piątek, 7 marca 2014

Rozdział 21:,,Pogodziłem się z tym. Może straciłem część humoru, ale wiem, że nie zmienię tego, że jej nie ma.''

                  Pamela Willson należy do osób, które trudno nawiązują nowe więzi, i która, patrząc na miejsce, w którym znajduje się od dłuższego czasu, nie miała barwnej przeszłości.
Urodziła się pomiędzy Doliną Godryka, a terenami należącymi do rodu Malfoy'ów i wraz ze swym pierwszym krzykiem, z momentem przyjścia na świat, została pozbawiona wolności, do której każdy człowiek ma prawo.
Rodzina do, której należała i można powiedzieć, że należy, jest bardzo szanowaną i ważną w czarodziejskim świecie.
                  Jej matka, Eleonora szczyciła się wrodzoną elegancją i elokwencją, z racji czego nie mogła pozwolić sobie na hańbę, która dosięgłaby jej gdyby czarodziejski świat dowiedział się o dziecku, którego się spodziewała.
Wypełniła swoje plany i wywiązała się z wszelkich obowiązków, którymi obdarzyła ją rodzina. Po drabinie sławy, popularności i dobrej opinii wspinała się w niezwykle szybkim tempie. Andre, którego poślubiła, dodał jej poważania wśród pozostałej śmietanki towarzyskiej, która ich otaczała.
Wszystko zmieniło się gdy Eleonora w wieku dziewiętnastu lat zaszła w ciąże co w ich kręgach było niedopuszczalne, a młoda kobieta nie mogła znieść myśli, że cały luksus i obłok sławy i szacunku, który otaczał ją i jej męża, ma pęknąć niczym bańka mydlana. Państwo Willson postanowiło, że kiedy tylko zauważą najmniejsze oznaki ciąży, wyjadą. Mieli wystarczający majątek, by wrócić po narodzinach dziecka, w dodatku z pięknych, słonecznych wakacji wśród cudów natury.
                 Pamela wkroczyła do świata nad ranem, a wszystko odbyło się w jak największej dyskrecji, gdyż Eleonora jasno dała do zrozumienia swojemu mężowi jak i obsłudze hotelu i szpitala, w którym byli, że nic ma nie wydostać się poza mury budynku.
Wrócili kilka dni po tym jak pani Willson doszła do siebie. Z wcześniej uśpioną Pamelą niepostrzeżenie wdarli się do własnego domu, a dziecko zamknęli w pokoju na strychu, który posiadał jedynie łóżeczko, potrzebne akcesoria i małe okienko, w dodatku bardzo wysoko.
Już od dnia następnego Eleonora i Andre prowadzili życie takie jak kiedyś, a córką zajmowała się opiekunka, która tak naprawdę była kuzynką pani Willson, której w przeciwieństwie do żony Andre, nie potoczyło się tak dobrze.
Nikt nie zdawał sobie sprawy, że w domy tak zacnej rodziny, przebywało dziecko. Pamela dorastała w nostalgii, a z każdym rokiem była coraz bardziej zamknięta w sobie. Przesiadywała w swoim pokoju, a całe dnie przemijały jej na rozmowie z opiekunką. I na ucieczkach.
                 Kiedy osiągnęła dziewięć, być może dziesięć lat korzystała z okazji, która wyłaniała się za każdym razem gdy jej rodzice po raz kolejny wychodzili na spotkanie z przyjaciółmi.
Wybiegała od strony podwórza, którego sąsiedzi nie widzieli, a następnie kierowała się w gęste zarośla.
Nigdy jej nie złapano, a podczas jednej z wycieczek poznała chłopca o jasnych włosach, który tak jak ona opuścił na parę chwil dom.
Różniło ich wiele rzeczy tak jak na przykład fakt, że była o rok młodsza czy to, że nie podzielała wszystkich jego zainteresować lub, że nie wiąże z rodzicami nienawiści bowiem Eleonora i Andre byli dla niej po prostu obojętni. Nie okrutni.
                    Wszystko skończyło się gdy przyszedł moment, w którym musiała pójść do szkoły, ale jej rodzice i o tym wcześniej pomyśleli.
Nie wysłali jej do Hogwartu tak jak powinni, gdyż tam uczęszczały lub miały uczęszczać dzieci ich znajomych, dlatego, więc zawieźli ją do Beauxbatons.
Opuściła swoje cztery ściany, opiekunkę, która była jedyną przyjazną osobą i małego przyjaciela, z którym więcej już się nie spotkała, mimo pamięci, którą go owinęła. 
W Akademii Magii nie chciała żadnych nowych znajomości, a wszelkie próby nawiązania z nią kontaktu ze strony pozostałych uczniów, kończyły się fiaskiem.
Od początku była sama, a natura pustelnika zaszczepiła się w niej za głęboko, by mogła ją porzucić. Najlepiej czuła się kiedy nikogo wokół niej nie było, ale fakt, iż nie miała kontaktu ze światem też zaowocował. Nie wiedziała przez to jakimi prawami rządzi się owy świat, jak należy się zachować czy jakie konsekwencje następują po różnych decyzjach. Często była zagubiona, nieporadna i nie zdawała sobie sprawy, że z niektórych rzeczy nie da się już wycofać.
Nigdy nie była zakochana, nawet nie wiedziała jak miłość się objawia i jak należy się z nią obchodzić. Ludzi nie darzyła zaufaniem i obce były jej wartości takie jak braterska miłości, przyjaźń, poświęcenie.
                     Kiedy nastały mroczne czasy panowanie Voldemort'a wraz z pozostałymi uczniami, którzy nie mieli gdzie wracać lub po prostu tego nie chcieli, schroniła się w prowizorycznym obozie i próbowała przysłużyć się najlepiej jak mogła. Kontynuowała naukę na ostatnim roku gdy Złoty Chłopiec, o którym słyszał każdy w magicznym świecie, ostatecznie unicestwił Czarnego Pana.
Ukończyła Beauxbatons z bardzo dobrymi wynikami, ale nie chciała wyjeżdżać ze szkoły, gdyż wiązało się to z powrotem do domu, a raczej do klatki, w której znów zostałaby zamknięta.
Opuściła pociąg, który odwieźć ją miał w okolice domu, gdzie czekać miała na nią opiekunka, która według rozkazy matki, musiała rzucić na nią zaklęcie kameleona, przystanek wcześniej.
Wraz z kufrem ze swoimi wszystkimi rzeczami długo plątała się po okolicy, praktycznie żyjąc z dnia na dzień, a kiedy traciła już nadzieję i miała ze spuszczoną głową skontaktować się z opiekunką z prośba o spotkanie, napotkała trzy dziewczyny, które zadały jej sporą ilość pytań.
Zabrały ją ze sobą do miejsca, które okazało się zwykłym burdelem. Obiecali jej dach nad głową i to nie byle jaki, pieniądze na utrzymanie, jedzenie i własne wydatki oraz pomoc w razie potrzeby.
Wszystko to miała dostać za procent, który oddawałaby z pieniędzy, które sama zarobi.
Z początku brzydziła się tego, czuła wstręt do samej siebie i próbowała się wycofać, ale przez to, iż nie była obyta ze światem nie wiedziała, że nie może. Nie zdawała sobie sprawy, że przekraczając próg  tego gniazda rozkoszy i grzechu już prawdopodobnie nigdy stąd nie wyjdzie, chyba, że stanie się cud.
                     I właśnie wtedy spotkała Harry'ego Potter'a. Wyczerpany przyszedł do niej i wielu innych kobiet powodując tym samym masę westchnień z ich strony. Kiedy nadeszła pora, w czasie, której miał wybrać, z którą to spędził noc, wskazał właśnie ją.
Siedzącą cicho w kącie, średniego wzrostu blondynkę o pociągłej twarzy i jasnych oczach.
-Nie bój się mnie, nie chcę zrobić Ci krzywdy.-powiedział kiedy weszli do pokoju, w którym to właśnie mieli spędzić upojne chwilę.-Jak się tutaj znalazłaś?-spytał siadając na fotelu tym samym dając jej do zrozumienia, że naprawdę nie ma złych intencji. 
Stworzył wzór, który stosował zawsze w czasie ich spotkania. Najpierw długo rozmawiali, a ona sama zdziwiła się jak się na niego otworzyła i jak dokładnie opowiedziała mu historię swojego życia, której to słuchał naprawdę uważnie i dopiero później szli do łóżka.
Po pierwszym spotkaniu zaczęli umawiać się kilka razy w tygodni. Zawsze przychodził weselszy i zawsze wybierał ją, równocześnie łamiąc serca pozostałym.
Ich pierwszą noc zapamiętała naprawdę delikatnie i czule. Polubiła go, a on otworzył dla niej serce. Dbał o nią, zawsze pytał co u niej, czy coś jej potrzebne i przepraszał ją srogo z powodu tego, że gdy ona była niedostępna, Fryderic, właściciel, wręcz wcisnął mu inną. Harry miał straszne wyrzuty sumienia, choć tak naprawdę do niczego więcej między nimi nie doszło gdyż przeszkodził im Ron Weasley, który postanowił wrócić.
                      Mówili i mówią sobie o wszystkim, a  kiedy zaistniała afera z Kingsley'em postanowili się ubezpieczył. Postanowił.
Dał jej kartkę z adresami i podał instrukcje, dokładnie wyjaśniając co ma zrobić i co mówić gdyby coś się stało. I właśnie teraz, kiedy już trzy godziny spóźniał się na ich spotkanie, a nigdy tego nie robił, zalała ją fala negatywnych emocji, przeczucie, że stało się coś złego.
                    Teraz od kilkudziesięciu minut studiowała ową kartkę jakby chciała się jej nauczyć na pamięć, co jakiś czas odgarniając jasne włosy opadające jej na twarz.
Gdy chłodny wiatr przedostał się przez otwarte okno zza, którego widać było nocny krajobraz, postanowiła, że jutro, z rana uda się do Hermiony Granger, której adres ściska w dłoni.
Nie znała jej, ale wiedziała jak silna relacja łączy ją z Wybrańcem i liczyła, że uwierzy w jej słowa. W końcu chodzi o dobro mężczyzny, który jest dla niej jak brat.
Mężczyzny, w którym, mimo, że tak naprawdę nie wiedziała co to miłość, ona, Pamela, chyba się zakochała.


*****


Harry 



                 Ponownie otacza mnie mrok i głowa boli mnie nie miłosiernie, pewnie z powodu uderzenia, które otrzymałem. Jasne światło pobliskiej lampy razi mnie w oczy, a siwy dym papierosa, którego pali Minister, wchodzi mi do nozdrzy.
Kaszlę kilka razy czując, że świat zaczyna wirować i pozwalam mej głowie opaść bezwładnie, nie mając siły by ją podnieść. 
-No witam ponownie, Potter.-szydzi w najlepsze wstając z miejsca, które zajmował przez dłuższy czas.-Ciesze się, że się obudziłeś.
-Powiedz od raz czego ode mnie chcesz.-dyszę przywiązany do krzesła jednocześnie dziwiąc się, że moje ciało nie ma żadnych ran czy zadrapań.-Co to ma być? Wielki powrót, początek zemsty?
-Panie Potter....Co prawda naprawdę chciałbym zemsty, ale nie jestem głupi.-odburkuje wyrzucając resztkę papierosa.-Chciałby zawrzeć z wami umowę, wszystkimi.
-Wszystkimi?
-A co, miałem uprowadzić całą waszą siódemkę? Panie Potter, niech mnie pan nie załamuje!-woła powodując, że unoszę wysoko brwi spodziewając się raczej gróźb, obelg, ran i bólu, który jest w stanie zadać. 
-Wystarczająco długo pracowałem dla Ministerstwa, by wiedzieć co mi grozi.-podejmuję kolejną próbę wyjaśnienia.-Jestem uciekinierem, który zastosował przemoc i zaklęcia wobec strażnika, a wcześniej...no cóż. Wiem co mi grozi, więc mam dla was, dla Ciebie jako w tym wypadku przedstawiciela całej tej waszej hołoty, propozycję.
-Słucham niecierpliwie.-parskam. Minister uśmiecha się jadowicie przez co na moment przypomina mi się jego okrutne oblicze. Podchodzi do mnie, a ja przygotowuje się na cios, który jednak nie nadchodzi, a wręcz przeciwnie-były Minister ściąga więzy, które do tej pory mnie krępowały.
Co tu się dzieje?! Istnieją dwa wyjścia. Albo jestem w śnie, z którego zaraz się obudzę, co wyjaśniałoby absurd tej sytuacji lub moja głowa ucierpiała tak bardzo, że mam już halucynację.
-I tak mam Twoją różdżkę.-mówi po czym przysuwa sobie swoje krzesło i siada naprzeciw mnie.-Znając pana Malfoy'a lub Nott'a czy Zabini'ego, będą oni chcieli mnie złapać i odstawić do Azkabanu, a ja nie mam ochoty znaleźć się w tym miejscu. Chciałby prosić was byście nawet nie próbowali mnie szukać, a ja zamiast tego obiecuję, że nie będę plątał się w wasze życie. Zapomnicie, że w ogóle istnieje.
-Jak możesz tak mówić, ty parszywy śmieciu?!-krzyczę podrywając się z z miejsca.-Hermiona nigdy nie zapomni, że istniejesz!
-Powinieneś dziękować mi, że nie skończyła tak jak Ginny Weasley!-odkrzykuję wbijając mi różdżkę, którą nagle wyciągnął, do torsu.-Nie pamiętasz już swojej dziewczyny? 
-Pogodziłem się z tym. Może straciłem część humoru, ale wiem, że nie zmienię tego, że jej nie ma.-warczę zgodnie z prawdą, nie ściągając z niego oczu.
-Skoro, więc już to wyjaśniliśmy możemy wrócić do tematu?-pyta sarkastycznie biorąc swą różdżkę.Powstrzymuje się od uderzenia go w twarz czy wyszarpnięcia magicznej broni podczas gdy złość coraz bardziej mnie wypełnia.-Przyjmujesz  propozycję?


*****

Teodor



-Panie ordynatorze! Pan chyba nie zdaje sobie sprawy z powagi sytuacji! Słyszy pan co w ogóle właśnie panu mówię?!-krzyczę nie mogąc zrozumieć, że na tak ważną i oburzającą informację, którą jest dalsza działalność podziemi, wzruszył jedynie ramionami.
-Nie wydzieraj się, Nott.-ugasza mnie spokojnym tonem po czym splata dłonie, które kładzie przed sobą.-Magomedycy pracujący na dole nie robią nic złego. To tylko rutynowe kontrole leków nim te trafią do naszych pacjentów.
-Zapomina pan, że na normalnych czarodziejach, którzy nim tu trafili byli całkowicie zdrowi, a teraz...Teraz są jak warzywa!-wołam po raz kolejny czując jeszcze większą złość. Irytuje się jeszcze bardziej zdając sobie sprawę, że zachowuje się jak Don Kichot, który nieudolnie prowadzi walkę z nieistniejącymi wiatrakami.-Właściwie, nawet nie wiem jak Ci ludzie się tu znaleźli! Pozostali magomedycy grożą mi, a nasi pacjenci nie zdają sobie z niczego sprawy. Jak pan może być takim hipokrytą, panie Pearst?! Oni cierpią i to przez pana! A co z rodzinami tych ludzi! Zachowuje się pan...
-Dość!-przerywa mi wręcz rycząc powodując, że na mojej twarzy zaczyna malować się triumf, że wreszcie opuścił go ten przeraźliwy spokój, który jeszcze nie dawno prezentował.-Przesadził pan, panie Nott, a jeśli przyszedł pan, by zrobić awanturę...
-Nie to było moim celem.
-...to nie ma pan do tego prawa.-kończy uderzając dłonią o biurko.-To ja jestem tu ordynatorem i jeśli nie chce pan stracić pracy, radzę nie wychodzić przed szereg. Szkoda byłoby stracić tak ważnego specjalistę, ale jestem w stanie jakoś to przełknąć jeśli będzie pan zbyt natarczywy. Czy się zrozumieliśmy?
-To nie ma nawet krzty etyki! Nie mówiąc już o...
-Panie Nott!-woła bardzo piskliwym głosem.
-Dobrze wyjdę.-mówię i unoszę ręce ku górze po czym kieruje się do drzwi, które zamierzam zamknąć ze sobą z trzaskiem.-Na razie dam panu spokój, panie ordynatorze, ale niech nie myśli pan, że potrwa on długo.


*****

Hermiona

  

                    Wczorajszy wieczór spędziłam w towarzystwie Ron'a, który tak jak obiecał, nie powracał do tego co łączyło nas krótko po wojnie.
Oglądaliśmy filmy i nie wychodziliśmy z domu gdyż czekaliśmy na powrót Harry'ego, który wyszedł na miasto. Na miasto, mówił, ale domyślam się, że tak naprawdę znowu poszedł do tych dziewczyn.
Nie wrócił. Ani wieczorem, ani w środku nocy, ani nad ranem. Do tej pory.
                     Teraz jestem sama. Rudzielec wyszedł na szkolenie aurora, na którym powinien być i Harry, obiecując, że da mi znać jeśli Wybraniec zjawi się w Ministerstwie.
                      Pogoda na zewnątrz jest pozytywna mimo, iż wieje lekki wiatr. Popijając kawę nie mogę odpędzić od siebie wspomnienia jasnych oczu czy jego blond włosów, które targał wiatr i siła natury gdy za mną biegł.
Gdy ze złością, spowodowaną jego obecnością w mojej głowie, odkładam kubek z kawą na blat, który, teraz już naprawiony, wcześniej był obiektem wyładowania moich emocji na wskutek zdjęć z mojego spotkania z Malfoy'em w Proroku, po mym domu roznosi się dzwonek.
Lekko poirytowana kieruje się do drzwi, lecz gdy uzmysławiam sobie, że to może Harry właśnie stoi na zewnątrz, przyspieszam kroku i mocno ciągnę za klamkę.
-Dzień dobry.-mówi blondynka stojąca naprzeciwko mnie. Pomrukuje coś pod nosem nie rozumiejąc co tutaj robi, a przez to, iż sprawia wrażenie jakbym była z porcelany, boje się uścisnąć jej dłoni, którą w moim kierunku wyciągnęła.
-Przepraszam, my się znamy?-pytam w końcu przerywając ciszę. Kobieta przenosi swój ciężar na druga nogę i stara się jakoś zatuszować fakt jak bardzo jest zawstydzona.
-Pamela Willson.-przedstawia się z niemrawym uśmiechem.-Nie znasz mnie, ale ja...ja Cię tak.-dodaje.  
Co tu się do cholery dzieje?! Zdziwiona łapie się framugi, by się nie przewrócić. 
-Wejdź.-proponuje przepuszczając ją w progu. Dopiero co poznana czarownica, bije się z myślami między czasie otwierając i zamykając usta  niczym ryba.-Proszę, wejdź, chyba musisz mi coś wyjaśnić.
-Tak...-pomrukuje tylko i lekko zgarbiona wchodzi do środka.
-Harry prosił mnie bym skontaktowała się z tobą kiedy coś się stanie...
-Zaraz, zaraz! Skąd ty znasz Harry'ego?-pytam zdenerwowana i nie zorientowana w sytuacji, lecz zamykam się gdy domyślam jak nawiązali znajomość widząc jej pełne wstydu i zniesmaczenia spojrzenie.
-Byliśmy umówieni, ale nie przyszedł, a to nie jest do niego podobne. Kiedyś, dawno temu, mówił, że w razie takiej sytuacji mam skontaktować się z Tobą.
-Opowiedz mi.-mówię siadając na fotelu jednocześnie zaczynając masować swoje skronie.-Kim właściwie jesteś? Co was łączy?



*****

Draco



                    Przewracając strony Proroka Codziennego, zerkam na zegar ścienny i liczę w pamięci ile jeszcze będę musiał czekać na Blaise, który zapowiedział, że przyjdzie.
                    Śmieje się w duchu gdy wyobrażam sobie reakcję Granger na fotografię, która znając jej charakter i temperament, nie przyjęła tego spokojnie.
W dodatku jej pewny gniew, potęguje fakt, że zdjęcia te są dość dwuznaczne, a raczej przedstawiają nas w nazbyt dwuznacznej sytuacji.
Pierwsze bowiem ukazuje nasze podobizny, które stały blisko siebie, na twarzach mając lekkie uśmiechy. Drugie ujawnia naszą namiętną relację na dowód tego przedstawiając scenę w czasie, której leżeliśmy na pokrytej rosą trawie. Fotografia jest ruchoma, więc czytelnicy mogą zaobserwować jak turlam się i kładę ją sobie na torsie.
Na wypadek gdyby jakikolwiek czarodziej miał wątpliwości, niedaleko podpisu autora artykułu, widnieje zdjęcie, które uwiecznia moment, w którym szliśmy trzymając się za ręce.
Można było się tego spodziewać, można było przewidzieć, że nasza randka nie zostanie w ukryciu, ale mimo to wywołała u mnie rozbawienie i poczucie triumfu na myśl, że jeśli Granger, chciała zachować to dla siebie, teraz wie już każdy.
                    Podnoszę się z miejsca i odkładam gazetę na dźwięk dzwonka, lecz nie daje rady dojść do drzwi, gdyż ktoś otwiera je gwałtownie.
-Cześć, stary!-woła Blaise i z szerokim uśmiechem na twarzy obejmuje mnie przyjacielsko i poklepuje po plecach.-Wleczesz się, jak cholera!
-Coś Ci się stało?-pytam zdziwiony zmianą jego nastawienia.-Brałeś coś? Piłeś? Wciągałeś...
-Nie! Nie, nie i jeszcze raz nie!-woła szybko unosząc ręce do góry w obronnym geście.-Po prostu wszystko wreszcie się układa, a ja...Wracam, skarbie!
Siadam na kanapie, a on śmieje się raz jeszcze widząc moją zdziwioną minę i kontynuuje swą wypowiedź gdy posyłam mu pytające spojrzenie.
-Widziałeś gazety. Pansy zaczęła wychodzić z domu, co więcej, wczoraj znalazłem ją w ogrodzie do, którego zeszła z własnej woli!-woła rozradowany.-Postanowiliśmy..to znaczy...Pansy zdecydowała, że postara się zapomnieć i zaczęliśmy raz jeszcze starać się o dziecko.-wyjaśnia poruszając znacząco brwiami.
-To cudownie!-wołam czując nagły przypływ radości na myśl o poprawie stanu swojej przyjaciółki.-Zawsze była silna...
-I to jak!-woła i szturcha mnie łokciem gdy jego wzrok pada na gazetę leżącą na stoliku.-Widziałem, widziałem...-cmoka uśmiechając się przesłodko.-Mówiłem Pansy, iż miło spędzicie ten czas, ale nie, że aż tak.
-Nie zaprzeczę, dobrze się bawiłem, a Granger...
-Podoba Ci się?
-Nie!-odpowiadam szybko.-Nadal utrzymuje, że jest wredną poczwarą, ale...
-Mam Cię!-krzyczy dźgając mnie palcem w tors.-Jak silne jest to ale?
-Dość silne.-krzywię się jednak gdy dociera do mnie absurd sytuacji unoszę się obrażony.-Co Cię to w ogóle interesuje, Blaise? Jesteś moim ojcem, że mam Ci się zwierzać?
-Nie jestem i chroń mnie Merlinie, przed takim dzieckiem!-prycha wciąż z szerokim uśmiechem na twarzy.-Wiesz co ja o tym myślę? Podoba Ci się, ale mi się nigdy nie przyznasz. Sam może i to zrozumiałeś ,ale nie powiesz tego na głos. Uważam też, że pasujecie do siebie. Oboje jesteście irytujący, zaborczy, temperametni....
-...i seksowni.-dodaje z krzywym uśmiechem.-Nie potwierdzę ani nie zaprzeczę Twojej hipotezie, ale wkurza mnie to, że ciągle na mnie krzyczy. I to tylko na mnie!-dodaje choć odrobinę wyrażając swą frustrację.
-Dziwisz się?-pyta z uniesioną brwią.-Mam Ci może przypomnieć jak zachowywałeś się w szkole?
-Ale to było w szkole. Dawno! W dodatku w większości przypadków, w późniejszych latach robiłem to tylko dla zabawy, a moim celem na siódmym roku było to, by jak najwięcej razy wyprowadzić ją z równowagi.
-Jesteś idiotą, Draco, nie wiem jak ma Ci to tłumaczyć.-wzdycha.-Przydałby się Teo i jego mądre cytaty.
-Widziałeś się już z nim? Wie o Pansy?-pytam podpierając się na łokciu jednocześnie oglądając jak na twarzy Zabini'ego maluje się złowierczy uśmiech.
-Nie jeszcze nie, ale odwiedzę go wieczorem. Wiesz, nasz Teoś ma dużo zmartwień z powodu Munga i zamierzam naprawdę mocno go wyściskać!
-Tylko żeby nie dostał zawału jak zobaczy Cię takiego.-upominam wyobrażając sobie szok, który na
pewno obejmie Nott'a, gdy zobaczy przed sobą Blaise, o którego pozytywnej wersji prawie zapomnieliśmy.
-Skoro przez tyle lat nie nałapał się depresji z powodu Twojej głupoty, to i teraz nic mu się nie stanie.-lekceważąco macha dłonią, a kiedy spoglądam na niego z wyższością i obrazą woła:
-No weź, blondyneczko...tylko się zgrywam!
-Jesteś żałosny.-kwituję, a po chwili mam wrażenie jakbym przeniósł się do innego wymiaru. Do moich domu dochodzi głośne pukanie, wręcz walenie, a następnie do środka wlatuje niczym torpeda Granger z załzawionymi oczami.
-Hermiona, co się stało?-pyta Blaise gdy ta, nie zwracając uwagi na jego wielki uśmiech, rzuca mu się na szyję.
-Pomóźcie mi.



*****

                   

Hermiona



                      Wracam do domu, z blondynem u boku, którego wręczył mi Blaise.
Umówiliśmy się, że Zabini i Teo skontaktują się z aurorami i profesor McGongall, o której nowej funkcji  Ministra, społeczeństwo ma dowiedzieć się dopiero jutro, a ja wraz z Malfoy'em mam czekać gdyby jakimś cudem Harry znalazł się w domu. Ron wciąż jest na szkoleniu, z którego ma wrócić dopiero wieczorem i jeśli  jeszcze nie domyślił się, że coś jest nie tak, to w ogóle nie ma pojęcia co się dzieje.
-Nie uważasz, że robi to specjalnie?-pyta jasnooki trzymając dłonie w kieszenie gdyż, by uspokoić moje nerwy zdecydowaliśmy się na pieszy spacer.-Dla rozgłosu?
-Nie jest Tobą, Malfoy!-wołam oburzona jego bezczelnością.-Nie znikałby z własnej woli.-dodaje pewna swoich racji.
-Zobaczysz, że mam rację.-wzdycha obojętnie, a kiedy kieruje na mnie swój wzrok uśmiecha się rozbrajająco.-To kiedy znowu się spotkamy?-pyta nawiązując do niedawnego wieczoru.
-Skąd wiesz, że w ogóle się spotkamy? I jak możesz o to pytać w takim momencie!-odpowiadam oburzona. Malfoy śmieje się krótko, a dźwięk ten przenoszony jest przez wiatr niczym echo.
-Według Proroka jesteśmy parą lub co najmniej kochankami.-przypomina na co rumienie się gniewnie, bo to właśnie na tę wzmiankę w całym artykule zirytowałam się najbardziej.
-To do czegoś zobowiązuje.-ciągnie dalej poprawiając swoje włosy.-Tym razem myślałem nad czymś oryginalnym, jeszcze nie wiem gdzie bym Cię zabrał, ale...
-Zamknij się, Malfoy! To nie jest  odpowiednia pora na tego typu rozmowy!-odburkuję i przyspieszam kroku sprawiając, że przez moment blondyn zostaje w tyle.
-Oj, Granger, ty problematyczna kobieto...Jeśli tak przeszkadza Ci, że chce się z Tobą spotkać, to potraktuj to jak kolejne, naukowe badanie.-proponuje gdy mnie dogania i łapie za łokieć, jednocześnie dając mi do zrozumienia, że nie ma zamiaru ani zejść z tematu, który sam zaczął, i który mu odpowiada oraz to, że ani przez moment nie ma ochoty zainteresować się Harry'm. 
-I znając Ciebie, nie dasz mi spokoju, dopóki się nie zgodzę, prawda?-pytam z ciężkim westchnieniem łudząc się, że czym szybciej dam mu powiedzieć to co zamierza, tym szybciej zamilknie. 
Zarys domu, który dziele z Harry'm i Ron'em zaczyna pojawiać się przed nami.
-Dokładnie!-krzyczy pełnym rozbawienia tonem, nie ukrywając, że podczas gdy ja naprawdę martwię się o przyjaciela, on po prostu dobrze się bawi. I to po raz kolejny moim kosztem.
-Oczywiście możesz się nie zgodzić.
-Naprawdę?-pytam sarkastycznie prosząc w duchu, by się zamknął i dał mi spokój.
-Wyobraź sobie, że tak, Granger. Dam Ci te szansę.-mówi z cwanym uśmiechem gdy nasze stopy dotykają chodnika przed moim domem. -Ale nie skorzystasz na niej. Będę codziennie sterczał przed Twoim domem i zapewne wproszę się kilka razy do środka. Doprowadzę do szału zarówno Ciebie jak i Łasica i Pana Nieudacznika, co nie ukrywajmy, sprawi mi przyjemności. Następnie będę podrzucał Ci jednoznaczne prezenty i liściki, a aby jeszcze bardziej zmusić się, byś się zgodziła, czyli podjęła prawidłową odpowiedź, rozpuszczę kilka, pikantnych szczegółów na temat naszego związku wśród nauczycieli w Hogwarcie i z wielką radością porozmawiam z redakcją Proroka Codziennego...-przerywa mu mój lekki śmiech i pobłażliwe kręcenie głową.
Wchodzimy do środka, a  gdy na jego twarz wpływa ten wredny wyraz, poważnieje momentalnie, a moje serce przyspiesza, bowiem właśnie teraz, w tym najbardziej nieodpowiednim momencie, zdaje sobie sprawę, że (o zgrozo!) lubię Dracona Malfoy'a, co trafia mnie z mocą błyskawicy.



*****
Przepraszam, że dopiero teraz, ale tyle nagle konkursów się nazbierało, że, aż mnie przytłoczyły. 
W dodatku książki i pozostałe sprawy z życia...
No, ale w każdym razie mam nadzieję, że się wam podoba mimo, iż może nie jest w nim dużo Dramione, ale to taki jakby wstęo w dalsze wydarzenia. 
Pozdrawiam mocno. 
V.M

18 komentarzy:

  1. "(...) moje serce przyspiesza, bowiem właśnie teraz, w tym najbardziej nieodpowiednim momencie, zdaje sobie sprawę, że (o zgrozo!) lubię Dracona Malfoy'a, co trafia mnie z mocą błyskawicy." <- genialny fragment, nie tylko ze względu na treść, ale na wykonanie. Świetnie napisaneee, zazdroszczę!
    Rozdział świetny, historia Pameli zapowiada się intrygującoo <3
    Lumossy
    im-possible-dramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak mi miło!
      Naprawdę ciesze się że ci się spodobało.
      Mam nadzieję, że owa historia Pameli ci się również spodoba i przypadnie do gustu :)

      Usuń
  2. Wspaniały rozdział :)
    Masz talent! Nie mogę doczekać się następnego :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Ostatnie zdanie , genialne :-) jestem ciekawa jak to się dalej potoczy :-) czekam na kolejny rozdzial bardzo niecierpliwie . Pozdrawiam Angela :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I znowu cię ,,widzę''. ;)
      Postaram się wrzucić jak najszybciej :)

      Usuń
  4. Hej.😊
    Rozdział jak zwykle fantastyczny. Biedna ta Pamela. Nie rozumiem, jak rodzice mogą potraktować tak własne dziecko? Może i nie znęcali się nad nią, ale taka obojętność potrafi ranić bardziej niż cokolwiek.. A po za tym.. Czyżby ten blondynek z jej przeszłości to Draco? Może dziewczyna odnajdzie teraz przyjaźń, miłość. Należy jej się!!
    Teoś.. Mrrr, waleczny jak lew. Mam nadzieję, że się nie podda i będzie dalej walczył o dobro pacjentów.
    Dobrze, że z Pansy już jest okej. To pozytywnie wpływa na Diabła.. Brakowało i mi tego beztroskiego kawalarza i jego tekstów typu " moja blondyneczko".
    Draco... Oj, jak on lubi robić na złość Hermionie. Ale nie da się ukryć, że coś ją do niej ciągnie. Z resztą... Należą ci się brawa za plan Malfoya. Wiedziałam, że on by się tak łatwo nie poddał.
    Hermiona rozdarta pomiędzy troską o przyjaciela, a refleksjami na temat Draco. Fajne jest to ostatnie zdanie. Dobrze, że odkryła już te podwaliny miłości..😊
    Przepraszam za błędy, jakie zawiera ten komentarz, ale piszę go na telefonie, więc musisz mi wybaczyć. Sama się dziwię, że udało mi się napisać tych kilka zdań.😉
    Z niecierpliwością czekam na kolejny.😋
    Pozdrawiam,
    la_tua_cantante_

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Starsznie się ciesze, że tak dotarła do Ciebie jej historia.
      Oj, widzę, że masz już podejrzenia, co do chłopca. No, no, no...;)

      Blaise, come back, wejście smoka ;)
      Draco jest uparty i nie odpuszcza, ale skutki tego są różne.

      Rozumiem. Pisanie na telefonie jest uciążliwe.
      Ale bardzo doceniam!
      Pozdrawiam i dziękuję!

      Usuń
  5. no raczej , że go lubi, kto by go nie lubił ? :D
    Ale podziwiam Smoka bo trzeba mu przyznać że jednak troszkę musi się namęczyć żeby się z nią spotkać :P

    tak wgl to niby Blaise jej wcisnął blondyna ale to w końcu do niego przyszła, więc nie wiem w czym problem ? :P

    Blaise wraca i to jest chyba najlepsza wiadomość! :)

    No to czekam co się stanie dalej ( zwłaszcza że właśnie są sami w domu !! :D )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No musi się trochę pomęczyć, ale w końcu to Malfoy.
      On nie odpuszcza i zawsze dopina swego ;)

      Ona po prostu tak czy siak, coś by jej nie pasowało ;)

      Blaise, wielki powrót i tłumy szaleją ;)
      Ale bez przesady, że jest aż tak spektakularny.
      Postaram się jak najszybciej.
      Pozdraiwma!

      Usuń
  6. Bardzo podoba mi się rozdział. Czekam na nastepny.
    Pozdrawiam, Tsuki

    OdpowiedzUsuń
  7. W jeden dzień przeczytałam wszystko i jestem zachwycona, liczę że wena ci dopiszę. Świetnie ujęłąś ich charaktery i to co się dzieję:) Nie dośc że jeszcze jestem pod wrażeniem, do dosłowanie zakochałam się w tym opowiadaniu:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam, witam, witam!
      Tak się ciesze!
      Bardzo mi miło, że według Ciebie, czytelnika, ich charaktery i osoby są dobrze przekazane.
      Tak bym chciała, byś została z nim, ze mną, do końca!
      Będę w to wierzyć :)
      Pozdrawiam i mam nadzieję, że jeszcze Cię ,,ujrzę'' ;)

      Usuń
  8. świetny rozdział, wiele się dzieje... najbardziej rozbroił mnie moment, kiedy draco żalił się blaisowi, że hermiona na niego krzyczy, no to było bardzo słodkie i bez trudu mogłam to sobie wyobrazić ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję.
      Tym bardziej, że czytam i Twoją historię ;)
      Może i było to urocze? Nie wiem, ale ciesze się jeśli tak to wyszło ;)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  9. Rozdział bardzo mi sie spodobał ;)

    Hmm, ciekawe co tak dokładnie kombinuje były Minister... Pewnie będzie chciał wymóc na Harrym jakaś przysięgę albo coś... Bo dziwne jest,że na razie go nie "poturbował". Ciekawe jaką ma dla Pottera propozycję.

    Postać Pameli jest bardzo interesująca. Chociaż trzeba przyznać, że nie miała i nie ma lekko w życiu. Czyżby ona i Harry mieli się stać dla siebie kimś więcej?? Byłoby całkiem fajnie, gdyż obydwoje przeżyli całkiem sporo w swoim życiu...

    Och, super, że do Blaise`a wreszcie powrócił dobry humor. Oczywiście jest to zasługa Pansy ale brakowało mi już jego genialnych tekstów ;)

    Relacja Draco i Miony jest coraz ciekawsza ;) Jak oni uwielbiają sobie dogryzać. Ten sarkazm skierowany do drugiej osoby jest świetny a dodatkowo Smok nie odpuszcza Herm ;)

    Liczę, że Teo nie podda się i będzie nadal walczył o dobro pacjentów oraz pozbędzie się tego całego ordynatora i ludzi, którzy mu pomagają. Choć przed nim na pewno długa droga...

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kingsley, zobaczycie dalej ;)

      Ciesze sie, że spodobała Ci się postać Pameli.
      W tamtym opowiadaniu była Arabella. Teraz ona.
      Ktoś nowy i inny ;)

      Wraca powoli. Oboje wracają.

      Rozwija się ich relacja i będzie się ciągle zmieniać. Raz będzie dobrze, raz źle.
      Kalejdoskop ;)

      Teo będzie walczył. Z jakim skutkiem?

      Również mocno pozdrawiam.

      Usuń

Witaj

Tytuł aktualnego opowiadania: Czarny Raj
Tematyka : Potterowskie
Para : Dramione
Autor : Vivian Malfoy
Szablon : Szablownica




Obserwatorzy