piątek, 20 czerwca 2014

Rozdział 36:,,Jeśli w nie uwierzysz, nie będą bez pokrycia.''

Teodor
Teo!
Cieszę się, że napisałeś. Naprawdę.
Wszystko jest dobrze, nie wiem jeszcze za ile wrócę.
Jego stan jest gorszy niż sądziłam.
 Jeśli chodzi o nas, mam nadzieję, że nic się nie zmieniło.
Ta...sprzeczka była pomyłką.
Dobrze, że zrozumiałeś swój błąd, ale ja też pojęłam, że powinnam powiedzieć ci wcześniej, przygotować do tego.
Kiedy wrócę wszystko nadrobimy, bo tęsknie za Tobą, Teo i to bardzo.
Mam nadzieję, że ty za mną też.
 Kocham Cię
Katie.
 
 
 
Cześć Teodor. Oczywiście, że mogę się spotkać jeśli podasz mi dokładny termin.
Mam nadzieję, że Twój stan się poprawił, bo tata zawsze powtarza mi, że jeśli dusza jest nieszczęśliwa to przyciąga  jeszcze więcej pecha.
Może tam gdzie ostatnio tylko tym razem lepiej weź  coś na kruple.
Luna
 
 
 
 
 
 
*****
 
 
 
 
 
 
Hermiona
 
 
 
 
 
 
        Po wczorajszym wydarzeniu sytuacja całkowicie się skomplikowała.
Mam wrażenie, że Malfoy mnie unika, a już na pewno, że udaje, że nie powiedział wczorajszych słów. Nasze rozmowy z kolei sprowadziły się tylko do tematów związanych z włamaniem, Blaise'm i powiązaniami między tymi dwoma sprawami.
        Żadna bliskość nie wchodzi w grę. Teraz jej reguły się zmieniły, a on zachowuje się zupełnie tak jakby miał mi za złe, że w ogóle zaczęłam tą rozmowę. Mogłabym nawet wysunąć stwierdzenie, że zrobił się chłodny zupełnie jakby...wstydził się wypowiedzianych słów.
        Dawno nigdzie nie byliśmy we dwójkę, a przez ostanie wypadki chyba przez dłuższy czas nigdzie nie wyjdziemy.
        Dźwięk otwieranych drzwi przerywa moje rozmyślenia.
Odstawiam na półkę czerwoną szminkę i wychodzę z łazienki w tym samym momencie co on wchodzi do salonu.
-Wybierasz się gdzieś?-pyta unosząc brew.
-Mi też miło cię widzieć, Malfoy-odpowiadam i przewracam oczami w ten sam sposób co zazwyczaj on, wiedząc, że zirytuje go to jeszcze bardziej. Niech sobie zostanie z tym swoim chłodem sam, zresztą pewnie i tak znowu wyjdzie, prycham w duchu.
-Jak się czuje Pansy? Wiadomo co z Blaise'm?-pytam zmieniając temat. Wybiorę się do nich później, wpierw muszę załatwić jedną sprawę, która nie daje mi spokoju.
Gniew znika z twarzy blondyna, by mógł wkraść się na nią niepokój i zmęczenie, które wyraża przez przejechanie dłonią po włosach i westchnienie.
-Jeszcze się nie obudził-odpowiada raz jeszcze taksując mnie wzrokiem.-Wracam tam za moment. Teo był tam całą noc, wrócił nad ranem, by się przespać i też ma wrócić koło południa. A ty gdzie?
-Nie ważne.-Macham lekceważąco dłonią i kieruje się do drzwi jednak on niespodziewanie łapie mnie w talii przytrzymując tym samym.
Przez moje ciało przechodzi dreszcz, a temperatura osiąga najwyższą z możliwych.
Odwracam głowę w bok na wskutek czego przykładam policzek do jego policzka. Gdy czuję ten znajomy podbródek i kości szczęki mam ochotę przejechać po nich nosem, pocałować.
-Jesteś moją dziewczyną-przypomina tak jadowitym szeptem, że przez moment mam ochotę się wyrwać, ale gdy wzmacnia uścisk szybko się tego pozbywam.
Brzmi to jednocześnie tak bezczelnie i cwanie, że mam ochotę parsknąć śmiechem, ale przecież właśnie taki jest Malfoy.
-Przez ostatni czas o tym nie pamiętałeś-burczę.
-Nie uważasz, że nie czas na takie problemy, Granger? Mamy większe-warczy na co złości mnie jeszcze bardziej.
Zbieram swoje siły i odwracam się w jego kierunku nie chcąc, by to on przejął nade mną kontrolę.
-Tym bardziej powinniśmy trzymać się razem, kochanie.
Odchodzę w stronę drzwi, by po chwili przekroczyć ich próg.






*****




      Żwawym krokiem wchodzę po schodach, a następnie w stronę wejścia.
Mimo, iż nie spodziewam się, że otworzy, pukam. Kiedy nie słyszę żadnych kroków czy innego sygnału, że chociażby usłyszał, że ktoś stoi za drzwiami, wyciągam różdżkę i zaklęciem otwieram sobie sama.
       I jest jeszcze gorzej niż sądziłam.
Gdy rozglądam się dookoła nasuwa mi się tylko jedno słowo. Burdel. Po prostu.
Kiedy wchodzę do kuchni zauważam istny stos brudnych naczyń, duży do tego stopnia, że mam wrażenie jakby miał zaraz ożyć i ruszyć w moim kierunku. Jakieś śmieci i papierki, które rozrzucone są po całym domu, tworzą istny dywan. Pościel w sypialni jest rozkopana, panuje duchota.
Idąc, zauważam coś w kącie koło komody. Przekrzywiam lekko głowę i zainteresowana pochylam się w tamtą stronę, by po chwili podnieść małe pudełeczko.
-Piękny...-mamroczę cicho gdy unoszę wieko i moim oczom ukazuje się śliczny pierścionek zaręczynowy.
Nagle zalewają mnie wyrzuty sumienia.
Tak naprawdę to wtargnęłam do jego domu, a przecież powinnam zrozumieć, że chce mieć chwilę dla siebie szczególnie teraz gdy jest tak zmęczony. Śpi, po powrocie z Munga, a ja tymczasem myszkuje w jego mieszkaniu mimo, iż nie mam do tego najmniejszego prawa.
Ale to dla jego dobra!, bronię się od razu mocno ściskając w dłoni pudełeczko z pierścionkiem.
Widziałam, że nie czuje się pewnie, a przecież Teodor Nott, podobnie zresztą jak Malfoy, nigdy nie poprosiłby o pomoc.
-Hermiona?-Wchodzę do salonu.
Mężczyzna siedzi na kanapie, zaspany na podstawie czego wnioskuje, że musiałam go obudzić, pociera skronie i spogląda na mnie zamglonym wzrokiem.
-Przepraszam, wiem, że nie powinnam...rozumiem, że nie chcesz o tym rozmawiać, ale nie przydałaby ci się pomoc?-pytam szybko zalewając go ciągiem słów.
Kiedy przygląda mi się przez dłuższą chwilę, siadam obok niego i kładę na stolik pudełko z pierścionkiem na co drapie się w szyje zdezorientowany.
-Odpisała?-pytam, a kiedy on jakby w odpowiedzi przesuwa wzrok na szafkę pod stolikiem, a głównie na leżące tam pergaminy, rozumiem, że tak.
Niespodziewanie jednak zauważam jeszcze jeden pergamin, który leży obok listu od Katie. Wytężam wzrok, by ujrzeć podpis, lecz on szybko podrywa się z miejsca i zgarnia całą korespondencje.
-Nie ważne-odpowiada gdy zdziwiona tym nagłym odruchem, unoszę lekko brwi.-I nie rób tak, wyglądasz jak Malfoy, a ja nie chce czuć się jak na przesłuchaniu-dodaje na co marszczę nos i szybko staram się wrócić do normalnej mimiki, żałując jednocześnie, że nie mam przy sobie lusterka.
-Wpakowałeś się w coś?-pytam nawiązując do tajemniczego listu.
-Nie, to nic takiego.
-Teo, znam skądś ten charakter pisma, prędzej czy później...
Wzdycha ciężko po czym zaczyna opowiadać.
W życiu nie zgadłabym, że Teodor może mieć coś wspólnego z Luną. Ani tego, że nie może przestać o niej myśleć.




*****



Pansy




        -Możecie wrócić, dam wam znać jeśli...jeśli coś się zmieni-mówię zerkając na Draco i Teo, którzy od czasu wypadku Blaise'a praktycznie nie mają swojego życia.
-Przecież dopiero co wróciliśmy-przypomina Draco, podnosząc się z dotychczas zajmowanego przez siebie miejsca.-Ale może ty chcesz...?
Szybko zaprzeczam.
I na tym kończy się nasza rozmowa, nasuwając niemy wniosek, że nikt nie chce opuścić Munga na dłuższy czas.
       Dalej nic nie wiemy.
Na początku chciałam zmusić magomedyka, a w ostateczności prosić o jakiekolwiek informacje, ale zrezygnowałam gdy po raz kolejny usłyszałam, że dalej jest nieprzytomny, robimy wszystko co w naszej mocy, powiadomimy panią w pierwszej kolejności jeśli jego stan się polepszy czy pogorszy.
-To idiotyzm, ja mam prawo do niego wejść-podejmuje po raz kolejny Teo.
-Wiesz doskonale, że nie możesz-odwarkuje lekko zmęczony i zirytowany Draco.
Nott jedynie prycha pod nosem i ukrywa na moment twarz w dłoniach, nie chcąc abyśmy zobaczyli wyraz rezygnacji na jego buzi.
Prawda jest taka, że Teo jako zasłużony magomedyk tego szpitala powinien czuwać nad Blaise'm, zajmować się nim i leczyć jednak ze względu na więzi jakie ich łączą, nowy ordynator zabronił mu jakichkolwiek kontaktów.
Wielkie było nasze oburzenie gdy się o tym dowiedzieliśmy, ale cóż mogliśmy zrobić? Co najwyżej schować je do kieszeni albo skrytki w pamięci, by kiedyś odpłacić się równie mocno.
      Draco opiera się plecami o ścianę, mając już dość bezczynnego siedzenia. Gdy moje oczy napotykają jego lekko rozgniewany wzrok i złożone na torsie ręce, przypomina mi się wydarzenie na piątym roku-jak się później okazało jedynym w miarę spokojnym, bo później było tylko gorzej.
Blaise spadł wtedy z miotły na treningu, również nie mógł się obudzić.
Zarówno blondyn jak i Teo nie odchodzili od jego łóżka w Skrzydle Szpitalnym, a  Draco miał tak samo rozgniewany wzrok co teraz zupełnie jakbym miał Blaise'owi za złe, że spadł z tej cholernej miotły.
      Wcześniej przyszedł i Potter.
Wypytał jak czuje się Blaise i posiedział chwilę nie zważając na krzywy wzrok blondyna. Również starał się porozmawiać z magomedykami, ale i jemu nic więcej nie wyjawili.
      Na odgłos kroków podnoszę głowę w przeciwności do bruneta siedzącego koło mnie.
Widzę idącą w naszą stronę Hermionę z papierową torbą w ręku.
-Coś nowego? Obudził się?-pyta zamykając mnie w uścisku. Zaprzeczam z bólem i jednocześnie staram się powstrzymać łzy spowodowane nagłą prawdą, która ponownie mnie uderzyła.
-Pomyślałam, że pewnie nic nie jedliście...-pomrukuje wychowanka Gryffindor'a, przekazując mi papierową torbę z logiem magicznej piekarni na Pokątnej na co blondyn stojący pod ścianą śmieje się cicho.
-Cześć, cześć...-wita się cicho Teo, oddając uścisk Gryfonki. Kobieta stara się uśmiechnąć ciepło, ale wychodzi jej tylko krzywy grymas, sprawiając jednocześnie wrażenie jakby ta pesymistyczna aura przeszła i na nią.
-Nie piorunuj mnie wzrokiem tylko chodź-mówi Draco, przewracając oczami gdy Hermiona idzie w jego stronę. Wyciąga ręką, która kładzie jej na plecach i przyciąga do siebie zdecydowanie.
-Już się nie boczysz?-pyta cicho naburmuszonym tonem.
-Wcześniej też tego nie robiłem-odpowiada wrogim tonem jakby starał się jej to wmówić. Tak, ty się nigdy nie obrażasz, Draco, myślę z politowaniem.
Hermiona najwidoczniej puszcza to mimo uszu i staje twarzą do nas, opierając się plecami o jego tors. Posyła mi przepraszające spojrzenie kiedy ten całuje ją szybo w szyję i oplata rękami, ale staram się mimikom oddać, że mi to nie przeszkadza. Niech przynajmniej u nich będzie wszystko w porządku. Dobrze wiem, że gdy Draco Malfoy czuje słabość, jest mu źle, boi się o kogoś lub jest w sytuacji takiej jak ta, próbuje zatuszować to poprzez cielesność, wzajemny kontakt fizyczny, seks czy namiętność.
-Wiem!-woła nagle Teo podrywając się z miejsca. Posyłamy mu pytające spojrzenia, ale on zaczyna szukać czegoś po kieszeniach, by po chwili pognać w stronę schodów na górę.
-Nott!
-Wiem co mu pomoże!
Znika.




*****



Teodor



      To bardzo skuteczne, jeśli coś się stanie, zadziała na pewno.

      Tchnięty nadziejom mknę przez szpitalne korytarze, zdając sobie sprawę, że wyproszenie pozwolenia na działania od nowego ordynatora, którego praktycznie nie znam, nie będzie łatwe.    
Nie zważam na upominające krzyki, przechodzących obok ludzi, których nie chcąco szturcham czy popycham. Biegnę do kolejnych schodów, a gdy udaje mi się wspiąć po nich na dobre piętro, odnajduje wzrokiem jego gabinet po czym krótko łomocząc do drzwi, otwieram je, wbiegając do środka.
-Panie Nott! Co to ma znaczyć?-woła podrywając się z miejsca za biurkiem.
-Wiem, że już o tym rozmawialiśmy, ale panie ordynatorze, ja muszę do niego wejść! Niech mi pan pozwoli się nim zająć, to...
-Już o tym rozmawialiśmy!-Uderza dłonią zwiniętą w pięścią w stół dla spotęgowania swych słów po czym spogląda na mnie w ciszy przez dłuższą chwilę, a następnie spokojnie opada na swoje miejsce.-Sądzi pan, że jest wyjątkowy? Pozostali magomedycy robią to co mógłbym zrobić pan.
-O to chodzi, że nie robią. Nie mają pojęcia co mu podać!
-To proszę przekazać im instrukcje i nie wtrącać się w sprawy na, które nie udzieliłem zgody.-Jego wzrok staje się palący, a przez pokaźną posturę wygląda w miarę groźnie, ale w każdym razie stanowczo.-Kodeks zakazuje nam operowania czy kontaktów lekarskich z bliskimi, bo...
-Nie interesuje mnie kodeks!-Mam ochotę wyszarpać się za włosy z bezsilności, złości i oporu jaki ten wysoki, ale i gruby, czarodziej stawia.-Na sali siedzi jego żona, wszyscy boimy się, że się nie obudzi, a jeśli reszta dalej będzie partaczyć tak swoją robotę, to naprawdę może już nie otworzyć oczu, rozumie pan?!-wołam, kładąc dłonie na biurku przed nim.-Skazuje go pan na śmierć, a ja mam wszystko co potrzeba żeby tak nie skoczył. To mój przyjaciel, nie może umrzeć, nie tu i nie teraz.
-Panie Nott, rozumiem...
-Nic pan nie rozumie!-woła zirytowany tym, że próbuje udawać że wie w jakiej jesteśmy sytuacji. Nie ma pojęcia jak ważne to dla nas jest i nie powinien udawać, że pojmuje ogrom sprawy.-Wie pan, że niedawno spodziewali się dziecka? Jego żona poroniła, pobita przez Kingsley'a. Nawet nie wyobraża pan sobie z jakim bólem walczyła, by tylko dziecku nic się nie stało i jeszcze pomogła współwięźniowi, który żyje teraz tylko dzięki niej-mówię szukając zmiany na jego twarzy czy w oczach. Niestety na razie jest jak skała, nie do ruszenia czy poruszenia, która złości coraz bardziej.-Nie wie pan jak cierpieli! Dziecko zmarło, ale niedawno udało im się znowu. Jeśli mi pan nie pozwoli tam wejść, dziecko będzie bez ojca, a Pansy stanie się wdową. Chce pan tego?-pytam czując wilgoć pod oczami. Zdziwiony, że mogę wypuścić łzy, kręcę głową jednocześnie próbując nie myśleć o ewentualnej śmierci przyjaciela.
-Panie Nott nie mogę...
Mam ochotę go uderzyć. Czują w sobie taką wściekłość, że mógłby spokojnie znieść z powierzchni ten gabinet. Mocno zaciskam dłonie na krawędzi biurka, a oczy, aż mi płoną. Musze naprawdę strasznie wyglądać, myślę, ale to jedynie jeszcze bardziej potęguje mój gniew. Serce chyba zaraz wyskoczy mi z piersi, a knykcie, aż mi zbielały.
-Przyszedłem tu po zgodę, ale nie znaczy to, że jeśli powie pan nie, będę siedział spokojnie. W tej chwili wchodzę do niego na salę, a jeśli tylko spróbuje mi pan przeszkodzić, uszkodzę!-wołam doskonale zdając sobie sprawę, że przesadziłem.
Groźby nie wchodzę w grę, nie można stosować ich do wyższego rangi, do pracodawcy. Mógłby mnie teraz spokojnie wywalić-nie tylko z gabinetu, ale i z pracy-lecz jego zszokowana twarz mówi, że ze zdziwienia nie może nawet otworzyć ust. Spogląda na mnie jakbym był jakimś kosmitą lub dziwnym stworem, ale będę martwił się o to jutro. Życie Blaise'a jest ważniejsze od wszystkiego w tej chwili.
      Jak powiedziałem, tak też robię. Wybiegam z jego gabinetu mocno trzaskając drzwiami po czym wstępuje na moment do swojego po fartuch lekarski i fiolkę. Szybko zakładam go na siebie o mało nie rozrywając i pędzę na dół.




*****


Draco



      Po dłuższym czasie położyłem podbródek na ramię opierającej się o mnie Granger.
Jestem zmęczony, ale w życiu stąd nie odejdę, szczególnie teraz kiedy Teo pobiegł tak nagle na górę.
Kiedy brunetka odwraca głowę w bok, do mnie  nasze spojrzenia się spotykają, a ona po chwili unosi dłoń i przejeżdża nią po moim policzku i po szczęce.
-Będzie dobrze, Malfoy.
-To tylko suche słowa, Granger.
-Jeśli w nie uwierzyć, nie będą bez pokrycia, fretko.
Normalnie odgryzłbym się albo zrobił coś paskudnego, ale teraz najnormalniej w świecie nie mam siły. Draco Malfoy też momentami czuje się całkowicie wypompowany.
Pansy dalej siedzi na białym krześle pochylona, ze wzrokiem utkwionym w podłodze. Na początku poszła za Teo, ale ten biegł tak szybko, że gdy wspięła się po schodach, jego już tam nie było.
Trzyma się za brzuch dlatego raz po raz zerkam czy jest w pobliżu pielęgniarka.
-Draco, chodź musisz mi pomóc!-woła Teo wręcz zlatując po schodach.
-Masz zgodę?-pyta Pansy zauważywszy, że ma na sobie biały fartuch ze swoim nazwiskiem, w którym wygląda teraz jak szaleniec z tym rozbieganym spojrzeniem i potarganym, czarnymi włosami.
Zaprzecza.
-Zaraz was wyrzucą!-woła pani Zabini, podnosząc się z miejsca.
-Prędzej my ich!-odkrzykuje pędząc w  kierunku Teo uprzednio zerkając na Granger, która szybko przytakuje, że powinienem to zrobić.
Szybko wchodzimy do sali, w której leży nasz przyjaciel i, w której chwilowo nie ma nikogo.
Podchodzę do łóżka, na którym leży Blaise, ale nie nasz. Ten jest zimny, ma zamknięte oczy, nie bije od niego ten optymizm i życie.
-No i co?-pytam, widząc, że Teo bierze do rąk dokumentację Zabini'ego.
Nie odpowiada, bo drzwi otwierają się szeroko.
Jakiś masywny mężczyzna wraz z innymi wchodzi do środka na co Teo napina się i zsuwa dłoń na różdżkę.
-Spokojnie, panie Nott, teraz najważniejsza jest przyszłość pacjenta-mówi ten masywniejszy, idąc w naszym kierunku.
-Co chce pan zrobić?-pyta dalej, a następnie wzdycha odebrawszy wrogie spojrzenie Teodora-Mamy zamiar panu pomóc, dziecko nie może żyć bez ojca-kończy, a ja zaglądam przez lekko rozchylone drzwi i zauważywszy Pansy, uśmiecham się w jej stronę pocieszająco. Możliwe, że to jej załamana postać przekonała ich ostatecznie.





*****



Hermiona




      
       Wyszli z sali dopiero po prawie dwóch godzinach.
Kiedy tylko drzwi otworzyły się, a nikt z nich nie wyszedł ze środka, razem z Pansy pobiegłyśmy tam w niemej obawie, że drzwi jednak zaraz się zamkną.
Pani Zabini szybko znalazła się przy łóżku męża, a gdy tylko zajęła miejsce, złapała go za rękę, na moment przytuliła i pozwoliła, by łzy popłynęły po jej policzkach.
-Co prawda nie obudził się, ale o tylko kwestia czasu-mówi Teo.
-Co mu podałeś? Co zrobiłeś?-pytam zaciekawiona, a jednocześnie pełna ulgi, że wszystko naprawdę będzie dobrze.
-Jeden z jego eliksirów-odpowiada, wzruszają ramionami przez co znowu wszystkie spojrzenia kierują się na niego. Tym razem zdziwione i niedowierzające w te rozwiązanie.
-Dał mi go kiedy go stworzył. Miał być na ciężkie przypadki dla moich pacjentów, ale zostało mi jeszcze trochę-odpowiada z uśmiechem, lecz poważnieje po chwili i spuszcza wzrok.-Przepraszam Pansy, że tak późno sobie o nim przypomniałem....
-Nie wygłupiaj się. Uratowałeś go! Co teraz będzie dalej...?-pyta, lecz jej ton sugeruje, że boi się zadać to pytanie z obawy przed odpowiedzią, która zada jej ból.
-Teraz? Teraz normalnie śpi, za kilka godzin się obudzi tylko jest...pewien problem.
Ponownie jakiś ciężar ciągnie mnie w dół.
-Jaki?-pytam, wiedząc, że Pansy nie odważy się zapytać. Za to mocniej ściska dłoń Blaise'a, a drugą przejeżdża po jego policzku.
-Jest...-zerka na zegarek-...już po dwudziestej. Obudzi się rano, ale jego lewa ręka będzie nie sprawna.




*****


Draco



        -Jeszcze chwilę posiedzę-mówię.
Granger zerka na mnie zaciekawiona po czym uśmiecha się i całuje mnie krótko.
-To urocze, że tak się o niego troszczysz. Nie śpiesz się.
-Nie troszczę-mruczę na co kiwa głową z politowaniem.
-Czekam na ciebie w domu, kochanie-droczy się dalej po czym przygryza wargę i teleportuje się.
       Cierpliwie czekałem, aż wszyscy sobie pójdą.
Nie chciałem, by wszyscy gapili się na mnie gdy będę przy nim siedział i oczekiwali ode mnie ckliwych słów radości.
Pogwizdując idę wąskim korytarzem mijając pozostałe rodziny pacjentów czy pracowników, z powrotem do sali, a następnie do Blaise'a.
Kiedy skręcam zauważam, że i Teo postanowił zrobić to co ja.
-Nie sądziłem, że ty też-mówię.
Nott otwiera drzwi.
-No popatrz, a ja doskonale wiedziałem, że ty tak zrobisz.-Uśmiecha się ślizgońsko po czym wchodzi do środka, a ja za nim.
      Gdy siadamy przy jego łóżku-ja po prawej, Teo po lewej-przypomina mi się, że nie wyjdzie z tego bez szwanku. Pansy trudno było przyjąć, że lewa ręka Blaise'a będzie niesprawna, ale po dłuższej chwili zrozumiała, że mogło być gorzej. W dodatku Teo nie powiedział jej, że chciano mu ją amputować, mówiąc, że po co komu niesprawna, nie odbierająca bodźców ręka, ale nie wyraziliśmy zgody nie chcąc robić z niego kaleki, a samemu Blaise'owi łatwiej będzie przyzwyczaić się, że jego ręka, jest niezdolna do czegokolwiek niż do tego, że jej nie ma.
      Wszystko przez to, że to właśnie na nią wpierw prysnęły szkodliwe opary. Za długo nic nie robiono.
-Nadal sądzisz, że jego wypadek i włamanie do was ma coś wspólnego?-pyta Teo, który jest we wszystkim poinformowany.
-Nie sądzę, żeby sam wrzucił coś czego nie powinien, a wcześniej kiedy pierwsze składniki były już wrzucone, Pansy tam nie wchodziła.-Wzruszam ramionami.-Daje nam to albo jednego sprawce, który wcześniej wkradł się nie wiadomo jak do Blaise'a, a potem do mnie lub dwóch różnych.
-Tylko co ma mszczący się, szukający dowodów mąż do eliksiru Blaise'a?-pyta dalej Nott, a ja momentalnie dostaje olśnienia. Jeszcze ani ja, ani Granger nie postawiliśmy tak sformowanego pytania. Teraz wszystko ma sens, a nie mające ze sobą nic wspólnego, elementy układanki zaczynają łączyć się w całość. Nagle tak przejrzystą i jasną.
-Oczywiście!-wołam.-Jego żona nie żyje, tak? Od Granger, dotarł do mnie. Ode mnie do was, a w tym do Blaise'a, który pracuje nad eliksirem wskrzeszenia. Chciał go zwędzić, po prostu. Może przypadkowo strącił składnik do kociołka, a nikt nie zauważył ubytku, bo gdy Marcus zrozumiał, że eliksir nie jest dokończony po prostu się zmył-kończę pełen nowej energii.
-To trochę...nieprawdopodobne. W dodatku aby ten eliksir zadziałał od śmierci denata nie może minąć więcej niż miesiąc.
-A skąd on miał to wiedzieć?-prycham.-W dodatku człowiek w miłości i desperacji jest w stanie zrobić wiele.
Po moich słowach zalega cisza.
Jestem pewny, że znalazłem ścieżkę, która za niedługo będzie jeszcze bardziej przetarta i, że nie wyprowadzi mnie na manowce.
-A ty masz się rano obudzić, stary. Koniec tego lenistwa-mówię łapiąc go za dłoń.
Kiedy ten lekko ją ściska przez moje ciało przechodzi dreszcz po czym zdezorientowanym wzrokiem zerkam na Teo.
-On...
-To normalne. Za parę godzin ma się obudzić, więc zaczyna odbierać bodźce-tłumaczy, a następnie sam łapie za rękę Blaise'a.-Draco dobrze mówi, koniec laby obiboku-dodaje żartobliwym tonem.
-Jeszcze tylko parę godzin.
-Miejmy nadzieje.
Patrzę na niego i uśmiecham się przekornie.
-Wyjątkowo ją mam.




*****




       Wszystko nie poszło tak jak chciałem.
Gdy zerkam przez okno naszego starego domu na ciemne niebo ze zrezygnowaniem stwierdzam, że osobiście jestem w równie ciemnym zaułku. Nie znalazłem żadnych dowodów na kobietę, która zabiła moją żoną, która była czysta i nieprawdopodobnie niewinna.
A przeszukałem przecież każdy kąt!
To nieprawdopodobne, że wszystkiego się pozbyła. Mam nadzieję, że chociaż gdy zobaczyła zdjęcie mojej żony, uświadomiła sobie co zrobiła. Jaką straszliwą zbrodnie popełniła zabijając, nie ważne w jakiej wierzę i na jakich dowodach. Zabiła ją, tego nie da się zapomnieć.
Jeśli to sobie uświadomi przynajmniej jedno mi się uda.
       Za długo przygotowywałem się do tego zadania.
Przez tyle czasu ćwiczyłem, planowałem i myślałem jak najlepiej będzie to rozegrać. Nie mogę teraz zwieść ani jej, ani siebie.
      Patrzy na mnie.
Jest ze mną cały czas, a gdy napotkam jej wzrok-tak ciepły i radosny-zatrzymany na jednej z mnóstwa fotografii, czuję, że robię dobrze.
Muszę albo ją odzyskać albo się zemścić, myślę biorąc łyk kawy z kubka.
Dotrę do dowodów, dotrę do niej samej kiedy nie będzie się spodziewać. Gdy będzie tak samo zaskoczona jak moja kochana i równie bezbronna jak ona.
Potem spokojnie, z uciszoną duszą, będę mógł skończyć ze sobą i przenieść się do niej.




*****


Draco




        Obudził się tak jak zakładaliśmy.
Niestety jego ręka również nie działa  tak jak przewidywaliśmy.
Wszyscy teleportowaliśmy do niego z samego rana i siedzieliśmy jak najdłużej można. Trochę zajęło nam wytłumaczenie mu wszystkiego i przekazanie co się działo oraz przykrych wiadomości o lewej ręce i samego powodu jego obecności w Mungu.
Później zostawiliśmy go z Pansy i ich jeszcze nie narodzonym dzieckiem, wiedząc, że należy im się chwila samotności po tym wszystkim. Wypytaliśmy tylko kiedy będzie mógł wrócić do domu i tu spotkaliśmy się z miarę optymistyczną wiadomością. Jutro.
        Teraz korzystając z tego, że Granger teleportowała się do Weasley'a i Potter'a, idę na spotkanie z informatorem. Przedstawiłem kobiecie po wczorajszym powrocie moją teorię i o dziwo przyznała mi rację. Wspólnie doszliśmy do wniosku, że nie znajdziemy lepszego wytłumaczenia, a to jest w miarę prawdopodobne. Nie całkowicie, ale do uwierzenia.
       Obiecałem też, że sam nie będę postępował pochopnie, ale przecież nie obejmuje to szukania wiadomości. Zresztą doskonale wiem, że ona robi to samo inaczej nie byłaby sobą. Ciekawską, wszystko wiedzącą Granger.
       Wieje chłodny wiatr, ale mimo to dalej brnę przed siebie.
Bardzo chciałbym dobrać się do gardła Marcus'a, człowieka, który wdarł się w moją prywatność, ale to musi poczekać. Najpierw musze mieć plan, cholernie dobry plan dzięki, któremu będę mógł się go skutecznie pozbyć. Będziemy mogli, poprawiam się w duchu, wiedząc, że Granger nie odpuści sobie obecności przy tym.
-Co wiesz?-pytam podchodząc do Igora, młodszego ode mnie o dwa lata mężczyzny, niskiego wzrostu o niesamowicie wielkiej skuteczności w zdobywaniu informacji. Nie bawimy się w grzeczne powitania.
-Znalazłem adres domu, w którym mieszkał kiedyś z żoną. Byłem tam, ale wygląda na opuszczony. Pytałem sąsiadów. Nikt się tam nie kręci, nikt nie wchodzi, nikt nie mieszka.
-Może tam po prostu wpadać raz na jakiś czas-mówię pewny, że chociażby z sentymentu nie zostawił swego dawnego, rodzinnego domu na zawsze. Wszak zostawienie zdjęcia jak i pragnienie zemsty oznacza, że jest pamiętliwy, a tacy nie odchodzą od swych dawnych siedlisk tak łatwo.-Zapisz mi adres. Coś jeszcze, Igor?
-Pracował w Departamencie Przestrzegania Prawa, zwolnił się zaraz po śmierci żony. Nie mieli dzieci, z rodziną spotyka się raz na jakiś czas. Żadnych długów, żadnych problemów. Od dłuższego czasu przepadł jak kamień w wodę, ale jest...coś jeszcze.-Jego oczy zaczynają błyszczeć jak zawsze gdy ma jakieś wiadomości, które zaliczają się do tych ekstra.-Pokazałem jego zdjęcie w kilku miejscach...
-Usunąłeś pamięć, albo zapłaciłeś?-przerywam, woląc się upewnić.
-Tak, nikomu nie wpadnie do głowy, że tam byłem czy, że ktoś o niego pytał.-Macha lekceważąco dłonią. Zapalam papierosa.-Często przesiaduje w Rosemary-mówi, a ja uśmiecham się chytrze widząc już gdzie w najbliższe dni będę na niego czekał.





*****


Hermiona




        Po krótkiej rozmowie, w tym napomknięciu o stanie Blaise'a, przeszłam do sedna, prosząc, by jako aurorzy zajrzeli do moich akt w Ministerstwie i sprawdzili czy czegoś w nich nie brakuje.
Po chwili narzekań i ostrzale pytań, zgodzili się, a wychodząc pod wieczór umówiłam się z Harry'm na jakiś wypad do mugolskiego świata, który swoją drogą mieliśmy urządzić już dawno.
       Przekręcam kluczyk w drzwiach i wchodzę do naszego mieszkania. Czuje napięcie związane z zadaniem, które zleciłam chłopakom, bowiem powiedzieli, że z samego rana napiszą mi co przyniosła ich wycieczka do piwnic Ministerstwa.
-Malfoy, jesteś?-pytam ściągając buty i cienką kurtkę. Sierpień jak na razie zaczyna się wietrznie.
Gdy wchodzę do salonu nie zauważam blondyna, więc kieruje się w stronę sypialni, a gdy już tam jestem, unoszę wysoko brwi zauważywszy stojący na półce nocnej w wazonie bukiet róż, a na łóżku siedzącego mężczyzne i szampana.
-Coś się stało?-pytam odruchowo.
-A musiało?-odpowiada pytaniem po czym przewraca oczami.-Nie szukaj wszędzie podstępów i złych wieści, Granger-mówi, podnosząc się z miejsca.-Po prostu dowiedziałem się kilku rzeczy...-pomrukuje podchodząc bliżej mnie. Niesamowicie szybko zsuwa swoje ręce na moje plecy.
-Wiem gdzie możemy znaleźć Marcus'a-mówi, lecz  z powodu małej odległości między nami gdy wypowiada chociażby jedno słowo jednocześnie muska swoimi ustami moje. Mimo, iż wiem, że robi to specjalnie udaje mu się wzbudzić we mnie pożądanie zarówno nim jak i informacjami jakie zdobył.-Chyba, że mam zrobić to sam.
-Nawet o tym nie myśl-mruczę czując coraz większe mrowienie w podbrzuszu. Nie wytrzymuje i skradam mu jeden pocałunek, który na moment udaje mu się pogłębić. Mrowienie przerodziło się w ciężar.-Idę z tobą.
-Wiedziałem-prycha i na moment zatapia się w moich oczach. Uparcie szuka w nich sprzeciwu, a ja kiwam głową sugerując tym samym, że go nie znajdzie. Szybko łapię mnie za pośladki i sadza na łóżku, by po chwili pochylić się nade mną.
-Nie chce cię po prostu zaliczyć, Granger-mówi przesuwając nosem wzdłuż mojej szyi i podwijając mi bluzkę.
-Inaczej twoje życie później stałoby się piekłem, Malfoy-zauważam z lekkim uśmiechem na co on śmieje się cicho. Początkowe obawy i myśl, która przemknęła mi przez głowę, że mnie wykorzysta, zniknęła już dawno, a teraz dodatkowo zagłuszyłoby ją pragnienie. Wzajemne.
       Gdy rozpinam połowę guzików jego koszuli, wsuwam ręce na jego plecy, których skóra, aż parzy. Blondyn łapie mnie za szyję i podciąga do góry tylko po to, by zerwać ze mnie bluzkę.
Śmiech, jęk, a później mocno szarpie za moje spodnie, która po krótkim czasie spadają na podłogę.
Jego dłonie są wszędzie, język wędruje po moim podniebieniu, a nasze cienie potęgują wrażenie naśladując nas na jednej ze ścian.




*****

Draco




       Nie mogę oderwać się do jej ust.
Czując w środku siebie narastający ogień przytwierdzam dłonie do jej bioder, a następnie do piersi powodując, że brunetka oplata mnie jedną nogą w pasie.
Nagle jej dłonie podrywają się do góry, by rozpiąć moje spodnie, które po chwili niecierpliwie zrzucam. Nie bawi się w odpinanie pozostałych guzików, jedno szarpnięcie i odpięły się wszystkie za jednym razem. Przygryza wargę gdy udaje jej się wejść na mnie sprawiając tym samym, że ty razem to ona jest górą. Ponownie łączy nasze usta podczas gdy ja wplatam jedną dłoń w jej włosy, a drugą staram się rozpiąć jej stanik. Gdy mi się udaje przesuwam dłoń na jej biodro i stanowczo znów przewracam na plecy. Tyle, że ona nie chce się poddać.
Zaczynamy siłować się o pozycję na górze w między czasie pozbywając się reszty bielizny, która teraz jest całkowicie niepotrzebna.
Po czasie udaje mi się ją przytwierdzić do materaca.
Chwytam jej nadgarstki i mocno przytrzymuje nad jej głową co spotyka się z jej cichym jękiem oburzenia.
-Nie szarp się, skarbie-mówię złośliwie unosząc na nią wzrok. Na moment powracam do jej ust, by skraść jeszcze jeden pocałunek po czym zniżam się do jej piersi, które gdy dotykam  wargami są niesamowicie rozgrzane.
-Malfoy-mruczy po czym mocno wyszarpuje swoje ręce i wsuwa je w moje włosy wzdychając głęboko.
-Granger-odburkuje gdy zaczyna rozpraszająco, ale i prowokacyjnie przesuwać swoimi biodrami po moich.
Wije się pode mną, ale odpłaca się tym samym zwiedzając rękami moje ciało. Mój oddech przyspiesza, jej też, mocno zaciskam swe dłonie na jej piersiach, przesuwam wzdłuż ciała, kieruje do strategicznego miejsca.
Ponownie udaje jej się zmienić pozycję na wskutek czego na chwilę siada mi na kolanach, a później pcha do tyłu, kładąc swe drobne dłonie na moim torsie.




*****

Hermiona



       Jesteśmy jednością.
Nie jestem w stanie powstrzymać dźwięków, które za wszelką cenę chcą wydostać się z mojego gardła. Tempo jest coraz szybsze, zachłannie chłonę każdy centymetr jego ciała.
Jeszcze nigdy nie czułam tak wielkiego pragnienia zmieszanego z euforią, chce być ciągle blisko niego, jak najbliżej się da, a gdy odrywa swoje ręce od mojego ciała, czuje niedosyt.
-Tak...-mruczę czując kolejne pchnięcie.
Gdy kieruje na niego wzrok widzę jego kpiący uśmiech, który nie odrywa się od niego nawet teraz.
Czując, że nadchodzi kulminacyjny punkt przyciągam go do siebie i łączę nasze języki, przymykając oczy, pozwalając, by wędrował rękami.
      Pożądanie, namiętność, walka.
Czuje jakby wewnątrz mnie wybuchały fajerwerki, jego gorący wzrok parzy, a powietrze jest tak duszne, że raz nie mogę nabrać potrzebnej dawki, a raz duszę się jego nadmiarem.
-Taka Gryfonka kryła się pod mundurkiem-mówi złośliwie między pocałunkami, dotykając dłońmi mojej kobiecości.
-Kto, by pomyślał, że fretki są takie umiejętne i zręczne-mamroczę odgryzając się i pozwalając, by jęk przyjemności wyszedł na światło dzienne.
-Jeszcze cała noc.




*****



       Gdy poranne słońce oświetla pokój, a zegarek ścienny wybija dziewiątą rano, siedzimy oparci o poduszki naprzeciw siebie po krótkiej drzemce.
Jemy śniadanie, które moment temu przygotowaliśmy, a ja wciąż mam w głowie wczorajszą noc.
Sowa z wiadomością do Harry'ego i Ron'a już tu była-nawiasem mówiąc to jej głośne pukanie o okno nas obudziło, co Malfoy przypomniał już parę razy-i dzięki niej dowiedziałam się, że brakuje kilka stron z mojej teczki.
-Ściślej mówiąc adresu, podstawowych danych, informacji o zasługach i testach umiejętnościowych oraz spraw jakimi się zajmowałam za czasów Kingsley'a-mówię, rozmawiając o tym z blondynem.
-W tym momencie moja teoria potwierdza się jeszcze bardziej.
-Może trochę-mówię i przesiadam się obok niego.-Kiedy idziemy do Rosemary?
-Najczęściej pojawia się tam koło piątej popołudniu-odpowiada, wzruszając ramionami, ale po chwili wraca do niego kpiący uśmieszek.-A w Hogwarcie mówili, że jesteś oziębła-napomina lekko przekrzywiając głowę i przekornie nawiązując do ostatniej nocy.
-Nikt nie kazał ci w to wierzyć-odburkuje-Zresztą skąd mogli wiedzieć?-prycham.
-A co mieli myśleć? Byłaś, a nawet jesteś, zaborcza, zazwyczaj masz ze sobą książki, w dodatku należysz do przemądrzałych, złośliwych i sztywnych-mówi.
-Ja jestem złośliwa?-pytam unosząc brwi na co on przytakuje szybko, pomrukując a co, niby nie?-Przynajmniej nie zarozumiała i nadęta. W dodatku nie podrywam każdej napotkanej na ulicy kobiety.
-Każde ładnej, napotkanej kobiety-poprawia bezczelnie wyżej unosząc podbródek i zerkając na mnie z góry z politowaniem.
       Kontynuuje śniadanie puszczając to mimo uszu, wiedząc, że chce mnie jedynie sprowokować. Nie dam się tak łatwo i nie dam mu satysfakcji.
-Dzisiaj?-pytam nawiązując do wypadu do Rosemary na co przytakuje.
-Myślałem trochę, nie w nocy, bo byłem zajęty...-mówi wrednym tonem, a jednocześnie zaciska dłoń na moim biodrze-i chyba jest tylko jedno rozwiązanie.
-Też tak sądzę-przyznaje odwracając się twarzą do niego i podkulając nogi.-Inaczej doniósłby na mnie do Ministerstwa. McGonagall, by mnie nie zamknęła, ale reszta...
-Nie można ryzykować.
-Nie.-Kręcę głową w zgodzie po czym przejeżdżam dłonią po włosach.-Musimy go zabić.
-Nim on zabije ciebie.



 

*****
 
Nie wiem, chyba jest trochę dłuższy niż zazwyczaj, ale nie mogłam niczego usunąć.
Mam nadzieję, że się wam podoba i przepraszam, że teraz, bo przecież wydaje się, że to już koniec roku szkolnego i jest mnie rzeczy do zrobienia, ale nie u mnie.
Mam jeszcze kilka spraw na głowię, ale pisze w każdej wolnej chwili.
 
Pozdrawiam was mocno!
Vivian Malfoy.


 
 
 
 



23 komentarze:

  1. Hej.:)
    Rozdział fantastyczny. Blaise.. Mam nadzieję, że pogodzi się ze swoim kalectwem, w końcu powinien się cieszyć, że żyje.:) Pansy na pewno odetchnęła z ulgą, wiedząc, że jej ukochany żyje.:) Uwielbiam dynamikę pomiędzy Dramione... Kurczę napisałabym dłuższy komentarz, ale właśnie zaczyna się cisza nocna w szpitalu i pielęgniarka mnie goni z laptopem. Toż to po prostu chamstwo !
    Także, rozdział superancki i czekam na kolejny.:)
    Pozdrawiam,
    la_tua_cantante_

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć i cieszę się, że ci się podoba :)
      Najlepsze jak dla mnie jest to, że ta ,,dynamika w Dramione'' przypadła Ci do gustu.

      Mam nadzieję, że to nic poważnego!

      Dziękuję bardzo i pozdrawiam również :D

      Usuń
  2. Super rozdział! Zabini ... eh mam nadzieję, że będzie z nim ok , niech sie nie załamuje!
    Czekam na następny rozdział :D
    Pozdrawiam i weny życzę :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zabini może i się pozbiera ;)
      Dziękuję za odwiedziny i życzenia.

      Pozdrawiam gorąco!

      Usuń
  3. rozdzial jak zwykle swietny a im dluzszy tym lepszy, nie dajesz chwili wytchninia, ciagle cos sie dzieje, bledow nie ma, tylko, wedlug mnie powinnas na poczatku zaznaczyc ze tekst zawiera sceny erotyczne bo nie kazdy chce czytac tego typu rzeczy, pozdrawiam i zycze weny
    ps. sory za brak polskich znakow ale pisze z telefonu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, walczyłam o to ze sobą.
      Chciałam zamieścić takie ostrzeżenie, ale doszłam do wniosku, że przez to będziecie wiedzieli czego się spodziewać i można zauważyć lub wyczuć, że w następnej części coś będzie.
      Później jednak napisałam uwagę na początku rozdziału. Usunęłam ją i ponownie stworzyła.
      Skończyło się tak, że w końcu go jej nie ma za co przepraszam bardzo wszystkich, których w jakiś sposób w to dotknęło.

      Nie mam Ci tego za złe, osobiście nie lubię pisać z telefonu.

      Bardzo dziękuję za pozytywną opinię miłe słowa.
      Staram się :)

      Pozdrawiam serdecznie :D

      Usuń
  4. Rozdział super ;)
    Hmm ciekawe jak to teraz bedzie między Draco i Herm jak w końcu wylądowali w łóżku ;) Ich relacja strasznie mi się podoba. A ta zazrdość Smoka na początku rozdziału.... niezła ;) Niby stara się byc opanowany a w środku aż go skręca... Ale poza tym widać, że mu na Mionie zależy.

    Całe szczęście, ze Blaise w końcu się obudził. Szkoda, że nie wyszedł z tego bez szwanku ale przynajmniej przeżył ;)

    No a Teo mnie zaskoczył tym wybuchem u ordynatora. Ale przynajmniej pokazał jak ważni są dla niego przyjaciele i nie cofnie się przed niczym aby im pomóc. Oby z Katie wszystko się też ułożyło jak najszybciej ;)

    A postać tego włamywacza robi się coraz bardziej intrygująca...

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :D

      Wiesz nie zawsze ich relacja może się zmienić, bo przecież wszystko może zostać bez zmian.
      Ewentualnie polepszyć lub pogorszyć.

      Oboje ukrywają po części emocje.

      Blaise może i się wyliżę?

      Dla Teo przyjaciele są istotną częścią życia i zrobi wszystko, by ich ocalić. Katie kocha go najmocniej na świecie, mają naprawdę spore szanse.

      Mam nadzieję, że coraz bardziej! ;)

      Pozdrawiam :*

      Usuń
  5. Świetne, po prostu świetne!
    Dobrze, że Blaise'owi się polepsza.
    A scena między naszą ulubioną parą - fantastyczna!
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam,
    HH

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło!
      Cieszę się, że ta scena Ci się podobała.
      Kolejny rozdział najszybciej jak się da :)
      Pozdrawiam gorąco :)

      Usuń
    2. Bardzo mi miło!
      Cieszę się, że podoba Ci się scena między główną parą.
      To zawsze mnie cieszy.

      Kolejny jak najszybciej, pozdrawiam ciepło :)

      Usuń
  6. A ja się nie rozpisuje rozdział jest mega i już :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Kochana blog jest cudowny! :D
    Czekam na następny :)
    Nie wiele jest takich blogów co mi się podoba (jest wybredna) :-P
    Ale ten wymiata :*
    Zapraszam również do mnie:
    http://opowiadanie-tom.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czuje się po prostu zaszczycona :)
      Serio, bardzo mi miło, że tak dobrze wyrażasz się o tej historii, której się poświęcam.
      Mam nadzieję, że szybko nas nie opuścisz :D

      Pozdrawiam mocno :)

      Usuń
  8. Rzeczywiście dłuższy ale to bardzo dobrze. :) Rozdział genialne. Mrr Dracze i Hermi, mam nadzieję , że uda się coś zrobić z ręką Blaise, Teo coś na to poradzi. I niech Teo będzie z Katie tak ślicznie razem wyglądają !!!
    Serdecznie pozdrawiam,
    Tsuki <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Liczę, że nie zawiodę Cię w kolejnych rozdziałach.
      Dziękuję za te odwiedziny jak i wszystkie inne :)
      Pozdrawiam Cię bardzo mocno <3

      Usuń
  9. no i bardzo dobrze, że rozdział jest taki długi! czyta się go bardzo przyjemnie. masz talent to widać i dobrze go wykorzystujesz :) no i jest Blaisee!!

    zapraszam do mnie na bloga z miniaturkami dramione http://you-make-me-rise-when-i-fall-dramione.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słowa o mym ,,talencie'' zazwyczaj puszczam mimo uszu, bo mam mnóstwo autorytetów, którym według mnie nawet nie dorastam do pięt.
      Mimo wszystko dziękuję z całego serca :)

      Blaise ma szanse.
      Czy ją wykorzysta?

      Pozdrawiam ciepło :D

      Usuń
  10. Swetne!
    genialne!
    Masz talent dziewczyno!
    Czekam na więcej ;)
    Weny.
    jakbyś mnie mogła informowac na oanstwoweasley.blogspot.con o nowych rozdziałach bylab;)ym wdzięczna
    Poz

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ogromnie i to samo co powyżej :)
      Dobrze, postaram się cię informować :)
      Pozdrawiam również!

      Usuń
  11. Boskie ;)
    Po prostu mega. Nie ma po co się rozpisywać. Długi i genialny. Tak trzymać ;)
    Ps. Zostałaś nominowana do LIEBSTER AWARD! ;)
    http://dramione-togetheruntiltheend.blogspot.com/2014/06/liebster-award.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję!
      Jednak jeśli chodzi o mój czas - z każdym dniem coraz mniej, lecz postaram się odpowiedzieć w czasie wakacji, jak najszybciej będę mogła.

      Dziękuję gorąco i pozdrawiam równie mocno!

      Usuń

Witaj

Tytuł aktualnego opowiadania: Czarny Raj
Tematyka : Potterowskie
Para : Dramione
Autor : Vivian Malfoy
Szablon : Szablownica




Obserwatorzy