poniedziałek, 4 listopada 2013

Rozdział 53;,Kiedy kochankowie odliczają sekundy do następnego spotkania.''

Teodor

       
                Parapet na którym siedzę jest zimny. Wokół mnie rozciąga się ponury krajobraz, który swą rozpaczą niemalże dorównuje naszej. Resztki śniegu, lekka mgła, błoto.
                Mocno przygryzam wargę, aż czuję metaliczny smak krwi. Odchylam głowę do tyłu i przymykam oczy. Boże, tyle bym dał, by to wszystko było już za nami. Tyle bym dał, by mieć przy sobie skrzypce. Swoje własne, które towarzyszą mi od śmierci matki.  Te, które pomogły mi się uspokoić i zmniejszyć mój gniew który był ze mną krótko  po zgonie mojej rodzicielki.  Była piękną kobietą.
Jej czarne niczym węgiel włosy sięgające do łopatek najczęściej miała spięte w kucyka z brązową wstążką przy końcu.  Mogła pochwalić się wspaniałymi, brązowymi oczami. Nie były takie jak u innych, po prostu brązowe. Jej, mojej matki Amelii, były niczym bursztyny. Dwa brązowe, świecące bursztyny, wyłowione z morskiej wody przy zachodzie słońca. Wszystkie ciotki, przyjaciółki i znajome nieustannie je  chwaliły. Nie potrafiły nadziwić się, że oczy człowieka mogą mieć taki odcień. Wyjątkowy, głęboki, szlachetny.  Czarowała swym wzrokiem każdego.

                   Podczas niektórych, chłodnych nocy kiedy zamknę oczy widzę jej twarz. Taką uśmiechniętą, zadowoloną o jasnej karnacji i wyraźnych rysach. Widzę jak zafascynowana odpowiada na moje wszystkie niedorzeczne pytania, pamiętam jak jeszcze przed moim przybyciem do Hogwartu zabierała mnie na spacery i wycieczki do miejsc, które sama niedawno odkryła.
Do dziś w mojej głowie, jak również w sercu zachowało  się uczucie, które czułem zostawiając ją na peronie jako mały chłopiec.  Wiem, że nią targały te same uczucia. . Ten smutek, niesmak do samego siebie, gorycz.  Widziałam to mimo iż ona tego nie okazywała.
                  Nigdy nie rozumiałem co widziała w moim ojcu. Człowieku, który zrobiłby wszystko byleby tylko zyskać uznanie w oczach Czarnego Pana. Zaślepiony  pogonią za najlepszą pozycją, pieniędzmi i wspaniałą opinią.

-Dlaczego jesteś z ojcem? To zły człowiek.-mówiłem. Matka uśmiechała się lekko i targała mi włosy.
-Kiedyś był innym człowiekiem. Był szczery, opiekuńczy i czuły, a ja wciąż wierzę, że znów taki 
będzie.-mówiła. 

Zawsze odpowiadała tak samo. I naprawdę wierzyła, że powróci  do niej ,,tamten''  mąż. Wierzyła w to, wręcz desperacko przez całe życie, do końca. Do własnej śmierci.
                Ojciec zginął podczas jednej z bitew, jak się później okazało zabił go Zakon. Nigdy nie pałałem do niego sympatią, moim ojcem był tylko w sposób formalny.  Nie dlatego, że był Śmierciożercą. Nie dlatego, że był okrutny, bo nie był. Nigdy nie podniósł ręki na matkę czy na mnie,  nie był tyranem.
Nie pałałem do niego sympatią, ponieważ  nie kochał mojej matki. Okłamywał ją, posyłał jej jakąś nędzną iluzję. Byliśmy dla niego elementem z pozoru zgranej fotografii, która z każdym rokiem miała coraz więcej rys i zadrapań. Nie był uczciwy i nie kochał nas, nawet nie lubił. Po prostu tolerował. I miał kochankę.
              Matka zginęła w mojej obronie. Do tej pory nienawidzę się za to, czuję wstręt do samego siebie jednak jest on mniejszy niż kiedyś. Ale wciąż jest.
Krótko po śmierci mego ojca, Leona Czarny Pan chciał mieć mnie na jego miejsce w swoich szeregach. Decydując się na to nie przewidział przeszkód, które staną mu na drodze. Dokładnie mówiąc  jednej, mojej matki. Histerycznie się na to nie zgadzała. Nie chciała bym ,,zepsuł'' się tak jak ojciec. Robiła wszystko, by do tego nie dopuścić i przypłaciła to własnym życiem.
            Dracon i Blaise byli dla mnie ogromnym wsparciem. Wiedzieli, że byłem silnie przywiązany do matki dlatego kiedy zmuszono ich, by wstąpił do JEGO szeregów, zrobiłem to samo. Dla nich, moich przyjaciół, by nie byli tam sami.
Udało nam się ICH opuścić po drugiej wojnie o Hogwart. Na marne. Teraz znów do nich należymy, a moja nienawiść do nich jeszcze bardziej wzrosła. I do siebie, że nie mogę nic z tym zrobić, przez co zawiodłem swoją matkę. Nienawiść ta byłaby jeszcze większa gdyby nie przyjaciele, którzy pomagali i pomagają mi na wszystkie sposoby, a mi wystarczy, by po prostu byli.
             Podnoszę głowę i otwieram oczy żegnając wspomnienie matki. Jest ze mną cały czas, wiem to.
Mróz doskwiera coraz bardziej, jest dwudziesta w nocy. Uśmiecham się kiedy przypomnę sobie bezradność Śmierciożerców, którzy nie mają pojęcia gdzie chowają się uczniowie Hogwartu.  Przynajmniej oni są bezpieczni.
-Tu jesteś! Szukałem cię, co się tak zaszyłeś?-pyta Draco i siada koło mnie na parapecie.
-Tak jakoś.-odpowiadam i wzruszam ramionami.-Zastanawiałeś się co będzie potem?-dodaje.
-Wszystko zależy do tego jak skończy się wojna, ale martwię się o ciebie, Teo.-odpowiada.
-O mnie? Dlaczego?
-Jesteś moim przyjacielem. To normalne, że się przejmuję. -odpowiada blondyn.-A szczególnie tym, że jesteś...sam.
-Nie jestem.-odpowiadam przez zęby.-Mam was
-Wiesz o co mi chodzi.-mówi i kładzie dłoń na  moim ramieniu.-Nie możesz zostać  sam.Musisz mieć przy swoim boku jakąś osobę, którą będziesz darzył miłością.
-Nie zostanę, po prostu...
-Tak, wiem. Nie czas teraz na to.-przerywa mi i macha leniwie ręką.-Zawsze odpowiadasz tak samo.
-Może nie zasługuje Draco? Może nie powinien być w życiu szczęśliwy?-pytam przypominając sobie jeden istotny szczegół z mojego dzieciństwa.
-Co ty pieprzysz? Pewnie... myślisz teraz o Amelii. Znowu się winisz? To nie przez ciebie zginęła Twoja matka!-woła i schodzi z parapetu. Robię to samo.
-Nie wiem.-odpowiadam i kręcę głową.-Nie wiem. Po prostu mi jej brak, dzisiaj ma urodziny.
-Przepraszam, zapomniałem.-reaguje blondyn i drapie się w głowę.
-Nie szkodzi, mamy mnóstwo na głowie.-odpowiadam i lekko się uśmiecham.-Zawsze pamiętałeś, Blaise też.
Między nami zalega cisza. Wpatrujemy się  w ponure otoczenie, pogrążeni we własnych rozmyślaniach. We własnych światach pełnych własnych ideałów i szaleńczych fantazji.
Odwracamy się szybko przez hałas ciężki kroków.
-Podjęliśmy istotną dla nas decyzję.-zaczyna Lucjusz Malfoy.-Postanowiliśmy wykazać się miłosierdziem wobec tych nędznych  dzieciaków.
-Jest pan pewny, że wie co to miłosierdzie?-pytam unosząc swe czarne oczy na ojca swego przyjaciela. Ten uśmiecha się tylko kpiąco i kiwa głową na stojącego obok Rudolfa Lestrange.
-Pójdzie pan, panie Nott do uczniów tego  zamku. Nie próbuj zaprzeczać, że nie wiesz gdzie są, nic Ci to nie da.-ostrzega widząc, że chce coś powiedzieć.-Pójdziesz do nich i przekażesz, że jeśli jutro, przed południem wydadzą w nasze ręce nauczycieli, pana Potter'a, rodzeństwo Zabini'ch, panne Lovegood, Chang, Bell, rodzinę Weasley'ów, pana Hagena, Longbotoma, Finigana i całą resztę starej Gwardii ambyldora resztę puścimy wolno. -dodaje.
-Teraz? Jest późno.-pytam próbując tym samym  odwlec dane mi zadanie wiedząc, że moim przyjaciele  mogą zgodzić się na te warunki byleby oszczędzić życie innych.
-Tak, teraz. I przed porankiem masz wrócić.

*****

Hermiona


-Sądzisz, że to dobre wyjście?-pyta siedzący obok mnie Blaise z małą Sylvią u boku.
-Masz na myśli plan, który wymyślił Kingsley?-pytam i kontynuuje widząc jego przytakujące spojrzenie.-Myślę, że tak. Nie możemy zaatakować Śmierciożerców nie wiedząc gdzie dokładnie są!
Jutro kilka osobowe składy mają ostrożnie obejść zamek. Tym sposobem dowiemy się gdzie się znajdują, a później zaatakujemy. A ty? Masz jakieś wątpliwości?
-Lekkie. Dobrze wiesz, że najchętniej już teraz zacząłby działać. Chciałbym by to już się skończyło.
-Tak jak każdy. A co z Pansy?-pytam kierując swój wzrok na czarnowłosą, która rozmawia z Luną przy palącym się kominku.
-Masz na myśli nasz ślub? Dlatego tak mi śpieszno! Już tyle czasu minęło odkąd się jej oświadczyłem. Boje się, że może mieć za jakiś czas dość i zerwie nasze zaręczyny.-odpowiada i spuszcza wzrok na swe dłonie.
-Na pewno nie, Blaise. Pansy za bardzo cię kocha, nigdy by Cię nie zostawiła.-informuję pewnie na co brunet pomrukuje tylko coś pod nosem i nadal nie podnosi wzroku.
-Wujku Blaise! Dlaczego jesteś smutny?-pyta siedząca do tej pory cicho mała dziewczynka. Podnosi się i staje na przeciwko siedzącego Ślizgona. Z lekkim uśmiechem kładzie swoje drobne dłonie na jego policzkach.
-Już nie jestem.-odpowiada i bierze mała na ręce co spotyka się z cichym chichotem z jej strony. Rozczulona spoglądam na swego brata bawiącego się z moją córką. Razem z Pansy na prawdę będzie szczęśliwy.
Odbieram mu jednak małą kiedy kręcąc się z nią na ramionach niebezpiecznie przechyla się w bok.
Draco momentami ma rację co do niektórych spraw. Draco... Boże, ile jeszcze będziemy musieli to wytrzymać?
-Mógłbyś uważać.-mówię kiedy córka jest już w moich objęciach.
-Przecież nic się nie stało co nie Sylvia?-pyta co spotyka się z radosnym kiwnięciem głowy ze strony dziewczynki.
Odwracam głowę w stronę drzwi głównych kiedy zaczyna gromadzić się tam coraz to większa grupka uczniów. Odbieram zdziwione spojrzenie brata po czym wzruszam ramionami. Brunet podnosi się z ziemi i próbuje przepchać się przez zgromadzoną grupę. Zaciekawiona wciąż patrzę w tamtą stronę.
-Drętwota!-krzyczy Wybraniec kiedy drzwi otwierają się, a w nich pojawia się czarna postać, która odbija atak Złotego Chłopca.
-No co ty, Potter! Kumpla atakujesz?!-woła Śmierciożerca co sprawia, że serce staje mi w miejscu. Teo?
-Nott? Nott!-reaguje Harry i wita sprzymierzeńce uściskiem.-To wyjaśnia dlaczego złamałeś zabezpieczenia.-dodaje drapiąc się po głowie. Powoli podnoszę się z miejsca i stawiam Sylvie na ziemi po czym łapie ją za rękę. Rozglądam się dookoła szukając blond czupryny.
-Teo! No nareszcie!-woła Blaise i z impetem rzuca się na szyje ciemnookiemu. Nott śmieje się krótko i klepie bruneta po plecach. Kiedy reszcie towarzystwa z trudem udaje się odkleić mego brata od Teodor'a zastępuje go Pansy.
Ze łzami w oczach desperacko szukam Dracona. Przecież gdzieś musi być! A co jeśli Teo przyszedł sam? A jeśli Malfoy'owi coś się stało?
-Wujek Teo!-woła ma córka i biegnie w jego strona kiedy ja walczę z własnymi myślami. Nott kuca i łapie biegnącą w jego stronę dziewczynkę. 
-Cześć Sylvia. Miło Cię znowu widzieć.-mówi obejmując dziewczynkę. Na trzęsących się nogach idę w stronę przyjaciela. Pierwsza słona łza spływa po moim policzku. Zakładam ręce za siebie i zbliżam się do chłopaka, który na chwilę wypuszcza moją córkę i podnosi się z klęczek.
-Hermiona...-zaczyna i mocno mnie do siebie przytula. Odwzajemniam uścisk.
-Czy on...jest z tobą?-pyta łamliwym głosem.
-Nie. Wysłali tylko mnie.-odpowiada. Opieram podbródek  o jego prawe ramię i głośno wypuszczam powietrze. Odrywam się od chłopaka i przygarniam córkę do siebie.
-Mam Ci przekazać, że bardzo cię kocha. Ciebie i Sylvie.-mówi i wyciąga przed siebie lewą, zaciśniętą mocno dłoń.-Kazał Ci to przekazać.-dodaje po czym  otwiera dłoń, a moim oczom ukazuje się mała, zaczarowana, czerwona różyczka.
-Dziękuję.-odpowiadam doszczendnie wzruszona.

Jutro się zobaczymy Draco. Jeśli wygramy będziemy żyć szczęśliwe. Jeśli przegramy nie zniosę życia bez ciebie. 



Miłość jest pięknym uczuciem, najpiękniejszym jednak jest  tęsknota, wypływająca z miłości.
L. Szeligowski


*****

Teo 

-Jeśli oddacie się w ich ręce oszczędzą resztę.-przekazuje wspominając wcześniej nazwisko, których to dotyczy. 
-To absurdalne!-woła nieznana mi uczennica z szóstego roku.-Nie możecie poświęcić siebie, a nawet swojego życia dla nas! -dodaje. Zauważam, że jest uderzająco podobna do uczennicy z wymiany, która wyjechała tuż przed pierwszym atakiem Śmierciożerców.
-Ale jeśli ma to uratować wasze życie, musimy to zrobić...
-Nie pieprz głupot Potter! Ani ja, ani Draco nie pozwolimy byście oddali się w ich ręce. Przecież oni zabiją was od razu!-protestuję nawet bojąc się wyobrazić sobie jaki gniew u Dracona wywołałyby te słowa. 
Dobrze, że pani Pomfrey zajmuję się teraz Sylvią, dobrze, że małą tego nie słyszy. 
-Obawiam się, że Teo ma rację. Śmierciożercy spodziewają się, a nawet ośmielę się twierdzić, że oczekują od nas  byśmy oddali się w ich ręce.-popiera mnie Syriusz Black.
-Pomyślcie! My damy sobie jakoś radę, a wy będziecie mieli zagwarantowane bezpieczeństwo!-wypowiada się Luna. Po sali rozchodzi się cichy pomruk. Poruszają się niespokojnie. Uczniowie mają mętlik w głowie, nie wiedzą już co będzie dla nich lepsze. Ich głosy rosną na sile. Żywo gestykulując kłócą się o poprawne według nich rozwiązanie.  Ogarnia nas wszystkich istna wrzawa, wznoszą się pierwsze krzyki, pojedyncze osoby podrywają się ze swoich miejsc. 
-SPOKÓJ!-krzyczy Hermiona i rusza nadgarstkiem przez co z jej różdżki wylatują jaskrawe fajerwerki. Uczniowie zdezorientowani siadają z powrotem na swoich miejscach i milkną powoli.-Zanim podejmiecie decyzje zastanówcie się NA ILE będziecie bezpieczni. Na prawdę wierzycie, że Śmierciożercy dotrzymają słowa? Może i dadzą wam spokój, ale po pewnym czasie i tak was złapią. -dodaje, a na sali króluje cisza. 
-To dość istotne. Przemyślcie to dobrze, nie będzie odwrotu.-upomina profesor McGonagall.
-Jesteśmy razem od początku, bądźmy do końca.-mówi po czasie siódmoklasista. Reszta przytakuję, przynajmniej wiemy co należy robić. Na czym stoimy.
-Czyli nasz plan jest aktualny. Fakt, że dowiedzieliśmy się od Teo gdzie są bardzo nam pomoże.-uzupełnia Kingsley.
-Zastanawia mnie tylko jedno. Miałem z nim bliższy kontakt przez dłuższy czas.-zaczyna Blaise i krzywi się na wspomnienia, że niedawno sam do nich zależał.-Dobrze wiedzieli, że Teo powie nam gdzie są. Dlaczego, więc tak to zostawili?
-Bo nie wiedzą gdzie jesteśmy. Będą gotowi na nasz atak.-wyjaśnia po chwili namysłu  Harry. 
-To nic nie zmienia, jutro musimy się postarać, dać z siebie wszystko.-mówi Syriusz i spogląda na zegarek.-Nie chcemy Cię wyganiać Teo, absolutnie, ale powinieneś już się zbierać.-dodaje.
-Dobrze, widzimy się jutro.-dodaje z lekkim uśmiechem po czym  żegnam się z przyjaciółmi.  
-Katie Cię odprowadzi.-informuje profesor McGonagall i gestem ręki wskazuje na dziewczynę stojącą w pobliżu.  Znam ją z widzenia, jest w moim wieku i należy do Gryffindoru. 
Uśmiecham się delikatnie po czym razem z nową koleżanką wychodzimy z sali.
Żwawym krokiem pokonujemy korytarz. Zerkam co jakiś czas na dziewczynę jednak kiedy ona zauważa moje spojrzenia i uśmiecha się zachęcająco wiem, że muszę zacząć.
-Nie znamy się jeszcze.Teodor Nott.-mówię i podaję dziewczynie rękę, którą ona lekko ściska.
-Katie Bell.-przedstawia się.-Na prawdę Cię podziwiam.-dodaje, a kiedy zauważa moje zdziwione spojrzenie spuszcza wzrok.
-Mnie? Nie jestem Potter'em.-odpowiadam zdziwiony.
-Wiem! Po prostu podziwiam Cię. Nawet nie zdaje sobie sprawy jak musi Ci być ciężko będąc U NICH, a jednak radzisz sobie i jeszcze  nam pomagasz.
-Wcale nie radzę sobie tak dobrze.-odpowiadam kiedy dochodzimy do kominka gdzie musimy się rozstać. 
-Jeśli chciałbyś o tym porozmawiać możesz na mnie liczyć.  Zresztą, nie ważne. Wygłupiłam się.-proponuje i rumieni się uroczo.-Prawie się nie znamy.
-Wiesz, że ma wręcz przeciwne wrażenie?-pytam i nie czekając na odpowiedź z zalotnym uśmiechem znikam za kominkiem. 

*****

Na początku przepraszam, że mało Dramione w tym rozdziale, ale takie też są potrzebne. Mam nadzieję, że się podoba bo go nie sprawdzałam!
Pozdrawiam was mocno i dziękuję za 25000 wejść.
Vivian Malfoy. 

15 komentarzy:

  1. Cudowny. Jak zwykle, z resztą.
    Masz racje takie rozdziały, również są potrzebne :)
    Weny:)
    Pozdrawiam,Lili.
    panstwoweasley.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciesze się, że nie odrzuciłaś/odrzuciliście go ze względu na to, że jest w nim mało Dramione.

      Chciałam byście dokładnie poznali pana Nott'a ;)
      Pozdrawiam Cię mocno.
      Vivian Malfoy.

      Usuń
  2. No i co z tego, że mało Dramione? Nareszcie coś o Theodorze. Nawet nie wiedziałam, że to tak skomplikowana postać. Mam nadzieję, że teraz częściej będą się pojawiały jego przeżycia, myśli.:) Spodobało mi się to.;)
    Rozdział ogólnie super.:)
    Czekam na nowy.:)
    Pozdrawiam,
    la_tua_cantante_

    dramione-badz-moja-nadzieja.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to bardzo skomplikowana postać, ale teraz przynajmniej coś więcej o nim wiecie. Tak, teraz jego myśli będą częściej ujawniane.

      Ciesze się, że ci się podoba.
      Pozdrawiam Cię mocno.
      Vivian Malfoy.

      Usuń
  3. Katie...hmmm....Katie...wolę Draco ale Teodor :* Ach rozdział mi się szczególnie podoba bo jest moje imię (blogowe) no i oczywiście sama notka jest meeega suuuper ;)
    Pozdrawiam, Kat

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciesze się, że ci się podoba. Nieświadomie wybrałam postać Katie Bell :)
      Mega super? Jestem zachwycona, strasznie dziękuję! Nie tylko za to, za to, że jesteś z tym opowiadaniem już tyle :)

      Pozdrawiam Cię mocno.
      Vivian Malfoy.

      Usuń
  4. Super rozdział. Nie przeszkadza mi, że tak mało dramione. Sylvia jest urocza. Czyżby Teodor poznał swoja drugą połówkę?
    Pozdrawiam
    Hermione Granger

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Możliwe, że poznał, możliwe. :)
      Ciesze się, że nie przeszkadza ci mała ilość Dramione ;)

      Pozdrawiam Cię mocno.
      Vivian Malfoy.

      Usuń
  5. Pomimo tego, że nie było Dramione to rozdział super.
    Widać, że Teo też nie miał łatwo, jak praktycznie wszystkie dzieci Śmierciożerców ale na szczęście radzi sobie. Dobrze, że ma Draco i Blaisa a teraz chyba znalazł też wsparcie w Katie ;)

    Oby plan Hogwartczyków wypalił. Niech Lucjusz przestanie się wreszcie panoszyć w zamku. Jego żądania są bez sensu, bo każdy przecież wie, że Śmierciożercy nie są godni zaufania.

    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teo tak jak zresztą Blaise i Draco nie miał łatwo, ale ma przyjaciół, którzy pomagają mu jak tylko mogą :)

      Plan uczniów jest dobry, w kolejnym rozdziale poznacie go głębiej i miejmy nadzieje, że wyszystko pójdzie według niego.

      Dziękuję za wszystko z Twojej strony.
      Pozdrawiam Cię mocno.
      Vivian Malfoy.

      Usuń
  6. Fakt mało Dramione, ale czy tak rozdział cudowny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję!
      Dobrze, że Ci się podoba, Gisiu.

      Pozdrawiam Cię mocno.
      Vivian Malfoy.

      Usuń
  7. Viv, jesteś wspaniała! Wiesz? :*

    W opisie Teodora przeszłaś samą siebie! Potrzebowałam kilku dni na przetrawienie tego rozdziału, bo jest on tak wspaniały i przełomowy, że szok! :)

    Nawet kiedy nie ma Dramione w danym rozdziale, to Ty i tak z niego zrobisz perełkę!

    Moje psychologiczne serce czytając ten rozdział, miało niewyobrażalną radochę! ^^ Kolejny raz poruszasz bardzo ważne tematy i to się chwali! Opowiadasz o nich w dość rzeczywisty sposób, bez obwijania w bawełnę! :)

    Tęsknota za dobrą twarzą ukochanego, niezłomna wiara w to, że nasz wybranek się jeszcze kiedyś zmieni.
    Odczucia i rozwój dziecka.
    Miłość matki do dziecka i dziecka do matki.
    Ochrona.
    Decyzje, trudne decyzje.
    Depresja po śmierci matki.
    Niewyobrażalny ból.
    Winienie się za coś na co nie mieliśmy żadnego wpływu.
    Rola przyjaciół.
    Wrażliwość...

    Teo nie miał szczęśliwego dzieciństwa. Mimo swojego młodego wieku, przeszedł wiele złego. Nie jest on chłopcem, jest mężczyzną. :)
    Nigdy nie będzie stał po stronie Śmierciożerców, bo ich nienawidzi, brzydzi się nimi. Szpiegując czuje, że robi coś dobrego dla siebie, ale i dla świata. :) Jest bardzo związany ze swoimi przyjaciółmi. Są oni dla niego rodziną. ;) Nie zdradzi ich. Będzie o nich dbał. :) Coraz bardziej otwiera się na Sylvię. Mała znajdzie klucz do serca wujka Tea. :) Jest uroczą dziewczynką. :)

    Pansy nie zostawi Blaise'a! Za bardzo go kocha. Nie złamie mu serca. :)

    Nasi główni bohaterowie przechodzę bardzo ciężki okres. Ta rozłąka nada ich związku jeszcze głębszego sensu, udoskonali go. Uczucie zapłonie jeszcze silniejszym płomieniem namiętności. :)

    Oby Śmierciożercy (nie wszyscy) poszli do diabła!

    Pozdrawiam Lily M. ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, ale nie wiem czy nie przesadzasz ;)
      Po prostu piszę, nic więcej ;)

      Chciałam powiedzieć o Teodorze coś więcej niż ro co jest w zakładce ,,bohaterowie''.
      Jest złożoną i skomplikowaną postacią, którą warto pozna, a tym opisem dużo się wyjaśniło. Np. Jego przynależność do Śmierciożerców.

      Coraz bardziej przyzwyczaja się do małej Sylvi, w końcu jest córki jego bliskich przyjaciół.

      Pansy nigdy w życiu nie zostawiłaby Blaisa, ich miłość jest silna, nie przeżyliby bez siebie. Pan Zabini jest troszkę przewrażliwiony, ale wynika to z jego wielkiej miłości do Pansy.

      Rozłąka jest ciężka, ale kiedyś zostanie im wynagrodzona.
      Dadzą radę, są silni, a ich uczucie jeszcze silniejsze.

      Strasznie Ci dziękuję! Nie tylko za komentarze, ale też za to, że jesteś z nami juz tak długo, podobnie jak reszta.
      Pozdrawiam Cię mocno.
      Vivian Malfoy.

      Usuń
  8. Wyczuwam nowe big love :D Jak okaże się, że uśmierciłaś któregoś z uczniów, to ja Cię znajdę i chyba zabije :(
    ~Annie

    OdpowiedzUsuń

Witaj

Tytuł aktualnego opowiadania: Czarny Raj
Tematyka : Potterowskie
Para : Dramione
Autor : Vivian Malfoy
Szablon : Szablownica




Obserwatorzy