Zauważyłem jak z sali wychodzi Teo i Potter. Mieliśmy czekać już tylko na Blaise.
Nagle Śmierciożercy dali o sobie znać. Teo również złapał się za przedramię. Wykorzystał resztki sił, by podejść bliżej mnie i Hermiony.
-Musimy się teleportować.-mówi Teo, a ból zaczyna tracić na silę. Przytakuję i spuszczam podciągnięte wcześniej rękawy koszuli.
-Nie czekaj na mnie.-upominam brunetkę i całuje ją w czoło.
-Wiesz, że i tak będę.-odpowiada i wtula się w mój tors.-Uważajcie.
Ściska Teo po czym razem z brunetem wchodzę w głąb korytarza. Skręcamy i szybkim krokiem wychodzimy na błonia. Zimny wiatr uderza mnie w twarz. Wchodzimy w zarośla większych drzew po czym rozglądam się dookoła. Nikogo.
-Kiedy cię zaalarmowali? Na egzaminie czy po? -pytam przed teleportacją.
-Przy wyjściu. Twój minął spokojnie?- mówi Teo.
-Tak i mam nadzieję,że poszedł dobrze.-odpowiadam i uśmiecham się lekko. Wypowiadamy formułkę i teleportujemy się. Otwieram oczy kiedy czuję podłoże pod stopami.
Malfoy Manor.
Szybko wchodzimy do środka. Może i wystrój mojego ,,domu'' zmienił się, ale ten jego chłód i smutek nigdy nie znikną. Nawet kiedy byłem dzieckiem czułem się tu jak intruz, obcy. Jak ktoś kto nie powinien wtedy w nim być. Nie nazywałem tego miejsca domem od początku. Domem był on tylko dla mojego ojca. Nic dziwnego, stworzył go na swój wzór. By pasował do niego, nie dla nas wszystkich.Jest tak samo zimny i chłodny jak mój ojciec. Cierpienie bije z niego, jest wyczuwalne dla każdego kto przekroczy jego próg. Był i jest siedzibą zła, wojny i rozlanej krwi z powodu niepoprawnych ideałów i wręcz chorego spojrzenia na świat.
Z obojętnym wyrazem twarzy i wściekłością w sercach idziemy w stronę pozostałych.Nie zajmują miejsc przy stole. Stoją w drobnych grupkach, a to znaczy tylko jedno-zaraz wyruszamy.
Ojca widzę z daleka. Jego platynowe, długie włosy odznaczają się na tle wokół panującej czerni.
-Długo musieliśmy na was czekać.-mówi i odwraca się w naszą stronę.
-Może dla tego, że mieliśmy egzaminy.-warczę w odpowiedzi gniewnie mrużąc oczy.
-Czego Minevra nie wymyśli. Z wiekiem jest coraz głupsza.-odpowiada. Gestem ręki ucisza Teo, który miał zamiar bronić naszej dyrektorki.
-Drodzy przyjaciele! Dzisiaj znów powiększymy naszą przewagę. Ostatnim razem nie udało nam się zająć św. Munga, ale to nic. Najważniejszy punkt-Ministerstwo Magii- jest nasz, a to daje nam wygraną pozycję nie do zmienienia. Zakon już nam nie przeszkodzi. Black i Schackebotl nic nie zdziałają we dójkę, a Weasley'owie to najmniejsza przeszkoda. Młodzi przeciwnicy, uczniowie Hogwartu zostali sami. Chyba nie dacie się pokonać bandzie gówniarzy, prawda?!-pyta. Wznoszą się okrzyki Śmierciożerców ociekające pewnością siebie i świadomością wygranej.-Została nam jeszcze ulica Pokątna, Prorok Codzienny i Azkaban. Nanieśliśmy poprawki w których rezygnujemy z ataku na Hogwart. Nie jest nam potrzebny! Po co nam szkoła, mając panowanie nad całym światem! Dzisiejszym celem jest Pokątna i sąsiadujące ulice. Hogsmeade już jest nasz.
Mam nadzieję, że dacie radę. Różdżki w dłoń! Teleportujemy się do sklepu naszych przyjaciół. Borgin&Burkes.-kończy, a na twarz pozostałych wpływają cwane uśmiechy. Po chwili pierwsze grupy znikają, a w kierunku moim i Teo dumny krokiem zmierza Arabella.
Jej długie, czarne jak węgiel włosy podskakują z każdym jej krokiem. Ciemne oczy błyszczą tajemniczym błyskiem, takim samym jak Belli. Kiedy idzie widzę przed sobą jej matkę. Bellatriks.Moją ciotkę. Była złą kobietą, nie znała litości i nie wiedziała jak smakuje miłość. Z dwoma wyjątkami.
Pierwszym była jej córka. Odkąd przyszła na świat stała się oczkiem w głowie Bellatriks, skarbem którego broniła przed wszystkimi.
Drugim wyjątkiem byłem ja. Kiedy była ze mną zmieniała się w inną kobietę. Stawała się milsza, czulsza, ale tylko przy mnie. I Arabelli. Dla innych była okropnym i sadystycznym człowiekiem.
Pozostali czuli wobec niej strach i podziw. Nikt nie wchodził jej w drogę, a ona nikogo nie słuchała. Była posłuszna tylko Czarnemu Panu. A jej córka?
Jest do niej taka podobna... Kropla w krople. Niczym nie przypomina swego ojca-Rudolfa, którego darzy taką samą nienawiścią co jej rodzicielka.
-Cześć chłopaki.-zaczyna.-Mam trzymać się z wami.-dodaje i oblizuje usta. Ciągle pamiętam, że to właśnie ona podczas najbliższej okazji ma zabić Hermionę. Moją Hermionę. Moją iskierkę, światło, które trzyma mnie przy życiu. Moją przyszłą żonę.
-Po cholerę?-pyta Teo, jednak rezygnuje i nie drąży tematu. Zdaje sobie sprawę, że nie uzyska odpowiedzi na to pytanie. Nie odzywamy się więcej. Teleportujemy się, kiedy przychodzi nasza kolej.
Duchem jestem z nią.
*****
Hermiona
-...rano. Co o tym myślisz?-pyta Harry kiedy siedzimy na szkolnych błoniach po egzaminach. Odwracam twarz w stronę Wybrańca i próbuję udawać, że cały czas uważnie go słuchałam. Tak na prawdę nie mam pojęcia o czym mówił odkąd tu przyszliśmy. Myślami jestem gdzie indziej. Z Draconem i Teo.
-Wiem, że mnie nie słuchasz.-mówi i wzdycha ciężko.-Nie zaprzeczaj. Znamy się tyle lat, że zdążyłem zaobserwować kiedy kłamiesz. O co chodzi?-pyta i kładzie rękę na moje ramię.
-Denerwuje się, zresztą jak zawsze.-przyznaje.- Boje się, że coś im się stanie, że już nie wrócą...
To jest nie do zniesienia! Za każdym razem kiedy idą do NICH, kiedy Draco ubiera ten cholerny mundur, maskę Śmierciożercy ściska mnie za serce. Zamartwiam się, że coś pójdzie nie po naszej myśli, że wpadną...
-Spokojnie. Hermiona, oni wrócą.
-Wiem Harry! Po prostu mam dość. Tego niepokoju. Ciągle się o kogoś boję.
-To właśnie Twój problem.-mówi Złoty Chłopiec, a ja poprawiam szalik i zatrzymuje wzrok na biały krajobrazie przed nami.-Martwisz się o wszystko i o wszystkich, tylko nie o siebie.-dokańcza i kładzie swoją dłoń na mojej.
-O ciebie też się niepokoje Harry.-przyznaje cicho.
-Wiem, ale obiecuje, że będę na siebie uważał. Już jedną wojnę przeżyłem.-odpowiada i śmieje się krótko.
-Tym razem to coś większego, to nie są żarty.
-Tak, wiem. Obiecuje, że nic mi się nie stanie, nie poddam się i was nie opuszczę. Ciebie, Rona i dziecka.-deklaruje się Wybraniec. Drgam. Coś zwróciło moją uwagę, odwracam głowę w jego stronę.
-A Ginny?-pytam. Widzę jak się napina.
-No jej też, oczywiście.-odpowiada szybko.
-Znamy się tyle lat, że zdążyłam zaobserwować kiedy kłamiesz. Co jest?-pytam cytując dokładnie jego słowa na co delikatnie się uśmiecha.
-Nie kocham jej. Minęło sporo czasu kiedy do tego doszedłem. Zrozumiałem, że moje uczucie do niej wygasło, sam nie wiem kiedy. Pojąłem, że to co czułem do niej w ostatnim czasie to zwykłe przywiązanie. Nic więcej, ale nie mogę jej zostawić. Chciałem, to fakt lecz teraz to niemożliwe. Nie teraz, kiedy jest w ciąży.-tłumaczy i spuszcza wzrok.
-Harry....Nie wiń się. To się zdarza, choć wiem, że ona nadal mocno cię kocha. To naprawdę dojrzałe i odpowiedzialne z twojej strony, że nie zostawisz jej teraz samej. Nie porzucisz i nie odwrócisz się od niej jak jakiś zaślepiony i przestraszony małolat.-mówię i przesuwam kciukiem po jego dłoni, której wciąż nie odsunął od mojej.
-Na prawdę się ciesze, że zostanę ojcem. Dziecka jeszcze nie ma , ale ja już je pokochałem.-przyznaje cicho Złoty Chłopiec i delikatnie się uśmiecha.-Tak, ale wybacz. Nie chce o tym mówić.-dodaje ponuro.
-Rozumiem. Jak Twój egzamin?-pytam, by zmienić temat. Aby odciągnąć go od tematu rudowłosej tak jak on odsunął ode mnie poczucie niepokoju. Choć na chwilę.
-Część praktyczna poszła mi dobrze, gorzej z pisemną.-przyznaje.-A jak u was?
-Poradziłam sobie, z tego co mówił mi Draco on też. Z Teo nie zdążyłam porozmawiać.
-Jeszcze tylko Blaise.
-Tak, jest ostatni, ale...
-Cześć!-słyszę i odwracam głowę w tym samym momencie co Harry. -To robi się coraz dziwniejsze.-dodaje Ginny stając naprzeciw nas.
-Co?-pytam nie rozumiejąc o czym mówi.
-To, że znowu reagujecie w tym samym momencie.-wyjaśnia i kieruje swój wzrok na dłoń Wybrańca, która leży na mojej. Zauważam pełne złości i zazdrości iskry w jej oczach, więc delikatnie wysuwam rękę spod dłoni Złotego Chłopca. Kiedy rudowłosa zauważa mój gest uśmiecha się i siada obok.
-Jak egzaminy?-pyta opierając głowę o ramię wybrańca na co ten wykrzywia usta w ledwie zauważalnym grymasie.
-Miejmy nadzieję, że dobrze.-odpowiadam.-Harry, miałeś porozmawiać z McGonagall.-przypominam i wstaje z ławki.
-Pamiętam, porozmawiam z nią zaraz po egzaminach.-powiadamia.
-Pójdę, poczekam na nią.-proponuje, chcąc uniknąć dziwnej atmosfery, która przyszła wraz z rudowłosą.
-Idę z tobą.-mówi.- To poważne.-dodaje widząc nie zadowolony wyraz twarzy Ginn.
-Mogę wpaść do ciebie wieczorem?-pytam dziewczyny.-Chciałabym z tobą pogadać.
-Jasne, będę czekać.-odpowiada młoda Weasley. Nie zamieniamy ani słowa więcej. Szybkim krokiem wchodzimy do szkoły.
Czas podjąć kilka decyzji.
*****
Draco.
Co chwila zielone płomienie mkną koło mnie. Początek ulicy pokątnej jest już nasz. Kawałek temu zauważyłem zarówno Syriusza jak i Kingsley'a. Spostrzegłem również kilku aurorów, którzy nie należą do Zakonu lecz przeżyli atak na Ministerstwo. Mógłbym przysiąc, że gdzieś po drodze mignęły mi rude czupryny Weasley'ów, którzy na szczęście nie stawili się na ostatnim zebraniu w Kwaterze Głównej.
Mimo to mamy przewagę. ONI mają przewagę, nie ja i Teo. My jesteśmy po przeciwnej stronie. Dobra nie zła.
Wielkie okna rozbijają się i obsypują szkłem pobliski obszar. Krzyk uciekających ludzi, właścicieli sklepów i perfidny śmiech Śmierciożerców mieszają się w jeden wielki hałas.
Języki ognia niszczą wystawy, przechodzę obok sklepu gdzie kupiłem swą różdżkę. Kiedyś zadbany, dobrze prosperujący sklep z przemiłym właścicielem, teraz pożerany jest przez ognień.
Ludzie przeciskają się między sobą, by uciec jak najdalej, jak najszybciej. Chowają się wszędzie, w każdej dziurze, w każdym wyglądającym na bezpieczny zaułku.
Różnokolorowe płomienie przeszywają powietrze z każdej strony. Biegniemy z Teo przed siebie. Rzucamy z pozoru nieszkodliwymi zaklęciami w budynki, by sprawiać wrażenie iż bierzemy udział w bitwie, lecz, by nikogo nie krzywdzić. Nie można powiedzieć tego o reszcie. Bez cienia litości traktują wszystko i wszystkich.
-Uważaj idioto!-krzyczę do stojącego w pobliżu Jimmy'ego, który zaklęciem Bombardy strzela w stojący koło mnie i Teo budynek. Ściana wali się blisko nas, a duże kawałki szkła uderzają we mnie i mojego przyjaciela.
Ten tylko wzrusza ramionami i biegnie dalej.
Kurz i tynk budynków unosi się w powietrzu. Przechodzimy koło Esów i Floresów. Ulubiony sklep Hermiony, teraz legł w gruzach. Na brudnym chodniku widać leżące okładki lub pojedyncze strony. Pozbawione życia, porozrywane stare, tak wartościowe księgi.
Zauważam rodzinę, która ucieka z trwogą wymalowaną na twarzach. Matka z ojcem i małą córeczką na rękach. Nagle mężczyzna przewraca się. Upada. Matka pomaga mu wstać, dziewczynka zaczyna płakać. Jej krzyk wydaje się najbardziej rozpaczliwy ze wszystkich wokół. Po chwili biegną dalej. Brudni, przestraszeni, kochający się. Znikają za pobliskim zakrętem. Kiedy widzę kilku Śmierciożerców idących w tamtą stronę, pewnie za nimi, proszę Boga, by dał szanse im uciec, by wydostali się z tego piekła.
Byli tacy podobni do nas.
Mężczyna również był blondynem. Wysokim, bladym. Z jego zmęczonych oczu prócz despreckiej chęci przetrwania biła bezgraniczna miłość do dziecka i żony.
Taka jak moja do Hermiony.
Kobieta miała chustę na włosach. Była drobna, szczupła wręcz wychudzona, ale miała coś co przypomniało mi Hermionę. Oczy. Tak samo duże i czekoladowe. A dziecko?
Może, po wojnie my też założymy rodzinę, może również będę miał córkę?
Ta rodzina tak bardzo przypominała nas. Nie może zginąć, żądna nie może zginąć.
Biegniemy dalej. Zaciskam różdżkę na dłoni. Mijamy grupkę naszych ,,przyjaciół.'' Z szalonym błyskiem w oku biegną., by pozbawić życia kolejnych czarodziei półkrwi i mugolskiego pochodzenia. Zapanować nad tym terenem.
-Zabij go! Zabij!-woła Arabella. Opuściła nas na początku. Teraz stoi wraz z jej i moim ojcem oraz kilkoma innymi. Po chwili zielony płomień godzi młodego mężczyzna, a ten upada na zakurzoną ziemię
Zauważam, że Kingsley, Syriusz, aurorzy i Weasley'owie wycofują się. Kiedyś zaśmiałbym się perliście z nieukrywaną satysfakcją, teraz czuję smutek i ukłucie w sercu.
-Oto był ostatni czarodziej półkrwi tu zamieszkały. Mamy co chcieliśmy! Pokątna jest czysta i nasza.-mówi mój ojciec, a Śmierciożercy wznoszą okrzyk radości.-Możecie wracać, oczekujcie kolejnego wezwania.-dodaje.
Zaczyna się teleportacja.
Wracam do ciebie, kochanie.
*****
Hermiona
McGonagall powiadomiła uczniów o zaistniałej sytuacji zaraz po zakończeniu się egzaminów. Podjęcie decyzji zajęło nam dużo czasu. Nie mieliśmy wyjścia, to życia nas do tego zmusiło.
Szkoła Magii i Czarodziejstwa Hogwart zostaje zamknięta na czas bliżej nieokreślony. Wyniki egzaminów zostaną przysłane do ich domów. Szkoła przestaje pełnić swą rolę, a zamienia się w twierdzę.
Ewakuowani są wszyscy uczniowie poniżej szóstego rocznika. Szósty i nasz zostaje, by walczyć. Nauczyciele i wszyscy przeciwnicy Śmierciożerców, którzy nie chcą się poddać też tu będą.
Rodzina Rona i Ginny, moja, Narcyza, pozostali aurorzy. Będziemy urzędować w każdych pomieszczeniach, do schronu, który znalazł Wybraniec i który już urządziliśmy udamy się dopiero wtedy kiedy Śmierciożercy nas zaatakują. Nie wcześniej.
Hogwart zmienia się w miejsce z którego nie wychodzimy. Będziemy żyć tu do końca wojny, bronić się, stawiać opór. Tu będziemy obmyślać plany, tu będziemy szykować ataki w których udział będą brać najważniejsi. My-małoletni zakon i jego dorosła część, która z niego została.
Do końca! Dopóty dopóki ten koszmar się nie skończy.
Przemierzam zimne korytarze. Za chwilę mam spotkać się z Ginny. Muszę z nią porozmawiać, musimy sobie wszystko wyjaśnić. Jeśli będziemy to odwlekać przepaść między nami, która już jest będzie się tylko poszerzać. To już nie ta sama przyjaźń co kiedyś, nie ta sama więź. Moją prawdziwą przyjaciółką jest Pansy. I Luna.
Luna, która ciągle leży w Skrzydle Szpitalnym. Chora, nie odzyskująca przytomności. W ciężkim stanie. Przez NICH . Moja złość i nienawiść sięga zenitu kiedy o tym pomyślę. Gdyby nie oni nie byłaby tam.
Skręcam i szybko pokonuje schody. Chcę mieć to jak najszybciej za sobą. Chcę już wrócić do siebie, do mojej sypialni w której pewnie czeka już Draco. Jeśli czeka. Jeśli nic się nie stało i wrócił.
Podchodzę do portretu Grubej Damy i wypowiadam hasło. Wpuszcza mnie bez problemu. Teraz nie ma czegoś takiego jak cisza nocna. Czas się nie liczy.
Podchodzę bliżej. Światło z Pokoju Wspólnego Gryffindoru świeci się silnie. Ktoś tam jest. Słyszę Ginny i kogoś jeszcze. Nie zbyt wyraźnie, więc podchodzę bliżej.
-Nie możesz tego zrobić, to niesprawiedliwe!-woła Ginny i mono gestykuluje rękami.
-A to co ty robisz jest normalne? To nie fair Ginny! Tak samo wobec mnie jak i wobec niego!
-Zamknij się, bo ktoś cię usłyszy!
-Nie ukryjesz tego Ginny! Kiedyś to wyjdzie na światło dzienne!-odkrzykuje mężczyzna i kieruje się ku portretowi. Kiedy przechodzi koło mnie przyglądam mu się. Znam go, bardzo dobrze. Dean Thomas gniewnym krokiem wychodzi na korytarz.
Odczekuję chwilę po czym wchodzę do środka. Rudowłosa siedzi na kanapie i ukrywa twarz w dłoniach. Kręci głową. Cicho do niej podchodzę i kładę dłoń na ramieniu. Odskakuje i podnosi szybko głowę.
-Co się stało?-pytam cicho i siadam obok niej.
-Nic takiego, ale źle się czuję. Mogłybyśmy porozmawiać jutro?
Teraz to z czym przyszłam zeszło na dalszy plan. Intryguje mnie jej kłótnia z Deanem. O co chodziło? Co przed nami ukrywa? Szybko się poprawiam. Nie mogę dać po sobie poznać, że się nad tym zastanawiam. Nie wiem dlaczego. To instynkt, coś mówi mi, że nie powinna wiedzieć o tym, że się tym zainteresowałam.
-Jasne, musisz o siebie dbać. Połóż się.-mówię i przejeżdżam dłonią po jej leciutko zaokrąglonym brzuchu. Dziewczyna kiwa głową, a ja kieruję się do wyjścia. Muszę porozmawiać z Deanem.
Może on będzie wiedział co ukrywa przed nami Ginny.
*****
Tak oto kończy się rozdział 44. Mam nadzieję, że w miarę zadowalający bo ostrzegam, że nie zdążyłam go sprawdzić.
Myślę nad miniaturką. Ale co z tych refleksji wyjdzie zobaczymy.
Myślę nad miniaturką. Ale co z tych refleksji wyjdzie zobaczymy.
Dziękuję za wszystko z waszej strony. Na rozgrzewa moje serce. Tak się do was przywiązałam i strasznie was polubiłam! Jesteście kochani. Mocno pozdrawiam.
Vivian Malfoy.
Tak sie zastanawiam czy to dziecko nie bd Ginny i Deana.?
OdpowiedzUsuńKurcze Śmierciożercy są coraz gorsi i ta cała Arabella ;/
myśle że namiesza sporo.
życze weny ;]
Nowa postać, Arabell zaskoczy. I to nie raz, będzie miała szczególne zadanie zlecone przez samą górę, śmierciożerców.-Lucjusza Malfoy'a,
UsuńMam nadzieję, że pozostałe rozdziały również przypadną Ci do gustu,
Pozdrawiam.
V.M
oo Miniaturka zawsze spoko ! :D
OdpowiedzUsuńRozdział jak całe opowiadanie jest oczywiście super :)
Buźka :*
Dziękuję, a co do miniaturki zobaczy się jak to wyjdzie. Czy znajdzie się czas i wena. Ciesze się, że wciąż z nami jesteś.
UsuńPozdrawiam
Czytając ten rozdział, czułam się tak, jakbym była obok Draco, Tea, Hermiony, Harry'ego i Ginny. Wszystkie wydarzenia i uczucia była namacalne. :) Doskonała metafora z tą rodziną z Pokątnej. To tak wyglądało, jakby życie Hermiony i Draco zależało od losów tej rodziny. Jeśli oni przeżyją i będą razem to oni także. Pięknie! :)
OdpowiedzUsuńAkcja nabiera tempa, robi się coraz bardziej niebezpiecznie. Arabella mnie intryguje, tak samo jak jej matka. Muszę przyznać, że mam słabość do Bellatrix. Może i jest negatywną, szaloną bohaterką, ale ja uważam ją za fantastyczną, wyrazistą postać. Ona jest prawdziwą arystokratką, prawdziwą panną Black. :) Miło mi, że o niej napisałaś. :) Podoba mi się to w niej, że dla swojej córki, siostrzeńca i siostry była ciepła, że pokazała im swoją drugą, lepszą stronę. :) Jestem ciekawa dlaczego Bella i Arabella nienawidzą Rudolfa oraz jakie Arabella ma stosunki ze swoją ciotką Narcyzą.
I tak, zgadzam się z Anką Cierocką, że Arabella nie będzie próżnować. :D Ona odegra (mam taką nadzieję) dużą rolę w życiu naszych bohaterów.
Czyżby Ginny była w ciąży z Deanem?
Vivian, z każdym kolejnym rozdziałem piszesz coraz ładniej! :)
Pozdrawiam Lily M. ;*
P.S Ja Ciebie także bardzo polubiłam :*
Ciesze się, że udało mi się Cie wciągnąć w świat przedstawiony. Między innymi dlatego piszę w pierwszej sosbie, ajko Draco lub Hermiona. By czytelnik mógł wyczuć, odczytać ich uczucia, lepiej ,,wejść'' w ten świat.
UsuńRównież luvię Bellatriks, mimo iż to naprawdę negatywna bohaterka, więc postanowiłam coś z nią zrobić. Stworzyć wątki w których, by się pojawiała, by pamięć o niej się nie rozwiała. Daje to tyle możliwości!
Chciałam pokazać ją z innej strony. Owszem byłą okrutna, ale z HP nie wiemy jaka była dla najbliższej rodziny, czy dla siostry z którą miała silną więź.
Arabella to na razie jedna wielka zagadka, ale z każdym rozdziałem jej historia będzie się rozjaśniać, ma pewne zadanie do odegrania. Wkrótce poznamy jej historie.
Jestem taka szczęśliwa, że Ci się podoba! Robi mi się ciepło na sercu kiedy czytam o tym, że jesteś zadowolona i tak przypadło ci do gustu.
Liczę, że będziesz z nami, ze mną i z tym blogiem jak najdłużej.
Pozdrawiam.
V.M
Obstawiam,ze dziecko nie jest Harrego,albo ona w ogóle nie jest w ciąży...... Rozdział genialny jak zwykle z reszta :D Kiedy ta wojna się skończy.... I wgl.jak mozzna zamknąć Hogwart.....
OdpowiedzUsuńWeny:)
Pozdrawiam,Lili
Czasy są ciężkie, ale czy po burzy nie pokazuje się słońce?
UsuńCiesze się z twoich pozytywnych odczuć
Pozdrawiam
Vivian
No właśnie,czyje to dziecko? ?? Tyle pytań, tak mało odpowiedzi. ... rozdział oczywiście super! Pozdrawiam, Kat :*
OdpowiedzUsuńMało odpowiedzi, ale to nie znaczy, że nie uzyskamy na nie odpowiedzi.
UsuńPozdrawiam cię serdecznie
V.M
Ooo Ginny coś ukrywa i ma to chyba związek z Deanem...
OdpowiedzUsuńSzkoda mi Harry`ego, widać, że strasznie się męczy ale stara się nie tracić głowy.
Śmierciożercy robią się coraz bardziej zuchwali i mam nadzieję, że tą Arabellę szybko szlag trafi! Nie znoszę jej, grrr.
Biedny Draco i Teo, muszą robić tyle złych rzeczy wbrew sobie...
Ukrywa, oj ukrywa. Tylko co...? ;)
UsuńHarry to naprawdę Złoty Chłopiec, stara się, by wszystko było jak najlepiej.
Muszą, ale już niedługo.
Pozdrawiam.
V.Malfoy.
Aaaa no i już wszystko wiem :D Lecimy dalej :>
OdpowiedzUsuń~Annie