piątek, 25 lipca 2014

Rozdział 40:,,Teraz gramy solo i to w przeciwnych zespołach.''

Hermiona



        Cała sytuacja jest dość dziwna, ale i przykra jednocześnie.
Stoimy po środku pola Prowansji, otoczeni lawendą. Koło nas rozłożony jest koc, gwiazdy niesamowicie duże i błyszczące wiszą nad naszymi głowami, a nasze twarzy przykrywa cienka zasłona granatowej nocy.
Wszystkie te elementy tworzą cudowny obraz tyle, że my wyglądamy jak wklejeni tu przez pomyłkę.
Oboje zdenerwowani i rozerwani.
- My, to mnie zadręcza - przyznaje zgodnie z prawdą, widząc, że dłużej nie dam rady już tego ukrywać. Kiedy mój niepokój zaczął gryźć w oczy?
- O co ci chodzi, Granger? Czy ty zawsze kiedy coś jest dobrze, musisz to psuć?! - woła, a jego twarz wydaje mi się ponownie wroga.
Podchodzę bliżej rozgoryczona faktem, że znowu obwinia mnie mimo, iż sam nie jest bez winy.
- To przez ciebie, Malfoy, nie mówisz nic, więc nie wiem na czym stoję, a przez to czuję się jak zabawka. Twoja! - Nie będę dłużej milczeć, nie mogę każdego dnia zmuszać się do odpychania pesymistycznych myśli.
- Granger, kretynko!
Pokonuje odległość, która nas dzieli i łapie mnie za rękę. Zerka na mnie tym poważnym, zimnym spojrzeniem, które tak uwielbiam.
Chęć, by dotknąć dłonią jego policzka pojawia się, lecz bardzo szybko znika, tłumiona przez gniew, który do niego odczuwam i przypomnienie, że mogę być wykorzystywana.
- Przecież mówiłem ci, że jesteś dla mnie ważna.
- Dużo ludzi może być taka dla ciebie. Stoimy na czymś co się sypie, Malfoy. I ty o tym wiesz, prawda? Właśnie to cię zadręcza - mówię i akcentuje każde słowo dźgnięciem palcem w jego pierś.
Kocham Gryfonki.
Coś zapala się w jego oczach, już nie wydają się zamarznięte, więc mam silne przeczucie, że trafiłam w dziesiątkę.
I wcale się z tego nie cieszę.
- Nie chciałeś tego powiedzieć, żałujesz... - kontynuuje.
Malfoy posuwa swą dłoń do góry i mocno ciągnie mnie za nadgarstek w dół przy czym wykrzywia twarz w rozgoryczonym grymasie.
- Myślałem, że jesteś inna, wiesz? Sądziłem, że będziesz umiała zaakceptować mnie właśnie takiego - Przez jego ton mam chwilowe wyrzuty sumienia, na które po chwili zaczyna czaić się mój gryfoński lew.
- Teraz będziemy wypominać sobie różne rzeczy?
- Nie jestem facetem, który będzie cię ciągle wychwalał. Nie śpiewam serenad, nie wyznaje, nie stawiam cię ponad sobą, bo wiem, że jestem lepszy. - Uśmiecha się kpiąco jakby chciał mnie udobruchać, ale gdy widzi, że moja twarz nawet nie drgnęła, kontynuuje. - Sądziłem, że to wiesz, że zdajesz sobie sprawę na co się piszesz...
- Na stałą niepewność! No coś luźnego i...
- Sądziłem, że to lubisz.
- Ty to lubisz, Malfoy! - wołam rozgoryczona. - Stoję na śliskim podłożu, czego nie lubię. Mam dość, wiesz? Traktowania każdego dnia z tobą jak ostatniego...
- Chcesz mi coś powiedzieć, Granger? - pyta zakładając dłonie na torsie. Kiedy milczę na jego twarz wpływa zaskoczenie, które później zmienia się w coś na wzór strachu.
- Czy ty mnie kochasz?
Stoję i nie odzywam się ani słowem.
Jego dłonie powoli zsuwają się, aż wreszcie nieruchomieją sztywno przyciśnięte do bioder. Oddalam się o krok po czym hardo podnoszę wzrok na niego, by powiedzieć coś czego bałam się od ostatnich kilku dni.
- Nie wiem, Malfoy.
Mężczyzna jednak nie śmieje się ani nie krzyczy tylko znów podchodzi do mnie tak blisko, że przez moment nie mogę zaczerpnąć oddechu. Łapie mnie za nadgarstek, a później krótko, ale bardzo namiętnie, całuje, sprawiając, że nogi się pode mną uginają przez co mam ochotę zatracić się w tym pocałunku bez reszty, lecz wtedy powraca do mnie wojownicza postawa co daje mi na tyle determinacji, by go odepchnąć.
- Problem jest taki, że ja też nie wiem, Granger. 
Kręcę głowę ze zrezygnowaniem, czuje, że moje policzki są wilgotne, a w środku mnie panuje istna huśtawka nastrojów.
Mam ochotę opuścić ręce i paść na plecy, lecz wiem, że nie mogę.
Niepewność i gdybanie to nie moja bajka.
- Musimy to wszystko zakończyć, Malfoy.
- Po tym wszystkim? - Boli mnie, że w jego oczach nie widzę bólu czy poczucia starty tylko zwykłe zdziwienie, które mógłby poczuć gdyby wychodząc z domu zauważył, że pada deszcz, a po słońcu, którego oczekiwał nie byłoby śladu.
Przed oczami pojawiają się obrazy, od momentu, w którym stanął przed moimi drzwiami gdy jeszcze nie wiedział, że to właśnie mnie zastanie, wojnę z Zakonem, jego dzikie postępowanie, przez które był bliski śmierci, pocałunek na polu bitwy wśród ognia i aury niebezpieczeństwa oraz początki czegoś czego już wtedy nie można było nazwać związkiem.
- Tak. - Ostatni raz ciągnę nosem.
Emocje, które miałam do wyrzucenia, wyrzuciłam i nie mogę dalej się mazać, bowiem znaczyłoby to, że cały spokój i samokontrola, którą wypracowałam u siebie gdy pracowałam jeszcze dla Zakonu, poszłyby na marne.
- To było zaplanowane? Nie zabiłaś mnie, więc chciałaś zobaczyć co z tego wyjdzie? - Po jego wcześniejszej namiętności nie ma śladu, bo zastąpiła ją złość.
- A ty co? Bawiłeś się mną? Kiedy chciałeś mnie rzucić? - prycham założywszy ręce przed siebie.
- Właśnie to robię, Granger. - Przez wyższość w jego głosie i władczość, powraca do mnie wielka niechęć spowodowana tym, że czuje się jak kolejna zabawka czego z kolei szczerze nienawidzę.
- Trochę się spóźniłeś.
Potem stoimy w miejscu i tylko mierzymy się spojrzeniami, ale gdy nasze poprzednie słowa zderzając się w naszych głowach z tymi przed momentem wypowiedzianymi, jakby odzyskujemy kontrolę nad sytuacją
- To nie ma sensu, wiesz to, prawda? Niedawno powiedziałaś, że może mnie kochasz! A ja... - Kręci głową. - Pokręcone.
- Choć raz się z tobą zgadzam. - Mój głos jest spokojny. Zraniłam już tyle ludzi, dlaczego mam oszczędzić jego choć mam wrażenie, że to właśnie on robił to mi? - I zdania nie zmienię. Ja... odchodzę, Malfoy. - Kiedy mówiąc to dotykam jego policzka, mam wrażenie, że jego skóra pali.
- Czyli to właśnie tu nasza przygoda się kończy, tak?
Kończy równocześnie z moją teleportacją.




*****




       W milczeniu i szczególnie dziwną pustką pakuje swoje rzeczy i z równie niepokojącą aurą, wystawiam walizkę koło drzwi.
Chcę wyjść z tego mieszkania jak najszybciej, lecz z drugiej strony jakaś siłą przytrzymuje mnie w tym miejscu do tego stopnia, że, by zrobić nawet mały krok muszę bardzo nachylać się do przodu i wkładać w to dużo siły.
Może łóżko, w którym się kochaliśmy?
Raz, bo więcej nie zdążyliśmy.
I nie nadrobimy już tego.
       Rozglądam się po raz ostatni, łapię rączkę walizki, jestem tu po raz ostatni.
Paryż miał być pięknym przeżyciem, wspomnieniem, które będzie mocno łapać za serce, a tymczasem będzie kojarzyło się tylko z obecnym bólem, który całkowicie przyćmił początkową euforię.
I to właśnie wtedy - gdy otwieram już drzwi i gotowa jestem je przekroczyć, na środku pokoju, materializuje się Malfoy.
- Naprawdę tego chcesz?
- Dlaczego miałabym zostać? Boje się, że ten cienki lód w końcu pęknie, Malfoy. - Taka jest prawda, często miałam to uczucie, które mimo, iż odpędzane, wracało. Za ten czas, w którym bawiłam się z nim w kotka i myszkę, mogłam poznać kogoś, komu naprawdę, by na mnie zależało.
- Sądzisz, że ten czas był stracony, Granger?
Jego wzrok przewierca mnie, aż zanadto intensywnie.
- Jakim prawem wchodzisz do mojego umysłu!
- Tak czy nie? - warczy.
- Nie. - Mój ton wcale nie jest milszy. Rozsądek karze mi dodać: - Rano w Twoim mieszkaniu nie będzie po mnie śladu.
- Po prostu uciekasz, przestraszona i niepewna, Granger. Nie odchodzisz - wytyka mi, lecz w jego kolejnych słowach słyszę kpinę i politowanie. - Jak mam cię teraz traktować, co?
- Tak czy siak przesłanie jest to samo: żegnaj, Malfoy.
- Przyjęłaś posadę w Hogwarcie, ukryliśmy ciało Marcus'a, wiemy o sobie coś nie wygodnego. Nie uwolnimy się od siebie. - Przez moment naprawdę o tym zapomniałam.
- Zobowiązuje się do milczenia, mam nadzieję, że zrobisz to samo.
- Przestań mówić jakbyśmy byli znajomymi z pracy, do cholery!
Rzucam mu ostatnie spojrzenie. Wszystko co między nami było zostaje tutaj, w tym pokoju, w alejach Francji. Zaczynamy nowy etap, w którym czułości mamy już za sobą, a na drodze przed nami widnieje wielki znak zapytania.
      Wychodzę  i coś pęka wewnątrz mnie.
W głębi duszy czuję, że popełniam błąd.




*****



      Wieje chłodny wiatr, a ciemność otacza mnie z każdej strony, powodując dreszcz, który stopniowo wspina się po moich plecach.
      Teleportowałam się moment temu, wpatruje się w ich drzwi, niegdyś nasze, mocno zaciskając dłoń na rączce walizki, czując się tak jakby jej puszczenie bądź nawet poluzowanie uścisku, miało oznaczać mój koniec.
W środku mam wielki ciężar, mieszankę, która tworzy jedną wielką histerię, a co za tym idzie poczucie, że nie mam pojęcia co ze sobą zrobić.
Ale za kilka godzin nadejdzie ranek, myślę podnosząc w końcu dłoń, by zapukać.
Może przyniesie coś dobrego?



*****


Draco




      Przewracam się na drugą stronę, przez umysł, który jest już obudzony, przechodzi myśl, że mam coś za dużo miejsca i, aby to sprawdzić wyciągam dłoń na miejsce obok siebie.
Otwieram oczy.
Pustka, pomięta pościel, chłód.
Zaczynam żałować wszystkich ruchów, bowiem nagle atakuje mnie potężny ból głowy zupełnie ta jakby drut kolczasty ciasno owijał się wokół niej.
Jak ja się nazywam?
Chwila.
Coś na D, prawda?
      Dzwonek do drzwi.
Opadam na plecy, mocno się krzywiąc i zaciskam oczy, lecz natarczywy dźwięk znowu rozbrzmiewa.
- Draco!
Wiedziałem, że coś na D!
Kolejny dzwonek tyle, że tym razem dołącza jeszcze pukanie.
- Na Salazara... Nikogo nie ma w domu!
I znowu.
Kolejny koncert męczących dźwięków.
Postanawiam jednak zmusić się, by nie użył zaklęcia i nie popsuł mi zamka.
Przeklinając pod nosem na siebie i na niego, szuram nogami w stronę drzwi.
Po drodze mijam lustro i, aż zatrzymuje się po czym zastygam bez ruchu. Zdawało mi się, że wyglądam... lepiej.
- Draco!
- Cholera jasna! - odkrzykuje rozgoryczony i zirytowany podchodzę do drzwi. Mocno szarpie za klamkę i ku mojemu zaskoczeni po drugiej stronie stoi nie tylko Blaise Zabini, ale i Pansy z Teodor'em, którzy wręcz wlewają się do mojego mieszkania.
- Mordo moja! - woła Blaise nie zrażony i zamyka mnie w uścisku co powtarzają po chwili pozostali przez co czuje się tak jakbym był jakimś zwierzątkiem, którego wita rodzina powróciwszy po wakacjach, co pogarsza mój stan jeszcze bardziej.
Gdy Blaise znowu coś krzyczy, krzywie się, ale w następnej chwili wszystko sobie przypominam.
Zarówno o sobie jak i o odejściu Granger, rozstaniu i wiążącym się z tym uczuciem nienawiści.
Dostaje też oświecenia co do mojego złego samopoczucia - nim znalazłem się w mieszkaniu teleportowałem się z malowniczej Francji do nijakiego pubu na Śmiertelnym Nokturnie gdzie miałem spotkanie bliższego stopnia z alkoholem.
- Skąd wiedzieliście, że już jestem? - pytam gdy wszyscy siadamy już w salonie na co Teo uśmiecha się szeroko i szczerze.
Świat wiruje.
- Widziałem rano na Pokątnej Weasley'a, który rozmawiał z jakimś tam... w każdym razie Gryfon'em, że Hermiona już wróciła.
- Rano? To, która niby jest godzina? - pytam, a już po chwili słyszę w odpowiedzi, że po trzynastej.
Wydaje z siebie jęk frustracji i z trudem się podnoszę - ból głowy, a raczej kac jeszcze nie minął - po eliksir.
-Widzę, że się nie nudziliście nocami! - piszczy Blaise gdy w drodze po buteleczkę odwracam się do nich plecami przez co zauważa ślady paznokci Granger, bowiem mam na sobie tylko spodnie co jest pamiątką po jednej - i jak się okazało ostatniej - namiętnej nocy w Paryżu.
Z goryczą przypominam sobie cały wypad i swoje słowa.
Miała być zabawa, życie, namiętność, wino i wspaniały czas, a wyszła, mówiąc najprościej, dupa blada.
- Dziwne tylko, że byliście tak krótko... - rozpoczyna Pansy.
- Przestań! - wołam kiedy ta zaczyna świdrować mnie tym swoim wzrokiem, którym obdarzała mnie zawsze gdy sądziła, że kręcę bądź coś jest nie tak.
- I jeszcze to, że wróciliście osobno - kończy Blaise.
- Nie wróciliśmy osobno - warczę.
- To dlaczego jej tu nie ma? Ani... - rozgląda się dookoła, mrużąc oczy przez co wygląda dość śmiesznie z wyciągniętą szyją - jej rzeczy.
Odwracam na niego tak wściekły wzrok, że szybko podnosi ręce do góry w obronnym geście.
- To z troski!
- Troski? - prycham. Głowa zaczyna boleć jeszcze bardziej, zaczynam czuć drgawki, a złość na Granger powraca do mnie ze zdwojoną siłą przez co musze ją na kimś wyładować. - Wsadź sobie tę swoją troskę! Jesteś po prostu ciekawy, Blaise! Chcesz wiedzieć? Dobrze! Odeszła, słyszysz? Już nie jesteśmy razem i prawdopodobnie zobaczę ją dopiero w Hogwarcie gdzie będzie mnie  ignorowała, a ja nie mam zamiaru się płaszczyć, by to zmienić!
Dyszę głośno, ich oczy są lekko rozszerzone.
Pansy zamyka i otwiera usta, wiem, że chciałaby to jakoś skomentować, ale nie wie jak.
- Draco, na pewno wszystko...
- Tak myślisz, Teo? Będzie dobrze, ułoży się? Nie chce żeby się ułożyło. Chciała to zakończyć proszę bardzo! Koniec, kropka, basta. Ale jest idiotką skoro myśli, że znajdzie kogoś lepszego ode mnie!
- Co tam się wydarzyło, Draco? - Pansy jakby odnalazła właściwe słowa. Jej głos gdy to mówiła był kojący i cichy przez co po kilku głębszych oddechach, ostatnich przezwiskach i pokręceniu głową, udaje mi się uspokoić.
- Uznała, że nie chce tego dłużej ciągnąć, bo nie wie na czym stoi, potem powiedziała, że może mnie kocha, po części przyznałem to samo, ale ostatecznie jednak odeszła. - Wzruszam ramionami i siadam z powrotem naprzeciwko nich. Chce brzmieć beztrosko, ale chyba mi się to nie udaje.
Głowa jakby za karę znów zaczyna pulsować.
- I co powiedziałeś?
- Co: co powiedziałem, Teo? - Unoszę lekko brwi ku górze.
- Chodzi nam o to, że pewnie palnąłeś coś głupiego jak to ty.
- Nie bądź śmieszny, Blaise. - Mój głos znowu przypomina warknięcie. - Może wspomniałem coś, że jestem lepszy od niej, że jest kretynką taką jak inne, ale to przecież nic złego.
Pansy z jękiem ukrywam twarz w dłoniach.
- Kiedy chcesz ją przeprosić?
Wydaje mi się przez moment, że Blaise dopiero co teleportował się z innej planety.
- Odeszła, mam ci to przeliterować? Ja ją mam przeprosić? Jeszcze czego! Nigdy tego nie zrobię, choćby nie wiem co, słyszysz? Niech się cieszy, że kiedy odchodziła nie zrobiłem jej jakieś awantury. Przyjąłem to nawet spokojnie, powinna mi podziękować!
- I chyba to było najgorsze dla niej, wiesz? To, że sprawiałeś wrażenie jakby było ci to obojętne. - Teo podpiera się na łokciu i ma lekko zamyśloną minę.
Prycham na to, lecz nagle w środku mnie rodzi się silne postanowienie, może z powodu urażonej godności i ego.
- To koniec. Koniec Dracona Malfoy'a i Hermiony Granger. Teraz gramy solo i to w przeciwnych zespołach - mówię po czym przytakuje sam sobie i opieram się jakbym chciał to przemyśleć.
Gdy Blaise otwiera usta, uciszam go gestem ręki.
- Co działo się u was kiedy mnie nie było?
- Wy jesteście ciekawsi... Dobra, już koniec! - woła Blaise. - Jeśli chcesz bić to w te niesprawną rękę, stary!
Gdy drut kolczasty wokół mojej głowy znów się zaciska, przywołuje zaklęciem eliksir, którego w końcu nie wypiłem.
- Oświadczyłem się Katie, a ona się zgodziła - mówi Teodor.
- No nie mów! - W końcu dobre wieści.
- Tak... co prawda zgubiłem pierścionek i miałem chwilowe trudności, ale nie znalazła go przede mną
- Na szczęście - mówi Pansy, której przyszła pani Nott pewnie wszystko opowiedziała.
- Kiedy ślub?
- Braliśmy pod uwagę, że nie będziesz mógł opuścić Hogwartu, a do przerwy nie chcemy czekać, więc...w przedostatni dzień lipca byś miał jeszcze czas się ogarnąć po weselu.
- Cóż za gest... Ale czekaj, to za praktycznie dwa tygodnie!
- Damy radę. Z tak cudowną druhną honorową!
- Pansy?
- Chciałabym -mówi wskazana z rozmarzoną miną, zakładając nogę na nogę. - Ale Blaise mnie wygryzł.
- Blaise?!
- Pansy jest w ciąży, nie może latać w tę i z powrotem i narażać się na taki stres związany z przygotowaniami. - Wzrusza ramionami i przewiesza nogi przez oparcie fotela, którymi po chwili zaczyna wymachiwać. - Ja natomiast idealnie nadaje się do tej roli!
- I jak pozostałe druhny będziesz miał sukienkę? - pytam złośliwie na co ten prycha i posyła mi jedno ze swoich dobrze znanych mi spojrzeń, które sugeruje, że będzie wyglądał lepiej ode mnie nie ważne co założy lub, że jemu dobrze we wszystkim.
- Braliśmy pod uwagę jeszcze Hermione, ale..
- Czekaj, ona też będzie? - Dobra wiadomość zyskała niesamowicie gorzki posmak.
- A dlaczego nie? Katie to jej bliska koleżanka z jednego domu, a ja bardzo ją lubię.
Wzdycham ciężko i rozkładam się wygodnie na fotelu.
- Coś jeszcze?
Pansy uśmiecha się szeroko.
- Urządziliśmy pokój dla dziecka, Blaise jest blisko zakończenia pracy nad eliksirem, okazało się, że Luna Lovegood jest przyjaciółką Teo i spotykają się regularnie, nie rób takiej miny Teo zarzeka się, że to tyko przyjaźń, a my całkowicie mu wierzymy, a McGonagall prosiła byś odwiedził ją po powrocie.




******



Hermiona




      - Ostrożnie, jest przecież gorąca - mówi Harry kiedy z moich ust wydobywa się syk i gwałtownie odkładam kubek.
- Jak się spało? - pyta Ron, ale wystarczy moje jedno spojrzenie, bym nie musiała odpowiadać.
Na pewno nie dobrze.
Przewracałam się z boku na bok i zgrzytałam ze złości zębami.
- To.. więc...
- Chcecie wiedzieć co się stało, prawda? - Oczywiście, że chcą!
Kiedy otworzyli mi drzwi i wpuścili mnie mimo, iż wyglądałam jak jakaś karykatura samej siebie, która bez słowa skierowała się na górę, do swojego dawnego pokoju, który czekał na mnie cały czas - zupełnie jakby wiedzieli, że to.. ja i Malfoy, nie wypalimy - z walizką w dłoni, a oni nie szli za mną jak w cienie i nie zadawali męczących pytań.
Zostawili je sobie na dzisiaj.
- Rozstaliśmy się, odeszłam i proszę nie przypominajcie, że ostrzegaliście - mówię, opierając się na łokciach ukradkiem obserwując ich twarze, które wpierw wydają się zaskoczone i pełne niedowierzania, lecz po chwili ukazują czyste zdziwienie czy nieporadność.
- Nie powiem, że jestem nieszczęśliwy, ale szczęśliwy też nie, bo ty nie jesteś... - mówi, ale gdy docierają do niego słowa, które wypowiedział, marszczy brwi po czym macha lekceważąco dłonią. - Ja już lepiej nic nie mówię - dodaje zrezygnowany Harry.
- Miałam już dość wiecie? Niczego nie byłam pewna. Najgorsze jest jednak to... to, że będziemy razem pracować.
- I pewnie będziecie przez ten cały czas w Proroku.
- Ron, nie pomagasz! - woła Harry, a gdy uzmysławiam sobie, że Rudzielec ma rację, wydaje z siebie głośny jęk zrezygnowania.
Kolejny minus, o którym nie pomyślała.
- Pewnie będą robić z tego sensacje. Czy się zejdą? - kontynuuje Ron niedbałym tonem co spotyka się z kolejnym okrzykiem Harry'ego.
- O, na pewno nie! - wołam. - Jeśli...
- Nie powie, że cię kocha?
- Och, Ron... to znaczy... - Tyle razy już się nad tym zastanawiałam, wypadałoby powiedzieć. Jedyne do czego doszłam to to, że najbardziej możliwym wytłumaczeniem jest, że chyba tak tyle, że boje się przyznać przed samą sobą.
I to chyba właśnie prawda.
- Nie wyciągnę do niego ręki i nie będę za nim tęsknić! - Już tęsknie. - I wcale mi go nie brakuje! Bo niby czego? Jest zadufany, pyszny, wredny i władczy, ot cały Malfoy, którego nie potrzebuje. - Każde kolejne słowo jest coraz słabsze, a ogień we mnie coraz mniejszy. Później coś ściska mnie za gardło zupełnie tak jakby chciało uzmysłowić, że łże.
Ale mimo to się nie złamie.
- Zresztą i tak wróciłabym na te kilka dni na urodziny Ginny. - Uśmiecham się lekko. - Co działo się u was? Proszę, powiedźcie, że jakieś dobre rzeczy! - czuję się jak na głodzie od jakiegoś nawyku. Potrzebuje dobrych wieści, które jakoś zatrzymałyby proces niszczenia, który za jakiś czas może zmienić się w destrukcję, jak na razie dobrze ukryty.
- No cóż. Ron zaczął po pracy pomagać George'owi w sklepie, więc znów jest Weasley&Weasley, dodatkowo ma nową koleżankę, udało nam się wypłoszyć matkę Pameli i dostałaś jakiś list z Ministerstwa.




*****



Teodor



      - Sądzę, że to tylko chwilowe trudności. Pogodzą się, a moja rodzina zawsze powtarzała, że para ludzi zawsze odnajdzie do siebie drogę - mówi Luna.
Uśmiecham się ciepło w odpowiedzi, ciesząc się, że przyjęła monolog, który moment temu zakończyłem, z zainteresowaniem, a nie politowaniem czy wyrazem nudy na twarzy.
      Znowu jesteśmy w parku, tym samym, w którym zobaczyliśmy się po raz pierwszy. Południe jest naprawdę ciepłe, nawet duszne, lecz mimo to przyjemne.
- Wiesz niektórzy obstawiają zakłady - kontynuuje ze śmiechem, przelotnie zerkając na tafle jeziora pod nami.
- Niektórzy, Teodorze? - pyta Luna tym swoim melodyjnym głosem na co przejeżdżam dłonią po włosach zakłopotany.
- Tak... To Blaise to zaczął! Nie podjęcie zakładu byłoby hańbą dla Ślizgona, która oznaczałaby strach. Przechytrzył mnie gad jeden! - wołam i chce dodać coś jeszcze, lecz gdy uzmysławiam sobie, że sam jestem jednym z tych gadów, milczę.
- Mam nadzieję, że przynajmniej nie mówisz źle.
- Jestem realistą, Luna. Trzymam się wersji, że nic już z tego nie będzie, są za uparci, a Blaise z kolei upiera się, że padną sobie w ramiona. - Przewracam oczami. - Choć to wcale nie znaczy, że nie chcę, by tak nie było.
- Wyjątkowo, jak już zapewne wiesz, jestem po stronie Blaise'a Zabini'ego. A jego żona?
- Pansy uważa to za niedorzeczne i nie chcę - jeśliby wygrała - czerpać jakichkolwiek korzyści ich kosztem - odpowiadam prawie dokładnie, cytując słowa pani Zabini, które wypowiedziała, gdy wróciliśmy - dwa dni temu - z mieszkania Malfoy'a.
      Spoglądam na zegarek, który dostałem od Katie na ostatnie urodziny po czym ponownie odwracam wzrok na blondynkę, która z uwagą podziwia bukiecik, który sama skomponowała z kwiatów, które spotkaliśmy po drodze w trakcie obecnego spaceru.
- Katie prosiła abyśmy byli punktualnie.
Kiedy oświadczyłem się jej, uznałem, że nie więcej kłamać i, że to jest właściwy moment, by o wszystkim jej powiedzieć.
Zaprzyjaźniłem się z nią w tym krótkim czasie, chyba można to tak nazwać i niekiedy sam boje się tej znajomości, wyznałem.
Rozmawialiśmy, a wbrew moim oczekiwaniom nie było to wcale takie trudne i żmudne, bowiem Katie przyjęła to i nie kwestionowała.
Bardzo lubiłam Lunę, Nevil'a tym bardziej przecież byliśmy w jednym domu, ale po wojnie kontakt się urwał. Nie mam nic przeciwko temu, by go odnowić, odpowiedziała.
- Tak, Nevil musi dopilnować jedną z roślin, ale nie spóźni się zbyt dużo.
Wziąłem ją pod rękę i teleportowaliśmy się.




*****


Harry




      Od dłuższego czasu po powrocie z Nory siedzę nad papierami bieżącej sprawy, głowiąc się gdzie mogę znaleźć człowieka, który oskarżony jest o popełnienie morderstwa, i który uciekł mi już drugi raz.
Dlaczego wybrałem ten zawód?, myślałem przepełniony złością gdy przybywszy na miejsce, w którym powinien być, zastałem tylko chłodną pustkę.
Teraz nie zmrużę oka dopóty, dopóki nie znajdzie się w Ministerstwie bądź Azkabanie.
      Przez powrót Hermiony miałem przerwę od tej sprawy, wzięliśmy z Ron'em dwa dni wolnego, ale gdy jasno wyraziła, że nie chce, aby każdy chodził wokół niej na paluszkach i patrzył na nią ze wzruszeniem i litością każdy wrócił do swoich zajęć.
- Gdzie mogłeś się podziać, Fill? - mamroczę pod nosem, a w następnej chwili małe dłonie dotykają moich powiek, a kwiatowe perfumy wchodzą mi do nozdrzy.
- Przemęczasz się, Harry.
- To moja rzeczywistość, nie da się od niej uciec - odpowiadam i delikatnie zabieram jej dłonie, by odwrócić się przodem do niej.
Pociera ręką szyję i zaczyna bawić się swoim jasnym kucykiem czym daje mi do zrozumienia, że coś kombinuje.
- O co chodzi?
- Wiesz... rozmawiałam z Draco w związku z tym wszystkim i dowiedziałam się jakoś, że zwolniło się mieszkanie koło niego...
- Chcesz się przeprowadzić?! - wołam gwałtownie na co Pamela podskakuje lekko wystraszona, więc dodaje ciche przepraszam.
- Nie tylko... - odpowiada przez co czuje się całkowicie zdezorientowany. - Nic mi już nie grozi, moja przeszłość zniknęła na dobre, sądzę, że klub, w którym... pracowałam też dał sobie spokój...
- Tego nie możesz być pewna.
- Jestem! Tyle czasu minęło. Chciałabym zacząć normalnie żyć, Harry. Wyprowadzić się z tego odludzia. Nie zrozum mnie źle, wiem, że chcesz dla mnie jak najlepiej, kochany
Przyjrzałem się jej uważniej, a kiedy zauważam iskry w jej oczach, wiem, że jestem na przegranej pozycji.
- Nie dam rady odwieźć cię od tego pomysłu, co? - pytam.
Uśmiecha się szeroko na co wzdycham i kiwam przytakująco głową, przekazując tym samym, że zgadzam się choć niechętnie.
- Jesteś wspaniały! - woła i mocno mnie obejmuje poderwawszy się z miejsca, mamrocząc pod nosem, że cudownie będzie nam się mieszkało w tamtym mieszkaniu.
Postanawiam jej uwierzyć.
- Dzisiaj jest dwunasty. Planowałam wynieść się stąd do dwudziestego...
      Znowu przytakuję, ale myślami jestem gdzie indziej.
Wczoraj, jedenastego sierpnia urodziny miała Ginny, a my wszyscy zebraliśmy się w Norze, by to uczcić. Przez moment zapanowała ta sama atmosfera, która była zawsze kiedy żyła Ginny i spotykaliśmy się właśnie tam, wszyscy razem co sobotę, co wydało się wyjątkowe.
Gdy później siedziałem w jej pokoju, znalazłem album ze zdjęciami, które podarowaliśmy jej gdy została sama na ostatni rok w Hogwarcie, a gdy doszedłem do końca gdzie znajdowały się fotografie moje i jej, poczułem tak silną tęsknotę jak jeszcze nigdy.




*****


Draco




      Gdy po dwóch dniach wychodzę na zewnątrz, przysłaniam oczy dłonią, gdyż rażą mnie promienie słoneczne. Odetchnąłem, nabrałem dystansu i wyrzuciłem po ostatnim przetrawieniu wszystkie myśli dotyczące Hermiony Granger.
Teraz wszystko mam już za sobą.
      Podobno McGonagall prosiła o pośpiech, ale lekko to zbagatelizowałem, pozwalając sobie na chwile głębokiego oddechu zamiast biegu do jej gabinetu mimo, iż trochę obawiam się co ma mi do powiedzenia.
      Znów czuje się jak mała mrówka gdy wychodzę spośród zielonych płomieni.
Tłum ludzi obejmuje mnie ciasno, ale udaje mi się dotrzeć do wind, wsiąść do niej, a następnie dostać się na górę. Z kolei przy drzwiach byłej opiekunki domu Gryffindor'a, wita mnie ten sam mężczyzna co kiedyś tyle, że tym razem nie robi problemu, by wpuścić mnie do środka.
- Wiem, że na pana czeka, panie Malfoy - mówi kiedy przypominam mu o zaproszeniu, które otrzymałem po raz trzeci i z satysfakcją oglądam jak zaciska zęby zdenerwowany, by nie powiedzieć o słowo za dużo,
Jak to wspaniale mieć władzę i być nad tymi, których nie lubimy z wzajemnością.
- Wiesz może po co...
- Nie, nie mówi mi się o takich rzeczach. To zbyt tajne.
- No tak, nie dziwie się - odpowiadam i taksuje go pełnym wyższości spojrzeniem.
Zadowolony odwracam się i nie pozwalając mu odpowiedzieć, pukam do drzwi po czym wchodzę do środka, przeżywając wtedy pierwszy szok i zdezorientowanie.






*****


Hermiona
     


      - O co chodzi, pani McGonagall?
- Musimy jeszcze na kogoś poczekać - mówi, a ja chcę pytać dalej, ale w tym samym momencie otwierają się drzwi jej gabinetu.
Z początku Malfoy wydaje się być tak samo zaskoczony jak ja, lecz ostatecznie on szybciej zakłada swą maskę pełną - jak zwykle - głównie pogardy.
- Dzień dobry. - Serdeczny uśmiech w stronę starszej kobiety. - Cześć, Granger. Widzimy się wcześniej niż myśleliśmy. - Podły grymas.
- Jak widzisz nie skaczę z radości, Malfoy. - Siada obok bez krępacji.
- Bo przecież najchętniej zrobiłabyś coś innego...
- Panie Malfoy! Panno Granger! Spotkaliśmy się tu z bardzo ważnego powodu i nie życzę sobie byście się teraz kłócili! - woła na co prostuje się szybko i kieruje na nią wzrok, by po chwili przybrać skruszona minę.
- Słyszałam... o waszej sytuacji, ale teraz mamy ważniejszy problem na głowie - dodaje już łagodniej na co blondyn porusza się w swoim fotelu niespokojnie.
- Co chce pani przez to powiedzieć? - pyta.
Chwile później, kiedy Minevra z głośnym westchnieniem podchodzi w stronę okna, w gabinecie zaczyna panować napięta, ciężka i nieprzyjemna atmosfera. Gdy odwraca się przodem do nas, jej twarz wydaje się niczym z marmuru co jedynie niepokoi mnie jeszcze bardziej.
Czyżby...?
Malfoy zerka na mnie już zamarzniętym wzrokiem, dając mi do zrozumienia, że przez myśl przeszło mu to samo.
- Proszę, niech mi pan da swoją różdżkę, panie Malfoy.
- Ale co to wszystko ma znaczyć?
- Chciałabym abyście sami mi to powiedzieli. Proszę, nie karzcie mi abym wykładała wam dowody przed nos i ciągnęła za język - mówi, lecz wbrew jej oczekiwaniom, po jej słowach zalega cisza.
Strasznie męcząca i uciążliwa, a jej karcące, prześwitujące spojrzenie tylko pogarsza cały obraz tej sytuacji.
- Na Godryka! Zabiliście człowieka! - woła rozeźlona.
Przez moje ciało przechodzi zimny prąd, uczucie jakby ktoś zacisnął dłonie na moim gardle i dusił szybko. Malfoy na moment traci panowanie nad sytuacją, lecz gdy udaje mu się wszystko przetrawić, naprawia rysę na swej masce.
- Skąd pani...?
- Jeden z aurorów nie uwierzył, że po prostu się kłóciliście, a to, że nie chciał pokazać pan teraz różdżki...
- Pani McGonagall, to była po prostu konieczność. Ten człowiek...
- Wiem kim on był, panno Granger i dlaczego to zrobiliście - przerywa i częstuje mnie takim spojrzeniem, że mam wrażenie jakbym wrosła w podłogę. - Spotkaliśmy się tu, bo chciałam wam powiedzieć, że musicie być ostrożni. Postaram się odwlec zespół aurorski od tego wątku, choć wiecie dobrze, że nie powinnam tego robić.
- Dziękujemy, naprawdę to doceniamy.
Milczy przez moment, a ja zerknąwszy na okno czuję tak wielką chęć wydostania się na zewnątrz i poczucia świeżego powietrza, że chyba zaraz eksploduje, a Malfoy dalej się nie odzywa.
- Nie chcę znać szczegółów, im mniej wiem tym lepiej. Jednak musicie pamiętać, że jeśli dotrą do jednego z was, drugie też nie ocaleje. Wszyscy wiemy, że ludzie, których się pozbyłaś, panno Granger, byli niewinni, a pan Malfoy jest byłym Śmierciożercą i to z jego różdżki zostało rzucone zaklęcie. - Na moment łagodnieje i staje naprzeciwko nas, założywszy dłonie za sobą. - Z całego serca nie chcę znaleźć się w sytuacji, w której będę musiała postawić was przed sądem.




*****


Draco



      Kiedy wychodzimy z gabinetu Ministra Magii i automatycznie kierujemy się do wind, mój mózg pracuje na najszybszych obrotach.
Muszę coś wymyślić, bo nie wierzę, że aurorzy odpuszczą sobie ten wątek, jak to nazwała McGonagall, zważywsyz na to, że to wyjątkowo uparte osły.
- Możemy trafić do Azkabanu, Malfoy! Dociera to do ciebie? - woła kobieta na co krzywie się, ale nie pozwalam, by dotychczasowe myśli mnie opuściły.
Winda jest pusta.
- Nie musisz krzyczeć, Granger. Stoję obok! - odpowiadam i częstuje ją piorunującym spojrzeniem podczas gdy nasz środek transportu gwałtownie kieruje się ku górze.
- To poważna sprawa. Przez tyle lat robiłam to perfekcyjnie i żaden auror, a już tym bardziej cały wydział się tymi zabójstwami nie zainteresował. Nie zamierzam trafić do więzienia tylko dlatego, że dotrą do ciebie!
Myśli uciekły definitywnie, więc rozgoryczony zarówno tym jak i jej słowami, mocno łapię ją za nadgarstek.
- Mógłbym powiedzieć to samo. Nie po to wykołowałem wszystkich tak, że po wojnie nie trafiłem do Azkabanu żeby teraz znaleźć się tam przez ciebie! - odgryzam zgodnie z prawdą, bo swą dotychczasową wolność zawdzięczam doskonałej grze aktorskiej, sensownym zeznaniom i zabezpieczeniom, które miałem na właśnie taką sytuację w jakiej byłem wtedy. - Jesteśmy w tym razem, zrozum to, Granger.
- W takim razie gdzie jest jego ciało, Malfoy? - Nagle stała się cicha i spokojna, zupełnie tak jakby wykrzyczała już to co chciała. Nie wiem czy tak właśnie nie jest.
- Moją pierwszą myślą był Forest of Dean.
- Normalnie się tam nie zapuszczają... - mamroczę. - Ale co robimy? - pyta, lecz nie mam szans odpowiedzieć od razu, bo winda gwałtownie rzuca w lewo na wskutek czego kobieta przez brak uwagi leci na tę stronę.
- Ale z tą sprawą czy z nami? - pytam zaczepnie kiedy ta spada na mój tors.
Marszczy nos i mruży te cholerne oczy przez co wygląda prawie jak Salazar kiedy zły na mnie syczał.
- Z tą sprawą, Malfoy. Nas już nie ma.
- Żałujesz już? Minęły trzy dni - pytam z kpiną.
- Że cię nie ma? Absolutnie nie! - woła, a gdy wymownie zerkam na jej drobną dłoń spoczywającą na moim torsie, jej twarz wykazuje wyraz oburzenia, przez który po chwili odsuwa się ode mnie - specjalnie na drugą ścianę, tworząc tym samym między nami największą możliwą odległość.
Winda powoli zatrzymuje się, sugerując, że nasza przejażdżka się kończy.
- Co tam u Salazara? - pytam, by zrobić jej na złość nieświadomie schodząc z tematu jakby chęć dokuczenia jej stała się nagle ważniejsza od własnego bezpieczeństwa i przyszłości.
W Azkabanie diametralnie, by się różniła.
- Nawet nie wiesz jak bardzo próbowałam zmienić mu imię, ale tylko na te reaguje - warczy w moją stronę przez co zapala się we mnie płomyk radości i figlarstwa.
- Na razie bądźmy po prostu dyskretni i uważni. Jeśli na coś wpadnę, napiszę. Oczekuje od ciebie tego samego, Malfoy. - Znowu stała się przesadnie poważna jednak ze względu na sytuacje nie zamierzam jej tego wypomnieć. Winda otwiera się, a damski głos informuje, że jesteśmy w upragnionym miejscu.
- Najlepiej, by było nie robić nic. Może mamy ogon, kto wie? Przesadna aktywność i działania jedynie jeszcze bardziej ich zaciekawią. - Udało mi się z powrotem dorwać swoje myśli.
- Też tak sądzę, więc myślałam raczej o tym, by przygotować się jeśliby go znaleźli w Forest od Dean - uściśla i uśmiecha się - jak na moje oko - wrednie.
Wychodzimy na zewnątrz i stajemy naprzeciw siebie.
- Dobrze.
Mógłbym stwierdzić, że jest zakłopotana co wydaje się wręcz niemożliwe ze względu na jej poprzednią pewną siebie i zdeterminowaną postawę. Ile oblicz może mieć ta kobieta?
- Do zobaczenia w Hogwarcie.
- Może i wcześniej, Malfoy.




 
******
 
Przepraszam jeśli wydaje wam się, że czekaliście długo, ale było naprawdę trudno.
Robiłam wszystko byście nie czekali więcej niż tydzień od dodania miniaturki i ledwo dałem radę, bowiem wczoraj w środku nocy wróciłam z nad morza, teraz jestem zmęczona, a całą drogę powrotną nie zmrużyłam oka, bo kończyłam ten rozdział.
 
Liczę, że nie poszło to na marne i się wam podoba.
 
Dziękuję za wszystko, widziałam, że tym co zostawili po sobie ślad, podobała się urodzinowa miniaturka. Cieszę się, że miałam sposobność ją umieścić.
 
Pozdrawiam.
VM

18 komentarzy:

  1. Świetne,
    Nie mogę się doczekać następnego rozdziału.
    Pozdrawiam,
    HH

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ogromnie :D
      Postaram się jak najszybciej.

      Usuń
  2. Hej.:)
    Ty to lubisz komplikować.:D Ale tak jest dobrze. Nie cukierkowo, nie słodko. Po prostu w ich stylu. Jestem tak zmęczona, że ograniczę swój komentarz do jest dobrze.
    Pozdrawiam,
    la_tua_cantante_

    dramione-badz-moja-nadzieja.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, lubię :)
      Kiedyś jeszcze będzie słodko.
      ,,Życie bez cierpienia nie jest prawdziwym życiem.''

      Pozdrawiam również :D

      Usuń
  3. Świetny rozdział. Nie musiałaś się tak męczyć z pisaniem go :) Czekam na kolejny i życzę weny!

    razaniolrazdiablicajednoserce2oblicza.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie męczyłam, może trochę, ale bardzo chciałam zrobić wszystko, aby pojawiła się na czas :)

      Pozdrawamm

      Usuń
  4. Świetny ! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo dobry rozdział. :) Życzę dużo odpoczynku i weny.
    Pozdrawiam,
    Tsuki <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, mam nadzieję, że trochę tego odpoczynku będzie :)
      Pozdrawiam Cię mocno i życzę tego samego :D

      Usuń
  6. O kurcze świetny rozdział, i oczywiście jak Blaise zakładam, że wrócą do siebie, ale mam nadzieje że to Draco się złamie pierwszy, to będzie bardziej efektowne :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A może Teo będzie miał? ;)
      Cieszę się, że ci się podoba i pozdrawiam mocno!

      Usuń
  7. Rozdział świetny.
    U Draco i Mionki jak w kalejdoskopie: raz jest dobrze a za chwilę wszystko się zmienia. Choć wydaje mi się, że taka rozmowa była im potrzebna bo nie rozmawiać o uczuciach, które gdzieś tam narastają raczej się nie da… Mam wrażenie, że gdy jedno chce zrobić przykrość drugiemu, to druga osoba jeszcze bardziej pragnie zranić partnera… trochę jak dzieci… ale to chyba przez te wszystkie sytuacje, paradoksalnie, stają się sobie bliżsi.

    Super, że relacja Harrego i Pameli układa się coraz lepiej. Wiadomo, że Ginn była ważna w życiu Pottera ale mam nadzieję, że spokój i szczęście odnajdzie przy Pam ;)

    A Blaise`a jak zwykle szaleje na całego. Bez jego humoru byłoby tak nudno…

    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tacy już są ;)
      Chocia z drugiej strony nie mam prawa tak mówić, bo w rzeczywistości w ogóle nie ma o tym pojęcia, ale tak sądzę
      Pozdrawiam mocno i dziękuję bardzo :)

      Usuń
  8. Cudowny rozdział, po prostu brak mi słów!!!
    Mam nadzieję że u Draco i Miony wszystko się wyjaśni i wrócą do siebie tylko wolałabym żeby Malfoy zrobił pierwszy krok i przeprosił Hermionę, a i mam nadzieję że unikną azkabanu.
    Pozdrawiam i weny życzę;)

    OdpowiedzUsuń
  9. W Twoim opowiadaniu Draco i Miona stracili charakter, zachowują się jak małe dzieci, co nie bardzo mi się podoba. Nie powinni się tak kłócić, raz jest dobrze, zaraz potem źle i tak w kółko. Może nieco stabilizacji? :P
    Za to Blaise jest kochany, zabawny i taki jaki powinien być przyjaciel Dracze.
    Nie pozostaje nic jak czekać na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam ciepło,
    http://precious-fondness.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stabilizacja może i byłaby dobra, ale nie mogę powiedzieć, że nie mam jej wcale, bo przez kilka rozdziałów niekiedy bywa. :P
      Blaise :D
      Pozdrawiam również :)

      Usuń

Witaj

Tytuł aktualnego opowiadania: Czarny Raj
Tematyka : Potterowskie
Para : Dramione
Autor : Vivian Malfoy
Szablon : Szablownica




Obserwatorzy