wtorek, 3 grudnia 2013

Rozdział 61:,,Chwile grozy.''

                  Opuszkami palców wodzę po jego ranach. Delikatnie, by nie zadać mu bólu i stanowczo, by jak najszybciej zebrać informacje o jego stanie.
Jest nieprzytomny, ciężko ranny i ciągle się trzęsie.

Harry, ocknij się. Proszę...


Myślę gorączkowo i szybko. Nie chcę tracić ani jednej zbędnej sekundy. Nie mogę pozwolić, by odszedł, by zostawił mnie i resztę.
-Podłącz go pod aparaturę! Nie mamy czasu! Dlaczego wcześniej tego nie zrobiliście?-wołam do stojącego po drugiej stronie Stefana. Szybko wykonuje polecenie, a widząc moją panikę  przyciska guzik, który ma na celu zwołać więcej magomedyków.
-Podaj mu aprosymy!-nakazuję. Do sali wchodzi kilku kolejnych lekarzy w tym sam dyrektor oddziału, Paul Andersen.
-Na jakim jesteśmy etapie?-pyta kiedy staje blisko mnie jednocześnie zakładając rękawiczki.
-Podajemy aprosym, jeśli teraz się nie ocknie nie zrobi tego w ogóle...-odpowiadam łamiącym głosem ze łzami w oczach.
Kiedy drżącymi rękami chwytam za strzykawkę doktor Andersen odbiera mi ją.
-Nie może pani brać w tym udziału w takim stanie. Niech pani wyjdzie, zajmiemy się nim.
-Nie! Ja muszę być przy nim proszę...
-Zdaje sobie sprawę, że jesteście sobie bliscy, ale w takim stanie emocjonalnym może pani jedynie zaszkodzić.
-Ale...
-Hermiono tracimy czas...A on nie ma za dużo!-przypomina podczas gdy Stefan podaje Harry'emu pierwszą dawkę aprosymów. Przytakuję zrezygnowana i wychodzę z sali leniwie ze wzrokiem prawie ciągle wbitym  w nieprzytomnego Wybrańca.
Kiedy przekraczam próg sali operacyjnej i staje na korytarzu pojedyncza łza spływa po moim policzku. Szybko wyciągam z kieszeni lekarskiego fartucha telefon, a raczej jego imitację przypominającą mugolski wynalazek, który nie dawno wprowadziło Ministerstwo.
-Draco...proszę Cię... przyjedź do Munga. Najszybciej jak tylko możesz...teraz...
-Co się stało?
-Harry...jest tutaj, nieprzytomny..on może nie przeżyć..nie chcą mnie do niego dopuścić...Draco-wyjaśniam już całkowicie załamana osuwając się po ścianie.-Proszę Cię...nie mogę tu być sama, proszę...
-Zaraz będę.



*****


Arabella


               Wieści w czarodziejskim świecie strasznie szybko się rozchodzą. Dzięki znajomym w Mungu wiem o stanie pana Potter'a.

I wiem, że wygrałam.

              Jeśli  pomogą mu w ciągu dwudziestu czterech godzin  ujdzie z życiem. Jeśli nie pożegna się z nim na zawsze. Proste, nawet bardzo.
             Przesuwam wierzchem dłoni po drewnianym biurku. Spoglądam na okno.

Tak. Za niedługo będę mogła odejść.

             Odejdę równo ze śmiercią Wybrańca. Kiedy on wyda ostatnie tchnienie wypełni się moje zdanie. Zrobię to co mi kazano, wyniszczę Hermione Zabini od środka sprawiając, że śmierć będzie jej jedyną myślą  i pozbędę się plamy na honorze, którego resztki jeszcze mi zostały.
Schowam się w mroku ulic, zacznę żyć niczym duch. Obok wszystkich i wszystkiego.

Jego życie trzyma moje. Zacznę żyć swoim kiedy jego dobiegnie końca.
           
             Składam podpis na dole pergaminu. Mam nadzieję, że nie odejdę sama, że nie za późno zrozumiałam swe błędy i, że zostaną mi one odpuszczone.

Że nie za późno pokochałam swojego brata. Na prawdę. 



Edwardzie

Mówi się, że człowiek jest głupi i zaślepiony. Uparty i niegodziwy. Nie ważne czy jest to czarodziei czy mugol.
Zgadzam się z tą opinią pełnym sercem.
Dużo czasu skradłam nim ujrzałam swoje postępowanie. Nim przysłowiowe klapki na oczach pozwoliły mi dojrzeć coś nowego i prawdziwego. 
Już wiem, że nie powinnam była Cię obwiniać, że to nie Twoje błędy zepsuły mi życie, że to nie to jesteś tym ,,złym''.
Dużo razy prosiłeś mnie bym Ci wybaczyła, byśmy stworzyli rodzinę.
Nie powinieneś tego robić, to raczej ja powinnam prosić Ciebie o rozgrzeszenie.
I właśnie to czynie.
Zrozumiałam, że zrzucałam błędy ojca na Ciebie, choć nie powinnam. 
Zrozumiałam, że chciałeś mojego dobra, że Ci na mnie zależy.
Ujrzałam, że kochałeś mnie cały czas mimo mojego zachowania, którego sama nie mogę sobie wybaczyć. 
Pojęłam, że Cię kocham i, że nie mogę z tym walczyć.
Dlatego chciałabym prosić Cię o jedno. 
Opuszczam tę część czarodziejskiej Anglii jutro wieczorem. Chcę zacząć żyć własnym życiem, być sobą.
Jeśli Twoje wielkie serce zdąży do tego czasu wybaczyć mi moje zachowanie proszę, wyjedź ze mną. Nie wiem dokąd, nie wiem czy daleko aczkolwiek chciałbym mieć przy sobie osobę której na mnie zależy. Rodzinę. A oprócz ciebie nie mam żadnej. Bracie. 

Twoja siostra.
Arabella.

*****

Blaise




          Od dwóch dni z Pansy u boku spędzamy swą podróż poślubną. Wybrałem na nie Karaiby, część dla czarodziei, która dzięki licznym zaklęciom nie  pamięta co to zima. W dodatku Parkinson, a raczej Zabini mówiła kiedyś  że bardzo chciałaby  tu przyjechać.
          Słońce grzeje mi w lekko przymknięte oczy. Otwieram je i podnoszę się z leżaka po czym zaczynam szukać wzrokiem żony. Jak wspaniale to brzmi!
Moje serce jest wręcz rozrywane przez dużą dawkę szczęścia, które wywołał mój ślub, oświadczyny Dracona i fakt, że po raz drugi zostanę wujkiem.
         Czarnowłosa która nie dawno poszła schłodzić się w morzu napotyka moje spojrzenie. Przestaje pływać i z lekkim uśmiechem zaczyna wychodzić z wody.
Idąc w moją stronę przyciąga większość męskich spojrzeń, które zauważam i które powodują napływ zazdrości.
-Już się stęskniłeś?-pyta kiedy kładzie się na kocu, niedaleko leżaka na którym siedzę.
-No ba!-odpowiadam i siadam koło niej wpierw całując ja w policzek.
-Nie przypuszczałam, że zapamiętasz kiedy mówiłam Ci, że chciałabym tu przyjechać...
-Zapamiętuje wszystko co mówisz.-informuje po czym ponownie ją całuje tym razem w usta.-Pani Zabini.-dodaje z uśmiechem.
-Pięknie to brzmi.-mówi po czym opiera się o mój tors.
-Również tak uważam...
Po chwili w pobliżu roznosi się dzwonek telefonu.
-Miałeś zostawić go w hotelu.-zauważa Pansy.
-Zapomniałem.-odpowiadam wyciągając telefon.-To Draco.-mówię do kobiety kiedy odbieram.
-No co tam stary?-pytam ciekawy.
-Mamy problem.
-Coś z Hermioną?-pytam dalej zaniepokojony. Pansy podnosi na mnie wzrok wyczuwając trwogę w moim głosie.
-Po części. Potter kona w Mungu.



*****

Teo



                Po długiej, wewnętrznej walce wreszcie pukam do drzwi. Raz i drugi.
Czas dłuży się niemiłosiernie. Wydaje mi się, że stoję przed tymi drzwiami godziny. Długie i ciężkie.
-Chwila!-słyszę.
Ocieram czoło wierzchem dłoni. Stopy wrastają mi w podłogę podczas gdy na korytarz wdziera się coraz to większa smuga światła.
-Teo? Co ty tu robisz?-pyta Katie, by po chwili  rzucić mi się na szyję.-Tak się ciesze, że Cię widzę...-dodaje. Obejmuje ją mocniej.
-Od niedawna tu mieszkam. Dokładnie to drzwi obok.-odpowiadam z uśmiechem kiedy dziewczyna odrywa się ode mnie z lekko zaróżowionymi policzkami.
-Przecież mógłbyś mieszkać wszędzie. Dlaczego, więc tutaj?-pyta wpuszczając mnie do środka. Gdzieś kątem oka zauważam schodzącą po schodach panią Froust.
-Tak, ale wszędzie nie ma Ciebie.-mówię. Siadam na kanapie. Kobieta obok mnie.
-Byłam na Twoim koncercie. Byłeś świetny.-informuje speszona chcą zmienić temat. Przysuwam się bliżej niej.
-To wszystko dzięki tobie.-odpowiadam i całuje lekko jej dłoń.
-Ja cię tylko nakierowałam...-przypomina z uśmiechem po czym poważnieje na chwilę i lekko spuszcza wzrok.-Tęskniłam za tobą...-przyznaje.
-Z wzajemnością.-kładę dłoń na jej policzku.
-Nawet nie przypuszczałam, że możesz tak się dla mnie poświęcić Teo.-podnosi na mnie wzrok.
-Dla Ciebie mógłbym zrobić wszystko...-odpowiadam z rozmarzeniem po czym składam delikatny pocałunek na jej wargach. Kiedy mam go pogłębić do moich uszu dochodzi natarczywy dźwięk telefonu. 
Bardzo natarczywy.
-Odbierz.-mówi cicho Katie. Przytakuję, oblizuje wargi i odbieram telefon.
Rozmowa z Blaise'm  była krótka.

Wracamy z Karaibów, Harry jest w Mungu. Życie ledwo się go trzyma.


*****

Hermiona


                 Czas dłuży się niemiłosiernie, a ręce trzęsą mi się nieprawdopodobnie. Raz co raz podnoszę rozmazany wzrok z kolana na drzwi sali w, której leży Harry, a raczej to co z niego zostało.
Suchość w gardle jest nie do wytrzymania, a napięcie towarzyszące mi od samego początku nie opuszcza mnie nawet na krok. 
Siedząc tupię nogami, płaczę raz po raz. 

Wyjdziesz z tego, nie ma innego wyjścia.

-Hermiona!-słyszę. Szybko odwracam głowę w stronę wielkich drzwi na oddziale, a kiedy zauważam blond czuprynę puszczam się biegiem  jego stronę. Zamyka mnie w mocnym uścisku.
-Spokojnie, damy radę.-szepcze cicho jednocześnie gładząc mnie po plecach.
-On tam jest...nie chcą mnie wpuścić...jest ryzyko...kto...-bełkoczę niezrozumiale. Mężczyzna wciąż trzymając mnie w objęciach siada na krześle sadzając mnie na swoich kolanach. Całuje mnie w czoło.
-Nie możecie tam być.-mówi kładąc dłoń na moim brzuchu.-To mogłoby być dla niego niebezpieczne.-dodaje.
-Ale Harry...
-Wyciągną go z tego. Ratuje go sam Andersen, dadzą radę.-przypomina. Przytakuję i ocieram mokre od łez policzki po czym wtulam się w tors Dracona. 
Jego silnie dłonie głaszczą moje ciało w uspokajającym geście. Co jakiś czas składa na czubku mojej głowy lekki pocałunek. Myślami na chwilę wiodę do Sylvi, którą opiekuje się Narcyza.
Po sali roznosi się ciche pstryknięcie.
-Co z nim?-pyta Blaise, który wraz z Teo i Pansy zbliża się w naszym kierunku.
-Walczą o jego życie.
-Możemy coś zrobić?-pyta czarnowłosa dziewczyna gdy wszyscy zajmują miejsca. 
-Wierzyć, że się uda. Tylko to nam zostało. 

*****

                Ron Weasley nigdy nie lubił się wyróżniać. Nie cieszyło go bycie innym od reszty czy sława.
Bycie w cieniu swego najlepszego przyjaciela bohatera i najlepszej we wszystkim  przyjaciółki całkowicie mu odpowiadało. Chował się w ich osiągnięciach, cieszył ich sukcesami i radował wraz z  nimi. 
               Jedynie zawziętość, która po czasie przerodziła się w zazdrość nie pasowała do jego delikatnego charakteru. Utrudniała mu życie i z roku na rok coraz bardziej się zaostrzała. Do tego stopnia, że w pewnym momencie prawie zaprzepaściła przyjaźń, którą podzielał z Harry'm i Hermioną.

Niczego nienawidził tak bardzo jak swojej zazdrości. 
              
              Wciąż pamięta jak się poznali. Ich pierwsze wspólne przygody, posiłki, lekcje. Relacje, które z dnia na dzień stawały się coraz lepsze. Po dość krótkim czasie stali się nie rozłączni, stali się wręcz idealną Złotą Trójcą.  

Do tej pory wspomina te  czasy z uśmiechem.

            A teraz? Teraz to wszystko mogło zniknąć niczym bańka mydlana. Rozpłynąć się, odejść. 
Bez wytłumaczenia teleportował się z domu kiedy z trwogą na twarzy przeczytał krótki aczkolwiek treściwy list od przyjaciółki.
To nie możliwe, by Harry odszedł. Nie teraz kiedy wreszcie udało im się wygrać. Na dobre. 
Nie teraz kiedy wreszcie nastały szczęśliwe czasy.

Szczęśliwe, aż do tej pory. 

           Obraca różdżkę w dłoniach i stoi na polanie daleko za domem w drugiej wciąż ściskając liścik od Hermiony. Silny wiatr targa jego rudymi włosami wręcz szarpiąc nimi we wszystkie strony. 
Z tęgą miną zaciska magiczny patyk w dłoni pokrytej kilkoma bliznami. Po chwili teleportuje się z zaszklonymi oczami.

Nie pozwolę mu odejść, myśli. A jeśli już ma to zrobić nie pozwolę, by odszedł bez pożegnania. 


*****

Hermiona


-Hermiona.-zaczyna doktor Andersen kiedy wychodzi z sali w której leży Harry. Szybko do niego podchodzę wręcz zrywając się z krzesła. 
-Udało się? W jakim jest stanie?
-Spokojnie, aprosymy zadziałały. Jest już przytomny.-odpowiada. Resztkami rozsądku powstrzymuje się przed rzuceniem mu się na szyję. Kolejne, lekkie łzy napływają mi do oczu.
-Dziękuję!-mówię ściskając mocno jego dłoń zauważając jednocześnie ulgę i odpokutowanie na jego twarzy.-Nawet nie wie pan jak bardzo jestem panu wdzięczna. Możemy do niego wejść?-pytam kierując wzrok na pozostałych.
-Nie wiem czy to nie za dużo osób...
-Proszę...To nasz przyjaciel, który mógł już nie żyć.
-Dobrze.-decyduje po chwili zastanowienia.-Gdyby coś się stało jestem u siebie.
Przytakuję szybko i razem z pozostałymi przekraczam próg sali. Biel pomieszczenia jest wręcz przytłaczająca. Dużo okno jest lekko uchylone, a po jego obu stronach stoją łóżka szpitalne.
Wybraniec, ostatnio zaniedbany przez szczęście, leży na ostatnim z łóżek, pod ścianą. 
Chwiejnym krokiem podchodzę do niego i siadam na najbliższym krześle. 
-Harry! Kochany...-wołam łapiąc jego dłoń.-Boże...Coś ty zrobił? Mogłeś już nie żyć...!
-Nie ma pojęcia, nic prócz tego, że wziąłem eliksiry nie pamiętam.-odpowiada słabym głosem. 
-Nieźle nas nastraszyłeś Potter...-zaznacza siedzący koło mnie blondyn.
-Też się ciesze, że Cię widzę Malfoy.-odpowiada odwracając wzrok w jego stronę.
Pasny odświeża kwiaty w wazonie. 
-Ile byłem nieprzytomny?
-Kilkanaście godzin.-odpowiada Teo po czym kieruje wzrok na potargane włosy Złotego Chłopca.
-Jak tylko stąd wyjdę odwiedzę Ginny. Chcę jej  powiedzieć, że jej wybaczam. Tylko tyle.-informuje. Odpowiada mu cisza.
-Przepraszam, że musiałaś to oglądać...Domyślam się, że to ty mnie przyjęłaś...-mówi po chwili widząc ślady po łzach na moich policzkach.
-Przestań. Najważniejsze, że w końcu się ocknąłeś!-wołam.
-Tak, ale...-urywa kierując wzrok na moją rękę zaciśniętą na  brzuchu. Spogląda na mnie pytająco na co uśmiecham się lekko.-Malfoy musimy poważnie pogadać. Znowu.
-Poważnie?-pyta z uniesioną brwią.-Ledwo co uszedłeś z życiem!
-A ja zostanę wujkiem!-woła Blaise widząc, że Potter otwiera buzie.
-Zaczyna się...-kręci głową Teo patrząc na mego brata z politowaniem.
Nagle aparatura pod którą podpięty jest Harry zaczyna piszczeć, a jego ciało pokrywają drgawki. Wstrząsy rzucają mi po łóżku. 
Lampki święcą się i migoczą jak szalone, a liczby na monitorze wciąż się zmieniają.
Zatykam usta dłonią.
Do sali wpadają magomedycy na wskutek wciśnięcia przez Pansy guzika, który wzywa lekarzy do danej sali. Kilka ludzi odzianych na biało, a między nimi pojedyncza, ruda czupryna.
-Ron!-wołam widząc chłopaka. 
-Co się dzieje?!-pyta roztrzęsiony. Harry zaczyna wrzeszczeć.
-Nie mam pojęcia, przed chwilą był przytomny!-krzyczę próbując zagłuszyć wrzaski Wybrańca. 
-Wyjdźcie! Już!-woła jeden z magomedyków. 
Dalej stoję w miejscu.
-Hermiona!Wyjdźcie stąd!-krzyczy Andersen idąc w naszą stronę ze wściekłą miną.
-Nie! W domu ma krew jednorożca..pójdę...
-Nie mamy na tyle czasu!
-Ron, stary...-mamroczę nagle Złoty Chłopiec.
-Harry, do cholery!-odkrzykuje rudzielec.
Kolejne fale krzyku i wstrząsów. Ciało Złotego Chłopca podnosi się i opada z wielką siłą. 
Natarczywe  łzy zaczynają zdobić moje policzki. Draco wciąż mocno ściska moją rękę. 

Widzę panikę i przerażenie w jego niebieskich oczach. 
 
Kładę dłoń na swoim brzuchu czując lekkie kopnięcie. Pozostali pacjenci podnoszą wzrok na scenę przed nami.  
Magomedycy zaczynają go reanimować. 
-Proszę...pozwólcie mi...zróbcie coś!-krzyczę chaotycznie.
-Jeszcze raz!-krzyczy Stefan. Impulsy elektryczne miotają  ciałem Wybrańca.
Jego krzyk powoli cichnie, a w jego zielonych tęczówkach zauważam strach.
 -Dalej! Ostatnia szansa!-krzyczą mężczyźni wokół jego łóżka. Pansy zaczyna płakać, a kwiaty, które nie dawno odświeżyła spadają z półki. Wazon roztrzaskuje się na drobne kawałki.
-Ron...nie możemy go stracić!...nie możemy...nie
Po chwili nie słychać już nic. Aparatura cichnie tak samo jak wrzaski  Wybrańca i wzburzone krzyki Blaise, Teo i Dracona.
Nie uratowali go, jego już nie ma.

 Zniknął z naszego życia po tylu latach  zostawiając po sobie  tylko wspomnienia. 

Wspomnienia przepełnione szczęściem związanym z jego osobą i bólem z powodu jego straty.


21 komentarzy:

  1. Pierwsza!
    EIEIEIE. on nie może umrzeć tak sobie o.! no nie nie nie. nie.
    Rozdział... świetny zresztą jak zawsze ale no HARRY POTTER NIE może umrzeć!
    Życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oh :)
      powiem tak: Harry Potter to też człowiek i też ma swój czas.
      pozdrawiam mocno always.

      Usuń
  2. NIe!!! Powiedz że on żyje! Och wspaniały rozdział czekam na następny!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciesze się, że ci się podoba.
      co do wybranca to już chyba koniec.
      Ale tylko w tym opowiadaniu, w następnym jest cały i zdrowy! ;)

      Usuń
  3. Płaczę .....
    Arabella doprowadziła swoje zadanie do końca.
    Perfekcjonistka.

    Pozdrawiam Lily M. ;*
    P.S Cieszę się, że będziesz pisać nowe opowiadanie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Arabella jest perfekcyjna, doprowadziła wszystko do końca
      P.S Cieszę się, że będziesz czytać Nowe opowiadanie. (mam nadzieję)
      pozdrawiam ciepło

      Usuń
  4. Nie,nie,nie ja sie stanowczo nie zgadzam! Musisz to wyjaśnić... Wszystko co Arabella ma wspólnego z Hermiona itp....
    Weny.
    Pozdrawiam,Lili.
    PS Świetny rozdział ;)
    PS 2. Wyłącz weryfikacje obrazkowa,jak ja jej nie lubię....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli chodzi o motywy Arabelli i samą jej postać nie pozostaje mi nic innego jak ,,odesłać'' Cię Lili do poprzednich rozdziałów w których wszystko jest stopniowo i dokładnie objaśnione.
      Dziękuję bardzo :) i wyłączę weryfikacje obrazkową. ;)

      Pozdrawiam mocno

      Usuń
  5. Nie, nie , nie!!!! Ty go nie mogłaś zabić i tyle bo się fochnę!!!
    A na pożegnanie powiem, że rozdział super bo nadal mam na cb focha!
    Pozdrawiam, Kat

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie rozumiem waszych protestów. Powinniście się cieszyć ze Harry w końcu odpocznie, spotka rodziców. I, już, nie, będzie więcej cierpiał. ;)
      Mi uprząż było przykro jak pisałam ten rozdział, ale plis jest taki że w kolejnym opowiadaniu nic mu się nie stanie, by nie zgapiac z tego :)
      Pozdrawiam mocno

      Usuń
  6. no powiem Ci że nawet chyba nie napiszę za wiele pod tym komentarzem..
    wszystkie sceny poszły na bok, gdy zaczęłaś opisywać Harrego w szpitalu... Przy końcówce czułam jak przechodzą mi dreszcze po ciele...
    Bardzo dobry rozdział , mam nadzieję, że z Mioną i dzieckiem będzie wszystko dobrze bo na pewno teraz to był dla niej cios...
    jak i dla wszystkich...
    Tak na koniec to chciałam jeszcze napisać, że mi się w sumie podoba motyw, że ktoś z głównych bohaterów umiera-> nie ma tu tego banału, że zawsze tym głównym bohaterom nic się nie dzieje :)
    czekam na nn :) Weny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cios jest dla Wszystkich, ale Harry nie chciałby ich smutku.

      Cieszę się, że się podoba i że udało mi się wzbudzić emocje.
      Również nie lubię takich banalnych szczęśliwych końców dlatego Harry, by nutę było za słodko i by mógł wreszcie spotkać rodziców

      P.S cieszę się ze rozumiesz i bardzo ładna profilówka :)

      Usuń
  7. NieEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEee proszę ja nie wytrzymam :( !! Ożyw go czy coś proszę !! Dla mnie :)


    Didi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy ma swój czas, swoje zadanie do,wypełnienia w życiu.
      Musisz dac sobie radę, w drugim opowiadaniu będzie cały i zdrowy, a zbliżamy się do niego wielkimi krokami.
      pozdrawiam didi mocno.

      Usuń
  8. Nieeee!!! Nie wierze!!! Głupi magomedycy!!! Ale ogólnie rozdiał super :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Robili co mogli.
      Dobrze że mimo to ci się, podoba.
      Pozdrawiam cię mocno i dziękuję.

      Usuń
  9. No nie wiem nawet co napisać...
    Normalnie łzy miałam w oczach jak czytałam ten rozdział. Strasznie dużo emocji jest w nim zawarte...
    Pomimo tak dramatycznej sytuacji widać jak wielka jest przyjaźń i miłość naszych bohaterów.
    A Harry.... Boże....myślałam, że z tego wyjdzie, że Arabelli się nie uda dopiąć swego...

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się ze udało, mi się te emocje wam przekazać, że do was dotarły.
      naszych bohaterów łączy wielką więź i strata choć jednego z kumpli jest trudna, ale dadzą radę. Pozbierają się by nie sprawiać my przykrości i bolu.

      Pozdrawiam mocno

      Usuń
  10. No nareszcie Harry dednął!!! Czekałam na to długo, ale jest!!! Kocham cię za to ;****
    Pozdrawiam Woda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wodo, wodo...
      TY i ta twoja niechęć do głównych bohaterów...
      Miałam to zaplanowane pod początku, ale że bardzo go lubię i miałam lekko zaszklone oczy pisząc to dlatego dopiero w tym rozdziale.
      do zobaczenia w szkole ;)

      Usuń
  11. Sory, ale ni chuja, nie wierzę, że to się tak skończy. :/
    ~Annie

    OdpowiedzUsuń

Witaj

Tytuł aktualnego opowiadania: Czarny Raj
Tematyka : Potterowskie
Para : Dramione
Autor : Vivian Malfoy
Szablon : Szablownica




Obserwatorzy