piątek, 13 czerwca 2014

Rozdział 35:,,Po wszystkim będziesz o kolejne doświadzenie silniejszy.''

        -Sprawdź swoje rzeczy i wschodnią stronę mieszkania-mówi brunetka, która podczas gdy ja zapalałem światło, szybko podniosła się z ziemi.
Teraz jest skupiona, mówi cicho jakby domyślała się, że sądzę, iż ten ktoś wciąż może tu być. Lekko pochyla się w dół i nie daje mi szans na żadną odpowiedź, bo już z różdżką w dłoni kieruje się na zachodnią część domu.
Niesamowite jak szybko zapomniała o namiętności, która nas moment temu łączyła, myślę. Zresztą jakby nie spojrzeć to tylko to nas łączy.
        Jakiś szelest przywraca mnie do porządku.
Również wyciągam różdżkę i idę w swoją stronę. Kiedy po drodze zauważam zdewastowany barek, zalewa mnie fala złości i irytacji jakby dopiero teraz do mnie dotarło, że ktoś był-lub jest-w moim mieszkaniu.
Wszystko rozwalił, zniszczył i wolę nie sprawdzać swoich zapasów Ognistej Whiskey. Sądząc po stanie całości, rzucał zaklęcia na oślep, więc niewiele pewnie z niej zostało.
-Cholera jasna...-mruczę wchodząc do swojej (naszej) sypialni. Zaglądam do szaf, by sprawdzić czy nic nie brakuje choć zrobiwszy to zauważam, że tu też ktoś węszył. Jest prawie pusta, a większość ubrań i podręcznych rzeczy leży na podłodze u moich stóp.
        W ogóle to jak ktoś się tu dostał?, myślę zaglądając do szuflad szafek nocnych i komody. Nie ma szansy, by przebił nasze zaklęcia ochronne i nie mógł tez znać kodu czy mieć klucza.
Cicho, by nikt mnie nie usłyszał, schylam się i zaglądam pod łóżko. Później szybko podrywam wzrok gotowy do ewentualnego odparcia ataku ze strony włamywacza.
Jednak nie następuje żaden.
        Raczej nic stąd nie zginęło, został mi jeszcze do obejrzenia gabinet, bo reszta pokoi leży w zachodnim skrzydle. Ostrożnie, uważając, by nie potknąć się o coś leżącego na podłodze i na nie wydaniu hałasu, który, by mnie zdemaskował, idę w tamtą stronę jednocześnie próbując domyśleć się gdzie jest, Granger.
        Na widok wszystkich rozrzuconych pergaminów, potarganych ksiąg, których powyrywane strony znaleźć można w każdym kącie raz ogólny nieporządek, cieszę się, że nie ma jej tu ze mną. Mogłaby dostać histerii na ten widok, więc może specjalnie to ona wzięła zachodnie skrzydło? Choć nie takie rzeczy robiła, powinna zostać niewzruszona, przynajmniej na tę chwilę. Powinna.
        Od razu zauważam, że ktoś czegoś szukał.
W pozostałych pomieszczeniach oczywiście też, ale tu dostrzegam, że ktoś nad wyraz dokładnie przeszukał co tylko mógł. Choć nie przypominam sobie  żebyśmy mieli tu coś bardzo  interesującego. Odrzucam, że ktoś szukał pieniędzy, każdy głupi wie, że trzymamy je w Gringocie.
-Na Godryka!-syczy ktoś za mną. Czuję ulgę gdy po głosie poznaje, że to Granger. Odwracam się do niej powoli-popełniłem poważny błąd, przecież nie wiadomo kto mógłby być za mną.
-Miałaś sprawdzać swoją stronę, przecież...
-Nic nie zginęło, rzuciłam zaklęcia sprawdzające. Nikogo nie ma-przerywa i pochyla się po czym zaczynać układać i zbierać pergaminy i księgi.
-Ale był-uzupełniam prychając rozeźlony faktem, że ktoś wtargnął do mojego mieszkania.-Nie wiemy czy czegoś nie wziął.-Rozglądam się po otoczeniu. Zrozumiała aluzję.
-On albo ona.
-Niby kto?-Prycham raz jeszcze.
-Nie mam pojęcia-odpowiada również zirytowana.
        To całe wydarzenie pogorszyło nasze nastroje. Przyjemność i namiętność uleciały, a udzieliła nam się złość i gniew spowodowany tym, że ktoś wtargnął praktycznie w nasze życie. Po co? Dlaczego? Jak? I przede wszystkim, kto?
        Rozglądam się raz jeszcze po tym pokoju, który wygląda jakby przeszło przez niego tornado.
Nagle mój wzrok wędruje na biurko. Podchodzę do niego czując coraz większe napięcie w brzuchu. Podekscytowany i zaintrygowany podnoszę do rąk zdjęcie kobiety.
Dość ładnej kobiety, myślę od razu.
Ma zwiewną białą sukienkę. Na jej rozwianych blond włosach, wręcz słonecznikowych, spoczywa wianek. Jest szeroko uśmiechnięta, oczy ma radosne, a wokół otacza ją łąka.
-Granger?-Odwraca się w moją stronę.-Kto to?-pytam podając jej zdjęcie.
Dokładnie obserwuje jej twarz. Na początku spina się lekko, jej oczy stają się większe, ale następnie chyba domyśla się, że nie spuszczam z niej oczu, bo stara się zachować naturalność i spokój. Mimo to zauważam, że za mocno ściska zdjęcie.
-Nie wiem. Może, któraś z twoich byłych? Nie byłoby dziwne jakbyś jej nie pamiętał.-Wzrusza ramionami oddając mi fotografie. Wiem, że chciała złośliwością odwrócić uwagę od zmiany na jej twarzy, ale niezbyt jej to wychodzi. Mimo to jedynie uśmiecham się paskudnie i zaczynam rzucać zaklęcia sprzątające. Dzisiaj jej odpuszczę, pewnie nie wytrzyma nacisku i moich insynuacji, które zamierzam wygłaszać i sama mi powie o co chodzi. Jeśli nie to wtedy ją przycisnę.
        Innych mogła okłamywać, obcy nie zauważali je gierek, mogli nawet dać się zabić. Ale ja znam ją od tej najgorszej strony i nie uda jej się mnie oszukać. Minusem jest to, że ona również nie zna moich samych superlatywów, więc i mi nie uda się nic zataić.
Choć ja na ciemnej stronie robię dużej.




******



Pansy



        -Niech to szlag!-wołam jednocześnie czując nową falę napływającego płaczu.
Od dłuższego czasu próbuję wysłać patronusa, nie ważne czy do Teo czy Draco, lecz nie mogę skupić się na żadnym wspomnieniu.
Chciałam do nich napisać, ale ręka trzęsie mi się strasznie, w dodatku sowiarnia jest oddalona, a ja nie mogę stąd odejść. Jakby było mało jest późno, mrok ciasno objął krajobraz, więc nikt nie może teleportować się do któregokolwiek z nich. Wszyscy są potrzebni tutaj.
        Najpierw usłyszałam huk, jak dobrze, że podeszłam, by powiedzieć mu o spacerze, bo inaczej w ogóle nie usłyszałabym, że coś jest nie tak. A jeśli już to może za późno.
Spanikowałam. Na początku nie mogłam nabrać powietrza, widok jego nieruszającego się ciała wokół dymu i zaduchu, zmroził mi krew w żyłach. Poczułam kopnięcie w brzuchu co otrzeźwiło mnie do tego stopnia, że byłam w stanie przy nim uklęknąć. Sprawdziłam jego puls, nie było dobrze.
Mój umysł pracował na najwyższych obrotach, a ja nie mogłam pozbyć się wrażenia, że gdzieś za mną jest wielki zegar, który ciągle tyka i tyka. Zabiera czas i jemu i mnie.
Szybko wyciągnęłam go z tego magazynu, uprzednio zabierając z niego jedną fiolkę. Zamknęłam drzwi od pomieszczenia i wlałam mu do ust kilka kropel specyfiku, który sami stworzyliśmy. Tak jak według założeń, lekko podniósł jego funkcje życiowe, a później teleportowałam nas.
        Gdy magomedycy zabrali go do sali do, której nie mogę wejść tłumacząc pośpiesznie, że muszą przeprowadzić zabieg najszybciej jak tylko mogą, opadłam ciężko na krzesło szpitalne.
Ukryłam twarz w dłoniach, liczy się każda chwila, mówili. Czy to oznacza, że może z tego nie wyjść?
        Wiem tylko, że ucierpiał na wskutek erupcji w kociołku. Coś szkodliwego opryskało jego ciało, wielka siła odepchnęła go przez co uderzył się w głowę co spowodowało ciężki uraz. Ma też kilka ran zewnętrznych.
        Chciałabym, by ktoś tu był, chciałabym, by ktoś usiadł koło mnie. Draco, Teo, Hermiona, Katie. Tymczasem z miejsca obok bije tylko chłód, a mną raz po raz wstrząśnie żal. Nie chcę, by coś mu się stało, nie chcę, by nas zostawił.
Nie tu i nie teraz.




*****



Harry





        Odebranie dokumentów od lekarza Pameli w Mungu nie zajęło mi dużo czasu.
Ostatnio zasłabła parę razy, więc udaliśmy się do prywatnego magomedyka, lecz ten powiedział nam, że musi mieć przed sobą dokumentację zdrowotną.
Nie wiem czy było to spowodowane złym samopoczuciem czy tym całym incydentem z jej matką.
Sam nie wiem co to w ogóle było, zmyła się tak szybko gdy tylko dostała czek do rąk.
        Pamela sądzi, że to nie była jej ostatnia wizyta, ale uważam, że trochę to wyolbrzymia. Nie dam jej więcej pieniędzy, zdaje sobie sprawę, że potraktowałaby to jako zachętę czy zaproszenie do dalszych pożyczek.
Szantażowała nas, to prawda. Groziła, że zabierze Pamele ze sobą, ale nie ma prawa tego zrobić. Przecież jej córka to dorosła kobieta i ma prawo mieszkać gdzie chcę. Nie musi z nią wracać z podkulonym ogonem. W dodatku to znaczyłoby dla Amber powrót do przeszłości. Znów musiała się bać, że sąsiedzi to odkryją, zniknąłby spokój.
        Jednak nagle mrozi mnie chłód. Co jeśli niespodziewanie zgarnie ją z ulicy czy innego miejsca? Przecież nie musi pukać do drzwi, a ludzie zaślepieni pieniędzmi są zdolni do wszystkiego.
       Gdy przechodzę z długiego korytarza do wielkiej poczekalni, słyszę jakiś niewyraźny krzyk. Po chwili nasila się znacznie, a ja odwracam się w jego stronę.
-Potter! Boże, Potter!
-Parkinson?-zdążam jedynie powiedzieć, bo potem zdecydowanie rzuca mi się na szyję.
Cofam się o parę kroków i nieporadnie ją obejmuje lekko zawstydzony i zmieszany. Gdy mamroczę coś i łka na przemian odchylam się, by spojrzeć na jej twarz.
Zmęczoną, bezsilną i niewyraźną.
-Co się stało?
-Skontaktuj się z Draco albo Teo. Niech rano się tu teleportują...Potter, proszę! Nie mogę...się stąd ruszyć, muszę być koło Blaise'a. On miał wypadek...ja nie wiem co z nim będzie dalej.




*****


Hermiona



-I co teraz?
Malfoy stoi nie daleko okna za, którym widać od niedawna panujące słońce.
Wczoraj szybko uwinęliśmy się ze sprzątaniem,  potem poszliśmy spać zmęczeni całym dniem. Przyciągnął mnie ciasno do siebie, a ja nie opierałam się jednak do niczego większego nie doszło, bo nasze myśli zajmowało te włamanie.
-Nie mam pojęcia kto to był  jak tu się dostał, ale dobrze, że przynajmniej nic nie wziął-mówię podnosząc się z miejsca.-Wychodzi na to, że ten ktoś nie znalazł tego czego szukał-dodaje i kładę dłoń na jego ramię, bo stoi do mnie plecami.
Napina się, a ja razem z nim. Czyżby wiedział, że nie mówię mu o wszystkim?
-Wiem, że nie wiesz kto to mógł być, ale nie wydaje ci się ta kobieta ze zdjęcia znajoma?-pyta jakby czytając w moich myślach.
Odwraca się, a przez chłód w jego tęczówkach przez moment czuje się zmieszana.
-Nie-odpowiadam jednak i delikatnie całuje go w zimne usta. Zawsze takie ma.
Prawda jednak jest taka, że znam ją bardzo dobrze.
Nazywa się Penelopa Anders, a raczej nazywała. Prawie dwa lata temu dostałam zlecenie od Zakonu Feniksa, wtedy nie miałam jeszcze pojęcia o jego złych stronach. Przekonali mnie, że stanowi zagrożenie, przedstawili dokumenty i dowody, z których jasno wynikało, że ma coś wspólnego ze Śmierciożercami. Zarzucali jej, że jest jedną z nich, że spiskuje i, że nie jest bezpieczna dla czarodziejskiego społeczeństwa.
Wykonałam zadanie, zabiłam ją mimo, iż męczyło mnie to kilka nocy, a dokładniej jej słowa i prośby, bym tego nie robiła.
I miała męża, Marcus'a, który nagle wyparował.
-Przecież wiem, że wiesz.-Przewraca oczami  i tym razem to on łączy nasze wargi. Wymieniamy kilka pocałunków, tym razem bardzo melancholijnie i bez pośpiechu.
-To nie jest nic pewnego. Same podejrzenia.-Wzdycham po chwili. Przecież i tak długo bym tego nie ukryła, a nawet jeśli to nie miałoby to najmniejszego sensu. Bo niby po co? Na początku chciałam to zataić nim nie zdobędę pewności zważywszy na jego temperament, ale instynkt podpowiada mi, że to naprawdę może być ten, którego podejrzewam.
-Odświeżyłam sobie wczoraj pamięć i sądzę, że to mógł być mąż jednej kobiety, którą...
-Zabiłaś-przerywa wpatrując się we mnie intensywnie.
Przytakuję.
-Bardzo się kochali, obserwowałam ich przez jakiś czas, nigdy nawet na moment nie puścili swoich rąk, w ogóle nie chodzili nigdzie osobno, zawsze razem-Widzę to tak wyraźnie jakby było wczoraj.-Nie mogłam uwierzyć, że ta delikatna kobieta może mieć coś wspólnego ze Śmierciożercami, ale dowody mówiły same za siebie.-Markotnieje.-Zrobiłam to, a on nagle zniknął. Nie mogliśmy go zlokalizować, kilka razy dostałam jakieś listy, zakładałam, że od niego. Ale jak nie miał być zły?-pytam retorycznie i zarzucam mu ręce na szyję po czym kładę podbródek na jego ramię, a on mocno przyciska mnie do swojego torsu.-Zrobiłam co musiałam. To co wydawało mi się wtedy dobre.
-Czasem jesteś taka ciemna, Granger.
-Co?!-wołam unosząc brwi i odchylając się, by widzieć jego twarz.
-Nie mogłaś powiedzieć mi wcześniej? Może to właśnie on, co? Bo kto inny.-Wzrusza ramionami, a ja w duchu przyznaje mu rację choć mam wątpliwości, które postanawiam wyłożyć.
-Ale po co?-pytam, a później mrużę oczy gdy coś przychodzi mi dowody.-By znaleźć dowody?
-Możliwe. I chyba jeszcze da o sobie znać skoro zostawił zdjęcie żony.
-Chciał się przypomnieć-dodaje i zakrywam usta dłonią czując jak mnóstwo emocji rozchodzi się po moim ciele. Najsilniejsze są jednak wyrzuty sumienia i poczucie winy. Nagle zobaczyłam wszystko bardzo wyraźnie, ujrzałam samą siebie i wszystkie swoje czyny jakby z góry.
-Pocałuj mnie, Malfoy. Tak mocno jak tylko ty potrafisz-proszę nie odrywając od niego wzroku i kontynuuje widząc jego zdziwiony wzrok spowodowany tą nagłą prośbą.-Muszę przez chwilę zapomnieć.
-O czym niby?-Prycha kładąc dłoń na mojej szyi na co przymykam oczy.
-O tym, że prawdopodobnie niesłusznie zabiłam dużo ludzi.
Zamykam oczy całkowicie, a on spełnia moje oczekiwania.
W najlepszym, możliwym wykonaniu.




*****


Teodor







        Nie wytrzymałem długo w domu, wyszedłem kilkadziesiąt minut po niej.
Zerwał się wiatr, ale nie przejmowałem się tym, bo w środku czułem istny żar.
Gorąco, zaduch i złość tyle, że głównie na samego siebie.
Dlaczego? Bo powinienem zapomnieć o tym co robił i, że się nienawidzimy. Jest na granicy życia, ma prawo chcieć ją zobaczyć, a ja zachowałem się jak zaślepiony kretyn.
Mimo to negatywne emocje we mnie nie zniknęły ani nawet nie zmalały. Zirytowałem się właśnie jeszcze bardziej na myśl, że tak się zachowałem, że tak zepsułem i, że pokazałem się jej w takim obliczu.
       Poszedłem do parku. Było już ciemno, noc.
Mocnym krokiem wędrowałem po różnych ścieżkach. Paliłem papierosy, mugolski nawyk, który dzierżę  już od dawna. Jeden za drugim. Nie miałem konkretnego celu podróży. Szedłem po prostu przed siebie, nikogo nie było.
        Do czasu.
Zobaczyłem ją mimo, iż nie byłem blisko. Stała na moście nad wodą wpatrzona w lustrzaną taflę. Miała szorty i zwiewną bluzkę, a w dłoniach trzymała jakiś chaotyczny bukiecik pospolitych kwiatów, które sama pewnie zebrała.
Chciałem iść dalej, ale nie mogłem ruszyć się z miejsca. Czułem się jak zaklęty gdy oglądałem jak wiatr porywa do tańca jej jasne włosy. Zastanawiałem się co tu robi. Sama i w dodatku o tej porze, gdy większość już nie zapuszcza się w te tereny.
Mało o niej wiem. Kiedy pomyślałem o tym przez dłuższą chwilę zdołałem wynieść ze swojej pamięci tylko to, że chodziła do Ravenclaw'u, ma styczność z Longbottom'em i, że tylko niektórzy potrafią z nią rozmawiać. Tylko tyle, nędzne ochłapy.
-Halo?!-zawołała syrenim głosem patrząc się na mnie. Byłem skryty między drzewami nie widziała dokładnie mojej twarzy jedynie rysy sylwetki, lecz to pewnie wystarczyło, by poczuła się zaniepokojona. W końcu stałem tam już od dłuższego czasu w dodatku bez ruchu.
Postanowiłem podejść do niej. Gdyby mnie nie zauważyła mógłbym się jeszcze wycofać, ale wtedy wyglądałoby to na wycieczkę.
-O, to ty-powiedziała gdy stanąłem na mostku koło niej. Jej głos był  cienki, sprawiała  wrażenie jakby zaraz miała rozpłynąć się lub jakby była zrobiona z porcelany, którą rozwali jeden silniejszy podmuch wiatru.-Cześć-dodała.
-Znasz mnie?-zapytałem zdziwiony. Nigdy nie rozmawialiśmy, nasze oczy nigdy się nie spotkały, w ciągu tylu lat w Hogwarcie minąłem ją na korytarzach zaledwie kilka razy, a całe moje zdanie o niej opiera się na pogłoskach od innych.
-Teodor Nott, byłeś w Slytherin'ie-odpowiedziała i mimo wszystko uśmiechnęła się ciepło. Mimo, że jestem z wrogiego domu, mimo, że się nie znamy.
-Skąd...?
-Każdy was zna.-Znowu się uśmiecha, a ja domyślam się, że miała na myśli jeszcze Blaise, Draco i być może Pansy.-W dodatku jesteś z Katie, opowiadała mi o tobie-dopowiedziała na co skrzywiłem się.
Przemilczałem to i oparłem o most po czym zatrzymałem wzrok na jeziorze. Przez moje serce przeszedł nóż, a cała irytacja powróciła przypominając mi swoją głupotę i niedawne wydarzenie.
-Coś cię gryzie?-zapytała i odwróciła się w moją stronę. Spojrzałem na nią w momencie gdy wkładała sobie jeden z kwiatów ze swojej wiązanki za ucho.
-Nie sądzisz chyba, że będziemy teraz o tym rozmawiać? My?-zapytałem, a przez głowę przeszła mi myśl: co z Longbottom'em?
-Teodor, wiem, że jestem ci obojętna.-Sprawia wrażenie jakby była nieobecna czy jakby wzdychała.-A przy obcych niekiedy lepiej coś z siebie wyrzucić-mówi. Kwiatek wysuwa się zza jej ucha i o małe co nie spada  pod nasze stopy. Łapię go w dwa palce i raz jeszcze wsuwam za jej włosy. Sam nie wiem dlaczego, czuje się jak zaczarowany.
-W każdym razie pamiętaj, że żaden problem nie trwa wiecznie-powiedziała i poklepała mnie w ramię.-Kiedy już to co cię męczy, się skończy będziesz o jedno doświadczenie silniejszy-dodała i uśmiechnęła się ponownie po czym odwróciła na pięcie i zaczęła wędrówkę w przeciwnym kierunku.
-Nie boisz się wracać sama?!-zawołałem za nią.
-Nie, mam przy sobie amulet!-odkrzyknęła i uniosła do góry łańcuszek z kłębkiem różnych wici na szyi.-Ale ty lepiej uważaj po drodze na kruple!
Obiecałem sobie, że będę choć tak właściwie to nie mam pojęcia co to jest.
Z mniejszymi wyrzutami sumienia, a szczyptą entuzjazmu, który od niej bił, długo jeszcze stałem w tym samym miejscu.
        Pukam do drzwi wciąż jeszcze mając przed oczami ten incydent. Z samego rana wysłałem sowę do Katie, ale jeszcze nie odpisała.
-Teo? Wchodź-mówi Hermiona gdy otwiera mi drzwi. Z grymasem na twarzy robię to w duchu jednak ciesząc się, że tu przyszedłem, bo ściany w domu chyba, by mnie zgniotły.
Nagle myślę, że  muszę spotkać się znowu z Luną Lovegood.




*****


Hermiona





        -To rzeczywiście było nie taktowne-mówię gdy Teo kończy opowiadać, używając jak najbardziej delikatnych, ale i karcących określeń.
Jeszcze moment temu usta blondyna przywierały do moich. Spełnił moją prośbę, a gdy udało mi się na moment wyczyścić umysł, ktoś zapukał do drzwi.
Gorycz zniknęła gdy dowiedziałam się z czym przyszedł Teo.
Czekałam, aż powie, że to żart lub spodziewałam się szczęśliwego zakończenia, ale nic z tego się nie stało. Katie miała prawo być zła i wcale nie dziwie się, że na koniec potraktowała go tak chłodno.
-Jest coś jeszcze, prawda?-pyta Draco z założonymi na torsie rękoma. Posyłam mu gniewne spojrzenie, które ma przekazać mu, że i tak jest źle, nie musi go dobijać i ciągnąć za język, by tym samym pogrążył się bardziej. On jednak jedynie przewraca oczami niewzruszony.
-Miałem się oświadczyć.
-No nie mów!
Teraz to Malfoy spogląda na mnie takim wzrokiem, a ja zatykam usta dłonią.
Teo macha niedbale dłonią.
-Nawet nie wiem gdzie teraz leży ten pierścionek.
-Wszystko będzie dobrze-mówię, kładąc mu dłonie na ramionach i uśmiechając się ciepło mimo, że zdaje sobie sprawę jak banalnie i tandetnie to brzmi.
-Wiem, ona mówiła mniej więcej to samo-mruczy cicho jakby do siebie. Wymieniamy z blondynem zdziwione spojrzenia, starając się domyśleć o kogo mu chodzi.
Malfoy otwiera już usta pewnie, by zapytać właśnie o to, ale ja szybko kręcę przecząco głową. Udaje mi się go powstrzymać.
        Nagle roznosi się kolejne pukanie.
-Jest po siódmej rano, kogo niesie?-pyta retorycznie arystokrata, kierując się do drzwi.
W duchu zgadzam się z nim i zaciekawiona wyciągam szyję, by lepiej widzieć.
Słyszę jak zamek się przekręca, a następnie odgłos kroków.
Zwiększa się on coraz bardziej tym samym sugerując, że zmierzają do salonu.
-Harry?




*****



Draco




        Gdy odwracam się za siebie, widzę, że biegnę.
Granger i Potter są kawałek za mną, a Teo siedzi mi na ogonie. Jest tak samo zaniepokojony jak ja.
        Kiedy dowiedziałem się od Chłopca-Któremu-Się-Po prostu-Udaje co stało się z Blaise'm, zdenerwowałem się. Kląłem dlaczego pojawił się dopiero teraz nie zważając na to, że wcześniej wydarłem się na niego, że przeszkadza i wprasza mi się z rana do mieszkania.
       Podobno Pansy jest w strasznym stanie. Tak przynajmniej zrozumiałem Błyskawice. Powiedział, że spotkał ją  przypadkiem, a później od razu się teleportowaliśmy.
-Pan!-woła Teo i szybko mnie wyprzedza po czym zamyka czarnowłosą w uścisku gdy tylko pojawia się w naszym polu widzenia. Szybko do nich dołączam i staram się nie krzywić zauważywszy jej stan.
Zresztą nie ma co się dziwić, sam mam dość, że zawsze ma takiego pecha, że zawsze musze się bać co się stanie. Nie mam nikogo na stałe poza nimi, moi przyjaciele byli dla mnie ostoją kiedy musiałem wykonywać polecenia Voldemort'a oraz krótko po śmierci Dumbledore'a. Sami wplątali się w ten bałagan choć nie musieli dlatego nie przeżyłbym starty żadnego z nich. To niepodobne do mnie słowa, ale są oni jedyną częścią życia, którą doceniam. Nie rozmawiamy o tym, ale wzajemnie zdajemy sobie z tego sprawę. Ślizgoni są słabi w okazywaniu uczuć, ale nie świadczy to, że ich nie mają.
-Dziękuję, Harry-mówi nie przejmując się jak dziwnie brzmi jego imię w jej ustach. Wspomniany kiwa tylko głową i niezdarnie na krótko łapie ją za ramię.
-Co z nim?
-Kiepsko, Hermiona.-Przeciera rozmazane oczy, a Granger widząc to szybko rzuca na nią zaklęcia odświeżające co spotyka się z uśmiechem ze strony Pansy.-Wciąż się nie obudził. Operowali go od początku jak się tu znalazł. Rany zewnętrzne są rozwlekłe...a wewnętrzne...na razie jest źle, ale podobno widzą szansę...jakąś.
-Co mu tu jeszcze robimy? Dlaczego tam jeszcze nie wejdziemy?!-woła Teo rozglądając się po zebranych. Jego podniesiony głos przywołuje zaciekawione spojrzenia niektórych nie zdających sobie z niczego sprawy, pacjentów.
-Nawet mnie nie wpuszczają...podobno nie wolno...a przecież jestem jego żoną...-Pani Zabini siada na krześle.
-Są zaklęcia kameleona, Potter ma niewidkę...-kombinuje na wszystkie sposoby.
-Nie, to podobno dla jego dobra...-wyjaśnia pomrukując, a w następnej chwili z jej ust wydobywa się syk, na jej twarz wstępuje grymas i łapie się za brzuch.
-Spokojnie, oddychaj głęboko.-Granger szybko znalazła się obok.
Obejmuje ją, a my zerkamy na nią z niepokojem. Całkowicie zapomniałem o stresie, które pewnie odbiera dziecko.
-Nie rycz, Pan, no...-mówię gdy zauważam, że oczy znowu jej się zaszkliły, ale tylko pogarszam sytuację. Kobieta znowu zaczyna płakać, więc kucam przed nią i kładę jej dłonie na kolanach.
-Oni...zmusili mnie żebym choć na godzinę wróciła do domu, miałam się przespać. Przepraszam, że sama nie dałam wam znać gdy wróciłam, ale...naprawdę...nie miałam głowy.-Znów się krzywi i prawie zwija w kulkę z bólu.-Kopie. Mocno-wyjaśnia z uśmiechem, który nie do końca jej wychodzi  i kontynuuje.-Zajrzałam do jego gabinet...czułam, czułam, że nie popełnił żadnego błędu....i...znalazłam coś. Figi Abisyńskie. Jestem pewna....pewna, że ktoś mu to podrzucił.





*****




Hermiona





        -Co sądzisz o tej sprawie z Blaise'm?-pytam, krojąc pomidory.
Z Munga wróciliśmy dwie godziny temu. Jestem przybita, zresztą sądzę, że Malfoy tym bardziej, bo do problemu z włamaniem doszedł jeszcze Zabini, który jest dla niego jak brat.
Teraz siedzi przy wyspie kuchennej naprzeciwko mnie i kroi inne warzywa, lecz podrywa wzrok na moje słowa.  Gdy spotykam jego chłodne tęczówki, mrówki przechodzą mi przez brzuch. Mam wrażenie, że ciągle pragnę jego bliskości jednak gdy o tym pomyślę, obejmuje mnie złość, że nie czuję do niego nic więcej, a przecież jeśli tak jest to w ogóle nie powinnam być z nim. Dawna ja by z nim nie była.
-Blaise z tego wyjdzie.-Macha lekceważąco dłonią, a jednocześnie uśmiecha się na jego wspomnienie.-Złego licho nie bierze, a któż inny zatruwałby nam życie jak nie on? Ale...do czego dążysz, Granger?
-Mam dziwne wrażenie, że to jakoś się wiąże, Blaise i włamanie do nas-Coś zabłysło w jego oczach na słowo nas.-Pansy zna się na rzeczy i również jestem zdania, że jeśli Fig Abisyńskich nie miało być w tym wywarze to Blaise, by ich tam nie wrzucił-wyrzucam z siebie i odkładam nóż.
Wpatruje się w niego uważnie, a cisza, która zapanowała zaczyna mnie irytować i męczyć. Myśli nad moimi słowami, widzę to, ale sprawia wrażenie jakby nie chciał się podzielić swoją opinią.
W między czasie jeden z jego niesfornych, jasnych włosów, opada mu na czoło, a ja kierowana impulsem pochylam się przez wyspę kuchenną najbardziej jak mogę i poprawiam go.
-To trochę naciągana teoria-mówi w końcu i również odkłada nóż.
-Zdaje sobie z tego sprawę-przyznaje, a gdy zauważam jego zaintrygowane spojrzenie, mam ochotę pacnąć się w czoło. Zapomniałam.-Malfoy, obiecaj mi, że nie zrobisz nic głupiego, dobra? Spaliłam całą dokumentację, ale spróbuje jakoś dotrzeć do Marcus'a. Jeśli uda ci się wcześniej, nie idź sam, bo momentami jesteś nad wyraz poparzony-dodaje zdając sobie, że gdyby tak się stało, blondyn mógłby zrobić  mu co najmniej krzywdę. Wszystko przez to, że nie lubi gdy ktoś przeszukuje jego życie i narusza jego prywatność. Głównie przez to, że w czasie szkoły i krótko po niej, Ministerstwo cały czas deptało mu po piętach.
       Kiedy jakby w odpowiedzi, uśmiecha się krzywo i obchodzi wyspę, kierując się w moją stronę, wiem, że będzie chciał kłamać. To jeden z jego sposobów odwrócenia uwagi i krótkiego zapomnienia.
-Oczywiście, że tak-mówi choć wiem, że tak naprawdę myśli oczywiście, że nie.
Przewracam oczami, a on gwałtownie przyciska mnie do siebie po czym podnosi i sadza na kuchennej wyspie uprzednio odsuwając deskę z pomidorami.
-Jesteś nie wyżyty-mówię po czym czuje jego usta na swoich, jego dłonie na plecach i język na podniebieniu.
-To ty patrzysz się na mnie jak na jakiś kąsek, Granger-odpowiada między pocałunkami.
-Czekaj.-Kładę dłoń na jego torsie i przerywam pocałunek. Męczy mnie to strasznie i dłużej nie wytzrymam jeśli tego nie powiem. Jest dla mnie jak sznur na szyi, który coraz bardziej się zaciska. -Co czujesz, Malfoy? Powiedz to.
-Lubię Cię.-Wzrusza ramionami z obojętnością i znowu się do mnie przysuwa jednak uchylam się przed pocałunkiem.
-To nie te słowa.
-Te też są dobre, zresztą dlaczego to ja mam ci coś wyznawać, co?-pyta z przekąsem nagle patrząc na mnie ze złością i odchodząc na dwa kroki.
Ostatnio nie chciałam żadnych deklaracji, ale wydaje mi się jakbym z każdą chwilą czuła się coraz bardziej...wykorzystywana. Chodzi mi głównie o to, że przeczuwam, że moje stare nawyki powracają. Na początku mogłam się nie przejmować, żyć chwilą i nie martwić się co będzie dalej, ale teraz ta niejasność coraz bardziej mi doskwiera.
-Wiedziałem, że długo nie wytrzymasz, Granger-mówi mierząc mnie wzrokiem od góry do dołu.
-Chce tylko wiedzieć na czym stoję, Malfoy!-wołam czując nagłą słabość i bezradność.
Ręce mi opadają, rozżalona opieram się o wyspę.
-Ty się tak nie czujesz?! Jakbyś grał albo udawał?-pytam starając się wciąż patrzeć mu w oczy mimo, iż wygląda nieco strasznie gdy patrzy tak na mnie zły spod byka.-Nie ma nic prócz sympatii i pożądania. Okłamujemy się! Choć właściwie to mimo to, ty nigdy nie byłeś z nikim tak długo.
-Chcesz odejść, Granger? Wrócić do Potter'a i Weasley'a?!
-Nigdy od nich nie odeszłam!-wołam, a słysząc pogardę w jego głosie, zbieram w sobie całą siłe.-Może powinnam się wyprowadzić-warczę i odchodzę w stronę naszej sypialni. Stawiam ciężkie kroki, staram się w pewnym sensie wyżyć na drewnianej podłodze.
-Nie zgrywaj się, Granger! Zostajesz, kretynko i koniec kropka-syczy przez zęby jednocześnie mrużąc oczy, które wręcz palą się ogniem złości i mocno łapiąc mnie za nadgarstek.
-Dlaczego? Powiedz to w końcu!-Każde słowo akcentuje uderzeniem i próbą wyszarpnięcia ręki.
-Bo chce żebyś była, po prostu, do cholery!-wykrzykuje tak mocno ściskając mój nadgarstek, że syczę z bólu, krzywiąc się.
Potem wpatrujemy się w siebie dłuższą chwilę w czasie, której przychodzi opamiętanie, nasze wspólne problemy i fala spokoju. Malfoy puszcza moją dłoń i przysiada na półce obok po czym przejeżdża dłonią po włosach i podbiera głowę na łokciu.
-Zostań. Miłość przyjdzie z czasem-mówi nie próbując ukryć grymasu, który wkradł się na jego twarz przy słowie miłość.
-Bomba wybuchła-mruczę, siadając obok niego jednocześnie nawiązując do słów, które kiedyś wypowiedziałem.
-Już po krzyku. Może kiedyś pomogę ci spakować walizki, ale jeszcze nie dziś, Granger.

 
 
''W miłości najważniejsza jest trudność i siła.
Dzięki niej walczymy o siebie z osobna i w duecie.
Kiedy zmienia się w obojętność i łatwość, cała miłość po prostu nie ma sensu.''
 




 
 
*****
 
 
Witam!
 
Na początku chciałbym podziękować Effy Riddle za nominację. Mam teraz jednak mnóstwo spraw i komplikacji, więc nie odpowiem w najbliższym czasie, ale zrobię to przy pierwszej wolnej chwili.   
 
 
 
 






15 komentarzy:

  1. Ja zawsze oglądam jak jest w TV. Rozdział bardzo fajny mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze u Blaise. A to między Draco i Herm się ułoży.
    Serdecznie pozdrawiam,
    Tsuki <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Również zawsze oglądam ;)
      Dziękuję bardzo i pozdrawiam mocno :)

      Usuń
  2. Super rozdział ;)
    Interesująca sprawa z tym włamaniem... Ciekawe czy przypuszczenia Mionki są dobre i czy razem z Draco będą dalej drążyć w tym kierunku...
    Noo i w końcu nastąpiły jakieś deklaracje uczuć między naszą dwójką uparciuchów ;) Może końcu małymi kroczkami będą odkrywać się przed sobą coraz bardziej... Już nie mogę doczekać się dalszej ich relacji ;)

    Biedny Blaise, nieciekawie to wygląda... No i jeszcze Pan, która nie powinna się stresować a ma teraz tyle na głowie... Oj, ciężkie chwile teraz przed nimi...

    Ciekawe czy Luna odegra tutaj jakąś większą rolę... Szczerze mówiąc jej postać jest bardzo interesująca no i ma oryginalne spojrzenie na świat ;)

    Jak przeczytałam o dolegliwościach Pameli to od razu pomyślałam, że może jest w ciąży ;)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem, deklaracja może i jest, ale tak jak to oni-nie za konkretna. Zawsze coś ;)
      Chociaż i to trudno przyszło i spowodowało może i wstrząs.

      Blaise może i nie wyjdzie bez niczego, choć z drugiej strony, zasługuje, by tak nie było. Zobaczymy ;)

      W każdym razie dziękuję ci ogromnie i pozdrawiam również bardzo mocno!

      Usuń
  3. Siemcia.:)
    No to tak. Włamanie. Scena "powłamaniowa" napisana bardzo dobrze. Z detalami oddałaś widok mieszkania i emocje towarzyszące bohaterom. Czyżby przeszłość Hermiony zaczynała ją doganiać? Nigdy nie jest zbyt różowo.
    Draco. Cieszę się, że zmusił się do takiej a nie innej deklaracji. To takie w jego stylu.
    U naszych bohaterów nigdy nie jest nudno. Jak się wali, to u wszystkich. Mam nadzieję, że Teoś pozbiera swój tyłek do kupy i przeprosi Katie za swoje debilne zachowanie. Mimo wszystko mam nadzieję, że nie połączysz go z Luną, bo tego mogę nie przeżyć.
    Blaise. Ktoś chciał go zabić? Ale dlaczego? Oby z Pansy i z nim wszystko było w porządku.
    Z niecierpliwością czekam na dalsze rozdziały.:)
    Pozdrawiam serdecznie,
    la_tua_cantante_

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cześć :)
      Ciesze się, że udało mi się to oddać. Nie chciałam aby było przesadzone lub niedokładne.
      Może i Hermione ta przyszłość dogania.
      Tak, Draco nie mógł wyznać więcej. To nie byłoby w jego stylu, on nie jest taki uczuciowy, ale t co powiedział, a raczej wykrzyczał wydawało mi się w miarę prawdopodobnie.
      Nie jest nudno, ale nie potrafiłabym pisać takiego bardzo spokojnego, kojarzy mi się z laniem wody choć z drugiej strony dobrze napisany spokój też nie jest zły.
      Mam nadzieję, że dalsze losy bohaterów ci się spodobają i nie będziesz rozgoryczona. Pozdrawiam mocno :D

      Usuń
  4. Pochłonęłam dzisiaj całe to opowiadanie. Jesteś genialną pisarką, masz przeogromny talent. Niebanalna fabuła, lekko się czyta i przyjemnie. Zdarzają się literówki, ale nie przeszkadzają w czytaniu. Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy tej historii. Pozdrawiam serdecznie! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło!
      Niezmiernie cieszę się kiedy widzę nowych czytelników i szczerze dziękuję ci za te słowa.
      Starałam się, by było niepowtarzalnie i, by motyw czy fabuła się nie powtarzała.
      Literówki to moja zmora, która niekiedy pojawia się mimo, iż sprawdzam rozdziały :)
      Chciałabym abyś się nie zawiodła.
      Raz jeszcze dziękuję, choć ,,pisarka'' to jak dla mnie dużo ważące słowo :)

      Pozdrawiam!

      Usuń
  5. Gdy każdy już myślał, że będzie pięknie i przyjemnie sprawiasz, że znów musimy otworzyć umysły na nowe oblicze zła
    Ale to dobrze

    pozdrawiam

    dodałam u siebie 1 część kolejnego rozdziału

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, jest dobrze, ale później...BUM!
      Może niekiedy nie, aż takie wielkie, ale nie lubię monotonii i nostalgii, która za długo się ciągnie ;) Cieszę się, że przypadł wam do gustu mój zamysł na tę fabułę.
      Pozdrawiam również :) !

      Usuń
  6. Nigdy bym nie przegapiła Pottera ;)
    Super rozdział :D
    Czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ja myślę ;)
      Jestem bardzo usatysfakcjonowana, że podoba ci się rozdział. Pozdrawiam mocno :D !

      Usuń
  7. świetny rozdział zresztą jak wszystkie ogólnie to kocham twojego bloga jest cudowny i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział! pozdrawiam i jak najwięcej weny życzę;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Drogi Anonimie, naprawdę dziękuję!
      Nie wie, może wcześniej to też byłaś akurat ty ;)
      Bardzo mi miło i postaram się nie zawieść zarówno Ciebie jak i reszty czytelników!

      Usuń
  8. Czytam twój blog od niedawna i bardzo się w niego wkręciłam. Przeczytałam dużo różnych opowiadania na blogach o tej tematyce, więc śmiało stwierdzam że twoje jest jednym z najlepszych jakie do tej pory odkryłam. Oby tak dalej, czekam na następną cześć i mam nadzieje ze pojawi się niedługo :)

    OdpowiedzUsuń

Witaj

Tytuł aktualnego opowiadania: Czarny Raj
Tematyka : Potterowskie
Para : Dramione
Autor : Vivian Malfoy
Szablon : Szablownica




Obserwatorzy