piątek, 4 lipca 2014

Rozdział 38:,,Każdy ma swoje demony. Mniej lub bardziej ukryte.''


Katie



        -Trzymałam go za rękę gdy odchodził-mówię. Jest ponuro, wieje wiatr, a my do tej pory nie rozmawialiśmy wiele.-W środku nocy.
-Na pewno był szczęśliwy-odpowiada Oliver po czym kładzie dłoń na mojej i lekko ją ściska, by następnie skierować się w stronę drzwi.
-Myślisz, że mogłem zrobić coś jeszcze?-pyta gdy trzyma już klamkę, odwracając się przez ramię.
-Nie-osądzam.
Bo taka jest prawda, nie mógł zrobić niczego więcej, ale mimo to pewnie będzie się nad tym zastanawiał przez najbliższy czas. Będzie jak te widmo, które bezszelestnie zacznie plątać się po otoczeniu, będzie jedyny stał na deszczu podczas gdy wszyscy inni wrócą do domu.
Ale on od tej pory nie ma do kogo wrócić, bo na całym świecie miał tylko jedynego przyjaciela.
-Cieszył się, że byłeś tutaj-pocieszam. Mówił mi to wielokrotnie.
Oliver przytakuje mimo, iż wiem, że nie jest naprawdę przekonany.
-Gdybyś czegoś potrzebował...
-I vice versa-odpowiada lekko się uśmiechając.
Po chwili jednak wykrzywia twarz w grymasie zupełnie tak jakby czuł wyrzuty sumienia, że pozwolił sobie na taki wybryk.
-On też wiedział, że robiłem wszystko co w mojej mocy, prawda?-pyta co potwierdzam szybko. Prawda jednak jest taka, że był on już warzywem w dodatku takim, które nie było w pełni świadome.
Przynajmniej mamy czyste sumienie, bo byliśmy przy nim do końca.
Jego końca, który już nadszedł.




******


Pansy



Idź do salonu.
Blaise


       Postanawiam posłuchać kartki, którą zostawił mi gdy brałam poranną kąpiel.
Lekko zmartwiona schodzę po schodach mając nadzieję, że zaraz go znajdę.
       Mój wzrok pada na stolik, na którym leży kolejna karta przykryta  krwiście czerwoną różą.
Ostrożnie biorę ją do rąk i czytam kolejny liścik.

Ogród.
Czekam.

       Co ty kombinujesz?
Jest to dla mnie tym bardziej dziwne, bo ostatnio nie jest przecież sobą.
Ciężko mi było przyznać, że momentami się go boje.
A konkretniej mówiąc uśpionych w nim demonów, które starają się go opanować gdy nie ma mnie obok.
      Stoi w altanie, widzę jedynie zarys.
Z różą w dłoni przyspieszam kroku czując coraz szybsze bicie serca gdy wstępuje na żwirową dróżkę.
-Blaise, o co chodzi?-pytam już z dala.
Ten jedynie uśmiecha się tajemniczo w taki sposób, że prawie nogi się pode mną uginają.
Zalotny, pewny siebie, ślizgoński, ale głównie po prostu taki jak kiedyś w najlepszych czasach.
-Śniadanie-odpowiada wzruszając ramionami po czym przyciska mnie do siebie i zaczyna gładzić po głowie.-Wiem, że ostatnio byłem dosyć dziwny...Przepraszam. Zapomnijmy o wszystkim.
-Jesteś pewny, że...
-Zapominamy, Pansy. Jest dobrze-przekonuje i lekko mnie odsuwa, by móc na mnie spojrzeć.-Naprawdę-dodaje widząc moje wątpliwości.-Czy ja kiedykolwiek użalałem się nad sobą, Pan? Jeśli tylko tobie nie przeszkadza, że masz niepełnosprawnego męża...
Zamykam mu usta pocałunkiem, w którym oddajemy wszystkie emocje z ostatnich dni.
Łapczywie pogłębiamy go na przemian czując przyjemne pociąganie i tęsknotę oraz strach ostatnio tak bardzo odczuwalny.
-Jesteś najwspanialszym mężem na świecie, Blaise. Nigdy o tym nie zapomnij.-Pieszczotliwe przejeżdżam dłonią po jego policzku.-A teraz może zaczniemy to śniadanie, co?-pyta z uśmiechem.
-Zapraszam do stołu.
-Wszyscy o ciebie pytają, piszą listy. Teraz w końcu będę wiedziała co im odpowiedzieć.
-Nie musisz. Teo odwiedzę popołudniu, a wieczorem  Draco.
-Dlaczego właśnie w takiej kolejności?
-Żeby mieć więcej czasu-odpowiada jakby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie, lecz gdy posyłam mu pytające spojrzenie kontynuuje.-Na pewno będzie sobie ze mnie żartował - zdrową ręką pokazuje chorą - muszę jakoś się odgryźć. Nie będzie się ze mnie nabijał-kończy i uśmiecha się szatańsko po czym lekko odchyla na krześle. -O tak, ale mu na ego wejdę! Trafiony zatopiony!
Jedynie śmieje się cicho.
Blaise wrócił z czeluści i znowu jest sobą.
Niestety nie mam jednak pewności, że demony, które się w nim kryły odeszły.
Bo dlaczego świecą mu się oczy takim błyskiem, którego nigdy u niego nie widziałam, kiedy myśli, że nie patrzę?




*****



       Wieczór będzie najlepszy, uznałem po dłuższej bitwie myśli.
Całą poprzednią noc od momentu odnalezienia mnie przez tamtą dwójkę spędziłem w naszym parku wsłuchując się w jego rytm.
Czuwałem pewny, że jeśli siły wyższe, a w nich i moja żona, będą chciały mnie powstrzymać lub przekazać, że nie powinien tego robić, dadzą mi znak.
Byli jednak cicho, nie mieli żadnych sugestii czym umocnili mnie jedynie w postanowieniu, a ona przekazała, że tego chce.
      Wieczorem udam się do mieszkania Draco Malfoy'a, w którym mieszka wraz z Hermioną Granger i zabije oboje. Na pewno są właśnie tam, bo gdzieżby indziej?
Chcą to skończyć najszybciej jak się da, tak samo jak ja, więc ukrywanie zarówno z mojej strony jak i ich nie miałoby sensu.
      Czas na ostateczne decyzje, starcia i kroki.
Niestety nie mam pewności, że są sami.
Mogli przecież sprowadzić kogoś do pomocy; przyjaciół, znajomych, aurorów, dłużników.
Nie mogę po prostu zapukać i wtargnąć do środka choć z drugiej strony to całe otoczenie i tak usłyszy to co będzie się tam działo  na wskutek czego Ministerstwo bardzo szybko dowie się o całym zajściu i wyślę swoich ludzi.
Muszę przemyśleć to jeszcze raz.
Myśli będą płynąć spokojnie, a park ukoi mnie bym wieczorem był pełny sił.




*****



Amber




        Coś się dzieje, wiem to równie dobrze co czuję.
Ludzie patrzą na mnie jakoś inaczej, otoczenie wydaje mi się niepokojąco dziwne jakby nie to, w którym żyję normalnie.
       Gdy wracam z zakupów wyłożoną drogim kamieniem drogą w stronę mojego domu, zauważam sąsiadkę wychodzącą z willi obok.
Kiedy nasze spojrzenia się spotykają, ta odwraca głowę szybko i próbuję skręcić w inne osiedle, by się ze mną nie spotkać.
-Andrea, poczekaj, Andrea!-wołam machając dłonią i zmierzając w jej stronę.
Jest jednak głucha na moje wołania i przyspiesza, lecz na szczęście udaje mi się ją dogonić.
Gdy łapie ją za łokieć szybo rozgląda się w popłochu, by sprawdzić czy nikt nas nie widzi na co złoszczę się straszcie.
Przecież bycie w moim towarzystwie to zaszczyt! Przebywanie ze mną to duma, a tymczasem ona się wstydzi! Wstrętna niewdzięcznica! Jednak jest mi teraz potrzebna.
-Dlaczego tak się zachowujesz? Dlaczego wszyscy tak się zachowujecie?
-Nie spodziewałabym się tego po tobie, Amber...-mamroczę cichutko na co ściskam ją jeszcze bardziej.
-O czym ty mówisz?!-syczę ciągnąc ją za trzymany łokieć w dół co spotyka się z jej jękiem bólu. Po chwili zgromadziwszy w sobie większość sił, wyrywa się z mojego uścisku i z oburzeniem odsuwa się ode mnie o krok, lecz szybko do niej doskakuje.
Bo podejściem nie można byłoby tego nazwać.
-O twojej córce! Jak mogłaś ją tak traktować...jak...tyle ukrywać! Wstyd, Amber, zawiodłaś nas wszystkich!-wykrzykuje w przypływie złości.
       Świat zaczyna mi wirować przed oczami, mam wrażenie, że zaraz upadnę i nie wstanę choć z drugiej strony to wszystko inne byłoby lepsze od tego upokorzenia.
Otwieram usta gotowa do obrony, lecz nie wypuszczam z nich ani słowa przez wargi człowieka stojącego za mną, które na moment dotykając mojego policzka.




*****


Harry



       Uważnie ją obserwujemy.
       Kiedy wracała ze sklepów nie mogłem powstrzymać napływającej satysfakcji na myśl, że zaraz jej sielanka i dotychczasowe życie się skończy.
Po chwili poczułem wyrzuty sumienia, czułem, że nie powinien tego robić, że nie jest to dobre, ale nie mogłem się powstrzymać. Kiedy Ron podrzucił mi ten pomysł poczułem dziką radość myśląc, że to wszystko może skończyć się w tak łatwy sposób.
Muszę tak postąpić, muszę to zrobić i nie ma innego wyjścia.
Ale to nie w moim stylu.
-Teraz!-wołam gdy wyczuwam odpowiedni moment.
       Pamela przytakuje i wypada zza rogu w stronę Amber, która kłóci się z jakąś kobietą, która mieszka niedaleko niej.
Gdy zostaje sam znów powracają wyrzuty sumienia i żal.
Mimo wszystko to właśnie niszczę komuś życie.
Niepokoję się też gdy widzę, że Pamela bawi się aż za dobrze, zresztą nie byłem na początku lepszy.
Zachowujemy się jak jacyś inni ludzie, jakby ktoś nami sterował, to nie jest dobre.
Widzę siebie jakby z boku, to nie my.




*****



Amber




      -Cześć mamo, tyle czasu cię szukałam! Byłam w domu, ale tata powiedział, że wyszłaś jakiś czas temu-mówi kobieta za mną, którą po chwili okazuje się Pamela.
Znów ziemi ubywa mi pod nogami, a świat wiruje stając się dzikim i nieokiełznanym.
-Nic się w środku nie zmieniło. Masz za niedługo urodziny, więc postanowiłam, że powinniśmy się pogodzić! Wybaczam wam wszystko, rozumiem, że opinia była dla ciebie ważna. O, dzień dobry pani!-woła.
       Budzę się z letargu dopiero na jej ostatnie słowa.
Poprzednie były jednynie paplaniną, krzykiem i głoskami, które zlewały się wzajemnie tworząc niezrozumiałe sylaby.
Mam ochotę złapać się za głowę, a oburzone i nierozumiejące spojrzenie Andrei jedynie to potęguje.
To koniec, jeden wielki koniec, z którego pewnie Pamela i pan Potter - nie tak uczciwy i dobry za jakiego go miałam - mają zapewne dużo radości.
To zawsze ja byłam górą.
Wokół mnie kręciło się życie innych, to ja byłam wierzchołkiem piramidy całej tej okolicy, a teraz nie mogę nawet liczyć na miejsce w ostatnich rzędach.
       Andrea odchodzi, wiem, że już wieczorem wszyscy będą  wiedzieli.
O ile jeszcze kilka chwil temu miałam szanse, by się wytłumaczyć i doprowadzić do sytuacji, w której zwątpiliby w te plotki, to teraz wszystko stracone bowiem po tym przedstawieniu nikt mi już nie uwierzy.
Pamela macha jeszcze do Andrei i woła coś na do widzenia po czym odwraca się do mnie, uśmiecha i odchodzi kiedy tylko moja sąsiadka znika z naszego pola widzenia.
Potem długo stoję w miejscu.
       Nie mogę się ruszyć, nie czuję też żadnych emocji, bo one już prawie minęły.
Jestem wyprana w środku, pusta, ale zszokowana.
Wiem tylko, że musimy zniknąć. Już, teraz, natychmiast jeśli nie chce, by życie moje i męża zmieniło się w koszmar.
On jeszcze nic nie wie, Pamela na pewno kłamała, ale to tylko kwestia czasu, bo i jego to dosięgnie.
Teraz najważniejsze jest, by zniknąć.
Wszystko zostawić za sobą i spróbować jakoś uratować resztkę majątku, z którego nie zostało już dużo.
Normalnie martwiłabym się, że będzie robił mi wyrzuty, że znowu wydałam pieniądze na zakupach, ale teraz są inne sprawy.  Jeśli będzie się awanturował wcisnę mu do ust jedną z tych nowych, jedwabnych bluzek i teleportuje się sama uprzednio zabierając wszystkie pozostałe pieniądze, kamienie szlachetne i drogocenne przedmioty.
Może zostać z niczym prócz godności albo upokorzony zniknąć ze mną, ale z jakąś tam częścią pieniędzy.
Niech wybiera.
Odchodząc w stronę domu, przeklinam raz jeszcze pana Potter'a i Pamelę.
Okazali się jeszcze bardziej podstępni ode mnie, pokazując tym samym swe prawdziwe oblicze.
Głęboko ukryte.
Ale każdy brud wyjdzie kiedyś na wierzch.




*****



Katie



       Mam wrażenie, że gdy stawiam krok do przodu, ziemia się trzęsie.
Idę przed siebie i tak mocno ściskam torbę podróżną, że zapewne zbielały mi knykcie, a deszcz zaczyna robić się coraz bardziej natarczywy.
       Zginął, nie żyję, więcej go nie spotkam.
Będę musiała poradzić sobie z tą sytuacją, pozwolić, by jego wspomnienie zostało w mojej głowie tyle czasu ile będzie to potrzebne.
       Gdy staje przed drzwiami czuje się niesamowicie mała i nieistotna.
Stresuje się, a przecież nie powinnam. Wracam do domu, do Teo, tam gdzie moje miejsce, więc czemu mam wrażenie, że wchodzę na terytorium wroga, a nie swoje?
        Pukam.
A czas dłuży się strasznie.
W końcu otwiera i stoimy chwilę w progu.




*****


Teodor



        Najpierw stoję i tylko podziwiam ją wzrokiem, lecz gdy zauważam, że zaczyna czuć się skrępowana, szybko wyciągam ręce  przed siebie i przyciągam ją do swojego torsu.
Mocno zaciska swoje dłonie na moich plecach uprzednio rzuciwszy gdzieś w kąt bagaż, a po chwili zaczyna je przesuwać w różne strony, a ja nogą zamykam drzwi.
        Wciskam twarz w zgięcie jej szyi, gładzę jej ciało i chłonę zapach jej truskawkowego szamponu. Nie wiem czego mam teraz w sobie więcej.
Szczęścia, pożądania, wyrzutów sumienia na myśl o jutrzejszym spotkaniu z Luną czy radości.
-Czyli on już...?
-Tak.
Biorę ją na ręce i kładę na łóżku, by za moment znów przygarnąć ją o siebie.
Gdy tak leżymy wtuleni czuję, że zaczyna cicho płakać, nie wiem czy dlatego, że jej były, a zarazem przyjaciel nie żyje czy z radości spowodowanej powrotem.
Przypominam sobie również o pierścionku i o samych oświadczynach.
Pamiętam jak Hermiona znalazła pudełeczko i oddała mi je gdy przyszła mnie odwiedzić, tylko gdzie ja je położyłem?
I czy w ogóle chcesz się jej oświadczyć?
Oczywiście, że chce. Kocham ją.
I zamierzasz jej powiedzieć co działo się kiedy jej nie było?
Tak.
Tylko kiedy? Bo nie palisz się do tego, prawda?
Nie ważne, zrozumie.
A jeśli nie i zniszczysz wszystko?
Jest taka możliwość, ale szybko odrzucam ją od siebie.
Fakty są takie, że chce by była przy moim boku do końca i w najbliższych dniach zamierzam zrobić to co wtedy zepsułem.
Jeśli oczywiście znajdę ten pierścionek i nie dopuszczę żeby przypadkowo odkryła go wcześniej ode mnie.
-Chcesz o tym...o nim porozmawiać?-pytam ostrożnie gdy zerknąwszy na jej twarz, zaczynam rozumieć, że musi być w co najmniej złym stanie.
-Może jutro, Teo...teraz to za dużo-mamroczę i wiem, że to prawda, bo przecież ból, który w niej siedzi pewnie nie jest mały.
        Wiedziała, że tak to się skończy, że on umrze, ale na takie wydarzenie nie da się przygotować, więc nie mogę od niej oczekiwać, że nagle zacznie świecić uśmiechem.
Najważniejsze jest teraz zrozumienie, myślę po czym całuje ją w usta, a później przytulam.
I to wzajemne.




*****

Hermiona



        Jego dłonie wędrują po moim ciele, ciemność otula nas ciasno, oddech mamy przyspieszony, a w głowie jedno wielkie oczekiwanie.
-Chciałbyś mi coś powiedzieć?-pytam myśląc, że może teraz kiedy nie wiadomo jak zakończy się nasze spotkanie z Marcus'em, jakaś cząstka w nim się ruszy.
-Nie, już wystarczająco dużo ci powiedziałem, Granger-odpowiada jednocześnie ucinając temat.
W duchu wzdycham ciężko, nic z tego.
-Masz jakiś plan?
-Zabić.
-Tak, naprawdę bardzo złożony-prycham.
-Nie potrzebne nam komplikacje-mówi i sadza mnie sobie na kolanach.
Długo nie kontynuuje tematu ani nie rozpoczyna nowego.
Patrzy się na mnie, a ja nie odrywam wzroku wiedząc, że właśnie odbywam jakiś test, którego wyniki Malfoy zachowa dla siebie.
-Wyjedźmy gdzieś.
-Dokąd niby, fretko?-pytam złośliwie i kładę dłoń na jego policzku, by nieco złagodzić jego zirytowanie. Uśmiecham się słodko, lecz wcale to nie pomaga gdyż po chwili blondyn strasznie mocno wbija palce w moją talie i przewraca na plecy, by po chwili – nie ustępują uścisku – pochylić się nade mną.
-Dokąd?-powtarzam widząc jego lodowate spojrzenie.
-Daleko, Granger.-Przesuwam swą dłoń ku górze, by odrysować kciukiem kształt moich lekko rozchylonych ust.-Daleko od tego wszystkiego.



*****



        Bez problemu trafiłem na właściwe osiedle.
Pochylony stawiam kolejne kroki, czując w środku niesłychaną radość i spełnienie spowodowane moim przyszłym zwycięstwem, po którym będę mógł od razu odejść z godnością do mojej żony.
Tam wysoko.
        Nikt mnie nie zauważył. Jestem jak cień, który niepostrzeżenie przenika przez ulice i ścieżki pogrążony w myślach.
        Chciałem wyprowadzić starcie na zewnątrz, ale to niosłoby za sobą za duże ryzyko, więc pstanowiłem działać inaczej.
        W kieszeni marynarki wciąż spoczywa eliksir wielookowych, który ukradłem Zabini'emu już dawno na tak zwaną czarną godzinę. Wystarczy dodać część genetyczną danej osoby.
        Poczekam, ukryty w cień. Nie wierzę, że nikt ich  nie odwiedzi lub nikt nie przyjdzie im pomóc.
        Cień mnie ukryje, to mój przyjaciel.



*****

Blaise


        Teo zareagował na moją wizytę zdziwieniem, które po chwili zmieniło się w wielką radość.
Mocno ścisnął mnie na powitanie i wprowadził do salonu.
Jakie było moje zdziwienie gdy przez uchylone drzwi sypialni zobaczyłem śpiącą Katie!
Wiedziałem, że prędzej czy później się pogodzą. Teraz zostają mu tylko oświadczyny i usunięcie tej całej Luny co pewnie tak łatwo mu nie przyjdzie.
Długo rozmawialiśmy, nie omieszkałem podziękować mu za to, że mi pomógł wtedy w Mungu czego dowiedziałem się od Pansy.
To wiele dla mnie znaczy, naprawdę i to samo będę musiał powiedzieć Malfoy'owi.
Przyjaciele to jedna ze szczęśliwych stron mojego życia, za którą bardzo dziękuję.
        Nie chciał mnie wypuścić.
Zostań jeszcze, mamy czas.
Odmówiłem, muszę jeszcze odwiedzić Draco.
No dobra, ale w najbliższych dniach ci nie odpuszczę. Cieszę się, że wróciłeś, Blaise.
Ja też, odpowiedziałem.
        Idąc zauważam, że światło w oknach Draco i Hermiony się nie świeci.
W żadnych.
Spoglądam na zegarek.
To niemożliwe żeby już spali.
Wzruszam ramionami i zaczynam wspinać się po schodach na najwyższe piętro.
Mijam mieszkanie 221A i próbuję zaświecić światło na korytarzu, lecz nie działa.
-Lumos-szepczę chcąc oświetlić sobie drogę.
 Draco miałby powód do śmiechu gdyby otwierając, zauważył mnie leżącego na podłodze.
Zauważam właściwe drzwi – 221B – i przyspieszam kroku.
Podnoszę zwiniętą w pięść dłoń, by zapukać, lecz nie daje rady.
Czuje pulsujący w głowie ból, świat traci ostrość.




*****


        Co za szczęście! Akurat on!
Teraz szansa ewentualnych podejrzeń zmalała do zera.
Bo przecież kto oskarżałby najlepszego przyjaciela o próbę zabójstwa? Podwójnego.
Bułka z masłem.
Blaise Zabini, dziękuję!, myślę gdy rzucam na niego zaklęcie kameleona i przesuwam bezwładne ciało w kąt.
Nikt go nie znajdzie, bo jedyne mieszkanie z lokatorami jest pod nami, a załatwiłem to tak szybko, że nikt na pewno nie usłyszał.
        Uderzenie w głowę i problem z głowy.
Dziękuję, raz jeszcze.
Wystarczy - o ironio! - użyć jego eliksiru.
Teraz mogę zapukać bez odmówienia modlitwy.



*****


Draco



        -To nie jest zły pomysł, Malfoy, ale najpierw przeżyjmy to co nas czeka. Przedwczesne planowanie może prowadzić do rozczarowań-mówi zerkając na mnie z powagą tymi swoimi wielkimi, czekoladowymi oczami, w których bardzo szybko można się zgubić.
Jęczę z politowaniem.
-Przestań, Granger, brzmisz jak w szkole-odpowiadam przejeżdżając dłonią po włosach i podnosząc się do pozycji siedzącej, by wyciągnąć różdżkę.
Przypomina mi się ten drwiący i najbardziej denerwujący na świecie ton wszystko wiedzącej pan Prefekt Naczelnej z nieskazitelnego domu Godryka Gryffindor'a.
-Za niedługo znowu w niej będziemy.-Dumnie unosi podbródek.
-Znowu będziesz się do wszystkiego wtrącać, bo przecież...-nie dane mi dokończyć.
Słyszę cichy, ale jednak trzask z zewnątrz, na który podnoszę się.
Zerkam na Granger, ona też to usłyszała. Widzę to po jej zmrużonych oczach i lekko zmarszczonym nosie. Zawsze przypominała mi z taką mimiką zaalarmowaną lwicę, którą gdy bardziej wkurzyłem, gotowa była do wyskoku z pazurami w moją stronę.
Pukanie.
-Czekaj, Malfoy...
-Spokojnie Granger..-Macham dłonią i zmierzam w stronę drzwi.
Ostrożnie otwieram je jednocześnie zaciskając dłoń na różdżce za plecami.
Słyszę kroki, coraz to głośniejsze, sugerujące, że Granger podeszła bliżej.
-Cześć!-woła Blaise na co wzdycham w duchu.
        Uśmiecham się szeroko widząc swego przyjaciela.
Obawiałem się, że się załamanie lub starci coś ze swojego charakteru jednak raczej niepotrzebnie, myślę widząc jego szeroki uśmiech gdy wchodzi do środka.
Gdy dorównuje mu kroku klepię go w plecy, a gdy odwraca się w moją stronę ściskam bratersko na co napina się.
-Cześć Hermiona!-rzuca jednak spoglądam na to nieco z ukosa.
-Co to był za hałas?-pytam starając się nie zabrzmieć podejrzliwie.
Blaise odwraca się w moją stronę dosyć zdziwiony.
-Hałas? Jaki hałas?-pyta jednak po chwili zaskakuje i stara się uśmiechnąć.-Wywróciłem się.
-Zawsze wiedziałem, że jesteś ofermą-podpuszczam zakładając dłonie na torsie.
-Cóż, każdemu się zdarza-odpowiada rzucając spojrzenie na drzwi.
Coś jest nie tak.
-Zrobimy ci herbaty, napijesz się, prawda?-pytam dalej.
Przytakuje szybko mrucząc pod nosem: jasne.
Granger kiwa na mnie głową i szybko kierujemy się do kuchni.



*****


Hermiona



        -Nie sądzisz, że zachowuje się trochę...dziwnie?-pytam blondyna zduszonym szeptem.
Blondyn kontrolnie ogląda się za siebie.
Na jego twarzy maluje się zdenerwowanie i skupienie. Po chwili łapie mnie za nadgarstek, a ja czuję, że naprawdę jest coś nie tak.
-Bo to nie jest Blaise-odpowiada na co spoglądam na niego zdezorientowana.
-Pomyśl, Granger jakby się zachował gdyby odwiedził nas po takiej nieobecności?-kontynuuje.
-Na pewno inaczej...-odpowiadam pytającym tonem czując narastające napięcie.
-Inaczej? Rzuciłby się na nas! Ciebie, by wycałował, a mnie później nie wypuściłby z uścisku. Zresztą ten Blaise nie zachowuje się jak Ślizgon tylko...
-Jak Krukon.
-Na pierwszym roku-dopełnia, a ja przypominam sobie jak Malfoy podpuszczał go chwilę temu, by mulat się odgryzł. Nic z tego.
-I najważniejsze. Blaise nienawidzi herbaty!-dodaje na co coś zaczyna ściskać mi gardło coraz to mocniej przez co mam wrażenie, że nie mogę nabrać powietrza.
-Sądzisz, że to Marcus, Malfoy? Ale jak...
        Nie musi odpowiadać.
Słyszymy jak drzwi – wcześniej zamknięte przez blondyna tylko na klamkę – zaczynają koncert zamków.
Ktoś pozbawił nas szansy wyjścia stąd co daje nam niezbity dowód co do tożsamości mężczyzny, który dostał się tu moment temu.
Jednocześnie sygnalizuje, że właśnie teraz zaczyna się gra, która zakończy się dopiero gdy ktoś zginie.



*****


Draco



        Ostrożnie pochylamy się, by wyjść z kuchni. Skończyły się żarty.
Gdy wyciągam przed siebie różdżkę, wchodząc do salonu zauważam, że Marcus już stąd zniknął.
Rozglądam się i nie zdążam zaprotestować rozdzieleniu się, bo Granger już odeszła w lewo, w stronę gabinetu.
Najgenialniejszy umysł Hogwartu!, prycham.
        Energii i siły dodaje mi złość spowodowana tym, że na początku dałem się wykiwać i w ogóle wpuściłem go do mieszkania.
Z drugiej strony nie mogłem nic zaradzić, odezwał się tylko słowem i niesamowicie dobrze naśladował szczęśliwy ton Blaise. To potem nie dał sobie rady.
        Potykam się o jakiś przedmiot leżący na podłodze.
Przez ciemność jest ryzyko, że się to jeszcze powtórzy.
       Daje radę w porę rzucić w lewo gdy słyszę cichy trzask przez co udaje mi się uniknąć zapewne śmiercionośnego zaklęcia.
Zielony płomień i idące za nim iskry uderzają w ścianę zostawiwszy na niej ślad.
-Naprawdę sądziłeś, że ci się uda, Marcus?!-wołam starając się po głosie, które zaraz w odpowiedzi usłyszę, odgadnąć mniej więcej jego lokalizacje.
-Na początku nie miałeś pojęcia, że coś jest nie tak, Malfoy!-odkrzykuje drwiącym tonem.
Jest blisko, jeden zły krok wszystko może zmienić.
-Swoją drogę szkoda, mogłeś przeżyć. Niestety zaplątałeś się koło tej szlamy, więc i ciebie spotka kara!
-Avada Kedavra!-krzyczy Granger.
Spoglądam w stronę zielonego zaklęcia, Marcus przez moment zostaje oświetlony, lecz odpycha zaklęcie.
Granger natomiast wygląda potwornie.
W jej oczach widzę wściekłość, różdżki chyba nigdy nie ściskała tak mocno, a na twarzy ma szaleńczy uśmiech.
        I to właśnie wtedy – kiedy wiemy gdzie kto się znajduje – zaczyna się.
Wygląda to trochę jak fajerwerki na ciemnym, nocnym niebie tyle, że jednego koloru.
Co chwilę zmieniamy pozycję, jakieś przedmioty spadają, a w następstwie tłuką się.
Meble obrywają, my rzucamy się w różne strony, by nie zostać zgładzonym.
Na pewno ktoś to zauważy albo usłyszy.
Początkowy hałas był niewielki, ten jest ogromny.
W dodatku z zewnątrz nasze okna muszą wyglądać podejrzanie.
        Zaślepiony chęcią zemsty rzucam się w jego stronę gdy ten skupiony jest na kobiecie.
Spadam na niego swoi ciałem i przytwierdzam do podłogi, lecz on zaczyna się szarpać.
Granger pozbywa go trzymanej w dłoni różdżki, toczymy się po podłodze.
Chce zabić go teraz, w tym miejscu jednak udaje mu się wytrącić mi różdżkę.
        Uderzam go w twarz. Po następnym i następnym ciosie czuje coś mokrego na knykciach. Domyślam się, że to krew. Jego.
-Granger!
W odpowiedzi zielony płomień zmierza w naszym kierunku.
Marcus'owi udaje się przekrzywić głowę i tym samym go uniknąć.
Zmieniliśmy położenie turlając się,. Domyślam się, że jesteśmy w okolicach sypialni sądząc po łóżku, którego bokiem dotykam.
Zauważam różdżkę, widocznie przeturlała się aż tutaj.
W jednej chwili rzucam się w jej stronę, a gdy już ja mam, odwracam się w stronę Marcus'a, lecz niestety widzę już tylko jak wylatuje z sypialni.
Jest przygotowany, myślę.
Chociaż jak mógłby nie być skoro planował to już tak długo, wiedział po co tu przychodzi.  
        Wybiegając z pokoju zauważam, że kolorowe zaklęcie trafia go.
Gdy oświetlam mężczyznę przez moment widzę, że czar kobiety spowodował nowe, duże rany, z których sączy się krew.
Chce żeby cierpiał.
Już prawie go mamy, długo z nimi nie wytrzyma, myślę gdy słyszę jego straszny krzyk.
Szepczę Lumos i gdy unoszę światło przed siebie zauważam jak Granger podbiega w jego stronę.
Jak lwica.



*****


Blaise


        Co jest do cholery?!
Po chwili zaczynam jednak coś sobie przypominać.
Na początku obrazy są rozmazane, potem coraz to lepsze, aż w końcu niesamowicie dokładne.
Nie wiem co jest większe.
Złość, zdziwienie czy szok.
       Na chwiejnych nogach podnoszę się, a nie zauważywszy swojej ręki – w ogóle ciała – rozumiem, że jestem pod zaklęciem kameleona.
I słyszę hałas.
Ogromny.



*****


Hermiona



        -Na Godryka!-wołam ze złością gdy odpycha mnie od siebie zaklęciem.
Szybko ktoś ciągnie mnie do góry, poznaje Malfoy'a i znowu brniemy do przodu.
Uderzam biodrem o kuchenną wyspę co powoduje syk bólu z  mojej strony.
Jestem zła i chce pozbyć się go jak najszybciej, ale nie mogę.
Nigdy nie pomyślałabym, że może okazać się tak trudnym przeciwnikiem!
-Zabijemy cię i spotkasz się z żoną!
-Z pewnością, Malfoy! Ale nie...wszystko ma swoją kolejność, najpierw wy!-woła i zatrzymuje się nagle.
       Z wyczarowaną przed sobą tarczą biegnie w naszą stronę w dzikim okrzykiem.
Dzięki światłu, które wydobywa się z naszych różdżek doskonale widzimy jego twarz tak samo pragnącą zemsty co my.
Jesteśmy jak w labiryncie, nawet nie wiem kiedy zaczęliśmy cofać się z kuchni w stronę przedpokoju.
Wiemy, że nie ma odwrotu.
Zaczynamy puszczać śmiercionośne zaklęcia, jednak jego tarcza jest naprawdę silna.
Zaraz to się stanie, zderzenie i koniec kogoś z nas.
Żałosny koniec.
        Nagle Marcus pada na podłogę. Zdezorientowani zerkamy na siebie, to niemożliwe. Czyżby któreś z zaklęć przedostało się przez jego obronę?
-Nie żyje-mówi Malfoy gdy sprawdza jego puls.
-No mam nadzieję-mówi ktoś za nami.
Z gulą w gardle podnosimy różdżki z wydobywającym się z nich światłem ku górze. Poznajemy ten głos, ale czy możemy być pewni? Po tym wszystkim?
-Naprawdę mocno uderzył mnie w głowę-napomina Blaise podchodząc do nas.
-To naprawdę ty?
-Nie, Draco. Kolejny ześwirowany klon z wesołej gromadki, która czeka w kolejce za drzwiami..-Przewraca oczami Zabini.
Malfoy zerka podejrzliwie, ale po chwili mocno zamyka przyjaciela w uścisku.
Blaise klepie go po plecach zdrową ręką z różdżką i puszcza mi oko.
-Jakby to...Blaise jak on niby...?-pytam nieporadnie, wymownie zerkając na jego głowę i króciutkie włosy.
-Pewnie gwizdnął mi eliksir za poprzedniej wizyty.-Drapie się w głowę.-Wielosokowy, ale z myślą o ludziach takich jak ja, niepotrzebne są włosy. Wystarczy cokolwiek. Ślina, naskórek czy chociażby trochę paznokcia-kończy i wysuwam przed siebie dłoń.
-Może wreszcie byś jakoś zabezpieczył swoje zapasy, co?-warczy blondyn, który zapomniał już o czułościach i znów jest sobą.
Wymownie zerka na Blaise'a czym przypomina mi - i zapewne jemu - o jego wypadku spowodowanym wtargnięciem Marcus'a. Może wziął coś więcej niż te dwa eliksiry? Nie możemy mieć pewność, Blaise jeszcze tam nie wchodził, ale teraz to już nie ważne.
Marcus nie żyje.
       Zaczynamy słyszeć coraz to głośniejsze kroki.
-Zaalarmowani czarodzieje-mówię zerkając na blondyna. Po chwili oblewa mnie zimny pot.
Zerkam na pokiereszowane ciało Marcus'a i nerwowo przełykam ślinę.-Nie przemyśleliśmy jednego, Malfoy. Co robimy z ciałem?




*****

 
Draco



        Gdy zaczynam rozumieć, że sen zaczyna mnie opuszczać, a ja nie mam żadnych szans, by go zatrzymać powoli otwieram oczy.
Kiedy mój wzrok pada na potrzaskany wazon, dziurawe zasłony i przedmioty na podłodze, których nie powinno być w tym pokoju, przypomina mi się wczorajsza noc.
        Ludzie, którzy przyszli oraz para aurorów, po których pewnie poproszono w obawie, że dzieje się u nas coś złego, byli nieźle zszokowani gdy przekroczyli próg.
Pewnie nie widzieli jeszcze takiej demolki.
Ciało Marcus'a przeniosłem zaklęciem w najdziksze tereny Forest of Dean.
W ostatniej chwili. Później Granger pogadała trochę co mogłoby się stać gdybym nie zdążył, ale zmęczony pociągnąłem ją w stronę łóżka.
        Nieporządek wytłumaczyliśmy po prostu kłótnią.
W końcu jesteśmy Draco Malfoy i Hermiona Granger.
Duet doskonały, prychnąłem wtedy w duchu.
Gdy na prawdę się kłócimy coś musi nie przetrwać.
Uwierzyli.
      Zasnęliśmy szybko pożegnawszy się z Blaise'm, który pewnie nie o takie wizycie myślał idąc tutaj.
Nie mieliśmy sił i ochoty, by nawet wykonać parę ruchów różdżką, więc zostawiliśmy to na dzisiaj.
Zabiliśmy człowieka i pozbyliśmy się jego ciała dzięki czemu nawet jeśli byśmy się rozstali, doświadczenie to połączyło nas nierozerwalnie do końca.
       Wyciągam rękę za siebie i zaczynam z zamkniętymi oczami szukać brunetki.
Potem odwracam się w jej stronę i obejmuje.
-Malfoy, naprawdę chcesz wyjechać na te dwa tygodnie, które zostały nam do Hogwartu?
-Tak.
-Oderwać się od tego wszystkiego?
-Tak.
-Zgodziłbyś się na jakieś...zmiany?
-Tak.-Jestem jeszcze zmęczony, próbuję zasnąć na jeszcze chwilę.
O czym ona właściwie mówi? Nie istotne, chce jeszcze spać.
Mocniej się wtulam w plecy kobiety, a gdy ta ściska moją dłoń – gdybym był rozbudzony na pewno domyśliłbym się, że coś kombinuje – jakieś obrazy zaczynają się przebijać, zastępują czarne tło.
O miłościwy śnie, czyżbyś był łaskaw wrócić?
-Czyli zgodziłbyś się na coś małego...i futrzastego?-pyta.
-Tak.-W tej chwili zgodziłbym się na wszystko.
Coś pisnęło. Ona?
-Nie jesteś taki okropny, Malfoy. Momentami.
-Tak...
I sen.





*****
 
Tak właśnie kończy się kolejny rozdział.
Długi, krótki, dobry czy zły ocenicie sami.
 
Pozdrawiam was mocno i dziękuję za wszystko z waszej strony.
 
Dziękuję również za wszelkie nominację, odpowiem w najbliższej wolnej chwili.
 
Jak mijają wam wakacje?
 
Vivian Malfoy.

20 komentarzy:

  1. Och Vivian cudowny rozdział... :) Mam wrażenie, że relacja między Malfoy'em a Granger nieustannie się zmienia :) i wydaję mi się, że Hermiona zaczyna czuć do Dracona coś więcej i chce aby on też to czuł :D

    Czekam na kolejny rozdział:)

    Całuje Effy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo Jestem pierwsza :D

      Usuń
    2. Bardzo dziękuję, Effy :)
      Tak, ciągle się zmienia i do tego właśnie zmieszała.
      Aby czytelnik nie mógł jasno określić: ,,Aha, czyli teraz jest dobrze'' lub źle oczywiście i, że nic się nie zmieni.
      Hermiona przede wszystkim nie lubi niejasnych sytuacji i takich związków, których mnóstwo miał Draco, lecz nie chce odchodzić.

      Będzie jak najszybciej.

      Również całuje :* ;)

      Usuń
    3. Tak, pierwsza, Effy :D
      Pozdrawiam jeszcze raz!

      Usuń
  2. cudny rozdział <3 super, żę mają Marcusa z głowy :) weny!

    razaniolrazdiablicajednoserce2oblicza.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej.:)
    Rozdział niesamowity.:) Akcja, akcja i jeszcze raz akcja. Cieszę się, że Blaise znormalniał, ale to chyba nie koniec jego problemów. Jestem ciekawa co wymyśli Granger i dokąd wyciągnie Dracusia. Teoś mam nadzieję zajmie się Katie, a od Luny niech się trzyma z daleka.
    Amber. Zasłużyła na to.
    Pozdrawiam serdecznie,
    la_tua_cantante_

    dramione-badz-moja-nadzieja.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję!
      Tak, dzieje się, na sielankę jeszcze przyjdzie czas ;)
      Losy Dramione to dla was - mam nadzieję - znak zapytania i będę starała się pozytywnie was zaskoczyć.

      Amber. Tak, zasłużyłam.

      Pozdrawiam również :D

      Usuń
  4. Cudowny rozdział!
    Cieszę się że Blaise wraca do normy :D
    Pozdrawiam i weny życzę :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział świetny i tyle się w nim dzieje;)

    Zagranie Harrego i Pameli w stosunku do Amber było genialne ;) Szkoda tylko, że nie było więcej osób, które by usłyszały tą jakże ciekawą rozmowę ale przynajmniej wiadomo, że Amber dostała za swoje. Oby zniknęła raz na zawsze z życia swojej córki...

    Super, że Blaise wraca do siebie. Bo bez jego dawnego poczucia humoru to już nie to samo ;)

    Fajnie, ze Katie już wróciła do Teo. Oby tylko jakieś nieporozumienia nie zniszczyły ich relacji...

    Hmm, a relacja Draco i Mionki robi się coraz ciekawsza. Bardzo mi się podoba to, że do swoich uczuć względem siebie dochodzą małymi kroczkami i przez to możemy poobserwować ich zachowania w różnych sytuacjach.
    No i super, że mają już Marcusa z głowy, bo ten facet był niebezpieczny, no ale wszystko dobrze się skończyło ;)
    Ciekawe gdzie to nasza parka zamierza odpoczywać przed pracą? ;) I czekam na tego futrzaka ;)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzieje, to chyba dobrze, co? ;)

      Amber zasłużyła sobie na to. Karma i te sprawy, ale czy to zakończony wątek? ;)

      Też tak uważam, więc wraca tyle, że jakieś ślady pewnie pozostaną.

      Relację budowali bardzo długo i jest naprawdę silna. Tyle, że nie odporna na wszystko.

      Relacja Draco i Hermiony.
      Mam nadzieję, że jest coraz ciekawsza :)
      Małe kroczki, tak właśnie.
      Nie wielkie skoki gdzie w pierwszym rozdziale są na etapie nienawiści, a w trzecim kochającym się małżeństwem :)

      Futrzak :D

      Pozdrawiam również i to bardzo! :D

      Usuń
  6. Jak dobrze , że Marcusa już nie ma !!!
    Pozdrawiam,
    Tsuki <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, ale ślady jakieś zostawił.
      Pozdrawiam również i dziękuję serdecznie, Tsuki :D

      Usuń
  7. rozdział świetny już się bałam że Draco albo Mionie się coś stanie ale na szczęście wszystko jest w porządku a głupiego Marcusa już nie ma!!!
    Mam jeszcze taką wielką prośbę z racji tego że to Dramione to proszę pisz trochę więcej o Draco i Hermione;)
    Pozdrawiam ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że Ci się podoba.
      Zbliża się ich wyjazd, więc wtedy będzie 100% Dramione.

      Pozdrawiam również!

      Usuń
  8. Uff... Już się bałam, że Hermionie lub Draco coś się stanie (św. Mung, Azkaban, cmentarz....)
    Rozdział świetny jak zawsze ;)
    Pozdrawiam i weny życzę :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż za ciemne wizje! ;)
      Tym razem nie ;)
      Pozdrawiam mocno i dziękuję gorąco.

      Usuń
  9. Coś małego i futrzastwgo :D
    Uff dobrze, ze nikomu nic się nie stało :D
    Weny.
    Pozdrawiam,Lili.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Małego i futrzastego :D
      Dziękuję ogromnie i pozdrawiam serdecznie! :*

      Usuń

Witaj

Tytuł aktualnego opowiadania: Czarny Raj
Tematyka : Potterowskie
Para : Dramione
Autor : Vivian Malfoy
Szablon : Szablownica




Obserwatorzy