sobota, 22 marca 2014

Rozdział 23:,,Zdeptanie dumy i pierwsze tego skutki.'''

                  Potem wszystko ucicha. Szepty jeszcze przez moment wiszą w powietrzu, ale już po chwili znikają, a ja znowu jestem w swoim domu, własnej sypialni, niedaleko Harry'ego i Ron'a.
Jak zwykle wyciszonej sypialni.
Kładę się do swojego łóżka i nakrywam kołdrą pod sam nos, a kiedy odwracam się plecami do drzwi, dziewczynka, autorka słowa jestem, leży koło mnie.
Nie oddycham przez moment podczas gdy jej duże, ciemne niczym węgiel oczy wpatrują się we mnie bez mrugnięcia.
Opuszczam powieki, które oddzielają mnie od reszty jak kurtyna, która oddziela scenę od widowni.
To jest złe.
A ja znowu nie zasnę czując ją koło siebie.
I muszę wreszcie coś zrobić tyle, że to co chodzi mi po głowie na pewno nie skończy się dobrze.


                 Ubieram się szybko chcąc jak najszybciej wydostać się z domu, w którym duchota zaciska coraz to większa pętle na mojej szyi, a chłód uderza mnie po plecach z siłą bata.
                 Naciągam pierwszą lepszą bluzkę i bluzę, którą wyciągam z szafy i szybko, a jednocześnie najciszej jak mogę, by nie obudzi przyjaciół, kieruje się na krótko do kuchni, a następnie do przedpokoju gdzie zakładam buty i kurtkę. Cienką. Nie ochroni mnie przed mimo wszystko lekko mroźnym, czerwcowym wieczorem, ale nie dbam teraz o to.
                Wychodzę na zewnątrz i zamykam ze sobą dom kluczami, uprzednio zostawiając na kuchennym blacie kartkę, by Harry czy Ron się nie martwił.

Nic mi nie jest. 
Musiałam wyjść na świeże powietrze, wrócę niedługo.


Tylko ile z tego co napisałam jest prawdą?
                 Idę przed siebie, z dłońmi w kieszeniach, i odpycham myśl, która powraca do mnie jak natrętna mucha. 
Zawsze Ci pomoże, mówił Harry gdy prosił, bym porozmawiała o pogorszeniu tego z Malfoy'em, ale za każdym razem gdy pomyślę, że to może naprawdę dobre rozwiązanie, moja duma podrywa się w ramach protestu, miesza mnie z błotem i karzę obiecać, że nie pójdę pod drzwi blondyna, tak długo, aż zgodzę się z czystej bezsilności i pozbycia się uczucia wiercenia i ciężaru w brzuchu. 
                Noc jest wyjątkowo ciemna i ponura, a jasny błysk ulicznych latarni pada na chodniki tworząc plamy światła. 
Gdzieś w oddali słychać śmiech. Silny i radosny na tyle, że mam ochotę iść w jego kierunku. Prosto do niego i przyłączyć się lub chociażby przystanąć i posłuchać jak pięknie brzmi. 
Przypomina mi to, że dawno się nie śmiałam. Jedynym objawem rozbawienia są tylko niektóre momenty, które spędzam, przypadkowo lub nie, z blondynem. Nie. Nie chcę teraz o nim myśleć. 
                Swe kroki kieruje w dół doliny, a kiedy mijam potężne dęby, które prowadzą w okolice parku, przystaję.
Nie chcę spędzić tego najbliższego czasu na dworze, w odosobnieniu, ponurym krajobrazie gdzie jedynym moim zajęciem byłoby nasłuchiwanie gwizdania wiatru czy leśnych stworzeń lub innych odgłosów przyrody. 
Teleportuje się. W okolice Śmiertlenego Nokturnu. 
               Życie nocne wygląda tu zupełnie inaczej niż w okolicy gdzie mieszkam. Tam jest spokojnie, a tutaj...cóż za różnica!
Od kiedy czarodzieje zyskali gwarancję, że wszystko jest już dobrze oraz, że Kingsley nie zagraża już ich bezpieczeństwu, zaczęli odbudowywać zarówno wszelkie ulice, budynki...czyli cały świat czarodziejski, a także swoje życie towarzyskie. 
              Wszędzie świecą się światła i kolorowe neony lub małe lampki na szybach lokali. 
Wszelkie puby i restauracje są otwarte, a muzyka, która wydobywa się z budynków, które zajmują sale taneczne czy bankietowe, oplata mnie ciasno. 
Czarodziei jest mnóstwo. Z szerokimi uśmiechami, ładnie zaczesanymi włosami, eleganckimi lub imprezowymi ubraniami mijają mnie i jednocześnie z dezorpatom zerkają na moje wyciągnięte, dresowe spodnie, w których tak naprawdę śpię, gdyż nie zdążyłam ich przebrać podczas ucieczki z własnego domu, oraz na moje nie uczesane włosy. Mogę założyć się, że zmęczenie i ta żałoba po tych wszystkich ludziach, którzy nawiedzają mnie co noc, jest nad wyraz widoczna, a kiedy zaczynam słyszeć ciche szepty skierowane w moją stronę, wiem, że właśnie jestem na językach większości.
Tak, tak. To Hermiona Granger! Ale jak się prezentuje! Powinna świecić przykładem... Tak rozpoznawalnym, szanowanym i ważnych osobą nie przystoi tak wyglądać!
                Puszczam się biegiem przed siebie.
Nie po to uciekłam tu, do ruchliwego i tętniącego życiem miejscem nawet, a może szczególnie o tej porze, by znów słyszeć jakieś namolne szepty.
Więc, to tutaj się poznali, myślę gdy przed oczami staje mi szyld Rozkoszy. 
Popychana chęciach  zatopienia się w głośnych dźwiękach i oderwaniu, mknę w kierunku czarodzieja z arkuszami w dłoniach, przestraszona i zafascynowana zarazem.
-Nazwisko.-warczy gdy czuję, że ktoś koło niego stoi, lecz gdy podnosi głowę i zauważa mnie, uśmiecha się chytrze.-Panna Granger, szef będzie zadowolony, że kolejna sława przekroczy nasz próg. Mam nadzieję, że to nie będzie pani ostatnia wizyta...-dalej już go nie słucham.
Speszona odwracam się na pięcie i szybko odchodzę z wściekle bijącym sercem.
To nie w moim stylu. Nie jestem taka i nigdy nie będę.


*****



Katie



                   Dużo czasu minęło nim w końcu byliśmy razem. Nim staliśmy się parą, jednością wspólnym sercem. 
                   Nasza pierwsza randka nie zaczęła się dobrze.
Odbyliśmy ją w Trzech Miotłach, a na samym początku nie było za przyjemnie, bowiem atmosfera była naprawdę ciężka.
Tak bardzo staraliśmy się, by wszystko wyszło jak najlepiej, by było po prostu idealnie, że myśleliśmy jednie o tym czy wszystko jest tak jak chcieliśmy. Czy wszystko idzie po naszej myśli.
Siedzieliśmy tak kilkadziesiąt minut, wymieniając się krótkimi zdaniami na temat pogody, lokalu czy szkoły-to najbezpieczniejsze tematy, na które można porozmawiać z chociażby dopiero co poznanym znajomym, czy osobą, która siedzi koło Ciebie w pociągu i prawdopodobnie już więcej jej nie zobaczysz.
Wszystko zmieniła filiżanka, którą nie chcący zrzuciłam na wskutek czego potrzaskała się na drobne kawałki, przysparzając nam tym samym niezadowolony wzrok barmana.
-W końcu coś dzieje się poza schematem...-mruknął, gdy w milczeniu zaczęliśmy zbierać kawałki szkła. 
I dobrze nam to zrobiło.
Kiedy z powrotem siedliśmy na swoich miejscach poczuliśmy się o niebo lepiej.
Atmosfera momentalnie zrobiła się lżejsza, a my przestaliśmy dbać o schemat, który ułożyliśmy sobie w głowie przed spotkaniem.
Później przeszliśmy się wokół zamku, a nasze palce ciągle obijały się o siebie i muskały zarazem. Umówiliśmy się na następnym dzień, a każda następna randka wydawała się być jeszcze lepsza od poprzedniej. Parą natomiast zostaliśmy po kilku miesiącach pełnych śmiechu i cudownych chwil, w wakacje, które oddzielały szósty rok od siódmego naszej nauki, jednak krótko po tym, gdy mrok Voldemort'a ogarnął nasz świat, co przypuszczaliśmy od dłuższego czasu, zostaliśmy oddzieleni.
Ja, wraz z innymi Gryfonami i wychowankami pozostałych domów, walczyłam na terenie Hogwartu, który walił się wtedy z każdą chwilą coraz bardziej, podczas gdy Teodor z Draco'nem i Blaise'm zmuszeni stanęli po stronie Czarnego Pana pod groźbą odebrania tego co kochają.
Nasze dłonie złączyły się ponownie dopiero gdy Harry Potter pokonał zabójcę tylu czarodziei, lecz po jakimś czasie Zakon Feniksa ukazał swe czarne skrzydła i ostre kły.
Na początku nie chcieliśmy znów się od siebie izolować. Myśleliśmy, że razem będziemy silniejsi, ale żarty skończyły się gdy uprowadzili Teo, który ledwo uszedł z życiem.
Raz jeszcze wystawiliśmy się na próbę, a gdy zakończyła się ona wraz z upadkiem Zakonu i późniejszym objęciem stanowiska Ministra przez McGonagall, poczuliśmy niesamowitą ulgę i szczęście, że to już koniec.
Wtedy tak myślałam.
Następnie pojawił się Mung, a uczciwość Teodora i jego upartość, która z pewnością jest większa niż u osła, nie pozwoliła, by opuścił tę sprawę lub przynajmniej działał ostrożniej.
                      A teraz go nie ma.
Swoją zmianę kończy po południu. Miał załatwić jeszcze jakąś sprawę, ale jest już środek nocy i na pewno coś się stało.
Draco i Blaise wraz z kilkoma aurorami rozpoczęli poszukiwania, lecz kiedy zapadł zmrok, Ślizgoni wrócili do siebie, choć jestem pewna, że nawet teraz nie śpią, zupełnie tak jak ja.
Pansy siedziała razem ze mną. Bez słowa weszła do środka i siadła koło mnie wiedząc, że sama jej obecność mi pomoże. Jestem jej ogromnie wdzięczna, bo ona sama dopiero co wyszła z dołka, w który wpadła po stracie córki, i tak naprawdę nigdy z niej do końca nie wyjdzie.
Niczym wazon, który upadł i roztrzaskał się.
Można go naprawić, ale jeśli dokładnie się przyjrzymy, ujrzymy miejsca, w których został sklejony.
                   Poza nimi nie mam nikogo. Jestem pewna, że Hermiona również nie odstąpiłaby mnie na krok, ale wiem o jej sytuacji-o Harry'm, który dopiero się znalazł, o pogorszeniu stanu Złotej Trójcy, która co prawda podobno wróciła do idealnego stanu, lecz z tego co słyszę jeszcze nie do końca oraz o klątwie, która na niej ciąży.
Nie miałam serca, by jeszcze tym zadręczać jej głowę.
                 Podrywam się z miejsca gdy słyszę, że ktoś puka do drzwi, z taką siłą, że kakao wylewa mi się z kubka, który dotychczas trzymałam w dłoni.
Szybko, z wściekle bijącym sercem, biegnę ku nim z coraz większą obawą, która wręcz pęcznieje wewnątrz mnie.
-O Boże!-wołam gdy otworzywszy drzwi, zauważam Nott'a, który przykuca, prawie leży pod drzwiami z posiniaczoną twarzą, krwawiącą wargą i zamglonym spojrzeniem.
Ostrożnie, by nie zrobić mu krzywdy, biorę go pod ręce i prowadzę do sypialni, która znajduje się niedaleko, na parterze, wsłuchana w jego pojękiwanie, które rozdziera mi serce jednocześnie nie mogąc odciągnąć od siebie wrażenia, że nie ma nawet siły ustać na nogach, bowiem szurają one jedynie po podłodze jak u szmacianej lalki.
-Nic nie mów.-proszę gdy widzę, że otwiera pokrwawione usta pewnie, by się wytłumaczyć.-Zaraz przyniosę wszystkie eliksiry, bandaże...Zajmę się tobą.-dodaje jednocześnie myśląc, że muszę dać znać Draco'nowi, Blaise'owi, Pansy i profesor McGonagall, by odwołała poszukiwania.
Znalazł się.
I ktoś nie oszczędzał ciosów.


*****

Hermiona 



                A jednak to zrobiłam, myślę gdy stoję przed drzwiami jego mieszkania.
Ale nie mam wyjścia!
Głowa mi pęka, ma wrażenie jakby każdy centymetr mojego ciała konał, a czuje się tak jakbym chodziła po falującej wodzie.
Muszę to zrobić, muszę zapukać, przypominam sobie jednocześnie starając się zignorować  dumę i Gryfoński honor, który, aż krzyczy, że nie warto płaszczyć się przed Ślizgonem, który na pewno zrobi wszystko, by obrócić to na swoją korzyść lub raz jeszcze dać pokaz swojej dominacji. 
Nie.
Tak.
Nie.
Tak.
Nie.
Tak.
Zapukałam.
A czas zaczyna wlec się niesamowicie. Przysuwam się bliżej i przystam ucho do drzwi nasłuchując kroków, które nawet po dłuższym czasie nie nadchodzą.
Proszę nie karz mi wracać na ten deszcz!
-Granger?-pyta gdy otwiera szeroko drzwi.
Przełykam głośno ślinę i przytakuję głupawo jednocześnie zauważając, że jego oczy wydają się całkiem nieobecne, włosy ma rozczochrane i wcale nie podrywa się, by poprawić je szybko z cichym pomrukiem, że zawsze musi wyglądać idealnie, a zamiast koszuli, ma na sobie czarny luźny T-shirt, na którym to zatrzymuje wzrok na dłużej gdyż nigdy nie widziałam go w luźnym ubraniu.
-Proszę, nie karz mi się teraz tłumaczyć i wyjaśniać.-wzdycham tonem pozbawionym emocji na co on unosi brew zdziwiony brakiem hartości, a kiedy przesuwa wzrokiem po mojej twarzy, pewnie zmęczonej i niezbyt atrakcyjnej, przez co spuszczam głowę, bez żadnego dodatkowego słowa wpuszcza mnie do środka.
-Dzięki.-mruczę cicho ściągając kurtkę i buty.
-Wiesz, że prawie czwarta nad ranem?-pyta i prowadzi mnie do kuchni, w której nalewa mi szklankę wody, którą wypijam łapczywie.
-Ciesze się, że mimo to nie śpisz.-odpowiadam wymijająco, gdy odkładam szkło na blat przed nim.Otwiera usta, pewnie chcąc uzasadnić dlaczego o tej porze jest już na nogach, ale po chwili zamyka je nie pozwalając, by wypłynęło z nich chociaż jedno słowo, uznając zapewne, że nie warto lub, że nie muszę tego wiedzieć.
Speszona tym, że nie odrywa ode mnie wzroku ukrywam twarz w dłoniach, lecz jego prychnięcie zmusza mnie do poderwania głowy.
-Co z tobą znowu nie tak, Granger?-pyta prostując się, a następnie stając obok mnie.
-Pomóż mi.-wzdycham raz jeszcze gdy decyduje się na zrzucenie dumy i zdeptanie jej własnym butem-Zawsze robiłam wszystko sama, ale teraz...nie daje sobie rady, Malfoy.
-Najwidoczniej, skoro przyszłaś do mnie w środku nocy z własnej, nieprzymuszonej woli.-uśmiecha się krzywo.-I jesteś w miarę miła.
-Odbije sobie gdy odzyskam siły.-gwarantuje szybko wbijając swe oczy w jego potargane włosy.
-Czeko właściwie ode mnie oczekujesz?-pyta po chwili lekko mrużąc oczy.
-Pamiętasz jak kiedyś napomniałeś, że mogę się u ciebie zatrzymać gdyby...
-Hola, hola! Mogę Ci pomóc, ale...
-...i to byś zrobił.-przerywam spuszczając głowę. Boże jakie to upokarzające! Prosić go o łaskawe wyciągniecie pomocnej dłoni w moją stronę i tłumaczenie się.-Męczę nie tylko siebie, ale i Harry'ego i Ron'a...
-...oni mnie akurat nie obchodzą.-przypomina wzruszając ramionami na co wewnątrz gotuje się jeszcze bardziej.
-Ale mnie tak!-tupię nogą.-Dotrzymaj słowa, Malfoy. Tylko tego od Ciebie wymagam.-dodaje ciszej gdy jestem już spokojniejsza.
-Jak ty to sobie...chociaż, czekaj.-plącze się jednocześnie pozwalając, by na twarz wpłynął mu wyraz ekscytacji.-Coś za coś.
-Malfoy!-wołam oburzona jego zachowaniem i chęcią zdobycia zysku nawet w takiej sytuacji.
-Zrobimy tak.-postanawia całkowicie ignorując moją uwagę i niedbale wykonując bliżej nieokreślony ruch dłonią w powietrzu.-Pokaże Ci gdzie będziesz spała, mam jeden wolny pokój...Zostaniesz dopóty, dopóki nie uwolnie cię od tego cholerstwa, ale jeśli sama będziesz chciała odejść, z przyjemnością otworzę Ci drzwi.-kontynuuje mocniej zaznaczając ostatnie słowa z chytrym uśmiechem na twarzy.
-A gdzie haczyk?-pytam starając się zachować trzeźwość umysłu, gdyż sądząc po jego wyrazie twarzy na pewno czegoś ode mnie w zamian oczekuje.
-Porozmawiamy o tym jutro, znaczy dzisiaj tyle, że o normalnej porze.-odpowiada wymijająco.-Tylko czy ty w ogóle wierzysz, że może nam się udać?-pyta w trakcie prowadzenia mnie korytarzem.
-Tak.-odpowiadam kiedy przepuszcza mnie w drzwiach, które moment temu otworzył.
Pokonuje protestujący krzyk w mojej głowie, która jest tak wyczerpana, że dawno powinna przestać pracować, i w geście popracia swych słów kładę dłoń na jego ramieniu.
Blondyn wzdryga się na wskutek mojego dotyku, a przez moje ciało przechodzi impuls jakby lekko pokopał mnie prąd.
Spogląda na mnie nieodgadniętym wzrokiem, a gdy po chwili odgarnia mokry kosmyk włosów, który zsuwa się mi na oczy, uświadamiam sobie, że jeszcze nie zdążyłam rzucić na siebie zaklęcia wysuszającego, więc muszę wyglądać jak mokra kura.
-W takim razie, choć raz mamy takie same zdanie na jakiś temat.



*****




                 Usnęłam niemal natychmiast i sądzę, że z powody zmęczenia.
Gdy się obudziłam od razu skierowała swoje kroki wgłąb mieszkania, by sprawdzić czy blondyn również już wstał czy też nie.
Muszę coś załatwić, omówimy co dalej jak wrócę. Czuj się jak u siebie, ale bez przesady, napisał na pergaminie, który znalazłam na stoliku w salonie i jednocześnie przypomniał mi, że ja też zostawiłam wczoraj wiadomość tyle, że dla swoich przyjaciół, którzy sądząc po godzinie-10:27-już ją pewnie odczytali.
Miałam wrócić niedługo. Późnym wieczorem albo z samego rana. Nie zrobiłam tego.  
                   Z braku zajęcia zaczynam plątać się bez głównego celu po mieszkaniu oraz zastanawiać się co mam robić dalej ze swoim życiem. Wszyscy odnaleźli się po ostatnim czasie niepokoju. Mają swoje miejsce, zajęcie, pracę, a ja w swoim domu czuje się jak u gości, a na zatrudnienie w Ministerstwie, które mi zaproponowali i proponują do tej pory, nie chcę się zgodzić.
Chcę robić to co lubię. Coś co sprawiałoby mi przyjemność i dawało satysfakcje, a praca, zapewne za biurkiem, w którymś z departamentów nie spełniałaby moich oczekiwań.
                    Kuchnia Malfoy'a nie jest mi obca mimo, iż znam ją tak naprawdę tylko powierzchownie.
Otwieram lodówkę i wyciągam z niej sok oraz produkty, z których zamierzam sobie zrobić śniadanie.
Kilka ruchów różdżki i gotowe.
Następne kilkanaście minut zajmuje mi zaznajomienie z pozostałymi półkami, a szczególnie z tym co znajduje się w poszczególnej z nich. 
                    Łazienka i salon nie wymagają dokładnej orientacji i znajomości, lecz gdy zamierzałam już wracać do siebie-przebrać się i wyjść na spacer, który skończyłby się wizytą u Harry'ego i Ron'a, którym pewnie jestem winna wyjaśnienia, bo przecież co to zwykły kawałek pergaminu-nie mogę oprzeć się pokusie i mojej wrodzonej wadzie, że nie znoszę miejsc, w których nie byłam ani gdy jest coś czegoś nie wiem, naciskam na klamkę i wchodzę do pokoju blondyna.
Nie ma sowy, myślę gdy przekraczam próg, bowiem pokój ten był jedynym gdzie mogła się znajdować.
Timber, ta którą poznałam, i która niefortunie mnie ugryzła, została w domu, który zajmowaliśmy podczas starcia z Zakonem. Malfoy nie porzucił jej, ale jest ona po prostu przyzwyczajona do tego miejsca i, jak to kiedyś napomniał, nie lubi stamtąd odfruwać.
                      Jak można było się spodziewać ściany są szare.
Pościel zasłony i boki książek, które pewnie są tak naprawdę albumami są zielone, a reszta to zwykłe meble, choć zwykłe to tak naprawdę najdroższe jakie mógł kupić.
Na większym biurku leży gazeta z, aż krzyczącym nagłówkiem mówiącym, że Draco Malfoy zaczyna pierwsze przygotowania do rozpoczęcia swej pracy w Hogwarcie, którą będzie pełnił od nowego roku szkolnego.
Na ścianach wiszą czarne ramki za zdjęciami co świadczy, że nie jest tak do końca człowiekiem ze stali.
Piękno w prostocie. 
                     Jestem ciekawa jak to będzie wyglądało.
Ja i on we wspólnym mieszkaniu. Przecież to wiąże się z mnóstwem niekomfortowych sytuacji, a on na pewno do nich doprowadzi! Najgorsze jest to, że jak to sobie niedawno uświadomiłam, lubię to, myślę gdy opadam na krzesło przy wspomnianym biurku.
Zaczynam odsuwać szuflady, choć zdaje sobie sprawę, że to naruszenie jego prywatności, ale moja upierdliwa ciekawość znowu wydaje się silniejsza.
Papiery, umowy, szpargały, zeszyty, magiczne pióra, złoty znicz, zdjęcia....
Po chwili z rozczuleniem na twarzy biorę je do rąk spodziewając się, że ujrzę kolejne fotografie matki, Blaise'a, Pansy czy Teo z Katie...
Kingsley!
Co to do cholery ma być?!
Szybko podnoszę się z miejsca i bardziej wysuwa szufladę, by po chwili znaleźć większą ilość śliskiego papieru.
Parzą moje palce, więc wypuszczam je na ziemię. Biegiem kieruje się do swojego pokoju w poszukiwaniu różdżki. Przekopuje najbliższe półki i łóżko przepełniona dziwnym poczuciem fascynacji i poddenerwowania. Nowym odkryciem.
Gdy wracam, wręcz ślizgając się po podłodze zaklęciem podnoszę zdjęcia ku górze, a następnie na biurko.
Czuję się tak jakby coś ważnego miało uciec mi sprzed nosa jeśli nie będę działać szybko.
Rzucam tyle zaklęć ile tylko znam, z mej różdżki błyskają kolorowe iskry.
Wygląda na to, że Malfoy wcale sobie tego nie odpuścił, a wręcz przeciwnie-ma w biurku, na fotografiach mnóstwo ujęć z różnych dni!, myślę z oburzeniem gdy udaje mi się pokonać bariery i czarne tło zaczyna znikać ze zdjęć ujawniając to co na nich zawarte.
Widocznie zapomniał zabezpieczyć tego pierwszego skoro ujawniło się bez żadnych czarów.
On prowadzi całą, dokładną dokumentację  tymczasowego życia byłego Ministra!
Harry miał rację. On coś kombinuję.


*****

Draco





-Auł!-słyszę gdzieś z boku.-Może weź pod uwagę, że tu gdzieś mogą być ludzie!-krzyczy Blaise, a gdy odwracam się w jego stronę zauważam, że oberwał jedną z latających w powietrzu  cegłówek w ramię, które aktualnie pociera.
-Już jesteście?-rzucam okiem na stojącą niedaleko Zabini'ego Pansy.-Zabezpieczę teren i możemy się teleportować.
-A gdybym tak dostał w głowę?
-Ale nie dostałeś.-przewracam oczami wykonując pierwsze ruchy różdżką.
-Ale mogłem!-burzy się dalej.-A gdyby Pansy...
-...w przeciwieństwie do ciebie jest na tyle inteligentna, że zdaje sobie sprawę, iż lepiej nie podchodzić w okolice terenu, po którym lata mnóstwo przeróżnych rzeczy.-przerywam rzucając zaklęcia.
-No wiesz!-prycha Blaise zakładając ręce na piersiach.-Pospiesz się.-dodaje naburmuszony odchodząc.
-I tak wiem, że się nie obraziłeś!-odkrzykuje za odchodzącym na co on jedynie przyspiesza kroku.
                   Gdy wszystkie zaklęcia, które miałem rzucić, są już rzucone, zaczynam stawiać kroki ku małżeństwu, a gdy staje naprzeciw nich teleportujemy się.
-Jak dalej będziesz się tak krzywił to tylko pogorszysz jego stan, a nie polepszysz naszą wizytą.-mówię gdy nasze stopy ponownie dotykają podłoża.
-Draco ma rację, Blaise.-przyznaje Pansy i łapie go za rękę, by po chwili złożyć na jego policzku lekki pocałunek.-Uśmiechnij się.-dodaje i kiwa na mnie głową dając mi do zrozumienia, że mam zapukać.
I robię to.
Czekamy chwilę, a później słyszymy coraz to głośniejsze kroki.
-Wejdźcie.-mówię Katie jednocześnie przepuszczając nas w drzwiach.-Nie wie, że macie przyjść.
-Tym lepiej.-zauważam wchodząc wgłąb mieszkania ówcześnie ściągając płaszcz.
Doskonale znając drogę zmierzam ku sypialni, w której powinien być Teo.
                   Nott leży z zamkniętymi oczami wśród białych poduszek na równie białej pościeli.
Na półce nocnej, przy łóżku leży szklanka z wodą i owoce, których sądząc po stanie nawet nie tknął.
Jedna ręka zwisa z łóżka bezwładnie, warga jest rozdarta w kilku miejscach, jedno oko podbite, a reszta ciała, którą widzę-policzek, szyja, ręka-pokryta siniakami. 
-Otwórz oczęta śpiąca królewno!-woła Blaise gdy staje obok mnie, tak głośno, że aż ja się krzywię.
-Nie ładnie tak się wylegiwać podczas gdy inni harują.-mówię uśmiechając się chytrze jednocześnie kręcąc głową kiedy Teo podnosi powieki niemrawo.
-Zachowujcie się!-prosi Pansy zakładając dłonie na biodrach, lecz nie na długo, gdyż już po chwili idzie ku poszkodowanemu i przysiada na skrawku łóżka jakby bojąc się że nawet zbyt bliską obecnością może sprawić mu ból.-Jak się czujesz?-pyta cicho.-Oni nigdy nie byli zbyt taktowni, ale naprawdę przypominasz...nieco poobijane warzywko, Teo.-dodaje z ciepłym uśmiechem.
Chłopak sięga po jej dłoń i ściska lekko jej palce.
-Ciesze się...-kaszle ciężko.-...że już jesteście.


*****

Hermiona


                    Kiedy tylko udaje mi się uspokoić, pożyczam sowę od sąsiada Malfoy'a, swoją drogą bardzo miłego, a następnie wysyłam liścik do domu, który dziele z przyjaciółmi, by przekazać im gdzie jestem i, że mogą wieczorem tutaj przyjść.
Na razie nie napisałam im o tym co odkryłam, ale będę musiała im o tym powiedzieć. Przynajmniej Harry'emu, który w odpowiedzi, którą naprawdę szybko dostałam, prócz dużej ilości wykrzykników i mini wykładu, znalazłam też linijkę o tym, że Teodor został poturbowany.
Poturbowany, to może złe słowo, jeśli wierzyć relacji Charles'a-jednego z aurorów, który brał udział w poszukiwaniach wczorajszego wieczoru, i który rozmawiał z Wybrańcem.
Podobno nie znają jeszcze sprawcy, ale kiedy Malfoy będzie się do niego wybierał zabiorę się z nim. To okropne co go spotkało i on na pewno wie kto mu to zrobił.
                    Uświadomiło mi to dlaczego Malfoy wczoraj, a raczej dzisiaj, bowiem kiedy zapukałam do jego drzwi było około czwartej rano, jeszcze nie spał.
Pewnie też rozglądał się po kilku miejscach i nie mógł zasnąć.
-Granger? Jesteś?-słyszę nagle i szybko podnoszę się z miejsca na dźwięk jego głosu podczas gdy cała złość spowodowana tym, że nie dotrzymuje umowy no nowo we mnie wybucha, choć z początku chciałam o tym zapomnieć i na razie nie dać mu do zrozumienia, że wiem o jego mini śledztwie.
-Jak masz mi pomóc i dotrzymać słowa skoro nawet nie potrafisz zastosować się do umowy, którą wszyscy razem zawarliśmy?!-krzyczę z założonymi rękami taksując go wyzywającym spojrzeniem.
-O co ci chodzi?-pyta jeszcze spokojnym tonem mimo, iż jego szczęka lekko się trzęsie co świadczy o tym, że zdenerwował się.
-Znalazłam te zdjęcia, Malfoy.-rzucam jednocześnie przywołując je zaklęciem w stronę stolika, który  nas oddziela. Pokonuje chęć, by przejechać dłonią po jego szczęce i tych wyraźnych rysach podbródka.-Obiecałeś! Mieliśmy..ty miałeś trzymać się od niego z daleka. Tak bardzo chcesz żeby wrócił?! Może ty nie, ale ja nawet kiedy go nie ma czują go za sobą!
-Ty się go po prostu boisz, Granger!-krzyczy jednocześnie zmierzając ku mnie i odpychając stolik, za pomocą różdżki, na bok. Wzdrygam się, bo tak naprawdę między innymi to czuję. Strach i jego oddech na karku.-Ty i cała reszta! Rozumiem Pansy, Blaise...stracili dziecko, ale my powinniśmy go ścigać. Na prawdę nie rozumiecie, że spokój będziemy mieli dopiero wtedy kiedy wyląduje w Azkabanie, albo zginie od razu!
-Zginie? Zginie?! Dlatego go szukasz, bo to właśnie ty chcesz go zabić!-wołam na co on szybko zbliża się do mnie z różdżką w dłoni.
-Everte Stati!-krzyczę spanikowana, lecz on odbija atak.-Chcesz pomścić dziecko Pansy i Blaise, Snape, ale przede wszystkim matkę, o to ci chodzi, Malfoy!
-Lapifors!
-Expelliarmus!-odkrzykuje, a gdy on robi to samo przed nami błyska błękitne światło, a po chwili nasze różdżki wypadają nam z rąk.
-Świat bez niego. To jest spokój, Granger!-próbuje mnie przekonać, a jednocześnie rzuca się w moją stronę i mocno ściska za nadgarstki.-Zresztą nie byłoby problemu gdybyś nie przeszukiwała mojego pokoju. Nienawidzę tej Twojej ciekawości! To może dlatego nie potrafisz utrzymać przy sobie żadnego faceta, co?
-Kto to mówi!-wołam oburzona, a jednocześnie zdenerwowana tym, że po raz kolejny odkrył mój słaby punkt, który również zadręcza moje myśli.-Ile najdłużej byłeś w jednym związku? Tydzień?!-odkrzykuje tak głośno, że blondyn krzywi się i mocno przyciska do swojego torsu, by zmniejszyć moc moich decybeli na wskutek czego ostatni wyraz raczej mruczę w jego koszule.
-Różnica polega na tym, że to ja rzucam, skarbie.-mówi cicho.
Przez kolejne chwile się nie odzywamy. Wsłuchujemy się w nasze ciężkie oddechy, a kiedy stoimy tak-ja z policzkiem przyciśniętym do jego klatki piersiowej-śmiało mogę twierdzić, że na wskutek nerwów jego serce bije równie szybko co moje.
Nasze różdżki leżą daleko, zdjęcia nadal są na stoliku, który odsunięty jest niedbale, a on zaczyna rozluźniać uścisk na moich łopatkach.
-Nie mam żadnych innych tajemnic, więc nic już nie trafi do Twoich ciekawskich łap czyli przez najbliższy czas nie mamy, prawdopodobnie, o co się pokłócić. Uspokoiłaś się już, Granger, czy masz jeszcze jakiś problem?
-Już.-odpowiadam cicho wciąż nie odrywając policzka od jego torsu.
-To, co? Możemy już porozmawiać o warunkach Twojego bycia tutaj?



*****

Liczę, że się wam podoba. 
Mnóstwo konkursów literackich-oto powód wszystkiego. 
Na wasze komentarze pod poprzednimi rozdziałami  odpowiem jutro gdy zrobię lekcję. 
Rozpoczęłam trylogię Oliver Lauren.
Delirium, pandemonium, requiem.
I love it ;)

Pozdrawiam mocno i dziękuję za wszystko!!



13 komentarzy:

  1. Hej.:)
    Rozdział genialny.
    Cieszę się, że Hermiona przełknęła dumę i poszła prosić Draco o pomoc. Ach, to zapowiada się ciekawie.
    Ale jak to pobili Teosia?? Teosia nie wolno bić! Teoś jest sympatyczny!
    Malfoy ma rację, że szuka Kingsleya. Nikt nie powinien mieć do niego o to pretensji.
    Cudownie!

    Ach Delirium..:D Cudna książka.:D Uwielbiam cytaty z niej, a "Mamo, powiedz proszę jak do domu wrócić..." jest moim ulubionym wierszykiem.:D
    Pozdrawiam,
    la_tua_cantante_

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci bardzo!

      Mamo, proszę, powiedz, jak do domu wrócić, Zgubiłam się w lesie, chciałam drogę skrócić.
      Spotkał mnie wilkołak i w swej okropności,
      Pokazał mi zęby i wyrwał wnętrzności.

      Mamo, proszę, powiedz, jak do domu wrócić, Zgubiłam się w lesie, chciałam drogę skrócić. Zatrzymał mnie wampir, miał krzaczastą brew, Pokazał mi zęby i wyssał krew.

      Mamo, proszę, powiedz, jak do domu wrócić, Zgubiłam się w lesie, chciałam drogę skrócić.
      Jestem już półżywa, nie mam siły stać.
      Spotkałam Odmieńca, co urzekł mnie wielce,
      Pokazał mi uśmiech i skradł moje serce.

      Nie mogłam się powstrzymać ;)

      Usuń
  2. uwielbiam Twoje opowiadanie, tyle rozdziałów i nie straciłaś natchnienia. Od początku do końca wysoki poziom, dzięki czemu czyta się dobrze
    Jak fajnie, że Miona poszła prosić o pomoc Draco, mam nadzieję, że to będzie jakiś przełom w ich relacjach. Oczywiście na dobre

    pozdrawiam

    zapraszam na kolejny rozdział dramione-zyciepelneniespodzianek.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się ciesze, że tak sądzisz i liczę, że nie zmienisz zdania do końca.
      Może i przełom, ale nie chcę robić niczego za szybko, by nie zrobić z tego czegoś bezsensownego.
      Pośpiech jest złym doradcą.

      Pozdrawiam również :D

      Usuń
  3. Super rozdział :)
    Nie mogę doczekać się następnego!
    Pozdrawiam i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję i postaram się wrzucić kolejny jak najszybciej :)

      Usuń
  4. Świetny rozdział, czekam na kolejny, i na to jak się rozwinie mieszkanie Dracze i Hermionki, oraz wyjasnienie co się stało z Teo :)
    Pozdrawiam,
    Tsuki <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Również pozdrawiam.

      Mam nadzieję, że kolejny rozdział również Ci się spodoba. Jak również rozwinięcie dalszej akcji :)

      Usuń
  5. No to się porobiło... Draco i Herm razem w mieszkaniu. Można się spodziewać, że sytuacji ciekawych i tych troche mniej bedzie niemało. A nawet już się zaczęły, bo akcję ze zdjęciami Kingsley`a należy do tego zaliczyć.
    Choć z drugiej strony fajnie, że Miona postanowiła skorzystać z pomocy Draco i przełamała swoją gryfońską dumę. Oj, jestem bardzo ciekawa ich dalszego wspólnego mieszkania.

    Biedny Teo. Tak czułam, że gdy zacznie zgłębiać się w sprawy szpitala może go cos takiego spotkać. Dobrze, że ma takich oddanych przyjaciół i wspaniałą dziewczynę ;)

    Jak dobrze, że stary Blaise wrócił. Jego teksty wnoszą wiele radości do całego opowiadania ;)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ludzie z desperacji robią różne rzeczy, ale nie zawsze dobrze się one kończą.
      W każdym razie długo, by nie pociągnęła, więc konieczność w pewnym sensie ją do tego zmusiła.

      Ciekawość to pierwszy stopień do piekła i jeśli nie zejdzie z drogi może okazać się, że go do tej czeluści wciągną.

      Pozdrawiam również :D

      Usuń
  6. Zgadzam się z przedmówcą :) Stary Blaise dopełnia opowiadania, Draco i Miona w jednym mieszkaniu? Robi się ciekawie!
    W jedną noc przeczytałam wszystkie dotychczasowe rozdziały i zakochałam się w tym *_*


    +zapraszam do siebie na nową notkę http://dont-you-cry-tonightt.blogspot.com/ (małą reaktywacja, małego bloga)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wejdę z przyjemnością kiedy znajdę chwilę i dziękuję za miłe słowa. Bardzo ciesze się, że tak polubiłaś to opowiadania i mam nadzieję, że Cię nie zawiodę.

      Pozdrawiam mocno!

      Usuń

Witaj

Tytuł aktualnego opowiadania: Czarny Raj
Tematyka : Potterowskie
Para : Dramione
Autor : Vivian Malfoy
Szablon : Szablownica




Obserwatorzy