piątek, 14 marca 2014

Rozdział 22:,,Cieszcie się, że nie rzucamy w siebie zaklęciami.''

                    -Malfoy, nie chciałabym być nie miła, ale naprawdę nie interesuje mnie to co do mnie mówisz. I to od...-spoglądam na zegarek ścienny.-dwudziestu trzech minut.-kończę ciężkim tonem.
Wspomniany blondyn milknie na moment, tym samym przerywając swój monolog, by po chwili pozwolić złości i kpinie wypłynąć na twarz.
-Ty nigdy nie chcesz być niemiła, Granger.-ironizuje unosząc lewą brew.
-Zamknij się, Malfoy, proszę cię raz jeszcze.-wzdycham unosząc twarz ku górze.-Naprawdę się martwię, jest już południe, a Harry'ego jeszcze nie ma i...
-Co mnie to obchodzi, Granger?-przerywa, powodując, że moja złość zbliża się do punktu kulminacyjnego, a zmartwienie, które nosze w sobie od dłuższego czasu, zaczyna ciążyć mi jeszcze bardziej.
-Nadal utrzymuje, że nic się  nie stało, a to wszystko jest owocem jego wiecznej chęci bycia w centrum zainteresowania.-kontynuuje i przesiada się z krzesła, które dotychczas zajmował, na kanapę koło mnie.-Będę szczery. Najchętniej wróciłbym do swojego mieszkania, bo wierz lub nie, mam co robić.-ironizuje wręcz ociekając niezadowoleniem.-Swoją drogą, nie wiem czy zdajesz sobie sprawę, ale wstrzymujesz mnie z budową, a raczej odbudową mojego domu...
-...swoją drogą, nie wiem czy zdajesz sobie sprawę, ale kompletnie mnie to nie obchodzi! Ile razy mam Ci jeszcze powtarzać?!-krzyczę jednocześnie dając mu do zrozumienia, że moja złość osiągnęła właśnie apogeum. Jak można być takim idiotą?!
-I znowu krzyczysz.-wzdycha ciężko po czym uśmiecha się cwanie.-Odpłacisz mi kolejnym spotkaniem...
-Malfoy!
-Granger!-odkrzykuje gorzko uderzając mnie pobliską poduszką co spotyka się z moim głośnym oburzeniem.-Ty chyba naprawdę jesteś kobietą! Jak można mieć takie humory, zdecyduj się! Jestem dla Ciebie niemiły, źle. Chcę spędzić z tobą czas, źle. Co jest z Tobą, nie tak?!-krzyczy ciągle bijąc mnie poduszką. Warczę jak prawdziwe, rozeźlone zwierzę, po czym odpłacam się takim samym atakiem.
-Zrozum, że nie zamierzam się teraz z Tobą użerać!-wołam zirytowana.
Kanapa nie jest za szeroka, on wyładowuje na mnie całą złość z wielką siłą, mojego najlepszego przyjaciela wciąż nie ma, skwar za oknem wręcz wlewa się do środka, podnosząc tym samym temperaturę, a moja irytacja dawno przekroczyła granice normy.
-Wcale nie musisz tu być!-przypominam mierząc mą, puszystą bronią wprost w  twarz.
-Muszę. Blaise głowę, by mi urwał gdybym wrócił!-odpowiada i powala mnie na kanapę. Z moich ust wydobywa się jęk pełen zaskoczenia, a kiedy chce się podnieść z pozycji leżącej jest już za późno, gdyż blondyn szybko korzysta z chwili mojej nieuwagi i siada na mnie okrakiem.
-Boisz się Blaise'a? Nie bądź tchórzem, Malfoy!-wołam  pomiędzy jednym,a drugim ciosem, które od niego otrzymuje gdy rezygnuje z podjęcia próby ucieczki, gdyż miałaby ona sens tylko w momencie, w którym byłby rozkojarzony.
-Kto-uderzenie-najpierw-uderzenie-pocałował mnie-uderzenie-a później-uderzenie-uciekł?!-krzyczy, a kiedy udaje mu się dokończyć pytanie uśmiecha się triumfująco, jednocześnie napawając się widokiem moich policzków, które na pewno już przypominają kolorem piwonie.
-Nigdy więcej się z Tobą nie spotkam!-informuje gdy udaje mi się zasłonić twarz rękoma w celach obronnych.
-Spotkasz i znowu będziesz zachwycona!-odkrzykuje pewny. Z mojego gardła wydobywa się prawdziwy waleczny okrzyk, lekko przypominający ryk lwa, jak na prawdziwą Gryfonkę przystało, po czym, wykorzystując całą swoją siłę, rzucam się na niego, łudząc się, że tym razem to ja siądę na nim i zdobędę okazję do zemsty.
-Ty idiotko!-wyzywa Malfoy gdy z hukiem spadamy na ziemię. Szybko podnoszę się, nie chcąc, by znowu przygniótł mnie do podłoża, lecz mężczyzna łapie mnie za nogę i ciągnie mocno, na wskutek czego, ponownie ląduje na podłodze koło niego.
-Przestań się wiercić!-krzyczy naprawdę zły jednocześnie łapiąc mnie za ramiona.
-Ty przestań!-odbijam piłeczkę nie chcąc, by to on wygrał.
-Na trzy!-proponuje na co zgadzam się szybko.
-Raz...-wbija we mnie swój wzrok.
-Dwa...-luzuje uścisk na moich nadgarstkach.
-Trzy!-krzyczy, a moment później przeklinam w duchu, że dałam się nabrać, bowiem w jednej sekundzie blondyn wręcz doskakuje do mnie i przyciska do ziemi swoim ciałem.
-Jestem Ślizgonem, skarbie.-wyjaśnia widząc moje oburzone spojrzenie, a gdy próbuję wyszarpać dłoń, blondyn splata jej palce ze swoimi.-Skoro wiesz już, że nie mogę stąd wyjść oraz znasz moją teorię na temat Potter'a, możemy omówić nasze kolejne spotkanie.
-Kolejne spotkanie? Mój przyjaciel zniknął, Malfoy, jak możesz w ogóle wyskakiwać z czymś takim!-udzielam mu reprymendy.-I zejdź ze mnie, pacanie!-dodaje oburzona równocześnie przejeżdżając wzrokiem po jego twarzy.
-Nie.
-Nie? Nie?! Nienawidzę tego Twojego spokoju! Tej chłodnej obojętności! Nie jesteś skłonny do uczuć, ale mógłbyś wykazać odrobinę zrozumienia! Jak...-przerywają mi jego usta.
Mój wywód na temat jego osoby, który praktycznie dopiero rozpoczęłam zostaje zakończony. Z szokiem uświadamiam sobie, że jego wargi właśnie dotknęły czubka mojego nosa i kawałka mojego czoła o co nigdy bym go nie podejrzewała. Jego usta musnęły tę części mojej twarzy niczym skrzydła motyla. Tak subtelnie i delikatnie co wydaje się wręcz absurdalne ze względu na jego osobą, bo to w końcu Draco Malfoy. Człowiek, do którego pasują brutalne, niezwykłe pocałunki, żar ciał i wewnętrzny płomień, a nie...to!
-Wyglądasz jak spetryfikowana!-śmieje się przechylając głowę lekko w bok. Kiedy moje oczy zaczynają ciskać w niego błyskawice, mężczyzna wzdycha ciężko, a po chwili z istną rezygnacją i rozczarowaniem z powodu kończącej się zabawy, podnosi się z podłogi, a tym samym ze mnie, wiedząc, że powinien usunąć mi się z drogi,  po czym wyciąga dłoń w moją stronę. Oczywiście jej nie przyjmuję.
-Zamilcz.-mówię szybko gdy ten otwiera usta.-Choć na chwilę, daj mi spokój.-dodaje i kieruje swoje kroki do kuchni, w której za moment siadam.
               Ignoruje pogwizdywanie, które zaczyna się rozlegać i staram się być obojętna na jego coraz to głośniejsze kroki, które stawia po domu.
Co za człowiek, myślę ukrywając twarz w dłoniach.
Dobrze, mogę zgodzić się, że i ja nie jestem bez winy w sprawie dotyczącej tego, kto z nas rozpoczyna nasze kłótnie. Mam na swoim sumieniu kilka złośliwości co do jego osoby, ale ja mam do tego prawo, bo to właśnie w ten sposób odbijam sobie te wszystkie lata, które może i straciły na sile w trakcie ostatnich dwóch lat w Hogwarcie, ale były. I pamiętam je.
Tak samo jak fakt, że pomógł mi gdy klątwa dopiero się rozpoczynała i wciąż chce służyć mi radą i pomocną dłoni jeśli będzie taka potrzeba. Ale i to nie było bezinteresowne, bo zrobił to tylko dlatego, że Harry jakimś cudem go przekonał. Tylko dlatego,że noszę pamiątkę po jego ciotce i słyszę jego matkę, jak to ujął Wybraniec.
Jednak mimo to, moje serce nie jest z kamienia czy lodu. Widzę, że w pewnym sensie zmienił swoje nastawienie, odczuwam, że nasze złośliwości nie mają już na priorytecie obrazić czy ubliżyć oraz to, że momentami pomimo, iż jest dla mnie nie miły, hamuje się i okazuje ludzkie cechy. Czasami. 
                 Zrywam się z miejsca gdy wazon, który od samego początku swego istnienia był w rodzinie Black'ów, a następnie u nas gdy przeniósł go Harry, spada na ziemię i sądząc po dźwięku, roztrzaskuje się na części.
-Zwykłe reparo wystarczy.-mówi z niewinnym uśmiechem gdy z mocą torpedy wlatuje do salonu, w którym zostawiłam blondyna.
-Nie wiem kiedy jesteś gorszy. Jak siedzisz spokojnie czy jak gadasz!-wołam kiedy on rzuca wspomniane wyżej zaklęcie.
-Ty za to nigdy nie siedzisz spokojnie.-prycha gdy wazon, w całości, ląduje na swym wcześniejszym miejscu. Mrużę oczy i powstrzymuje się od pokazania mu języka, a kiedy otwieram buzię chcąc odgryźć się, ktoś puka do drzwi.
-Bądź grzeczny, Malfoy. Zaraz wracam.-rzucam i nie czekając na odpowiedź z jego strony kieruje się do drzwi.
Ignoruje fale, która podpowiada mi, że to może Harry, gdyż on z pewnością nie pukałby i czekałby, aż mu otworzę. Nie w takiej sytuacji.
-Ron?!-pytam zaskoczona jego obecnością, krótko po otwarciu drzwi, podczas gdy on na moment zamyka mnie w swoich ramionach. Denerwuje się na dźwięk prychnięcia pełnego kpiny, które za sobą słyszę, i które daje mi potwierdzenie tego, że blondyn zapewne podsłuchuje lub podgląda.
-Przecież nie będę siedział na szkoleniu w takiej sytuacji.-wyjaśnia wzruszając ramionami po czym bierze się za ściąganie płaszcza, który po chwili odwiesza na haczyk.-Pytałem chyba wszystkich pracowników. Nikt nic nie wie, nikt go nie widział.-dodaje gdy wchodzimy wgłąb domu.-Malfoy?! Co ty tu robisz?-pyta gdy staje naprzeciw arystokraty.
Blondyn uśmiecha się chytrze po czym wkłada dłonie w kieszenie spodni, dając mi tym samym do zrozumienia, że od teraz, od momentu, w którym zyskał okazję do denerwowania Ron'a, będzie bawił się jeszcze lepiej.
-Dotrzymuje towarzystwa Granger. Pilnuje, by nie zrobiła nic głupiego, pocieszam, służę ramieniem i zapraszam na kolejną randkę.-odpowiada z pozoru beztrosko. Weasley zaciska lekko dłonie w pięści, a gdy wypuszcza ciężko powietrze z ust, kieruje na mnie swe spojrzenie, lekko zmęczone nawisem mówiąc, chcąc uzyskać potwierdzenie lub zaprzeczenie słowom blondyna.
-Tak jakoś wyszło...-tłumaczę niemrawo jednocześnie opadając na kanapę. Zmęczona, nie mając już chęci na wyjaśnienia i rozmowy.
-Przyzwyczaj się, Weasley, mogę być tu częstym gościem.-kontynuuje blondyn po czym siada koło mnie i obejmuje ramieniem.
-Skończ, Malfoy. Nikt prócz Ciebie, nie ma ochoty na tę głupie gadki. Nie teraz.-prosi Ron zaczynając wędrówkę wzdłuż pokoju, którą pewnie prowadzić będzie przez dłuższy czas, a ja przytaknięciem przyznaje mu rację. Nie mamy na to siły.


*****


 Teodor



                  -Alan, poczekaj!-wołam gdy przed oczami na krótko miga mi jego jasna czupryna.
Mężczyzna staje, a ja szybko pokonuje dzielącą nas odległość, ze strachu, że mi ucieknie.
-Mam do ciebie sprawę.-zaczynam kilkunasty raz tego dnia.-Wiesz co dzieje się w podziemiach, prawda?-pytam ściszonym szeptem, rezygnując z wcześniejszej strategii i decydując, że nie będę owijał w bawełnę.-Nie wiem jak ty, ale ja nie zamierzam siedzieć z założonymi rękami. Chciałem zapytać, czy przyłączysz się do mnie.
Najpierw przez jego twarz przechodzi wyraz mocnego zdziwienia, a później rozbawienia, lecz gdy nie słyszy mojego śmiechu, którego widocznie oczekuję, ani, że to żart, poważnieje i pozwala, by lekki strach objął jego lico.
-Na głowę upadłeś, Teo?-odszeptuje jedynie powodując, że złość, która chodzi dziś za mną krok w krok, zalewa moje wnętrze. Pracują tu sami tchórze!
-To chyba wy upadliście, skoro chcecie tak to zostawić!
-Coś nie tak?-pyta przechodzący obok magomedyk, który usłyszał mój krzyk. Zbywam go zirytowany ruchem dłoni i cisnącym błyskawice spojrzeniem.
-Byli tacy jak ty.-wzdycha Alan przejeżdżając dłonią po włosach, uprzednio odprowadzając mnie w cichsze, mniej zatłoczone miejsce.-Na razie dostajesz same ostrzeżenia, Teo, ale i to niedługo się zmieni. Tamci nie skończyli dobrze, a ja nie zamierzam iść ich drogą.
Syczę cicho po czym oddalam się szybko w stronę sali gdzie leżą moi pacjenci. Nie odpuszczę, wiem, że nawet gdybym tak postąpił, to i tak powróciłbym do tej cały sprawy, gdyż nie dałaby mi ona spokoju.
Kiedy sprawa z Wybrańcem się wyjaśni, porozmawiam z resztą na ten temat, bo jak to powiedziała Katie nie jestem i nigdy nie będę sam.



                                                                             *****


Hermiona




              Nareszcie zaległa cisza, a wraz z nią ogarnęła nas ulga.
Jedynym dźwiękiem, który wypełnia pokój, jest tykanie zegara ściennego.
Malfoy natomiast milczy jakby ktoś objął go zaklęciem wyciszającym, a my uradowaliśmy się gdy Teo przekazał nam wiadomość, mówiącą, że ani w Mungu, ani w innym tego typu budynku nie ma Harry'ego James'a Potter'a.
             Zaczął padać deszcz. Na razie tylko pokropuje, raz po raz uderzając o parapet, ale mimo to granat przysłonił już niebo, które po części oddaje nasze nastroje.
             Nagle roznosi się  trzask charakterystyczny dla teleportacji, a kiedy zauważam rozwianą, czarną czuprynę, stado motyli w moim brzuchu podrywa się do lotu równie mocno co ja ze swojego dotychczasowego miejsca.
Obejmuje go, a on oddaje uścisk. Mi i jemu nie potrzebne są słowa, na pewno nie teraz.
Ciepło zaczyna wręcz parzyć moje ciało, a ja sama uśmiecham się szeroko gdy uświadamiam sobie, że naprawdę jest tutaj, przy mnie, że Kingsley nic mu nie zrobił.
Ironią wydaje się fakt, że uczucie, które kotłują się wewnątrz mnie, zachowują się tak jakbym nie widziała go znacznie dłużej niż naprawdę.
-Harry! Jesteś cały!-woła Ron gdy opuszczam ramiona Wybrańca, chcąc, by i rudzielec się z nim przywitał, lecz zastygam przez moment bez ruchu gdy Złoty Chłopiec pierwszy pokonuje dzielącą ich odległość i również obejmuje w braterskim geście Weasley'a. Tak samo jak przed laty. 
-To naprawdę uroczę i ckliwe, można byłoby uronić łzę, ale może oświecisz nas i powiesz gdzie się podziewałeś, Potter?-dorzuca swoje trzy grosze Malfoy zachowując się zupełnie tak jakby nie mógł znieść, że to on nie jest w centrum uwagi.
Wpierw przez twarz Harry'ego przechodzi cień niedowierzania sprawiając wrażenie, że wcześniej nie zauważył jego obecności, a następie wzdycha i otwiera usta, by zaspokoić naszą ciekawość.


*****

Harry



               Nim opowiedziałem im co działo się ze mną w czasie mojej nieobecności, minęło sporo czasu.
Jak można było się spodziewać, byli co najmniej zaskoczeni, lecz nie dziwie się, bo sam nie mogłem uwierzyć w słowa, które wychodziły z moich ust.
Jednak największe oburzenie wybuchnęło kiedy doszedłem z mą opowieścią do motywu Kingsley'a. Na początku nie chcieli uwierzyć, że obszedł się ze mną w miarę spokojnie oraz, że były Minister posunął się do takiej propozycji. Oczywiście najwięcej wykłócał się Malfoy, który nie mógł wyobrazić sobie, że temu okrutnikowi tak po prostu się upiecze. Upierał się, że należy go ścigać i nie dać mu żyć spokojnie, ale po namowie zarówno Zabini'ch jak i Nott'a dał się przekonać, że i tak jest to mała cena, którą musimy zapłacić za spokój.
Nie ufam mu, nie wierzę, że Malfoy tak sobie odpuści, bo przez tyle lat naszej okropnej znajomości zdążyłem zauważyć, że kiedy już uprze się na coś, dojdzie do tego po trupach.
                 Później rozmawialiśmy przez dłuższy czas. Zastanawiające jest to co poczułem gdy znalazłem się w domu. Najpierw uderzyła mnie Hermiona. Jej troska i obawa, że coś mi się stanie.
Kiedy natomiast ujrzałem Ron'a, takiego jak w Hogwarcie-skruszonego, lekko wycofanego, a jednocześnie rozradowanego-wszystkie negatywne emocje wyparowały ze mnie i zrozumiałem to co wpajała mi od samego początku Hermiona. Zrozumiałem, że pojął swój błąd i, że naprawdę zależy mu, by było tak jak dawniej, dlatego właśnie wtedy, podczas kilku sekund, postanowiłem, że granie obrażonego nie ma najmniejszego sensu.
                 Mimo wszystko plecy bolą mnie cały czas, bo po moim, jakże uroczym, spotkaniu z byłym Ministrem, którego zastąpi McGonagall o czym społeczeństwo dowiedziało się wczoraj, nabyłem kilka ran jako przypieczętowanie naszej umowy jak i w celu pamiątki, gdyż Kingsley nie mógł odpuścić sobie tej krzty okrucieństwa. Musimy to upamiętnić, powiedział, nasze ostatnie spotkanie. 
                  Teraz, kiedy zmierzam drogą, na pierwszy rzut oka niezachęcającą do wejścia na nią, do Pameli, przypominam sobie z jaką rezerwą mówiła o niej Hermiona. Wtedy właśnie do mnie dotarło, że nie będą bliskimi przyjaciółkami, może nawet się nie zakolegują, a znając pannę Willson to nie będzie ona próbowała nawiązać z Hermioną kontaktu.
                  Przypomniałem też sobie, że lada moment kończy się czas, jaki dałem Hermionie na skonsultowanie się z magomedykami.
                  Jak zazwyczaj w pobliżu Rozkoszy jest tłok ludzi.
Z dłońmi w kieszeniach, cwanymi uśmiechami, lubieżnymi spojrzeniami i w bogatych ubraniach, mkną z różnych stron tworząc straszną atmosferę. Ciążącą i nieprzyjemną.
-Nazwisko.-warczy wysoki czarodziej stojący u drzwi...nie oszukujmy się burdelu. Z pozoru luksusowego.
-Potter.-odpowiadam równie nieprzyjemnym tonem i przez moment rozkoszuje się zakłopotaniem na jego twarzy. Pomrukuje kilka słów, a następnie szybko wpuszcza mnie do środka.
Od razu kiedy wchodzę do środka, drzucam nachalne spojrzenia pozostałych kobiet, które sprawiają wrażenie jakby siedziały na sobie w ciasnym gnieździe.
                Drogę do jej pokoju, które rozmiarem przypomina mieszkanie, znam już na pamięć.
Kieruje się schodami na górę, później dwa razy w lewo i prosto, a następnie pukam do hebanowych drzwi, które dzielą mnie od niej.
-Tak się ciesze, że nic Ci nie jest.-mówi cicho, gdy zaciska swe drobne dłonie na mojej szyi.-Zrobiłam wszystko tak jak prosiłeś, skontaktowałem się z Hermioną i...
-Wiem. Bardzo dobrze się spisałaś, Pamela.-przerywam nie mogąc słuchać jej skruszonego tonu, którym zazwyczaj posługuje się w sytuacji, w których spotykamy się po dłuższej przerwie albo gdy jest skrępowana.
-Chyba mnie nie polubiła.-zauważa i siada na dużym łóżku, którego na pewno ona nie wybierała.
-Cóż...nie była to dobra okoliczność, ale mogę z nią porozmawiać...
-Nie trzeba.-tym razem to ona przerywa. Stanowczo za często rozmawiamy w ten sposób.-Wystarczy, że ty mnie lubisz.
-Lubię.-potwierdzam i obejmuje ją korzystając z okazji.-I to nawet bardzo.-dodaje. I nie wiem czemu czuje się za Ciebie odpowiedzialny. 
-Więcej nie potrzebuje.-kwituje unosząc na mnie swe jasne oczy, które poważnieją na moment.-Co się z Tobą działo? Czego on chciał?
-Gwarancji.-odpowiadam przejeżdżając dłonią po jej włosach i kontynuuje widząc jej pytające spojrzenie.-Gwarancji, że nie będziemy go szukać w zamian czego on da nam spokój.
-Zrobił Ci coś?-pyta. Początkowo zaprzeczam, ale gdy krzywi się, wzdycham ciężko i pokazuje jej swoje posiniaczone plecy.
-Mam na to eliksir.-infomruje i podnosi się z miejsca ku małej półce stojącej pod oknem.-Kiedy jeszcze się nie znaliśmy przyprowadzali do mnie różnych mężczyzn. Silnych. Kiedy nie chciałam czegoś zrobić, miałam podobne rany co ty teraz, Harry.-dodaje na moment zaglądając na ponury, późno popołudniowy krajobraz za oknem.
-Pamela.-zaczyna podchodząc do niej, by dotknąć jej ramienia.-Nadal nie rozumiem dlaczego nie chcesz się stąd wyprowadzić.-dodaje nawiązując do mieszkania, które dla niej kupiłem, i które już jej kiedyś proponowałem.
-Nie mogę opuścić tego miejsca. Nie da się stąd odejść.-mówi smutno odwracając się twarzą do mnie, z małą buteleczką w dłoni.-Jak ty to sobie wyobrażasz?-pyta cichutko.
Uśmiecham się, przygotowany na to pytanie.
-Wyprowadzę Cię stąd. Zapłacę szefowi ile będzie chciał i zamieszkasz w mieszkaniu, które ci dawno kupiłem.-mówię będąc pewny owych plusów mojego nazwiska.-I poznam Cię z moimi przyjaciółmi. Tymi bliższymi i...dalszymi.


*****

Draco



                 Po wyjaśnieniach pożal się Boże, Wybrańca, od razu teleportowałem się w pobliże Malfoy Manor gdzie spędziłem kilka godzin.
Zaklęcia mknęły koło mnie w różne strony, a gdy zapadła noc, wyglądały niczym fajerwerki
Deszcz padał i dalej pada, ale rzuciłem zaklęcia ochronne dzięki, którym ani ja, ani mój dom, którego odbudowa idzie całkiem nieźle, nie odczuł chociażby jednej kropli wody. 
                Zostawiłem Złotą Trójcę samą, by mogli wszystko sobie wyjaśnić, ale też dlatego, że nie miałem zamiaru słuchać paplaniny równie Złotego Chłopca o tym, że powinniśmy zostawić Kingsley'a.
Ten człowiek to morderca, nie można puścić go samo pas, ani zatajać tego, że uprowadził Potter'a!
Ostatecznie Blaise, Pansy i Teo, którzy kiedy dowiedzieli się o camej sprawie, namówili mnie bym dał sobie spokój jeśli chce żyć normalnie, ale tak naprawdę to jeszcze tej sprawy do końca nie przemyślałem.
-Oczywiście, że podpiszę, ale wierzysz, że to cokolwiek da?-pytam zamykając w dłoni pióro, którym po chwili podpisuje listę podsuniętą przez Teo.
-Blaise i Pansy też już przekabaciłeś.-rzucam z uśmiechem oddając mu pergamin, który jeśli spełnią się plany bruneta, za niedługo będzie cały zapełniony.


Teodor Nott

Blaise Zabini
 
Pansy Zabini
  
Draco Malfoy


-To wszystko w słusznej sprawie.
-Jak najbardziej.-zgadzam się opierając o oparcie sofy.-Co u Katie?
-Dobrze, bardzo, a co u Potter'a?-pyta odbijając piłeczkę oraz  przejeżdżając dłonią po włosach.
Biorę wdech i sile się na łagodny ton nie chcąc, by moja niechęć co do ich prośby jak i planu, wyszła na wierzch.
-Wciąż zostaje przy swoim.-odpowiadam wymijająco. Ciemnowłosy uśmiecha się kpiąco, rozsiada się na fotelu, który zajmuje, a następnie wzdycha ciężko.
-Mów.-rzuca powodując, że moja wewnętrzna bomba wręcz wybucha uzyskując na to pozwolenie.
-Po prostu tego nie rozumiem, Teo!-wołam podnosząc się z miejsca.-Wiemy, że jest gdzieś w pobliżu, można nawiązać z nim jakiś kontakt i zamiast coś z tym zrobić lub chociażby powiadomić Ministerstwo i profesor McGongall, my tak po prostu odpuszczamy? Zresztą...-zastanawiam się przez chwilę, a po momencie klaszczę w dłonie.-To wszystko wina Potter'a!-dochodzę do wniosku.-Gdyby uważał w ogóle nie zostałby uprowadzony! Ba! Zachował się jak niedoświadczony dzieciak, a teraz zamiast złapać tego potwora i osobiście odstawić do Azabanu, rezygnuje! Chociaż....Granger też nie jest bez skazy. Ona też jest winna! Przecież jest jego przyjaciółką i zamiast tak jak zwykle myśleć racjonalnie, to popiera ten chory pomysł. Gdzie się podziała jej wewnętrzna  chęć sprawiedliwości!
-Drzesz się tak, że słychać cię na zewnątrz.-roznosi się głos Blaise'a, a już po chwili czarnoskóry wchodzi do środka w swoim dziwacznym swetrze. Zawsze nachodzą mnie w nocy, myślę widząc kolejnego gościa.-To w końcu kogo obwiniasz tym razem, Draco?-szczerboczę opierając się biodrem o fotel, który zajmuje Teo.
-Potter.-mówię automatycznie zgrzytając zębami.-I Granger.
-Robią to co uważają za słuszne.-wzrusza ramionami Zabini.-A jak tam z Hermioną?-pyta po chwili odwracając ode mnie wzrok, niby beztrosko i obojętnie bawiąc się palcami u rąk.
-Nie dość, że wysłałeś mnie z nią do ich domu specjalnie, to jeszcze oczekujesz szczegółów?-odpowiadam pytaniem na pytanie tonem pełnym niedowierzania.
-Tak!-odpowiada szybko i śmieje się krótko podczas gdy Teo, widocznie zainteresowany, bardziej nachyla się ku nam z zaintrygowanym wyrazem twarzy.
-Pobiliśmy się.
-Co?!-pytają niemal równocześnie na co jedynie wzruszam ramionami.-Uderzyłeś Hermione? Uderzyłeś kobietę?-dodaje Blaise.
-No coś ty!-reaguje jednak widząc powątpującą minę Teodor'a i uniesioną brew kontynuuje.-No dobra, może to ja pierwszy walnąłem ją tą cholerną poduszką, ale nikt nie kazał jej oddawać!-wyjaśniam powodując, że przyjaciele popadają w jeszcze większe rozbawienie, zapominając o poprzednim zdziwieniu.
-Cieszcie się, że nie rzucamy w siebie zaklęciami.-prycham rozjuszony ich zabawą moim kosztem.
-Ta resztka rozumu, którą jeszcze masz, nie pozwoliłaby Ci na coś takiego.-mówi Blaise, teatralnie wycierając nieistniejącą łzę z oka i śmiejąc się na przemian.
-A ja uważam, że wręcz przeciwnie.-informuje Teo przejeżdżając palcami po brodzie w zamyślonym geście.-To, że są zdolni by obrzucić się kilkoma paskudnymi zaklęciami jest co najmniej niepokojące.-dodaje z zaalarmowaną miną sprawiając wrażenie, że naprawdę mógłby to sobie właśnie wyobrazić.
                   Podrywamy wzrok i kierujemy go w stronę niewidocznego z salonu, przedpokoju, po którym zaczynają roznosić się kroki.
-Kogo tu jeszcze niesie?-pytam zbity z tropu.
-Dalej nie zamykaj mieszkania, a co wieczór będziesz mnóstwo gości.-ironizuje Teo kręcąc głową ze zrezygnowaniem.
-Oj, nie bójcie się!-woła Blaise jednocześnie przerywając Nott'owi, który chciał kontynuować temat mojej nieodpowiedzialności.-Drogie panie, chciałbym abyście naprawdę miło przywitały gościa, którego pozwoliłem sobie przyprowadzić. Co prawda z opóźnieniem, ale wiecie, chciała być jeszcze przez chwilę sama.-mówi kierując się ku framudze, która dzieli salon od przedpokoju. Chciała?
-Macie zaszczyt...
-Blaise!
-...Pansy.-szepcze Teo gdy do uszu dochodzi nam zdenerwowany głos pani Zabini, która najpewniej nie mogła już słuchać lekko bezsensownej paplaniny Blaise'a.
Czarnowłosa kobieta wchodzi wgłąb salonu takim krokiem jakby jej stopy po raz pierwszy stawiały tu swoje kroki.
Niepewnym wzrokiem bada nasze twarze, a kiedy Blaise łapię jej dłoń, po ciele jego żony przechodzi dreszcz.
-Witaj ponownie.-mówi Teo rozkładając szeroko ramiona, w których po chwili znika nasza przyjaciółka. Blaise uśmiecha się szeroko podczas gdy jego żona wtula twarz w zgłębienie szyi Nott'a, a swe dłonie zaciska w jego pasie.
-Witaj w domu. Czyli wśród nas.-rzecze gdy przychodzi moja kolei, przepełniony szczęściem, które sprawia, że zapominam o irytacji, która moment temu mnie ogarnęła. Tak samo jak o tym, że  tylko ja nie mam przy sobie kogoś kto chciałby związać ze mną swoje życie.


*****

Hermiona


                  Ponownie przeniosłam się w inne miejsce.
Tym razem, kiedy klątwa mnie ogarnęła, ujrzałam kolejne ofiary byłego Ministra i kolejną, nową scenerię, w której owe postacie zginęły.
                  Siedzę pod wielkim drzewem, które tak naprawdę pewnie jest jedną z moich ścian gdyż to właśnie tam w rzeczywistości jestem. W moim pokoju.
Mech lepi się do mojego ciała, a wilgoć jest naprawdę wyczuwalna.
Jest ciemno. Zgniły zielony i siwy padają na moje ciało, a ja uparcie ignoruje czyjeś, tak naprawdę martwę dłonie, które zaciskają się na moich ramionach, szyi i biodrach.
Ten ktoś siedzi za mną. Obejmuje i szepcze do ucha słowa, które były ostatnimi przez niego wypowiedziane.
Przez kolejną ofiarę.
Jeden ruch różdżką...
Jeden ruch różdżką...
Staram się pokonać cisnące się obrzydzenie i wstręt. Kręcę głową kilka razy, łudząc się, że nie usłyszę tego co do mnie mówi oraz, że to wszystko zniknie. Ale tak nie będzie. Nigdy tak nie jest.
JEDEN RUCH RÓŻDŻKĄ...
Podrywam się słysząc ten pisk. Zdezorientowana odwracam się,a kiedy zauważam starego mężczyznę, który napewno swoje przeżył, i który podnosząc się ku mojej osobie wręcz się sypie, uciekam.
                  Pędzę przed siebie, mknę raz po raz potykając się o wystające konary nieprawdopodobnie pokaźnych drzew.
To nie jest seans filmowy, z którego zawsze mogę wyjść kiedy mi się nie spodoba.
I ty zginiesz...
To nie ja jestem ofiarą tylko ty. Przyszłości.
Zrób to! Szybciej! Proszę!
Skończ ze mną!
Upadam.
Na czworakach zaczynam przesuwać się przed siebie, lecz kiedy czyjeś dłonie, pokryte krwią dłonie, zaciskają się na moim nadgarstku, z mych ust wydostaje się jęk.
-Zostaw...-szepczę widząc kolejną postać, która nadchodzi.
Dziewczynka w długiej, poszarpanej bluzce nie patrzy na mnie. Swój wzrok kieruje na własne stopy, które odpychają ze względu na to jak są zmasakrowane.
Jesteśmy, piszę klęczące na ziemi dziecko w taki sposób, że mimo, iż jest ciemno, ten krótki wyraz jest doskonale widoczny.
                 Podczas gdy ona podnosi się z klęczek ja ponownie uciekam.
Nigdy tego nie robiłam, a teraz moje nogi same, wręcz palą się do biegu.
Chowam się, dociskam do pnia, mając złudną nadzieję, że jego ogrom uchroni mnie przed koszmarem.
Słyszę syki, więc mocno przymykam oczy, a twarz chowam w dłoniach.
Muszę przypomnieć sobie swoje wszystkie dobre wspomnienia, uspokoić wyrywające się z piersi serce i zając swój umysł czym innym, tak jak tłumaczył mi Malfoy.
               Potem wszystko ucicha. Szepty jeszcze przez moment wiszą w powietrzu, ale już po chwili znikają, a ja znowu jestem w swoim domu, własnej sypialni, niedaleko Harry'ego i Ron'a.
Jak zwykle wyciszonej sypialni.
Kładę się do swojego łóżka i nakrywam kołdrą pod sam nos, a kiedy odwracam się plecami do drzwi, dziewczynka, autorka słowa jestem, leży koło mnie.
Nie oddycham przez moment podczas gdy jej duże, ciemne niczym węgiel oczy wpatrują się we mnie bez mrugnięcia.
Opuszczam powieki, które oddzielają mnie od reszty jak kurtyna, która oddziela scenę od widowni.
To jest złe.
A ja znowu nie zasnę czując ją koło siebie.
I muszę wreszcie coś zrobić tyle, że to co chodzi mi po głowie na pewno nie skończy się dobrze.


*****

Znowu rozdział w piątek. 
Jest mnóstwo konkursów literackich, chyba we wszystkich szkołach, dlatego dopiero dziś. 
Pozdrawiam was bardzo i tak jak zawsze, mam nadzieję, że się wam podoba. 
W zakładce ,,bohaterowie'' możecie już znaleźć postać Pameli. 
Wasza Vivian Malfoy.

14 komentarzy:

  1. Super jak zawsze :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdzialik! Czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się jak najszybciej, ale na razie nie obiecuję, bo mogę się nie wywiązać.
      Pozdrawiam mocno!

      Usuń
  3. Wspaniały rozdział! Masz talent!
    Nie mogę doczekać się następnego :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciesze się, że tak sądzisz, ale nie przyznam racji, gdyż sama nadal uważam, że daleka droga jeszcze przede mną.
      Pozdrawiam i dziękuję!

      Usuń
  4. Bardzo fajny rozdział :) Świetnie rozegrane, czekam na plany Hermiony. Czekam na nn :)
    Pozdrawiam, Tsuki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło, że Ci się podoba.
      Pozdrawiam również :)

      Usuń
  5. Hej.:)
    Rozdział jak zwykle fantastyczny. Początek nie wiem, czy taki był twój zamysł, był komiczny. Gdy wyobraziłam sobie tak rozegraną rozmowę tej dwójki nie mogłam przestać się śmiać.
    Cieszę się, że Harry wrócił do domu, pomaga Pameli. Będzie dobrze mam nadzieję. Jednak zgadzam się z Draco. Nie powinni zgadzać się na rozwiązanie proponowane przez Kingsleya. Jego wolność jest równa braku spokoju Hermiony.
    Druga rzecz, która mnie ucieszyła to Pansy. Dobrze, że dopuszcza do siebie chłopaków.
    Hermiońcia. Ach, jej rozterki na temat Malfoya są zajebiste. Jednak szkoda mi jej, ze względu na tą klątwę.
    Pogodzenie Złotej Trójcy to dla mnie najsłabszy punkt tego rozdziału. Nie lubię tego i już.
    Chyba tyle.
    Pozdrawiam,
    la_tua_cantante_

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, chciałam, by początek był lekko śmieszny. Komiczny.
      Ciesze się, że mi się udało!
      Dobrze, że podobają ci się losy postaci i umowa, którą zawarli, związaną z byłym Ministrem, zawsze może ulec zmianie ;)
      Rozumiem, że może Ci się nie podobać pogodzenie Złotej Trójcy.
      Rozumiem to i szanuję :)
      Pozdrawiam mocno.

      Usuń
  6. Kłótnia Draco i Miony była dla mnie przezabawna. Pomimo, że starali sobie dogryzać robili to w taki specyficzny sposób jak to tylko oni potrafią. Oj ciągnie ich do siebie, tylko, że jeszcze żadne z nich nie zdaje sobie z tego sprawy i na razie nie biorą tego na poważnie tyko starają obrócić to wszystko co się między nimi dzieje w złośliwość…

    Relacja Harrego i Pameli jest coraz ciekawsza. Mam nadzieję, że Potter pomoże dziewczynie i zacznie ona normalne życie. No i może oprócz Harrego nawiąże znajomości z jego przyjaciółmi ;)

    Coś mi się wydaje, że Draco tak łatwo nie odpuści byłemu Ministrowi i znajdzie sposób żeby mu zapłacić za wszystko co zrobił. Jakby nie patrzeć to Ślizgon ;) Szkoda tylko, że Miona musi się nadal męczyć i żyć z tą klątwą…

    Super, że Pansy wraca do swoich przyjaciół ;) Oby tak dalej…

    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest styl, który mają tylko Draco i Hermiona :D
      Ciesze się, że umiem go oddać.
      Ciągnie, ale jeszcze nie sądzą, że w ,,ten'' sposób ;)

      Harry i Pamela są sobie potrzebni nawzajem, czują to. Co z tego wyniknie dowiecie się w następnych rozdziałąch ;)

      Draco, jak każdy Ślizgon uparty.
      Ale i przebiegły ;)
      Kingsley może i może czuć się zagrożony ;)

      Pozdrawiam mocno is erdecznie dzięuję!

      Usuń
  7. świetnie, że dodałaś nowy rozdział
    nie tylko są one długie, ale są pisane z dobrym pomysłem
    każda postać ma coś w sobie
    a główny duet jest genialny - bitwa na poduszki, dawno się tak nie cieszyłam, mogąc to czytać
    pewnie Pamela zagości na dłużej w opowiadaniu co jest dobre, nowa postać dodaje zawsze czegoś wyjątkowego w opowiadaniu
    nie mogę się doczekać aż Draco przeniesie się do Hogwartu i liczę, że Miona zostanie nowym nauczycielem- chyba się zagalopowalam w marzeniach Twojego opowiadania, więc wybacz

    do następnego i zapraszam do siebie na 5 rozdział dramione-zyciepelneniespodzianek.blogspot.com

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciałam wprowadzić nową postać i naprawdę ciesze się, że została tak pozytywnie odebrana.
      Twoje rozmyślania to przyszłość, może i daleko, ale zobaczymy ;)
      Ciesze się, że podoba ci się.
      Nie chce, by rozdziały były krótkie.
      Długie i coś wnoszące.
      Sądzę, że nie potrafiłabym napisać czegoś krótkiego.
      Po prostu się rozpędzam i muszę dać w tym danym rozdziale wszytsko co bym chciała. Nie umiem tego przenieść do kolejnej notki ;)
      Mam nadzieję, że będziesz ze mną i z tą historią do końća.
      Pozdrawiam również :D

      Usuń

Witaj

Tytuł aktualnego opowiadania: Czarny Raj
Tematyka : Potterowskie
Para : Dramione
Autor : Vivian Malfoy
Szablon : Szablownica




Obserwatorzy