piątek, 2 maja 2014

Rozdział 29:,,Zmuszeni do pośpiechu, obietnic i wyrzeczeń.''

                        -Patronus-powtarzam wpatrzona w skradającego się przed nami, dużego jaguara, który prezentuje się co najmniej zachwycająco.
Zwierzę nie spuszcza z nas wzroku, jedynie przestępuje z łapy na łapę idąc do przodu.
Jego niebieskie światło oświetla najbliższe otoczenie jak potężna, właśnie tego koloru lampa, a jedyne uczucie jakie mnie teraz wypełnia to niepewność.
-Zabrałaś nas gdzieś gdzie mogą być dementorzy? -pyta blondyn, z którego twarzy irytacja i gniew z powodu przerwanego pocałunku, zniknęły całkowicie ustępując swoim zmienniczką czyli zdziwieniu i fascynacji.
-No coś ty, Malfoy. Tutaj nie ma dementorów, a nawet jeśli on inaczej, by się zachowywał-odpowiadam.
Blondyn przekręca lekko głowę, a po chwili zdecydowanym krokiem zmierza w stronę świecącego się zwierzęcia. Łapie go przelotnie za nadgarstek jednak wyszarpuje się i uprzednio przewracając oczami, kontynuuje swą wędrówkę podczas gdy ja wpatruje się w zwierzę, które wręcz hipnotyzuje mnie wzrokiem. Nie jest prawdziwe, wiem to, ale zważywszy na to, że moim patronusem jest wydra...nie mogę oderwać od niego wzroku po części rozumiejąc fascynacje w oczach arystokraty, który pewnie zapytany o to nigdy, by się nie przyznał.
-Wiedziałem, że skądś go znam...-pomrukuje klękając.
-Chcesz mi powiedzieć, że to od kogoś...Blaise?-pytam czując jak coś zaciska mi się w gardle.-Coś się stało, prawda?
-Tak, tyle, że to nie patronus Blaise'a.-Odwraca się do mnie markotniejąc. Podnosi się z miejsca i łapie mnie za dłoń dając tym samym do zrozumienia, że za moment będziemy się teleportować.-To patronus Teodor'a.



*****


Draco



                           Znikamy, a razem z nami błękitny jaguar, który leniwie rozmywa się w powietrzu zadowolony, że wypełnił swe zadanie. W ostatniej sekundzie-kiedy połowy nas nie ma już w Forest of Dean-zauważam jak za mgłą, że jego oczy nim zniknęły całkowicie, błysnęły dużym światłem.
                           Szybkim krokiem zmierzamy w stronę domu Teo i Katie obawiając się najgorszego.
 Nie zważywszy na zaciekawione spojrzenia innych, sąsiednich czarodziei, wręcz dopadam do drzwi wejściowych i nie przejmując się czymś takim jak pukanie, wchodzę do środka z prędkością huraganu i równie szaloną jak on sam miną. Mieszanką strachu, obawy, duchoty, podniecenia, które kilka chwil temu czułem i gotowości do rzucenia kilku zaklęć niewybaczalnych w pomście.
-No nareszcie!-woła brunet podchodząc do nas na co wraz z Granger wymieniamy się zdziwionymi spojrzeniami, bowiem nic nie jest tak jak się spodziewaliśmy.
Nigdzie nie widać śladów krwi, martwych bliskich czy śladów walki i zdemolowanego wnętrza. Zamiast tego wszystko jest w jak najlepszym porządku, a gdy wchodzimy głębiej-do salonu-zauważam też Pansy i Blaise'a oraz-dobrze widzę?-Katie.
-Czyli ty też...?-pomrukuje zerkając na dziewczynę Teodor'a na co ona przytakuję szybko.
-Postawiła, postawiły...-zerka z ukosa na Pansy-mnie pod ścianą-mówi wychowanek Salazar'a Slytherin'a jakby chciał tłumaczyć dlaczego jego dziewczyna również jest tu obecna, bardzo roztrzęsiony.
Macham lekceważąco dłonią choć prawdę powiedziawszy nie jestem z tego szczególnie zadowolony.
Siedziały w tym tylko cztery osoby. Teraz jest już ich sześć, a jeśli mój koszmar się sprawdzi-jakimś cudem dołączy do tego Wszystkowiedzący Wybraniec-będzie nas już siedmioro.
-O co chodzi, Teo?-pyta kobieta, z którą jeszcze kilkanaście temu byłem na randce, która zapowiadała się...co najmniej obiecująco.
Mężczyzna wkłada dłonie do kieszeni nie mogąc znieść jak bardzo się trzęsą, przełyka ślinę i przymyka oczy.
-Nie żyje, znalazłem go dzisiaj, niedawno, w jego domu...-bełkoczę.
-Kto, do cholery? Kto?!-pytam oczekując jak zwykle konkretów.
-Regulus.
-Kto?
-Och, Malfoy!-woła Granger i posyła mi spojrzenie, które ma mi pewnie przekazać, że nie mam taktu i nawet jeśli za pierwszym razem nie skojarzyłem tego znajomego naszego przyjaciela, to i tak powinienem przytaknąć albo być cicho.-Przykro mi, Teo-dodaje podchodząc bliżej niego.
-Czekaj...ten u, którego leżałeś po pobiciu? Ten magomedyk?-pytam w przepływie wiedzy z wyimaginowaną, palącą się nad moją głową żarówką.
-Znalazłem go w jego domu. Chciałem mu podziękować. Przedwczoraj wyprowadzaliśmy się tak szybko, że nie zdążyłem...Ale on leżał już martwy.-Wzruszył ramionami chcąc odwrócić uwagę od tego, że przykro mu z powodu kolegi, który był po naszej stronie, który mu pomógł. Jak prawdziwy Ślizgon.
-Zgłosiłeś to? Ministerstwo, aurorzy?-pyta Pansy.
Teo głośno wypuszcza powietrze.
-Tak, ale...anonimowo, no!-Rozkłada ręce.-Nie lubią nas niektórzy ludzie. Wiecie przecież, że mogliby nie uwierzyć, że tylko go znalazłem. Ale nie to jest najgorsze!-woła szybko gwałtownie opadając na kanapę pomiędzy Katie, a Pansy. -Dostał Avadą. Jestem tego pewny. Kilka godzin po naszej wyprowadzce. Dziwne, nie?-pyta z sarkazmem.
-Ktoś chodzi nam po piętach-mówię rozglądając się po zgromadzonych.-Trzeba wszystko przyspieszyć i szybciej przeprowadzić się do naszego domu.

Znowu czy nam to się podoba czy nie.



*****


Harry




                     Wróciłem do domu jak na skrzydłach.
Najpierw nie zrozumiałem jej wczorajszych snów. Potem, kiedy wreszcie do mnie dotarły spojrzałem na nią zaskoczony, a gdy lekko pokiwała głową, jeszcze mocniej wpiłem się w jej usta niesamowicie szczęśliwy, że odwzajemnia moje uczucia.
Zostałem jeszcze trochę, ścierałem drobne łzy lecące z jej oczy gdy powiedziałem, że ja też ją kocham, że początkowe poczucie odpowiedzialności i łaska, przerodziły się w miłość.
Na wskutek tego w końcu nie dorwałem Malfoy'a, nie wiem co on kombinuje. Później oczywiście-wieczorem-poszedłem do jego mieszkania chcąc zażądać wyjaśnień i przy okazji zobaczyć się z Hermioną, ale nikogo nie zastałem w domu. Zaniepokoiłem się, ale uzgodniłem, że później wyśle jej sowę, by wiedziała, że byłem i zapytam czy wszystko w porządku.
                     Powoli podnoszę się z łóżka po czym sprawdzam budzik.
Ciesząc się, że mam jeszcze ponad godzinę do wyjścia, otwieram drzwi i wychodzę z pokoju kierując się do kuchni na dole, by zrobi sobie jakieś śniadanie.
-Cześć, Ron.-rzucam zauważywszy rudzielca przy stole i uśmiecham się serdecznie na co on reaguje cichym prychnięciem. Cała radość wczorajszego ranka, ale i południa wciąż mnie wypełnia.
-Kiedyś ty wrócił, że nawet tego nie zauważyłem?-pyta wbijając we mnie spojrzenie nie wymyślaj głupich kłamstw i odkłada swoją kanapkę z takim grymasem jakby była wyjątkowo niesmaczna.
-Późno.
-A gdzie byłeś?
-Ron! To jakieś przesłuchanie? Jesteśmy przyjaciółmi, a nie małżeństwem, że musiałbym spowiadać ci się co robiłem!-wołam rozeźlony jego ciekawością i podejrzliwością, a ten cały dobry nastrój ulatuje ze mnie szybko i sprawnie jak powietrze z balonu.
-Kiedyś być powiedział, że jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi, braćmi...-pomrukuje podnosząc się z miejsca i odkładając talerz z niedojedzoną kanapką odwracając ode mnie swe spojrzenie, a wbijając je natomiast w blat kuchenny czy podłogę.
-O co ci chodzi?
-Mi?!-pyta i niespodziewanie wbije we mnie swe spojrzenie prawie mnie nim sztyletując.-Sądziłem, że już jest dobrze! Naprawdę nie widzisz, że robię wszystko co się da, byś zapomniał o tym cholernym wyjeździe? Nie zmienię tego, stało się, a ty rozpamiętujesz to jak stara, zgorzkniała baba!-woła sprawiając, że przez moment nie mogę ruszyć się z miejsca czując się jak pod wpływem zaklęcia paraliżującego.-Wiesz co mnie boli? Wiesz o co mi chodzi?! O to, że sądziłem, że jest dobrze. O to, że nie dojść, że ja się staram to jeszcze Hermiona żyły sobie wypruwała. Nie pamiętasz tych wszystkich spacerów, obiadów i poranków w tym domu? Robiła wszystko byś odpuścił...
-...zawsze miała złote serce...
-...A ty znikasz na całe noce! Widzę Cię tylko podczas szkolenia, które tak w ogóle dzisiaj kończymy, a później znikasz i w dodatku robisz z tego taką tajemnicę! Pamiętasz...pamiętasz, Harry...-mruczy spuszczając wzrok i ze świstem wypuszczając powietrze po czym kontynuuje bardzo spokojnie.-Byliśmy jak bracia, ufaliśmy sobie, oddalibyśmy za siebie życie, a teraz...oddałbyś je za mnie? Voldemort, wojna, horkruksy i inne cholerstwa nie zniszczyły naszej przyjaźni.
Wyjechałem, tak, zepsułem sprawę, przyznaje się, ale ty straciłeś dziewczynę**, Hary, a ja siostrę i brata-dodaje odchodząc, a nagła wzmianka o Ginny, którą tak długo kochałem sprawia, że w mojej szyi powstaje wielka gula, że niewidzialna pętla zaciska się na moim gardle.
-Robię wszystko, co się da, przyznaje się do błędu, ale ty...Nie chcesz odzyskać naszej przyjaźni. Po prostu.
Rzuca mi ostatnie przeciągłe spojrzenie po czym wychodzi.



*****


Teodor




-Powinienem zorganizować mu pogrzeb, nie miał żadnej rodziny, ale nie mogę, bo zabrali go, by podobno znaleźć dowody na sprawcę zabójstwa na jego martwym ciele...-mamroczę przez co Katie przestaje skrobać coś na pergaminie przy oknie i ze zmartwioną miną siada koło mnie kładąc głowę na moim obojczyku.
-Nie myśl o tym, zrobiłeś co się dało, a on...już nie wróci.-Mocniej się we mnie wtula i ścisza głos.-Ale możesz, możemy sprawić, że jego śmierć nie pójdzie na marne.
-I zrobimy to-zapewniam. Regulus był młody, a zginał za coś czego sam nie zaczął, za coś co nie było jego ideą. Przestudiowawszy raz jeszcze dokładną trasę listy z nazwiskami w sprawie podziemi, dowiedziałem się, że ostatni miał ją Pete, jeden z magomedyków. Widocznie dał ją komuś kto tak naprawdę nie był godny zaufania, i który przekazał to tym z laboratoriów. Zabili Regulusa, by dać mi sygnał, że mam przestać i, że-co najgorsze-za niedługo mogą przejść do bliskich.
-Pisałem z Draco'nem. Możliwe, że nawet dzisiaj się przeniosą. Ja też muszę to zrobić. Jutro, pojutrze najpóźniej. Ty zostaniesz z Pansy na ten czas.
-Proszę Cię tylko o jedno.-Podnosi na mnie wzrok i składa na moich ustach mocny pocałunek przytrzymując moją twarz w swoim dłoniach po czym przykłada swoje czoło do mojego.-Pamiętaj, że już robisz wiele. Nie poświęcaj się do tego stopnia, który zagrażałby Twojemu życiu.
Masz przeżyć, Teo, słyszysz? Masz przeżyć!
-Zrobię wszystko, by tak...
-Nie!-woła i po raz kolejny mnie całuje.-Obiecaj, obiecaj mi to, proszę. Muszę mieć nadzieję, bo nic innego mi nie zostanie...
Tym razem to ja łączę nasze wargi, a później mocno przyciskam ją do siebie.
-Słyszysz?-pytam nawiązując do mojego serca.
Kobieta przytakuję i lekko przykłada w tym miejscu dłoń, której palcami zaczyna muskać moją skórę schowaną pod koszulką.
-Bije i bić będzie.



*****


Hermiona



         
                   Wykonując ostatnie ruchu nadgarstkiem nad paczką dla Harry'ego nie mogę odciągnąć myśli od tego, że musimy przyspieszyć wszystko co planowaliśmy oraz od ostatniej randki z Malfoy'em.
                  Blondyn od rana tylko wysyła przeróżne listy sową, a później wychodzi gdzieś na kilkadziesiąt minut trzaskając drzwiami. Oczywiście nie wiem co on najlepszego wyprawia, ale podejrzewam, że albo odwiedza Pamele albo załatwia sprawy związane z pojmaniem Kingsley'a. Może spotkał się z tym młodym mężczyzną od, którego ma informacje?
Do całej akcji zostały nam dwa dni, ale do tej pory dokładnie nie wiem na czym stoję, a ostatnio również przeszło mi przez głowę, że nie wiem na co się piszę, bo będę przecież w jednym domu z człowiekiem przez, którego cierpię.
                 Dodatkowo te całe wczorajsze spotkanie zaszło za daleko, myślę zerkając na słońce za oknem, a następnie na zegarek. 11:47.
Pozwoliłam mu zapalić w sobie ogień, który przyćmił na chwilę moje racjonalne myślenie. Powróciło na szczęście gdy uświadomiłam sobie wbite w nas spojrzenia i przeniosłam nas w miejsce bez świadków, w którym-mimo mojej nadziei, że powrócimy do wyzwisk-kontynuowaliśmy to co rozpoczęliśmy w restauracji.
Nawet nie zerkałam na Proroka, ale mogę założyć się, że ktoś z obecnych tam czarodziei zawiązał z nim interes na wskutek czego nasze zdjęcia widnieją na pierwszych stronach.
Ja i mężczyzna, który od rana nie zamienił ze mną ani jednego słowa.
                 Biorę prezent do ręki i wychodzę z pokoju krzywiąc się w duchu, że przede mną najtrudniejsza rzecz przed wyprowadzką z tego mieszkania.
Muszę powiedzieć swojemu najlepszemu przyjacielowi, że na jakiś czas zniknę z jego życia, a on ma mnie nie szukać.
-Kiedy wrócisz, Granger, musisz się spakować. Wieczorem znikamy-mówi Malfoy siedzący przy hebanowym biurku nad kawałkiem pergaminu.-Powiadomiłem resztę.
-Przemyśl to raz jeszcze-próbuję po raz ostatni nim wyjdę.-Kingsley skrzywdził mnie, jeśli Harry, by się o tym dowiedział...pomógłby nam bez żadnego protestu. Co za różnice robi jedna osoba!-wołam podchodząc bliżej niego i kładąc dłonie na biurku na co odwraca się niesamowicie powoli i łapie mnie za nadgarstek.
-To nie tylko moja decyzja. Nie możecie zniknąć we dwójkę, Granger-syczy.-Katie i Pansy powiedzą, że Teo wraz z Blaise'm wyjechali po jakieś trudno dostępne składniki przy okazji robiąc sobie męską wycieczkę.
-Tak? To niby dlaczego nie pojechałeś z nimi jakby ktoś pytał?-pytam mrużąc oczy zdenerwowana, że nie zdołam go przekonać do zmiany zdania na co bardzo liczyłam.
Mężczyzna uśmiecha się złośliwie i ciągnie mnie za trzymany nadgarstek do dołu.
-Dlatego, że ja jestem z tobą na jakieś romantycznej, kiczowatej wycieczce dla zakochanych, którymi może nie jesteśmy, ale jak na razie zmierzamy w dobrym kierunku...-odpowiada pewnie przejeżdżając swoją dłonią od mego policzka po szyi.
-Sądzisz, że ktoś byłby w stanie w to uwierzyć, Malfoy?
-Zważywszy na poprzednie i aktualne zdjęcia w Proroku i kilku plotek, które puściłem?-pyta uśmiechając się szeroko i wygodnie rozkładając się na krześle, ręce zakładając za głową.-Tak, jestem całkowicie tego pewny, Granger.
-To nierealne-dorzucam odchodząc w stronę drzwi jednocześnie kręcąc głowę z pobłażliwością i nieufnością oraz złością na wzmiankę o plotkach, które podobno rozpuścił.
-Lubimy się, mała-rzuca z rozbawieniem i z taką łatwością zupełnie jak nie on. Odwraca się do swoich papierów, a po moich plecach przechodzi dreszcz spowodowany tym, że to co powiedział to prawda.
-No, Malfoy, no!-krzyczę z przedpokoju na myśl o Harry'm.
-Nie!-odkrzykuje na co prycham pod nosem i rozeźlona wychodzę.
Biorąc zamach, by zatrzasnąć drzwi słyszę jeszcze jego krótki śmiech.



*****

Blaise




                      Postukując palcami o stolik koło krzesła, które zajmuje, rozglądam się dookoła prosząc w duchu, by wreszcie wyszła z tego gabinetu.
Zdenerwowany siedzę czekając na potwierdzenie lub gorzką prawdę o ciąży Pansy cicho pragnąć, by nie okazało się to pomyłką i fałszywym alarmem.
Kiedy jakaś para przechodzi koło mnie uzmysławiam sobie, że lada moment będę musiał ją opuścić-znowu-na nie wiem jak długo zostawiając jej jedynie Katie, którą Teo również opuści.
Nie udawaj bohatera, już nim jesteś, ale nie musisz tego udowadniać, powiedziałam wczoraj wieczorem. Mam nadzieję, że nie będę musiał, ale co jeśli przyjdzie taka potrzeba? Co jeśli będę zmuszony poświęcić się, by inni przeżyli? Zrobiłbym to mimo, iż oni na pewno, by do tego nie dopuścili, bo wiem, że gdyby sytuacja tego wymagała zostaliby, bym ja wyszedł cało.
Chyba, że coś pójdzie nie tak. Jeśli coś w Mungu się nie powiedzie, jeśli Teodor'owi coś się nie uda, nasz plan spali się na starcie. Jeden błąd, wszystko na nic.
-Blaise!-woła Pansy, która teraz stoi przede mną z założonymi rękami i lekkim uśmiechem. Uświadamiam sobie jak muszę dziwacznie wyglądać, wpatrzony głupio w jeden punkt, więc podnoszę się szybko i posyłam jej pytające spojrzenia,
-Tak, tak, tak! Blaise, tak!-woła rzucając mi się na szyję.
Uśmiecham się szeroko i mocno wtulam twarz w jej włosy jednocześnie okręcając ją dookoła.
Kobieta szepcze coś cicho raz po raz podnosząc do góry dłoń pewnie, by otrzeć oczy.
Nagle mój nagły entuzjazm opada, a ja przypominam sobie, że teraz to ja muszę jej coś powiedzieć i pewnie zadziała to na nią jak kubeł zimnej wody.
-Pansy...Uzgodniliśmy, że wyjeżdżam jutro razem z Teo.
Gdy podrywa na mnie wzrok, wciąż pozostając w moim uścisku, zauważam, że wesołe iskierki, które zdobiły jej oczy, zniknęły.



*****


Draco




                   Podpisuje się pod kolejnym liścikiem, który zamierzam wysłać do Teo, by potwierdzić, że dziś wieczorem się przeniesiemy. Bo zrobimy to, nie ważne czy Granger będzie tego chciała czy nie.
                   Jej wieczne jęczenie o wprowadzenie w to wszystko Potter'a, irytuje mnie do tego stopnia, że muszę mocniej zacisnąć szczękę, by nie wybuchnąć lub, by nie wyciągnąć różdżki i nie posłać w jej stronę kilku zaklęć.
Od rano chodzi lekko naburmuszona, a za każdym razem gdy wychylała głowę ze swojego pokoju pewnie, by zauważyć co robię z nadzieją, że tego nie widzę, przypominała mi wczorajszą randkę.
Randkę, a razem z nią pożądanie, które zarówno we mnie jak i w niej wybuchło całkowicie niespodziewanie. Najpierw byłem zdziwiony. Jak taka kobieta może mnie kręcić?
Po chwili rzuciłem myśli i chcąc wykorzystać sytuację, dałem się ponieść.
Niech się dzieje co chce, pomyślałem. Jeśli pójdzie dobrze pocałuje jeszcze jedne usta więcej, dotknę jeszcze jednych piersi, przejadę dłońmi po jeszcze jednym ciele.
Niestety, zapędziłem się. Skończyło się na bitwie języków i spacerze dłoni. Później był zła wiadomość i wszystko zaczęło się sypać.
                   Doszedłem do wniosku, że chciałbym to powtórzyć.
Pokłócić się z nią, podrażnić, a następnie poprowadzić to tak, by doszło do kolejnego zbliżenia.
Zastanawiałem się w nocy, po co? Dlaczego do cholery chcę zobaczyć jej nagie ciało, porozmawiać z nią lub zrobić to i to? Nie mam pojęcia, bo nigdy czegoś takiego nie czułem.
Zawsze chciałem kobietę zaliczyć, a następnie-niekonieczne grzecznie-ją spławić, a teraz...Nie stałem się aniołem. Dalej chciałbym ją zapiąć na smycz, ale niekonieczne odesłać.
Nie jesteśmy pewni jutra, więc co będzie to będzie, postanowiłem.
                   Zakładam buty i kominkiem przenoszę się do Ministerstwa Magii na spotkanie o, które poprosiła mnie McGonagall.
Gdy wyłaniam się z zielonych płomieni zaczynam przeciskać się przez codzienne tłumy pracowników. Dochodzę do windy gdzie prycham pod nosem i otrzepuje swoją koszulę.
Winda rusza, a ja opieram się o ścianę, spodziewając się gwałtownych ruchów.
Wysiadam po chwili i kieruje się w stronę gabinetu Ministra Magii.
-Nazwisko, proszę pana-mówi mężczyzna, który wręcz wyrasta przede mną znikąd.
Przewracam z oczami i przedstawiam się dumnie.
-Do jakiego departamentu pan idzie?-pyta przewracając kartki na co mam ochotę roześmiać mu się w twarz.
-Do Minevry-odpowiadam celowo używając imienia profesor McGonagall na co podnosi na mnie zdziwiony wzrok.
-To chyba pomyłka, panie Malfoy. Dzisiaj pani Minister jest bardzo zajęta.-Przestępuję z nogi na nogę wymownie zerkając na drzwi windy za mną.
-Słuchaj, młody-zaczynam czując co raz to większą złość na młodszego ode mnie chłopaka, który ma się za niezwykle ważnego i potrzebnego.-Nie obchodzi mnie co tam masz w tych kartkach ani czy Ci się to podoba czy nie. Albo mnie przepuścisz albo sam tam wejdę, na spotkanie, na które swoją drogę, jestem umówiony-mówię taksując go złośliwym wzrokiem.
Robię kilka kroków do przodu i zdecydowanie odsuwam go na bok. Mężczyzna klnie pod nosem, a następnie szamocząc kartkami dobiega do mnie i łapie mnie za nadgarstek.
-Nie radzę-warczę odwracając się do niego przodem i w sekundzie przykładając mu różdżkę do torsu.-Ci, którzy sprawiali takie problemy jak ty kończyli martwi lub wręcz wyssani z sił. Chcesz tego, przyjacielu?
                       Nagle drzwi gabinetu otwierają się, a z pokoju wychodzi McGonagall zaaferowana głośnymi zdaniami. Zmrużonymi oczami rozgląda się dookoła.
-Draco! Proszę puścić pana, Thom'a!-woła, a ja mimo wszystko znów czuje się jak podczas jakiś zamieszek w Hogwarcie z uczniami innych domów.
Mierze wspomnianego mężczyzna pogardliwym wzrokiem, a następnie opuszczam różdżkę wymownie zerkając na jego dłoń zaciśnięta na moim nadgarstku.
Tak, to zdecydowanie zniszczyło nastrój.




*****


Hermiona





                     Teleportuje się przed dom, który do niedawna dzieliłam z Harry'm i Ron'em.
Mocniej zaciskam paczkę w dłoni, muszę to zrobić, nie mogę zniknąć bez...pożegnania.
                     Najpierw idę do ogrodu. Ciemną ścieżką zmierzam do przodu mijając potężne drzewa i pojedyncze kępy kwiatów. Swego przyjaciela zauważam na altance.
Stoi tyłem do mnie, ręce ma założone za plecami, a wzrok utkwiony gdzieś wysoko w niebie.
Kiedy go wołam, a on odwraca się do mnie wpierw rzuca mi się w oczy grymas na jego twarzy, który dopiero po chwili zmienia się w uśmiech. Dochodzi do mnie, że nie tylko u mnie coś się wydarzyło, ale mimo to moje serce nadal wali jak oszalałe, a wokół nagle zrobiło się tak duszno, że wręcz nie mogę oddychać.
-Gratuluje ukończonego kursu, Harry!-mówię starając się zabrzmieć jak najbardziej optymistycznie. Mężczyzna zamyka mnie w mocnym uścisku, a gdy wtulam twarz w jego szyję, a on mocniej zaciska wokół mnie swoje ręce czuje się tak jakby i jemu udzieliło się moje napięcie.
-Będziesz najlepszym aurorem w całym czarodziejskim świecie.-Podnoszę na niego wzrok i podaje mu do rąk paczkę, którą wpierw wita zaskoczonym wzrokiem. Dopiero po chwili pozwala, by na jego twarz wpłynął ten jego nieporadny uśmiech na, który wzdycham z sentymentem.
-Jest coś jeszcze prawda?-pyta prowadząc mnie w stronę ławki.-Jest?
Przytakuję szybko, ale czuje się tak jakby coś mocno trzymało mnie za gardło i tym samym nie pozwalało wydusić ani jednego słowa.
-Najpierw ty-udaje mi się wykrztusić wiedząc, że i jego coś męczy.
-Czyli widać? Wiesz...było dobrze, ale potem wróciłem do domu...-Wzdycha i łapie mnie za dłoń.-Pamela i ja...chyba jesteśmy razem.
-Powinieneś się cieszyć, Harry! Dlaczego wyglądasz tak jakbyś właśnie miał bliskie spotkanie z dementorem?-pytam, a przez-jak się po chwili okazuje-fatalny dobór jak dla mnie słów, przypomina mi się wczorajszy patronus, a razem z nim cała sprawa z, którą tu przyszła i co jeszcze muszę zrobić.
-Ron-wyjaśnia sprawnie.-Pokłóciliśmy się...Ale najgorsze jest to, że czuję, że chyba miał rację. Nie robię nic, kompletnie nic, by było tak jak kiedyś-kończy i zerka na mnie wymownie zupełnie tak jakby chciał otrzymać potwierdzenie albo zaprzeczenie tych słów.
-Ma rację, Harry, przepraszam.-Spuszczam wzrok.-I nie tylko za to, ja...nie mam wyboru, Harry.
-Czekaj, czekaj! O czym ty mówisz, Hermiona?-pyta i przysuwa się bliżej mnie, a swe dłonie przenosi na moje ramiona. Gdy podnoszę wzrok jego oczy są duże jak galeony, a jedyne co mogę z nich wyczytać to strach, niepewność i napięcie.
-Muszę zniknąć na jakiś czas. Blaise, Teo i Malfoy też.-Oczy zaczynają mnie piec.-Ludzie będą mówili różne rzeczy...Nie kwestionuj ich, Harry, nie szukaj prawdy! I nie szukaj...mnie-udaje mi się dokończyć na co mężczyzna szybko przyciąga mnie do siebie i zaczyna przesuwać swoimi dłońmi po moich plecach zupełnie jakby pocieszał swe małe dziecko choć wiem, że właśnie stara się uspokoić siebie.
-Co ty mówisz?-powtarza znowu.-O co w tym wszystkim chodzi? Co z tym ma wspólnego Malfoy?-szepcze.
-Nie mogę...-Kręcę głową.-Muszę to zrobić, inaczej nie uwolnię się od tej klątwy, a oni...oni mają swoje powody, Harry. Nawet tego nie powinnam Ci mówić.
-Nigdzie Cię nie puszczę, rozumiesz?-pytam przerywając nas uścisk i ponownie zaciskając dłonie na mych ramionach. Po moich policzkach zaczynają spływać małe łzy.-Pomogę wam, nie ważne czy...
-Próbowałam ich namówić! Zrobiłam wszystko, ale utrzymują, że oni zaczęliby coś podejrzewać gdybyś jeszcze ty zniknął.
-Jacy oni, do cholery?!
-Po prostu obiecaj, Harry. Obiecaj mi, że nie będziesz mnie szukał, że będziesz czekał, aż sama wrócę-proszę czując jak wewnątrz mnie wybucha istny wulkan przeróżnych emocji.
Wybraniec wygląda jak właśnie dowiedział się, że bitwa ze Śmierciożercami zaczyna się od nowa, a mi przez głowę przechodzi, by powiedzieć mu wszystko, by zabrać go ze sobą i nie interesować się tym co powie reszta, ale...nie mogę. Dla naszego bezpieczeństwa.
-Ile?-pyta.-Jak długo mam czekać i zastanawiać się czy w ogóle jeszcze żyjesz?
Przełykam mocno ślinę i wtulam się w jego tors. W głowie mi się kręci, a dodatkowo mam wrażenie jakby ziemia znikała mi pod stopami. Jakby wpadała w ciemny tunel, z którego już nigdy nie wyjdę.
-W tym problem, Harry, że sama nie wiem, a...znikam dzisiaj wieczorem.
-Dzisiaj?! Hermiona to jest nienormalne, jak...-Posyłam mu błagające spojrzenie.-Dobrze, ale masz tu przyjść. Od razu kiedy wrócisz! Będę oczekiwał wyjaśnień i spędzimy ten dzień w mugolskim świecie.
-Oczywiście, że tak! Mam nadzieję, że w miarę szybko znowu się zobaczmy. A tymczasem...-Wstaję z miejsca.-Żyj własnym życiem, Harry.
-Zdajesz sobie sprawę jak śmiesznie to brzmi?-pyta stając naprzeciw mnie. Jego oczy są lekko czerwone, a moim ciałem targa spazm, który ciągnie mnie za serce w dół.
-To medalion-szepcze gdy po raz ostatni go do siebie przytulam w geście pożegnania.-Zaczarowany. Mam taki sam, Harry. Wystarczy, że pomyślisz, a te słowa, które chciałbyś mi powiedzieć pojawią się na moim medalionie i...
-...odwrotnie.
-Tak. Och, Harry!-Mocniej zaciskam dłonie na jego szyi.-Miałeś mi obiecać...
-Obiecuje-mówi cicho.-Obiecuje, że nie będę robił nic, by Cię odnaleźć, Hermiona, ale czuję, że nie skończy się to dobrze-przyznaje głośniej.-Chyba sama nie wiesz o co mnie prosisz.
-Nie dostałeś go ode mnie.-Zerkam wymownie na paczkę, która przeciwnie od nas, wciąż spoczywa na ławce.
-Wracaj szybko.-odsuwa się ode mnie i całuje mnie w policzek oraz czoło do, którego po chwili przykłada własne.
Oboje przymykamy oczy, choć moje znowu zaczynają mnie piec. Milczymy, a w głowie szukamy ostatnich słów, które chcielibyśmy sobie jeszcze powiedzieć.
Będę tęsknić.
Nie zgiń.
Czekam.
Bracie, siostro.
Tyle lat spędziliśmy razem i chce jeszcze drugi raz tyle Cię widzieć.
Przepraszam.
                     Otwieram oczy i odsuwam się. Delikatnie ocieram oczy i zaczynam cofać się do tyłu tym samym coraz bardziej się od niego oddalając.
Gdy odwracam się po raz ostatni, stoję w połowie ścieżki, daleko od Harry'ego, ten porusza ustami.
Uważaj na siebie, stara się powiedzieć na co powoli unoszę dłoń.
Z sercem, które kurczy się do tego stopnia, że znowu brak mi oddechu, macham mu wysoko uniesioną dłonią i poruszam ustami chcąc przekazać: Będę. Będę na siebie uważać.
Z dudniącym przepraszam w głowie odwracam się do niego plecami i szybko odchodzę.
Altanka i on sam stają się coraz mniejsi, a gdy skręcam w lewo znikają całkowicie.



*****


Draco



                  Gabinet Ministra Magii, profesor McGonagall, jest niezwykle przestronny.
Ciemno wiśniowe ściany ozdobione złotymi wzorami niezwykle dobrze współgrają z palącym się kominkiem. Podłoga jest brązowa, a ściany po obu stronach drzwi zastawione są przeróżnymi książkami i pergaminami czy woluminami. Gdy prowadzi mnie do swego biurka zauważam, że jest dębowe, podobnie jak ramy foteli, których obicie jest z kolei skórzane.
Mimo wszystko największą uwagę przyciąga niesamowicie duże okno za jej plecami, w którym można ujrzeć całą okolice Ministerstwa. Ludzie wyglądają jak mrówki co przypomina, że jesteśmy na najwyższym piętrze i wydają się być bardzo zapracowani.
-Przepraszam Cię za pana Thom'a, nie poinformowałam go o Twojej wizycie. Jest niezwykle pilny i ambitny, ale jak zauważyłeś i zaborczy.-Siada w fotelu i wyciąga przed siebie pergamin z szuflady biurka.-Chciałam się z tobą spotkać, Draco, ponieważ dowiedziałam się czegoś co mogłoby Cię zainteresować, w związku z tym co planujecie.
-To pani wie?-pytam unosząc brwi na co ona uśmiecha się szybko i tłumaczy, że jako Minister ma dostęp do każdej informacji na co w duchu klnę cicho. Kolejna osoba w to zamieszana i o wszystkim powiadomiona.
-Liczę, że zachowa pani wszelką dyskrecję-przestrzegam wbijając w kobietę ciężki wzrok.
Przez chwile wydaje się oburzona, ale później zapewnia, że wszystko zachowa dla siebie.
-Będę niezwykle zadowolona jeśli wam się uda. Potrzebujemy jego zeznań, bo przecież nie mogę zamknąć laboratoriów  Munga bez żadnych dowodów. Zresztą Kingsley'a też, powinien siedzieć w Azkabanie...
-Osobiście dopilnuje, by tak się stało.
-Nie chcę słyszeć o żadnych ofiarach.-Podnosi się z miejsca i staje przy tym potężnym oknie. -Jest tylko jeden problem.-Odwraca się do mnie przodem.-Okazało się, że Kingsley załatwił sobie akt zgonu. Znalazłam go wczoraj w naszej kartotece martwych czarodziei, więc formalnie on nie żyje. A takim trudno cokolwiek udowodnić.




*****

Hermiona




                 Nim wróciłam do domu, spotkałam się jeszcze z Ron'em.
Na początku nie mogłam nawet skleić jednego zdania po rozmowie z Harry'm, chciało mi się płakać, ale po czasie uspokoiłam się i dałam radę przekazać mu najważniejsze informację.
Przyjął je spokojniej od bruneta, ale też nie było mu łatwo. Również będzie na mnie czekał, ale już na samym początku musiałam obiecać mu, że nie jestem do niczego zmuszana przez Malfoy'a,
                Gdy drzwi otwierają się, przecieram oczy i prostuje się szybko.
Blondyn wchodzi do środka, a po krótkiej jeździe dłońmi po ścianie zapala światło.
-Granger?-pyta zdziwiony moją obecnością.-Dlaczego siedzisz po ciemku?
-Powiedziałam im, powiedziałam mu, Malfoy, nawet nie wiesz ile mnie to kosztowało.-Odwracam się do niego. Arystokrata przejeżdża dłonią po włosach, a po chwili siada koło mnie.
-Wiesz, że wszystko poszło za daleko byś się mogła teraz wycofać, prawda, Granger?-pyta na co przytakuję szybko czując napływającą gorzkość w ustach.
-Jesteś spakowana?-Wykonuje ten sam ruch głową.
Mężczyzna przewraca oczami.
-Czemu tak przeżywasz? Trochę przerwy od tych idiotów dobrze Ci zrobi-próbuję zażartować na co jedynie ciągnę nosem i opieram podbródek o podwinięte kolana.-Nie zachowuj się jak warzywo, Granger! Obojętność do ciebie nie pasuje.  Zawsze na mnie krzyczałaś i to właśnie przez ten charakterek zwróciłem na ciebie uwagę-woła opadając ciężko na oparcie kanapy.
-Ty w ogóle zwracasz na mnie uwagę, Malfoy?-prycham.
-Jesteś obrażona, bo wciągu dnia nie pogadaliśmy za dużo? Nie jesteśmy parą, skarbie.-Na przekór obejmuje mnie ramieniem.-Mimo, iż byś chciała.
-Na pewno nie, Malfoy.
-Spójrz mi w oczy i przyznaj, że nie chciałabyś mnie teraz pocałować-proponuje łapiąc mnie za podbródek na co przygryzam wargę, a on uśmiecha się kpiąco.
-Wiedziałem.-Podnosi się z miejsca.-Bierz walizkę i znikamy. Nie patrz się tak na mnie tylko się rusz, mój ty problemie-dodaje wyciągając dłoń w moją stronę, którą po chwili przemyślenia przyjmuję. Właśnie zaczynam coś nowego co mam nadzieję szybko się skończy.
-Zrobiłeś to specjalnie, prawda?-pytam zerkając na niego z ukosa gdy łączę kilka faktów.- Zagadałeś mnie żebym przestała myśleć o...
-Dziesięć punktów dla Gryffindor'u!-woła po czym przewraca oczami.-Blaise i Teo będą jutro-dodaje gdy nasze walizki pojawiają się koło nas.
Uderzam go w bok na co on spogląda na mnie z uniesioną brwią, a następnie krzywi się okropnie.
-Wyglądasz jak siedem nieszczęść, Granger.-Łapie moją twarz w obie dłonie i krytycznie bada wzrokiem każdy jej centymetr.-Naprawdę Ci to nie przeszkadza?
-Wybacz, że nie mam perfekcyjnego makijażu i seksownej bielizny-ironizuje i tym razem to ja przewracam oczami.
-To byłoby ciekawe doświadczenie i wiesz...liczę, że kiedyś to zobaczę.-Łapie mnie za dłoń i teleportujemy się uprzednio aportując nasze bagaże.
Między czasie przypominam sobie, że jest po siódmej wieczorem, a co za tym idzie na pewno nie pójdziemy teraz spać.



 
 
*****
 
*-wiem, że Śmierciożercy nie potrafili wyczarować patronusa, a Teodor Nott nim był, ale nikt nie powiedział, że po wojnie nie mógł się tego nauczyć.
**-Ron wspomniał, że Harry stracił dziewczynę-Ginny. Nie byli razem, ale Harry ją kochał dlatego użyto słowa dziewczyna.
 
Pozdrawiam was mocno i bardzo bym chciała, żeby rozdział się wam podobał.
Chciałam przekazać głównie m.in wartości związane ze świadomą tęsknotą i niepewnością.
Vivian Malfoy.

18 komentarzy:

  1. Dzisiaj krótko, bo jestem chora i samo przeczytanie rozdziału to istny cud.
    Pięknie ukazałaś emocje. Niepewność o własne losy. Strach. Tęsknotę. Miłość. Przyjaźń. Rozpacz. To aż tryska z tego rozdziału, który notabene jest świetny.
    Pozdrawiam,
    la_tua_cantante_

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli jesteś chora to przede wszystkim życzę Ci zdrowia :)
      Cieszę się, że ci się podoba i, że zauważyłaś emocje tu zawarte, że udało mi się je przekazać.
      Pozdrawiam mocno również :D

      Usuń
  2. Nie ma to jak w dwa dni przeczytać poprzednie opowiadanie i to. Swoją drogą jest świetne,rozdział jest świetny,ty jesteś świetna. Piszesz genialną historię,a w dodatku jakże oryginalną. Nie masz tu czegoś w stylu dwa rozdziały i najwięksi wrogowie w Hogwarcie są razem,bo coś takiego według mnie jest bez sensu. Uwielbiam czytać twoją historię i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Również tego nie lubię. Ich miłość czy tam przyjaźń w pierwszych rozdziałach jest jak dla mnie bezsensowna i naprawdę mocno nierealna.

      Bardzo chciałam stworzyć coś oryginalnego i cieszę się, że mi się udało. Niezwykle mi miło, że tak ciepło mówisz o tym bogu i historii oraz, że przeczytałaś zarówno poprzednie opowiadanie.

      Witam, witam i mam szczerą nadzieję, że zostaniesz do końca!
      Pozdrawiam mocno <3

      Usuń
  3. Bardzo dobry rozdział, fajnie wszystko opisałaś, i ogólnie bardzo ciekawy. Czekam z niecierpliwością na kolejny.
    Serdecznie pozdrawiam,
    Tsuki <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się dodać kolejny jak najszybciej , dziękuję, że przeczytałaś i pozostawiłaś po sobie ślad.
      Zresztą jak zawsze ;)
      Pozdrawiam również, Tsuki!

      Usuń
  4. Pożegnanie Miony i Harry'ego było cudowne. Mis się aż łezka w oku zakręciła.Te wszystkie emocje zawarte w rozdziale są po przeczytaniu tak silne, że aż wyczuwalne w atmosferze. Nie mam jakoś pomysłu na długi komentarz bo brakuje mi słów do tego co napisałaś. Do tego, jakie emocje towarzyszą czytaniu tego. Po prostu wspaniałe. Nic dodać, nic ująć. Warto jest czekać na te rozdziały bo są po prostu tak emocjonujące i ciekawe choć czasami jak każdemu zdarza się jakiś błąd.
    Pozdrawiam, życzę czasu i weny.
    ~Jess

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo chciałam, by te ich pożegnanie na jakiś czas było...,,jakieś''. Nie sztuczne, ale zarówno i nie zwyczajne, bo oni są wyjątkowi. Cieszę się, że udało mi się wzbudzić u Ciebie i u pozostałych czytelników emocje.

      Bardzo dziękuję!
      I Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  5. piękny rozdział

    rozmowa przyjaciół pełna emocji, aż sama się wzruszyłam a później jeszcze Draco
    widzę, że zaczyna się akcja i tak na prawdę znów rozpocznie się walka, dzięki czemu będzie ciekawiej. Wcześniej było więcej szpiegostwa, jeśli tak to można nazwac. A teraz wyprowadzka, zostawienie przyjaciół, ukochanych...
    czekam już na następny rozdział

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję!
      Tak masz rację, ale nie będę ciągnąć tej walki w nieskończoność. Jej skutków też nie zdradzę ;)
      Tak, dużo tego się uzbierało. Emocji, wydarzeń i wątków, ale jeśli Ci się podobają to bardzo się cieszę.

      Pozdrawiam również!

      Usuń
  6. Rozdział cudowny, pełen emocji i uczuć, tych pozytywnych ale również i negatywnych. Uwielbiam jak przedstawiasz odczucia bohaterów, normalnie czuję to wszystko o czym ty piszesz ;)

    Cieszę się, że Harry i Pamela są razem. Bardzo na to zasługują ;) Może za niedługo Wybraniec pogodzi się też całkowicie z Ronem choć nie dziwię mu się, że nie potrafi jeszcze do końca odbudować ich przyjaźni. Zawsze odbudowa nadszarpniętych relacji nie jest prosta i trwa dosyć długo...

    Ciekawe jak będzie przebiegał cały plan dotyczący złapania Kingsley`a. Zapowiada się to bardzo interesująco...

    I ta rozmowa Draco i Herm... oni są niemożliwi i szczerze mówiąc uwielbiam ich relację ;)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak mi miło!
      Kiedyś już chyba o tym wspominałaś, ale samo to, że mi się udaje odbieram jako własny drobny sukces :)

      Na razie są i jest dobrze. Nie wiem czy w przyszłości coś się nie namiesza, ale chyba byłoby tego i za dużo.
      Nie jest prosta, ale opłacalna :)

      I mam nadzieję, że będzie interesująco ;)

      Chciałam, by było dobrze zbudowana. Nie przesadzona, nie za słodka, ale i nie za okropna. By nie utracić ich charakterów i cech.

      Pozdrawiam mocno!

      Usuń
  7. kocham twojego bloga a ter rozdział po prostu rewelacja z niecierpliwością czekam na dalszy ciąg.pozdrawiam i życzę duuuużo weny ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy zaczynałam nie spodziewałam się tak mocnych słów.
      Teraz też są dla mnie jakby czymś obcym na wskutek, których pytam w duchu ,,na pewno mojego?''.
      Bardzo Ci dziękuję, kimkolwiek jesteś, bo takie słowa zawsze będą dla mnie duże i ważne.
      Tak jak każdy czytelnik <3

      Pozdrawiam mocno!

      Usuń
  8. kiedy następna część?

    OdpowiedzUsuń

Witaj

Tytuł aktualnego opowiadania: Czarny Raj
Tematyka : Potterowskie
Para : Dramione
Autor : Vivian Malfoy
Szablon : Szablownica




Obserwatorzy