środa, 12 lutego 2014

Rozdział 17:,,Pożegnanie. Siebie i przeszłości.''

Draco



           
                 To dziwne uczucie przychodzić tu znowu, w dodatku z tak długą przerwą od poprzedniej wizyty.
Rozglądam się dookoła i próbuję wyłapać elementy, kawałki ścian czy przestrzeni, które trzymałem w swojej pamięci jednak przez duże krzaki i opłakany stan, zadanie owe wydaje się naprawdę trudne.
                Podążając ścieżką, a raczej częścią ubitej ziemi, która nie przypomina swej wcześniejszej wersji, czuję lekki lęk i wrażenie jakbym wkraczał na czyjś teren, nie na swój.
Większość wydaje mi się obca, a chłód, który już bije przez wybite okna, aż świszczy w uszach.
Malfoy Manor jeszcze bardziej pogrążyło się w rozpaczy, która wisiała nad nim od dłuższego czasu sięgając nawet do momentu mojego dzieciństwa.
Przejeżdżając wzrokiem po upadłej rezydencji, zaczynam rozumieć, że te złowrogie ciśnienie, które tu siedziało musiało wreszcie wybuchnąć i to z bardzo nieprzyjemnym dla oka efektem.
               Nie wiem co mnie podkusiło, by tu przyjść, myślę jednocześnie otwierając drzwi wejściowe.
Kiedy przekraczam próg swego dawnego domu, a raczej kawałku ziemi zajętego przez budynek, jak zawsze uważałem, opieram się o ścianę czując jakby ta pesymistyczna aura przeszła na mnie i  zawisła u mej szyi z wielkim głazem ciągnącym mnie w dół.
              Historia tego domu jest krótka. Dopóki nie dorosłem na tyle, by wzbudzić zainteresowanie Czarnego Pana i dopóki nie zapragnął on zemsty za porażkę mojego ojca, życie tu było w miarę znośne.
Wszystko zmieniło się z dniem, w którym Lucjusz wrócił do mnie i do matki z Czarnym Panem i Bellatriks u boku. Karą dla niego za niewykonanie misji, która została mu powierzona, miał być Mroczny Znak na moim przedramieniu. Ku rozpaczy mojej matki stało się tak, a za każdym razem gdy widziałem twarz mego ojca nie mogłem powstrzymać się od wrażenia, że tak naprawdę jest wdzięczny Czarnemu Panu.
Sądziłem, że dziękuję mu pod nosem za to, że to moje życie zostało zniszczone, a nie jego.
Lucjusza nie spotkała żadna kara, nie odczuł najmniejszego bólu, a żal nie przyszedł do niego nawet wtedy gdy oglądał jak życie jego jedynego syna, mnie, staje się przesądzone i zniszczone. Skazane na niepowodzenie.
Bo nie okłamuje się. Ten człowiek nigdy mnie nie kochał, a ja nigdy nie kochałem jego.
Po kilku latach od tego momentu Malfoy Manor stało się siedzibą Śmierciożerców, a sam Lucjusz chodził dumny jak paw, że to właśnie w jego domu zasiada Voldemort. Nigdy nie przyszło mu do głowy, że to nie jest jego dom, a nasz.
Uciekłem z niego pod koniec szóstego roku. W wolnych przerwach szkolnych nie przyjeżdżałem  tu, chyba, że byłem do tego zmuszony. Pozostali wynieśli się w czasie bitwy o Hogwart. Teleportowali się do zamku, by walczyć za swoje chore idee, a następnie zginęli na polu walki lub uciekli i aktualnie ukrywają się przed światem właśnie jak mój ojciec.
               Mimo wszystko matka nigdy nie narzekała. Była silną kobietą i wątpię, by jakakolwiek inna wytrzymała tyle co ona. Szczyt heroizmu i wewnętrznej, owej siły osiągnęła ratując życie moje i Blaise'a.
               Moi prawdziwym domem, jest dwupiętrowy budynek, w którym mieszkam wraz z Pansy, Teo i Blaise. I Granger, ale to tylko tymczasowo.
Gdy wstałem o świcie poczułem, że muszę zacząć planować swe życie. Tyle czasu walczyłem o innych, w imię większego dobra, a głównie o prawdę i za chęć zemsty, że teraz najwyższa pora, by zając się sobą.
Blaise i Pansy są małżeństwem. Na oku mają już jeden z domów Zabini'ego, a jedynym co trzyma ich w naszym gniazdku jest stan zdrowotny Pansy.
Teo również nie zostanie ze mną, a nawet jeśli to nie pozwoliłbym mu trwać u moim boku. Ma Katie, która potrzebuje go równie mocno lub bardziej, jak on jej i to nią powinien się zająć. Nią i swoją przyszłością magomedyka.
               Nawet teraz, oglądając popękane i pozbawione farby ściany, zarośnięty ogród, brudne podłogi i wyburzone pokoje, jestem zdecydowany, by ten dom odbudować.
Zamierzam go wyburzyć i postawić na nowo. Stworzyć nowe Malfoy Manor, które nie będzie przypominało wcześniejszego.
Nie będzie w nim ciemnych kolorów, chłody i bijącego okrucieństwa, zbuduję jego ulepszoną wersję gdzie nie będzie miejsca na przeszłość i strach.
Jedynym problemem jest fakt, że mimo tego, iż prawda wyszła na jaw, świat dowiedział się jak było i jest naprawdę, a nasze życie zaczęło się układać, czuję tylko ulgę i wypełnioną zemstę, którą spełniłem mimo, iż nie była moim priorytetem.
Nic więcej. Żadnego szczęścia, bo mimo iż mam wszystko i mogę wszystko nie jestem szczęśliwy.



*****


Hermiona



                 Byłam na spacerze po Pokątnej. Ponownie mogłam ujrzeć ludzkie twarze oświetlane promieniami letniego słońca, spacerując  we własnej skórze, bez eliksiru wielosokowego.
Wracając pomyślałam, że świat magiczny jest teraz w stanie budzenia się ze snu. 
Wie, że jest lepiej, jest zszokowany prawdą, a jednocześnie podekscytowany nieznaną tożsamością nowego Ministra, ale nie jest wybudzone całkowicie. 
Wszyscy bowiem, wydają się ospali, bo tak naprawdę jeszcze nie zrozumieli powagi wydarzeń, ale najgorszy jest fakt, że kiedy już do nich dotrze to magiczny świat wręcz wybuchnie.
Prorok Codzienny znowu będzie czaił się w każdym zakamarku, a ludzie będą głodni szczegółów i nowych informacji, które będą chcieli odzyskać od nas-ludzi, którzy znowu sprzeciwili się i wygrali. 
Przeraża mnie po prostu fakt, że znowu będziemy musieli stanąć w blasku fleszy i okryjemy się ramionami sławi choć tak naprawdę pokazaliśmy jedynie, a może aż, prawdę.
-Spokojnie, Blaise.-mówię do mężczyzny, który już od dłuższego czasu przechadza się wzdłuż pokoju. 
Gdy odwraca się dochodzi do mnie jak żałosne były moje słowa. 
Kiwam głową na znak, by puścił moją kwestię mimo uszu. 
-Sądzisz, że...
-Że za osiem lub dziewięć miesięcy zostaniesz tatą.-przerywam na co on po chwili uśmiecha się serdecznie. 
-Mam taką nadzieję.-oświadcza jednak poważnieje na moment.-Wiesz gdzie jest Draco?
Wzruszam ramionami.
-To wasz przyjaciel.
-Ale to z tobą dzieli sypialnie.-argumentuje zakładając ręce na piersi. 
Otwieram usta, lecz nie wydostaje się z nich żaden dźwięk, a nawet jeśli to naprawdę cichy w dodatku zagłuszony przez Teo, który wychodzi właśnie z pokoju Pansy i Blaise'a.
-I co? Jak się czuje? Co z dzieckiem?-zasypuje go pytaniami Zabini. 
Nott przeczesuje czarne włosy i odłożywszy na półkę przyrządy, które pożyczył ze swojej pracy, i którymi zbadał Pansy i dziecko, siada na kanapie.
-Rany się zagoją. Niektóre rozcięcia, głównie te na plecach zmienią się w blizny, a jeśli chodzi o uraz psychiczny...minie, ale dopiero za jakiś czas.-wyjaśnia zmieniając wyraz twarzy na spięty.
-Co z dzieckiem Teo? Proszę powiedz mi, bracie...
Magomedyk podnosi się z miejsca i podchodzi do wciąż stojącego przyjaciela po czym mocno, obejmuje go klepiąc  po plecach w przyjacielski  geście.
-Miałbyś córkę, Blaise.-wzdycha. Zabini podnosi na niego wzrok, który jest już lekko zaszklony i otwiera usta, by po chwili zamknąć je z powrotem niczym ryba.
-Nie przeżyła.-rozwiewa wszelkie wątpliwości.
               Zakrywam usta dłonią czując, że i mi udziela się żałość. Niedoszły ojciec łapie się za głowę i wydaje z siebie pełen rozpaczy jęk. 
Po moim policzku spływa łza gdy on puszcza się biegiem do sypialni, którą dzieli z Pansy. 
Patrząc na niego wiem już, że złe czasy, które niedawno się skończyły dla niego właśnie się zaczęły. 
I będą trwać.


*****



Kingsley



                   Zamknęli mnie. Jeszcze nie w Azkabanie, a w tymczasowej celi, z której mają transportować mnie do Ministerstwa w dniu rozprawy. 
Jest ciemno i zimno, nie rozpieszczają mnie.
                  Mimo wszystko nie wariuję. Jeszcze nie.
W moim życiu nauczyłem się reagować na różne zdarzenia czy bodźce. Przyzwyczaiłem swój organizm i swe ciało do bólu oraz surowych warunków. Przygotowałem się na każde zakończenie, przejechałem po wszystkich torach, którymi może przejechać pociąg zwany mną. 
Na taki obrót spraw również jestem przygotowany. 
                 Tylko głupiec nie uwzględnia niepowodzenia. Porażki są normalną rzeczą ludzką do, których trzeba się przyzwyczaić. 
Chciałem stworzyć własne oblicze magicznego świata. Zamierzałem wynieść Zakon na szczyt potęgi jednak przez ludzi nad wyraz uczciwych takich jak Minevra lub rodzina Weasley'ów, zyskiwałem jedynie kolejne przeszkody. Znosiłem to cierpliwie jednak gwoździem do trumny okazała się odwaga, którą wykazała się Granger i Potter, jak na prawdziwych Gryfonów przystało. Wbili mi nóż w plecy i wynieśli na wierzch mroczne zakamarki Zakonu, które nie musiały wyjść na światło dzienne. 
Ale szanuje ich. Każdego kto był ze mną chociaż krótki czas i nie koniecznie świadomie. Szanuje.
                  Zakładałem, że muszę być gotowy jeśli coś pójdzie nie tak. 
Wiedzieliśmy o ataku na Elfias'a, jak również o tym, że ktoś będzie stał w pobliżu, na zewnątrz. 
Zaczailiśmy się tam, a szczęście naprawdę nam dopisało stawiając przed nami Pansy. 
Była naszym planem awaryjnym.
Kiedy uwięziliśmy ją u siebie zamierzaliśmy zaatakować ich jednak nasze plany spełzły na niczym gdy ta zamknęła się w sobie.
Nie udało nam się podać jej Veritasrum, uciekła, zabrali ją. 
                  Mimo wszystko nawet teraz mam przy sobie plan oznaczony kolejną literką. alfabetu.
Mianowicie zapasową różdżkę, której nie znaleźli u mnie przy przeszukaniu.
Pomniejszona i gotowa do użycia w każdej chwili, bo oni żyją, choć ich serca dawno powinny już nie bić.



*****


Teo




                  Kroczę ulicami Pokątnej z głową w chmurach. Moje serce rozrywa szczęście na myśl, że za moment ujrzę Katie po tak długiej przerwie, jednak garbie się i smucę na wspomnienie załzawionych oczu Blaise'a, który niedawno dowiedział się o śmierci dziecka. Dowiedział się. Ode mnie.
                 Nazajutrz po oczyszczeniu nas z zarzutów udałem się do Munga, który gdy tylko zobaczył moje wyniki z egzaminów oraz gdy rozpoznał, że jestem jednym z tych, którzy pokonali morderców z Zakonu, przyjął mnie od razu.
Wykorzystałem swoją pracę i zabrałem z niej kilka niezbędnych do badań eliksirów i przyrządów.
Również miałem nadzieje, że mała Anabelll, Pansy zawsze chciała nazwać tak swoją córkę, przeżyje jednak życie i los znów stanęły po przeciwnych stronach.
               Myślałem też, że życie nabierze wreszcie prawdziwych barw, ale moi przyjaciele sprawiają wrażenie coraz bardziej pogrążonych w szarości, która z każdym dniem wydaje się coraz bardziej intensywna.
Małżeństwo Zabini'ch na pewno nie odzyska szybko spokoju, Hermiona pozostanie ze swym prezentem od Kingsley'a do końca życia, Draco większość czasu jest pogrążony we własnych smutkach, a Weasley i Potter nigdy nie pozbędą się piętna śmierci rudej.
Nie mówiłem tego nikomu, nawet Katie, ale Mung wcale nie zlikwidował podziemnych oddziałów królików doświadczalnych. Dalej funkcjonuje tyle, że jest jeszcze bardziej utajnione. Najgorsze, że sam dyrektor jest w to zamieszany przez co każdy lekarz boi się donieść o tym Ministerstwu.
Najlepszym według nich sposobem jest po prostu sztuczna niewiedza i nie wychodzenie przed szereg, ale przecież w końcu ktoś będzie musiał mnie poprzeć, do cholery!
Boje się tylko, że wplączą mnie w coś z czego już nie wyjdę tak szybko.
                Mimo wszystko nie mogę narzekać ze względu na swoją przeszłość. Mam ukochaną kobietę oraz przyjaciół, którzy co prawda nie są teraz w najlepszej sytuacji, ale są i zawsze byli przy mnie.
Moi rodzice nie przeżyli wojny, choć wcześniej nie miałem z nimi bliskich kontaktów.
Przypominali obcych ludzi albo mugolską rodzinę zastępczą, a tak  naprawdę to wychował mnie dziadek, który zawsze znajdował dla mnie czas.
Nauczył mnie wielu rzeczy, nie tylko zaklęć. Wpoił mi zasady gry w szachy, pokazał, że książki również można cenić, a muzyka płynąca z przeróżnych instrumentów jest prawdziwym pięknem.
Do dziś dziękuje mu, że zaprowadził mnie pewnego dnia na odwiedziny do rodziny Malfoy, u których byli i Zabini'owie. To tamtego dnia zyskałem przyjaciół i to tamtego dnia po raz pierwszy poczułem się naprawdę szczęśliwy.
Zaprzyjaźniliśmy się mimo, iż każdy z nas był inny.
Draco zawsze był tym złym. Charakteryzował się swoją chłodną obojętnością oraz gniewem, który przeradzał się w okrucieństwo gdy się uaktywnił.
Nigdy nie mówił o swoich uczuciach, zamykał się w sobie, a ktoś kto obraził mnie, Blaise'a, Pansy lub jego czy matkę, kończył naprawdę marnie.
Blaise natomiast sprawiał wrażenie czarodzieja z innej planety. Jego optymizm i wiecznie szeroki uśmiech wydał się wręcz niepokojący, a poczucie humoru miał i ma naprawdę ogromne.
Nie izolował nas od swych czułości. Co jakiś czas zamykał nas w mocnym uścisku i do tej pory nie omieszkuje, by nie powiedzieć nam jak bardzo nas lubi.
Śmierć Anabell na pewno go zmieni.
Pansy czyli kubeł zimnej wody. Wyrosła z dawnych uszczypliwości, a na ich miejsce wtargnęła miłość, powaga i dojrzałość. Cechy, które zawsze ratowały nas z opresji.
A ja? Byłem cichszym artystą z książką bądź jakimś instrumentem pod pachą i rozradowanym spojrzeniem, gotowym do poświęcenia lub walki w każdej chwili.
                 Skręcam w prawo, a kiedy dochodzę do nowo powstałej kawiarni, siadam przy jednym ze stolików na zewnątrz.
Odmawiam gdy kelner proponuje mi coś do zjedzenia, ale z przyjemnością przyjmuję szklankę zimnej wody dla orzeźwienia i zniżenia temperatury, która we mnie panuje jednak już po chwili odkładam ją na stolik z taką siłą, że wylewam połowę.
-Katie!-wołam podrywając się z miejsca podczas gdy serce, chce wyrwać się z mej piersi jak uwięziony gołąb z klatki.
-Teo!-odkrzykuje odwracając się w moją stronę. Nie czekając na nic więcej puszczam się biegiem w jej kierunku. Kobieta również nie stoi w miejscu, a jej włosy powiewają za nią jak flaga na wietrze.
Oddycham ciężko czując się jak we śnie. Mrugam kilkakrotnie zdając sobie sprawę, że nareszcie będę mógł jej dotknąć. W końcu będę mógł przy niej być, rozmawiać z nią, całować...
I wiem, że będę mógł zamknąć ją w swoich ramionach, a kiedy jej dłonie spoczną na moich plecach i przejadą po moich włosach większość zmartwień zniknie, choć na chwilę.
-Katie...-szepczę gdy kobieta uderza o moją klatkę piersiową i mocno wtula policzek w mój tors.
-Jesteś tu...Naprawdę tu jesteś!-woła podnosząc na mnie wzrok.-Widziałam Cię po raz ostatni blisko rok temu...-dodaje cicho obejmując moją twarz swoimi drobnymi dłońmi.
Przytakuję z roztargnieniem wzrokiem wręcz chłonąc jej twarz i ciało. Każdy najmniejszy pieg, każde znamię na ramionach bo bitwie....
-Już nigdy nigdzie nie odejdę.-odszeptuje przy jej ustach. Tak samo koralowych i słodkich jak blisko dwanaście miesięcy temu.


*****


Pansy



                 Ściany już nie są kremowe jak dawniej. Teraz są szare, prawie czarne i smutne jak ja.  
Siedzę skulona na łóżku i patrzę na pogrążoną twarz Blaise'a siedzącego obok mnie, który wciąż otacza mnie ramieniem.
Czuję ból zerkając na jego twarz pełną rozczarowania i rozpaczy. Słyszałam jego szloch, słyszałam jego jęk w salonie, widzę jego kurczące się serce...
Przecieram oczy i nie patrząc na niego wtulam się w jego klatkę piersiową chcąc mieć pewność, że jego serce jeszcze bije, że to on, a nie jakieś warzywo, siedzi obok mnie.  
-Przepraszam Cię, Blaise...-szepczę, a już po chwili czuję jak podciąga mnie do góry i kciukiem unosi mi podbródek.
-To nie Twoja wina, Pan.-mówi szybko.-Będziemy mieli rodzinę, zobaczysz...
-Wiem, ale...
-Mnie też to boli, skarbie.-przerywa widząc mój żal.-Pokochałem ją mimo, iż urodziłaby się dopiero za osiem miesięcy, ale wierzę, że wróci do nas...Będziemy mieli kiedyś córeczkę...
Przytakuję i ponownie pozwalam się zamknąć w jego ramionach. Tłumię szloch, odpycham widok jego zaszklony oczu, odtrącam zawód, ale mimo wszystko czuje się jakby ktoś wyrwał mi serce z piersi lub większą cząstkę mnie.
Czuje wstręt do samej siebie, pogardę i negatyw, którego nie udało mi się  przezwyciężyć mimo ogromnego wsparcia przyjaciół i długiej rozmowy z Hermioną, która też dała pokonać się łzą.
Wiem, że już nic nie będzie tak jak wcześniej. Nic nie będzie lepiej.
Bo co to za kobieta, która nie potrafi wydać na świat dziecka?! Donieść go i dać swojemu mężowi oraz sobie. Jaka?



*****

Hermiona 
 


                 Leżę, a raczej wciskam swoje ciało w łóżko łudząc się, że zmniejszy to ból.
Harry znalazł dom dla nas i Ron'a, co z taką ilością galeonów i takim życiorysem nie było trudne, a to jest moja ostatnia noc tutaj.
Tak jak się spodziewałam niezbyt przyjemna.
               Zagryzam zęby nie chcąc, by krzyk, który w sobie tłumię wydostał się z mojego gardła.
Znajdą Cię.
Zabijcie mnie, ale nigdy nie pokonacie mojego syna.
Potwór!
-Do jasnej cholery!-wołam gdy ból zaczyna rozsadzać mi czaszkę.
Nigdy Cię nie opuszczę...
-Odejdź!-wołam podnosząc się energicznie do pozycji siedzącej.
Przecieram oczy, a kiedy dochodzą one do kąta przy drzwiach z mojego gardła roznosi się najgłośniejszy dzisiaj krzyk, który wybudza ze snu śpiącego niedaleko blondyna.
-Weź ją, weź ją!-krzyczę do Malfoy'a gdy ten staje koło mnie jednocześnie wskazując palcem kąt, w którym siedzi skulona czarnowłosa, cicho szlochająca  kobieta z opuszczoną głową.
-Nikogo tam nie ma, Granger.-przemawia spokojnie, a ja krzyczę dalej mimo, iż wiem, że to prawda.
To koniec, wiem...
Nie, proszę!
Nie!
Krzyczę znowu gdy kobieta unosi głowę, a ja zauważam jej zakrwawioną twarz. Rzucam się na tors blondyna nie chcąc oglądać tego strasznego widoku.
-Zostaw mnie!
Jesteś zwykłym śmieciem.
Wyję po raz kolejny gdy Draco niespodziewanie bierze mnie na ręce i kieruje się w stronę owego potwora.
-Nie idź tam!-proszę kurcząc się i bijąc piąstkami jego nagi tors.
Zrób to! Dalej!
-Nic tu nie ma!-mówi, a ja wrzeszczę raz jeszcze czując napływającą nową falę bólu i tą szyderczo uśmiechającą się twarz z rozdartymi ranami.
-Nic!-powtarza łapiąc moją dłoń, którą po chwili kładzie na ścianie.
Szarpię się i wyrywam chcąc uciec z tego miejsca. Paść na sąsiedni kąt jak najdalej od tego. Przerażona i zrozpaczona.
-Uspokój się! To tylko Twój chory umysł! Pamiętaj co Ci mówiłem, kretynko!-krzyczy arystokrata mocniej zaciskając dłoń na mojej.
Zamykam oczy czując jak moje ciało wręcz się trzęsie. Przełykam głośno ślinę czując krew pod nogami, której tak naprawdę tam nie ma. Boje się podnieść powieki, boje się zobaczyć znów tę twarz, którą dziś poznałam, a jeśli przeraża mnie piekło to tylko dlatego, ze mogłabym spotkać tam więcej takich.
-Staw temu czoła! Dalej!-nakazuje blondyn lekko mnie szarpiąc.
Dalej!
Zabijcie mnie, ale nie pokonacie mojego syna.
Twoim nowym koszmarem...
-Tak, teraz po prostu się uspokój...weź głęboki wdech...-szepcze wprost do mojego ucha. Robię co mi każę, a już po chwili mam wrażenie, że kiedy wypuszczam powietrze ustami, jej pokrwawiona ręka wchodzi do mojego gardła co powoduje, że mam ochotę zwymiotować.
-Tego nie ma naprawdę..
-Tu jest krew!
-Nie ma.-szepczę z taką siłą, że coś nakazuje mi w to uwierzyć.
A kiedy moje oczy otwarte są już szeroko, a oddech staje się spokojniejszy, naprawdę jej już nie ma.


*****


                 Moje walizki są już spakowane. Stoją koło mnie i czekają, aż chwycę je w dłonie i przekroczę
 próg tego domu tym samym żegnając go bezpowrotnie. 
Ze wszystkimi wskazówkami jak mam ich znaleźć oraz jak mam poradzić sobie dalej, samotnie z klątwą, na którą zdobyłam pewną metodę, oddycham ciężko. 
-Będziemy w kontakcie.-mówi Teo gdy wypuszcza mnie ze swojego uścisku. Zgadzam się szybko z wielką przyjemnością, a kiedy mężczyzna staje obok Pansy i Blaise, z którymi już się pożegnałam, przede mną staje Draco Malfoy.
-Tak...-odchrząkuję czując się lekko niezręcznie gdy zauważam u niego cienie pod oczami zapewne z mojego powodu. 
-To może my was zostawimy.-proponuje Blaise, a kiedy Harry przypomina mi, że czeka na zewnątrz, wycofują się z salonu w swoje strony uprzednio żegnając się serdecznym uściskiem dłoni. 
Mierzymy się spojrzeniami, a po chwili mówimy równocześnie:
-Nie będzie mi Cię brakowało.
-Nie zatęsknię. 
Kolejne milczenie podczas, którego atmosfera gęstnieje jeszcze bardziej. 
Czuję delikatne uczucie bólu, a moje sumienie zaczyna sugerować mi, że nie powiedziałam całej prawdy. 
Krzywię się, a po chwili nie widząc innego wyjścia uśmiecham się, lekko sztucznie, i wyciągam dłoń w jego kierunku.
-Powodzenia.-mówię oglądając jego męskie kości policzkowe i roztargane blond włosy. 
-W czym, Granger?
-W życiu, Malfoy.
Nie odzywa się przez chwilę, a kiedy wreszcie decyduje się uścisnąć mą dłoń na jego twarz wpływa ironiczny uśmiech, do którego postanawiam się doczepić. Ten ostatni raz.
-Nie możesz sobie tego odmówić nawet teraz?-pytam z westchnieniem.
-Nie wydaje mi się, by była to jakaś podniosła chwila, więc nie. Nie mogę.-odpowiada przybierając jeszcze bardziej irytujący wyraz twarzy.-Dla mnie jest to zwykłe pożegnanie z nic nie znaczącą osobą. 
-Dla mnie również.-uściślam  potrząsając jego dłoń, ale wciąż nie puszczając jej. 
-Niekiedy miałem wrażenie, że wyobrażasz sobie za dużo.-powiadamia po dłuższym momencie.-Chyba, że to nie było zwykłe wrażenie.-dodaje i ciągnie mnie w swoją stronę tak, że prawie stykamy się nosami. 
-Nie próbuj na mnie swoich sztuczek Malfoy, zaraz stąd wyjdę i więcej mnie nie zobaczysz.-proszę.-No chyba, że w gazetach.-dodaje z przekornym uśmiechem.
-Powodzenia.-powtarza tym razem on po czym odpycha mnie od siebie i puszcza szybko. Znowu to robi, myślę. Nawet teraz kiedy się żegnamy, musi pokazać kto tu rządzi. 
                 Rzucam zaklęcie i już po chwili lewituję walizki w stronę wyjścia. Kieruje swoje kroki w tym samym kierunku co moje bagaże. Ostatni raz rozglądam się po salonie i skrawku dalszych pomieszczeń, które na zawsze zostaną w mojej pamięci. Odwracam się z westchnieniem i otwieram drzwi przepuszczając walizki przodem. Kładę dłoń na klamce i kręcę głową.
-To na razie...-rzucam odwracając się po raz ostatni. Jakie jest moje zdziwienie kiedy od razu po odwróceniu napotykam jego usta!
Pierwszy instynkt wrzeszczy bym oderwała się od niego i spoliczkowała, jednak jego zdolności palą wszelkie plany już na starcie.
Sam pocałunek jest taki jak Malfoy. Bezczelny. 
Szybko przedostaje się językiem do mojego podniebienia, po którym przejeżdża  parę razy niczym jaszczur. Mocno zaciska dłonie na moich włosach we władczym geście, jednak jedynym co czuje jest silne podniecenie. Żadnych innych uczuć, nawet cienia sympatii. 
Zrezygnowana zaciskam jedną rękę na jego karku przyciągając go bliżej co on wykorzystuje.
Zamyka drzwi z trzaskiem, a po chwili opiera mnie o nie i jeszcze bardziej pogłębia pocałunek. 
Otoczenie wewnątrz nas praktycznie wybucha, a w uszach szumi mi jakby wybuchnęła koło mnie petarda. 
Mruczę cicho czując fale różnych emocji rozlewającą się po moim ciele i lekko przygryzam jego dolną wargę za pogardę, którą u niego wyczuwam. 
Raz jeszcze przejeżdża językiem po wewnętrznej stronie moich ust, a następnie kończy owe wykroczenie muskając  wargami mój policzek i dotykając dłońmi mój brzuch pod bluzką, który prawie płonie.
-Truskawki.-mówi gdy odsuwa się ode mnie z tym samym kpiącym wyrazem twarzy jednocześnie przejeżdżając językiem po ustach z gracją węża. 
Zalicz. Porzuć.
-Do niezobaczenia.-rzucam wychodząc, a już po chwili, trzasnąwszy drzwiami, stoję na zewnątrz. 
Podchodzę do Wybrańca, który stoi uśmiechnięty niedaleko. 
Nie ma pojęcia co się stało, a najgorsze jest to, że ja również.




Koniec części I.



*****
Tak, kończymy część pierwszą, ale spokojnie! Część druga będzie miała sporo rozdziałów! Nie zbliżamy się do końca. 
P oprostu coś, pewnien etap się zakończył, więc musiała zakończyć się i część.
Musieliście czekać dłużej, bo około 4 dni, dlatego rozdział również jest dłuśzy.
Mam nadzieję, że się wam podoba i proszę o wasze opinie.
Pozdrawiam mocno.
Wasza Vivian Malfoy.  

13 komentarzy:

  1. Wspaniały rozdział! Tak mi żal Pansy i Zabiniego ... mam nadzieję, że będą mieli dziecko :)
    Czekam na część II :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, postaram się wrzucić jak najszybciej ;)

      Usuń
  2. Hej.:)
    Mam wrażenie, że teraz zarówno Draco jak i Hermiona skupią się na szukaniu swojego celu w życiu. Naprawa, czy raczej budowa nowego Malfoy Manor zajmie chłopakowi trochę czasu..
    Pięknie opisałaś scenę ukojenia Miony, była taka realistyczna.

    Blaise i Pansy. Tak mi ich żal. Mam nadzieję, że Pansy znajdzie ukojenie po stracie dziecka, tak samo jak Blaise. Że więcej nie będzie wypowiadać takich słów. Przecież to nie jej wina!

    Dobrze, że chociaż Teosiowi się coś udało.:)
    Mam nadzieję, że jego związek z Katie będzie długi i szczęśliwy.

    Harry i Ron.. Temu pierwszemu życzę szczęścia, drugiemu niekoniecznie.:d

    Koniec pierwszej części? Szybko to zleciało. Z niecierpliwością czekam na drugą część opowiadania, na to co dla nas zaplanowałaś.:) Będzie to świetna niespodzianka.:)

    Pozdrawiam,
    la_tua_cantante_

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zajmie mu trochę czasu, owszem, ale według niego jest to tego warte.

      Ciesze się, że spodobała Ci się scena z koszmarem Miony. Dbam, by była realistyczna, trochę straszna...

      Oczywiście, że to nie wina Pansy, ale to po części normalna reakcja na takie wydarzenia. Statystycznie dużo kobiet się obwinia, ale większość z nich po jakimś czasie zaczyna rozumieć, że źle myśli. Miejmy nadzieję, że i z Pansy tak będzie ;)

      Tedor'owi się układa, ale wszystko do czasu. Zawsze coś może się zepsuć czy naprawić :)

      Harry'emu należy się szczęście, lecz nie będą mieli łatwo. Przez nieobecność Rudzielca oddalili się od siebie.

      Szybko zleciało, bo nie wiem ile tego wszystkiego będzie. Znaczy prawdopodobnie dwie, ale mam przebłyski, że i 3. Pierwsza miała na celu pokazać jedynie wojnę, bez skutków, które spotkamy w 2 części. Plus kilka innych szczegółów i nowości.

      Pozdrawiam również :D

      Usuń
  3. O matko, matko matko, świetny, czekam już na kolejną cześć, o mało co się nie popłakałam jak się okazało że Pan straciła dziecko, mam nadzieję że szybko z Blaisem postarają się o nowe dzieciątko, chociaż wiem że strata jest ciężka. Możesz powiedzieć około ilu rozdziałów planujesz w drugiej części ? i czy jest planowana trzecia ? Pozdrawiam Tsuki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli jakieś tam emocje wzbudziłam ;)
      Sprawa wygląda tak, ze wiem co w jakim rozdziale, lecz nie wiem konkretnie ile ich wyjdzie. Jeśli wszystkie wydarzenia zmieszczę w 2 będą 2, ale szczerze mówiąc coraz bardziej jestem skłonna ku trzech, bo ostatkowe wydarzenia nie bardzo pasuje do tych w 2 części.
      Trochę namieszałam? ;)
      Mam nadzieję, że rozumiesz. :)

      Również pozdrawiam :D

      Usuń
    2. Rozumiem rozumiem, :) ja jak najbardziej czekam na wszystkie nowe sytuacje, i na to jak się wszytsko rozwinie :) Tsuki

      Usuń
  4. Rozdział cudowny. Jak zwykle zawierał porządną dawkę uczuć i emocji. Ale szczerze mówiąc uwielbiam to ;) Już nie mogę doczekać się kolejnej części opowiadania.

    Biedna Pansy i Blaise. Po cichu liczyłam, że ich dziecko przeżyje, no ale... mam jednak nadzieję, że nie załamią się po tej ich tragedii i tak jak powiedział Diabeł, będą mieli rodzinę.

    Nareszcie Teo może byc bez przeszkód z Katie. Liczę, że będzie więcej tej pary w nastepnej części ;)

    Hmm, Draco ma bardzo poważne plany co do Malfoy Manor. Budowa nowego domu wiąże się z nowym życiem. Oby mu się to udało, choć martwi mnie fakt, że Lucjusz uciekł i się ukrywa. Znając życie pewnie znów namiesza.

    Scena odejścia Miony podobała mi się. No i zakończyła się bardzo ciekawie ;) Oj coś mi się wydaje, że zobaczy się ze Smokiem szybciej niż się jej wydaję ;)

    Tak czułam, że z Kingsley`em to jeszcze nie koniec. Było by to zbyt piękne i proste.Choć liczę na to, że w końcu spotka go zasłużona kara...

    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Staram się, by w każdym było sporo uczuć i emocji.
      Niezmiernie mi miło, że je odczuwacie.

      Kiedyś na pewno będą mieli rodzinę, lecz kiedy i w jakich okolicznościach, tajemnica ;)

      Teo również będzie dalej. To nie jednorazowa postać, a przywiązuje wagę do pozostałych czarodziei ;)

      Draco chce wreszcie stworzyć coś własnymi dłońmi, nie chce znowu dostawać pospolicie mówiąc, gotowca.

      Ciesze się, że scena pożegnania się Ci spodobała.

      Kingsley to może i nie koniec, ale nie zagalopowuje się.

      Pozdrawiam mocno, mocno ;)

      Usuń
  5. No oczywiście po pierwsze szkoda Pansy i Blaise'a... Uwielbiałam jego poczucie humoru a teraz obawiam się, że może się diametralnie zmienić... Przynajmniej na jakiś czas...
    Dobrze, że chociaż Teo może spokojnie układać sobie życie ( jeżeli nie liczyć kolejnych machlojek które nadal skrywa szpital...) :)
    Dobrze w sumie, że nie rozpisywałaś śie o Potterze i Weasley'u bo jakoś tak mniej mnie interesują :D

    no i końcówka :D KOSMOS :D
    w sumie nie myślałam, że tak szybko do tego dojdzie, ale mnie pozytywnie zaskoczyło :D
    scena fajnie opisana i no nareszcie się doczekałam zbliżenia ich :P co w sumie było niespodziewane zważywszy na to jak chłodne relacje nadal są między nimi ( bynajmniej jeżeli chodzi o to co pokazują, nie co czują w środku )
    szkoda tylko, że Ron tego nie widział !! :D zawsze uwielbiałam jak jemu coś nie wychodziło i był zazdrosny o Smoka :D (tak wredna jestem dla niego :D )

    Z niecierpliwością czekam na nn świetny rozdział !!
    WENY !! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Blaise może się zmienić, ale po jakiś kolejnych wydarzeniach może i z powrotem powrócić do starego siebie.

      Każdy próbuje sobie ułożyć życie tyle, że na razie tylko Teodor'owi to wychodzi. Oczywiście, tak jak wspomniałaś, nie licząc szpitala.

      KOSMOS
      Bardzo się ciesze!
      Tylko proszę, nie rób sobie jakiś nadziei, że tak powiem. Będzie jak w kalejdoskopie, a to raczej nie było wiążące i super ważne, lecz na
      pewno główną parę poruszyło.

      Ron jeszcze będzie miał okazję być zazdrosny, ale nie będzie taki jak ,,zazwyczaj'', choć nie zawsze, w Dramione.

      Pozdrawiam i Dziękuję! :D

      Usuń
  6. Wow, biedna Pansy i Blaise ;( Ten pocałunek :) Z niecierpliwością czekam na dalszą część.
    Pozdrawiam,
    HH

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasno, krótko i na temat.
      Bardzo się cieszę, że Ci się spodobało i, że dałaś o sobie znać ponownie.
      Pozdrawiam Cię mocno :)

      Usuń

Witaj

Tytuł aktualnego opowiadania: Czarny Raj
Tematyka : Potterowskie
Para : Dramione
Autor : Vivian Malfoy
Szablon : Szablownica




Obserwatorzy