Pansy
Krzyczę gdy ciało Seamus’a zostaje obdarzone kolejnymi uderzeniami.
Kingsley, Moody i jeszcze jeden, nieznany mi auror,
maltretują jego ciało zdając sobie sprawę, że będę chciała zaprzestać tortur na
nim oraz fakt, że potrafię znieść wiele i na pewno nic bym im nie powiedziała.
Tym razem nie chodzi o mnie, a o niego. Mężczyznę, którego ból wykorzystują
przeciwko mnie.
-Powiedz nam gdzie mieszkają, co planują! –krzyczy
nieznajomy jednocześnie uderzając głową Seamus’a o podłogę z taką wprawą, że
zapewne musiał to robić już wiele razy.
-Nic nie mów, jeśli zrobisz inaczej moja śmierć pójdzie na
marne! –prosi brunet podnosząc na mnie wzrok. Zaciskam usta w cienką linię
podczas gdy wewnątrz mnie zachodzi ostra walka, czy mam posłuchać Gryfona czy
też nie.
-Zginę Pansy już nie długo...to tylko kwestia
czasu...proszę. –mówi, a już po chwili zaczyna łapczywe próby zdobycia powietrza na wskutek zaklęcia, które w jego
stronę posłali.
-Nie! –krzyczę. –Nic wam nie powiem!
Zakon Feniksa podniósł na mnie wrogie spojrzenie, a jeden z
nich ruszył w moją stronę.
Z ust leżącego na ziemi mężczyzny wydostał się kolejny jęk
spowodowany albo okrucieństwem tej sytuacji albo bólem, którym znowu został
obdarzony.
Przez moje ciało przelewa się kolejna dawka bólu i dreszczy
spowodowanych zimnem, które tu panuje.
-Przyjdziemy jutro, suko. Z Veritaserum. –informuje Moody, a
po chwili uderza mnie otwartą dłonią prosto w twarz. –Kingsley może wpadnie
wieczorem, prawda? –dodaje powodując śmiech u nieznajomego i Ministra, który
ochoczo kiwa głową.
Łapie się za pulsujący policzek i przymykam oczy nie mogąc
patrzeć na coraz to większą, czerwoną kałuże w pobliżu skatowanego przyjaciela
oraz na lubieżny uśmiech Schackabolt’a.
Gdy
wychodzą z celi, a raczej piwnicy sądząc po wyczuwalnej wilgoci i budownictwie,
roznosi się krótki koncert przeróżnych zamków i zasuwek.
-Seamus, przepraszam...przepraszam. –szepczę gdy klękam koło
niego jednocześnie sycząc z bólu przez rany, które i mi ozdobiły ciało.
-Nie chcę tak zginąć, Pansy. –odszeptuje. –Nie chcę umrzeć
ze świadomością, że nic się nie zmieni, że zginąłem nadaremnie.
-Po prostu nie karz mi więcej tego robić. –proszę. –Albo
podejmować takich decyzji.
*****
Draco
Nie mogłem zasnąć, ale to nic nowego. Fakt, że przyczyniła się do
tego Granger również nie jest dziwny, gdyż nie raz nie mogłem przespać nocy z
powodu tego, iż wyprowadziła mnie z równowagi. Swoją drogą to zadziwiające, że
tylko ona, jako jedyna kobieta na świecie, można doprowadzić mnie do takiego
szału.
Jednak według chłopaków z, którymi udało mi się trochę porozmawiać gdy
spotkaliśmy się w salonie, naznaczeni brakiem snu i zmęczenia, i ja nie jestem
bez winy.
Uważają, że również powinienem powstrzymać swoją złość jeśli
od niej tego wyczekuję i nie dać się ponieść.
Łatwo się mówi, prychnąłem wtedy pod nosem. Nie znają
jej tak jak ja, nie wiedzą do czego jest zdolna, a ja nie mogłem dalej znosić
jej humorów i faktu, że obraziła się na mnie jak małe dziecko tylko dlatego, że
ostatnio powiedziałem coś co ją
obraziło.
Ale czy ona mnie nie obraża?! To wredota w ludzkiej skórze,
która jak na złość wychodzi tyko wtedy kiedy to ja jestem w pobliżu.
Z
resztą nie mogę być dla niej miły. Co prawda nienawiść, którą do niej czułem
zmieniła się w obojętność po ukończeniu szkoły, ale ona nie musi o tym
wiedzieć.
Tak samo jak o tym, że wcale nie uważam ją za brzydką i
nieatrakcyjną kobietę.
W życiu pierwszy nie wyciągnę do niej ręki. Przynajmniej nie
wtedy kiedy ona nie okażę krzty uprzejmości.
I nie ważne, że według reszty wcale nie jest wrogo
nastawiona. Nie znają jej tak jak ja, co jeśli powiem na głos brzmi naprawdę
strasznie.
Z drugiej strony jednak taka jest prawda. W szkole zamieniali
ze sobą jedynie parę słów, nie kiedy z czystej konieczności lub w ogóle nie
rozmawiali, a chyba nikt nie poznał jej gorszej strony tak dobrze jak ja.
Osobiście sądzę, że ma chyba tylko tą złą stronę.
Znamy się praktycznie od dzieciństwa, więc równie dobrze gdyby wszystko
potoczyło się inaczej to ja mógłby się z nią przyjaźnić zamiast Potter’a czy
Weasley’a.
Szczerze mówiąc nie żałuję, że jest tak jak jest. Nie
wytrzymałby z nią nawet jednego dnia dlatego zawsze uważałem, że Wybrańcowi i
Łasicy naprawdę należy się medal. Oczywiście jak dla mnie powinien on być
pierwszym i ostatnim w ich życiu.
Bo
czy normalne jest, że kiedy jest zdenerwowana marszczy nos tak, że wygląda jak
niektóre wyrzeźbione wiedźmy na terenie Hogwartu?
Albo te jej rumieńce, które wpływają na jej twarz od razu
gdy poczuje złość czy wstyd, które, swoją drogą, to ja przywróciłem?
Już pomijam fakt, że używa w stosunku do mnie przemocy i rzuca we mnie wszystkim co tylko znajdzie
się pod ręką. Nawet gdyby usunąłbym to
z pamięci i tak nie potrafiłbym znaleźć u niej żadnej zalety.
Zawsze gdy w
bibliotece czytała jakąś książkę, przejeżdżała piórem po ustach za co miałem
ochotę udusić ją gołymi rękami i co bardzo dokładnie widziałem mimo, iż zawsze
wybierałem stolik, który był najdalej od niej.
A czy przejawem życzliwości jest to, że gdy patrzy na mnie
jej oczy ciskają gromy, tak realistyczne, że niekiedy mam ochotę odskoczyć bądź
odłożyć wszelkie metalowe rzeczy, które mam w pobliżu, bojąc się, że naprawdę
uderzy mnie jakiś piorun?
Nikt nie wmówi mi, że to, iż trzęsie się gdy jestem w
pobliżu nic nie znaczy.
Oczywiście kiedy próbowałem się dowiedzieć poczęstowała mnie
swoimi decybelami. Doprawdy miłe i urocze.
Szczerze mówiąc dziwie się, że tylko mnie doprowadza do
takiej irytacji. Jest straszną marudą i wybrzydza gorzej ode mnie, więc
zachodzę w głowę jak Potter mógł tego nie zauważyć.
Pije tylko i wyłącznie mugolską herbatę, w dodatku z
goździkami, a piwo kremowe toleruje jedynie z imbirem.
Krzywi się gdy zauważy lub poczuje Ognistą Whiskey, a brwi
same podjeżdżają jej do góry, gdy ktoś popełni jakiś błąd w wypowiedzi czy
powie coś co według niej jest nieodpowiednie, nielogiczne, niepoprawne czy absurdalne.
W dodatku, co może nie jest jej winą, jest niska. I to
bardzo, a mnie denerwuje fakt, że zawsze gdy z nią rozmawiam, a raczej się
kłócę, musi patrzeć na z wysoko zadartym podbródkiem, nawet kiedy ma na nogach
obcasy. Irytuje mnie, że zawsze musze zobaczyć w tych brązowych oczach
gryfońską dumę, upartość i męstwo.
W jej przypadku trudno stwierdzić co wkurza człowieka
najbardziej. Od samego patrzenia nad nią można cholery dostać, a kiedy usłyszę
się jej krzyk, co gorsza skierowany, do Twojej osoby nachodzi Cię
niewyobrażalna chęć mordu.
Zawsze odczuwam tę mieszankę złości i pokrewnych jej uczuć
gdy nie może oprzeć się, by nie wytknąć mi mojego...usposobienia.
Na każdym kroku, no może prawie każdym, wypomina mi jakim to
jestem erotomanem, że we wszystkim znajduję pobudki seksualne czy, że krzywdzę kobiety
z którymi się spotykam, a raczej spotykałem, ale nadrobię tę zaległość, i wykorzystuje je, by ulżyć jedynie sobie i
swoim seksualnym napędom.
-Draco, choć szybko!
–woła Teo wchodząc do mojego (i Granger) pokoju. –Elfias się ocknął, nie mamy
chwili do stracenia! –dodaje i wylatuje z pomieszczenia jak z procy nie dając
mi szansy, by się odezwać.
Szybko podnoszę się z miejsca i kieruje się w stronę pokoju,
w którym przetrzymujemy Doge’a. Idąc nie mogę pozbyć się wrażenia, że Teo nie
jest już tym zgarbionym ponurakiem, którym był wczoraj. Przez ułamek sekundy
mogłem ponownie ujrzeć iskry w jego ciemnych oczach, energię, która go wręcz
rozrywa i lekki uśmiech pełen satysfakcji i uniesienia.
Wchodząc do celi Elfias’a, gdzie pozostali już są, nie mogę
pozbyć się nadziei, że jego przebudzeni doda energii i hartu ducha zarówno
reszcie jak i mi.
-Panowie...
-Milcz, Elfias’ie. –przerywa Blaise dociskając mu różdżkę do
gardła –Gdzie jest moja żona?
-To ty masz żonę, Zabini? –pyta uśmiechając się chytrze, a
kiedy zauważam stan przyjaciela tylko jedno przychodzi mi na myśl. Idiota. Nie
wie co może mu się stać jeśli nadal będzie się tak zabawiał.
I nie musze długo czekać. Już po chwili Blaise unosi jego
krzesło za pomocą różdżki i zaczyna uderzyć nim o ściany i sufit, jednak gdy
słyszy pierwsze krzyki porwanego z hukiem opuszcza go na ziemie wiedząc, że nie
możemy pozwolić, by znów zemdlał.
-Gdzie jest moja żona?! –krzyczy ponawiając pytanie.
-Nie rozglądaj się tak, nikt Ci nie pomoże. –mówię
zauważając jak winowajca rozbieganym wzrokiem wodzi po pomieszczeniu.
Wzdychając ciężko podchodzę do niego. –Nie mamy czasu Elfias’ie! Albo powiesz
nam teraz o wszystkich waszych kryjówkach albo użyjemy na tobie Veritaserum,
które czeka na Ciebie już kilkanaście godzin....
Twarz porwanego blednieje jakby dopiero teraz zdał sobie
sprawę z powagi sytuacji.
Na jego wysokim czole pojawia się, duża, długa zmarszczka, a
ja sam zastanawiam się co bardziej go przeraża.
To co my możemy mu zrobić czy to co Kingsley mu zrobi gdy dowie
się, że to on wyśpiewał nam ich kryjówki, w których trzymają więźniów.
-Jeśli mnie wypuścicie nikomu nie powiem, że ty wy!
–obiecuje szybko dając nam ostateczny dowód, że panika ogarnęła całe jego
ciało.
-Nie wyjdziesz stąd Elfias! Zrozum to wreszcie, stara gnido!
–woła Teo, zniesmaczony jego łkaniami po czym posyła w jego kierunku kolorowy
płomień.
Mężczyzna zaczyna krzyczeć kiedy na jego ciele pojawiają się
drobne rozcięcia. Kręcę głową widząc litość przyjaciela i jednym ruchem
nadgarstka powiększam rany, które zyskał od Teodor’a.
-Wypuście... –szepcze jednocześnie dusząc się krwią z
rozciętej wargi.
-A wy wypuścicie Pansy?! –krzyczy Blaise, który
najwidoczniej ma dość tej zabawy w kotka i myszkę. –Nawet nie mam pewności czy
żyje! Ona i moje dziecko! –krzyczy z zaszklonymi oczami.
W pokoju zalega cisza w czasie, której Elfias odzyskuje
kolory na twarzy.
Jedynym odgłosem, który rozbrzmiewa w pokoju jest tykanie,
dużego zegara, który jednocześnie przypomina nam, że czasu mamy coraz mniej i,
że musimy działaś jak najszybciej.
-Dobra, dosyć tej zabawy. –mruczy stojąca do tej pory cicho,
Granger. Kobieta odpycha się od ściany, o którą była oparta i chwyciwszy
Veritaserum zdecydowanym krokiem podchodzi do skrępowanego, starszego
mężczyzny.
Korzystając z elementu zaskoczenia łapie go za podbródek i
wręcz wpycha mu do ust szklaną fiolkę.
Niczego nie spodziewający się członek Zakonu Feniksa
przełyka serum prawdy, a kiedy dochodzi do niego co właśnie przełknął zaczyna
się krztusić, lecz jest już za późno.
Veritaserum dostało się do jego wnętrza i lada moment
zacznie działać.
-Dzięki. –mówi Blaise podnosząc krzesło wraz z Elfias’em,
którego ciało zaczyna się trząść.
-Wymień kryjówki Zakonu Feniksa, w których przetrzymujecie
uprowadzonych! –wołam wiedząc, że teraz pójdzie już z górki.
*****
Teodor
Nie czekaliśmy na nic więcej. Kiedy tylko Elfias wyjawił nam miejsca, w
których możemy znaleźć Pansy, a Potter wraz z Weasley’em teleportowali się do
naszego domu, wyruszyliśmy od razu.
Niestety wiedziałem od
początku gdzie przypadnie mi się udać. Będę musiał zburzyć mury, które tyle
czasu wybudowałem.
Teleportuje się z
Blaise’m w miejsce gdzie kiedyś mnie więziono i, z którego mnie uratowali, będę
musiał jakoś utrzymać się na nogach. Wiem też, że jeśli wrócimy stąd bez
jakichkolwiek komplikacji, ostatecznie pokonam przeszłość, która tak uparcie
mnie męczy.
Trudno określić gdzie to właściwie jest. Przetrzymywali mnie w małym
domku przy Forest of Dean*, a raczej jego podziemiach, który dla wszelkich
przechodnich był domkiem mugolskiego myśliwego, bo nie było to w magicznej
części Londynu.
Gdy wchodzimy do
środka, wcześniej dokładnie oglądając go od zewnątrz, drzwi skrzypią równie
uciążliwie co podłoga po, której stąpamy.
Spokojnym krokiem kierujemy się w stronę klapy, która
schowana jest pod grubym, szarym i zniszczony dywanem.
Z coraz szybciej bijącym sercem idę przed siebie podczas gdy
każdy krok jest dla mnie wielkim wyzwaniem.
-Teo, czy to...
-Tak, Blaise. To moja krew. –przerywam dobrze wiedząc o co
chce zapytać, a gdy podążam za nim zauważam zaschnięte czerwone plamy na
podłodze i ścianach, które powodują, że przez moment trudno złapać mi
powietrze.
Odruchowo łapie się za ramię.
-Jesteś gotowy? –pyta
kierując swój wzrok na klapę odgarnąwszy wcześniej szary dywan. Przytakuję.
Blaise klęka na ziemi i powoli podnosi klapę do góry.
Zapach stęchlizny uderza
nasze nozdrza, a mrok, który tam panuje wygląda jak część jakiegoś
śmiercionośnego ducha.
Mrok i tylko mrok. To mój nowy towarzysz, nowy najlepszy
towarzysz.
Leżałem na plecach wdychając zapach własnej krwi
jednocześnie licząc krople spadającej z góry wody. Pewnie padało, a dach i
podłoga nie jest zbyt szczelna, myślę.
-Wyglądasz okropnie. –rzucił Moody wtargnąwszy do
pomieszczenia.
Uśmiechnąłem się sarkastycznie.
-I tak trzymam się lepiej niż ty. –odszczekuje dostając za
to nagrodę w formie Secptumsepra'y.
Nie krzyczę to nie ma już sensu. Moje ciało tylko wije się
z bólu, a dusza spogląda na mnie z góry śmiejąc się w najlepsze. To takie
żałosne.
A mojej krwi mam w około coraz więcej.
Moje ciało trzęsie się
wystraszone. Blaise posyła mi pytające spojrzenie, ale nie poddaje się. Zabini przytakuję uśmiechając się lekko. Szepcze
zaklęcie, a kiedy z jego różdżki wydobywa się blady obłok wskakuje do środka.
Do otulającego mnie niegdyś mroku.
Czekam chwilę, a kiedy słyszę znak, który miał
mi dać przyjaciel, biorę wdech i skaczę w ciemność otulany słowami Katie, które
na zawsze zapadły mi w pamięć.
Musisz być silny, a jeśli będziesz to wszystko szybciej
się skończy. I spotka nas największa nagroda. Będziemy razem.
*****
Harry
Moja szczęka opadła niesamowicie nisko gdy
dowiedziałem się, że możliwym jest, by Pansy była w ich drugiej kryjówce, a
mianowicie opuszczonym przez pozostałych czarodziei magazynie, który znajduje
się na granicy świata czarodziejskiego i mugolskiego.
Przecież mieszkam w
pobliżu!
Po kilku, szybkich dyskusjach puściliśmy
Hermione z Malfoy’em choć nie byliśmy szczególnie zachwyceni.
Przyznam się, że naprawdę
to ja chciałem się z nią teleportować, bym nie musiał oglądać przepraszającego
uśmiechu, który serwuje mi na co dzień Ron.
Szybkim krokiem mijamy kamienice nie
zamieniając ze sobą ani słowa, gdyż to, by nas jedynie spowalniało.
Przechodzimy koło
ulicznego sklepu, mojego bloku i mieszkania pasera, który sprzedaje kradzione
auto, różdżki i mniejsze dodatki.
-Sądzisz, że jest jakaś
szansa, by tu była? –pyta Ron gdy
magazyn, którego jeszcze nie dawno widzieliśmy sam zarys, teraz
rozpościera się przed nami w całej okazałości.
-Zawsze jest szansa.
–odpowiadam w duchu modląc się, by naprawdę tu była.
Rozglądamy się, a kiedy
nie zauważamy nikogo w pobliżu wchodzimy do środka zdecydowanym krokiem.
Wyciągam różdżki z kieszeń
i kieruje się w głąb jednopiętrowego magazynu.
Parter jest pusty. Jedynie w okolicach
brudnych, a nawet wybitych, okien stoją stosy drewnianych palet i kupki
popiołu.
Kiedy po krótkim spacerze
nie znajdujemy nikogo, zaczynamy wspinać się po
nierównych schodach na górę zdając sobie sprawę, że jeśli nie będzie jej tu, to
jedyną szansą są pozostałe kryjówki.
Szybko odwracamy się za
siebie gdy dźwięk spadających desek roznosi się po piętrze.
-To tylko kot. –pomrukuje
Ron krzywiąc się z powodu naszej przewrażliwionej natury, podczas gdy czarny
jak smoła winowajca przechodzi między naszymi nogami i z gracją schodzi po
szerokich schodach na dół.
-Ty na prawo, ja na lewo.
–postanawiam i odchodzę szybko nie dając mu szansy na protest.
Otwieram po kolei każde
drzwi, a moje rozżalenie powiększa się gdy me oczy widzą jedynie pustkę.
Kopę w kolejny stos palet
warcząc pod nosem.
Och, oby pozostali ją
znaleźli, bo jeśli nie to nie wiem co stanie się z Blaise’m. Mężczyzna
strasznie cierpi, ale tylko idiota mógłby mu się dziwić. W końcu stawką jest
jego żona i dziecko, które jeszcze się nie narodziło.
-Nie ma jej. –rzuca Ron
gdy spotykamy się po chwili w poprzednim miejscu.
-Tam też nie.
*****
Hermiona
Do tej pory wydaje mi się to
nieprawdopodobne, bowiem okazało się, że Święty Mung współpracuje z Zakonem
Feniksa.
Byłam pewna, że nic mnie
już nie może zaskoczyć, że znam już wszystkie mroczne sekrety tego świata, w
którym bądź co bądź żyłam tyle lat, i, że żadnych kolejnych już po prostu nie
ma. Strasznie się zawiodłam.
-Mung ma w swoim szpitalu
podziemia, a one z kolei należą do Zakonu, który zamyka tam swoich więźniów.
Układ ten zawarli już dawno, wręcz na samym początku pracy Kingsley’a na
stanowisku Ministra Magii.-mówi gdy stoimy przed naszym domem.
-To niewiarygodne. Miałam
okres w życiu, w którym chciałam tam pracować! –wołam przypominając sobie
etap podczas, którego zdecydowałam, ze
będę magomedykiem jednak po wojnie wszystko się zmieniło, a Zakon zatrudnił
mnie w swoich szeregach.
-Obie strony na tym
korzystają. –wzrusza ramionami blondyn. –Zakon może katować światków ile tylko
chce, co w większości przypadków owocuje szybszym zdobyciem informacji, a w
razie gdyby przesadzili mają dla swoich niewolników darmową opiekę medyczną.
Mung natomiast zyskał, no cóż...króliki doświadczalne. –wyjaśnia z lodowatym
uśmiechem łapiąc mnie za dłoń.
Teleportujemy się w zaułek za szpitalem, a
kiedy wychodzimy na główną ulicę, Malfoy puszcza moją dłoń krzywiąc się lekko.
Nie reaguję na jakiego
minę, bo jestem już do niego przyzwyczajona. Dodatkowo jakby nie patrzeć taki
jest jego urok, a bez tej złośliwości i dumnej postawy nie byłby sobą, a muszą
być i tacy w magicznym świecie.
Mimo wszystko niektóre
jego zagrania są nad wyraz irytujące. Ta wyniosłość i fakt, że pytania, na
które nie udzieliłam mu odpowiedzi ostatnim razem, wciąż nie opuszczają mojej
głowy. Po za tym do tej pory nie potrafię znaleźć na nie rozwiązania co
momentami doprowadza mnie do białej gorączki.
Fakt, nie nienawidzę go,
ale czy on musi to wiedzieć? I tak nic, by to nie zmieniło, a zdaję sobie
sprawę, że kiedy to wszystko się już skończy, kiedy obudzimy się z tego
koszmaru na wskutek wygranej jednej ze stron, rozejdziemy się.
Odejdziemy w różne strony
i pewnie nie spotkamy się więcej choć przyznam –niechętnie –, że będzie
brakowało mi naszych wzajemnych złośliwości, a nic nie będzie w stanie tego
zastąpić. Znam go od kilku, długich lat i wiem, że nie ma na ziemi drugiego
takiego czarodzieja oraz, że nikogo ego nie jest tak wielkie jak jego.
Kiedy blondyn odbija w prawo nie chcąc
przechodzić koło aurorów, którzy i tak nie rozpoznaliby nas na wskutek eliksiru
wielosokowego, który zażyliśmy, przypominam sobie, że to właśnie my dostaliśmy
najtrudniejsze zadania.
To my, ja i Malfoy, mamy
największe zagrożenie niepowodzenia, wpadki i komplikacji, które mogą się
pojawić z każdym niewłaściwym ruchem.
-Sądzisz, że naprawdę
Kingsley trzymałby ją jako... –przełykam ślinę. –królika doświadczalnego?
-Dlaczego, by nie? –pyta
unosząc lewą brew.
-Choćby dlatego, że różne
szczepionki czy leki lepiej stosować na chorych lub starych, nie sądzisz?
–pytam lekko ironicznie. –W dodatku Pansy jest w ciąży, a nie uwierzę, że wśród
wszystkich magomedyków-kobiet nie znajdzie się choć jedna, która sprzeciwiłaby
się z powodu zagrożenia, które może spotkać dziecko.
-Nie zapominaj, że
istnieje coś takiego jak Imperius,
Granger. –zauważą zgryźliwie.
Przebijamy się przez tłum
i nie postrzeżenie wchodzi w uliczkę, z której można dostać się do tylnego
wejścia dla pracowników.
-W dodatku wątpię, że
Kingsley zastanawia się nad takim błachostkami. Dla niego najważniejsze jest to, że w ogóle ją ma, bo sądzę, że
pewnego rodzaju sentyment, który do niej żywił jeszcze mu nie przeszedł.
–kontynuuje po chwili arystokrata.
Spoglądam na niego
zaskoczonym wzrokiem nie wiedząc co ma na myśli.
-Jaki sentyment?
-Nie wiem czy mogę Ci
powiedzieć. To...osobiste. –stwierdza gdy opieramy się o ścianę budynku i
nakładamy na siebie zaklęcie kameleona.
Nasz plan jest prosty. Pod
owym zaklęciem wtargniemy do środka i skierujemy się do samych piwnic, by
przekonać się czy jest tam Pansy. Jeśli będzie skorzystamy z elementu
zaskoczenia i zaatakujemy. Jeśli nie wyjdziemy niepostrzeżenie, gdyż nie możemy
niepotrzebnie zasygnalizować swojej obecności. Stworzylibyśmy zamieszanie, a
dyrektor na pewno przekazałby przebieg wydarzeń Kingsley’owi, który z kolei
domyśliłby się kto wtargnął do Munga i z obawy przeniósłby Pansy w inne
miejsce. Takie, którego Elfias nie zna.
-No wiesz co!
Zaprzyjaźniłam się z wami i naprawdę się o nią martwię. –prycham na jego słowa.
–Po za tobą oczywiście. –dodaje szybko.
-Już kiedyś ją
uprowadzili. –zaczyna powodując, że czuję lekkie zawroty głowy z powodu
kolejnych nieznanych mi faktów i sekretów. –Wzięli ją niecały tydzień po tym
jak odbiliśmy Teo, kiedy wracaliśmy z Pokątnej. Wiesz, później obwiniał się, że
to przez niego....Oczywiście zabraliśmy ją, z jednej z komnat Ministerstwa, ale
Kingsley zdążył ją zgwałcić.
-Dlatego jej krew...
-Jest brudna. Tak sądzi.
–przerywa. –Tylko ona oczywiście. Sam uważam, że jest wspaniałą kobietą, a
Blaise naprawdę ma szczęście, że na nią trafił. Zawsze wyciąga nas z problemów
i nigdy nie powiedziała, że ma nas dość. Choć powinna. Zawdzięczamy jej wiele,
a ja cieszę się, że mam taką przyjaciółkę jak ona...ale teraz jej nie ma.
-Otwieram szerzej oczy jednak po chwili, gdy chcę dodać coś więcej, tylne
wejście otwiera się, a na zewnątrz wychodzi wysoki magomedyk z papierosem w
dłoni.
Tak, nałogi są
najsilniejsze. I zazwyczaj wygrywają.
Zerkam na Malfoy’a, a raczej na
miejsce, w którym powinien być, po czym wślizguję się do środka.
Biel pomieszczeń od razu
mnie uderza, a charakterystyczny, szpitalny, sterylny zapach wchodzi mi do
nozdrzy.
Odwracam się czując czyjąś
dłoń na plecach, a kiedy słyszę drobny szept Rusz się, Granger wiem, że to blondyn za mną stoi.
Kierujemy się w stronę
pokoju, w którym według planów budynku, które załatwił jedne z naszych
informatorów, znajduje się zejście do piwnic, lecz gdy z naszej lewej nadchodzi
pięcioosobowa fala lekarzy blondyn przesuwa dłoń z mych pleców na dłoń, którą
po chwili ściska.
Przeklinam fakt, że musimy
utrzymywać kontakt cielesny, by się wzajemnie nie zgubić, a do mojej głowy wchodzi myśl, że będę
musiała zwrócić mu uwagę za manewr, który właśnie wykonał. W końcu gdyby w porę
nie odnalazł mojej dłoni rozdzieliliby nas magomedycy, a to nie skończyłoby się
za dobrze.
Stajemy w pobliżu drzwi i czekamy na
lekarza, który akurat będzie tam wchodził. Na szczęście nie musimy długo go
wyczekiwać, gdyż już po chwili wychodzi z sąsiedniego pomieszczenia, w którym
przez chwilę, gdy drzwi są otwarte, zauważamy jasne biurko i unoszące się w
powietrzu przeróżne zdjęcia pacjentów.
Czekamy, aż przekroczy
próg, a kiedy to robi wchodzimy za nim ledwie unikając uderzenia drzwiami.
Kiedy tylko schodzimy na dół, do pomieszczenia, którego w ogóle
nie powinno tu być, po plecach przechodzą mi dreszcze.
Krzywię się gdy rozglądam
się dookoła, kiedy do moich oczu dostają się jasne ściany i izolatki z
szerokimi, szklanymi oknami, w którym zamknięci się pacjenci w białych kaftanach.
Mijamy ubranych w kitle
lekarzy, spośród których niektórzy pchają wózki ze szczepionkami i różnymi
preparatami.
-Widzisz ją gdzieś?
–słyszę przy uchu. Zaprzeczam cicho bojąc się wpadki.
Wnikamy głębiej w lekarski
labirynt, zakazany labirynt, a gdy dochodzimy do ostatnich drzwi Najcięższe
przypadki rozglądam się dookoła i po chwili
wchodzimy szybko do pomieszczenia,
korzystając tym samym z chwili ich nieuwagi.
Ku mojemu zaskoczeniu jest
ciemno. Ściany wydają się siwe, a światło jest zgaszone.
Cisza, która tu panuje
sprawia wrażenie złowrogiej, a jedynym
zauważalnym elementem na pierwszy rzut oka są błyszczące oczy niektórych
więźniów.
-Pansy... –szepczę wodząc
wzrokiem wokół siebie. Malfoy cicho wymawia zaklęcie, a już po chwili światło
jego różdżki zaczyna wodzić po izolatkach.
Zamknięci składają się
głównie ze starszych osób choć nie brakuje też kobiet trochę starszych ode
mnie, które wciśnięte są w rogi pomieszczeń.
Oczy większości są
zaszklone, a usta zaschnięte. Odwracam wzrok nie chcąc dłużej podziwiać ich
odstających żeber i rąk
wyglądających jak długie,
cienkie patyki, które mogą złamać się pod każdym, najmniejszym ciężarem.
-Nie ma jej tu. –informuje
blondyn głośno, który nie konsultując się ze mną postanowił przejść się wzdłuż
pomieszczenia.
-Mieliśmy się nie
rozdzielać. –przypominam i denerwuje się gdyż na pewno na jego twarz wpłynął
teraz ten jego sarkastyczny uśmiech. Nie muszę go widzieć, by to wiedzieć.
-Teleportujemy się? –pyta
podchodząc w moją stronę, z czego zdaje sobie sprawę słuchając jego kroków,
jednocześnie puszczając moją wcześniejszą uwagę mimo uszu.
-To nie jest moja ręka,
idioto! –krzyczę gdy jego dłoń zamiast złączyć się z moją, przesuwa się na moje
pośladki.
-Pomyłka. –zauważa
ironicznym tonem po czym łapie mnie za rękę, tym razem skutecznie.
Otoczenie między nami
rozmywa się, a już po chwili ponownie jesteśmy w naszym domu.
*****
Draco
-Miejmy nadzieję, że im
poszło lepiej. –mówię gdy siadamy na kanapie w salonie, który byłby pusty gdyby
nie my.
-Powinni już wrócić.
–mruczy kobieta znajdująca się naprzeciwko mnie, spoglądając na zegarek. Mimo
wszystko wciąż z lekko naburmuszoną miną za incydent, który odbył się chwilę
temu.
-A jeśli i oni jej nie
znaleźli? –pytam gdy do mojej głowy po raz kolejny napływają słowa, których tak
nie lubię. Bezsilność, słabość, niepowodzenie. –Co dalej?
-Cóż...Elfias nic więcej
nam nie powie, w końcu to jedyne co wie. –odpowiada lekko przekrzywiając głowę.
–Wyszłoby na to, że Kingsley ma jeszcze jakieś miejsce, o którym nikomu nie
powiedział.
-Może po prostu nie jemu.
–prostuje odchylając głowę do tyłu. Brunetka zerka na mnie niepewnie i kilka
razy otwiera usta, z których nie wydobywa się jednak żaden dźwięk.
Po chwili podnosi się z
miejsca i rzuca przez ramię idąc w stronę kuchni:
-Zrobić Ci herbaty?
-Kawy. –odpowiadam czując,
że mój organizm potrzebuję solidnej dawki kofeiny i energii, by nie został
pokonany przez przygnębienie. –Nie wiem jak możesz pić herbatę z goździkami...
-Skąd wiesz, że taką piję?
–pyta lejąc wodę do czajnika. Czyli po
mugolsku.
-Kiedy na siódmym roku,
zrobiłem Ci inną wylądowała na moich spodniach. –przypominam, a po chwili
zauważam, że nieświadomie próbuję odciągnąć jej uwagę od reszty, która jeszcze
nie wróciła jak i od naszego niepowodzenia.
-To był przypadek.
–odpowiada z lekkimi rumieńcami. Czyżby powróciła stara Granger?
Zalewa nasze kubki
wrzątkiem. –Nie musiałeś tak machać rękoma, kiedy trzymałeś szklankę w dłoni...
-Trzeba było mnie nie
denerwować. –ucinam wciąż nie unosząc głowy. –Swoją drogą do tej pory uważam za
niedorzeczne to, że McGonagall za karę zamieniła mnie na skrzata domowego dla
Ciebie. W dodatku na cały tydzień. –prycham na co ona przewraca jedynie oczami.
-Wiem, że nie powinnam tak mówić, w końcu jeszcze nie
wrócili, ale sądzę, że Kingsley trzyma ją całkiem gdzie indziej. Gdzieś, gdzie
czułby się bezpiecznie, pewnie... –snuje kiedy podaje mi parujący kubek i
zasiada obok mnie na wcześniejszym miejscy.
-Kingsley jest potworem. To zły człowiek. –wypowiadam się nie
chcąc snuć tematu jednak gdy widzę tę minę –lekko zmarszczony nos i
zaintrygowane spojrzenie –wiem, że jedynie owy temat rozwinąłem.
-A ty, Malfoy? –pyta po chwili popijając herbatę.
-Co, ja?
-Też byłeś złym człowiekiem. Dlaczego? –pyta całkiem poważnie.
Spoglądam na nią jak na najbardziej dziwne stworzenie na świecie, oczekując, że
się wycofa.
Ona tymczasem w ogóle o tym nie myśli, a wręcz przeciwnie
–przysuwa się bliżej mnie wyraźnie zaciekawiona.
-Nie zamierzam Ci o tym opowiadać, Granger. –warczę i
odstawiwszy kubek z kawą na stolik, podnoszę się z miejsca. Kieruje się w
stronę okna, stając do niej plecami.
-Czemu? –pyta, a kiedy czuję za sobą jej bliskość jeszcze
bardziej się irytuje.
-Do czego dążysz, Granger? –pytam wciąż się nie odwracając. –Myślisz,
że ja zrozumiem go lepiej? Sądzisz, że ja też byłem potworem?
-To nie tak, po prostu...
-Byłem głupi, popełniłem błędy, ale nie zmienię tego,
Granger. –przerywam zły. –Dziwie się, że nie boisz się spać ze mną w jednym
pomieszczeniu. –ironizuję po czym odwracam się z zamiarem odejścia.
Kiedy skręcam w stronę naszej sypialni w domu pojawiają się Teo z
Blaisem, a po dłuższej chwili również Potter i Weasley. Nie musze pytać. Wiem
jak im poszło po ich żałosnych, pogrążonych twarzach.
*****
Hermiona
Mam ochotę odgryźć sobie język. Zawsze mówiłam co sądzę na dany
temat i dopiero później myślałam nad słowami, które wypowiedziałam.
Widocznie zostało mi to do tej pory, a za ciekawość, która
popchnęła mnie do tego idiotyzmu, mam ochotę spalić się ze wstydu. I lekkiego
poczucia winy.
Nasi przyjaciele (bo śmiało mogę nazwać tak też Teo i Blaise’a) wrócili
z tym samym co my czyli z niczym.
Zabini opada ciężko na fotel podczas gdy Nott osuwa się po
ścianie, zmęczony wspomnieniami i bezowocnym poszukiwaniem.
Harry widząc jego postawę kieruje swe kroki do kuchni, niedaleko której stoi Malfoy, by po chwili
wrócić do niego ze szklanką wody.
-Pokonałem przeszłość...nareszcie. –szepczę popijając ciecz
przez co jego twarz od razu staje się mniej blada. –Ale nie znaleźliśmy jej.
-Sądząc po waszych minach, wy pewnie też. –wzdycha Blaise.
Przecząco kiwam głową podczas gdy za oknem pierwsze krople
deszczu zaczynają przecinać nocne niebo.
-Od Elfias’s już nic nie wyciągniemy.
-Nie Harry, od niego nie, ale sądzę, że Kingsley trzyma
Pansy gdzieś blisko siebie. Gdzie czuje się panem, gdzie jest najważniejszy...
-Ministerstwo? –podrzuca Ron.
-Za dużo osób wewnątrz. –odpowiada stojący do tej pory cicho
blondyn.
Mrużę oczy gdy myśli zaczynają świtać mi w umyślę.
Przysiadam na pobliskim fotelu gdy do głowy dochodzą mi słowa
zmarłych.
Czy zawsze muszą być one złe, a może, by pozwolić im płynąć?
Zamykam oczy całkowicie, czując przyćmiony ból. Wiem, że
reszta zerka na mnie z oczekiwaniem, napięcie, które panuje wydaje się tak
gęste, że można byłoby je kroić.
Zabij.
Nic tym nie zdziałasz. Po mnie będą kolejni.
Moi ludzie znają Twój adres...
Chwieje się lekko, a moja głowa wydaje mi się niesamowicie
ciężka.
Zabij.
Otwieram szybko oczy gdy mój umysł stawia przed nimi obraz
starca kulącego się na śliskiej podłodze oraz kobietę, którą widziałam dzisiaj
w izolatce.
-Adres... –mamroczę cichutko. –Gdzie czujecie się
najpewniej? Bezpiecznie. Jesteście najważniejsi, świadomość, że nic wam nie
grozi jest wręcz namacalna...
-Dom?
-Tak, Blaise. –mówię patrząc na nich wyczekująco.
-Granger, naprawdę sądzisz, że to możliwe?
-Wiem, że wydaje się to nieprawdopodobne! –wołam unosząc się
z miejsca. Czuję jak po moim ciele roznosi się kolejna dawka energii i zapału.
Kontynuuje uniesionym tonem, gestykulując rękoma. –Trzyma ją
w miejscu, którego adresu nikt nie zna...miejscu...
-O którym nikt, by nie pomyślał. –kończy Malfoy, a po jego
minie sądzę, że i jego opanowała porywcza nadzieja.
-Najciemniej jest zawsze pod latarnią...-mamroczę
Blaise.
-Dokładnie! I czuję, że tym razem trafiliśmy... –dodaje. Gdy
sens moich słów dociera do pozostałych, grymasy, które mieli na twarzach
znikają, a mi wydaje się, że słyszę ich szybciej bijące serca.
-Kiedy ruszamy? –pyta Teo wodząc po nas wzrokiem jednak nie
jest on już tak ciężki jak poprzednio. Dłonie Blaise’a znów zaciskają się w
pięści w wojowniczym geście, a ja krzywię się w myśli gdy zerkam ukradkiem na
postawę blondyna. O Godryku! Będę musiała go przeprosić.
Prostuje się i uśmiecham lekko na myśl, że nareszcie
może nam się udać.
Gromadzę w sobie wszystkie siły i popychana ich pewnymi,
lekko groźnymi minami, jestem w stanie zdecydować:
-Teraz.
*****
Forest Of Dean -mugolski las, który pojawił się w siódmej części HP.
Przepraszam za błędy albo niższą jakość, jeśli taka jest, ale piszę na blogspocie, lecz pole w którym się piszę niesamowicie mi się pomniejszyło, po przypadkowym wciśnięciu Ctr+?
przez co mam strasznie mała literki. Pomocy! Wie ktoś co można z tym zrobić?
Pozdrawiam mocno.
Vivian Malfoy
Miałam przeczucie, że to Malfoy i Hermiona ją znajdą, ale cóż, moje przeczucia nie zawsze się sprawdzają. xd Fajnie, że Miona wpadła na ten pomysł z domem.
OdpowiedzUsuńA jeśli chodzi o Twój problem, to spróbój ctrl i minus/myślnik. :)
Chiyo.
Specjalnie nikt jej nie znalazł, że tak powiem.
UsuńOt taka niespodzianka, zaskoczenie?
Dziękuję, mam nadzieję, że czcionka powróci mi do normalnych rozmiarów, bo okropnie się pisze na taki maluśkich.
Pozdrawiam mocno i dziękuję!
Hej.:)
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle niesamowity. Kiedy czytałam opis przesłuchania Pansy i Seamusa miałam wrażenie, że powracam do lekcji polskiego. Takie skojarzenie mi się wzięło, bo akurat przerabiam czasy wojenne i te lektury.. To straszne co się działo.. Jeszcze potem jak Draco mówił o eksperymentach na ludziach, to już w ogóle miałam takie ciary.
Mam nadzieję, że Pansy to wytrzyma i Seamus również. Poza tym, dobrze by było, gdyby zdążyli przed wizytą Kingsleya. Oby!
Rozterki Draco na temat Hermiony.. Fajnie ukazałaś te jej "wady", które po przeczytaniu stają się zaletami.. Czyżby Draco już zaczynał coś czuć, tylko wypiera tą świadomość.:P
Hermiona.. Jestem ciekawa momentu przeprosin.:P
Mam nadzieję, że akcja ratunkowa się powiedzie.
Aaa, jeszcze Teoś.:) Cieszę się, że pokonał tej mroczny okres swojego życia. Teraz musi być tylko lepiej.:)
Z niecierpliwością czekam na kolejny.:)
Pozdrawiam,
la_tua_cantante_
Tak, może jest w tym rozdziale dużo ciar, ale i takie będą, bo sądzę, że potrzebne są i te.
UsuńOby! Powtórzę ;)
Draco bardzo uważnie ją obserwował, dlaczego? Może tak, o.
Hermiona zdaje sobie sprawę, że przesadziła i będzie musiała przeprosić choć w porównaniu do pozostałych, aktualnych zdarzeń, to żaden to problem.
Teoś jest taki, że nawet ja muszę powiedzieć, że jest fajny :D
Pozdrawiam!
Rozdział świetny.
OdpowiedzUsuńPo cichu liczyłam, że uda im się trafić na miejsce gdzie przetrzymuja Pansy. Mam nadzieję, że ta lokalizacja, którą teraz wybrali okaże sie tą właściwą. Oby udało im się zdążyć zanim Kingsley położy swoje łapy na Pan oraz, że Seamus pzeżyje do tego momentu. Podziwiam Blaise`a, że nie wyżył się bardziej na Elfiasie... Biedny, co on musi przeżywać...
Rozważnia Draco na temat Herm były świetne. Widać, że Smok bardzo dokładnie przyglądał się zachowaniu Miony przez poprzednie lata.
Herm trochę się wygłupiła, faktycznie powinna trochę pomysleć. No a teraz będzie musiała ułożyć jakieś miłe przeprosiny ;) A wiadomo, że Smoka nie jest łatwo udobruchać...
Super, że Teo w końcu otrząsnął się po tym koszmarze, który go spotkał. Dobrze, że ma Katie, bo jej słowa były piekne i na pewno dały mu dużo siły ;)
Pozdrawiam
Ciesze się :)
UsuńMiałam zaskoczyć, nie chciałam, by to poszło tak łatwo.
Pomysł, pstryk i już.
Blaise mógłby się wyżyć, ale przecież nie jest Dracon'em, bo on na miejscu swego przyjaciela zabiłby Elfias'a, a cóż, zawsze może okazać się jeszcze potrzebny.
Hermiona wie, że przesadziła, zdaje sobie sprawę.
Teo wreszcie pokonał przeszłość, a duch Katie i jej słowa, bo jak na razie tyle mu musi wystarczyć, dają mu siły.
Pozdrawiam mocno i dziękuję!
Wspaniały rozdział !! Świetnie piszesz i wgl tak fajnie się czyta. Oby z Pansy wszystko było dobrze i z dzieckiem :) Pozdrawiam Tsuki
OdpowiedzUsuńDziękuję i mocno pozdrawiam!
UsuńJak zwykle rozdział świetny!!!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Hermiona się nie myli i znajdą Pansy zanim Kingsley zrobi jej coś złego.
Pozdrawiam
Kingsley jest nieprzewidywalny, nie można stwierdzić co zrobi czy co się z nim stanie, choć...
UsuńPozdrawiam mocno!
Dziękuję :)
już myślałam że Draco i Hermiona ją znajdą ale chyba jeszcze bd musieli poczekać :)
OdpowiedzUsuńmam nadzieję że dadzą popalić ministrowi !!
a ta akcja w szpitalu - genialne jak pomylił Draco jej rękę :D
już myślałam że okaże się że Hermiona usłyszy Seamusa nieżyjącego i stąd bd wiedzieć gdzie jest Pansy ale to tylko moja inteligentna wyobraźnia się zagalopowała :D
od razu chciałam się usprawiedliwić (czuję się jakbym w szkole była :D ) ale mam urwanie głowy... miałam obóz narciarski, sesja egzaminy i brak czasu na cokolwiek... ale powoli wracam :D
czekam na nn , WENY!! :)
Nie ma tak szybko i łatwo ;)
UsuńAkcja w szpitalu. Troszkę straszna, troszkę poważna, troszkę śmieszna.
Zagalopowała, ale przecież to niz złego ;)
Nie musisz się usprawiedliwiać, ale ciesze się, że dałąś o sobie ponowieni znać, to dużo dla mnie znaczy.
Dziękuję i pozdrawiam Cię mono, Mon Iko!
Nienawidzę Kingsley'a!! Mam nadzieję, że znajdą Pansy! I wszystko będzie dobrze!
OdpowiedzUsuńRozdział wspaniały tylko jestem bardzo zła, że znowu skończyłaś w takim momencie!! Dawaj szybko rozdział! Błagam :D
Tym razem nie jest to ani Lucjusz, ani Czarny Pan, ani ina zmyślona lub nie mroczna postać.
UsuńTeraz jest Kingsley, który normalnie nie powinienien być takiej roli, ale jeśli chcemy by było coś nieprzewidywalnego i to trzeba z niecodziennego zrobić codzienne.
Chyba zawsze tak kończę...no przeważnie ;)
Postaram się jak najszybciej :)
Już się cieszyłam ze ja znajdą, a okazuje się ze Kingsley wcale nie jest taki głupi jak się to wydaje i zatrzymał ja blizej siebie. Jestem ciekawa dlaczego aż tak bardzo zależy im na Pansy. Strasznie współczuję Blaise'owi, ktory ledwo dowiedział sie o swoim dziecku, a teraz może je stracic. Między Hermiona a Draco jest narazie nieciekawie. Mam nadzieję ze niedługo się to zmieni. Oby znaleźli Pansy i sprowadzili do domu jak najszybciej i zeby wreszcie było wszystko dobrze. Życzę dużo weny i czekam na nnastepny rozdział. Pozdrawiam...
OdpowiedzUsuń/Charlotte
Na pewno głupi nie jest. Ma ciekawy tok myślenia i na 100% przewidział różne indywidualności.
UsuńBlaise musi przeżywać koszmar, ale musi dać sobei radę tak samo jak Pansy. Jak się skończy? Nie zdradzę ;)
Draco i Hermona=kalejdoskop.
Ciągle inaczej, zmiennie, nieprzewidywalnie...
Dziękuję bardzo i mocno, mocno pozdrawiam!
Cześć!
OdpowiedzUsuńNominuję Twojego bloga do Liebster Blog Award!
Więcej informacji znajdziesz tutaj:
http://chodz-ze-mna-w-ogien.blogspot.com/p/blog-page.html
Pozdrawiam! <3
Dziękuję bardzo!
UsuńNiestety czasu mam mało, ale zapisałam podany adres w zakładkach i wypełnię wszelkie obowiązki wynikające z tej nominacji jeśli tylko będę miała chwilę.
Pozdrawiam również!