piątek, 16 maja 2014

Rozdział 31:,,Przegrana pozycja.''

                      Zazwyczaj gdy się na coś czeka, czas niesamowicie się wlecze.
Wskazówki zegara przesuwają się nieprawdopodobnie wolno, a każda kolejna sekunda jest dla Ciebie katorgą, która powoduje zdenerwowanie i skurcz serca-głównie z przejęcia.
Chciałoby się, by wszystko czego oczekujemy lub czego pragniemy działo się szybko i sprawnie, a niektóre rzeczy, by kładziono nam prosto do rąk.
W rzeczywistości jest inaczej. Czas jest katem, a my po znacznym jego upływie nie jesteśmy odporni na jego tortury.
                     Teraz również siedzę jak na szpilkach i wraz z Blaise'm oczekujemy powrotu mężczyzn z Kingsley'em. Obawa, że coś nie poszło po naszej myśli wciąż siedzi za mną, a jej chłodny oddech wędruje po moich plecach.
-Wszystko przygotowane?
-Hermiona, zadajesz mi to pytanie już któryś raz.-Wzdycha Zabini i przenosi się z pobliskiego fotela na kanapę obok mnie.-Gdzie Twój profesjonalizm?
-Nic nie jest na swoim miejscu, Blaise-odpowiadam i pozwalam, by znów zapadła cisza. Nie krępująca. Ta jest zdrowa i normalna, która pomaga nam oddać napięcie  i uspokoić się.
Wypijam kolejną szklankę wody, a później mało inteligentnie wpatruje się w iskry wydobywające się z różdżki Blaise'a, którą wciąż ma w pogotowiu. Zupełnie jakby przykleiła mu się do dłoni niesamowicie mocnym klejem mugolskim albo silnym zaklęciem.
                      Potem następuje huk. Podlatuje to okna i zauważam, że bariery nagle stały się jasno-waniliowe i opadają powoli. Pod drzwiami wejściowymi błyska światło charakterystyczne dla objawów złamania bariery, a po chwili otwieraj się szeroko wpuszczając tym samym do środka Malfoy'a i Teodor'a, którzy trzymają byłego Ministra.
-Tęskniliście?-rzuca z uśmiechem blondyn jednocześnie nogą zamykając drzwi w stronę, których rzucam nowe zaklęcie zamykające.
Prycham cicho dając mu odpowiedź, później wchodzę w głąb korytarza i otwieram drzwi pokoju, w którym ma przebywać w najbliższym czasie Kingsley. Zupełnie jak ostatnio.
-Też sądzę, że za łatwo poszło-mówi Teo i rzuca Malfoy'owi wymowne spojrzenie sugerując tym samym, że rozmawiali na ten temat w drodze.
-Na razie jest dobrze i to najważniejsze. Dlaczego zawsze kiedy coś dobrze nam idzie, stękacie, że zaraz będzie źle?-pyta Blaise wiążąc Kingsley'a zaklęciem. Tym razem nie ma nawet krzesła.
Źle to będzie kiedy odzyska przytomność. Będzie w jednym pokoju z naszą czwórką, w której każdy z nas musi walczyć z resztkami honoru, moralności i innych wartości, by nie wyjść stąd jako morderca, myślę, a potem bez zbędnych słów wychodzę kierując się do swojego-a raczej mojego i Malfoy'a-pokoju.
Ignoruje ciekawskie spojrzenia i parzący dotyk dłoni blondyna na swoim nadgarstku.



*****




-Granger?-słyszę.
Jest już późno, Malfoy kilkadziesiąt minut temu wszedł do łazienki, a teraz leży na łóżku niedaleko mnie. Po krótkiej bitwie myśli postanawiam nie zdradzać się z tym, że nie śpię, bowiem ton jakim badał moją obecność wydaje mi się podejrzany i nie tak beztroski jak zazwyczaj.
Blondyn podnosi głowę, światło księżyca doskonale go oświetla.
Najpierw jego stopy zsuwają się z łóżka. Raz jeszcze się rozgląda, a później zwinnie, lekko zgarbiony podrywa się z łóżka i kieruje w stronę drzwi.
Gdy już mam wstać i spytać dokąd to zmierza, on niespodziewanie zatrzymuje się i stawia kroki w stronę mojego łóżka.
Szybko zamykam oczy gdy klęka przy mnie. Dziękuję w duchu, że otacza nas mrok, bo gdyby nie on to Malfoy z łatwością zobaczyłby moje rumieńce.
Weź te rękę, myślę kiedy kładzie dłoń na moim policzku. Łapie mnie za podbródek i delikatnie podnosi go do góry, a miejsce, w którym spoczywają jego palce, pali mnie niezmiernie.
-Granger, Granger...-cmoka.
Staram się oddychać miarowo, lecz gdy czuje jak lekko drgają mi powieki, wiem, że jestem już na przegranej pozycji.
-Nie ładnie tak udawać-mówi, a po chwili wzdycha i kciukiem unosi mi jedną powiekę zmuszając mnie tym samym do całkowitego otwarcia oczu. Gdy to robię on przewraca swoimi.
Jednocześnie wciąż nie odchodzi i trzyma mnie za podbródek tak zdecydowanie i mocno, że jego usta stały się dla mnie nad wyraz atrakcyjne.
-Gdzie chciałeś iść? Do Kingsley'a, tak?
-Przecież dostałby tylko parę zaklęć.-Mam wrażenie, że mruczy to strasznie zmysłowo.-Jeśli już nie śpisz możesz iść ze mną, wiem, że chcesz, Granger.
-Daj spokój, Malfoy. Dostanie nauczkę. Wiesz jaką?-podnoszę się na łokciach, lecz gdy to robię blondyn zsuwa swoje dłonie z mego policzka i podbródka na szyję. Bardzo powoli, drażniąco.-Azkaban.
-Proszę cię, czekać tyle czasu?
-Przynajmniej do jutra, Malfoy. Teraz nigdzie nie pójdziesz-mówię pewnie wbijając w niego swoje jedno z solidnych spojrzeń.
Na jego twarz wpływa rozbawienie co irytuje mnie jeszcze bardziej.
Z trudem pokonawszy przyjemne uczucie wynikające z jego bliskości, łapię różdżkę i zaklęciem posyłam go na swoje łóżko na co śmieje się głośno. Podchodzę bliżej
-Jak chcesz mnie przypilnować, Granger? Przywiążesz mnie do tego łóżka, zakneblujesz?-pyta i śmieje się raz jeszcze. Gdy nie odpowiadam poważnieje i podnosi się do pozycji siedzącej jednocześnie łapiąc mnie za nadgarstek.-Nie zrobisz tego, słyszysz? Nie mnie, bo jeśli tak to po powrocie rozbiorę Cię i przelewituję przez całe Ministerstwo, Pokątną i Śmiertelny Nokturn.
Prycham w odpowiedzi i decyduje się zrealizować pomysł, który chwilę temu pojawił się w mojej głowie. To idiotyczne, myślę wracając do swojego łóżka po kołdrę. Ale jeśli tego nie zrobię, on zrobi coś głupiego. Zniszczy wszystko co do tej pory zdążyliśmy zrobić, a ja...Czuję się odpowiedzialna za to, aby nie zrobił nic co zaszkodziłoby mu lub nam wszystkim. Za pomoc, którą mi służy od naprawdę długiego czasu. Nie dbam teraz o to, że pokłóciliśmy się niedawno.
-Jak mam to rozumieć, Granger?-pyta z uwodzicielskim uśmiechem gdy kładę się w jego łóżku.
Tym razem to ja przewracam oczami i poprawiam drugą, wolną poduszkę Malfoy'a. Kładę się i przykrywam kołdrą spod, której wysuwam jedną nogę w krótkich spodenkach i szepczę lumos.
-Idziesz do Kingsley'a czy do mnie, Malfoy?
Blondyn taksuje mnie swym spojrzeniem, a później kładzie się koło mnie.
Uśmiecha się cwanie i przysuwa swoją twarz do mojej.
-I co teraz?
-Idziemy spać. Nie wyobrażaj sobie niczego-przestrzegam.
Arystokrata unosi brwi, a później gwałtownie kładzie mnie na sobie.
-Twoja gra wstępna, skarbie jest okropna. To dlatego tak drzesz ze mną koty od...zawsze? Chciałaś zwrócić na sobie moją uwagę abyśmy skończyli w łóżku?-przewraca oczami.-Jesteś bardzo konsekwentna, Granger, tyle lat! Zawsze wiedziałem, że za tą kujonicą kryję się ognista seksbomba!-żartuje sobie w najlepsze uśmiechając się złośliwie. Przesuwa swoje dłonie na moje piersi.
-Fretka!-wołam gdy udaje mi się odtrącić jego ręce. Gwałtownie odsuwam się od mężczyzny i szczelnie owijam się kołdrą jednocześnie odwracając się do niego plecami.-Parszywa, zboczona, fretka! Zapomniałeś już, że nie chciałeś mieć ze mną nic wspólnego?
-Ty też, Granger! Ty też, a poza tym...-znów się do mnie przysuwa.-I ciebie i mnie poniosły emocje, przecież kłótnie to stały element naszej znajomości, choć nie ukrywam powinnaś mnie przeprosić...
-Ja ciebie?!
-Jak najbardziej! Zresztą nie wiadomo co, by się stało-i tak mnie lubisz.
-Wcale nie!
-To co niby?-prycha.-Nienawidzisz mnie, Granger?
-Tak-Nie.
-Ta, ja ciebie też.-Spogląda na mnie z politowaniem.-Ale nawet jeśli to cóż...zawsze to jakieś uczucie.-Wzrusza ramionami i wtula głowę w poduszkę.
Oczywiście nie może odmówić sobie zarzucenia ręki na moją talię. I tego, by władczo ją ścisnąć.




*****

Draco



-Uwaga, budzi się!-woła Blaise.
Od ponad godziny siedzimy w pokoju, w którym leży Kingsley.
Dotychczas czekaliśmy, aż się przebudzi, a w między czasie Blaise nie szczędził uwag na temat mój i Granger.
Dobrze się wczoraj bawiliście.
Mieliście przyjemny wieczór, prawda?
Te piski, te śmiechy!
Nieźle się wymęczyliście...
Ale krzyczeliście! Musiało być przyjemnie!
I było.
Na początku, bo potem-kiedy naprawdę już spała, zaczęła krzyczeć. Pewnie nawet tego  nie pamięta, szansa jest, że jedynie urywki z kolejnego koszmaru zostały w jej głowie.
Zdziwił mnie wczorajszy rozwój sytuacji, ale podstępna lisica wiedziała jak mnie podejść.
Udało się jej odwieść moje zamiary w stosunku do Kingsley'a-naprawdę to miało być tylko kilka zakęć!-ale sprawiło też, że znowu zacząłem myśleć o niej jak o inteligentnej i pięknej kobiecie co zaniechałem przez naszą ostatnią kłótnię i co nie podoba mi się szczególnie. Była Granger lub gorzej. Teraz balansuje nieprawdopodobnie wysoko jak na mnie i na nią.
Dobrze przynajmniej, że wciąż utrzymuje się ten podział. Bo jest on nad wyraz widoczny. Różnimy się w każdym calu, mało mamy wspólnych cech, a zapytani o to co denerwuje nas w tej drugiej osobie moglibyśmy wymieniać w nieskończoność.
Bo jej wady wcale nie wyparowały, co to to nie! Nadal są i co zauważyłem z obawą, wydaje mi się, że do listy mógłby dopisać kilka nowych, bowiem czym więcej czasu z nią spędzam tym więcej irytujących cech u niej zauważam.
Ale lubię ją, co uświadomiłem sobie już dawno i nie wiem czy nie miałbym wyrzutów sumienia gdybym spędził z nią noc-na pewno byłaby upojna i grzeszna-a następnie zostawiłbym ją i odszedł.
-Co...wy...gdzie?-mruczy Kingsley otworzywszy oczy.
Wraz z pozostałymi wychowankami Slytherin'a uśmiechamy się przebiegle, a brunetka jedynie zaciska swe drobne dłonie w piąstki i pozwala, by jej wzrok wyostrzył się i zapłonął kilkoma iskierkami.
-Witaj ponownie, przyjacielu. Przepraszamy, że nie masz tak dobrych warunków jak poprzednio-ironizuje podchodząc bliżej.
Przez jego twarz przenika cień zdziwienia, a potem paniki. Zerka na swoje unieruchomione ciało i związane kostki oraz ręce, a gdy ponownie nasze spojrzenia spotykają się-jego pali gniewem.
-Co to ma znaczyć?! Czyżbyście zapomnieli o umowie? Doprawdy, myślałem, że chociaż ty panno Granger i pan Potter jesteście bardziej słowni, jak na Gryfonów przystało!-woła zerkając na kobietę, która dotychczas opierała się o ścianę.
-Jak śmiesz się do niej odzywać, śmieciu? Po tym wszystkim co jej zrobiłeś?-pytam nie tyle w obronie Granger jak w wyrazie własnej złości spowodowanej jego bezczelnością.
-Jesteś nikim, wiesz? Za mało ci było? Zgwałciłeś mi żonę, a przy następnym spotkaniu zabiłeś córkę!
Nott podrywa się ze swojego miejsca i z różdżką w dłoni podchodzi bliżej byłego Ministra leżącego na podłodze koło, którego po chwili klęka.
-Mogę przedstawić Ci Twój dalszy los-zaczyna powoli przewracając wspomnianą różdżkę w dłoni. Nawet teraz ma na twarzy serdeczny uśmiech.-Najpierw powiesz nam wszystko co wiesz o podziemiach w Mungu i o reszcie twoich szemranych interesów, których na pewno masz mnóstwo. Potem teleportujesz się z nami do Ministerstwa, twojego dawnego królestwa gdzie wszystko powtórzysz, by aurorzy i McGonagall mogli to wszystko zlikwidować, a następnie...
-Azkaban!-wołam zadowolony z niesamowitym entuzjazmem.-Jeśli będziesz grzeczny. To byłaby twoja nagroda, wiesz? Inaczej zginiesz w męczarniach, Kingsley. Pocałunek dementora albo egzekucja. Społeczeństwo chciałoby to zobaczyć, o tak, z pewnością!
-Ilu ich było? Jak wielu zabiłeś?-pyta stojąca do tej pory cicho Hermiona. Lekko przekrzywia głowę i robi w przód kilka kroków patrząc jedynie na byłego Ministra, który niestety nie jest w swoim wcieleniu. Teraz to Tedy Elton, magomedyk o jasno-brązowych włosach i zielonych oczach, które patrzą teraz na nas ze szczerą nienawiścią.
-Widzisz już ich? Cudowna klątwa, to prawda. Ja naprawdę dobrze się trzymam, a ty...pomęczysz się jeszcze trochę. Widziałaś już jak zginęła twoja przyjaciółeczka? Ginny Weasley, tak?-pyta, a wokół ciasno obejmuje nas głucha cisza.
Gdy odwracam się w stronę kobiety, unoszę zdziwiony brwi, bo szaleńczy uśmiech, który szczyci jej twarz przypomina mi lekko ciocię Belle, a to nie zapowiada nic dobrego.
-Crucio!-krzyczy bardzo głośno, lecz wrzask, który wydobywa się z gardła Kingsley'a gdy płomień zaklęcia godzi w jego bezwładne ciało, nie jest do niczego porównywalny. Może jednie w ostateczności do ryku strasznie cierpiącego zwierzęcia zamkniętego w klatce, z której nie może się wydostać.
Te posłane przez Granger zaklęcie musiało być naprawdę silne.
-Jak możesz tak mówić? Jak możesz o niej mówić w ten sposób?!-pyta i posyła kolejne płomienie  w jego kierunku.-Przemyśl sobie wszystko, Kingsley'u-mówi po chwili sprawiając wrażenie jakby nagle odzyskała świadomość i ten swój spokój oraz racjonalne myślenie. Przykuca koło mnie i Teo.
Nie powstrzymywaliśmy jej wcześniej, bo każdy musi dać upust tym negatywnym emocjom, a ja osobiście sądzę, że im większy ten upust, by był tym lepiej. Ten robak na to zasługuje.
-Albo jutro nam wszystko powiesz albo dostaniesz taką porcję zaklęć i eliksirów-przy tym ostatnim spogląda z ukosa na Blaise'a, który teatralnie zaciera ręce-że zapamiętasz ją do końca swojego nędznego życia-kończy była-a może i obecna? nigdy dotąd się nad tym nie zastanawiałem-morderczyni.
-Jesteście...śmieszni-powarkuje z trudem łapiąc oddech. Pomagam mu uderzając go niezbyt delikatnie w mostek.
-Zginiesz za niedługo, nic nie zrobisz, zrozum to wreszcie. Powinieneś docenić nasze miłosierdzie. Najchętniej zabiłbym cię już teraz, w tym momencie i uwierz z uśmiechem na ustach bym to zrobił gdyby nie upartość niektórych osób-mówię i na koniec zerkam z wyrzutem na Granger i Teo. Poważnych, zawsze rozsądnych mimo, iż momentami mają momenty okrucieństwa czy załamania.
-...śmieszni...-powarkuje dalej przewracając się na brzuch. Teraz nie jest ci już tak do śmiechu, co?-..wiedziałem...czułem, że tak to wszystko dalej się potoczy....nie można wam ufać...-potem kaszle i wypluwam na podłogę przed sobą krew-...mam zabezpieczenie i to wy zginiecie.
                  Śmieje się na jego słowa, a następnie wychodzimy uprzednio po raz kolejny go przeszukując. Kierujemy się do salonu, wręcz trzęsąc się ze skrajnych uczuć.
Później czas mija szybko.
Zaczynamy rozmowę, która trwa ponad godzinę, a później pomagamy Blaise'owi dokończyć eliksir przygotowany dla Kingsley'a. Pod wieczór kierujemy się do kuchni. Po jakimś czasie po kawie, którą sobie zaparzyliśmy-ja wybrałem Ognistą, a kiedy Granger ukradła mi jeden łyk jedynie spojrzałem na nią z dumą-Teo idzie na górę tłumacząc, że słyszy pohukiwanie sowy.
Nie zdąża już wrócić, a my nie dowiadujemy się o co chodziło, bowiem następuję  głośna eksplozja. Bariery zaczynają opadać, wręcz sypać się ku dołowi, a huk na moment nas ogłusza. Coś zaczyna się palić, dym wchodzi nam do ust, a jedyne co zdążam zauważyć przed kolejnym grzmotem to zdezorientowane spojrzenie Granger i rozlaną resztkę kawy Blaise'a.




*****

Harry




                Rozmawialiśmy praktycznie z samego rana.
Medalion, który dała mi Hermiona noszę teraz przy sobie praktycznie cały czas. Nie rozdzielam się z nim i sprawdzam czy czasem na jego obliczu nie widnieje jakieś zdanie przesłane od najlepszej przyjaciółki.
                Bardzo się ucieszyła kiedy powiedziałem jej, że definitywnie pogodziłem się z Ron'em, że chcemy to wszystko naprawić, że nie chce mieć przed nim żadnych sekretów-tak jak kiedyś-dlatego przedstawiłem mu Pamelę. Bardzo się polubili.
                Pytałem też co robi. Jak sobie radzi, co się dzieje i kiedy wraca. Praktycznie nie otrzymałem jasnej odpowiedzi na żadne z tych pytań.

Jestem bezpieczna, radzę sobie.
Wszystko jest dobrze, ruszyłam do przodu, nie stoję w miejscu.
Wrócę kiedy zakończę tę całą sprawę, Harry. Obiecuję.
Tak samo jak to, że wszystko Ci opowiem i pamiętaj co ty obiecałeś, dobrze?

Tak, wiem, ale ty zachowywałabyś się na moim miejscu tak samo, pomyślałem, a litery szybko uformowały się na powierzchni medalionu i zniknęły równie sprawnie dając mi do zrozumienia, że pojawiły się już na naszyjniku Hermiony.

Ron też się martwi.
Domyślam...domyślamy się, że nie jest to-czymkolwiek to jest-bezpieczne. Dlatego masz przeżyć, rozumiesz?

Kiedy wszystko się skończy od razu teleportuje się do was.
Też za wami tęsknie, Harry

Jeśli coś będzie nie tak, daj znać, co?

Dobrze.


Później zeszliśmy na bardziej pozytywne tematy, ale po kilkudziesięciu minutach napisała bardzo chaotycznie, że musi kończyć, że to coś ważnego i, że odezwie się za niedługo.
Odpowiedziałem, że trzymam ją za słowo.
-Naprawdę nie rozumiem dlaczego tyle czasu trzymałeś ją w ukryciu, stary! To bardzo fajna dziewczyna!-woła rudzielec, z którym wracam z Pokątnej. Wyrywa mnie tym samym z rozmyślań. Odrywam wzrok od ciemnego nieba i spoglądam na niego z ciepłym uśmiechem.
-Bo jeszcze pomyślę, że chcesz mi ją odbić, Ron!-żartuję dając mu kuksańca w bok.
-No coś ty! Wiesz...pasujecie do siebie. Nie to co z Cho. Bez obrazy!-dodaje szybko ostatnie unosząc ręce do góry na co kiwam głową szybko. Skręcamy w lewo.-Ale jeśli jesteśmy już na temacie kobiet...
-Masz kogoś?-pyta zdziwiony unosząc brwi.
-Nie, nie o to mi chodzi!-woła od razu.-O Hermionę...
-A no tak.-Kłopotliwie drapie się po głowie.-Podobno dobrze, ale nie wiem czy to prawda.
-Mam nadzieję, że tak.
-Ja też-odpowiadam, lecz zatrzymuje się gwałtownie gdy coś zaczyna piec mnie w pierś. Ręka automatycznie kieruje się do tego miejsca, a gdy spoczywa na medalionie, serce podchodzi mi do gardła.
-Harry?-nie słyszę tego wyraźnie.
Szybko zaciskam dłoń na medalionie, który stał się czerwony. Ogarnia mnie panika, jest strasznie gorący!
-Wszystko w porządku, Harry?
Zaczyna kręcić mi się w głowie.
Desperacko zaciskam dłoń na medalionie, który jest dla mnie teraz jak wielki głaz, który ciągnie mnie w dół. Kropelki potu pojawiają się na moim czole jednak zaczerpnąwszy dużą dawkę świeżego powietrza, prostuje się i poprawiam okulary.
Dłoń nadal spoczywa na moim torsie, wciąż otacza mnie duchota, a Ron spogląda na mnie zaskoczony.
-Tak, tak. Po prostu źle się poczułem.




*****


Hermiona



                  
                    Zdezorientowanie.
Wszystko się sypie, wali jak domek z kart. Kurz rodzi się niesamowicie szybko, a do środka wbiegają przeróżni ludzie w ciemnym odzieniu.
Z każdej strony.
                   Bronimy się, odbijamy ich zaklęcia i posyłamy własne. Ktoś próbuje dostać się do pokoju, w którym leży były Minister, lecz w ostatnim momencie-gdy nieznajomy ciągnie już za klamkę-blondyn posyła w jego stronę śmiercionośne zaklęcie. Obcy pada martwy na podłogę jednak drzwi otwierają się z winy czego mamy możliwość zobaczyć Kingsley'a.
Ten z kolei, zauważywszy okazję, zaczyna czołgać się w kierunku drzwi.
-Teo!-woła Zabini na myśl o przyjacielu, który jeszcze nie wrócił i uprzednio posyłając w stronę jednego z tych, którzy nas zaatakowali czerwony płomień z różdżki, pędzi na górę schodami, które teraz są dziurawe.
-Blaise!-woła Malfoy i szybko puszcza się biegiem za nim próbując złapać go za bluzkę czy nadgarstek, lecz przyszły ojciec zręcznie umyka od swego przyjaciela pokonując jednym skokiem trzy stopnie.
-Drętwota!-wołam posyłając w stronę jakiegoś czarodzieja zaklęcie widząc, że celuje on w arystokratę.
                Dom, w którym spędziliśmy tyle czasu prawie runął na wskutek zaklęć i złamanych barier.
Teraz można powiedzieć, że jesteśmy na otwartej przestrzeni, a gdy zauważam, że z sufitu zaczyna lecieć tynk, myślę, że za moment nawet z drugiego piętra też nic nie zostanie.
-Trzeba się stąd wyrwać! Jak najszybciej!-wołam w stronę blondyna.
-Nigdzie nie ruszam się bez Kingsley'a!-odkrzykuje.
Kolejne zaklęcia lecą, medalion, który mam na szyi zaczyna palić i w duchu przeklinam, że Harry również to poczuje, a tym samym będzie zaniepokojony i będzie próbował coś z tym zrobić. Ale obiecał i wierzę, że dotrzyma słowa.
-Blaise!-Wspomniany mężczyzna zlatuje z góry. Sufit, a zarazem podłoga dla drugiego piętra zaczyna się odrywać.-Co z twoją ręką?!
Spogląda na swoje przecięte przedramię.
-Oberwałem. Na górze też są, musimy....-nie kończy bo piętro załamuje się.
Następuje głośny huk, a my wraz z nieznajomymi jak wielka fala mkniemy do przodu, niektórzy na boki.  Cegły spadają w dół, a niektórzy z obcych, którzy nie zdążyli się teleportować, obrywają.
Zatrzymujemy się kawałek przed domem, ale gdy zerkam przez ramię zauważam, że jest on jedynie dużą kupką gruzu, a wokół zaczyna rozpościerać się ogień z różdżki jednego z czarodziei, którzy zaatakowali nas, by odbić Kingsley'a.
-Teodor!-krzyczę wraz z Blaise'm zauważywszy rozpościerający się ogień.
-Avada Kedavra!-Malfoy zabija kolejnego przeciwnika, a gdy ogień łapie nogawkę jego spodni, przeklina głośno.
-Tym razem to początek waszego końca!-krzyczy podnoszący się z ziemi przy pomocy dwójki innych, Kingsley.
Rozglądamy się za Teodor'em, a gdy zauważam jakiś cień po lewej stronie, biegnę tam łudząc się, że to on. Robię unik przed jakimś zaklęciem, kątem oka zauważam, że blondyn ruszył wprost na nich, a oni nie pozostają bezczynni. Po chwili cała ich grupa rusza na niego i Blaise'a nie zapominając jednak o mnie co wyrażają różnymi zaklęciami.
Nagle eksplozja wyrzuca mnie do tyłu. Przez moment jestem w powietrzu, a później zaliczam mocne uderzenie gdy upadam na ziemię.
-Szlak-mamroczę czując pulsujący w kręgosłupie ból.
-Granger, do cholery!-słyszę gdzieś z boku. Malfoy łapię mnie za łokieć i mocno ciągnie ku górze nie zważywszy na mój syk.-Nie obijaj się!
Nie odpowiadam tylko znowu pędzę do przodu.
Dym wchodzi mi do ust i oczu, które przecieram co chwila. Gdy zauważam, że Kingsley ze złośliwym uśmiechem, stojący na własnych nogach bierze do ręki czyjąś różdżkę posyłam w jego stronę zaklęcie. Nie może uciec.
-Crucio!-krzyczę, a czerwone światło z mojej magicznej broni, godzi go w pierś.
-Avada Kedavra!-ktoś atakuje.
-Protego!-bronię się.
Ogień powiększa się, prawie oddziela nas od siebie. Niektórzy zaczynają chować się za gruzami lub w nikłych pozostałościach po domu.
Mężczyźni stają koło mnie i z zaciętymi minami rozglądają się dookoła.
-Co wy tu jeszcze robicie?! Teleportujcie się!-słyszymy.
Niespodziewanie cały ubrudzony zza gruzów wychodzi Teo, lecz wzburzenie wynikające z wypowiedzianych przez niego słów nie pozwala cieszyć się wystarczająco, że odnalazł się i, że wciąż żyję.
-Zostanę. Ktoś musi odwrócić ich uwagę, nie pozwolę, by uciekli!-krzyczy po czym podchodzi bliżej blondyna i łapie go za ramiona.-Wyciągnij ich stąd, zatrzymajcie się tam gdzie Katie i Pansy...
-Nie zostaniesz tu Teo, już dość poświęceń z twojej strony!-odkrzykuje blondyn i odpycha go od siebie.
Gdy zaklęcie trafia kilka centymetrów od nas padamy na ziemię.
-Nie patrz się tak, Blaise!-przestrzegam widząc jego wzrok i przewidując co chodzi mu po głowie. Unoszę się na łokciach i posyłam zabójcze zaklęcie w stronę ludzi schowanych za gruzami. Wszystko jednak utrudnia ogień, którego ciepło ciasno nas otacza.-Masz żonę, dziecko w drodze i w dodatku jesteś ranny! Zrobię to...-mówię, lecz nagle blondyn podrywa się szybko i energicznie zrywa medalion z mojej szyi.
-Mówiłem, że nie dam mu uciec!
-Nie, Malfoy, nie!-krzyczę domyślając się na co się zanosi. Również podnoszę się z ziemi i biegnę za nim prosząc, by się zatrzymał.-Malfoy, masz w tej chwili zawrócić!-wołam dalej, a następnie krztuszę się kaszlem, płaczem i sadzą.
Kiedy jeden z ludzi byłego Ministra zauważa nas, posyła ku nam jakieś zaklęcie. Gdy niespodziewanie język ognia staje na jego drodze, robi ono w nim dziurę i tworzy podmuch tak silny, że odrzuca do tyłu zarówno mnie i blondyna jak i naszych przeciwników, w tym samego Kingsley'a, którzy akurat stali.
-Nie histeryzuj, Granger! To nie czas i miejsce na to!-woła i zaczyna czołgać się do przodu nie chcąc stworzyć sobie możliwości do spotkania bliskiego stopnia z wrogim zaklęciem.
-Zabiją cię, nie masz pojęcia na co się piszesz!-kontynuuje i łapię go za kostkę, której po chwili wręcz się uwieszam.
-A ty wiesz?! Ktokolwiek z nas kto chce się poświęcić, wie? Jeśli czegoś nie zrobię on ucieknie!-przekonuje i na oślep rzuca przed siebie kilka zaklęć łudząc się, że trafi w pobliże byłego Ministra chcąc tym samym uniemożliwić lub co najmniej utrudnić teleportację.-Tak to przynajmniej zniknie, ale ze mną na ogonie!
-Nie, Malfoy, nie!-zrównuje się z nim. Przeciwnicy oddają zaklęcia, a przez ciepło wydzielające przez ogień włosy zaczynają przylepiać mi się do skóry.
-To miłe i straszne zarazem, że się o mnie boisz, ale i tak to zrobię! Wiem co to jest-podnosi ściskany w dłoni medalion. Blaise i Teo posyłają zaklęcia w stronę Kingsley'a i nawołują nas jednocześnie-i domyślam się kto ma drugi. Za niedługo się zobaczymy!-kończy i oddając mi ostatnie przeciągłe spojrzenie przywiera swoimi ustami do moich. Oklejonych sadzą i innymi pyłami.
Zaciska dłoń na moim biodrze niesamowicie mocno wbijając w nie palce, a pogłębiwszy na kilka sekund pocałunek po raz ostatni, przerywa go i podnosi się zacięcie z ziemi po czym pędzi do przodu wiedząc, że nie ma miejsca na odwrót.
-Draco, cholera jasna!-woła Teo, lecz po chwili jest już za późno na jakiekolwiek zmiany.
Były Minister,a raczej obecnie Tedy magomedyk i jego sojusznicy teleportują się, a blondyn rzuca się w ich stronę i sekundę później nie ma już ich wszystkich.
Leże na ziemi, a mężczyźni, którzy po momencie dobiegają do mnie, padają na kolana zmęczeni.
Od razu ogarnia nas niepewność, a ja kładę opuszki palców na swoich wargach.
Wargach, które jeszcze kilkadziesiąt sekund temu całowały jego.




 
*****
 
Cześć, cześć, czołem. :)
Bardzo bym chciała żeby rozdział się wam spodobał i aby niektórzy nie zlinczowali mnie za końcówkę.
Mam nadzieję, że udało mi się uchwyć jakieś emocje, co?
<niesprawdzany bardzo dokładnie-teraz przeziębienie przeszło na moją mamą ze mnie i musze jej pomagać>
Pozdrawiam mocno i serdecznie dziękuję choć porównawszy poprzednie rozdziały, ostatnio troszkę was mniej. Liczę, że przynajmniej duchowa jak ze mną tak samo dużo osób co zawsze.
Dziękuję raz jeszcze, bo jesteście dla mnie skrzydłami dzięki, którym mogę szybować naprawdę, naprawdę wysoko :)
 
Vivian Malfoy.
                 

26 komentarzy:

  1. O jaaaaa. !!!!!!!!!!!!!!!! Świetnie opisane oddałaś wszystkiego emocje i wgl, jezu, biedny Dracze, ten Kingsley to jakaś aż trudno to określić !!!!!!!!!!!!! Nienawidzę goo !! Przez niego wszystko się psuje !!
    Czekam na kolejny rozdział i to co się wydarzy.
    Serdecznie pozdrawiam,
    Tsuki <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serdecznie dziękuję <3
      Bardzo się cieszę, że tak ci się podoba. Bardzo chciałam dobrze oddać emocję.
      Pozdrawiam również :)

      Usuń
  2. Hej.:)
    Niesamowite.
    Kingsley jest jak woda, jak go łapią w garść to on się wyślizguje.
    Hermiona i Draco.. Niedługo przestaną się wypierać siebie.:D
    Pozdrawiam,
    la_tua_cantante_

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo podoba mi się to porównanie ;)
      Niedługo przestaną się i może wypierać, ale kto powiedział, że tak będzie cały czas? Że nic się nie zmieni później?
      Pozdrawiam mocno i bardzo dziękuję :)

      Usuń
  3. Odpowiedzi
    1. Strasznie mi miło!
      Dziękuję bardzo i mocno się cieszę :)

      Usuń
  4. Super rozdział :) czekam na nastepne

    OdpowiedzUsuń
  5. Boskie!
    Tak mnie to zastanawia...jak? Co ten Kingsley wymyślił...
    I Malfoy...
    Co raz ciekawiej.
    Weny.
    Pozdrawiam,Lili.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To bardzo fajnie i dziękuję za Twoją dotychczasową obecność. Pozdrawiam ogromnie i mam nadzieję, że nie stracisz zainteresowania :)

      Pozdrawiam również!

      Usuń
  6. Bardzo fajny rozdział. Spodobał mi się Twój styl pisania. Jest naturalny. Nie znam całej historii(muszę nadrobić zaległości), ale jest naprawdę ciekawie, oryginalnie. Mogę mieć tylko nadzieję, że Dracze przeżyje i wszystko będzie dobrze. Oby! Jedyne do czego mam zastrzeżenia to zabawa ze spacją i kropkami, bądź myślnikami - trochę chaotyczna. Czekam na kolejne rozdziały, wierzę, że będą równie dobre, a może i lepsze.
    Pozdrawiam,
    http://precious-fondness.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się :)
      Naprawdę starałam się stworzyć coś oryginalnego, poprzednie opowiadanie ,,Kochaj i Walcz'' było początkiem. Te było od początku całkowicie przewidziane i naprawdę mi miło gdy widzę, że komuś spodobała się fabuła. Postaram się coś zdziałać w dziale interpunkcji i liczę, że nie opuścisz już nas :)
      Pozdrawiam mocno i raz jeszcze dziękuję!

      Usuń
  7. rozdział świetny tylko jak zwykle musiałaś przerwać w ta ciekawym momencie!!! Mam nadzieję że Draco nic się nie stanie.Pisz szybko kolejny rozdział bo nie mogę się doczekać! Pozdrawiam i weny życzę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze tak przerywam ;)
      Postaram się jak najszybciej, zresztą zawsze to robię, ale nie da się dokładnie przewidzieć tzw. czynników zewnętrznych, niezależnych ode mnie.
      Pozdrawiam mocno i serdecznie dziękuję, bardzo :D

      Usuń
  8. Draco poszedł. Szczerze mówiąc do ostatniej chwili miałam nadzieję, że Hermiona zdobędzie się na wskoczenie razem z nim. Nie wiem czemu ale tak jakoś mi się uroiło. Teraz Miona będzie za nim tęsknić i się martwić i sobie uświadomi (mam nadzieję) co do niego czuje. Juz się nie mogę doczekać kolejnego rozdziału.
    Pozdrawiam, życzę czasu i weny i zapraszam do mnie.
    ~Jess

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze mówiąc to myślałam nad takim ciągiem wydarzeń, ale ostatecznie zrezygnowałam. Może i sobie coś uświadomią, ale nic nie zdradzam. Przepraszam, że doiero teraz odpisuje.
      Pozdrawiam mocno i dziękuję seeeeeeerdecznie! :)

      Usuń
  9. na początku myślałam że Cię odnajdę i zamorduje za Draco (no bo gdzie jego na taką misję- wiem że były Śmierciożerca da sobie w różnych sytuacjach ale czemu on) już wolałabym żeby to była Hermiona - byłabym ciekawa jak martwiłby się o nią Draco i czy by to pokazał przed innymi :P

    Tak czy tak rozdział bardzo mi się podobał!
    Będę starała się jak najczęściej zaglądać chociaż zbliżająca się sesja tego nie ułatwia... :(

    WENY

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niby tak, ale Draco jest jak dla mnie bardziej...nie mógł mu po prostu popuścić. Zresztą myśli chaotycznie, szybko, a Hermiona musiałaby mieć wszystko zaplanowane ;)

      Życzę Ci powodzenia, zawsze się przydaje. Oby Ci wszystko poszło jak najlepiej i pozdrawiam gorąco!

      Usuń
  10. Hejo!

    Jak zapewne widzisz, jestem nowa na twoim blogu.

    Na samym początku czytania nie bardzo podobał mi się twój styl pisania, ale im bardziej wgłębiałam się w kolejne rozdziały, tym zmieniałam zdanie. Teraz po przeczytania wszystkich rozdziałów Czarnego Raju, mogę z ręką na sercu powiedzieć, że to kocham. Piszesz naprawdę bardzo dobrze, przyczepić się nie można do niczego. Pomysł na historie i to jak ją opisujesz jest oryginalny.
    A co najważniejsze, fabuła wciąga nieziemsko.
    Czytając poprzednie rozdziały, nienawidziłam jak ktoś mi przeszkadzał, siedziałam po nocy, a w dzień chodziłam niewyspana, a to wszystko przez ciebie! :p
    Malfoy w twoim opowiadaniu jest taki jakim go lubię najbardziej, wredny, denerwujący a zarazem szarmancki i seksowny. Awww taki do schrupania! :)
    Uwielbiam połączenie "świętej trójcy" Slytherinu. Blaise, Teo i Draco to jest to co lubię najbardziej!
    A co do rozdziału to:
    Granger w jednym łóżku z Malfoyem i co?! Nic!!
    Ja to na ich miejscu zabiła bym Kingsley'a gołymi rękoma, przynajmniej Granger miałaby spokój z tymi koszmarami, zmorami i omamami.
    Drżałam o życie Teo, serio myślałam że coś mu się stało, ale uff żyje. Pożegnalny pocałunek Hermiony i Draco był słodki, z nutą desperacji.

    Rozdział wspaniały, taki sam jak poprzedni!

    pozdrawiam Fav.

    Chciałabym również zaprosić cię na mojego bloga "Elton"
    http://elton-zakochaniuczniowie.blogspot.co.uk/
    mam nadzieje, że zajrzysz i ci się spodoba.

    Bajo!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć!

      Powiem tak:
      Ciesze się, że się przekonałaś.
      Niesamowicie mi miło, zawsze gdy widzę, że dochodzi kolejny czytelnik, jestem dumna i wdzięczna przede wszystkim.
      Co do historii, nie chcę się rozpisywać-robiłam to powyżej i wcześniej, ale wspomnę raz jeszcze, że naprawdę cieszy mnie fakt, że ta historia spodobała się wam. Długo myślałam, jeszcze przed opublikowaniem prologu, co przypadłoby wam do gustu i uśmiecham się szeroko widzą, że chyba się udało :)

      Przepraszam bardzo, a jednocześnie czuje się naprawdę wyróżniona, że nie potrafiłaś się oderwać. Sama niekiedy nie mogę rozstać się z jakimś Dramione czy innym FF i jest mi naprawdę przyjemnie, że mogło to dotyczyć mojego opowiadania.
      Właśnie takiego Malfoy'a chciałam pokazać! Jak dla mnie prawdziwego, jaki był od początku sago jak dla mnie, ale to kwestia i dyskusyjna.
      Również lubię takie Trójcę.
      Raz jeszcze dziękuję i ma nadzieję, że zostaniesz z nami, ze mną i tym blogiem :)
      Pozrawiam : D

      Usuń
  11. Normalnie wiedziałam, że sprawa z Kingsley`em zbyt łatwo poszła na początku... I oczywiście potem wszystko zaczęło się komplikować... I teraz ciekawe co z Draco? On to zawsze musi postawić na swoim... Chociaż dobrze, że pozostałym nic się nie stało.
    A szczerze mówiąc to Ślizgoni i Herm mają świętą cierplowość do byłego Ministra, dziwię się, że nie poleciało w jego stronę więcej zaklęć...

    A Herm i Draco coraz bardziej do siebie ciągnie ;) Uwielbiam ich... i te ich podchody wobec siebie ;) A odwracanie uwagi Smoka od Kingsley`a przez Mionkę było niezłe ;)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mogło być tak łatwo i dobrze. To nie u mnie ;)
      Może i masz rację. Może mają za dużą cierpliwość.

      Równie mocno jestem zadowolona z tego, że podoba ci się główna para. Oni sami jak i ich relacja.

      Pozdrawiam również i to mocno!

      Usuń
  12. najlepsze co jest w tym rozdziale to pokazana Hermiona, która kiedyś zabijała tak jak trzeba było. w końcu widac tą kobietę co była jedyna i najlepsza i tego mi brakowało we wcześniejszych rozdziałach
    walka walka i raz jeszcze walka coś pięknego
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogromnie mi miło, że znalazłaś to w tym rozdziale, choć w dalszych nie będzie tego, aż tak dużo, bo nie może być ciągle wojna, że tak powiem. To wieloczasowe opowiadanie, ma nawet dużo wątków, postaci i scenariuszy.

      Pozdrawiam mocno i dziękuję za wszystko!

      Usuń

Witaj

Tytuł aktualnego opowiadania: Czarny Raj
Tematyka : Potterowskie
Para : Dramione
Autor : Vivian Malfoy
Szablon : Szablownica




Obserwatorzy