęła na znak zgody.
-Mieliśmy dać mu spokój...
-Nie bój się go, Granger!-wołam zirytowany, lecz wzdycham i kontynuuje widząc jej zrezygnowanie-W razie czego...-urywam zdążywszy w porę ugryźć się w język i klnę cicho gdy jej wzrok zmienia się na zaciekawiony i zafascynowany jednocześnie.
-W razie czego, zrobisz co?-pyta i nachyla się ku mnie.
-Nie poświęcę za ciebie życia, co to to nie, ale...-podnoszę na nią wzrok.-...ale zrobię wszystko, by żadne z nas nie musiało go stracić.-kończę pewnie z siłą w głosie tym samym biorąc odpowiedzialność zarówno za nas jak i za Blaise'a oraz Teodor'a.
Brunetka otwiera buzię, lecz zamyka ją po chwili sprawiając wrażenie jakby była małą, złotą rybką.
Lekko żałosne, myślę po chwili kiedy zawiesiła wzrok na jakimś punkcie nade mną.
-Co właściwie mi wstrzyknąłeś?-pyta całkowicie odbiegając od tematu i wymownie zerkając na swoje ramię.
-Brałem to samo kiedy i mnie to męczyło.-wyjaśniam pokrótce jednocześnie przejeżdżając palcami po miejscu, w których widoczny jest ślad po ukłuciu.
-Spinasz się.-pomrukuje gdy na jej skórze, w pobliżu gdzie trzymam dłoń, pojawia się gęsia skórka.
-To weź rękę.-odpowiada wbijając we mnie te swoje wielkie, czekoladowe oczy.
-Najpierw mi odpowiedz, Granger.-upieram się chcąc wiedzieć na czym stoję.
Przez jej oczy przechodzą tak dobrze znane mi iskry na widok, których jeszcze jakiś czas temu bym się cofnął.
-Chce żeby to już się skończyło.-mówi i kiwa twierdząco głową dając mi tym samym do zrozumienia, że zgadza się na nasz układ. Że stoimy w jednym narożniku.
Zabieram dłoń tak jak obiecałem, a gdy to robię jej wzrok uparcie śledzi tę czynności.
Jakie jest moje zdziwienie gdy nachyla się ku mnie jeszcze bardziej i łapie moją twarz w dłonie!
Mimowolnie pozwalam, by jak to ona określa typowa, wyprowadzająca z równowagi Malfoy'owska mina wpłynęła na moją twarz. Nie mam pojęcia co się dzieje, lecz postanawiam wykorzystać nadarzającą się okazję.
Ostrożnie-wciąż utrzymując z nią kontakt wzrokowy-zaczynam sunąć dłonią po pościeli, a następnie po jej nodze przez biodro, aż do wcięcia w talii.
Kobieta siedzi praktycznie nieruchomo i gdyby nie jej rozbiegany wzrok mógłby stwierdzić, że jest marmurową rzeźbą.
-Zaskakujesz mnie, Granger.-mruczę cicho jednocześnie wręcz oplatając jej talie ręką i przyciągając ją do siebie tak, że mój tors styka się z jej klatką piersiową. Zaczynam przybliżać twarz do niej, a po chwili przesuwam nosem po jej obojczyku ku górze, aż do policzka.
Kobieta zsuwa dłonie na mój kark podczas gdy ja zbliżam się do niej do tego stopnia, że prawie dotykam jej lekko rozchylonych warg, a kiedy ona przelotnie zerka na nasze usta, które do połączenie dzieli jedynie kilka milimetrów, jej oczy powiększają się do rozmiarów galeonów.
Marszczy nos w typowym jak dla niej wyrazie zamyślenia, a później  omiata wzrokiem moją twarz, mój tors, do którego jest przyciśnięta, oraz swoje dłonie zupełnie tak jakby widziała je po raz pierwszy.
Odskakuje ode mnie jak oparzona, a następnie szybkim krokiem kieruje się do drzwi, a nim wychodzi łapie się framugi i stojąc do mnie plecami rzuca formalnie:
-Zacznę już szukać jakiś informacji o Kingsley'u, które mogłyby nam pomóc.



*****


Teodor




                      Ciągle jesteśmy u Regulusa i z tego co wiem dopiero za kilka dni wrócimy do naszego domu.
Rany pooperacyjne goją się, a ja z każdym dniem czuje się coraz lepiej tyle, że nie mogę znieść tej bezsilności. Nigdy nie leżałem tak bezczynnie, to też nie jestem do tego przyzwyczajony, a na dodatek nie mogę zrobić nawet kroku bowiem Katie ciągle mnie pilnuje. Na zmianę z Regulusem.
                      Długo rozmawialiśmy i chyba nigdy nie słyszałem od niej takiego monologu.
Była strasznie rozgoryczona i słaba dlatego obiecałem sobie, że jakoś to przetrzymam.
Ale kiedy już opuścimy dom mojego kolegi, wszystko nadrobię.
Blaise i Draco  już pracują, a ja nie dość, że będę musiał uzupełnić zaległości to nawet nie zdążyłem jeszcze zaznajomić się z papierami, zdjęciami i całą resztą, którą zgromadził do tej pory Draco.
Malfoy, Malfoy...Ciekawe czy Hermiona zgodziła się do nas dołączyć?
-Teo?
-Nie śpię, skarbie.-mówię szybko słysząc jej głos, a kiedy wchodzi do środka uprzednio zamykając za sobą drzwi napływają do mnie wyrzuty sumienia.
Okłamuje ją już tyle czasu.
Nie ma zielonego pojęcia, że moje działania nie stanęły na liście podpisów, że poszedłem jeszcze dalej. Na początku sądziłem, że robię dobrze, by nie narażać jej na stres i kolejny niepokój, ale teraz z każdy kolejny dniem czuje się coraz gorzej.
Nie mogę tego znieść, ale wiem, że póki go nie dorwiemy, nie skończy się.
Najbardziej bolą mnie momenty, w których obejmuje mnie lub ściska mą dłoń, nie mając pojęcia, że dotyka kłamcy. Niekiedy w takich sytuacjach całuje ją, żarliwie, wręcz brutalnie wtapiam się w jej usta, by zagłuszyć wyrzuty sumienia, ale one jedynie zaczynają śmiać się jeszcze głośniej.
Może to dobrze, że raz po raz tracę przytomność? Przynajmniej wtedy nie muszę udawać.


*****


Harry


 
          
                   Byliśmy umówieni, długo na nią czekałem, a gdy nie pojawiała się przez dobre pół godziny, zacząłem poważnie się niepokoić, bowiem spóźnianie nie jest jej bliskim przyjacielem. 
Najpierw teleportowałem się do jej mieszkania gdzie jej nie zastałem, a po krótkiej rozmowie z sąsiadką dowiedziałem się, że wyszła blisko godzinę temu cała rozpromieniona. 
Postanowiłem przejść trasę, którą ona miała pokonać, by dojść na umówione miejsce.
Z coraz to większą trwogą pokonywałem kolejne odcinki, stawiałem kolejne kroki, a kiedy w końcu ujrzałem ją nie mogłem wykrztusić nawet słowa.
Miałem wrażenie, że to koszmar, okropny, a wszystko zaraz zniknie. Chciałem, by tak było.
Z jej gardła wydobywały się jedynie ciche jęki i pochrapywania, serce waliło mi tak bardzo, że myślałem, iż zaraz wyskoczy, a ręce trzęsły się strasznie przez co nie mogłem wykonać najprostszego zaklęcia czy chociażby ruszyć się z miejsca, bowiem nogi jakby wzrosły mi w ziemię.
Była...zmasakrowana i z chaotycznych obserwacji-tylko tyle mogłem zrobić w pierwszej minucie-wywnioskowałem, że oberwała kilkoma zaklęciami, a przerażona była do tamtej pory.
Kiedy wreszcie udało mi się skoncentrować od razu teleportowałem nas do Munga gdzie na szczęście przyjęli ją w miarę szybko.


(...)Pamela Willson jest w ciężkim stanie. Zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy, teraz potrzebuje tylko czasu, który-mam nadzieję-pomoże zagoić jej rany.

Teraz oparty o ścianę, nerwowo wykręcam palce, a na każdy dźwięk kroków czy otwieranych drzwi podrywam się z nadzieją, że wreszcie mnie do niej wpuszczą. 
                    Cały czas jest przytomna, lecz jej ciało ma mnóstwo siniaków i urazów. 
Pluję sobie w brodę, że to moja wina. Zawsze komuś dzieje się krzywda z mojego powodu lub dlatego, że nie zrobiłem wystarczająco!
Może gdybym wyszedł wcześniej, gdybym wcześniej zaczął coś podejrzewać udałoby mi się nakryć sprawcę na gorącym uczynku, a tym samym uchronić ją od kilku ran?
-Panie Potter, jeśli nadal chce pan wejść..
-Tak, tak!-wołam szybko i wyminąwszy tęgą panią magomedyk, której przerwałem wręcz wbiegam do środka. 
-Harry...-mówi cicho unosząc dłoń, którą chwytam rozpaczliwie jednocześnie zajmując miejsce obok niej. Boże, jest blada niczym biała farba!
-Jestem, jestem i nie wyjdę stąd tak szybko.-mówię głaszcząc jej dłoń i starając się nie wpatrywać w jej ciemne siniaki, które strasznie odznaczają się na jej mlecznej skórze.-Pamela...wiem, że jesteś zmęczona, ale...Kto?-pytam, a po chwili orientuje się, że mocniej zacisnąłem szczękę podczas gdy ona markotnieje nagle i przymyka oczy.
-Szef Rozkoszy...Mówiłam Ci, że od nich się nie odchodzi, że się nie da...-pomrukuje.
-Tutaj jesteś bezpieczna, a później wrócimy do domu i nie dam zrobić ci krzywdy.-mówię pewnie w środku, aż gotując się z nerwów, że ten stary rozpustnik miał w ogóle odwagę ją dotknąć.
-Wrócimy?
-Zamieszkam z tobą, albo wynajmiemy coś większego. Razem. Jeśli...jeśli chcesz...-tłumaczę lekko niemrawo przez co podrywam wolną dłoń do góry, by w swym zwyczaju przejechać nią po włosach.
-Tak, chcę, bardzo.-odpowiada i lekko się uśmiecha, lecz przypomina to bardziej grymas niż uśmiech. 
Powieki opadają jej, więc proponuje, by spróbowała zasnąć uprzednio obiecując, że nigdzie się stąd nie ruszę, że jej nie zostawię.
Nigdy. 


*****


-Sądzisz, że się nada?-pyta jeden z magomedyków, który złośliwie przez kolegów z pracy nazywany jest Krępym. 
Krępy i Tedy Elton ubrani w  kitle tak białe, że przy jasnym świetle, aż rażą po oczach, starannie zapięte na wszystkie guziki, stoją przed wielką szybą, która dzięki kilku zaklęciom sprawia, że nikt z pacjentów z sąsiedniego pokoju, których oglądają, ich nie widzi. 
Tedy raz jeszcze przesuwa wzrokiem po ładnej dziewczynie o blond włosach. 
-Dlaczego u nas wylądowała?-pyta pocierając swoją brodę, która nie ogolona irytuje go mocno. Wczoraj nie wrócił do domu, bo potrzebny był na dole.
-Pobicie.-odpowiada prosto Krępy.-Będziemy mogli potrzymać ją tu trochę czasu. Dodatkowe badania, kontrole, leki i takie tam....-dodaje lekceważąco machając dłonią i pochylając się do przodu, bliżej szyby, przez co przez głowę Tedy'ego przechodzi myśl, że wygląda niczym straszydło, które uciekło z magicznego cyrku. 
-Nott'a nie ma jeszcze...
-...ponad tydzień.-przerywa wyjaśniając tym samym.
-Ponad tydzień? Cudownie! Tak...sądzę, że nada się, byśmy mogli przetestować na niej kilka leków. 



*****

Proszę, dziękuję wam bardzo za wszystko, nawał obowiązków. U was też? 
Coś mi nie pasuje tutaj, ale mam nadzieję, że wy odbierzecie go pozytywnie:)
I mam pytanie.
Napisałam miniaturkę, krótką, ale nie Dramione. 
To jakby jedna scena, głównie uczucia i wrażenia bohatera. 
Nie Draco, nie Hermiona.
 Z ukrytym sensem.
Jaki jest wasz stosunek?
Vivian Malfoy.

16 komentarzy:

  1. Dawaj tę miniaturkę ;)
    A rozdział wspaniały, mam nadzieję, że szybko będzie następny.
    Powiedz proszę, że nic się Pameli nie stanie...
    Niecierpliwie czekająca,
    Dastra

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się w miarę możliwości jak najszybciej.
      Miniaturkę dopracuje i wrzucę gdzieś między rozdziałami :)
      Pozdrawiam mocno :)

      Usuń
  2. Bardzo fajny rozdział :)
    Poproszę miniaturkę :)
    Pozdrawiam i weny życzę :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo!
      Umieszczę ją gdzieś jako przerywnik, ale w odpowiednim momencie.
      Pozdrawiam również mocno i dziękuję!

      Usuń
  3. Spoko rozdział. Miniaturkę dawaj zawsze , chętnie przeczytam. Powodzenia w pisaniu.
    Pozdrawiam,
    Tsuki <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję pięknie.
      Ciesze się, że jesteście ,,chętni'' na moje miniaturki i jestem naprawdę wdzięczna.
      Pozdrawiam mocno :)

      Usuń
  4. Hej.:)
    Rozdział cudowny. Draco ma rację. Tym razem śmierć Kingsleya jest jedynym wyjściem z sytuacji. Cieszą mnie sceny pomiędzy tą dwójką.
    Pamela tyle wycierpiała.. i jeszcze wycierpi.. Mam nadzieję, że nie chcesz jej uśmiercić?
    Pans w ciąży? I dobrze.:) Oby to tylko nie był fałszywy alarm.
    Nowy wystrój bloga? Fajny szablon.:)
    Pozdrawiamy,
    la_tua_cantante_&Książę Ciemności

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Śmierć Kingsley'a rozwiązałaby dużo problemów aczkolwiek jak zawsze jest ryzyko.
      Może i nie chcę, ale nie wiem jak ,,wyjdzie w praniu'' ;)
      Pansy należy się promyk szczęścia i jeśli tylko doniesie ciąże bez żadnych komplikacji, będzie dobrze ;)

      Mi również podoba się szablon.
      Pozdrawiam mocno :D

      Usuń
  5. piękny rozdział
    pobicie Pam, a teraz jeszcze będą na niej testować leki? tak być nie może

    Draco i Miona co raz bardziej mi się podobają, widać, że ich wspólne mieszkanie jest co raz bardziej wygodne dla obojga
    rozdział świetny

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może uda się jej jakoś uciec od takiego losu? ;)
      Nigdy nic nie wiadomo ;)

      Dziękuję za miłe słowa i bardzo ciesze się, że podoba Ci się relacja głównej pary.

      Pozdrawiam również i to mocno!

      Usuń
  6. Rozdział super ;)

    Biedna Pamela, ta dziewczyna ma ciągle pod górkę... Dobrze, że Harry jest przy niej ;) Jego wsparcie na pewno jej pomoże. Choć z tego co widzę, pracownicy Munga szukują dla niej niezbyt miły pobyt. Mam nadzieję, że Harry i Teo pomogą jej...

    Oj, chyba Pansy jest w ciąży ;) Jeśli jest tak faktycznie to świetnie i w końcu szczęście Zabinich się dopełni ;)

    Dobrze, że Herm zgodziła się pomóc Draco i reszcie dorwać Kingsley`a. Jakby nie patrzeć Malfoy ma rację - tylko jego śmierć uwolni ją od tego koszmaru a reszta Ślizgonów będzie usatysfakcjonowana gdy były Minister otrzyma należną karę.

    A co do miniaturki to jak najbardziej jestem za ;)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Możliwe, że Pansy jest w ciąży.
      Skoro tak pokazuje eliksir to raczej tak, więc na razie można się cieszyć :)

      Pamela jest narażona na niebezpieczeństwo ze strony Munga, ale może uda się ją jakoś wykaraskać?

      Hermiona bardzo chce uwolnić się od tego koszmaru.
      Śmierć Kingsley'a rozwiązałaby ten problem.

      Poprawki drobne i miniaturka będzie wstawiona.

      Pozdrawiam również :D

      Usuń
  7. Bardzo fajny rozdział :)
    szkoda tylko że Pamela ma tak cały czas pod górkę, mam nadzeję że uda jej się uniknąc testowania na niej...

    Draco to nie ma o czym mówić, jak zawsze go uwielbiam :P
    tylko pewnie znowu rozczarowany że nic nie wyszło w tej jednej chwili zapomnienia która troszkę szybko się skończyła :P

    weny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko możliwe, a nadzieja umiera ostatnia :)

      Skończyła, ale kto powiedział, że nie może się powtórzyć?
      Pozdrawiam mocno, dziękuję serdecznie i niezmiernie się ciesze, że dalej jesteś z tą historią tak jak pozostali czytelnicy.

      Usuń

Witaj

Tytuł aktualnego opowiadania: Czarny Raj
Tematyka : Potterowskie
Para : Dramione
Autor : Vivian Malfoy
Szablon : Szablownica




Obserwatorzy