czwartek, 14 sierpnia 2014

Rozdział 43:,,Decyzje.''


      Uwielbia wycieczki piesze.
Można byłoby powiedzieć, że składa się z nich całe jego życie.
Wszystko zaczęło się od jego ojca, który pokazał mu piękno wędrówek. Z biegiem lat zaczął ustalać własne trasy i szlaki na coraz to dalsze tereny. Nigdy nie robił przerw - wyjątkiem były jakieś bardzo rzadkie spotkania, na których jego obecność była obowiązkowa
      Bierze do ręki butelkę, pije, a następnie zerka na mapę, na której zaznaczona jest pisakiem droga, którą chce dzisiaj pokonać. Idzie dobrze.
      Wiedział, że jeśli miałby dziecko byłoby takie jak on. Pokazałby mu wszystko i nauczył tego  co sam umie.
      Chodził w ciszy - jest człowiekiem, który nie lubi muzyki.
Wielbi tylko odgłosy przyrody, której człowiek jeszcze we swoje władanie nie zagarnął.
Przyspieszył krok, a po chwili zaczął biec. Właśnie tak miał pokonać najbliższy odcinek.
Oddycha mu się łatwo, temperatura jego ciała jest w normie, nie czuje pragnienia.
Jest szczęśliwy i mocno zaciąga się zapachem przyrody, czując się wręcz doskonale.
      Nagle jednak potyka się.
Zdezorientowany przejeżdża dłońmi. Czyżby to... skóra?
Podrywa się z wrzaskiem.
Przed chwilą leżał na ludzkim ciele, o które się potknął.
Mężczyzna jest pokiereszowany, poraniony i bardzo blady. Nie leży tu od nie dawna.
Później nie wiedział ile krzyczał, w głowie zaczęło mu szumieć.
     Ucieka.
Przerażony i zszokowany nawet nie zdaje sobie sprawy, że podąża dokładnie tą trasą, którą sobie obrał.




*****


 Hermiona


     - Na następną lekcję proszę przygotować wypracowanie z dokładnych omówieniem praw Gampa. Minimum dwie rolki pergaminu! - wołam gdy lekcja dobiega końca, a niektórzy z uczniów zaczynają już opuszczać salę. Choć nie bardzo zadowoleni, przytakują, a ja biorę głęboki wdech. Nie ma sensu zwlekać.
- Teddy Lupin, mógłbyś jeszcze na chwilę zostać? - pytam.
Podnosi na mnie zaciekawiony wzrok i na moment przestaje chować książkę i pergaminy do torby.
- Oczywiście - odpowiada.
Chowa ostatnie drobiazgi i w czasie gdy  podchodzi bliżej mojego biurka, o które się opieram, pozostali uczniowie opuszczają salę do transmutacji. Gdy staje przede mną jego włosy stają się jasne, a oczy zielone.
- Nie kontroluje tego - mówi gdy zauważa mój zaintrygowany wzrok. Sama sobie daje reprymendę i odchrząkuję z zakłopotaniem. - Wystarczy niekiedy zwykła myśl albo samo to, że za długo patrzę na jakiś kolor. - Wzrusza ramionami. - To trochę utrudnia, ale ostatecznie da się z tym wytrzymać.
- Nie chciałam żeby to tak wyglądało, Tedyy. Nie powinnam... tak się przyglądać. - Zawsze to Harry'emu wytykałam brak taktu, co za ironia.
- Ale dalej się będzie pani przyglądać, pani profesor. - Uśmiecha się lekko. - To nie uniknione, a niekiedy naprawdę zabawne gdy ludzie nie wiedzą czy wypada zwracać na to uwagę czy nie - dodaje z rozbawioną miną i lekko zamglonym wzrokiem jakby właśnie zanurzył się w jakimś wspomnieniu. - Jednak z całym szacunkiem, nie kazała mi pani zostać dlatego, że...
- Nie, oczywiście, że nie - przerywam energicznie kręcąc głową. - Chciałam... Znałam twoich rodziców Teddy. Nimfadora i Remus... byli moimi przyjaciółmi i...
- Była pani u nas. - Ma lekko przekrzywioną głowę, a ja czuje się zdezorientowana. Przez dłuższą chwilę na mnie spogląda. - Trochę panią pamiętam... widziałem też zdjęcia, znam panią.
W tym właśnie momencie moja cała mową jaką sobie przygotowałam idzie do kosza.
- Wiem, że Draco Malfoy jest twoim wujem, a ja bardzo chciałabym odnowić z tobą kontakt - mówię na jednym wdechu, oczekując jego reakcji.
- To nie będzie trudne. Mam tylko babcie i wujka Draco, z którym niby nie miałem kontaktu poza listami... ale starał się i cenię to. Czy to nie brzmi zbyt sentymentalnie? - Śmieje się krótko. W między czasie przypomina mi się, że Harry wspominał, iż korespondują raz na jakiś czas. - Bardzo panią lubię, a babcia wspominała, że przez pracę...
- Tak, ale już się tym nie zajmuję - przerywam. Po krótkiej chwili decyduje się i obejmuje go, a on oddaje uścisk. - Jesteś bardzo podobny do Remus'a - dodaje na moment odchylając się, by przyjrzeć się jego twarzy.
- Podobno.
- I proszę... kiedy nie jesteśmy na lekcji, wśród uczniów czy innych nauczycieli, mów mi po imieniu. Nie jestem, aż taka stara, Teddy. - Czuję niezwykłą ulgę i szczęście, że udało mi się wznowić naszą  znajomość. Nie wiem czy to ze względu na jego rodziców, ale mam do tego młodzieńca sentyment i jest dla mnie ważny. - Porozmawiajmy po lekcjach, długo tego nie robiliśmy.




*****


Harry



      Jestem bardzo zdeterminowany i za wszelką cenę chcę dowiedzieć się kto stał wtedy przed oknem. Nie wpadliśmy z Ron'em na nic konkretnego, na razie ustaliliśmy tylko, że  nie będziemy pisać o tym Hermionie. Przecież nic się nie stanie jeśli pominiemy ten mały szczegół, a wole powiedzieć jej o tym gdy będę miał sensowne wytłumaczenie i  tożsamość osoby, która nas wtedy odwiedziła.
      Szybkim krokiem idę do centrum biura aurorów w Ministerstwie Magii.
- Jesteś pewny?
- A co szkodzi nam spróbować, Ron? - pytam całkowicie pewny swego.
Gdy zauważam wątpliwość na jego twarzy, wzdycham ciężko. Przecież nic takiego nie zamierzam! Chcę po prostu zaczerpnąć języka. Aurorzy wiedzą wszystko, może jakaś ofiara jednego z naszych dochodzeń postanowiła zakraść się do naszego domu? Szanse są małe, ale nie znikome.
     Gdy wchodzimy do środka zgiełk staje się mniejszy.
Ignoruje to i kieruje się po kawę, której chętnie bym się napił.
- Cześć, Paul, co słychać? - pytam, zauważywszy, ze siedzi przy stanowisku z kofeiną.
Na początku wydaje mi się jakby speszony.
- Paul, halo?
- Dobrze wszystko, wszystko dobrze - odpowiada i zanurza usta w gorący napoju.
Oglądam się zdezorientowany i lekko zdzwiony spoglądam na Ron'a, który również sprawia wrażenie jakby nic nie zrozumiał.
- Co jest? Obcięli nam pensje, mamy nowego szefa, ktoś jest ranny? - pyta rudzielec, a panująca cisza i poczucie dyskrecji stają się nie do zniesienia.
- No, tak... - jeden z aurorów odchrząkuję, a następnie zerka na zegarek i podnosi się z miejsca, by zawołać: - Już ta godzina! Musimy się zbierać jeśli mamy dzisiaj złapać tego ostatniego uciekiniera. - Normalnie poparłbym go szybko, bo również chcę złapać tego mężczyznę i stawić przed sądem, ale w tej sytuacji jestem przepełniony czystym zdziwieniem.
- Dajcie spokój. - Głos Ron'a jest jakby znudzony i przepełniony politowaniem. - O co chodzi? Ludzie!
Niektórzy z naszego dziesięcioosobowego zespołu odwracają głowy lub spuszczają wzrok.
- To nic takiego. - Paul stara się zabrzmieć beztrosko, macha lekceważąco dłonią.
- Tak? - Unoszę brew i przysiadam na krześle, najbliżej drzwi. - Nie pracujemy tu od wczoraj, koledzy. Słucham.
Przez salę przenosi się pomruk, w końcu przełamują się.
- Nie jesteście w temacie ze względów... osobistych.
- Chodzi o Hermionę Granger - dorzuca Paul.
Marszczę brwi, nic nie rozumiejąc. Co aurorzy mają do Hermiony?
- Ale ona przecież jest w Hogwarcie - zauważa Ron, przysiadając na jednym z krzeseł.
Zaczynają nam coś wyjaśniać, ale kompletnie nie rozumiem ich słów. Wydają się takie nierealne, momentami nawet śmieszne. Ron jest jeszcze bardziej zdezorientowany niż ja - ma minę jakby nie wiedział dokładnie gdzie się znajduję. Przypuszczam, że później będzie mnie trochę obwiniał, to ja chciałem przecież zaczerpnąć języka. Choć z drugiej strony my po prostu przyszliśmy do pracy, a Hermiona... wplątała się w takie problemy! Znałem Marcus'a, wiedziałem, że pozbyła się jego żony, podejrzewałem, że te prześladowania to jego sprawka, ale, że naprawdę zdecydowała się... I nic nie powiedziała mi o tym, że rozpoczęto w tej sprawie śledztwo! Chyba, że sam nie ma o tym pojęcia.
- Przepraszam za tę wizytę... Wczoraj wieczorem.
- To byłeś ty, Stephen?! - Nie wiem czy jestem bardziej zdziwiony, zły czy oburzony.
- Chciałem, chcieliśmy, mieć pewność, że na pewno nie ma jej z wami. W domu.
- Nie macie żadnych dowodów poza podejrzeniami, więc dlaczego rozpoczęliście jakiekolwiek działania! - woła Ron, a ja zdaje sobie sprawę, iż on wiedział jeszcze mniej ode mnie.
Jest spanikowany, nasze spojrzenia spotykają się i wiem już, że boi się tego samego co ja - jeśli zdobędą dowód na to, bądź zaczną za bardzo węszyć mogą jakimś cudem dowiedzieć się o charakterze jej działalności w Zakonie Feniksa, a z tego łatwo, by nie wybrnęła. Nawet z naszą pomocą, a McGonagall nie będzie mogła wiecznie ich kryć i udawać, że nic nie wie. Jeśli staną przed sądem, wszystko skończone.
- Ale na wszelki wypadek nie możecie zajmować się tą sprawą. Znacie przepisy.
- Odsuwacie nas! - wołam retorycznie.
Potężny cios rzeczywistości.
- I mamy jeszcze coś. - Stephen poruszył się niespokojnie na miejscu i podparł na łokciu, mrużąc oczy. Znając go nie znaczy to nic dobrego - zawsze robi tak wtedy gdy zdaje mu się, że trafił na wyjątkowo ciekawe akta, jakąś naprawdę niezła i zawiłą sprawę. - Mamy solidne podpory, by sądzić, że współpracowała w tym wszystkim z Dracon'em Malfoy'em.



*****



Hermiona



     - Tak, babcia radzi sobie naprawdę nieźle. - Razem z Teddy'm siedzimy po zakończonych lekcjach na szczycie wieży astronomicznej. Znowu czuję niesamowity spokój ducha przez rozmowę z nim, a niedawno skończyliśmy oglądać niektóre zdjęcia, które miał ze sobą.
- A co robisz po szkole?  Masz jakiś, przyjaciół, dziewczynę? - Bardzo się cieszę, że mamy w ogóle szanse się poznać, a ja mam przecież wielkie braki, więc każda rozmowa jest ważna jeśli chcę załatać dziury.
- Lubię latać na miotle, momentami daje dużo adrenaliny. Może kiedyś będę aurorem? - zaczyna, a ja w duszy krzywię się na wspomnienie tych, którzy depczą nam po piętach. Nie, nie mogę o tym myśleć, obiecałam sobie przecież, że gdy jestem z nim odkładam na moment rozmyślania o problemach. - Dziewczyny nie mam. Wiesz... podobną mnie lubię. Mnie i to - zmienia swój kolor włosów na ciemniejszy - Ale co z tego skoro ja nie lubię jakoś szczególnie żadnej? - pyta retorycznie. - Przyjaźnie się z Nelson'em.
- Tak, wydaje się w porządku - mówię, a jego lekko pyzata twarz staje mi przed oczami. - Od jak dawna?
- Od pierwszego roku. - Wzrusza ramionami. - I z Aleksym.
- Aleksy? - Unoszę brwi zdziwiona. - Aleksy ze Slytherin'u? - Jestem zdziwiona. Zapamiętała go jako młodego człowieka o charakterze Malfoy'a, który całkiem nie pasuje mi do kogoś ta miłego i czarującego jak Teddy.
- Tak. Jest trochę czepliwy, ale zyskuje przy bliższym poznaniu. - Odrywa wzrok od zachodzącego powoli słońca przed nami i pięknego nieba. Zwraca go na mnie i lekko przekrzywia głowę. - Właściwie mógłbym mówić do ciebie ciociu, skoro ty i wujek Draco...
- My nic, to znaczy... - Zsuwam dłoń po szyi. - To skomplikowane.
- Wujek mówił to samo.
- Rozmawialiście o mnie?
Zwleka z odpowiedzi nim jego włosy nie zmienią się do końca na rude, a oczy na brązowe.
- Rozmawialiśmy - zaczyna. - Powiedziałem, że spotykamy się po lekcjach. Coś tam wspomniał. A co robisz w święta? - Zmienia temat.
Wzdycham i zastanawiam się.
Tak właściwie nie wiem czy dotrwam do świąt, jak ta cała sprawa dalej się potoczy.
- Właściwie chyba nic takiego.
- Przyjdziesz do nas? Babcia z radością cię zobaczy i ja też bym chciał, abyś przyszła. - Niezmiernie mi miło. - Może wpadnie też wujek Draco.
- Oj, nie wiem. Rodzina Weasley'ów i on...
- Nie będzie ich. Chyba. Poza Ron'em wybierają się chyba do Charlie'go, do Rumuni. - Zmienia pozycje na wskutek czego leży płasko na plecach z rękami pod głową i kilkoma niesfornymi kosmykami na czole. - Fajnie by było. Nie tylko ja i babcia. Wiesz, ten rok mimo, iż ostatni jest chyba najlepszy ze wszystkich.




*****





      Wychodzę z wanny i wycieram swoje ciało ręcznikiem po czym zakładam szlafrok.
Przeczesuje mokre włosy i wychodzę, by nareszcie zatopić się w lekturze. Jutro na pewno tego nie zrobię, myślę na wspomnienie wypracowań, które będę musiała sprawdzić.
      Miło wspominam rozmowę z Teddy'm, który jest naprawdę czarujący.
To przystojny, zabawny młody mężczyzna z dystansem do siebie i do zdolności, które odziedziczył od Nimfadory. Na pewno wraz z Remus'em byliby z niego dumni.
     Marszczę brwi gdy słyszę pukanie.
Mocniej zawiązuje szlafrok, a następnie lekko uchylam drzwi zamiast szeroko je otworzyć.
- Dobry wieczór, Granger! - Głowa Malfoy'a wychyla się.
Odburkuje coś na przywitanie, a później on przewraca oczami.
- Będziemy tak stać? - prycha. - Jesteś strasznie nie gościnna - dodaje i sam wciska się do środka.
Zamykam za nim drzwi i kieruje się za nim na kanapę. Nie ma sensu go wyrzucać lub prosić o opuszczenie mojego dormitorium - i tak tego nie zrobi.
- I przyszedłeś tutaj, bo...
- Chce spędzić z tobą wieczór, Granger - dokańcza. Unoszę lekko brwi, a później z politowaniem zerkam na butelkę wina w jego dłoni na co jedynie wzrusza ramionami.
- W miłej atmosferze - dodaje, a ja po momencie zastanowienia uśmiecham się kpiąco.
- Czy to jest jakiś twój kolejny plan czy podstęp, Malfoy? - pytam, odbierając lampkę winą, którą zdążył już transmutować i zapełnić.
Przypomina mi się zmiana w jego zachowaniu po naszej ostatniej rozmowie przed lekcją Cormac'a, miejsce zero, to jak zmazał mi szminkę z ust i ten moment, w którym poczułam jakby po moim ciele roznosił się prąd o czym nie wie i nie dowie się blondyn.
- Nie mam pojęcia o czym mówisz. - Dobrze wiem, że chce ukarać mnie tym wszystkim za odejście, pokazać, że bez niego jest mi gorzej ( ma rację ) i doprowadzić do tego, że do głębi poruszona będę prosiła, aby wrócił. - A nawet jeśli to przecież moje plany zawsze były, są i będą genialne - dodaje na co ze śmiechem odstawiam od ust lampkę wina.
- Genialne mówisz? - Uśmiecham się szeroko. - Hmm... A pamiętasz jak wymknęliśmy się do domku Hagrida w nocy? Powiedziałeś o tym McGonagall żebyśmy dostali szlaban. A jak się skończyło, Malfoy? Miałeś go razem z nami!
- Szczenięce lata - odwarkuje na co śmieje się jeszcze bardziej na wspomnienie małego, uroczo zaczesanego, ale mimo wszystko zawsze wrednego Malfoy'a.
- Naprawdę, Granger? Nie pamiętasz już tej swojej szopy? I ta wieczna uniesiona ręka i zagryziona warga!
- Ej! Miałeś już nie wchodzić mi do umysłu!
- Jesteś zazdrosna, że umiem coś czego ty nie potrafisz?
- Potrafię stanowczo więcej niż ty, Malfoy! - wołam, dźgając go palcem w pierś.
- Doprawdy? - prycha. - Ale wiesz, że mugolskie czynności się nie liczą? - Śmieje się krótko.
- Jesteś okropnym gadem, Malfoy - Mimo wszystko dumnie unoszę podbródek, którego po chwili on prawie dotyka swoim gdy szybko przysuwa się bliżej.
- Wiesz, zdziwiłem się, że tak się schowałaś za tymi drzwiami, ale teraz całkowicie cię rozumiem... - mówi. Mamroczę cicho co, ale gdy podążam za jego wzrokiem, odskakuje od niego do końca kanapy. Staram się obciągnąć ciemno - czerwony szlafrok, łudząc się, że mi się to uda.
Jego wzrok jest łakomy przez co czuję się zarówno lekko skrępowana co i mocno zirytowana tym, że taksuje mnie nim uważnie.
- Jeśli już tu jesteś to może porozmawialibyśmy o tej sprawie z Marcus'em, co? - pytam. Mój ton jest wrogi, ale nie zamierzam przepraszać.
- Myślałem nad tym. - Rozsiada się wygodniej. - Sądzę, że powinniśmy wtajemniczyć Blaise'a.
- Tak... W końcu to on go zabił. - Przed oczami staje mi obraz śmierci Marcus'a. Jego rozzłoszczone spojrzenie, które tak naprawdę należało do Zabini'ego, zdecydowany skok w naszym kierunku, a w następnej chwili jego upadek i natychmiastowa śmierć z różdżki Blaise'a, który w między czasie ocknął się po uderzeniu zadanym przez wdowca. - Napisz do niego.
- Już to zrobiłem. Myślałem nad Teo, ale nie chcę przerywać mu podróży poślubnej. - Uśmiecha się szczerze na wspomnienie przyjaciela. - Mam nadzieję, że nie rozgadałaś już wszystkiego małżeństwu Potter i Weasley.
- Nie mów tak o nich. - Staram się zabrzmieć poważnie choć wyobrażenie ich w takiej formie, lekko mnie rozbawiło. - Nie, nie mówiłam im o tym.
- I dobrze.
- Ale boje się, że to wyjdzie na jaw, a wtedy...
- Czekaj, czekaj! - Kręcąc głową, unosi dłoń. Spogląda na mnie z mieszanką rozbawienia i politowania. - Nie przejmujesz się zbytnio tym, że możemy trafić do Azkabanu tylko tym, że Potter i Weasley dowiedzą się, że ich okłamywałaś?
- Przyjaźnimy się tyle lat!
- Chyba do  końca nie chwytam, twojego systemu wartości, Granger - Unosi brwi. Poważnieje jednak po chwili i dopija lampkę wina. Rozlewa pozostałość między nas dwoje i ze swoją lampką, podchodzi do okna. - Jaki mamy plan?
- Nie sądzisz, że należałoby poczekać z tym na Blaise'a? - pytam.
- Tak, masz rację, Granger - odpowiada, a kiedy zauważa mój uśmiech dodaje: - Wyjątkowo.
- Mam nadzieję, że Pansy się nie dowie. - Wzdycham. - Fakt, że jej mąż zabił człowieka nie byłby zbyt miły.
- A on nie musiał być ostatnią ofiarą - zauważa ponuro, biorąc łyk.
I to właśnie wtedy uświadamiam sobie, że ma całkowitą rację.  Nie wiadomo czy los kogoś z nas nie potoczy się tak źle, by zakończył się śmiercią. Podczas pościgu, podczas ucieczki... Może mojej?
- Malfoy co najbardziej we mnie lubisz? - pytam. Podnoszę się z miejsca i zerkam na niego poważnym wzrokiem, zapragnęłam, by powiedział mi co we mnie podziwia. Dlaczego? Sama nie wiem, może to coś w rodzaju kaprysu. Może dlatego, że to właśnie z jego ust byłoby to tak bardzo absurdalne, że, aż piękne lub dlatego, że nigdy nie słyszałam od niego czegoś podobnego?
Mówi cokolwiek dopiero po chwili.
- Zawsze wypominałem ci, że jesteś niska prawda, Granger? - pyta na co przytakuję. Dopija wino do końca, odkłada lampkę na parapet po czym wbija we mnie swoje spojrzenie. Te pękające kawałki lodowych skał. - Ale tak naprawdę to lubię to. - To fakt. Ja również lubię wtulić się w jego tors, a gdy uniosę głowę ujrzeć jedynie - jeśli stanę na palcach - jego usta.
- Coś jeszcze? - Przygryzam wargę.
- Jesteś piekielnie inteligentna, Granger, ale to może powiedzieć ci każdy.  A mnie w dodatku szczerze to irytuje, bo jesteś przez to przemądrzała. - Uśmiecha się kpiąco gdy otwieram usta. - Jesteś. - Przejeżdża dłonią po włosach. - Co jeszcze? Twoje oczy. Jestem pewny, że w życiu nie zobaczę nawet podobnych. Lubię jak się śmiejesz i marszczysz nos. Jak jesteś mocno zirytowana, bo cała  się trzęsiesz i masz te gniewne rumieńce. - Nawet nie zorientowałam się gdy znalazł się koło mnie. - I jak każdy facet, podoba mi się twoje ciało. - Łapię za wiązanie mojego szlafroka, a mi znowu robi się duszno. - I to, że jesteś inna. Inna niż wszystkie, Granger.
- To... jednak stać cię na coś takiego... - zaczynam, lecz po chwili jego dłonie łapią mnie w wcięciu w talii. Dłonie, które tak uwielbiam. Czuję jego szybsze bicie serca, a po chwili poddaje się i lekko przekrzywiam głowę w bok i przymykam oczy. Nie mogę się odwrócić, czując się sparaliżowana, jakbym znajdowała się w jakimś bardzo przyjemnym transie.
- Brakuje ci mnie, Granger. Nie zaprzeczaj, bo dobrze wiem, że tak. Skąd? Bo mi ciebie też - mówi i delikatnie całuje mnie w obojczyk po czym kieruje się do drzwi przy, której posyła mi zabójczy uśmiech, a następnie wychodzi.
No tak, Draco Malfoy rozkochuje, a potem zostawia.
Chce, abym czuła niedosyt.




*****

Blaise



     

      - Denerwujesz się? Pewnie tak, bo ja bardzo! Ile już czekasz? - Jestem bardzo podekscytowany, ale mężczyzna koło mnie nie wydaje się zbytnio zadowolony, że w ogóle się do niego odezwałem.
Poczekalnia gabinetu, w którym jest Pansy nie wiąże się u mnie ze szczęśliwymi wspomnieniami, bowiem kojarzy mi się z ostatnią utratą dziecka.
Teraz przyszliśmy na kontrolę, by sprawdzić czy wszystko jest dobrze, a jeśli tak to, by określić płeć dziecka.
- Strasznie tu biało, prawda? Ciekawe dlaczego właśnie ten kolor, a nie inny, co nie? Podobno zielony też uspokaja, słyszałeś o tym? - W ogóle nie jestem zrażony tym, że spogląda na mnie jakby z góry oraz tym, że nie jest zaangażowany w tę rozmowę. - Jak ty się w ogóle nazywasz?
Długo się nie odzywa.
- Nie ważne. - Macham lekceważąco dłonią. - Moja żona ma na imię Pansy. Jest wspaniała. Dużo przeszła, a mimo to i tak najpierw bierze pod uwagę innych, później siebie. Przyjaźniliśmy się w szkole, później zmieniło się to w coś więcej. Zadziwiające, że dopiero po kilku latach zrozumiałem jaki mam obok siebie skarb. Masz przyjaciół, stary? Moi są świetni! - Zaczynam tupać w miejscu i po raz kolejny robię sobie na chwilę przerwę, by zerknąć na drzwi. Pansy, skarbie, wyjdź już w końcu, proszę! Czuje się tu jak w śnieżnobiałej, dusznej izolatce.
Z braku innych zajęć kontynuuje - ku rozpaczy tego obok - swój monolog. - Draco Malfoy i Teodor Nott. Ja jestem Blaise Zabini. Pewnie nas znasz, co? Tak, tak ta cała historia z Kingsley'em - to my! Teodor jest taki pooooważny.... Ale w tym taki uroczy perfekcjonista! Zawsze chce dla nas jak najlepiej, gorzej jak dostanie szału wtedy daje popalić. Draco za to to kawał okrutnika. Uwielbia mi dogryzać i razem z Teo śmiać się ze mnie. Nie lubi nowych ludzi w pobliżu i jest chłodny, ale to wspaniały człowiek. Życie, by za ciebie oddał! Podrywacz i narcyz, ale Hermiona Granger - świetna kobieta! - temperuje go skutecznie. Nie uda się jej to do końca, ale zawsze coś, co nie? - Puszczam mu oko. Zerkam na zegarek. - Ile można tam siedzieć? Przecież to już tyle czasu! Zaczynam się niepokoić, a ty? Niepokoisz się? Muszę się napić! - wołam i podrywam się z miejsca w stronę wielkiej butli. Biorę kubek plastikowy i napełniam go wodą, którą wypijam za jednym razem.
- Teo jest na podróży poślubnej, a Draco w pracy. Został dyrektorem Hogwartu, pewnie wiesz z Proroka, nie? Brakuje mi ich, na Salazara, ale przecież nie karzę im wracać. Hermiona i Pansy czasem śmieją się, że jestem jak dziecko, ale...
- Rafael.
- Co Rafael? - pytam, marszcząc brwi. - Ej, ty mówisz!
- Mam na imię Rafael, Blaise Zabini, a ty chyba się nie zamkniesz.
- Dlaczego od razu tak nie miło? - pytam, lecz nie ma szans na odpowiedź, bo w drzwiach gabinetu staje Pansy.
Pansy, która ma załzawione oczy i ściska w dłoni jakieś kartki.
- Kochanie? - pytam, podnosząc się.
Nie odpowiada tylko puszcza się biegiem w moim kierunku, a już po chwili czuję jej dłonie zaciśnięte na mojej szyi. Zaczynam naprawdę się bać, czy coś się stało? Tylko nie to co ostatnio! Pansy nie byłaby w stanie się już pozbierać, zresztą ja też. To wytłumaczyłoby dlatego tyle tam była i czemu płaczę.
- Pansy? - upominam się choć tak naprawdę boje się odpowiedzi. Serce ściska mi się niemiłosiernie, powodując duszności.
- Bliźniaki, Blaise! - woła, a później odrywa się od mojego torsu, by mocno przywrzeć swoimi wargami do moich. - Wszystko w porządku. Chłopiec i dziewczynka. Będziemy mieli bliźniaki!


Gdy wracamy do domu w rozkosznym uścisku, w oknie czeka na nas sowa.




*****



Draco




      Chodzę po swoim gabinecie w tę i z powrotem.
Specjalnie odblokowałem kominek, by Blaise mógł bezpiecznie i niezauważenie przenieść się ze swojego domu do mojego gabinetu, bo przecież on też mógłby mieć ogon ze względu na mnie.  Teleportacja byłaby nie możliwa ze względu na zabezpieczenia, którymi objęte są wszystkie pomieszczenia w zamku. Uzgodniłem to dzisiaj rano z Granger. Doszliśmy do wniosku, że nikt z Hogwartu nie musi wiedzieć o wizycie Blaise'a Zabini'ego w moim gabinecie przy obecności Hermiony Granger - zawsze ktoś mógłby coś szepnąć co wydostałoby się na zewnątrz, a następnie do aurorów. Wiemy, że to może zbyt wielka ostrożność, ale lepsze to niż zaniedbanie, które mogłoby przynieść Azkaban.
      No tak, Granger. Nic dziwnego, że o niej myślę, ostatnio robię to cały czas.
Szczególnie na coraz to większe zrozumienie w jej oczach, które widziałem na przykład wczoraj.
- No i? - O wilku mowa.
- Jak widzisz - rozkładam ręce - jeszcze go nie ma.
Granger prycha, dokładnie zamyka za sobą drzwi i podchodzi bliżej.
Utwierdzam się w przekonaniu, że wystarczająco udało mi się już ją poruszyć. W dodatku jutro jest nie pewne, Cormac ciągle się ślini, a póki wszystkiego nie zepsułem, musze działać.
- Malfoy musimy porozmawiać.
- Granger, muszę ci coś powiedzieć.
Mówimy to jednocześnie. Ona uśmiecha się nerwowo, a ja zawadiacko.
Kobieta opiera się o moje biurko - widzę, że jej poziom szczęścia przez odnowienie kontaktu z Teddy'm podwyższył się, ale nie dziwie się, bo to bardzo fajny chłopak. To zadziwiające, że Weasley'owie  jeszcze nie zrobili z niego... kolejnego członka swojej rodziny.
- Ty zacznij. - Wyrywa mnie z letargu Granger, ale nie robię tego, bo w  kominku zapalają się zielone płomienie z pomiędzy, których po chwili wychodzi Blaise.
- Draco! Hermiona! - Przytula nas mocno. - Wspaniale was widzieć! O co chodzi, bo w liście nie napisałeś za wiele, stary.
- Za to Twojego w ogóle nie potrafiłem odczytać! Dlaczego tak bazgrałeś? -Unoszę brew.
- Powiedzmy, że byliśmy z Pansy zajęci - wyjaśnia z figlarnym wyrazem twarzy, puszczając oczko. Po chwili bierze głęboki wdech. - Będziemy mieli bliźniaki, chłopca i dziewczynkę! - woła z szerokim uśmiechem, a moją pierwszą myślą jest to, że dobrze, iż rzuciłem zaklęcie wyciszające.
- Blaise, to wspaniale! - Granger zamyka go w mocnym uścisku z równie dużym uśmiechem. To zadziwiające, że kobiety zawsze cieszą się, że ktoś zostanie ojcem czy matką.
- Okazałbyś trochę entuzjazmu!
- Spokojnie Granger, przecież on wie, że się cieszę. Współczuję tylko Pansy, bo jestem pewny, że w stu procentach wdadzą się w niego. - Blaise wydaje się tak dumny, że boję się, że zaraz pęknie.
Ale cóż się dziwić - w końcu się im udało i to jeszcze dwójka!
- Ale o co chodzi?
- To już mniej wesołe - uprzedza Granger. - Chodzi o Marcus'a, musimy zdecydować co dalej, Blaise, a skoro to ty go zabiłeś, powinieneś tu być.
- Spokojnie, już usunąłem to zaklęcie. Moja różdżka jest czysta, nie mają na mnie żadnych dowodów - mówi, a później jego twarz wydaje się jednak zmartwiona. - Ale co z wami?
     Nagle w kominku znowu pojawiają się zielone płomienie.
- Jak mogliście mi nie powiedzieć?! - woła Teo, wychodząc.
Blaise z dzikim okrzykiem rzuca się w jego stronę po czym zawiesza na jego szyi i zaczyna coś tam szeptać. Po chwili rozgniewany Nott staje naprzeciw mnie i Granger z założonymi rękami na torsie.
Wyczekuje.
- Nie powinieneś być na podróży poślubnej, Teo? - pyta Hermiona.
Ja jedynie zerkam na przyjaciela, jeszcze będąc lekko zdezorientowany jego nagłym pojawieniem się w moim gabinecie.
- Powinienem Hermiono, ale Katie zgodziła się, abym na kilka godzin do was skoczył.
- Skąd wiedziałeś, że kominek jest w ogóle odblokowany? - pytam.
Brunet śmieje się krótko.
- Nie wiedziałem czy jeszcze jest otwarty - odpowiada. - Nie miałem pojęcia kiedy ma zjawić się Blaise.
- Blaise, tak? - pytam, unosząc brew.
Zabini śmieje się nerwowo, a gdy nie ustępuje krzyczy:
- No co! Nie wiedziałem, że mam nie mówić, to nasz przyjaciel!
- Czyli wiesz wszystko, Teo?
Przytakuję.
- Nie chcieliśmy ci przeszkadzać - mruczy Hermiona.
- Rozumiem, ale to i tak.. ugh! Dobra. - Bierze głęboki wdech. - Zastanówmy się lepiej jak uprzątnąć ten burdel.
Gdybyśmy tego nie robili od ostatniego czasu, prycham w duchu. Gdy Blaise nie chwali się swoim ojcostwem, wnioskuję, że i to napisał Teodor'owi w liście.
      Rozglądam się, w duchu wzdycham z ulgą. Jeśli nie wymyślimy dalszego planu działania w takim składzie, nie zrobimy już tego w ogóle.
Myśli były różne.
- Najgorsze jest to, że nie wiemy czy zaczęli już coś węszyć, czy mają jakiś nowy trop.
- Przydałby się kret.
- Ej, Draco masz tu coś do jedzenia?
Przewracam oczami na tę ostatnia uwagę. Wszyscy zdziwieni zerkamy gdy w kominku ponownie hukają płomienie.
- Nie, to już jest przesada! - wołam i podnoszę różdżkę, gotowy zablokować przejście, lecz Granger łapie mnie za nadgarstek.
- Nie! Możesz kogoś zabić albo wyrządzić mu krzywdę! - woła.
- Tak, a jeśli to jakiś...
- Auror? Proszę cię! Nie mają prawa tak po prostu przenosić się do gabinetu dyrektora Hogwartu, mimo wszystko! -woła na co Blaise przytakuję szybko przez co gromię go wzrokiem.
      Po chwili z kominka wychodzą Harry Potter i Ronald Weasley.
- Co wy tu robicie, do cholery!
- My, Malfoy? Co wy robicie! Hermiona dlaczego nic nam nie powiedziałaś?
Kobieta na początku jest mocno zdezorientowana. Dopiero po chwili jakby dociera do niej kto naprzeciw nas stoi i podrywa się, by ich uściskać. Mam ochotę przewrócić oczami, ale gdy dostrzegam, że ten odruch uspokaja te dwójkę, powstrzymuje się.
- Co tu robicie? - pyta Hermiona.
- Dowiedzieliśmy się w Ministerstwie o wszystkim. Odsunęli nas od całej sprawy, a ostatnio  zakradli się pod nasz dom, by upewnić się, że nie ma cię w domu - wyjaśnia Rudzielec. - I sądzą, że to wszystko zrobiłaś wraz z nim - dodaje, wskazując mnie palcem.
- Pilnuj się, Weasley.
- Myśleliśmy, że jesteś odpowiedzialny. W co wyście się wplątali!
- Spokojnie, Potter. Nikt cię tu nie zapraszał.
- Ciebie tym bardziej, Nott. Nie powinieneś być w podróży poślubnej?
- Nie interesuj się mną, Grzmoter.
- Chłopcy, spokojnie, mamy inny problem!
- Granger, nie staraj się. - Przyciągam ją do siebie. - Potter i Weasley muszą narobić trochę zamieszania.
- Gdyby nie ty nie musielibyśmy w ogóle widzieć się na oczy!
- I nikt was dalej nie zmusza!
- Pomożemy wam.
- O, popatrzcie! Wielkoduszny Potter znowu chce wszystkim pomagać i wszystko ratować!
- Przesadzasz!
- A ja będę ojcem! Będę miał bliźniaki! - woła Blaise tak głośno, że wszyscy zebrani krzywią się. Ale to działa, bo po chwili Zabini odchrząkuję, a Granger mamrocze w jego stronę dziękuję.
- Tak się składa, że podczas gdy wy znów skakaliście sobie do gardeł, zauważyłem dwie rzeczy. - Ponosi się z zajmowanego fotela i zaczyna spacerować wokół nas wszystkim. - Jestem pewny, że Hermiona też to wyłapała. - Posyła jej słoneczny uśmiech. - Właśnie Potter wyznał, że aurorzy obserwują was oraz rozpoczęli jawne śledztwo, tak? W takim razie... - Przez to, że raz mówi wolniej, a później szybciej mam wrażenie, że trochę parodiuje Snape'a. - sądzę, że nie ma co czekać. Musimy zacząć usuwać dowody, jak najszybciej.
- Zgodzę się z tobą, Blaise - mówię po czym jadowicie zerkam na najbliższych przyjaciół Granger. - Chcieliśmy jakiegoś kreta w Ministerstwie, prawda? Uznaję, że Potter i Weasley tą wizytą, zgłosili się na ochotnika.




*****
 
 
- Damy sobie radę, prawda?
- Razem? Zawsze.


*****
 
Rozdział pisze, jadąc na Mazury, więc mogą pojawić się literówki, ale sądzę, że nie jest ich dużo jak nie w ogóle.
W domu jestem w poniedziałek.
Korzystacie jeszcze z resztki wakacji? Macie jeszcze jakieś plany?
 
Może i uznacie go za krótki, ale przekazałam wszystko co planowałam.
 
Pozdrawiam was mocno i dziękuję serdecznie za wszystko.

7 komentarzy:

  1. Wspaniale opisałaś całe to zamieszanie w gabinecie Draco! Cudowny rozdział <3 Czekam na kolejny i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. O Mòj Boże!
    Świetne, świetne i jeszcze raz świetne!
    Czekam na następny rozdział i życzę weny.
    Pozdrawiam,
    HH

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział świetny ;)
    Tak myślałam, że sprawa z Marcusem wcześniej czy później wypłynie na światło dzienne. Mam nadzieję, że Draco i Mionce uda się z tego wyplatać... No i może dzięki temu, że Ślizgoni zaczną współpracować z Harym i Ronem ich wzajemna niechęć bedzie zanikać.
    A Draco i Herm zaczynają się coraz bardziej poznawać ;) Ta ich rozmowa w pokoju Mionki jest najlepszym na to przykładem ;)

    Super, że podwójne szczęście spotkało Pansy i Blaise`a. Teraz szczęśliwego przyszłego tatusia bedzie pewnie ciagle rozpierać energia i radość ;) No ale jak najbardziej się mu to należy tak jak i Pansy.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. jest genialny.
    Po pRostu.
    Pisze ten komentarz niemal spiac wiec z góry przepraszam za literówki.
    Ciekawe jak to wszystko sie rozwiąże.
    Weny.
    Pozdrawiam,Lili.

    OdpowiedzUsuń
  5. GENIALNY !
    Czekam z utęsknieniem na następny rozdział <3

    Weny życzę !

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział świetny !!!
    Czekam na kolejny,
    Pozdrawiam,
    Tsuki

    OdpowiedzUsuń
  7. cudo, cudo, cudo! *.*
    zapraszam do mnie ;)
    http://harrymione-forever.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Witaj

Tytuł aktualnego opowiadania: Czarny Raj
Tematyka : Potterowskie
Para : Dramione
Autor : Vivian Malfoy
Szablon : Szablownica




Obserwatorzy