Po przeczytaniu ostatniego listu, dowiedziałem się, że Katie wraca za niespełna kilka dni. Nie udzieliła konkretniej odpowiedzi, nie podała konkretnego terminu, więc pozostaje mi tylko czekanie.
Trzymając w dłoni zapisany jej pismem pergamin, poczułem napływające, szybko zbliżające się do mnie wyrzuty sumienia. Gdy ujrzałem przed oczami bladą twarz Luny, żołądek ścisnął mi się w supeł.
Czy będę musiał między nimi wybierać?
Zaśmiałem się po chwili. Przecież to śmieszne. Po co miałbym to robić? Mogę przecież być dalej z Katie - przecież ją kocham na Salazara! - i raz na jakiś czas spotykać się z Luną.
Jak Potter.
On ma dziewczynę, a regularnie i notorycznie spotyka się Hermioną Granger, nie oszczędzając sobie przy tym wszelkiego rodzaju przyjacielskich czułości.
A ja i Luna...Nawet nie jesteśmy na etapie bliskich znajomych!
To bardzo proste.
Tylko, że Wybraniec nad sobą panuje, a ja boje się, że jeśli będę utrzymywał kontakt z platynową blondynką to do czegoś dojdzie, a to zniszczyłoby wszystko.
Jednak innych pomysłów nie mam.
Zadowolony, że udało mi się dojść do jasnych postanowień, podnoszę się z miejsca i kieruje do gabinetu. Nie wiem o co mu chodzi, ale Draco prosił mnie o małą buteleczkę środku nasennego z zapasów Munga.
*****
Draco
-Tak, Granger. Pamiętam, dobra?!-wołam gdy przeciskamy się przez tłum w Nokturnie w stronę Rosemary, słysząc jej kolejną uwagę, że wybieramy się tylko po to, aby zdobyć jego adres.
Kobiety prycha w odpowiedzi i wyprzedza mnie, by to ona szła przodem co niezbyt mi się podoba, bo chciałem zobaczyć jej minę gdy wejdziemy do środka.
Rosemary, bowiem to nie restauracja na wysokim poziomie dla ludzi z grubym portfelem. Tak myślała Granger i pewna swojego nie pytała mnie czy jej myśli idą dobrym torem co postanowiłem wykorzystać.
Zresztą skąd miałaby wiedzieć, myślę. Nigdy tu nie była, a w jej kręgach nie rozmawia się o takich lokalach gdzie główną atrakcją są kobiety i gdzie, by się dostać trzeba zapłacić niezłą sumkę oraz posiadać nazwisko. Patrząc pod tym pryzmatem, ten lokal nawet do Marcus'a pasuje, bo jego zaletą jest między innymi anonimowość. Choć oferując dobra kwotę i będąc stałym - dawnym albo aktualnym - klientem, można ją złamać.
-Chyba pomyliłeś drogę, Malfoy-stwierdza zerkając na krwiście czerwony szyld lokalu strasznie mocno odznaczający się na nocnym niebie i jednoznaczny wystrój lekko prześwitujący przez niedomknięte drzwi.
Łapie mnie za dłoń i splata nasze palce po czym odwraca się i stawia kilka kroków, starając się pociągnąć mnie za sobą co niezbyt jej wychodzi zważywszy na nasze przeciwne postury i jej -w porównaniu z moim - śmieszy wzrost.
Przewracam oczami i przyciągam ją szybko do siebie po czym oplatam ręką w pasie.
-Nie, skarbie, to dokładnie tu. I nie rób zamieszania, pamiętaj, że nie możemy zbytnio rzucać się w oczy-odpowiadam cytując słowa, które wypowiedziała gdy wyszliśmy z mieszkania. Przypominała o tym kilka razy odkąd odmówiłem eliksiru wielosokowego, bo zdawałem sobie sprawę, że jeśli nie będę sobą, nie wpuszczą nas.
Byle kogo nie wpuszczają.
-Witamy ponownie!-woła ochroniarz stojący przy bramce na co kobieta zerka na mnie ze zdziwieniem, które po czasie zmienia się w złość.-Słyszałem, widziałem, ale nie do końca wierzyłem w to co głosił Prorok-mówi znacząco patrząc na mnie i Granger.-Długo państwo zagoszczą?
-Jeszcze nie wiemy, Joe-mówię i kładę przed nim odliczoną wcześniej kwotę.-Słyszałem, że doskonale sprawdzasz się w te roli. Bez ciebie, by sobie nie poradzili-słodzę z fałszywym uśmiechem i znowu kładę galeony przed nim.-Chyba możemy liczyć na dyskrecję?
-Oczywiście! Miłej zabawy.-Uśmiecha się lubieżnie przez co dochodzę do wniosku, że wolę nie wiedzieć co on sobie tam myśli.
Gdy wchodzimy do środka atakuję nas kolorowe światła, neony i gwar.
Na pobliskich stołach tańczę odziane w pokaźne boa kobiety, kelnerzy i kelnerki w skórzanych, skąpych ubraniach wiją się między klientelą z zalotnymi spojrzeniami, a galeony sypią się na prawo i lewo.
-Jak ty mogłeś odwiedzać..to miejsce!-woła zduszonym szeptem Granger lub jak dla co poniektórych Wzorowy Przykład Moralności i Słuszności. -Nie mów mi tylko, że ty i te kobiety...
-No coś ty, tak nisko bym nie upadł-warczę zajmując jedną z kanap wyścieloną czerwoną, pikowaną skórą.-Przyjście tu to dobry sposób na wyciągnięcie informacji. Kobiece, chętne ciało rozprasza lepiej niż jakiś specyfik czy podstęp.-Wzruszam ramionami nawiązując do czasów toczenia walk z Zakonem kiedy każda informacja była na wagę złota.
-Jesteś okropny.
-A ty niby lepsza?-Prycham.-Jeśli chciałaś informacji torturowałaś. Jestem czystszy od ciebie-wytykam ze śmiechem. -A teraz rozglądaj się uważnie, musi się kiedyś pojawić.
*****
Hermiona
Rozglądaj się uważnie, wypomina w duchu.
Jak mam to robić skoro ciągle przełażą nam przed oczami jakieś kobiety i mężczyźni.
Z obrzydzeniem zerkam na ociekające erotyką wnętrze, a irytacja wzrasta jeszcze bardziej gdy przypominam sobie, że blondyn tu przychodził.
Czujesz zazdrość.
Zaprzeczam szybko choć nie mogę powstrzymać świadomości, że był tu, a te wszystkie kobiety wiły się przy nim.
Może nawet ich dotykał.
Zżera cię zazdrość. Nawet teraz. O popatrz! Jak się na nie patrzy!
I faktycznie to robi.
Ze złością uderzam go w bok przez co syczy i zerka na mnie rozeźlony.
-Co ty wyprawiasz, Granger?
-Przyszliśmy tu, by szukać Marcus'a, a nie żebyś się rozerwał-przypominam zimnym tonem, marszcząc nos i zakładając dłonie na piersiach.
Na jego twarz znów wpływa kpina.
-Ale jeszcze go nie ma. Co mam robić? Patrzeć się w podłogę?-pyta rozbawionym tonem, a fakt, że dobrze bawi się moim kosztem powoduje, że mówię coś czego normalnie nie wypuściłabym z ust.
-To patrz na mnie-warczę.
Unosi zdziwiony brwi, lecz po chwili uśmiecha się łobuzersko i przybliża się do mnie, jedną dłoń kładąc na moim kolanie.
-Jesteś taka urocza kiedy jesteś zazdrosna-mówi.-Choć żadna tym co ma pod ubraniem, nie mówiąc już o intelekcie, do pięt ci nie dorasta-dodaje i przesuwa swoją dłoń ku górze do momentu, aż zatrzyma się ona na mojej talii.- Miało być profesjonalnie, tak? - pyta z kpiną niskim głosem po czym skrada mi jeden pocałunek i przesuwa swoim cienkim niczym jak u węża językiem, po mojej szyi. - Po co tyle gadania, skoro...
- Dobrze wiem, że ty też chciałbyś...
- Jak tylko znajdziemy się w domu.
- Myślisz, że...Malfoy to on!-wołam zduszonym szeptem widząc wchodzącą do środka, znajomą sylwetkę.
Blondyn napina się, a później przekrzywia lekko głowę w jego kierunku, nie zmieniając jednak swojego położenia względem mnie.
Marcus rozgląda się krótko po czym siada przy barze. Zamawia jakiegoś drinka i zakłada dłonie na udach.
Nic się nie zmienił.
Jest dokładnie taki jaki był gdy obserwowałam jego i jego żonę.
Te same ciemne, gładko zaczesane włosy, te same granatowe oczy i niezmiernie chuda sylwetka, kiedyś niepokojąca teraz wręcz przeraźliwa mimo, iż skryta przez grube ubrania, które optycznie miały to jakoś ukryć.
- To co teraz?-pyta. W jego oczach tlą się wesołe iskierki, których będę musiała się jednak pozbyć. -Czekamy?-pyta ponownie na co przytakuję. Wydaje cichy jęk sugerując tym samym, że trochę jeszcze tu posiedzimy.
*****
Draco
Nim Marcus zdecydował się na opuszczenie lokalu, minęły dobre dwie godziny, może nawet więcej. Tutaj nie ma zegarków, nie liczy się czas tylko pieniądze, które wydasz i, które oni zarobią.
Do drzwi odprowadziła go jakaś wysoka blondynka, dość roznegliżowana, które zapewne była jedynie kamuflażem, bo gdy dotknęła go choć przez chwilę, krzywił się i wiercił, by po chwili przyspieszyć kroku.
Szybko łapie Granger za łokieć i ciągnę w stronę wyjścia.
Zachowując bezpieczną odległość, kierujemy się za mężczyzną.
Łapię kobieta za rękę i rzucam na nas zaklęcie kameleona, po co ryzykować.
Skręca w lewo w stronę starego osiedla, a potem nagle ginie między drzewami.
Zaczynam być zdezorientowany.
Czuje jak kobieta mocniej łapie mnie za dłoń, a po chwili zaczynamy wspólnie przedzierać się przez gąszcz drzew.
Słyszę trzask gałęzi, więc prowadzę się za ich odgłosem jednocześnie uważając, by samemu nie popełniać takiego błędu.
Gdy jego sylwetka znów znajduje się w moim polu widzenia, zauważam, że biegnie.
Szybko pędzi przed siebie przez stare zabudowania.
Robimy to samo.
Czyży się czegoś domyślił? Jak?
Czerwony płomień pędzi w naszą stronę.
Robię unik i ciągnę Granger w dół, by mieć pewność, że i ona nie oberwie.
Potem czuje złość. Jak on mógł? Jak śmie?!
Chce odpłacić mu tym samym, lecz brunetka mnie wyprzedza.
Posyła w jego stronę różne zaklęcia na co on wbiega zza gruby mur po czym teleportuje się w nieznane nam miejsce.
To koniec.
Czas na mój plan B.
*****
Jestem w parku, w którym się poznaliśmy.
Ich najście zaskoczyło mnie i zdenerwowało do tego stopnia, że musiałem dać im znać, iż wiem o ich obecności.
To zmienia wszystko co planowałem, odwraca o sto osiemdziesiąt stopni.
Teraz musze działać szybciej, już, teraz.
A pośpiech jest zły. Ona zawsze to powtarzała.
Popytałem trochę obserwowałem Proroka, słyszałem już kiedyś o Malfoy'u i wiem, że jesteśmy do siebie podobni. Mamy prawie taki sam tok myślenia i sposób działania dlatego wiem, że i on chce się spieszyć. Hermiona Granger planuje, a potem działa. Wszystko co robi jest dopracowane i doskonałe w każdym calu co zdążyłem już poczuć.
Zdaje sobie sprawę, że da namówić się, że czym szybciej mnie zlikwidują, bo na pewno chcą mnie zabić, tym lepiej.
Dlatego zagramy jak równy z równym.
Lubiła patrzeć na taflę tego jeziora.
Zawsze uśmiechała się szeroko i wychylała zza barierkę, a ja bałem się wtedy, że wypadnie dlatego też ręce wyciągałem przed siebie, gotów złapać ją w każdej chwili.
Tak, kochanie, idę do ciebie.
Za niedługo się zobaczymy.
Tylko wpierw wyrównam nasze rachunki.
*****
Blaise
Nie mam konkretnego celu.
Po prostu chodzę po pokojach, zwiedzam własny dom jakbym widział go pierwszy raz w życiu, choć prawdę powiedziawszy tak właśnie to odczuwam.
Po prawej stronie jest życie, po lewej śmierć.
Dziwnie czuje się nosząc u jednej strony taką bezwładną część ciała.
Wizyty przyjaciół pomagają mi wyjść z dołka w jaki wpadłem chyba pierwszy raz, a z drugiej strony przypominają o wszystkim.
Do pracowni w ogóle nie wchodziłem, nie spoglądałem nawet na jej drzwi. Ale przecież mogło być gorzej, prawda? Mogłem nie przeżyć albo stracić jakąś inną część ciała.
Siadam na kanapie, potem na fotelu, a później wychodzę do innego pokoju gdzie zajmuje miejsce na podłodze. Mam wrażenie, że coś się zmieni, że coś nie będzie już takie jak dawniej. Tylko co?
-Blaise, zaczynam się ciebie bać-mówi cicho Pansy stając w drzwiach. Odrywam wzrok od podłoża i zauważywszy jej lekko zlęknione spojrzenie, domyślam się, że rzeczywiście mogę nie wyglądać normalnie.
Zimny wzrok, stan zawieszenia, nostalgia, momentami napady wściekłości to cały ja od kilku dni.
-Przepraszam-odpowiadam i gestem zapraszam ją koło siebie.-Co u was?-pytam po czym kładę dłoń na jej brzuchu czując małą falę szczęścia na myśl o córce lub synu.
-Dobrze, ale teraz liczy się twój stan, Blaise-mówi moja żona po czym kładzie czoło na moim ramieniu.-Tak się bałam, tak bardzo...
-Przepraszam.
-Jesteś strasznie zimny, taki nieobecny, Blaise-kontynuuje nie zmieniając pozycji. Czuje, że płaczę.-Taki inny...gdzie jest mój mąż?
-Wróci, Pansy.-Jestem tego pewien jednak wbrew moim oczekiwaniom i pragnieniom jej łzy stają się coraz bardziej obfite.-Ale jeszcze nie teraz.
Chciałbym.
Dalej siedzimy na podłodze zaplecieni w uścisku wraz z naszymi dzieckiem i otoczeni smutkiem.
*****
Hermiona
Wczorajsze postanowienie wciąż odbija się echem w mojej głowie, powodując tym samym gęsią skórkę oraz uczcie napięcia, dobrze mi znane z poprzednich lat i pracy dla Kingsley'a.
Przyszłość zaczęła mnie doganiać, a ja będę musiała złapać ją za nogi i skutecznie zlikwidować, by więcej nie rzucała na moje obecne życie, pokaźnego cienia.
Nie ma innego wyjścia, przemyślałam to dokładnie, a ja jestem w stanie zrobić wszystko, by pozbyć się Marcus'a. Symbol poprzednich lat i świadectwo mojego poprzedniego życia.
Dodatkowo Malfoy nigdy się z tego nie wycofa, bo jest za bardzo przepełniony chęcią zemsty. Musi coś zrobić, zresztą już podobno ma jakieś zamysły.
Trochę niepokoi mnie fakt, że pod jego jasną czupryną pewnie kotłują się myśli, o których nie mam pojęcia,
-No cześć, gotowa?-Słyszę, a już po chwili zostaje zamknięta w zdecydowanych objęciach Wybrańca.
-Tak, choć to kolejny powrót do przeszłości, a Marcus jak na razie skutecznie mi o niej przypomina.-Staram uśmiechnąć się przekornie, ale wychodzi mi tylko nie zachęcający grymas.
-Nie powinnaś się jej bać-mówi i łapie mnie za rękę.
-Tak, wiem, ale to dziwny okres mojego życia.-Ściskam jego dłoń.-Wcześniej był Hogwart, najwspanialszy czas w moim życiu. Później wojna, a zaraz po niej praca dla Kingsley'a...teraz znowu jest dobrze, ale tamte okres najchętniej bym wycięła-stwierdzam lekko naburmuszonym tonem. Gdy wyczuwam go, posyłam mu przepraszające spojrzenie, które wychwytuje i, po którym teleportujemy się. Wciąż spoczywa na mnie ciężar wczorajszej decyzji.
-Czyli spacer po mugolskim Londynie?-pytam retorycznie gdy pojawiamy się w jednej z niemagicznej uliczek, tak dobrze mi znanych.
Mężczyzna przytakuje szybko i oferuje mi ramię, które przyjmuje.
-A co z Amber?
Na jego twarz wpływa cień, którego nie może pozbyć się przez dłuższą chwilę. Stara się uśmiechnąć, lecz nie wychodzi mu to na co zerkam z przyjacielską czułością.
-Odezwała się jakiś czas temu...Na początku dziękowała, potem chciała jeszcze jedną pożyczkę.
-Ty chyba nie...
-No co ty!-woła szybko.-Powiedziałem jasno, że nie, ale zdaje sobie sprawę, że może wrócić. Nie wiem co wtedy zrobię.
Wiatr słabnie, promienie słońca padają na nasze twarze na wskutek czego mrużymy oczy, a koło nas przejeżdża po chwili grupa dzieci na rowerach co z kolei przypomina mi moje dzieciństwo za czasów, w których nie otrzymałam jeszcze listu z Hogwartu. Tak beztroskie.
-Wszystko, by się rozwiązało gdyby stąd zniknęła.
-Tak dobrze to raczej nie będzie-odpowiada lekko zirytowany jakby dopiero teraz zdał sobie z tego sprawę.-A co u ciebie? Ty i Malfoy...
-Jest dobrze-mówię szczerze lekko uśmiechając się na wspomnienie ostatniej nocy, o której nikt nie wie jednak nie utrzymuje on się długo na mojej twarzy, bowiem do mojej świadomości przedostają się wspomnienia z wizyty w Rosemary. Irytacja stara się mnie objąć, ale cudem udaje mi się opanować.-Chociaż znaleźliśmy ślad Marcus'a, byliśmy tam i...
-Pokłóciliście się?
-Może trochę tam w środku, ale to normalne. Zdziwiłabym się gdybyśmy się nie kłócili.-Wzruszam ramionami po czym chce się zaśmiać, ale śmiech staje mi w gardle i nie może się przedostać. Znów powracają do mnie słowa blondyna, które chciałam zignorować, lecz nie udało mi się to. Musze wziąć pod uwagę, że on pierwszy może zlikwidować mnie, a fakt ten powoduje, że moja złość osiąga apogeum gdy o tym myślę. Mocno zaciskam pięści i przez moment udziela mi się pośpiech Malfoy'a i chęć, by śmierć Marcus'a była długa i nieprzyjemna.
-Zdziałaliście coś?-pyta ciekawy. Skręcamy w lewo.
-Nie udało nam się dowiedzieć gdzie mieszka. Jakimś cudem nas wyczuł, ale mamy pewien plan.-Moje wspomnienia wracają znów do Rosemary i mówię coś, by zakończyć temat.-To miejsce było okropne.
Przytakuję i nie pyta dalej, dobrze wiedząc po moim tonie jakiego użyłam w ostatnich słowach, że nie chcę kontynuować. Rozmawiamy przez jakiś czas o wrześniu, a przy okazji o mojej pracy w Hogwarcie i o jego nowym dyrektorze. Nie dziwie się, słysząc wątpliwości co do powierzenia tej posady blondynowi w głosie Harry'ego. Sama nie wiem jak to się potoczy, jak to wszystko będzie wyglądać, czy dam sobie radę i jacy są pozostali nauczyciele. Jedyne czego jestem pewna to to, że powrót do tamtego okresu w moim życiu będzie dla mnie korzystny. Jeśli oczywiście go dożyje, nie mogę być pewna jutra.
-Hermiona...-Odwracam na niego wzrok, a on przystaje na moment.-Nie tęsknisz za Krzywołapem?-pyta, a ja przytakuję lekko.
-Umarł już dawno.
-Nie sądzisz, że...nowy Krzywołap, by ci pomógł?-pyta nieporadnie na co podnoszę wysoko brwi.
-Teraz Harry? Gdy tyle się dzieje? Gdy tyle przede mną?-odpowiadam pytaniem na co ściska moją dłoń. -Nie wiem, może za jakiś czas.
*****
Katie
-Jesteś pewien? - pytam.
Oliver, lekarz i nasz były wspólny znajomy, kiwa głową ze smutkiem.
Tak, jestem pewny, chce tym powiedzieć. Umrze. Dzisiaj, jutro najdalej.
-Przykro mi.
I wiem, że jego słowa są prawdziwe.
Bije od niego te sam żal co ode mnie mimo, iż już nic poza przyjaźnią nie łączy mnie z chorym mężczyzną, który leży na łóżku za ścianą.
Nie ma dla niego ratunku, wiem o tym gdy trzymam jego chudą, bladą i bezwładną dłoń na swojej.
Wynika z tego, że najpóźniej za trzy dni będę w domu, u Teo.
Dopiero wtedy będę mogła się wypłakać, bo tutaj nie mogę, ponieważ nie chcę aby widzieli mą słabość, bo to załamałoby umierającego jeszcze bardziej. O ile to możliwe.
Wrócę i wszystko będzie dobrze.
Przy jego boku dobrze przeżyje żałobę po mężczyźnie, z którym niegdyś, jeszcze w czasach Hogwartu, nie do końca świadomie wiązałam swą przyszłość.
I wszystko będzie dobrze, myślę pewnie raz jeszcze.
Ja, Teo i nasz dom.
*****
Harry
Z kominka wydobywa się trzask palącego się drewna.
Po rozmowie z Hermioną jak i późniejszym spotkaniu z Pamelą, zrozumiałem, że musze mieć jakiś plan, że muszę liczyć się z tym, że Amber wróci.
Tylko, że mam kompletną pustkę w głowie!
Całkowitą, która nawet sprawia, że widzę za lekką mgłą. Łamię sobie głowę już od dłuższego czasu, chciałem skontaktować się z Hermioną.
Wtedy pojawiła się obawa, bo uzmysłowiłem sobie, że może mieć to coś wspólnego z Marcus'em. Mówiła przecie, że mają plan, ale nie chciała o nim rozmawiać. A jeśli coś się jej stanie? A jeśli Malfoy coś zniszczy i Hermiona będzie zagrożona? Powinien pomóc jej od razu! Głupi byłem gdy sądziłem, że nie narazi się zbytnio i, że wszystko będzie w miarę dobrze gdy będzie z Malfoy'em.
-Mówisz, że nie wiesz co dalej, tak?-pyta Ron, który siedzi niedaleko mnie.
Szybko przytakuję, a gorycz tej żałosnej prawdy zalewa mnie na nowo.
-Gdyby zniknęła, wszystko samo, by się rozwiązało.-Wzdycham.
Ron zerka na mnie i przez dłuższą chwilę nie odzywa się.
Po czasie drapie się w podbródek i uśmiecha delikatnie.
-To dałoby się załatwić - mówi.
Spoglądam na niego wyczekująco jednocześnie mocno wbijając palce w oparcie fotela. Czekam, aż powie coś więcej, lecz widocznie nie zamierza.
-Ron! - wołam gdy zdaje sobie sprawę, że trzyma mnie w tej niepewności specjalnie.
-A gdyby tak się wyprowadziła?
Kubeł zimnej wody, podcięcie skrzydeł, zawód.
-Proszę cię, Ron...
-No tak! Posłuchaj! - przekonuje i siada obok mnie.- Mówiłeś mi, że bardzo zależy jej na opinii. Wyobraź sobie w jaką panikę i mogłaby zrobić gdyby jej otoczenie dowiedziało się o córce. W dodatku tak dużej i o tym, że tyle ją ukrywali!
Zaczynam go rozumieć.
-Wystarczyłoby się tylko...pokazać?
Przytakuję, a ja już wiem jakim tempem poprowadzić swoje myśli.
*****
Hermiona
Wróciliśmy zrezygnowani, zdenerwowani i zmęczeni.
Malfoy zatrzymał się w salonie, a ja udałam się do naszej sypialni, każde pogrążone we własnych myślach.
Miałam wrażenie, że wisi nade mną wielki zegar, który wciąż tykał i tykał, a jednocześnie zabierał mi drogocenne minuty tym samym odliczając czas do jakiegoś wydarzenia, o którym nie miałam pojęcia.
-Pakujesz się?-zapytał ze zdziwieniem Malfoy, wchodząc do pokoju, w którym byłam akurat gdy przekładam różne rzeczy.
-Nie, raczej przygotowuje na jego przyjście-odpowiedziałam zgodnie z prawdą. -Bo możemy zrobić tylko to, Malfoy.
-Nie wiemy gdzie jest, nie ma sensu go szukać.-Wzruszył ramionami dając tym samym znać, że się ze mną zgadza. -A on przyjdzie tu prędzej czy później.
-Dokładnie. Czyli znowu czekamy, ale będziemy gotowi.-Usiadłam na łóżku. -Bo będziemy, prawda, Malfoy?
-Masz jakieś wątpliwości?-zapytał unosząc brew. Podszedł do mnie i usiadł obok mnie po czym pozwolił, by kpina objęła jego twarz. -Dzisiaj czy jutro będziemy mieli to z głowy.
-Skąd wiesz?-zapytałam zdziwiona odwracając się przodem do niego.
-Czuje to.-Tym razem starał się wyglądać beztrosko jednak jego oczy znów pokrył ten lód, którego tak nienawidzę. -Czuję, że za niedługo go zabije, Granger.
I wiem, że to zrobi.
Planował to już od dawna. Jego plan B.
*****
Przepraszam, że dzisiaj, a nie wczoraj czy przedwczoraj, ale musiałam jeszcze go sprawdzić.
Jak tam koniec roku? Świadectwa?
To też opóźniło moją pracę.
Serdecznie dziękuję za ostatnią aktywność.
Naprawdę zrobiło mi się miło i przyjemnie.
Pozdrawiam was mocno i dziękuję zarówno za ostatni czas jak i cały wspólnie spędzony czas w związku z pierwszymi urodzinami bloga, które nastąpią niebawem.
Mam dla was w tym dniu niespodziankę :)
VM