niedziela, 8 czerwca 2014

Rozdział 34:,,Niewidzialna ręka sieje zło.''

Pamela



                       Siedzę sztywno, nienaturalnie wyprostowana, a w swej dłoni ściskam dłoń Harry'ego.  Z trzęsącą się wargą, w środku rozhisteryzowana, zerkam na Amber, bo moją matką nie jest już od dawna. Wszystkie wspomnienia znowu do mnie wróciły, przypomniał mi się jej srogi wzrok, który widywałam raz na tydzień lub rzadziej. Powrócił do mnie chłód, którym przekazywała mi, że nie zasługuje na nią, że nie powinnam w ogóle się urodzić oraz widok stalowych krat w oknie i zgorszona mina mojej opiekunki. Czasami miałam wrażenie, że czuje się jeszcze gorzej niż ja, że też nie chce tu być.
                      Tymczasem Amber pije herbatę. Dodatkową herbatę, którą sama sobie przygotowała  za pomocą różdżki. Tym samym srogim wzrokiem raz po raz przesuwa po pokoju, a później na parę chwil wbija go w Harry'ego, dokładnie studiując jego twarz i ubranie.
                       Cała sytuacja jest mocno absurdalna, lecz do tej pory nie mam odwagi się odezwać. Znów powrócił do mnie ten lęk z dzieciństwa przed, którym uciekłam. Przez jej wizytę nie wiem teraz nawet, która jest godzina, dzień, nie mogę oderwać od niej oczu!
-Może nam pani w końcu wyjaśnić, co tu robi?I jak w ogóle znalazła Pamelę?-pyta Harry, a gdy z letargu wyrywa mnie jego głos zaczynam dziękować w duchu, że tu jest. Nie wiem co zrobiłabym gdyby nie zjawił się wtedy przy drzwiach i gdyby nie siedział teraz koło mnie.
-Och, panie Potter!-woła i momentalnie rozpromienia się w jego stronę po czy  wychyla się i przez stół, który nas dzieli, łapie go za dłoń i potrząsa nią. Harry unosi brwi zdziwiony tym gestem oraz faktem, że chce nawet teraz zawiązać nowe możliwości, ale ona zawsze taka była, zawsze liczyła się opinia, prestiż, wygląd i znajomości. Z kolei ja patrzę na nią tak jakbym widziała ją pierwszy raz w życiu, bo nigdy nie widziałam jej w takim stanie. Nigdy nawet nie drgnął jej kącik ust, a co dopiero taka radość! No przynajmniej w stosunku do mnie.
-Wcale nie było tak trudno jej znaleźć.-Macha niedbale dłonią i przez moment zerka na mnie. Znowu surowo i zimno. Nie tak wyobrażałam sobie spotkanie po latach.-Wszyscy wiedzą, że się pan z nią, panie Potter, zadaje. Tak właściwie szukałam wpierw pana-Znów jest uśmiechnięta.
-Dlaczego pani Willson?
-Amber-poprawia i ponownie wyciąga dłoń przed siebie w jego stronę, ale ten nawet nie spogląda na jej rękę. Wzrok ma utkwiony w jej twarzy, a jednocześnie pilnuje  jakby z obawy, że może coś zrobić.
-Mój mąż, jest właścicielem ogromnej sieci  sklepów do, których z przyjemnością pana zapraszamy, panie Potter. Miotły, eliksiry, szaty, podręczniki, książki poza szkolne, pośredniczy w różdżkotwórstwie...-ciągnie, lecz przerywa jej odchrząknięcie Harry'ego. Na moment jej uśmiech blednie, ale później znów się pojawia i kontynuuje jakby nie zmieszana.-Przez fatalne okoliczności ich wartość spadła, a razem z nimi nasz majątek. Mamy bardzo wymagających sąsiadów, jesteśmy przyzwyczajeni do pewnych standardów...-Prostuje się jeszcze bardziej słysząc jej słowa wciąż będąc rozżaloną, że po tylu latach nie zdobyła się nawet na uniesieni ust czy uścisku dłoni co do mojej osoby. Amber zaplata ręcę na piersiach przez co wygląda trochę oskarżycielsko.-Panie Potter, wiem dobrze, że doskonale Ci się powodzi w końcu jest pan prawie podwójnym bohaterem wojennym. Bycie z moją...córką do czegoś obowiązuje, więc proszę, by udzielił mi pan pożyczki.
-Ty chyba sobie żartujesz!-syczę tym samym odzywając się pierwszy raz od jej przyjścia. Nie wiem czy jestem bardziej rozczarowana czy zła.
-Skąd mamy mieć pewność, że pani nie wróci?-pyta Harry nachylając się ku niej. Przez jej twarz przechodzi cień gniewu, ale po chwili jakby domyślając się, że go zobaczyłam, uśmiecha się jeszcze bardziej.
-Mam swoją godność, panie Potter. Oczekuje tylko jednorazowej pożyczki-odpowiada zaczynając miętolić swoje delikatne, koronkowe rękawiczki, które podobne są do tych, które nosiły poważne damy dziesiątki lat temu.-Chyba, że woli pan, oczywiście, by Pamela wróciła ze mną...
-Z tobą?
-Ależ oczywiście!-odpowiada na moje pytanie.-Skoro już wiem jaki jest Twój adres. Strych wciąż czeka, więc...
-Powinna pani w tej chwili wyjść!-gromi ja Harry słysząc te słowa na, które mimo wszystko dociskam się w głąb fotela.-Pamela jest dorosła, może mieszkać gdzie tylko zechce. Jednak mogę się na to zgodzić...-Zaczynam szarpać go za ramię i kręcić głową. Nie, myślę, nie. Ona jest jak pijawka. Jeśli poczuje zysk czy korzyść-nie odejdzie.-...jeśli później zostawi nas pani w spokoju-kończy na co Amber prawie klaszcze w dłonie.
-Wspaniale! Jest pan cudownym człowiekiem, panie Potter. Dopełnijmy formalności i ustalmy szczegóły!-woła radosna przesiadając się bliżej nas.
Wzdrygam się i wycofuje w tył wciąż jednak nie puszczając dłoni bruneta. Całkowicie zgadzam się z przeczuciem, że to nie będzie tylko jednorazowa pożyczka. Przepełniona wrażeniem, że jest to całkowicie nienaturalne, a moja matka zachowuje się tak jakby widziała mnie po raz pierwszy w życiu i po prostu jakbym nie przypadła jej do gustu, pluje sobie w brodę, że nie zdążyłam wcześniej zamknąć jej drzwi przed nosem.




*****


Teodor




                  Pogwizdując skręcam w lewo przez co udaje mi się wymknąć z tłumu innych czarodziei, który dzisiejszego przedpołudnia pędzi przed siebie niczym fala.
Wyjątkowo się nie śpiesząc, spokojnym krokiem mijam kolejne budynki i ulice po czym z dumą zerkam na wielki bukiet pięknych kwiatów.
Długo nad tym myślałem i doszedłem do wniosku, że jesteśmy ze sobą wystarczająco. W swoim życiu nie miałem dużo okazji do szczęścia, musiałem cieszyć się pojedynczymi, ulotnymi chwilami, których oczekiwałem z każdym dniem co raz bardziej. Stojąc przed ladą i patrząc na piękne, magiczne pierścionki zaręczynowe, czułem się niesamowicie spełniony i pewny.
Teraz wyłożone czerwonym materiałem pudełeczko wraz z pierścionkiem spoczywa w mojej kieszeni. Zrezygnowałem z garnituru, to byłaby już przesada.
                Teleportuje się, a gdy moje stopy znowu dotykają ziemi, przypomina mi się wczorajszy proces. Co prawda nie wszystko poszło tak jak zakładałem, bo Malfoy nie mógł się zjawić, ale i tak wszyscy magomedycy zamieszani w podziemi skazani zostali na Azkaban. Mimo nieobecności blondyn pomógł mi wysyłając do Miniserstwa jako dowód, obszerny list, w którym stawiał ich całą tę działalności i ich porozumienie z nieżyjącym już Kingsley'em w jak najgorszym świetle.
                Jego i Hermiony związek jak na razie się trzyma, sam nie wiem jakim cudem. Oczywiście odrzucam podejrzenia Weasley'a, w którym wspomina o szantażu, eliksirach miłosnych czy innych sztuczkach. Osobiście cieszę się, ale i boje jak to się skończy.
-Katie?-wołam pytającym tonem wchodząc do domu. Rozglądam się po czym zamykam za sobą drzwi i rzucam spojrzenie w stronę lustra. Kładę dłoń na kieszeni, w której powinien być pierścionek, lekko targam swoje ciemne włosy i ponownie ją wołam.
Gdy nie odpowiada naturalnie zaniepokojony kieruje się do salonu nie widząc sensu chowania kwiatów za plecami. Jest tak duży, że i tak, bym go nie zasłonił, myślę idąc.
-Co ty robisz?-pytam zatrzymując się gwałtownie. Zdezorientowanym wzrokiem patrzę na to jak pakuję swoją walizkę. Katie drga i odwraca się do mnie po czym przyciska właśnie pakowaną bluzkę do piersi.
-Cześć Teodor-mówi, a ja podchodzę wtedy bliżej i głośno przełykam ślinę. Jest źle, gdy sytuacja jest poważna, zawsze zwraca się do mnie pełnym imieniem. Zaczynam się bać, choć normanie bym się do tego nie przyznał. Chwila ciszy wydaje się ciągnąć w nieskończoność, a żadne z nas nie jest w stanie wydusić słowa.
-To co ty robisz?-powtarzam, a gdy zaczyna otwierać i zamykać usta, marszczę brwi z irytacji.-Katie, do cholery!-wołam.
Ponownie drga. Przeprosiłbym ją za podniesienie głosu, lecz w tej sytuacji to mój najmniejszy problem. Patrzy się na mnie z lekkim wyrzutem przez co przez moment czuje się jakbym to ja zawinił, a przecież jest całkiem inaczej. Chce się oświadczyć!
-Muszę na jakiś czas wyjechać, Teo-znów wraca jej ciepły ton. Zaczyna miętolić trzymaną bluzkę na co krzywię się lekko. Lubi porządek, zawsze każda moja koszula musi być idealnie wyprasowana, więc pewnie złapie się za głowę gdy zobaczy później stan tej bluzki.
Teraz to ona zaczyna czuć się winna, myślę widząc jej oczy.
-Gdzie?
-Do Patrik'a-Kolejny cios.
Najpierw spoglądam na nią zaskoczony, potem powoli zamienia się to we wściekłość. Widzę, że lekko się wystraszyła-nigdy nie podniosłem na nią głosu, nigdy nie widziała u mnie takiej złości. Gdy spuszcza wzrok, staram się uspokoić, desperacko czekam na moment, w którym powie, że nigdzie nie wyjeżdża, a przynajmniej, że nie do niego.
-Powiedz, że żartujesz?
Kręci głową.
-On umiera, Teo! Widziałam się z Oliver'em-słysząc o jej kuzynie, lekko się uspokajam. To rozsądny mężczyzna, nie popierałby jej wyjazdu gdyby nie było takiej potrzeby.-Przecież wiesz, że się przyjaźnią. Patrik od dawna był chory, teraz jest na granicy...prosił, bym go odwiedziła. Nie możesz być takim egoistą!
Złość powraca.
-Już nie pamiętasz jak myślał tylko o sobie i chciał nas rozdzielić? Przyjeżdżał do Hogwartu i odwiedzał Cię jak najczęściej tylko mógł! Albo ja się do ciebie dobierał?!-na wskutek ostatniego argumentu lekko się chmurzy, ale już po chwili ponownie przybiera wojowniczą postawę. Zdecydowanie wrzuca bluzkę do torby po czym zasuwa ją i zakłada ręce na piersi.
-Pojadę, Teo. Nie zachowuj się jakbym miała nie wrócić!-woła.
-Oczywiście, że pojedziesz-prycham.-Wielkoduszna Katie, która każdemu pomoże i każdego wysłucha.
Wiem, że przegiąłem gdy chwyta do ręki walizkę na kółkach oraz gdy pudełeczko z pierścionkiem zaczyna palić mnie w miejsce, w którym leży. Widzę na jej twarzy złość, ale przede wszystkim rozczarowanie, którego tak nienawidzę. Za często widziałem go w życiu, u prawie każdego z otaczających mnie ludzi.
-Mam nadzieję, że zdążysz przemyśleć swoje zachowanie kiedy mnie nie będzie-mówi ciągnąc walizkę w stronę korytarza. Zawsze w chwilach kłótni brzmi tak srogo, jak nauczycielka. Dźwięk sunących po podłodze kółek jest dla mnie katorgą przez, którą o mało co nie zatykam uszu, bo wydaje mi się on niesamowicie piskliwy.
-Katie!-wołam za nią wciąż zirytowany. Kobieta zatrzymuje się słysząc też desperację w moim głosie i odwraca w moją stronę, trzymając dłoń na klamce.
-Piękne kwiaty, Teo.-Lekko się uśmiecha.-Rzuć kilka zaklęć, może przetrwają do mojego powrotu-dodaje i wychodzi mimo wszystko spokojnie zamykając drzwi co również mnie denerwuje.
Wściekły wydaje z siebie krzyk i szarpię się za włosy zdenerwowany tym, że w najbliższych dniach będzie siedziała wzruszona trzymają swojego byłego za rękę. Pewnie odejdzie z satysfakcją gdy dowie się, że się ze mną pokłóciła.
Później uderzam pięścią w ścianę i nie czując bólu teleportuje się uprzednio na moment wchodząc do kuchni.
Kwiaty skończyły w koszu, a pierścionek w pudełku rzucony gdzieś w kąt.




*****


Blaise




                     Żwawym krokiem wchodzę do swego gabinetu.
Starannie zamykam za sobą drzwi na wszystkie zamki, by w razie czego żadna substancja czy chociażby jej opary, nie wydostały się na zewnątrz. Szczególnie teraz kiedy Pansy jest w ciąży.
                    Zakładam rękawiczki, jednocześnie wykonując ruch na wskutek, którego w kociołku zaczyna się gotować. Wystawiam kilka szkatułek i flakonów ze składnikami.
Wyciągam pergamin z niedokończoną recepturą pewnego eliksiru. Długo nad nim pracowałem, chciałbym, by w końcu mi wyszedł.
Zakładam, że gdy tak się stanie przebiję wszystko i wszystkich, bo jest to coś do czego dążą od wielu lat-dzięki mnie pojawi się eliksir, który umożliwi wskrzeszenie zmarłych. Jedynym warunkiem byłbym fakt, że od śmierci denata nie może minąć więcej niż miesiąc.
To ogromna szansa. Martwy powróci do swego życia-bez zmian. Będzie miał tyle samo lat, będzie tak samo wyglądał, będzie wszystko pamiętał. W skrócie będzie odbierał to tak jakby zdrzemnął się na kilka godzin.
                    Skrzek żaby, skrzydła wróżki, łuski smoka.
Niebieska para zaczyna unosić się w powietrzu. Uśmiecham się zadowolony i dodaje pył kamieni magicznych. W kociołku zaczyna bulgotać, a ja na moment odwracam się do regału z gotowymi już eliksirami, z których dodaje do kociołka kilka kropel.
-Blaise, długo jeszcze Ci zejdzie? Może poszlibyśmy na spacer? Jest piękna pogoda!-woła.
-Daj mi kilka chwil!-odkrzykuje wymijająco w odpowiedzi po czym ponownie wracam do magicznego naczynia.
Gdy zauważam, że jest czerwony i ma niepokojący zapach, marszczę brwi i ponownie zaglądam w recepturę. Chcę zawołać Pansy, skonsultować się z nią i znaleźć błąd jaki popełniłem, lecz nie zdążam dojść do drzwi.
Kociołek wybucha. Duży huk rani moje bębenki, pył obsypuje moje ciało, a niewidzialna dłoń pcha mnie do przodu. Upadam, a ciemność staje się coraz szersza.
Nicość jest głucha i mroczna.




*****




Hermiona




                      Pędzimy, bo to, że jedziemy byłoby błędnym stwierdzeniem.
 Jestem mocno przytulona do jego pleców, a powiew wiatru spowodowany dużą prędkością bije mnie w ciało. Pewnie gdyby nie kask moje włosy wyglądałyby jak flaga.
Źle widzę otoczenie, ze świstem mijamy inne pojazdy. Raz na jakiś czas mam ochotę się zaśmiać, ale przy Malfoy'u nie warto ukazywać za wielkiej radości.
                     Jesteśmy już w trasie od prawie trzech godzin i nawet przez moment nie żałowałam, że się zgodziłam mimo, iż na początku byłam trochę negatywnie nastawiona.  Do tej pory blondyn nie zdradził mi gdzie konkretniej jedziemy choć wiem, że ma jakiś plan i wcale jak to wcześniej określił, nie kierujemy się przed siebie.
Kolejnym plusem jest to, że nareszcie mogę odetchnąć. Cieszę się, że nie muszę o nic się martwić, o niczym myśleć i, że mogę odpocząć. Nie mieliśmy z nikim kontaktu od południa, a nawet lekko przedpołudnia  i nie wiem kiedy wrócimy.
Za jakiś czas będzie robiło się ciemno, więc tym bardziej sądzę, że pewnie ma coś zaplanowane.
-Złap się mocniej!-krzyczy lekko przekrzywiając głowę. Słucham się i mocniej zaciskam dłonie wokół jego pasa po czym motocykl ostro skręca w prawo.
Wjeżdżamy w jakąś uliczkę, wokół nie ma żywej duszy. Zaczynamy wspinać się pod górę, jest coraz ciemniej.
-Powiesz mi w końcu gdzie jedziemy?
-Wystarczy się rozejrzeć, Granger-odpowiada lekko.
Marszczę brwi, lecz po chwili rozglądam się, a gdy wjeżdżamy na samą górą, przed oczami staje mi wspaniały krajobraz, który za parę chwil, gdy mrok już zapanuje, będzie wyglądał rewelacyjnie.




*****




                       Amber podziękowała mu jeszcze kilka razy nim przekroczyła próg mieszkania i wyszła na zewnątrz.
Zadowolona, że nie jest jeszcze późno oraz, że udało jej się osiągnąć cel, teleportuje się,  prostując się, unosząc podbródek i złączając nogi.
Jej uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej gdy ujrzała swoją i męża piękną posiadłość. Dumnym krokiem, obserwowana przez  zamożnych sąsiadów, wspina się po paru marmurowych schodkach. Rzuca tęskne spojrzenie na duży, soczyście zielony ogród i piękne kwiaty oraz pogardliwy wyraz na górne okna, w których przebywała kiedyś jej córka.
Córka, prycha wchodząc do środka.
Jej uczucia są co najmniej mieszane. Z jednej strony jest okropnie zadowolona, że załatwiła pieniądze dzięki, którym będzie mogła kupić kilka sukien i dalej sprawiać pozory, a z drugiej czuję pogardę do dziewczyny. Do Pameli.
Mówiąc szczerze-cieszyła się kiedy nie wróciła pewnego razu do domu. Od tej pory mogła ściągnąć zaklęcia z góry i przestać bać się, że tajemnica jej i męża wyjdzie na jaw. Zaczęli od nowa, a pieniądze, które mieliby wydać na nią, ulokowali.
                       Dźwięk jej pantofli i posadzki rozchodzi się echem po dużym wnętrzu. Kieruje się do salonu, w którym ma nadzieję zastać Fredik'a, lecz po drodze zatrzymuje się na moment i poprawia wazon, który wydaje jej się, że stoi krzywo.
-Witaj, kochanie!-woła radośnie zauważywszy swego męża na skórzanym fotelu. Przed oczami ma jednak twarz pana Potter'a. Najchętniej już pochwaliłaby się przyjaciółką, że poznała osobiście tego bohatera, nie ważne przy jakiej okazji-z zazdrości nawet nie pomyślą, by ją  o to zapytać.
Swoją drogą to powinna być wdzięczna Pameli, gdyby ta nie zakręciła się koło pana Potter'a, teraz nie miałaby skąd wziąć pieniędzy. Może jednak ma jakieś moje cechy, myśli gdy uzmysławia sobie, że Pamela załatwiła już sobie źródło utrzymania do końca życia, które postawi jej życie na co najmniej wysokim poziomie.
Fredrik mruczy coś pod nosem i kiwa głową. Gdy słyszy, że żona, która przed chwilą koło niego usiadła, nuci cicho, jest zmuszony podnieść wzrok z magicznej gazety dla ekonomistów i przedsiębiorców.
-Czyżbyś załatwiła pieniądze?-Nagle jego ton stał się miły i przyjazny. Mówi głośno i nawet odwrócił się w jej stronę.
-Owszem-odpowiada i kładzie na stolik, który ich oddziela, czek.
Fredrik'owi zaczynają świecić się oczy. Ostrożnie bierze owy czek do rąk i uważnie ogląda. Nie pyta się skąd go wzięła, ważna jest tylko wyskość kwoty. A Amber?
Nie zamierza zwierzać się kto był  hojnym dawcą. Jej mąż jest równie pazerny i chciwy jak ona. Kiedy dowie się o położeniu osoby, która udzieliła im tego zastrzyku gotówki, przyczepi się i nie odpuści, chcąc jeszcze więcej. A Amber nie jest głupia-wie, że tego źródła nie starczy na nich dwóch.




*****


Hermiona




                      Jest już noc.
Migoczące gwiazdy, teraz naprawdę duże punkty wiszą nad nami, a my ułożyliśmy się na letniej trawie. Blondyn ma zaplecione ręce pod głową, a ja swoje położone mam wzdłuż ciała.
Milczymy, tylko raz na jakiś czas nasze dłonie musną się lub usta spotkają.
W takich chwilach jak te-nieprawdopodobnych-czuje się, że powinniśmy to zakończyć. To paradoksalne i nonsensowne, ale mam wtedy wrażenie, że udajemy. Sądzę, że nie jest to prawdziwe, a jeśli przestaniemy grać, że jest dobrze i cudnie, otuli nas zło, ból i nienawiść.
-Malfoy, Malfoy...Co my tu robimy?-mówię na głos część moich przemyśleń.-Kochasz mnie?
Długo milczy. Później odwraca twarz od gwiazd w moim kierunku.
-Nie, Granger.-Mimo wszystko oczekiwałam, że właśnie to powie. Blondyn jakby czytał z mojej twarzy, bo zadaje mi pytanie, inne, lecz podobne, podpierając się na łokciu.
-Czy kiedykolwiek mnie pokochasz, Granger?
Nie zamierzam kłamać. Nagle atmosfera zrobiła się duszna, ciasna, jakby zaciskała pętle na naszej szyi. Zerkamy na siebie pełni oczekiwania choć wiemy jakie będą odpowiedzi i, że nie wzbudzą w nas szczęścia.
-Nie wiem, Malfoy.-Czuję do niego mnóstwo uczuć, żywię wiele emocji i doświadczam różnych wrażeń, ale jestem pewna, że nie jest to miłość. Kto wie, może to się zmieni, ale musiałby zrobić coś naprawdę wielkiego, musiałby mi czymś zaimponować, sprawić, że obudzą się we mnie nieznane rządze.
                    Mimo wypowiedzianych  (gorzkich)słów, całuje mnie. Wyjątkowo powoli, nie tak łapczywie i namiętnie jak zawsze. Przymykam oczy, a gdy wsadza mi język do ust, przechodzi mnie miły dreszcz. Jak zwykle jego dłonie jeżdżą po moim ciele, jakby za każdym razem badały je i odrywały na nowo.
-Granger-mruczy gdy zaciskam dłonie na jego szyi i kładę się na torsie.-Tak jest dobrze, bez zbędnych deklaracji-dodaje, ale zauważam jakąś zmianę na jego twarz.
Czuję przyjemność, a gdy jego dłonie zaczynają jeszcze bardziej zagłębiać się w moje ciało i kiedy jego pocałunki stają się drapieżne czyli takie jakie lubię, zalewa mnie fala gorąca. Może robi to głównie po to, by odwrócić uwagę od cienia, który na moment u niego się pojawił?
-Nie potrzebne nam są-mówię gdy schodzi z ustami na moją szyję. Gdy przypomina mi się piknik, który odbyliśmy na początku, czuje lekkie ukłucie. Zupełnie tak jakbym jednak chciała takiej deklaracji.
Gdy jęk wyrywa się z mojego gardła, Malfoy podnosi na mnie wzrok i uśmiecha się złośliwie po czym kontynuuje swą czynności mocno wbijając palce w moje uda. Tak naprawdę był on wyrazem mojego zmieszania, a kiedy powracają do mnie wątpliwości-że jestem tylko zabawką, którą kiedyś się znudzi-wybucha we mnie żar.
Turlam się na wskutek czego znajduje się na nim i szybko rozpinam pierwsze guziki jego koszuli. Dlaczego w takim razie ja nie mogę wykorzystać jego? Czuję mieszankę podniecenia, gorąca i złości, której muszę się pozbyć, bo inaczej eksploduje. Jego ruchy też stają się bardziej intensywne zupełnie jakby i on podzielał moje uczucia.
Tyle czasu coś przeszkadzało, tyle razy nie mieliśmy okazji, tyle razy martwiliśmy się o życie swoje lub kogoś. Za dużo
-Chcesz się kochać w trawie, Granger?-wzdycha, a gdy przejeżdżam dłonią po jego nagim torsie, łapie mnie za pośladki i ściska je jednocześnie unosząc mnie trochę do przodu.-Wolę nasze łóżko. Duże i wygodne-dodaje, uśmiechając się przekornie głównie na słowo nasze.
Przytakuje szybko, a on raz jeszcze skrada mi pocałunek i teleportuje nas wraz z pożądaniem, które jest jedną z małej ilości emocji, która nie jest udawana.
Mam wrażenie, że hamuje coś czego nie chce, bym zauważyła na jego twarzy.




*****


Draco




                     Zaklęciem sprawiam, że motocykl wróci do mieszkania po czym teleportuje siebie i Granger. Splecionych w uścisku.
Chce w końcu się zabawić choć wiem, że nie brzmi to zbyt miło, ale mam wrażenie, że to wszystko złudzenie. Może brzmi to trochę naciąganie i egoistycznie, ale tylko tak będę mógł sprawdzić, że to prawdziwe.
                    Gdy stajemy na chodniku przed apartamentowcem, oddaje pocałunek. Łapię ją za nadgarstek i ciągnę w stronę mieszkania po drodze wypominając sobie, że mogłem teleportować nas od razu do niego. Znowu mam wrażenie, że mnie obserwuje. Zdaje mi się, że ciągle to robi-szuka czegoś, zerka ukradkiem, kontroluje czy, że wciąż prowadzi śledztwo na mój temat.
                  Drzwi otwieram zaklęciem, a potem zamykam nogą.
Gwałtownie dociskam ją do nich i łapię jej twarz w dłonie.
-Nie świeć światła-pomrukuje między pocałunkami brunetka.
-Rzeczywiście, wolałbym na Ciebie nie patrzeć-odgryzam przez co ona przygryza mocno moją wargę. Syczę cicho i złośliwie przylegam swoim ciałem do jej tak mocno, że boleśnie przygniatam jej piersi.
-Nie zemną takie numery, Granger.
-I vice versa, Malfoy.
Z całej siły pcha mnie do przodu. Łapie ją w pasie i kierujemy się do przodu, parę kroków od sypialni. Nagle następuje łomot, a jej ciało szybko wysuwa się z mego uścisku.
-Ty łamago.-Przewracam oczami gdy upada z jękiem, potykając się o coś.
-To nie jest śmieszne, Malfoy-warczy.-Tu pełno...właściwie to czemu tu taki bałagan?-pyta. Jej głos jest szybki, raz po raz robi przerwy, by złapać oddech. Jest zdyszana, zresztą podobnie jak ja.
                  Coś kłuje mnie w plecy, przeczucie zaczyna wręcz mnie dusić.
Kieruje się do włącznika światła po drodze prawie przewracając się o coś. Gdy wreszcie docieram, a jasne światło rozpościera się, mrużę oczy. Kiedy je otwieram nie wiem czy jestem u siebie.
Bałagan jest taki jakby przeszedł harmider, ale ta wersja jest trochę niemożliwa.
Pozostają dwie opcję.
Albo ktoś tu był i czegoś szukał, albo ten ktoś ciągle tu jest.




*****
 
Przepraszam, że dopiero teraz, ale nie mogłam odpalić komputera.
Dodatkowo wczoraj odbył się w Katowicach Festiwal Kolorów. Rewelacyjna sprawa.
Pozdrawiam bardzo mocno :)






































19 komentarzy:

  1. Hej.:)
    Pijawka. Tyle powiem o matce Pameli. Pieprzona pijawka. Miała swoją córkę gdzieś, a teraz kiedy dziewczyna w końcu jest szczęśliwa traktuje ją jak dojną krowę. To jest niepojęte. Mam nadzieję, iż mimo wszystko Harry rozwiąże tą sprawę tak, by Amber i Frederic dostali za swoje.
    Oj, Teoś, Teoś. Mimo mojej miłości do niego, to czasem zachowuje się jak idiota. Przykład u góry. Może jednak nie zniszczy swego związku zazdrością.
    Blaise.. Eliksir wskrzeszający umarłych? To możliwe?! Mam nadzieję, że nic mu się nie stało, to znaczy, że przeżyje wybuch. Och, Viv, jak ty potrafisz zaniepokoić człowieka.
    Draco i Hermiona. Z ich ust nie padły żadne deklaracje, lecz mimo to obydwoje czekają, aż któraś strona się złamie. Draco.. Nie wiem w co on pogrywa, ale podoba mi się to. Wiem, że to włamanie do mieszkania nie jest przypadkiem i w najbliższych rozdziałach będzie się działo.:)
    Sielanka u bohaterów nie potrwała długo.:), Ty chyba nie lubisz, kiedy jest nudno.:))
    Czekam na więcej.:)
    Pozdrawiam serdecznie,
    la_tua_cantante_

    PS. Zapraszam na rozdział siódmy mojego opowiadania. dramione-badz-moja-nadzieja.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć :)
      Pamele można określić właśnie takimi słowami.
      Teo momentami i tak się zachowuje :)
      Blaise pracuje nad nim, tak, ale nie był skończony, więc nie jest powiedziane, że może go uratować.
      Mam nadzieję, że według was będzie się działo.

      Pozdrawiam ogromnie!

      Usuń
  2. Świetny rozdział :) Biedny Potter matka Pameli się do niego nie odczepi. Mam nadzieję że z Blaisem wszystko będzie w porządku i że między Teo a Katie się jakoś ułoży.
    Pozdrawiam,
    Tsuki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo. Może jakoś uda mu się pozbyć matki, Pameli. Teo co prawda może jeszcze jakoś naprawić te sytuacje.
      Pozdrawiam bardzo również :D

      Usuń
  3. No wiedziałam, że "kochana mamusia" nie wpadła do córeczki bez powodu. Nie ma co ta kobieta ma tupet. Mam nadzieję, że Harry sobie z nią poradzi i pokaże jej gdzie jest miejsce takich jak ona... Oj z chęcią przeczytałabym jak wreszcie dostaje za swoje a najlepiej żeby się to odbyło w wielkim stylu ;)

    Biedny Teo... a miał to być tak piękny dzień dla niego a skończył się fatalnie. Choć potrafię zrozumieć jego zachowanie: dopiero co udało mu się uporządkować swoje życie a tu znowu coś niepokojącego się do niego wkrada. A swoją drogą Katie mogła wcześniej z nim porozmawiać a nie stawiać go przed faktem dokonanym...

    A Draco i Mionka... no cóż... robi się coraz ciekawiej, niby żadne nie oczekuje nic od drugiego ale ciekawe jak długo tak wytrzymają ;)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamela nie wie co to bezinteresowność.
      Może i kiedyś dostanie? ;)

      Tak, ale Katie tak jak mówisz-mogła porozmawiać z nim wcześniej. Natomiast można wierzyć, że im się ułoży. Choć nigdy nic nie wiadomo.

      Może nawet wytrzymają? ;)

      Pozdrawiam mocno!

      Usuń
  4. Boskie pisz dalej skarbie :***

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    świetny rozdział.
    Akcja wiecznie się rozwijająca.
    Tak trzymać.
    Pozdrawiam,
    HH

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I mam nadzieję, że jeszcze będzie się kręcić.
      Cieszę się, że Ci się podoba.
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  6. rozdział genialny jak zawsze tylko oczywiście musiałaś przerwać w tak ciekawym momencie!!Jak mogłaś? No ale trudno jakoś wytrzymam;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musiałam ;)
      Nie mogłam przecież ciągnąć tego rozdziału w nieskończoność.
      Mam nadzieję, że dasz radę ;)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  7. No ciekawie :D
    Kto jest u Malfoya i czy tan jest... I o ci chodzi...
    Och tyle tajemnic...
    Zapraszam na panstwoweasley.blogspot.com na nowy rozdział.
    Weny.pozdrawiam,Lili.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zobaczymy, wszystko w kolejnych rozdziałach.
      Chciałabym, aby przypadło Ci do gustu.
      Wejdę w najbliższej chwili, dziękuję i mocno pozdrawiam :D

      Usuń
  8. Hej :D
    Nominuję Cię z wielką przyjemnością do Liebster Awards!!! <3
    Szczegółów szukaj na moim blogu : ) http://milosc-wszystko-wybaczy.blogspot.com/
    Całuje Effy <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo Ci dziękuję!
      Jednak odpowiem na nominację kiedy tylko będę miała chwilę, bo mam masę spraw na głowie. Prawdopodobnie w połowie wakacji. Ale zrobię to :)
      Raz jeszcze dziękuję, to dla mnie poniekąd zaszczyt, a szczególnie wyróżnienie i wyraz uznania.

      Usuń
  9. rozdział cudny
    wprowadzenie Amber to świetny pomysł.

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło, że pomysł Ci się spodobał.
      Nie będzie jej wystąpienie niesamowicie długie, ale trochę na scenie zagości.

      Pozdrawiam również!

      Usuń
  10. Hej :) Znalazłam Twojego bloga przypadkiem i już zabieram się do czytania ! :D Nieźle się zapowiada, a tym czasem zapraszam do siebie :))
    http://co-serce-pokocha-dramione.blogspot.com/

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Witaj

Tytuł aktualnego opowiadania: Czarny Raj
Tematyka : Potterowskie
Para : Dramione
Autor : Vivian Malfoy
Szablon : Szablownica




Obserwatorzy